Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przekazy duszy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Przekazy duszy - ebook

Oddajemy w Państwa ręce książkę "Przekazy duszy", która jest pierwszym w Polsce, a prawdopodobnie również na świecie, podręcznikiem uczącym sztuki komunikacji z duszą.
Dla podkreślenia dialogu człowieka z jego duszą, użyliśmy w tekście dwóch rodzajów czcionki. Słowa pisane kursywą należą do człowieka, który opowiada swoje historie, pyta, a czasami odpowiada na pytania. Zwykłą czcionką przemawia dusza. Zabiegu tego dokonaliśmy dla podkreślenia niezwykłości książki, która w całości została podyktowana właśnie przez nią. Słowa duszy są zwyczajne i proste, chociaż nie zawsze oczywiste, czasami nawet bulwersujące, ale z pewnością poruszające w nas tę delikatną strunę, która każe czytać dalej i nie pozwala oderwać się od lektury.
Autorka pełni w niej rolę tłumacza, kogoś posiadającego umiejętność rozumienia słów duszy.
Izabela Margańska, jak sama podkreśla, nigdy nie chciała napisać książki, nigdy nie miała zamiaru rozmawiać z duszą, a nawet nie bardzo interesowała się jej istnieniem. O sobie mówi, że jest normalnym człowiekiem z „gadającą duszą”.
Czytelnikowi zostawiamy wybór i decyzję skorzystania z zawartych tu porad.
Jedno nie ulega wątpliwości - nie mogliśmy przejść obojętnie wobec wiedzy przekazywanej nam wprost przez duszę. Ona jest jak wewnętrzny kompas, który posiadamy wszyscy i z którego możemy się nauczyć korzystać.
Od początku pracy nad książką towarzyszy nam przekonanie, że „Przekazy duszy” są lekturą obowiązkową dla ludzi poszukujących wskazówek w świecie chaosu i nieoczekiwanych zmian.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-944196-0-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część Pierwsza Miejsce człowieka we Wszechświecie. Kosmologia.

1. Akt stworzenia.

Nigdy nie chciałam napisać książki.

– A może książka chciała być przez ciebie napisana?

Już się przyzwyczaiłam do wtrącania się mojej duszy w najmniej oczekiwanych momentach, a jednak pytania, które ona zadaje, są odwrotne do logiki tego świata i ciągle mnie jeszcze zaskakują. Książka chciała być przeze mnie napisana. Jak mam to rozumieć? Chcieć czegoś może tylko ktoś, kto żyje, martwy przedmiot jest zdany na manipulację innych, tak przynajmniej do tej pory myślałam, a tu okazuje się, że jest inaczej.

Plan boży istnieje, jest napisany od początku do końca. Wszystko, co ma się przydarzyć, wszystko, co ma powstać, każde przedsięwzięcie, które ma być zrealizowane, już jest. Istnieje w postaci energii, potem dopiero szukane są osoby, które nadają się do jego zrealizowania w materii. To jedno z praw bożych, które jest nie do obalenia.

Nic samo się nie realizuje. Wszystko, co istnieje, jest realizowane przez kogoś innego, nawet my wszyscy. Każdemu z nas dali początek nasi rodzice, to oni zrealizowali nas w materii. Akceptacja tego jest niezbędna do zrozumienia boskich cudów, które podlegają Jego prawu, które sam napisał na początku stworzenia. Wszystko, co się dzieje, dzieje się z woli bożej, Bóg jest szefem największej na świecie korporacji, pracują w niej wszystkie istoty Wszechświata, każdy wykonuje tu swoją robotę. Korporacja ta rozwijała się z małej, jednoosobowej firmy, a na początku było tak:

Była przestrzeń, ogromna niekończąca się przestrzeń, zamieszkała tylko przez jedną osobę – przez Boga. Bóg był bardzo dobry, lecz bardzo samotny. Nie miał nikogo do towarzystwa, Jego istota wypełniała całą tę przestrzeń, więc niemożliwe było, żeby obok Boga zmieścił się ktoś drugi. Bóg zaczął odkrywać w sobie różne cechy, pierwsza była taka, że nie może zgodzić się z sytuacją, która jest dla Niego niedogodna. Zaczął więc szukać rozwiązań i wpadł na pomysł, że jeżeli nie istnieje przestrzeń do stworzenia czegokolwiek obok Niego, to jedynym możliwym rozwiązaniem, jest stworzyć coś wewnątrz siebie. Bóg jednak nie wiedział, jak ma wyglądać ten drugi, miał tylko jeden przykład istnienia – samego siebie. Pomyślał: jeżeli stworzę go identycznego ze mną, to znowu będę to ja, więc znowu będę sam. Bóg nie wiedział jednak, na czym polega inność, w Jego samotności nie istniało nic innego, więc nie mogła istnieć skala porównawcza. Był On. Materiałem, z którego był zbudowany, była energia, suma energii Wszechświata, a mówiąc ściślej – całego istnienia. W tym momencie Bóg wpadł na pomysł: wezmę z samego siebie i wziął trochę własnej energii, sprężył ją i umieścił w samym centrum siebie, swoje dzieło nazwał Sercem Boga. W ten właśnie sposób Bóg stworzył nie tylko pierwszą istniejącą rzecz, lecz także pierwsze prawa boskie i nazwał je.

Jednym z pierwszych boskich praw była hojność – ktokolwiek będzie chciał stworzyć cokolwiek, najpierw będzie musiał dać z siebie. Drugim, jednocześnie stworzonym prawem, była kreatywność – cokolwiek nowego zostanie stworzone, musi być trochę inne od poprzedniego. Prawa te działają do dziś, są niepodważalne i nie da się ich ominąć.

Każdy z nas został zrodzony ze swoich rodziców, którzy dali z siebie, żebyśmy powstali, każdy z nas jest podobny do swoich rodziców, lecz nie identyczny, istnieją zauważalne różnice.

Bóg chronił swoje dzieło, ono zawierało się w Nim samym, miał już pierwszego towarzysza. Kolejną rzeczą, którą zauważył było, że znowu nie ma nic do zrobienia, może tylko być, a kreatywność, którą rozpoznał w sobie Bóg, rozpierała Go, aż stwierdził, że nie ma sensu istnienie bez tworzenia.

Następna zasada, którą stworzył Bóg, głosi, że ciągle musi się coś dziać. W ten sposób wprawił w ruch całą swoją energię, ten ruch nigdy się nie zatrzyma – powiedział. A jeśli się zatrzyma, to przestanie istnieć.

Bóg z entuzjazmem używał swojej pierwszej cechy – kreatywności, i tworzył dalej, a ponieważ centrum było już zajęte, musiał swoje dzieła umieszczać w innych miejscach. Nudne byłoby – pomyślał, gdyby one wszystkie były takie same i w którymś momencie zacząłbym je mylić między sobą, więc, żeby móc rozróżniać swoje dzieła, każde z nich było trochę inne. I tak powstała różnorodność. Bóg tworzył, a jego dzieła istniały w całej swojej okazałości. Nadeszła jednak chwila, w której boskie dzieła zaczęły absorbować Jego uwagę, chciały, żeby ich Stwórca się nimi zajął. Bóg na chwilę przestał tworzyć, żeby wysłuchać, czego chcą od Niego Jego dzieła. Wpadł wtedy na pomysł i powiedział: na własnym przykładzie wiem, co to jest nuda i nic wam nie da, jeśli się wami zajmę. O wiele lepszym rozwiązaniem będzie, kiedy same się czymś zajmiecie. Wiem, zostaniecie Wszechświatami i zaczniecie tworzyć. W ten sposób, po raz pierwszy, część pracy została zlecona komuś innemu. Bóg najął swoich pierwszych pracowników, którym dał zadania i tak się dzieje do tej pory i nie można spod tego uciec – zaczyna się samemu, a kiedy nie można nadążyć, zleca się komuś część własnej roboty.

Wszystko dzieje się na wzór i podobieństwo Boga.

Wiem, ktoś już to zdanie napisał i to wiele razy, nie jest to mój autorski pomysł, nic z tego, co piszę, nie jest mego autorstwa. Ja podpisuję się pod tym raczej jako podwykonawca, niż autor, moja dusza powiedziała do mnie:

– Usiądź na krześle, które zostało dla ciebie przeznaczone, nie szukaj szczęścia gdzie indziej, twoje szczęście jest tutaj, nie w Tybecie, ani w żadnym innym miejscu na Ziemi, spod woli bożej nie możesz uciec.

Gdy już zaakceptowałam fakt, że właśnie to krzesło zostało przeznaczone dla mnie, dopiero wtedy dostałam do wykonania dzieło. Bóg zachowuje się tak, jak każdy przeciętny szef, nie ja mam robić to, co chcę, lecz On zleca mi konkretną robotę do wykonania, nie mam tu nic do gadania. To jest boska korporacja i każdy z nas ma w niej coś do zrobienia, a jak mu się nie podoba, to zostanie zastąpiony kimś innym. Boski plan stworzenia jest napisany do końca, jednak większość z nas nie rozumie sposobu, w jaki jest napisany. Zostało określone tylko to, co ma być zrobione, a nie to, kto to ma zrobić. Książka ta miała zostać napisana, najpierw została stworzona w energii, a następnie zaczęto szukać kogoś, kto ją zrealizuje w materii. Napatoczyłam się ja, nie jestem nikim więcej, niż tylko wykonawcą zleconej mi roboty i ręczę wam słowem, zacznijcie patrzeć na siebie w ten sposób, to jest pierwszy krok na drodze do szczęścia.

Powróćmy jednak do aktu stworzenia.

Dzieła boże – Wszechświaty, nie wiedziały, jak mają tworzyć, nigdy wcześniej tego nie robiły. Zapytały więc swego Pana, co mają robić, a on im odpowiedział: Co chcecie, kreatywność polega na pomysłowości, daję wam wolność tworzenia. Jednak Wszechświaty, dalej nie wiedząc, co mają robić, odwzorowały swojego Stwórcę, wzięły część siebie i umieściły ją w samym swoim centrum. Z powodu cech kreatywności i pomysłowości, każde z tych dzieł było inne, ale każde z nich miało tę samą funkcję, było centralną gwiazdą Wszechświata, tą najpiękniejszą i najjaśniejszą. Bóg patrzył, jak tworzą jego dzieci i cieszył się tym. Każde z nich było nieskończenie kreatywne i nieskończenie pomysłowe, lecz pomysłowość każdego z nich rozwijała się w inny sposób.

Bóg to zauważył, a ponieważ jest mądry, stworzył następną zasadę i nazwał ją niepowtarzalnością. Odtąd coś, co stało się przez przypadek, przemieniło się w zasadę. Wszechświaty, kreując swoje dzieła, ćwiczyły się co raz bardziej w kreatywności. Każdy jednak doskonalił się w innym kierunku i tak, z woli bożej, powstała specjalizacja. Na koniec, żeby każdy mógł cieszyć się wszystkim, nie tylko tym, co sam stworzył, Bóg zaproponował swoim dzieciom, aby zaczęły zamieniać się na dzieła i tak powstała wymiana.

Coś Wam to przypomina? Tak, nikt z nas nie może wymyślić niczego nowego, możemy jedynie używać boskich zasad do kreacji. Niezależnie od tego, ilu wojen byśmy nie rozpętali, ilu krzywd nie zrobili innym, to świat, w którym żyjemy, zawsze będzie powracał do boskiej równowagi.

Z dniem, w którym oddałam swoje życie w ręce Boga, powoli zaczęłam zauważać czyniące się małe cuda. Dziwnym trafem, jak wtedy to nazwałam, zaczęłam przyciągać do siebie bardzo dobrych ludzi. Na początku działo się to małymi kroczkami, nie miałam pojęcia w jaki sposób. Jeszcze dostawałam tzw. kłody pod nogi, ale były one coraz mniejsze i coraz łatwiej było je przeskoczyć. Nie istnieje inna możliwość, niż poddać się temu, co Bóg nam posyła.

Ktoś powiedział, że pracuję na etacie u Boga, nie wiadomo tylko w jakiej firmie. Ja na to odpowiadam – w boskiej korporacji.

Sprowadzając cechę boskiej kreatywności na planetę Ziemię, od razu można zauważyć, że my ludzie, kreujemy dokładnie w ten sam sposób, co Bóg. Ale, co jest nie tak, skoro nie możemy być szczęśliwi tak, jak Bóg, że nie czerpiemy zadowolenia z naszej twórczości?

Mam pewną przyjaciółkę w Grecji, teraz jest bezrobotna, ale przez wiele lat pracowała w firmie odzieżowej. Opowiadała mi, jak źle odnoszą się do pracowników kierownicy i właściciele firm, jakimi wyzwiskami ich obrzucają. Pamiętam, kiedy mówiła do mnie: Nie kupuj ubrań naszej firmy, moi pracodawcy to źli ludzie. Warte zastanowienia jest to, dlaczego człowiek odnosi się z nienawiścią do czegoś, co wyszło spod jego ręki. Co poszło nie tak? W którym momencie wolność tworzenia przerodziła się w przymus? Kto i kiedy ograniczył nam boskie dary?

Wszechświaty radowały się swoją twórczością i swoją różnorodnością, kochały się między sobą, a Bóg patrzył na to z zachwytem. Kreacje rosły, aby stwarzać coraz więcej przestrzeni dla swoich własnych kreacji, aż w pewnym momencie, wypełniły sobą całą przestrzeń Boga, zabrakło miejsca dla twórczości i w ten sposób stworzył się zastój.

W tym momencie sama czuję zastój i zastanawiam się, co piszę. Akt stworzenia? Skąd mi się to bierze?

– Pisz – mówi moja dusza

– ja ci to dyktuję, to prawda absolutna i niepodważalna, tak się wydarzyło.

– A co z wersjami wydarzeń? – pytam. Jeżeli nasz świat jest odzwierciedleniem waszego świata, tak jak już wcześniej mi to mówiłaś, to w waszym świecie muszą też istnieć wersje wydarzeń, uzależnione od punktu, z którego się na nie patrzy.

– Właśnie tak – odpowiedziała moja dusza

– po co pisać kolejną książkę o tym samym, jeśli tylko to istnieje? Napiszemy to jeszcze raz, podając naszą wersję wydarzeń.

– A jaka ona jest? – pytam z ciekawością.

– Inna – odpowiada

– każdy, kto już napisał podobną książkę, opierał się przede wszystkim na historii własnego życia. Krótko mówiąc, rady dawane przez tamtych autorów, wprowadzają czytelników na drogę zrozumienia, jak z biednego i nieszczęśliwego stać się bogatym i szczęśliwym. Nie neguję tych rad, one są prawidłowe. Prawdą absolutną jest, że stosując się do praw boskich, można wyjść ze ślepego zaułka.

Jednak pytanie brzmi inaczej: Skoro metoda jest już ogólnie dostępna, to dlaczego nie został jeszcze rozwiązany ten problem na świecie? Ponieważ jest jeszcze druga strona medalu, która mówi nam coś innego. Bardzo niewiele osób, które napisały tego typu książki, było bezdomnych, zdarzyli się tacy, ale była to mniejszość. Większość autorów opisywała siebie, jako zwykłych pracowników, którzy mieli nieciekawą i nisko płatną pracę, ich pensje były niższe, niż czynsz mieszkania, w którym można było po ludzku żyć, musieli więc mieszkać w oficynie jakiejś bardzo starej kamienicy i ledwo wiązali koniec z końcem. Dla kogo ci ludzie pracowali? Każdy z nich dla jakiegoś pracodawcy.

Panuje wśród nas opinia w stosunku do pracodawców, że pieniądze szczęścia nie dają, że nie trzeba aż tyle mieć, że ten biedny to też człowiek, że mu się należy itd. W tym miejscu tworzy się konflikt, który postaramy się w tej książce rozwiązać. Jeżeli mają dać mi szczęście pieniądze, których jeszcze nie mam, to dlaczego jest nieszczęśliwy ten, który już je ma? W którym miejscu postawiona jest granica, która określa ilość posiadania jako przesadną, uzbierane przedmioty jako zbędne, a potrzeby wygórowane? Kto i w jaki sposób określa, ile powinno się mieć i, koniec końców, dlaczego bogatym stale dawana jest rada, że ich szczęście ma polegać na rozdawaniu swojego majątku? Być może nie wystarczy tłumaczyć zamożnemu, by kochał biednego, ale także każdy biedny powinien uświadomić sobie, że ten bogaty, to też człowiek i również zasługuje na miłość.

Mieszamy problem w jednym garze, karząc biednemu się wzbogacić, a bogatemu zbiednieć. Czy rozwiązanie problemu polega na zamienieniu tych dwóch osób miejscami? Chyba nie i o tym właśnie będzie ta książka.

– Co ja piszę, u licha? – zastanawiam się. Przecież nigdy nie byłam bogata, skąd mam wiedzieć, co tu napisać?

– Znowu się martwisz – podpowiada moja dusza

– martwienie się to blokada, uniemożliwiająca czerpanie ze źródła boskiej inspiracji. W jaki sposób zaczęłaś pisać tę książkę?

– Ty ją zaczęłaś – odpowiadam – ja nie miałam zielonego pojęcia jak to zrobić. Zastanawiałam się nad tytułem, którego na tym etapie, muszę przyznać, jeszcze nie mam i nadal nic mi nie przychodzi do głowy, a ty nic mi nie podsuwałaś. Pół Wszechświata parło na mnie, żebym napisała książkę, a ja nie miałam pojęcia, o czym ona będzie. Zastanawiałam się nad wstępem i miałam pustkę w głowie, potem nad tym, jak w ogóle zaczyna się pisać książkę. Moja dusza podpowiadała mi, że książka wcale nie musi być napisana od początku. Przypomniał mi się wtedy pewien wywiad telewizyjny ze znanym aktorem, dokładnie ten moment, w którym mówi, że jedna z końcowych scen filmu została nakręcona jako pierwsza. Zaakceptowałam to, lecz nadal czułam, że w głowie mam jedynie stóg siana, nic więcej. Ludzie wokół napierają na mnie, że mam zacząć pisać, a tu nic. Muszę się z tym przespać – pomyślałam i zasnęłam na kilka godzin. Po przebudzeniu pustka w głowie nadal zajmowała swoje miejsce i za nic nie chciała się wycofać. Wycofałam się więc ja. Nie będę pisać żadnej książki, nie nadaję się do tego, przecież nigdy nie chciałam niczego pisać.

– Usiądź i napisz to – odezwała się wreszcie moja dusza.

Byłam wściekła, co dusza każe, ja muszę robić. Usiadłam więc przy laptopie, otworzyłam plik w Wordzie i napisałam: Nigdy nie chciałam napisać książki. W tej samej sekundzie poczułam ten znajomy przypływ energii, pozwoliłam się prowadzić, palce same biegały po klawiaturze, bez mojego świadomego udziału. Jednym tchem zapisałam dwie strony, zatrzymałam się. Musiałam przeczytać to, co napisałam. Wróciłam do początku i napisałam tytuł rozdziału: Akt stworzenia. Moja dusza miała rację, ta książka chciała być przeze mnie napisana.

– Dlaczego właśnie ja zostałam wybrana do dokonania tego dzieła?

– Ponieważ zadajesz głupie pytania – dostaję odpowiedź od duszy.

Moja dusza nigdy nie głaskała mnie po uszach, zawsze bez ogródek mówiła, co o mnie myśli. Pokazywała mi wszystkie moje cechy od najgorszej strony, wiele razy się przez nią popłakałam, w końcu przyzwyczaiłam się do jej ciętego języka. Teraz jest mi z nią dobrze i za każdym razem, kiedy obala mój system myślowy, a robi to średnio pięć razy dziennie, śmiejemy się razem. Teraz nadszedł moment, w którym cecha zadawania głupich pytań, jest niezbędna do tego, żeby napisać książkę, zleconą przez samego Boga. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

– Wiesz, jesteś bardzo ograniczona – znowu

odzywa się do mnie dusza

– sama nie potrafisz pojąć swojego problemu. Pamiętasz, kiedy znalazłaś pracę w tym trzeciorzędnym gabinecie fizykoterapii? Dostałaś marną posadę za marne pieniądze i byłaś szczęśliwa, że dostałaś ją właśnie ty. Zapytałaś wtedy swojego pracodawcy, dlaczego akurat ciebie wziął na to miejsce. Powiedziałaś mu wówczas, że jest wiele osób o lepszych kwalifikacjach od ciebie do tej pracy. Cieszyłaś się jak wariatka z pensji zasadniczej i cicho siedziałaś, żeby nie stracić posady. Tłumiłaś w sobie poczucie gniewu wobec bogatych ludzi. Miałaś wtedy zły stosunek do pracy, kochałaś swoje zajęcie, wierzyłaś w nie, ale nienawidziłaś swoich klientów. Z samego rana zlatywały się do gabinetu niepracujące kobiety, których mężowie zarabiali od 2.500 do 3.000 Euro, dobre pieniądze, ale nie aż tak dobre, żeby mogły iść do bardziej ekskluzywnych salonów. U was jedna terapia zaczynała się od 25 Euro, a w tych ekskluzywnych, nawet 150 Euro za to samo. Głupie babska – myślałaś sobie, zamiast zająć się czymś konkretnym, to od samego rana każą sobie tyłki smarować. Nic im nie jest, same wymyślają sobie choroby, a ty musisz się głupio uśmiechać. Na takie terapie powinni przychodzić ludzie pracujący fizycznie, przemęczeni, których wszystko boli po całym dniu noszenia ciężarów.

– Masz rację – odpowiadam – ale gdzie tu jest błąd w moim myśleniu?

– Zaraz ci wytłumaczę. Gdyby twoim potencjalnym klientem był tylko ten, kto ciężko pracuje, to kto by przychodził do gabinetu rano? To po pierwsze, a po drugie: Jeżeli każda przemęczona, czy spracowana kobieta przestałaby pracować i miała w końcu pieniądze na to, żeby chodzić do gabinetów kosmetycznych, w twoich oczach stanęłaby znowu na miejscu tej znienawidzonej leniwej baby, która ciągle każe się czymś smarować. Koniec końców, sama zarabiałaś 600 Euro, twoja praca była ciężka i wychodziłaś z niej przemęczona.

Chciałaś mieć w życiu lżej i lepiej, ale jak Bóg miał cię wstawić w miejsce, którego nienawidzisz? Powiedz mi jeszcze, który z bogatych ludzi tego świata, jest winien twojego myślenia i któremu z nich powinno się za to zabrać majątek? Nie majątek drugiego człowieka jest tu winien, ale twój sposób myślenia, który jest stereotypowy, a pierwszym krokiem do tego, żeby zmienić swoje życie, jest jego obalenie. To ciężka praca, ale nie niewykonalna. Prawda, którą o sobie poznajesz sprawia, że padasz na kolana, ale pamiętaj – zawsze możesz z nich wstać.

– Czuję, że piszemy znowu to samo, nic nowego nie wnosimy.

– Piszemy to samo, ale wnosimy również coś nowego.

Prawda boska jest jedna i ciągle będzie mówione to samo. Prowokuję cię jednak do czegoś, czego nikt inny jeszcze nie sprowokował. Jeżeli kazałabym ci wskazać pracodawców, którzy płacą za mało, wskazała byś ich setki i w ten sposób problem kręciłby się nadal. Ja mówię: Wskaż mi bogatego człowieka, winnego temu, że ty masz nieprawidłowy stereotyp myślowy. Wielu ludzi daje rady w stylu: Pokochaj swoją pracę, a będziesz z niej czerpał większe zyski. Ja mówię coś innego: Pokochaj przede wszystkim swojego klienta, to on ci płaci za twoją pracę i z niego czerpiesz swoje zyski.

– Jaki to wszystko ma związek z aktem stworzenia? Nie rozumiem, w jaki sposób od początku istnienia przeskoczyliśmy do teraźniejszości?

– Jesteś niecierpliwa, nazwałyśmy świat Boską Korporacją, zaraz zrozumiesz, jak to działa.

Zastój spowodował, że znowu wszystko przestało się dziać, więc Bóg wpadł na pomysł, żeby znowu sprężyć Wszechświaty do niewielkich rozmiarów i kazać im tworzyć od początku. I tak powstała cykliczność. Cykliczność powtórzyła się wiele razy, jednak w którymś momencie pewna część energii, podczas ponownego rozprężania się, pozostała zbita. I tak, ze zbitej energii powstała materia. Na samym początku materia była mała i niekształtna, lecz podczas kolejnych rozprężeń Wszechświatów, materia zaczęła nabierać kształtu i zwiększać swoją masę.

Pewnego razu, jedna cząstka energii zaabsorbowała cząstkę materii wewnątrz siebie i tak powstało pierwsze wcielenie.

W pierwszej fazie materia była kompletnie podporządkowana energii, przemieszczała się tam, gdzie chciała energia i robiła to, co energia chciała. Nie było buntu, nie było niezgody. Jednak, ponieważ pierwotnym budulcem materii była owa energia, to ta energia zawarta w materii zaczęła się upominać o swoje i tak powstało ego. Z tego wyniknął dualizm.

– Więc ego nie może umrzeć? Nie można go do końca zlikwidować? – pytam.

– I tak i nie – odpowiada moja dusza

– przypomnij sobie, co ci tłumaczyłam. Dawcą twojego życia jestem ja, beze mnie jesteś zwłokami.

To, że żyjesz, zapewnia ci twoja dusza.

To ja utrzymuję twoją materię (twoje ciało) w całości, po moim odejściu, jest tylko kwestią czasu fakt, że ono się rozpadnie. Twoje ciało składa się z atomów węgla, wodoru, tlenu itd. Każdy z tych atomów ma energię, gdy te atomy są między sobą połączone i ich energie są między sobą połączone, to suma energii atomów, z których jesteś zbudowana, daje możliwość rozwijania się ego.

– No tak – drążę temat – jeśli wszystko składa się z atomów, to stół, który tutaj stoi, też ma ego?

– Nie – mówi do mnie dusza

– warunkiem rozwoju ego jest dualizm, gdy nie ma tego drugiego, nie ma nikogo, żeby być od niego innym, więc po prostu, jest się takim, jakim się jest. Żeby się różnić, potrzeba co najmniej dwojga, jeżeli jest się samemu, nie ma się od kogo różnić.

– Wcześniej mówiłaś mi, że gdy umrę, umrze także moje ego, a jedyną stałą wartością wszystkich wcieleń jesteś ty, jako dusza.

– Ponieważ tak jest. Z kim niby twoje ego ma się kłócić, kiedy ja odchodzę?

– No nie wiem, z samym sobą.

– Nie ma kłótni z samym sobą, to błędne pojęcie. Człowiek myśli, że kłóci się z sobą, ponieważ nie zdaje sobie sprawy z tego, że posiada zarówno ego, jak i duszę. Jeżeli jest się samemu, nie ma się z kim pokłócić.

– Więc jak się nie kłócić, będąc we dwoje?

– O tym w następnym rozdziale, najpierw trzeba wytłumaczyć, jak w ogóle doszło do kłótni.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: