Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przemaluj ten obraz! - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 kwietnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przemaluj ten obraz! - ebook

Przemaluj ten obraz! to poruszająca historia młodej, wrażliwej kobiety; jej dramat związany z życiem to beznadziejna walka z przeciwnościami losu, opowieść o odnajdywaniu samej siebie, akceptowaniu własnej natury. Nierzadko bohaterka książki, Anna, udaje się w świat baśni – piękny marzeniami, aby przepłoszyć wdzierające się w umysł pesymistyczne myśli; ładunek emocji, które przecież są nieuniknione w życiu, tak jak niepowodzenia i tragedie.
Słowa tytułowe: „Przemaluj ten obraz!” to nic innego, jak: wejdź w pozytywne myśli! Tylko jak to zrobić, kiedy po drodze najzwyklejszego życia bohaterka powieści napotyka chaszcze zbyt gęste i zbyt kolczaste? Ale trzeba „chcieć”!

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7564-396-1
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Krzyk.

Przez chwilę wibrował w uszach Anny.

Noc krzyczała?

Ona krzyczała?

Sen krzyczał?

Poruszyła się. ANIA…A…A…A…A…

Chłopiec bez butów, które gdzieś tam stały równiutko… nauczone porządku, otulony na bosych stopach w liście, ubrany w rozpacz niczym w brudną maź, w którą wpadał z każdym krokiem, przedzierał się z tępym wyrazem twarzy przez krzaki i suche szeleszczące trawy. Na jego nosie znieruchomiała strużka krwi, jak on sam, jak jego rozum poszarpany żalem i wiatrem, który dmuchał mu w plecy, popychając coraz dalej od domu, nad Wisłok. Kłębił wirujące myśli, jak ćmy skurczone, padłe już dawno z zimna, rzucając nimi w rozum.

Przed nim szumiąca groźnie woda. Góra wody. Spiętrzonej.

Spojrzał w dół. Otarł ręką załzawione oczy.

Wiatr smagnął twarz. Nie! Nie rób tego! Nie rób!!! – zawodził dziko.

Wdarł się w ucho Anny: Obudź się… obudź… On potrzebuje pomocy!

Anna usiadła wyprostowana jak struna i przez chwilę biegała myślami po całym pokoju. Wrażenie było irracjonalne, ale nie mogła go ignorować – szeptało, potem przeszło w krzyk. Często miała sny; od wczesnego dzieciństwa, i nie zawsze one były przyjemne, ale ten był szczególny. Napawał grozą i na pewno coś oznaczał? Powtarzał się przecież już od kilku lat. Zawsze jesienią.

– Co jest?! – zapytała na głos.

Cisza pokoju drgała niepokojem, a jej myśli wirowały chaotyczne w kokonie nicości, który ją otaczał jak mrok w pokoju, by zawiesić się w miejscu, gdzie zupełnie nic się nie liczyło poza błagalną myślą wykierowaną ku Bogu.

– Kto potrzebuje mojej pomocy? Kto mnie woła?

Cisza. Przejmująca cisza.

Nagle ogarnął ją spazm paniki; bo że ktoś woła o pomoc, nie miała najmniejszej wątpliwości. Jej sny zawsze się sprawdzały, szczególnie te katastroficzne, jak na przykład ten ukazujący kilka lat temu wypadek dziadków od strony taty, a który ociekał grozą i długo po nim nie mogła dojść do siebie. Gdyby wtedy skojarzyła… może oni by żyli?

Ledwo zdołała się wyciszyć i pomógł jej w tym ojciec, i znowu sen wraca, jak jakaś zmora, inna tym razem, bo nie ma w niej „ślepego” dziadka, który nie widzi drzewa i sen już dotyczy nie jego. Dotyczy chłopca. Dusi za gardło. Dusi tak bardzo, że rozrywa przerażone zgłoski: Ania…a…a…

– Chodź, maleńka… Cicho, już cicho… To tylko niedobry sen. – Jej dobry tato przekonuje i gładzi ją po włosach, a ona czuje się tak, jakby uderzyło w nią tornado.

Ile by dał, żeby uchronić ją od tych nocnych koszmarów. Tylko jak to zrobić? Pionowa zmarszczka przecięła mu czoło.

– Anulko?

– Tak?

– Zrobię wszystko, żeby ci pomóc – powiedział ojciec, przygarniając ją do siebie. – Wierzysz mi, malutka? Zobaczysz. To się niebawem skończy! – obiecał pełnym współczucia tonem.

Anna uśmiechnęła się blado.

– To się niedługo skończy… – powtórzyła za nim, spoglądając w okno.

Wysoko na niebie dryfowało w powietrzu kilka ptaków o potężnych skrzydłach. Słychać było ich głosy. Nie były radosne. Zamknęła oczy i zaczęła się bezgłośnie modlić.

Czy to coś pomoże? Czy pomoże jej ojciec?

Kiedy długo nie mogła zasnąć, widziała przez uchylone drzwi postać ojca nachyloną nad biurkiem. Coś notował, czytał, czytał, czytał… Całymi godzinami. Nieraz zastawała go tam ciemna noc. Wiedziała, że ojciec obłożył się całym stosem książek, żeby jakoś rozwiązać jej trudny problem. Pracował w każdej wolnej chwili. Właściwie prawie nie wychodził z gabinetu. Najczęściej stamtąd wyrywała go ona ze swoimi dociekliwymi pytaniami, na które nie zawsze miał gotową odpowiedź, bądź miał taką, która jej nie satysfakcjonowała.

Czasami z ust ojca padały słowa krytyki, kiedy to uważał, że zrobiła coś źle, ale była to krytyka przyjazna i tym samym konstruktywna, i powtarzał po wielokroć, że w życiu trzeba się skupiać na wyższych wartościach, które przeważnie umykają ogółowi w ferworze codzienności, a nie na banialukach. Dawał przy tym bardzo istotne wskazówki, które kierowały ją na właściwe tory, szukając jednocześnie sposobów na zlikwidowanie nieustannego napięcia, zagrażającego jej kondycji psychicznej. Od kiedy pamiętała, niemal zmuszał jej umysł dziecka do stałego wysiłku, do stałych ćwiczeń, do afirmacji, zaangażowany w to całym swoim sercem. Miało jej to wszak wyjść na dobre i doskonale to rozumiała. Wszystko to, co podsuwał jej do czytania, miało natchnąć ją wiarą we własne siły, zachęcić do aktywnego działania.

– Masz być na co dzień odprężona – mówił – a mądrość życia sama zatroszczy się o wszystkie sfery bytu. Pracuj nad tymi myślami, które uczynią cię szczęśliwą. Twoja podświadomość zaakceptuje wszystko, co jej wtłoczysz, a to klucz, Anulko, do pozytywnych zmian.

– Jasne!

„Wkuwała” swoje przyszłe życie, które byłoby bez czarnych snów, bez niespokojnych, zalęknionych nocy, a byłyby tylko radością.

– Robię się nienormalna, tato – powiedziała któregoś dnia.

– Jesteś całkiem normalna i zbyt inteligentna. Ciężko ci będzie w życiu – stwierdził z westchnieniem i zmarszczył brwi, jakby się martwił.

– Od kiedy inteligencja córki jest zmartwieniem, tatusiu?

– Wiesz, dziecko, o czym mówię… – urwał, spoglądając jej w oczy.

– Wiem. Ciężko mi będzie znaleźć sobie odpowiedniego mężczyznę. Czy tak? – Roześmiała się perliście. – Nie martw się, tatusiu, znajdę. Inteligentnych mężczyzn nie brakuje.

– Owszem, ale ten ktoś musi też jeszcze cię rozumieć… – Zamyślił się.

No tak, wiedziała o tym, tylko i czego niby ten „ktoś” inteligentny miałby jej nie rozumieć?

W końcu potrafi sobie „wymalować” odpowiedniego, wspaniałego i pełnego rozumu chłopaka. I będzie ją rozumiał, i przy nim skończą się wszystkie paskudne sny. Tak będzie.

Mijał rok po roku, Anna dorastała, a jej problem niewątpliwie nadal istniał. Te rozległe przestrzenie cienia, w którym poruszała się po omacku, te czarne wizje zakłócające sen… Ciągle jeszcze, mimo starań ojca i swojej ciężkiej pracy, tkwiła gdzieś w próżni, na jakimś tajemniczym ekranie, gdzie pojawiały się obrazy jej rojeń. Rzadziej już co prawda, ale problem istniał. Zbyt wiele rozumiała i zbyt wiele kojarzyła, przeżywając wszystkie codzienne sprawy na swój emocjonalny sposób, a jej psychika chłonęła wszystko jak gąbka i nie pozostawało to bez skutku ubocznego. Na wszystko zwracała uwagę, nawet na drżenie głosu ojca, gdy usiłował coś przed nią ukryć.

– O czymś nie wiem? – pytała. – I nie chcesz mi powiedzieć, prawda? Jestem za mała?

Spoglądali z Marią po sobie znacząco.

– Kiedy taki czas nadejdzie, a nadejdzie!, będziesz wiedziała o wszystkim, mądralo, a póki co, chodź tu. Porozmawiamy – żartował ojciec z pogodnym wyrazem twarzy.

– O czym? – spytała, mrugając oczami.

– O wakacjach.

– Wakacje już zaklepane! Jak zwykle jedziemy z Adasiem do dziadka Wiśniewskiego – stwierdziła z entuzjazmem.

– Czy na pewno tego chcecie? Ty tak, a Adam? Może wolisz jechać na kolonię? – spytał i spojrzał na syna.

– Chcę jechać z Anulką do dziadka. Już się nie mogę doczekać!

– Ja też! – wtrąciła z przekonaniem.

O tak, bardzo kochała być z dziadkiem. Przy nim nie było żadnych koszmarnych snów. Ulatywały, podobnie jak jej myśli, w góry, na same ich szczyty i pochłaniała je mgła, czy też może wiatr je rozdmuchiwał? Ale do Białki Tatrzańskiej jechała tylko na ferie zimowe i latem na wakacje, dwa razy w roku. To było niesamowite przeżycie, tu nie było czasu na nudę; dziadek tryskał dowcipem, niesamowitym humorem, a fantazję miał młodzieńca, choć zbliżał się do siedemdziesiątki. W lot wyłapywał wszystkie dysonanse w życiu wewnętrznym tak jej, jak i Adasia, zwracając im czasami uwagę na ich słabe punkty, i jednocześnie pracował nad tym, by skutecznie temu przeciwdziałać. Zupełnie jak jej ojciec, bo i był z tego samego gatunku ludzi – mądrych i wrażliwych.

– Ponuraków, Anulko, unikaj, bo nie mogą ci nic pozytywnego przekazać. Unikaj też negatywnych myśli, do niczego dobrego nie prowadzą, a wręcz przeciwnie. Wiesz już o tym?

– Wiem, dziadku. Stale to słyszę od taty.

– Co za paskudna, rozszczekana smarkula! Prawie jak Kajtek. – Kiwnął głową z zadowoleniem i dodał: – Kiedy przyjedziecie, moje dzieci, do dziadka po następne rady? Zimą?

– Tak, dziadku, zimą – odpowiadał Adaś.

– Na pewno?

Kiwali zgodnie głowami. Szaleństwa, czasami rozważne myśli na łonie natury, które im niemal codziennie fundował dziadek, dodawały skrzydeł. A ten motocykl, zmajstrowany samodzielnie przez niego ze starych części, które to latami skrupulatnie zbierał, skupował i magazynował gdzieś w zakamarkach domu, był tak szaloną rozrywką, że pisała o tym w swoim pamiętniku i śmiała się w głos.

– Anulka, wskakuj na tego rumaka – mówił dziadek, wkładając na głowę śmieszną cyklistówkę. – Popędzimy z wiatrem na wyścigi i zapewniam cię, że mój motor jest szybszy od wiatru, tyle że nie mogę się tu zbytnio rozkręcać, bo nie te autostrady – śmiał się.

Jedno oko przewiązał opaską. Twierdził, że to dla zabezpieczenia własnego zdrowia, bo o nie trzeba dbać, w każdym momencie życia. Na motorze też! Twarz miał pełną uśmiechów i młodości.

– Nie może mnie przewiać, a jeżeli już, to ewentualnie… jedno oko. Drugie będzie zdrowe – mówił cały w uśmiechach.

Anna również się śmiała, i tak głośno, aż ją bolało gardło i szczęki.

– Anulko, ty moja ślicznoto, masz tak zaraźliwy śmiech, że boli w drugim oku. Chyba też je sobie przewiążę – mówił, robiąc wymowny gest ręką.

Po niej na motor wskakiwał Adaś i robił samodzielnie kilka rundek wkoło podwórka.

– No, no… kto by pomyślał… – chwalił dziadek. – Nie dodawaj tylko gazu do oporu… Już mówiłem o tych autostradach…

– Jasne, dziadku. Ma się swój rozumek, a poza tym wzrok Anuli mnie wstrzymuje – roześmiał się. Bardzo kochał swoją siostrę i za nic w świecie nie chciał narazić jej na stres. Jego młodsza siostra w żadnym momencie życia nie mogła się denerwować, nawet z tak błahego powodu. Stres jej bardzo szkodził.

Wieczorem przed snem dziadek zaparzał im ziółka, przyglądając się wnukom z uwielbieniem. Adama kochał bardzo, bo to jego krew, jak mówił, ale Anulce poświęcał więcej czasu. Była tak rozczulająco śliczna i tak wrażliwa…

– Pij, Niulka… Dzisiaj dostałaś zioła na urodę, bo mimo że jesteś piękna, uroda nie przeleje się, tego nigdy za dużo. Wczoraj wypiłaś ziółka na zdrowie, bo tego również nigdy za dużo. – Uśmiechnął się. – Jutro dostaniesz ziółka na miłość, bo musisz mnie bardzo kochać.

Kochała go bardzo, nawet bez tych ziół. Chodzili z dziadkiem niemal codziennie na dalekie spacery. Była to wyprawa na kilka godzin. Bunia, czyli jego trzecia żona, pakowała do koszyka różne własnoręcznie zrobione smakołyki i dużo picia.

– To w razie, gdyby ci zaschło w gardle z wrażenia, Anulko – mówiła.

Zwykle ich bazą była jakaś ukwiecona łąka i zwykle zasychało jej w gardle. Kiedy tam dochodzili, słońce stało już wysoko na niebie. Powiew ciepłego wiaterku rozdmuchiwał jej czarne jak heban włosy. Lśniły w słońcu pięknym blaskiem.

– Teraz się rozłożymy na zielonej trawie i trochę poczekamy, aż się słońce zmęczy, bo przecież to już tak jest, że wlewa ono w nasze serca potężną czarę optymizmu, a to praca… i chyba nie wątpisz, Anulko, że ciężka… – Dziadek uśmiechnął się i usiadł. – A teraz, Niulka, posłuchaj ciszy. Ona śpiewa. – Przechylił głowę. – Słyszysz?

To było niesamowite uczucie. Cisza brzmiała melodią szumiącej trawy, rumianków, ziół dziadkowych. Rzeczywiście, z wrażenia musiała się napić. Mogła tak leżeć do wieczora. Jeszcze tylko trzeba było nazbierać dziadkowi ziół, a potem wracali do jego małej posesji na wzgórzu.

– Dziadku, jaka szkoda, że za kilka dni wracamy z Adasiem do Rzeszowa – mówiła.

– Nie nudzisz się, Anulka? – pytał.

– Ani trochę… Popatrz… czyż to nie piękny widok?

Za górami chowało się słońce, napływały chmury burzowe, a niebo zmieniało się z niebieskiego na pomarańczowe, wróżąc deszcz. Pierwsze krople, nieśmiałe, skapnęły na uniesioną w górę twarz Anny. Położyła się. Leżała nieruchomo, rozkoszując się dotykiem ciepłych kropli, które po chwili uderzyły z oślepiającą gwałtownością. Zaśmiała się – była zachwycona, Adaś też. Dziadek pewnie mniej.

– Mam nadzieję, że zaraz przejdzie… Trzeba tu przeczekać burzę – powiedział. – Nie ma rady, kładziemy się na trawie. Adaś obok Anulki – zadyrygował z westchnieniem i sam się również położył.

Wiatr zaśpiewał w trawie, mocniej zawiał, chłodny, zmysłowy. Wysokie trawy nagięły się prawie do ziemi, po czym z powrotem wyprostowały się. Z ziemi uwalniał się metaliczny zapach, a ona sama otwierała się na wodę z nieba. Kwiatki skuliły swoje główki, by po chwili je podnieść wysoko. Tańczyły chwilę. Niebo stawało się zupełnie niebieskie.

– I jak się czujesz, moja ty Stokrotko? – spytał dziadek, spoglądając na twarz wnuczki tak pełną emocji, że nie wiedział, co o tym sądzić. – Nie bałaś się?

– To było cudowne przeżycie, dziadku. Widziałeś te tańczące kwiaty?

Rozmarzona, z uśmiechem na ustach, odurzona powietrzem, zasypiała kamiennym snem. Tak spała zresztą każdej nocy i co najważniejsze – nic się nie śniło!

Wakacje kończyły się jednak bardzo szybko, zbyt szybko, a powrót do domu budził nocne koszmary. Te obrazy senne, które przychodziły nie wiadomo skąd, pełne były ruchu, często zawieszone w przestrzeni; chciała gdzieś dojść… dobiec, uciec, i nie mogła. Tylko czasami się to udawało, ale najczęściej budził ją jej własny krzyk.

– Dlaczego, tato? Tak się bardzo staram, tyle ćwiczę i tylko czasami uda mi się wyśnić coś kolorowego.

– To już sukces, Aniu! Ważne, że to się udaje choć czasami! – przekonywał ojciec. – Trochę cierpliwości i wszystko będzie dobrze.

Musiała w to wierzyć. Wierzyła.

Jej życie było niczym materia utkana ze zdarzeń, z całym mnóstwem pytań, na które nie było łatwych odpowiedzi, a z czasem zmieniająca się poprzez swój wygląd, barwę i swoją moc, dziurawiona chorobami myśli, czynów i niezależnych od niej spraw. Myśli wciąż wybiegały, potrącały się i zderzały z życiem, ale szybko przywracała się do równowagi.

Jeszcze moment, jeszcze trochę cierpliwości i mój koszmar zakończy się – powtarzała sobie, przywołując się do porządku. I „malowała obrazy”, jak to nazywali jej rodzice i Adaś, który doskonale był wtajemniczony we wszystkie problemy siostry.

W otoczeniu Anny najwięcej było kolegów, którzy prześcigali się w pomysłach, aby z nią chodzić. Przyciągała jak magnes, bo była inna niż większość jej koleżanek: intrygująca, tajemnicza i nigdy nie brakowało jej argumentów, by kogokolwiek przekonać do swoich racji. Umiała się bez reszty skoncentrować na problemach osoby, z którą właśnie rozmawiała, i w tym tkwił jej niezwykły urok, ale i w tym, że miała śliczną twarz o kształtnym nosie i pięknych ustach, z których przy każdym uśmiechu ukazywał się rząd białych zębów. Kruczoczarne włosy oplatały jej twarz gęstwiną skręconych loków, sięgając pasa.

Często wyłapywała wkute w siebie spojrzenie Kazika. Nie spuszczał z niej oczu i był w nich jakiś gorączkowy blask. Dziwny, bardzo dziwny.

– Proszę, to dla ciebie – wymamrotał i podał jej torbę pomarańczy.

Spojrzała ze zdziwieniem.

– Okradłeś transport?– spytała, patrząc mu w oczy.

Roześmiał się bardzo z siebie zadowolony, a kiedy ich nie chciała przyjąć, rozzłościł się. Wzrok miał wściekłego psa, a jego ręce, którymi ją schwycił, były nieprzyjemnie mokre.

Zadrżała. Wzięła siatkę z pomarańczami i poczęstowała nimi całą klasę. Kazik spojrzał z wyrzutem.

– To dla ciebie… przyniosłem.

– Więc mogę nimi poczęstować koleżanki? Czemu jesteś zły? – Zajrzała mu w oczy.

– Nie jestem! A na przyszłość pamiętaj, że tylko dla ciebie… – urwał i machnął ręką.

Coś jej nie pasowało w twarzy kolegi. Tak zachowuje się ktoś bardzo znerwicowany, myślała, spoglądając na niego niepewnie. Było coś niezwykle niepokojącego, gdy ich oczy spotykały się, przy jego zwykle bardzo ciepłym uśmiechu i trochę jakby nieśmiałym, a który wręcz kłócił się z jego świdrującymi niebieskimi oczyma. Tak było od dawna, i od dawna to zauważała. Początkowo próbowała ten jego wzrok bagatelizować, ale zawsze irytowała ją świadomość, iż nie jest w stanie przeciwstawić się i powiedzieć mu: „Nie gap się…”.

Im bardziej uciekała od kolegi i od jego świdrującego wzroku, tym bardziej się narzucał. Były już kwiatki z liścikami na schodach domu, było szpiegowanie i była zazdrość.

– Z innymi chłopakami się umawiasz! Widziałem! A dlaczego ze mną nie chcesz iść do kina? Czy jestem trędowaty?! Dlaczego mnie unikasz, Aniu? – mówił gorączkowo. – Przecież wiesz, ile dla mnie znaczysz. Ja…ja… – urwał zawstydzony wyznaniem.

Odsunęła się od niego. Niezrozumiały strach podszedł do gardła. Przełknęła ślinę. Kiedy próbowała go przekonać, przedstawiając mu swoje wnioski plus własną filozofię życia i tłumacząc mu, że przecież nie jest jego dziewczyną, doskoczył do niej i chwycił za gardło, wstrząsając nią jak osiką. Zmusił ją tym samym, by spojrzała mu w twarz, która była nieodgadnioną, przynajmniej dla niej, zresztą zaraz ją puścił, przerażony swoim zachowaniem. Ona sama była nie mniej przerażona. W jej koledze ukrywał się bardzo niebezpieczny człowiek, zupełnie inny, niż zawsze sądziła. Cofnęła się dwa kroki, rozglądając się niespokojnie.

– Aniu, proszę cię… Nigdy cię nie chciałem skrzywdzić, wybacz mi – szepnął, zaciskając mocno szczęki, przerażony własnym postępowaniem.

W jej oczach nie stanowiło to jednak żadnego usprawiedliwienia. Przepadł już całkowicie. Koniec, kropka.

– Odejdź! – wykrzyknęła, rozglądając się wkoło.

Wewnątrz niej kulił się strach. Właściwie nie wie, czym była przestraszona? Najgorszy jest lęk przed czymś, czego nie można nazwać.

Kazik patrzył na nią poważnie, a w jego spojrzeniu było więcej powagi, niż była mu skłonna przypisać. Był poza tym żal, determinacja, skrucha, wszystko oprócz nadziei. Płakał… bez łez.

– Hanka! – wychrypiał zduszonym głosem i coś jeszcze dodał, mówiąc bardziej do siebie niż do niej.

Na horyzoncie pojawił się jej brat Adam. Zawsze był, gdy go potrzebowała.

– Co ty kombinujesz?! Natychmiast stąd odejdź i nie zbliżaj się do mojej siostry. Widziałem, co zrobiłeś! – krzyknął do Kazika i nastroszył się do bicia. Odepchnął jego ręce. – Idź sobie wreszcie! – powtórzył niecierpliwie. – Spierniczaj!

Kazik odszedł powoli, ze spuszczoną nisko głową.

– To koniec. To już koniec – zawodził głos w jego głowie. – Ona już mnie nie zechce… a przecież tak bardzo ją kocha…

Chłodny dotyk uciekającej myśli…

Następnego dnia nie było go w szkole, nie było go też w domu. Wszyscy go szukali.***

Ponury dzień i ponure myśli. Tępy ból podążał za Anną krok w krok. Stała w oknie i spoglądała nieruchomo w zmierzch, który gęstniał. Lato już jakiś czas temu wycofało się w popłochu.

– Tato…? – Zajrzała przed snem do pokoju ojca. – Coś się wydarzy – powiedziała. – Coś niedobrego… Ja to wiem. Ja czuję. Ten sen jesieni znowu dzisiaj przyjdzie… i… i… coś się komuś stanie…

Przytulił ją.

– Anulko, nie myśl o tym. Nie zawsze i nie każdy sen się sprawdza, prawda?

– Tak – szepnęła, nie patrząc mu w oczy.

Coś w jej tonie sprawiło, że Tadeusz zesztywniał.

– Idź spać, skarbie, i nie myśl o przykrych sprawach. Spróbuj, jeśli coś się będzie działo, przemalować swój sen. Umiesz to robić, prawda?

Usiadła na fotelu obok. Podkurczyła nogi.

– Umiem, tato. Wszystko będzie dobrze…

Kiedy nagle podszedł o krok bliżej, ogarnął ją strach, że mógłby odczytać jej myśli. Uśmiechnął się do niej łagodnie.

– Dobrej nocy, moje dziecko. Niech ci się przyśni coś miłego. Wiem, że tak będzie.

Ukrył twarz w dłoniach, kiedy wyszła. Długo tej nocy palił światło. Bardzo często zaglądał w jej duszę, a już szczególnie wtedy, gdy dawała się przygnieść przykrej rzeczywistości. Dzisiaj tak się stało. Nie miał wątpliwości, że potrzebna jest pomoc jego pięknej córce. Jego pomoc. Psychiatra, gdzie regularnie pojawiali się od dłuższego już czasu, ukierunkował go jedynie, jak również Anulkę, a cała, mozolna i ciężka praca pozostawała w ich rękach. W szczególności w jego.

Nierzadko córka zamykała się w sobie, nie chcąc martwić ani jego, ani matki. Dzisiaj tak się zdarzyło. Anulka ukryła przed nim swoje obawy, swój strach, który trwał na straży, zawieszony w powietrzu. Westchnął i zagłębił się w lekturę.

Anna po cichutku wyszła z pokoju. Dzisiaj najchętniej nie poszłaby spać w ogóle. Wszystko będzie dobrze, wszystko. Wszyściuteńko. Zaraz sobie wymarzę kolorowy sen, powtarzała w myślach. Położyła się i przez chwilę słuchała deszczu. Desperacko pragnęła wymalować sobie coś kolorowego, jakiś piękny obraz, i na próżno. Usnęła w końcu zmęczona.

Jej umysł błąkał się bezradnie po nieznanej okolicy grzęznąc w błocie… brudząc się nim. Koszmar jesieni wisiał nad nią. Były to strach, groza i pytanie.

Sen krzyczał… krzyczał… krzyczał… a ona już wiedziała, że to dziś… teraz…

Buty z brązowych liści i błocka na nogach, zapadających się w grząską ziemię, nasiąkniętą deszczem. Wykrzywiona, zziębnięta twarz kilkunastoletniego chłopca o niebieskich oczach… wołającego pomocy… jej pomocy…

A…NIA! A…NIA…

Myśli zaplątały się na moment… szukając po omacku…

Czarna spiętrzona woda…

Obudził ją stukot deszczu o szyby. Uderzał o parapet okna ze zdwojoną siłą, a ona odczuwała to jak uderzenia w całe jej ciało, które zaczynało się kurczyć ze strachu i tylko serce bębniło o klatkę piersiową jak oszalałe. Zaraz wyskoczy. Szum wiatru za oknem wydawał się wołać: ANIA, ANIA…!

– Boże, kto mnie woła?

Jedyną odpowiedzią był odgłos kropel deszczu bijących z impetem o ściany domu.

– Tak! Wiem! – doznała olśnienia. – Chłopakiem znad Wisłoka… jest właśnie on. – Chłopak ze snu… to Kazik!

Zerwała się na równe nogi i jednym susem przemierzyła odległość pokoju.

– Tato! Wstań! To Kazik! Kazik potrzebuje pomocy! Tatusiu, Kazik jest nad Wisłokiem, w tym dzikim miejscu. Tam, gdzie są wiry i burzy się rzeka. Taka nieokiełznana, pamiętasz? Byliśmy tam kiedyś… Pamiętasz? On się zaraz utopi… Proszę… Szybciej…

Rozkrzyczane głoski wyrwały się z krtani. Panika rozszerzyła oczy. Czuła, że za chwilę jej oszalałe serce wyskoczy z piersi. Tam, nad rzeką czaiła się śmierć. Te roziskrzone, niebieskie oczy mogły należeć tylko do jednego chłopca.

– Szybciej, tato! Szybciej… – ponaglała ojca.

Wybiegł w pośpiechu.

Zapatrzyła się w ciemność nocy – RZEKA, GAŁĘZIE, WIRY. Podeszła do okna. Otworzyła je i wyciągnęła przed siebie ręce.

– Stój, Kazik. Proszę… NIE RÓB TEGO. Czy mnie słyszysz?! NIE RÓB TEGO – powtórzyła powoli, wyraźnie.

Stała jeszcze długo, nie czując zimna. Błądziła myślami w innym świecie. Irracjonalnym. Wiatr wściekłe targał drzewami za oknem jej pokoju, wył i zawodził. Rzucił zeschłymi liśćmi i powiał je daleko. Z przesłaniem:

– KAZIK… JUŻ JEST WSZYSTKO DOBRZE. JESTEŚ BEZPIECZNY.

Jakby usłyszał jej wołanie. Osunął się na mokrą od deszczu ziemię.

– Aniu… – Skulił się jak embrion w łonie matki. Drobnym ciałem wstrząsnęły dreszcze. – Aniu… wyszeptał. Chwyciły go mocne ręce.

Tej nocy jej koszmar się skończył. Uratowała koledze życie. Sama się mocno rozchorowała. Zapalenie płuc, orzekł lekarz. Kiedy po trzech tygodniach wróciła do szkoły, Kazik był już w innej szkole, w innej dzielnicy. Nie dociekała w której. Tak było lepiej. Czasami tylko wydawało się, że ktoś patrzy z ukrycia, że ktoś ją śledzi?

Odgoniła myśli.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: