Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przepaść samobójców - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Październik 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przepaść samobójców - ebook

To powieść, w której ważny jest wątek przyjaźni i miłości. Wprowadzam Czytelnika w świat niezrozumiałych, nieznanych, zjawisk nadprzyrodzonych.  Wikłam głównego bohatera i jego znajomych oraz sympatię w aferę, przestępstwo, aby na podstawie skrajności zachowania ukazać dobro i zło, zazdrość a potem umiejętność wybaczania.

Aneta i Artur, to dwie najważniejsze postacie książki. Sławek, Maciek, Agata i Katarzyna to ich przyjaciele. Wszyscy razem będą się starać wspierać Artura. A Aneta? To wyjątkowa postać. Dziewczyna walcząca z chorobą, niedowidzi. Początkowo ukrywa to przed nowym znajomym, Arturem, Boi się, że to go zniechęci do niej, ale jak się okazuje niepotrzebnie. Mężczyzna ten ma również bolesną rodzinną tajemnicę, wie co znaczy żyć obok kogoś kto jest niewidomy.  Miłość między tą dwójką niemal eksploduje od pierwszego dnia, od pierwszej chwili. W tej powieść poznajemy też wyjątkowe dwie panie. Weronikę i Zofię. Kobiety potrafiące kontaktować się ze zmarłymi. Zwłaszcza jedna z nich bez wątpienia ma dar. Miedzy czasie dwa „czarne charaktery” Anna i Marek usiłują z różnych powodów zniszczyć już w miarę spokojne życia Artura. Anna z powodu zazdrości. Zazdrości porzuconej kobiety. Marek dlatego, że dla Anny uczyniłby, jak się zdaje wszystko. Poprzez sieć intryg, którymi w początkowym okresie życia Artura doprowadzają do jego bankructwa później, gdy ten wyjeżdża i kupuje na wsi stary zrujnowany dom za ostatnie pieniądze i przy pomocy oraz wsparciu przyjaciół odnawia go a dzięki Anecie poznaje mroczną historię domu na wzgórzu…Marek i Anna odnajdują go. I kończy się spokojne życie młodego człowieka i jego dziewczyny. Zaczyna się pasmo nieszczęść. Dochodzi do porwana Agaty…Czy aby nie przez pomyłkę? Dom zaczyna „żyć własnym życiem” coś niepokojącego zaczyna się w nim dziać. Im dłużej przebywają w nim bohaterowie tym więcej kłopotów nieszczęść im się przytrafia. Czy rzeczywiście w tym domu, przez remont, „obudzono” duchy przeszłości? Wkracza do akcji policja, porucznik Zawadzki i jego ludzie usiłują dojść prawdy. Międzyczasie dom Artura staje w płomieniach, walą się ściany, dochodzi po chwili do eksplozji. Bohaterowie ledwo uchodzą z życiem. Dzięki komu? A co z oczami Anety? Da się przywrócić jej wzrok? Szpital, walka i niepokój, a gdy wszystko wydaje się być znów na dobrej drodze, gdy kłamstwo i intryga, oszustwo zostaje rozpoznane a ich sprawcy niemal ukarani dochodzi znów do porwania…Tym razem to Aneta jest ofiarą, ale przez całą powieść przewija się jeszcze jeden bohater, Kamil. To nie jest kluczowa postać tej powieści, ale jak się okazuje bardzo ważna, choć celowo marginalnie wspominana przeze mnie. Kamil był kiedyś miłością życia Anety. Zostawił ją, gdy ta straciła wzrok…i dziecko. Dziecko, którego on nie chciał. Przed nim, bowiem była kariera prawnika. Minęło kilka lat, ale jego uczucie do Anety nie minęło. Wrócił, aby ją odzyskać. Walczył z tym, czego on pragnie z tym, czego ona chce. Co wygrało? Miłość czy rozsądek? Jest w tej powieści jeszcze to, co ja bardzo cenię: Historia Polski. W naszym kraju istnieje „Dolina Śmierci” {cytat z WIKIPEDII } „miejsce masowego mordu i jednocześnie grobu mieszkańców Bydgoszczy i okolic wymordowanych jesienią 1939 r. przez członków pomorskiego oddziału Selbstschutzu oraz SS-manów z oddziału Einsatzkommando 16. Fordońska "Dolina Śmierci" jest największą zbiorową mogiłą na terenie Bydgoszczy, a zarazem stanowi najbardziej znany symbol martyrologii mieszkańców miasta.”

Niemal za każdym razem, gdy piszę jakąś powieść staram się umieścić jakiś ważny, choć mało znany fakt historyczny. Nie opisuję danych encyklopedycznych, czynię szkic i mam nadzieję, że zaciekawiam tym Czytelnika. Tak też jest i tym razem. Akcja powieści rozgrywa się w okolicy Bydgoszczy, lecz w wyimaginowanej wiosce turystycznej. Wieś, w której ludność zajmuje się agroturystyką.

Tak, więc w książce tej mamy miłość, oddanie, przyjaźń, przestępstwo magię, duchy intrygę zdradę i…morderstwo.  A wszystko to sprowadzone jest do jednego…Do daru wybaczania.

Marta Grzebuła


Marta Grzebuła z d. Łukomska Pseudonim Jarzębina ur. 22 listopada 1960 roku we Wrocławiu. Tu ukończyła Szkołę Podstawową i Studium Medyczne. Pozostaje pod wpływem poezji J. Słowackiego, A. Mickiewicza czy A. Asnyka. Pisze od 13 roku życia, w jej zbiorach jest  400 wierszy. Debiutowała w 2010 r. tomikiem poezji: „W cieniu Jarzębiny” (Black Unicorn). Następny to: „Owoce Jarzębiny” (Radwan). Wydane powieści to: „Pomarańczowe ogrody”, „To, co mogło się zdarzyć” (Radwan), „Epizod na dwa serca”, „Kobieta  z okna”, „Dzień, który nie miał jutra” (Warszawska Firma Wydawnicza sc J. Majedcki i J. Wernik) oraz „Zapomnę imię twoje” i „Dotykając Nieba” (Wydawnictwo „ASTRUM”). Autorka tekstu do piosenki zespołu „Wilczyca” (połączone dwa wiersze „Wilk wilkowi” i „W galopie”), do której muzykę skomponował Tomasz Derach. Autorka w swoich powieściach i wierszach przeprowadza Czytelnika po świecie zmagań, wyrzeczeń, prawd, miłości, zdrad, śmierci w taki sposób, by ten, zagłębiając się w kolejne strony, odczuwał nie tylko wzruszenie, sympatię do bohaterów, ale lektura budziła w nim jeden, z największych z darów, jaki posiada człowiek, empatię.
Marta Grzebuła sama mówi: „Sercem do serc, piszę”. I to jest chyba najlepsze podsumowanie jej twórczości.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7859-231-0
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jakiekolwiek podobieństwo do kogokolwiek jest przypadkowe i niezamierzone. Postacie występujące w tej powieści i ich losy są fikcyjne. A historyczne informacje są zaczerpnięte z powszechnie dostępnych źródeł pojawiających się w Internecie. Ale jeśli w moim utworze pojawiły się jakieś nieścisłości, przepraszam wszystkich zainteresowanych, ponieważ moją jedyną intencją było przypomnienie pewnych bolesnych wydarzeń z kart historii Polski.

Powieść jest mojego autorstwa i nie może być wykorzystana bez mojej zgody. Dz. U. 1994 nr 24 poz. 83

Marta Grzebuła JarzębinaSłowo od autora

Drogi Czytelniku oddaję w Twoje ręce następną powieść. Opowiadam w niej o grupie przyjaciół, którzy znajdą się w obliczu ogromnych kłopotów, jednego z nich – Artura. Czy będą mu w stanie pomóc? I jest jeszcze ktoś, to Anna i Marek. Jaką rolę odegrają w życiu mężczyzny? Młodego człowieka, który tak wiele w życiu utracił, a mimo to wciąż walczył. Niestety nadchodzi taki dzień, w którym los znów wystawia go na ciężką próbę i choć nie ucieka od problemu, to jednak zmuszony jest zostawić wszystko za sobą. Wyjeżdża na wieś, kupuje okazyjnie nieduży i bardzo zaniedbany dom. Dom, który jak się okazuje ma ciekawą, pełną mrocznych wydarzeń historię. Z czasem musi się zmierzyć z pewnymi faktami, a mało tego musi zmierzyć się z nim... domem, który według legendy jest nawiedzony przez „czyste zło”. Kto mu wyjawi prawdę o tym domu? Kto mu pomoże? Kim jest Aneta i co ona ma wspólnego z tą historią? Zajrzyj w karty tej powieści a dowiesz się wszystkiego. Poprowadzę Cię po świecie wyzwań, miłości, intryg, zdrad i oszustwa, ale nie tylko. Odrobina magii i zjawisk, które określa się mianem, nadprzyrodzonych wprowadzą Cię do innego wymiaru. Zło i dobro mieszać się będą w każdym słowie tej powieści, lecz nie oczekuj typowego horroru, czy też kryminału, ani tym bardziej książki o miłości. Lecz zapewniam Cię, że to jest ciekawy świat emocji, doznań i zdolności parapsychicznych, jakie miewają ponoć czasem ludzie. Zaufaj mi i daj się zaprosić do tej kipiącej od wydarzeń powieści. Zapraszam Cię ja, i moi bohaterowie.

Zacznij czytać a wszystko wkrótce się wyjaśni.

Marta GrzebułaPROLOG

– Trzymaj ją! – zawołał barczysty mężczyzna. – Wykręć jej ręce! – nakazał.

– Wiem, co mam robić! – Młoda kobieta o jasnych włosach, zwinnym ruchem podcięła nogi dziewczynie powodując jej upadek. Ciało brunetki z impetem uderzyło o ziemię.

Nieopodal nich, za olbrzymim starym dębem, stał ukryty mężczyzna. Nie rozumiał tego, na co patrzył. Nie mógł pojąć tej przemocy wymierzonej przeciwko młodej kobiecie, tak bliskiej jego serca. Nie zamierzał więc dłużej pozostawać w ukryciu.

– Zostaw ją! – krzyknął z całej siły. Rzucił się w kierunku owej blondynki przygniatającej kolanem do ziemi bezbronną dziewczynę. Ta już nie walczyła. Nie miała sił. Ale on musiał nagle stanąć, zatrzymały go nie tylko słowa napastnika, ale przede wszystkim to, co miał w ręku...

– Stój do cholery! – głos miał zachrypnięty, gardłowy, niemiły. Spojrzenie zaś wyrażało ogromne zdziwienie widokiem obcego mężczyzny. Widokiem nieznajomego, który był dla niego niewygodnym świadkiem zdarzenia. W ręku zalśniła, w promieniach słońca, broń. To młodemu człowiekowi zmroziło krew w żyłach. Przystanął przerażony a zarazem zdziwiony. Nabrał powietrza i starając się mimo wszystko zachować spokój spytał.

– O co wam chodzi? – ruszył wolno w ich kierunku. – Zostawicie ją w spokoju! – Mimo lęku był stanowczy, lecz nie przejawiał agresji, wręcz przeciwnie. Mówił wolno, spokojnie i łagodnie, choć wszystko w nim wrzało. Usiłował też zrozumieć, co się dzieje. Nie znał tych ludzi i nie wiedział tak naprawdę jak ma się zachować, ale nie mógł dłużej przyglądać się biernie, jak ta dwójka niemal katuje tą, która znaczyła dla niego tak wiele. Śledził ich od jej domu, nie podobało mu się od samego początku zachowanie tej pary. Widział wówczas jak wciągają siłą przerażoną znajomą do samochodu. Nie zdążył na to zareagować, był za daleko, mimo to dostrzegł emanującą z gestów przemoc. I to spowodowało, że postanowił ich śledzić. W między czasie zadzwonił na policję. Miał złe przeczucia, które teraz się potwierdziły.

Młoda brunetka, z zakrwawioną twarzą, leżała nieruchomo na ziemi, jakby bez życia. Część jej ciała balansowała na granicy urwiska. A oni wciąż pełni nienawiści kopali ją, zwłaszcza owa wysoka blondynka. Patrzył na to nie mogąc nic zrobić. Na razie czuł się bezsilny. Wycelowana broń w jego kierunku skutecznie sparaliżowała jego odwagę. Wcześniej, gdy ruszał śladem czarnego samochodu nie wiedział dokładnie gdzie jadą, i co ma się wydarzyć, ale podświadomie oczekiwał najgorszego. Jechał za nimi niemal półgodziny w bezpiecznej odległości i kiedy samochód skręcił na wzgórze zwane „Przepaścią samobójców” z całą mocą w jego umysł wtargnęły złe przeczucia, lecz nie spodziewał się, że dojdzie aż do takiej eskalacji przemocy i zdarzeń. Stał teraz wpatrzony w oczy owego mężczyzny, nieco starszego od niego i starał się łagodnym głosem go uspokoić.

– Nie zagrażam wam, ale zastanówcie się, co robicie? Zaraz przyjedzie tu policja. Powiadomiłem ich – mówiąc to podchodził coraz bliżej, był zdeterminowany chęcią niesienia pomocy dziewczynie. Jej twarz broczyła krwią. Na chwilkę blondynka znieruchomiała, lecz nagle z pełną furią krzyknęła.

– Strzelaj! Na co czekasz?!

– Zamknij się! – padła odpowiedź. Jej towarzysz już zaplanował jak pozbyć się obojga.

I na ułamki sekund zapadła cisza. Nikt nie wykonał ruchu aż do momentu, w którym leżąca pośród listowia dziewczyna nie poruszyła się, usiłując się uwolnić, spod naciskającej jej klatkę piersiową nogi blondynki. Ta zachwiała się i tracąc równowagę prawie runęła na dziewczynę. Na to czekał młody mężczyzna, rzucił się w kierunku kobiety. Oboje, on i napastniczka zaczęli się szarpać. Blondynka usiłowała zepchnąć ze skarpy ranną brunetkę, a człowiek z bronią w ręku nie zamierzał się temu bezczynnie przyglądać. Podbiegł do walczących kobiet i nieznajomego, i dopiero wtedy rozpoczęła się prawdziwa walka. Ranna brunetka zdążyła się mimo wszystko podnieść a jej oprawczyni usiłowała znów ją powalić na ziemię. Nie udało się. Dwaj walczący mężczyźni i one kobiety, rozpoczęły walkę na śmierć i życie...

Padł strzał, jeden, a za chwilę drugi. Głuchy huk przeciął dwukrotnie powietrze a nad urwiskiem zawisły dwie kobiety. Dzielił je od przepaści jeden krok. W tym samym ułamku sekundy mężczyzna z bronią w ręku został uderzony kamieniem w skroń, przez pragnącego uwolnić przyjaciółkę człowieka. Napastnik upadając uchwycił ramię jednej z kobiet. Ta trzymała się właśnie za brzuch i z niezrozumieniem w oczach spoglądała na swoje zakrwawione ręce. A tuż za nimi była już tylko przepaść.

– N i e! – jej krzyk wypełnił przestrzeń, i był on wyrazem ogromnego przerażenia i niedowierzania...A potem znów na ułamki sekund nastała cisza. Umilkły nawet ptaki, drzewa utulone wiatrem, leciutko zaszeleściły. A ciała tej dwójki, niczym okaleczone ptaki, frunęły ku zagładzie, ściągnięte odwiecznym, stałym prawem grawitacji i mogły jedynie po chwili runąć na ziemię z głuchym łomotem.

Zaś nad urwiskiem, tuż nad linią przepaści, upadła młoda brunetka. Jej ciało niebezpiecznie zawisło na jej skraju. Podczołgała się resztkami sił, chcąc oddalić się od zagrożenia. Obok niej osunął się na ziemię ów młody człowiek. Leżeli w bezruchu i ani ona, ani on, nic nie rozumieli z tego, co się właśnie wydarzyło.

Krew wciąż płynęła po skroni dziewczyny a mężczyzna usiłował się podnieść. W tym samym czasie, w oddali rozległ się przeciągły sygnał nadjeżdżających wozów policyjnych. Oboje odetchnęli z ulgą, lecz po chwili dziewczyna zamknęła oczy. Otoczyła ją wroga ciemność. Ciemność inna od tej, którą zdążyła już poznać a nawet się przyzwyczaić. Ta ciemność była pełna mrocznej pustki. Zemdlała. Nieświadom tego faktu mężczyzna dotknął jej policzka, starł z niego krew i szepnął.

– Jesteś bezpieczna – po czym sam zamknął oczy, bo i on został wciągnięty przez otchłań. Stracił przytomność. A z jego piersi, w rytm pulsu, coraz to słabszego, wypływała krew.

Karetki pogotowia mknęły na sygnale zjeżdżając po krętej leśnej drodze. Rozpoczął się dramatyczny powrót znad przepaści dwójki młodych ludzi... Dosłownie i w przenośni.ROZDZIAŁ I

Nie mogło być inaczej

Rok wcześniej...

Dom na wzgórzu wyglądał na zaniedbany i z pewnością od dawna nikt do niego nie zaglądał. Karłowate drzewa stojące nieopodal sprawiały wrażenie umierających. Ogród, był niczym dzikie chaszcze. Na pierwszy rzut oka, nie do opanowania. Widok ten nie napawał Artura optymizmem. Stał nieruchomo wpatrzony w dom. Nie miał siły zrobić kroku. I choć oglądał go wcześniej i podjął decyzję o jego kupnie, to dopiero teraz uzmysłowił sobie, co ma, a co utracił. Westchnął ciężko, bardzo ciężko.

„On należy do mnie?”, pomyślał, bardziej pytając niż stwierdzając fakt. Po czym dość niechętnie i wolno ruszył w jego kierunku. Miał wciąż wrażenie, że otacza go pustka i bezmiar samotności. Mylił się. Nie był sam.

– A pan tu zamieszka? – usłyszał głos.

Dość drobna kobieta zeszła powoli z roweru, obok niej stanął nieco zziajany pies, piękny wilczur. Była młoda, ale widać już było liczne zmarszczki wokół jej oczu. Uśmiech pasował raczej do młodziutkiej dziewczyny, był spontaniczny, pełny, i odsłonił biel zębów. Przechyliła głowę, wyglądała tak jakby usiłowała się mu dobrze przyjrzeć. Uśmiechnęła się dyskretnie. Nie miała więcej niż 25 lat.

„Życie na wsi, ciężka praca, musiały zostawić po sobie ten ślad w postaci zmarszczek wokół oczu” – pomyślał.

– Tak. Mam zamiar tu zamieszkać – odparł stojąc blisko furtki domu.

– Żartuje pan? – Kobieta wyglądała na bardzo zdziwioną. Podchodząc wolno do Artura nie ustawała w obserwacji. Pies szedł krok w krok za nią, od czasu do czasu dziwnie powarkując.

Artur miał wrażenie, że przypadł do gustu dziewczynie. Poczuł się zażenowany i skrepowany jej wnikliwym spojrzeniem. A ona wciąż podążała w ślad za nim. A on łagodnie, ale dość stanowczo odparł.

– Nie, nie żartuje. Kupiłem go tydzień temu. Mam zamiar w nim zamieszkać.

– Wujo Barczyński panu sprzedał, czy jego chrześniak Kamil? – spytała dociekliwie.

Jej kruczo czarne włosy, smagła cera i ów uśmiech, gdzie sznur białych zębów kontrastował z opalenizną, spowodowały, że dostrzegł w niej to coś, co zatrzymało jego myśl przy nieznajomej. Spodobała się mu. Ona również spoglądała na niego nie odrywając oczu. A te były niczym czekolada, słodkie i pełne czarnej głębi. Artur mimochodem się uśmiechnął. „Ma piękne oczy”, pomyślał.

– Co pana tak bawi? Moje pytanie, czy mój widok?– Dziewczyna sprawiała wrażenie, urażonej.

– Oj nie...– szybko zaprzeczył. – Nie pani widok, ani pytanie. To odruch – usiłował się wytłumaczyć. Postanowił nagle zmienić temat.

– Jestem Artur Herbert – wyciągnął rękę w jej kierunku. Odwzajemniła gest dość niezgrabnie. Ich dłonie zderzyły się lekko.

– Przepraszam – powiedziała speszona.

– Nic nie szkodzi – odparł z lekkim uśmiechem.

Jej dłoń była miękka... A nie jak oczekiwał, chropowata, szorstka, po prostu spracowana. Delikatny uścisk trwał ułamki sekund. Spoglądali na siebie, równie ciekawi, co niepewni.

– Aneta – szepnęła. – To co? Kto sprzedał panu tę ruderę?– ponowiła pytanie, ale ton jej głosy zabrzmiał już przepraszająco.

– Pośrednik nieruchomości – Artur puścił jej dłoń. Kobieta, stała wraz z nim za furtką, lecz gdy zaczął się oddalać odprowadzała go wzrokiem. Dostrzegł to kątem oka. Gdy wkładał klucz do zamka usłyszał znów jej łagodnie brzmiący głos.

– Panie Arturze! Ziemię i staw też sprzedał?! Przepraszam, że tak pytam. – Widać było, że jest wyraźnie zakłopotana. – Ale ten dom, ta ziemia ma dość mroczną historię i nie wiem czy pan wie, na co tak naprawdę się pan porwał. – Oparła się o płot a pies, na którego nie zwracała uwagi wciąż jej towarzyszył, był jakby jej cieniem. Płot zaś był stary i równie zniszczony, co dom. Połamane deski, odrapane z resztek farby wymownie świadczyły o tym, że ten dom już od lat nie był zamieszkały. Artur pomyślał, że dziewczyna zaraz upadnie razem z płotem. Ten jednak wytrzymał, a ona nadal stała i czekała na odpowiedź.

– Tak. Wszystko kupiłem. Mroczna historia?– przy tych słowach otworzył drzwi, ale stojąc na progu domu, odwrócił się i zaintrygowany spytał.

– Mroczna historia?... Nic nie wiem.

Zapadła chwila ciszy, nie licząc skrzypnięcia drzwi. Były ciężkie z okuciami i ogromną kołatką po środku, i zaskrzypiały teraz niemiłosiernie. Skrzywił się i napiął mięśnie ręki. Musiał włożyć trochę wysiłku, aby je zatrzymać. Same się domykały a gdy to robił, jedną dłonią, drugą odruchowo zasłonił ucho. Raziły go te odgłosy. Patrzył jednocześnie na stojącą przy furtce dziewczynę i raz jeszcze spytał. Jego spojrzenie, lekko przechylona głowa zdradzały rosnące zainteresowanie.

– A co w tej ziemi i w tym domu jest takiego strasznego? – dociekał.

– N i c – przeciągle odparła Aneta. – Ludzie ze wsi gadają... Takie, tam różne rzeczy – wyraźnie nie chciała mówić. Artur wyczuł to od razu. Nie miał już zamiaru naciskać na lekko speszoną dziewczynę. Był zmęczony. Chciał odpocząć.

– Wejdzie pani? – zagadnął niepewnie.

Nie spodziewał się gości, ani miejscowych, ani tych z miasta. Chciał być sam, ale dziewczyna wciąż stała pod jego domem i nie miał pojęcia jak się zachować, stąd jego zaproszenie. Ta, ku jego dobrze skrywanej radości, gwałtownie przecząco poruszyła głową. Schyliła się niepewnie, podniosła swój ciemnozielony rower, i machając mu na pożegnanie powiedziała.

– Życzę szczęścia.

Wolno się oddaliła a za nią lekko powarkując biegł wilczur. Artur po chwili, już przez okno, nadal ją obserwował, jak po jego równie krótkim podziękowaniu za życzenie, wsiada na rower i odjeżdża leśną ścieżką.

Spontanicznie, nie wiedząc dlaczego, westchnął. Poczuł niemiły zapach. Dom i panująca w nim stęchlizna zmusiła go, aby zwrócił na niego uwagę. Niemiła woń była wszechobecna. Otworzył jedno z pierwszych małych, wąskich okien w przedpokoju. Wszedł do pokoju. Doprowadzał do niego, inny, mały przedpokój, który łączył pokoje. Kuchnia znajdowała się zaraz w wejściu. Do niemal zrujnowanej kuchni można było wejść z małego przedpokoju, znajdującego się zaraz przy wejściu, jak i z pokoju. Pokoju, który wyglądał zupełnie inaczej, tak jakby ktoś z wielkim pietyzmem dbał o każdy jego kąt. Pomieszczenia miały dość nietypowy rozkład. Niczym labirynt. Stał w największym, jak sądził pokoju, i mimo względnego w nim porządku, to i tu dało się odczuć ten sam duszący, wręcz odór. Rozejrzał się, wszystkie meble były starannie zakryte białymi prześcieradłami. Ściany równie białe, co one, nie pozostawiały wątpliwości, że ten pokój był niedawno remontowany. Zdecydowanym ruchem zdjął jedno z nich. Nie miał pościeli, ale kawowy koc leżący na łożu w zupełności wystarczył, aby się okryć. A za poduszkę posłużył jeden z wałków leżących również na łóżku. Z westchnieniem ulgi prawie rzucił się na łóżko. Lekko zaskrzypiało. Rękę podłożył pod głowę. Nie zastanawiał się już nad niczym tylko ułożył się jak najwygodniej i zamknął oczy. Zapragnął zasnąć, ale nie było to takie łatwe. Myśli stawały się nadto agresywne. Nic nie było takie, jakie miało być...Wszystko poszło w złym kierunku. Przez kilkanaście minut owe spiętrzenie emocji nie pozwoliło mu na spokojny sen.

Zza uchylonego nieco okna dochodził śpiew ptaków i szum drzew. Były to z jednej strony kojące odgłosy płynące z pobliskiego lasu, lecz z drugiej strony, on, przyzwyczajony do hałasu, zgiełku ulic miasta, nie mógł oswoić się z tą innością. Bo nic nie było takie same. Nawet on. Przekładając się z boku na bok, szarpiąc się w takim samym stopniu z kocem, jaki i z własnymi myślami nie kontrolował zupełnie upływającego czasu. Zbliżał się zmierzch, kiedy w końcu zasnął. Obudziło go głośne, wręcz natarczywe pukanie do drzwi. Usiadł zaspany na łóżku, w pokoju panował półmrok. Nie do końca wiedział gdzie się znajduje. Jego umysł wciąż podążał śladami przeszłości, lecz to nie było jego mieszkanie w mieście. Musiał się nie tylko oswoić z miejscem, w którym obecnie się znajduje, ale i okolicznościami, przez które się tu znalazł. Musiał po prostu się dobudzić, choć pragnął aby to był tylko sen, zły sen. Niestety to była jego rzeczywistość. Mijały kolejne sekundy… Artur przetarł oczy, potrząsnął głową jakby te zabiegi mogły mu pozwolić na powrót do tu i teraz... Niechętnie się uniósł a przeciągając szedł już w kierunku drzwi wejściowych. Pukanie nie ustawało.

– Kto tam? – spytał, a dźwięki, jakie z siebie wydał wydawały się mu nienaturalne. Był zachrypnięty. Zakaszlał, a kiedy zza drzwi dobiegł znajomy głos, uśmiechnął się, lecz nie był to zupełnie prawdziwy uśmiech. To był raczej grymas nieobudzonego człowieka. Szarpnął zasuwą.

– Stary cholera, ale zadupie. – Zaatakował go słowami przyjaciel. – Gdzie ty znalazłeś ten skrawek ziemi, o której chyba zapomniał sam Bóg?– Maciek z niedowierzaniem potrząsał głową. Nie patrzył na przecierającego oczy kolegę tylko swobodnie jakby to był jego dom wszedł do środka. Odsunął na bok zaskoczonego przyjaciela.

– Ale żeś się zaszył. Ledwo znalazłem tę twoją chałupinkę – w głosie Maćka zabrzmiały nuty drwiny.

– A co cię tu sprowadza? – Artur odzyskał nie tylko głos, ale i pewność siebie. Pierwsze zaskoczenie minęło. Idąc za kolegą dociekał już znacznie milszym tonem.

– Jak to co?– Maciek wyglądał jakby nie rozumiał pytania. Odsunął krzesełko od stołu pokrytego jeszcze folią, jak i pozostałe meble. Usiadł wygodnie. Przeciągnął się, bacznie przy tym rozglądając i odparł.

– Miałem przywieźć ci resztę rzeczy. Wszystko jest w samochodzie. Musiałem wypożyczyć ciężarówkę od Saby, bo masz tyle klamotów, że postanowiliśmy z „Siwym”, znaczy się Sławkiem, załadować to wszystko naraz, ale i tak nie dało rady. Siwy będzie jutro u ciebie. Dowiezie resztę. Ja przenocuje w tej... – wykonał okrężny ruch ręką, wskazując nieco zaniedbane, jak na jego gust, pomieszczenie i dodał – ruderze. Jutro z buta, weźmiemy się za porządki. – Uśmiechnął się spoglądając na Artura. Ten siedział naprzeciw.

– Ach zapomniałbym – przyjaciel pochylił się nad stołem. – Najprawdopodobniej Aga przyjedzie ze Sławkiem. Być może też i Kasia…

Artur wstał, podszedł do okna, otworzył je szerzej i zamarł w bezruchu.

– No, co tak stoisz, jak słup soli? – spytał zaintrygowany Maciek. W jego odczuciu Artur sprawiał wrażenie jeszcze nieobudzonego. A ten przetarł twarz, potrząsnął głową w nadziei, że te zabiegi pozwolą mu strzepnąć resztki snu a na nieogolonej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nabierał świeżego powietrza do płuc i odparł.

– Ale mieliście być obaj z Siwym dopiero w sobotę – bardziej stwierdzał niż pytał. Usiadł ponownie. Krzesło wydało się mu być stanowczo za twarde. Było dość twarde, niewygodne. Pokręcił się na nim nerwowo.

– W sobotę jadę po Ankę. Zapomniałeś, że wraca z nad morza? – przyjaciel sprawiał wrażenie zaskoczonego.

– Tak, zapomniałem – odparł Artur, drapiąc się po brodzie a po chwili spytał. – I co tam u niej?

– Stary, co mnie pytasz? Sam zadasz jej to pytanie. Ponoć rozstaliście się jak przyjaciele? – Maciek powątpiewał mówiąc to, dlatego w tonie jego głosu dało się słyszeć nutki drwiny i pytania.

– No, niby tak – niepewnie odparł Artur. I zapragnął szybko zmienić temat. – Napijesz się czegoś? Mam jeszcze kawę w termosie. Nie zdążyłem nic kupić i nawet nie wiem, co mam w kuchni...Pewnie nic. Ten dom stał kilka lat opuszczony – dodał zrezygnowanym głosem.

Zrozumiał, że nie jest w stanie niczym poczęstować kolegi i sam odczuł głód. Pojął sytuację, w jakiej się obaj znaleźli. Zamyślił się. Maciek unosząc się z krzesła, poklepując go po ramieniu stwierdził.

– Daj mi kluczyki od swojego samochodu. Podjadę parę kilometrów na stację benzynową i coś nam kupię. Widzę chłopie, że ty żyjesz jeszcze w innym wymiarze – zaśmiał się i spojrzał na jeszcze zaspanego przyjaciela. Te stan zdradzały opadające co rusz powieki, ziewanie i nerwowe drapanie się po zaroście. Nie ulegało wątpliwości, Artur jeszcze walczył ze snem.

Udali się do większego przedpokoju. Tam, na małej drewnianej szafce leżały klucze od auta. Po minucie kolega wsiadł do Opla Artura a ten wszedł do kuchni. Światła w całym domu, w każdym pomieszczeniu, były bardzo słabe.

„Trzeba wymienić wszędzie żarówki na mocniejsze”– pomyślał, odkręcając wodę w kranie. Na szczęście była. To samo uczynił w przypadku małej, dwupalnikowej kuchenki gazowej. Też działała. Westchnął i rozejrzał się. Stary, pomalowany na biało kredens stał pod oknem, stół, duży prostokątny i trzy krzesła na środku pomieszczenia, a po przeciwnej stronie kredensu, rząd niemal współczesnych szafek. Obok nich stała wielka węglowa kuchnia i znów dwie szafki, gdzie na jednej z nich stała owa mała kuchenka gazowa, na drugiej szafce był zamontowany współczesny zlew z tym tylko, że szafka skrywała w swoim wnętrzu sporej wielkości wiadro.

„Ale odpływ”– pomyślał z drwiną przyglądając się temu również z zaciekawieniem. Zamknął drzwiczki, wzruszając ramionami.

Wyszedł na zewnątrz. Wiatr łagodnie musnął go po twarzy i zburzył, i tak będące już w nieładzie jego ciemne, gęste i lekko skręcone włosy. Poprawił je ruchem dłoni. Spojrzał w dal. Granat nieba wtapiał się w ciemną zieleń lasu i pobliskich pól oraz zabudowań. Usiadł na stopniach ganku. Zamyśl się, zakrył rękoma twarz. On jeszcze nie mógł pogodzić się z tym wszystkim, co go spotkało. Z tego odrętwienia wyrwał go znajomy głos silnika samochodu, To wracał Maciek i wysiadając z pojazdu triumfalnie uniósł pełną torbę z zakupami mówiąc.

– Chłopie, mam wszystko. Kawę, herbatę zupki błyskawiczne, jakieś ciacha i oczywiście – wziął oddech i niemal krzyknął. – Piwko również mam!

– Wiesz, że nie piję – powiedział Artur z wyrzutem w głosie.

– Oj, ty może nie, ale ja, i owszem – podła odpowiedź z ust Maćka. Nie bacząc na dalsze słowa kolegi skierował się do domu.

– Ale mówiłem wam, że alkoholu w moim towarzystwie nikt nie będzie pił!? I nie mam zamiaru tego powtarzać, ani za to przepraszać. – Artur usiłował zwrócić uwagę przyjaciela na siebie. Podniósł głos i zatrzymał Maćka stanowczym gestem, tuż na progu domu.

– No coś ty, chłopie? Nie alkohol odebrał ci...– ten urwał, przyjrzał się mu uważnie. Dostrzegł skryty ból na dnie źrenic i zrozumiał. Mało tego, zmieszał się i polubownie kiwając głową szepnął.

– OK, nie ma sprawy. Przepraszam – jego głos był cichy i pełen pokory. Cofnął się i dyskretnie wyjął z torby dwie puszki piwa. Zamknął je w bagażniku swojego auta.

„Ale ze mnie idiota”, pomyślał w chwili, gdy domykał klapę bagażnika.

Ciemność zagarnęła przestrzeń. Zbliżała się noc. Księżyc pobłyskiwał wraz z gwiazdami na granacie nieba. Las otoczony szumem dopływającym na wzgórze wtórował każdemu dźwiękowi, jaki docierał do niego, bo tam hen gdzieś na wzgórzu, szumiały łany zbóż.

Obaj mężczyźni siedzieli w kuchni, woda gotowała się w garnku, znalezionym w starym kredensie. Dwa lekko wyszczerbione metalowe kubki stały na stole.

– Artur, musimy koniecznie jutro doprowadzić kuchnię do porządku. Nic tu nie masz – Maciek wstał. Woda zdążyła się zagotować, naciągnął rękaw bluzy na rękę i tak zabezpieczając się przed gorącym uchem garnka rozpoczął rozlewanie wrzącej wody do kubków. Po chwili w pomieszczeniu rozszedł się miły aromat kawy, który łagodnie drażnił nozdrza.

Obaj spontanicznie zaciągnęli się tym zapachem.

– Bosko pachnie no, no. Dobra kawa – podsumował Maciek. Odstawił garnek na kuchenkę i usiadł obok przyjaciela. Chwilę pili w milczeniu. Na dworze już zdążyło się ściemnić. Wiatr, coraz odważniej poczynał sobie na zewnątrz.

– Zobacz. – Maciek wskazał ręką na nieco przybrudzone okno. A raczej na widok jaki się za nim rozciągał. – Pięknie tu – szepnął.

Mimo pojedynczych kropel deszczu w oddali było widać rozkołysane wiatrem drzewa, łany zbóż i wielobarwność Matki Natury. Po chwili niebo pociemniało a na horyzoncie pojawiły się błyski.

– Chyba nadciąga burza? Mamy mało czasu, Trzeba zabrać rzeczy z wozu – po tych słowach Maciek wstał, klepnął przyjaciela w ramię i obaj szybko wyszli z domu. Niemal pół godziny zajęło im wnoszenie kartonów i toreb. Resztę postanowili zrobić jutro. Zaczynało coraz mocnej padać. Krople, jedna za drugą, uderzały rytmicznie o dach samochodu. Niebo, poczerniało, nie było widać księżyca ani gwiazd. Wiatr szarpał wierzchołkami drzew i krzewów.

– Na dziś koniec – powiedział Maciek i otworzył drzwi od domu. Strugi deszczu spływały po ganku. Artur jeszcze sprawdzał okiennice, znajdujące się na zewnątrz. W parę minut zabezpieczył okna, okazało się, że jedno z nich nie miało zasuwy, ale i z tym poradził sobie Maciek.

– Daj jakiś sznurek lub pasek. Bo jak zacznie trzepać okiennicą to dostaniemy bzika a ja lubię ciszę, gdy śpię. A propos... Łóżko jest duże, więc chyba obaj na nim zalegniemy, co? – spojrzał na Artura ten tylko się uśmiechnął i odparł.

– Mamy jeden koc.

– To nic, ja mam swój śpiwór. Poradzimy sobie – przyjaciel sprawiał wrażanie, przygotowanego na każdą ewentualność, Taki zresztą był. Zapobiegliwy. Po kilku minutach wbiegli mokrzy do domu i niczym dwa wilki zaczęli się otrzepywać, śmiejąc się przy tym.

– No chłopie, czas spać – Maciek ziewnął. Ale Artur nie wykazywał entuzjazmu, ponieważ czuł się wyspany, w końcu przespał niemal całe przedpołudnie.

– A nie masz ochoty pogadać?– zapytał moszczącego się już na łóżku kolegę. Ten na ułamek sekundy znieruchomiał, odwrócił się w jego kierunku i odparł.

– Jeśli chcesz możemy pogadać… – usiadł na wielkim łóżku i przyjrzał się Arturowi, a ten sprawiał wrażenie zasępionego. Miał ku temu powód. Maciek również się zadumał, nadal martwił się o przyjaciela, więc wyczuwając w nim drzemiąca potrzebą rozmowy szybko dodał.

– Stary, połóż się i pogadamy – przybrał pozycję słuchacza. Usiadł wygodnie, oparł się o drewnianą poręcz łóżka i spojrzał wyczekująco. Artur westchnął po chwili pokój wypełnił jego stłumiony głos.

– OK, ale najpierw muszę zapalić – zaczął szukać papierosów. Sięgnął od granatowej bluzy potem do kieszeni dżinsów a na koniec spojrzał na stół. Leżały pod częścią foli. Wyciągnął je i nie czekając na kolegę wyszedł z pokoju. Maciek poderwał się i niemal za nim pobiegł.

Obaj znaleźli sie w przedpokoju. Był wąski i dość długi. Dym zaczął kłębić się pod sufitem. Stali tuż przy schodach prowadzących na podstrysze, gdzie znajdował się mały pokój i coś w rodzaju spiżarki. Maciek zaczął poszukiwać zapalniczki. Po kilku krokach zatrzymali się przed drzwiami, tym razem przyjaciel Artura poszukiwał papierosów w kieszeniach spodni. Wciąż stali, przy drzwiach do piwnicy, lecz niedługo. Wyszli na ganek, usiedli na pierwszych stopniach. Tu deszcz ich nie dosięgał, osłonięci byli przez dach ganku.

Artur zaciągnął się papierosem, Maciek wyjął nieszczęsną zapalniczkę z kieszonki swetra i po chwili niemal z lubością, oddali się skądinąd zgubnemu nałogowi. Szary dym, pchany siłą wiatru, ku wnętrzu domu wpływał przez otwarte drzwi rozprzestrzeniając się w wąskim korytarzu. Ale ich to nie zajmowało.

– Popieprzyło mi się to życie – powiedział nagle, smutnym nieco zrezygnowanym głosem Artur. – Myślałem, że nie tylko miłość, ale i praca jest tym, czego potrzebowałem, co miało być pewne, a okazało się, że choć ja byłem zadowolony a nawet spełniony, to zarówno Anka jak i mój wspólnik mieli inne plany i oczekiwania. Cholera, jak mogłem być tak ślepy! – zawołał nagle.

Maciek drgnął, nie spodziewał się takiej reakcji kolegi. Ten nieświadomy, że jego podniesiony głos go zdziwił, kontynuował w uniesieniu.

– Oni dobrze wiedzieli, z której strony uderzyć. Najpierw Anka zerwała zaręczyny, potem ten dupek powiedział mi, że chce wykupić moje udziały, gdy nie dostałem kredytu w banku. A ja ślepiec nadal nie wiedziałem, że pętla na mojej szyi się zaciska. – Szary dym poszybował ku górze. Tym razem oddalił się od domu.

– Owszem byłem pod tak zwaną kreską, ale istniała realna szansa, że się dźwignę. A on? On od razu przystąpił do ataku. Udziały? Jakie udziały do cholery?! Przecież ja tę firmę zakładałem sam. Poświęciłem cały spadek po rodzicach, wszystko, co do złotówki nawet mieszkanie zastawiłem a on? Ot tak, bezceremonialnie, odebrał mi wszystko. Ten jego prawnik to też kawał skurwiela. Znalazł przepis i oto okazało się, że Marek spłaca moje długi w banku i staje się właścicielem dużego mieszkania i mojej połowy firmy, ale skurczysyn wciąż czuł niedosyt... Sięgnął po Ankę. A że łapy miał nie tylko lepkie, ale i pełne kasy dała się wmanewrować. Ona…– urwał zabrakło mu słów. Żal zaczął go podduszać, przełknął nerwowo ślinę i po tej chwili ciszy znów się odezwał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: