Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przekład dowolny - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2016
Ebook
27,90 zł
Audiobook
23,86 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Przekład dowolny - ebook

Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Młodzi ludzie szukają swojego miejsca w życiu, wikłając się w uczuciowe perypetie i sensacyjną intrygę…

Początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Młodzi ludzie szukają swojego miejsca w życiu, wikłając się w uczuciowe perypetie i sensacyjną intrygę. A wszystko dzieje się w szarej strefie świata biznesu, który nazbyt chętnie wchodzi w niebezpieczne związki z polityką.

Iza po czterech latach małżeństwa ucieka od psychopatycznego męża do Polski. Na promie spotyka Maćka, który pomaga jej stanąć na nogi. Załatwia jej mieszkanie, pracę, wprowadza w swój krąg przyjaciół. I jest nią zainteresowany. Iza jednak nie pragnie miłości, tylko bezpieczeństwa i pieniędzy. Wkrótce na horyzoncie pojawia się interesujący kandydat, potentat w branży komputerowej…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-727-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Erikshamn, 1991

Miała obolałe i opuchnięte nadgarstki. Był to efekt czterogodzinnej walki z krępującymi ją więzami. Walczyła ostatkiem sił, zdając sobie sprawę, że nie przeżyłaby po raz drugi takiego upokorzenia jak w poprzednim tygodniu. Nie miała przecież czasu na przygotowanie obrony. Mocno podpity wtargnął wówczas do garderoby i rzuciwszy się na nią, zupełnie zaskoczoną, zdarł z niej ubranie i przywiązał ręce do łóżka. Uderzył ją z całej siły w twarz, a potem…

Teraz stała nieruchomo, tłumiąc odruch wymiotny, i patrzyła na leżącego przed sobą mężczyznę. Zaczynał już dochodzić do siebie i powoli otwierał oczy. Bez wahania kopnęła go, błyskawicznie sięgnęła po stojący na stoliku wazon z IKE-i i znów go ogłuszyła. Nie miała wiele czasu. Mimo iż wydawało jej się, że nogi ma przykute do ziemi, resztką sił dowlokła się do garderoby i sięgnęła po pierwszą z brzegu torbę. Pospiesznie zapełniła ją czym popadnie i wyszła do pokoju. Nawet nie zamierzała się zastanawiać, czy go zabiła. Dokładnie przeszukała jego kieszenie i portfel. Zawartość bardzo ją rozczarowała; nie wystarczy nawet na bilet do domu. W panice rozejrzała się dokoła. Rozbita szyba w drzwiach szyderczo ukazywała szklane, ostre zęby. Sięgnęła do kieszeni jego spodni i triumfalnie wyjęła kluczyk do schowka. Pobiegła do sypialni, niespokojnie oglądając się za siebie. Jeśli niczego tam nie znajdzie, będzie musiała natychmiast wyjść. Nie dałaby rady ponownie go uderzyć.

Wymacała ręką zagłębienie pod wykładziną. Miała prawdziwe szczęście, że dwa lata wcześniej, bawiąc się z dzieciakami w Indian, odkryła ten schowek. Teraz cała jej przyszłość zależała od jego zawartości. Modląc się w duchu, postanowiła na dobre się nawrócić. Przekręciła kluczyk.

Trzymając w ręku swój paszport, odetchnęła z ulgą. W schowku było więcej rzeczy, między innymi gruby zwitek banknotów. Gruby, ale niewiele wart. Same setki. Rozważając w myślach wszelkie konsekwencje, postanowiła zabrać wszystko.

Leżał w pokoju, tak jak go zostawiła, tylko że teraz lekko jęczał. Otwierała już drzwi wejściowe, kiedy przypomniała sobie o czymś. Podeszła do magnetofonu i wyjęła kasetę.

Potem coraz szybciej zbiegała po schodach ku wolności. Nogi niosły ją coraz odważniej. Nawet się nie odwróciła, by rzucić ostatnie spojrzenie na swój dom. Dopiero na dworcu autobusowym, gdy już kupiła bilet, podeszła do budki telefonicznej i zadzwoniła na policję. Nie, nigdy nie zamierzała tu wrócić.Rozdział pierwszy

Iza z całych sił opierała się o reling. Metal był chłodny i dodawał poczucia pewności. Tę pewność musiała jednak mocno ściskać, żeby jej zbyt łatwo nie opuściła. Choć prawdę mówiąc, do tej pory zupełnie nieźle jej szło. Rzuciła wzrokiem w stronę lądu. Brzeg, przed chwilą tak bliski, teraz trudno było już dostrzec; znikał szybko w gęstniejącym mroku. Co za ulga.

Stojąca obok niej para rozmawiała szeptem. Zdumiała się, słysząc, że mówią po polsku. Wydawało jej się, że przez całą wieczność nie mówiła w ojczystym języku. Za kilka godzin wszystko się zmieni. Od samych tych myśli robiło jej się raźniej i zaczęła sobie w duchu podśpiewywać.

– Cieszysz się, że wracamy? – pytała swojego towarzysza stojąca obok Izy kobieta.

Mężczyzna pochylił się lekko w jej stronę bez słowa.

Teraz się pewnie całują, pomyślała Iza, jednak bez rozgoryczenia. Obróciła głowę w przeciwną stronę.

Szkiery i szkiery. Niektóre zupełnie malutkie i bezludne. Na jednej z większych wysepek domek jak z bajki o Babie Jadze. Stopniowo i on oddalał się i pogrążał w mroku. Powietrze stało się bardziej ostre, a na jasnych włosach Izy zaczęła osiadać wilgoć. Taka mgła, ale na jutro w Sztokholmie obiecywali piękną pogodę.

Pasażerowie promu stopniowo opuszczali pokład; Szwedzi po entuzjastycznych pożegnaniach z rodzinami i znajomymi teraz nie tracili już czasu w drodze do baru. Polacy trochę zgnębieni perspektywą powrotu z państwa dobrobytu pod rodzinną strzechę, ale mimo wszystko wzruszeni. Tłum, gwar, obcojęzyczne rozmowy, z których do Izy dochodziły jedynie strzępy. Mimo woli zaczęła odczuwać podniecenie wywołane tą sytuacją, nagłą zmianą miejsca, lekkim kołysaniem promu, niespodziewaną bliskością tylu nieznanych ludzi.

Wkrótce jednak została sama i mogła się wsłuchać w szum silników. Czuła się coraz lepiej. Nawet nie próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak się czuła. Trochę chłodno, ale później może się przecież rozgrzać gorącą herbatą i snem w swojej kajucie. Teraz chciała patrzeć i patrzeć dokoła na wszystko aż do chwili, gdy już nie będzie mogła niczego dojrzeć na horyzoncie, a potem jeszcze patrzeć do przesytu i odnaleźć spokój – tak upragniony. I zapomnieć…

Archipelag szkierowy rzedniał. Widać było coraz mniejsze wysepki w coraz większych odstępach.

– To niesamowite! – Iza usłyszała za plecami męski głos mówiący po szwedzku. – Widzisz ten mały domek na wyspie? Nawet widać światło. Zastanawiam się, jak można pragnąć takiej izolacji.

Mężczyzna mówił bardzo dobrze po szwedzku, ale jednak z lekkim obcym akcentem. Jugosłowianin?

– My lubimy taki bliski kontakt z naturą – odpowiedział inny głos z ostrą wymową skańską.

Zapadła cisza, poważna i głęboka, którą może powodować tylko skandynawska nostalgia. Znowu to nagłe zamilknięcie, niechęć do ujawniania uczuć i myśli nawet bliskim, pomyślała z irytacją Iza. Chyba lepiej pójdzie już do swojej kabiny.

– Chodź, stary, napijemy się w barze – powiedział kolega nostalgicznego Szweda, ten, który nie lubił izolacji.

– Racja. Zupełnie zaschło mi w gardle – odparł Skańczyk.

Iza nie patrzyła na swoich sąsiadów. O wiele zabawniej było przysłuchiwać się ich rozmowom, nie widząc twarzy. Skańczyk to zapewne potężny rudzielec o obfitej brodzie, natomiast Jugol, no cóż, najprawdopodobniej jest brunetem. Czy ja zawsze muszę myśleć stereotypami?

Obróciła się, aby skonfrontować swoje przypuszczenia z rzeczywistością, i zamarła. Przez dłuższą chwilę wydawało jej się, że widzi przed sobą Jarka. Podobny wzrost i sylwetka, ciemne włosy i czarne oczy, które teraz wpatrywały się w nią z dużym zainteresowaniem. Chłopak uśmiechnął się, widząc jej zdumienie.

– Nie mogę patrzeć, jak pani tu marznie – nieoczekiwanie powiedział po polsku i zdjął z ramion skórzaną kurtkę, pozostając we flanelowej, wyraźnie znoszonej koszuli. – Odda ją pani, jak już skończy podziwiać widoki.

Bezczelnie pewny siebie zbliżył się do Izy.

– Dziękuję za troskę – odparła lodowatym tonem, o jaki by siebie nigdy nie podejrzewała. – Ale nie lubię pożyczać cudzych rzeczy. Poza tym już odchodzę.

Kolega chłopaka, rzeczywiście rudowłosy brodacz, widząc nadętą minę Izy, roześmiał się i po szwedzku rzucił swojemu towarzyszowi kilka słów na temat jego nieszczęsnej skłonności do ładnych kobiet, co jeszcze bardziej rozzłościło Izę. Natychmiast otworzyła buzię, w najczystszej szwedczyźnie oświadczając im, co mogą ze sobą zrobić, i dumnie opuściła pokład. Duma uszła z niej, kiedy nerwowo szarpiąc drzwi od korytarza, słyszała za sobą śmiech obu mężczyzn, a do tego polski komentarz.

– Co za temperamentna kobieta.

Po powrocie do kabiny Iza ucieszyła się, że tej nocy nie będzie musiała jej z nikim dzielić. Po raz pierwszy od dawna będzie mogła się spokojnie wyspać. Tylko że jakoś wcale nie chciało jej się spać. Serce jej łomotało, ręce drżały i domyśliła się, że wszystkie te objawy wywołał widok faceta tak podobnego do Jarka. Dlaczego to wciąż bolało? Przecież postanowiła sobie raz na zawsze o nim zapomnieć i do tej pory nawet jej się udawało. Najdziwniejsze jednak, że to nagłe wspomnienie skutecznie przesłoniło ostatnie, tak dramatyczne dla niej wydarzenie. Iza w paru krokach przemierzała przez kilka minut kabinę i żeby nie zwariować, zdecydowała się ją opuścić. Może jednak napije się gorącej herbaty.

Wchodząc do baru, od razu w drzwiach natknęła się na swoich rozmówców z pokładu. Zaczerwieniła się po same uszy.

– Przepraszam – wykrztusiła w obu językach. – Nagle mnie poniosło.

– Pięknej kobiecie wybacza się wszystko – rzucił pompatycznie rudzielec. – Mam na imię Bengt.

– Iza. – Podała mu rękę, lękając się spojrzeć na jego towarzysza.

– Maciek Nagórski. – Sam wyciągnął do niej rękę, którą Iza uścisnęła ze wzrokiem wbitym w podłogę. – Czego się napijesz?

– Herbaty.

– Chyba żartujesz.

Iza próbowała protestować; nie może pić alkoholu. Jej organizm po prostu go nie tolerował i zawsze wystarczała minimalna dawka, aby skutecznie wprowadzić ją w stan nieważkości. „Brak dehydrogenazy”, brzmiała opinia lekarska, ale nie przekonywało to ani Bengta, ani Maćka i po chwili Iza siedziała przy stoliku pomiędzy obu mężczyznami, a przed nią stał kieliszek wermutu. Westchnęła i wyjęła z torebki paczkę niebieskich „Blendów”. Jej pierwsza paczka papierosów… od czterech lat. Kupiła je przed wejściem na prom jako nagrodę dla samej siebie. Zaciągnęła się mocno, ignorując postawiony przed nią alkohol.

– Jedziesz do domu na wakacje? – spytał Maciek, odstawiając na stół kufel piwa.

– Wracam na stałe. Rozwiodłam się z mężem – mruknęła. Zdaje się, że od dymu zaczynało kręcić się jej w głowie.

– No nie, nie do wiary. To przecież Bill – ucieszył się nagle Bengt na widok wchodzącego do baru mężczyzny. – Nie widziałem go wieki.

Podniósł się szybko ze stołka i z szeroko rozwartymi ramionami ruszył w stronę dawno niewidzianego kompana.

Iza została przy stoliku sama z Maćkiem. Nadal obawiała się na niego spojrzeć.

– A ty mieszkasz w Szwecji?

– Nie, wracam z tłumaczenia w Sztokholmie. Jestem tłumaczem… angielski i szwedzki.

– Naprawdę? – zaciekawiła się Iza. – Zawsze o tym marzyłam. Skończyłam skandynawistykę i nawet próbowałam trochę zajmować się tłumaczeniami.

– No tak. Stąd ten twój cudownie idiomatyczny szwedzki, kiedy się zdenerwujesz. A więc jesteś z Gdańska.

Iza sama nie wiedziała już, skąd jest, czy z Grudziądza, czy z Erikshamn, czy też może teraz znów z Gdańska, niechętnie więc podjęła temat. Z rozpaczy sięgnęła nawet po kieliszek z wermutem i już po chwili żywo wypytywała Maćka o jego karierę studencką. Zaintrygowana słuchała, gdy już bez jakichkolwiek pytań opowiadał jej, że pochodzi z Wrocławia i tam rozpoczął studia ekonomiczne, ale po roku zmienił plany życiowe i przeniósł się do Poznania, gdzie studiował anglistykę oraz zaliczył praktyczny szwedzki. Poznał już ten język przed studiami, gdyż jako nastolatek przebywał w Szwecji aż cztery lata i skończył tam szkołę podstawową. Jego ojciec, handlowiec, wyjechał do Sztokholmu na placówkę i udało mu się zabrać ze sobą rodzinę, z wyjątkiem najstarszego syna, który właśnie rozpoczął studia w Polsce.

– Wiem zatem prawie wszystko na temat nastolatków szwedzkich. To były czasy – zauważył nostalgicznie Maciek.

– Masz sporo pracy w Poznaniu? – spytała Iza, niechętnie słuchająca o nastolatkach czy innej grupie wiekowej społeczeństwa szwedzkiego.

– Mieszkam teraz w Gdańsku – sprostował, a gdy dziewczyna w końcu uniosła wzrok, uśmiechnął się do niej szeroko. – Strasznie tu duszno. Przejdziemy się po pokładzie? – zaproponował.

– Pójdę po sweter.

– Weź moją kurtkę. Mnie jest zawsze za gorąco. – Na dowód Maciek zawinął po łokcie rękawy swojej flanelowej koszuli.

Wychodząc z baru, zauważyli, że Bengt, obejmujący swego kumpla, jest już porządnie wstawiony. Stały przed nim dwa puste kieliszki po wódce, którą zapewne wlał do swojego piwa. Ulubiony napój współczesnych wikingów. Izie również już lekko kręciło się w głowie, z przyjemnością więc powitała świeży powiew czerwcowego morskiego powietrza.

– Co masz zamiar robić w kraju? – zapytał Maciek.

– Zupełnie nie wiem. Nie było mnie przez cztery lata, a tyle przecież się w tym czasie wydarzyło. Wyjeżdżałam za głębokiej komuny, a teraz od dwóch lat to już zupełnie inne czasy.

– Nie przyjeżdżałaś do domu od wyjazdu?

Iza pokręciła głową. Maciek przez chwilę milczał. Był rzeczywiście miłym towarzyszem, bo nie zadawał niepotrzebnych pytań. Ona natomiast dowiedziała się o jego pracy w studium języków obcych oraz o coraz większym popycie na tłumaczenia. Bardzo się ucieszył, gdy mu powiedziała, że zna również angielski. Obiecał, że jeśli zamieszka w Gdańsku, podrzuci jej trochę tłumaczeń pisemnych. Sam już z nimi nie mógł nadążyć. Poza tym potrzebował do kabiny drugiej osoby.

Do kabiny. Zajęcia z tłumaczenia symultanicznego na studiach skutecznie utwierdziły Izę w przekonaniu, że nigdy nie byłaby w stanie tego robić. Słuchać i jednocześnie mówić? A oddychać – to niby kiedy?

– Coś ty! To nie jest takie trudne. Mogę cię kiedyś zabrać na próbę.

Po pięciu minutach na pokładzie zrobiło się dość chłodno, ale wówczas znaleźli sobie przyjemny kąt, osłonięty przez łodzie ratunkowe. Iza jednak czuła się nadal rozgrzana wermutem i rozmową na pasjonujące ją tematy. Usiedli blisko siebie na zwiniętej linie.

– Dlaczego przeniosłeś się do Gdańska?

– Wszyscy się dziwili. W Poznaniu pracowałem jako asystent. Za dwa lata miałem bronić pracę doktorską, ale spotkałem dziewczynę… i się ożeniłem.

Chyba musiało z nią być mocno nie w porządku, skoro się tym tak bardzo przejęła, ale jeszcze bardziej po chwili, gdy usłyszała:

– Umarła cztery lata temu. Po porodzie.

Zupełnie nie wiedziała, co na to powiedzieć. Siedzieli w milczeniu, a Iza spoglądała na zaciśnięte szczęki Maćka. Musiał ją strasznie kochać. Cień dobudówki padał teraz na jego policzki i przypominał ciemny zarost. Nagle Iza uświadomiła sobie, że widziała już kiedyś Maćka, i to w takich okolicznościach, że najchętniej chciałaby o nich zapomnieć.

– I gdzie jest ten twój tłumacz? – Marzena, koleżanka z roku Izy i jej świadek, przytupywała nerwowo.

– Nie mam pojęcia. – Iza w ślubnej garsonce co chwila podchodziła do schodów, żeby zerknąć na wejście do pałacu ślubów. – Przecież zapisał sobie termin.

– Dobrze ci tak. – Marzena była coraz bardziej oburzona. – Mówiłam ci, żeby wziąć kogoś z naszych. Ale ty musiałaś się zdecydować na jakiegoś obcego typa.

Kjell stał zdezorientowany i próbował cokolwiek zrozumieć z żywiołowej gestykulacji swojej przyszłej szwagierki Lucyny. Jej dzieci, Adrian i Patrycja, korzystając z tego, że nikt na nich nie zwraca uwagi, ślizgały się po korytarzu.

– Izuś, za chwilę roztopię się w tym upale, a twoje torty szlag trafi – denerwowała się matka Izy.

Po co zatem ubrała się w tę prawie zimową garsonkę, a do tego poliestrową kremową bluzkę, pomyślała z wściekłością Iza, ale po chwili sama skarciła się w myślach. Przecież nie miała pieniędzy na zakup nowej. Matka i tak wypruwała sobie żyły, żeby zorganizować ślub swej drugiej córki i ten skromny poczęstunek.

– Wyjątkowo upalny czerwcowy dzień – powiedział Kjell, wachlując się zabraną Lucynie torebką. – Czy nie mogę im powiedzieć, że rozumiem po polsku?

– A w jakim języku chcesz im to powiedzieć? Niestety, musi być tłumacz przysięgły – syknęła ze złością Marzena, bez skrępowania publicznie poprawiając spódnicę.

Kolejka do ślubu Izy i Kjella dawno minęła i z dużym zdenerwowaniem wszyscy obserwowali wychodzącą z pokoju ślubów już drugą z kolei parę.

– Pewnie facet gdzieś wyjechał – jęczała Marzena, podczas gdy Iza robiła się coraz bledsza, a pot ciurkiem lał jej się po plecach. – Patrz, ktoś idzie.

Wszyscy oniemieli z wrażenia. Po schodach wchodził ubrany w bermudy młody mężczyzna, nieogolony, zgarbiony i w niedopiętej na piersiach koszuli.

– Przepraszam za spóźnienie. Jestem tłumaczem.

Iza osłupiała. Jej ślub. Zwieńczenie jej życiowych planów. Wszyscy goście odświętnie wystrojeni, wzruszeni tą doniosłą chwilą, a tu raptem taki typ…

Cała reszta jednak ucieszyła się, że czekanie dobiegło końca. Iza rzuciła tłumaczowi pełne nienawiści spojrzenie, ale natrafiła na przerażająco pusty, wyprany z emocji wzrok.

Kierowniczce urzędu zbyt się spieszyło z rozpoczęciem ceremonii, aby zwracać uwagę na dziwnego gościa. Dopiero gdy odczytywała tekst przysięgi małżeńskiej, zerknęła na niego i ją również zdumiał jego wygląd. Z trudem powstrzymując się od komentarza, Kjell powtarzał tekst szwedzki, nie bardzo rozumiejąc, o co tu chodzi, gdyż na domiar złego tłumacz poplątał całą formułkę.

Iza postanowiła, że nie będzie się denerwować. Najważniejsze, że wreszcie będzie miała to z głowy. Już za kilka minut zostanie żoną Kjella, a za trzy dni wyjedzie z nim do Szwecji. Rozpocznie nowe, fascynujące życie i nie będzie musiała się już martwić o znalezienie pracy, która umożliwiłaby jej przeżycie do pierwszego. Wreszcie koniec chałturzenia, korepetycji i prac w Techno-Servisie. Wprawdzie Kjell nie był milionerem – pracował jako zwykły inżynier – ale Iza już coś wymyśli, żeby było jeszcze lepiej.

Bezwiednie powtarzała formułę małżeńską, całkowicie pochłonięta planami na przyszłość i przeliczaniem czarnorynkowego kursu korony na złotówki. Pomogę Lucynie, pomogę mamie. Zawsze będą mogły na mnie liczyć. Jeszcze im wszystkim pokażę. I Jarkowi. Zwłaszcza jemu. Jeszcze pożałuje!

– Uroczyście ogłaszam, że związek małżeński został zawarty zgodnie z prawem – powiedziała kierowniczka, a tłumacz zawahał się przy tych słowach.

Iza spojrzała na chłopaka. Wydawało się, że w końcu ją zauważył i jakby drgnął. W jego ciemnych oczach pojawiły się łzy.

– Coś się tak nagle zamyśliła? – Maciek lekko dotknął ramienia Izy, aż podskoczyła. Kiedy myślami błądziła gdzieś daleko i rysy jej twarzy nie były takie spięte, wydała mu się bardzo pociągająca. Taka delikatna i podatna na zranienie istota. Potrafi jednak nieźle przeklinać, a poza tym wygląda, jakby miała coś na sumieniu. Żałował, że ze względu na dżinsy nie może ocenić jej nóg. Dla niego była to zawsze niezwykle istotna sprawa. – Może coś zjesz? Umieram z głodu.

Na twarzy Izy natychmiast pojawił się znowu wyraz napięcia.

– No chodź. Jest dopiero dziewiąta. Jutro będziesz mogła się wyspać. Zapraszam cię.

Dopiero na widok schabowego Iza uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna. Nie jadła przecież nic od dziesiątej rano, kiedy to pospiesznie połknęła hamburgera na stacji benzynowej. Na nic więcej nie mogła sobie pozwolić. Maciek kolejno opróżniał zawartość wszystkich talerzy, jakby sam nie jadł niczego od dobrych paru dni.

– Przepraszam, ale ja tak zawsze. Mam niepohamowany apetyt.

Z zazdrością przyjrzała się jego szczupłej sylwetce. Jej własny apetyt musiał być od wczesnych lat młodości umiejętnie utrzymywany w ryzach.

Pomiędzy kolejnymi kęsami dzielili się różnymi spostrzeżeniami dotyczącymi Szwecji. Wydawało się, że Maciek zwiedził chyba wszystkie zakątki tego kraju; od samej Norrlandii po Skanię. Iza opowiadała o swojej ostatniej pracy w informacji turystycznej, a Maciek o próbie zostania sanitariuszem podczas studiów. Potem jego błyskotliwą karierę przerwał stan wojenny.

Słuchając Maćka, Iza przypomniała sobie reakcję matki na jej komunikat, że wybiera się na skandynawistykę. Studiować języki obce w 1982! Chyba upadła na głowę.

– Pewnie nie pamiętasz, ale już się kiedyś spotkaliśmy. Tłumaczyłeś na moim ślubie, w czerwcu osiemdziesiątego siódmego roku – powiedziała nagle Iza, owijając się szczelnie kurtką Maćka. Nadal było jej zimno. Długo się zastanawiała, czy mu wspomnieć o ich wcześniejszym spotkaniu. Jasne było, że jej nie pamięta.

Widząc reakcję chłopaka, zrozumiała, że popełniła błąd. Nagle się zmieszał i pobladły spojrzał na nią w popłochu.

– Pewnie nadal jesteś na mnie wściekła. To było okropne. Ale nawet nie wiesz…

Maciek z niedowierzaniem patrzył na siedzącego za biurkiem lekarza. Był on znajomym rodziców Misi i znał ją od dziecka. Pamiętał wszystkie wypadki, które przydarzyły się w dzieciństwie Misi i jej młodszej o dwa lata siostrze, Kasi. Dla starego kawalera były one zawsze jak własne córki. Obie takie śliczne i wybitnie uzdolnione. Nigdy nie sprawiały rodzicom żadnych kłopotów. Obie też uwielbiały wujka, dzięki któremu zdecydowały się studiować medycynę. Wprawdzie nie ma z tego żadnych wielkich pieniędzy, ale pomyślcie o radości, jaką będzie sprawiać wasza pomoc. Radość. Tak, miały być radość i szczęście.

– To niemożliwe – wykrztusił w końcu Maciek. – Przecież z nią rozmawiałem. Tak się cieszyła z Zuzi. Wyglądała na zupełnie zdrową.

– Wkrótce już nie będzie tak wyglądać. Zmiany w wątrobie odbiją się na całym organizmie. Gdyby jeszcze można było zorganizować przeszczep, byłaby to jakaś szansa, ale w tej sytuacji…

Informacja od doktora Radtke powoli docierała do Maćka. Ręce mu się trzęsły i zaczynało mu się zbierać na wymioty. Dlaczego? Dlaczego ona? Wszystko tak dobrze przebiegało. Cały poród. Kiedy czekającemu na korytarzu Maćkowi zakomunikowano, że ma córkę, był przekonany, że wszelkie niebezpieczeństwo minęło. Chciało mu się skakać ze szczęścia. Misia niepotrzebnie tak się bała, a on przecież od początku był przekonany, że wszystko dobrze się skończy. Ale to nie był koniec. Zaczęły się kłopoty z łożyskiem i Misia otrzymała narkozę.

– To może potrwać zaledwie parę tygodni – oświadczył Radtke, a łza spłynęła mu po policzku. – Możesz zabrać Zuzię do domu.

Maciek trząsł się jak w gorączce.

– Nie wiem. Może lepiej, żeby była blisko Misi. Pewnie będzie ją chciała oglądać.

Jego córeczka, Zuzanna, na której narodzinach tak bardzo mu zależało, już za kilka tygodni straci matkę. Entuzjazm obu rodzin na wieść o przyjściu na świat pierwszej wnuczki wkrótce przerodzi się w rozpaczliwą żałobę.

– Czy ona wie? – zapytał.

– Jeszcze nie, ale z pewnością wkrótce się domyśli. Studiuje przecież medycynę. Postaraj się, aby jak najpóźniej to do niej dotarło. Nie wysiaduj przy niej bez przerwy i może jednak zabierz dziecko do domu. Jeśli będzie chciała je zobaczyć, zawsze można to zorganizować. Poza tym będziesz miał co robić. Skończyłeś już zajęcia na uczelni, prawda?

Maciek przypomniał sobie, że wprawdzie zakończył już wpisywanie zaliczeń studentom, ale przecież tego dnia był umówiony na tłumaczenie przysięgłe w urzędzie stanu cywilnego. Spojrzał na zegarek. To była właśnie godzina, o której miał być w pałacu ślubów.

– Czy może pan jej powiedzieć, że pojechałem na tłumaczenie? Niedługo wrócę i przywiozę jej coś… miłego.

Przejechał ręką po nieogolonych policzkach. Nie było już czasu, aby z tym cokolwiek robić. Spróbuje wziąć taksówkę i poprosi kierowcę, aby na niego poczekał. Nie zamierzał słuchać zaleceń Radtkego. Musi z nią być przez cały czas aż do końca. Nie było żadnego wytłumaczenia. To była wyłącznie jego własna wina.

– Przypuszczałam, że coś musiało się stać. Tak nagle wybiegłeś i nawet nie odebrałeś pieniędzy. – Iza mówiła cichym głosem, patrząc na podpartą rękami głowę Maćka.

– Jak mógłbym wziąć za to forsę! I to w takiej sytuacji – doszedł ją oburzony głos chłopaka. Po chwili jednak uniósł głowę i spróbował uśmiechnąć się do niej. – Mam nadzieję, że dalszy ciąg małżeństwa był dla ciebie bardziej udany.

Iza się zaczerwieniła.

– To był chyba jakiś znak, na który powinnam zwrócić uwagę. – Spojrzała na zegarek. – Już jedenasta. Pójdę się położyć.

Maciek impulsywnie złapał ją za rękę. Miała śliczne, zwinne palce, ale nadgarstki… Dostrzegł nagle dokoła nich zaczerwienione ślady. Chciał im się bliżej przyjrzeć, ale Iza pospiesznie wyrwała mu rękę i obciągnęła rękawy kurtki.

– Nie, proszę. Nie jest jeszcze późno. Chodźmy do dyskoteki. Zobaczymy, co się tam dzieje. Bengt z pewnością podrywa wszystko, co się rusza. Będziesz jeszcze miała sporo czasu, aby się wyspać.

Spojrzał prosząco w oczy Izy, a ona bez protestu dała się wyprowadzić z restauracji. Po chwili, jak w transie, tańczyła upojona Stingiem, objęta ramionami Maćka, który górował nad nią swoją dwudziestocentymetrową przewagą.

– Sto osiemdziesiąt siedem? – próbowała się upewnić, czy jeszcze dobrze pamięta.

– Co do milimetra. Spotkałem prawdziwą koneserkę. Chodź, napijemy się czegoś – zaproponował, gdy DJ zmienił sentymentalny nastrój na rąbankę.

I znowu Iza uległa jego namowom. Nagle zaczęła mieć wrażenie, że rozpoczyna nowe życie. Maciek roztaczał przed nią tyle nowych perspektyw. Obiecał, że postara się jej pomóc. Może nie wszystko było stracone. Wyśmiał ją, kiedy spytała, czy w wieku dwudziestu ośmiu lat ma jeszcze szansę na dobrą pracę. Wpatrując się w czarne oczy Maćka, stopniowo zatracała poczucie rzeczywistości. To, co do tej pory jej się przydarzyło, było zapewne jedynie złośliwym, koszmarnym snem, z którego na szczęście wreszcie się obudziła. Ten przytulający ją chłopak przeżył ogromną tragedię, a przecież potrafił poradzić sobie z przeszłością.

Maciek patrzył na roześmianą twarz Izy i trudno było mu uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, którą poznał zaledwie kilka godzin wcześniej. Nie wyglądała już na kruchą, lecz pełną rozbudzającej się energii życiowej. Ten nagły przypływ sił witalnych widać było w jej oczach. Oczy „koloru orzecha włoskiego”. Rozmawiał z nią, jakby znali się od lat. W przeciwnym razie z pewnością nie wyrzucałby z siebie, prawie bezwiednie, tych historii związanych z żeglarstwem i budowaniem wraz z kolegami własnego jachtu, dzięki czemu miał nadzieję zapomnieć o śmierci Misi. Zdawał sobie sprawę, że wychodzi na strasznego gadułę, ale nareszcie spotkał kogoś, kto potrafi tak wspaniale słuchać. Nawet nie wydawało mu się to dziwne, że tak dużym zaufaniem obdarzył zupełnie obcą osobę.

Dyskotekę wypełniał dziki tłum, a Bengt, zgodnie z przewidywaniami Maćka, był po obu stronach obwieszony atrakcyjnymi panienkami. Zadowolony z życia porozumiewawczo mrugnął do niego w tańcu. Pewnie myśli, że się załapałem. A może ma rację? Postanowił wkrótce się o tym przekonać.

– Teraz już na dobre mnie upiłeś. – Iza uśmiechnęła się, kurczowo przytulając się do jego ramienia. – Będę musiała wyjść.

Ku swojemu zaskoczeniu Maciek spostrzegł, że mówi prawdę. Gdyby nie podtrzymywał jej mocno ramieniem, z pewnością upadłaby na podłogę. Jak to się mogło stać, przecież wypiła zaledwie dwa kieliszki wermutu.

– Odprowadzę cię do kabiny – zaoferował.

Po drodze oboje zaśmiewali się, gdy Iza próbowała forsować schody, aż w końcu Maciek chwycił ją na ręce i zniósł. Była o wiele lżejsza, niż na to wyglądała. Nie miał ochoty wypuszczać jej z objęć. Odsunął z twarzy jej jasne, kędzierzawe włosy, a ona delikatnie przytuliła się do jego ręki. Gdy w końcu stanęli przed drzwiami kabiny, Iza od śmiechu i alkoholu dostała czkawki.

– Przepra… – próbowała powiedzieć, ale znowu złapała ją czkawka.

– Najlepiej nie oddychać przez chwilę lub zostać przestraszonym – poradził Maciek. – A może oba te sposoby razem?

I nim zdążyła zareagować, Maciek zdecydowanym pocałunkiem odebrał jej oddech na dobrą minutę. Oszołomiona oparła się o drzwi.

– I co? Przeszła?

– Chy… chyba tak – odpowiedziała, zacinając się i nie bardzo wiedząc, gdzie podziać wzrok.

– To teraz trzeba dopilnować, żeby nie wróciła.

Tym razem pocałował ją bardzo delikatnie, przesuwając dłońmi po jej szyi i zagłębieniu nad obojczykiem. Nawet nie zauważyła, kiedy sama zarzuciła mu ręce na ramiona i zaczęła oddawać pocałunki. Kiedy miała zamknięte oczy, wydawało się jej, że nadal jest z Jarkiem i nic nigdy ich nie rozdzieli. Nigdy nie zapomnimy o sobie, zobaczysz. Maciek wsunął ręce pod kurtkę i bluzkę Izy. Nie miała na sobie biustonosza i jego ręce natychmiast odnalazły jej piersi.

– Jesteś sama w kabinie? – wyszeptał jej do ucha.

Iza nagle odkryła, że przecież ten pieszczący jej ciało mężczyzna nie jest Jarkiem. Kabina? A tam… Nie, ona nie jest w stanie kochać się z tym nieznajomym. Prawdę mówiąc, to ma już dosyć mężczyzn na całe życie. Nigdy nie znalazłaby się w takiej sytuacji, gdyby nie wypiła alkoholu, a teraz on pewnie pomyśli sobie, że go okrutnie podpuściła. Delikatnie wyjęła jego ręce spod bluzki.

– Może lepiej nie. Jeżeli mielibyśmy z sobą współpracować…

Maciek natychmiast wyczuł nagłe usztywnienie jej ciała i dostrzegł zmienioną twarz. Pewnie ma rację. Wydawało mu się, że dręczą ją jakieś problemy życiowe, a on teraz nie bardzo chciał się zadać z osobą z psychicznym bagażem. Wystarczyło mu aż nadto własnych kłopotów. Jego plany nie zakładały żadnych komplikacji w postaci kobiecych łez i histerii, które niewątpliwie nastąpiłyby po krótkich chwilach przyjemności.

Dotknął policzka Izy.

– Szkoda. Jestem przekonany, że byłoby nam świetnie razem. Mam jednak nadzieję, że w innych sprawach mnie nie zawiedziesz. Przyjdę po ciebie na śniadanie. – Pocałował ją szybko w policzek. – Miłych snów.

Iza weszła do kabiny przepełniona wstydem i niespodziewanym dla niej ogromnym zawodem.

– Cholera, cholera, cholera – powiedziała do swojego lustrzanego odbicia i w tym momencie zauważyła, że nie oddała Maćkowi jego kurtki.

Następnego dnia, ku swojemu zdumieniu, obudziła się dopiero przed jedenastą i jak zwykle po alkoholu, na potwornym kacu. Wzięła długi zimny prysznic w nadziei, że pomoże jej szybko dojść do siebie. Prom niedługo przybije do Nowego Portu, a ona ma u siebie w kabinie kurtkę Maćka. Widocznie miał jej już dosyć, skoro nie przyszedł po nią, jak obiecywał.

Restauracja była pusta, kiedy tam zajrzała. Śniadanie dawno się skończyło. Przechodząc koło recepcji, dostrzegła Bengta i pospiesznie do niego podeszła. Opary alkoholu wionęły od niego na kilometr.

– Czy możesz to oddać swojemu przyjacielowi? – spytała, podając mu kurtkę.

– Nie chcesz tego sama zrobić? Siedzi w kabinie i kończy jakieś pisanie.

Potrząsnęła głową.

– Podziękuj mu ode mnie – powiedziała i natychmiast odeszła.

Nadal czuła się zawiedziona i rozczarowana. Mimo dotkliwego bólu głowy nie mogła przestać myśleć o Maćku. Starała się sobie wytłumaczyć, że tak z pewnością jest lepiej. Poza tym nie wyglądał na faceta z forsą, a tylko taki w jej sytuacji mógł stanowić dla niej korzystne rozwiązanie.

Po otrzymaniu pigułki od bólu głowy w recepcji Iza wypiła kawę w barze i wróciła do kabiny. Postanowiła na chwilę położyć się na koi, ale zupełnie niespodziewanie zasnęła. Obudził ją dopiero głos z megafonu informujący, że prom za chwilę przybije do brzegu.

Oczekując w holu wraz ze współpasażerami na spuszczenie trapu, nigdzie nie dostrzegła ani Maćka, ani Bengta. Ten zawód z pewnością pogłębiony będzie kolejnym – nikt na nią nie będzie czekał. Ze smutno zwieszoną głową schodziła po schodkach, kierując się w stronę odprawy celnej. Gdy na chwilę podniosła wzrok, zobaczyła Maćka w dalszej części terminalu. Unosił i całował w policzki śliczną długonogą szatynkę. Odetchnęła z ulgą, dziękując opatrzności, że poprzednia noc skończyła się tylko kilkoma pocałunkami.

Maciek dostrzegł Izę w chwili, kiedy pospiesznie znikała w drzwiach wyjściowych. Odstawił na ziemię Zuzię, którą na bazę promową przyprowadziła jego szwagierka Kasia, i rzucił się za nią w pogoń. Całe szczęście, że nie zamierzała jechać taksówką, tylko wolno szła w stronę przystanku kolejki miejskiej.

– Iza!

Zauważył, że zarumieniła się spłoszona.

– Gdzie ty byłaś? Ze trzy razy dobijałem się do twojej kabiny. Dasz mi swój adres?

Iza na kartce zapisała mu adres Lucyny, mieszkającej na Siedlcach.

– Skontaktuję się z tobą. – Maciek zauważył, że dziewczyna dygocze. Niby czerwiec, ale pogoda zupełnie nieprzystająca do tej pory roku. Prędko zdjął kurtkę. – Trzymaj. Zgłoszę się po nią do ciebie.

– Ale ja nie mogę…

– Możesz, możesz. Przyda ci się na razie. Muszę już lecieć. Niedługo się zobaczymy. – Musnął ustami policzek Izy i zawrócił w stronę terminalu.

Iza stała przez chwilę i patrzyła na oddalającego się mężczyznę, po czym otuliła się jego kurtką, wdychając zapach wody kolońskiej Bossa. Dopiero po dłuższym czasie ruszyła w dalszą drogę, unosząc ze sobą torbę zawierającą kilka kosmetyków, dwie bluzki, rajstopy i zmianę bielizny. W portfelu miała swój paszport i trzy tysiące koron. Cały dorobek jej czteroletniego małżeństwa. I tylko tyle udało jej się zabrać, kiedy uciekała przed mężem i od męża.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: