Przygody Euzebiusza - ebook
Przygody Euzebiusza - ebook
Euzebiusz (pierwszy Euzebiusz na świecie) zaraz po urodzeniu wyrusza w pełną przygód i nowych znajomości podróż. Poszukuje innych Euzebiuszów – albo chociaż ciekawych przyjaciół. Trafia na swej drodze na zarozumiałego Koguta, Lisa mówiącego dużymi literami, zwariowanego Niedźwiedzia i wiele innych stworzeń, dzięki którym dowiaduje się, jak pożyteczne jest pływanie, czytanie, liczenie czy umiejętność zbudowania domu. Uczy się zarozumiałości, bycia trochę-kretem i udzielania pomocy, poznaje tajemnicę pigułki na pięknotę oraz cud, jakim jest sprawianie bliskim przyjemności. I ani chwili nie czuje się samotny, choć mógłby, bo ciągle jest jedynym Euzebiuszem.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8069-655-6 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Euzebiusz przyszedł na świat zupełnie zwyczajnie, pod dużym liściem łopianu. Istniały jednak drobne różnice pomiędzy jego narodzinami a narodzinami wszystkich innych stworzeń. Otóż Euzebiusz nie miał rodziców. A nie miał ich dlatego, że był pierwszym Euzebiuszem na świecie i jak dotąd – ostatnim. Po drugie, Euzebiusza nie przyniósł bocian, a pewna mądra Sroka. Przyniosła go, trzymając dziobem za ogon, a potem posadziła pod liściem łopianu (wybrała taki największy, żeby Euzebiusz czuł się bezpiecznie) i powiedziała:
– Siedź tutaj spokojnie i nie łaź nigdzie. Jak przyjdzie dzień twoich urodzin, to wyjdziesz spod łopianu i zaczniesz sobie wędrować po świecie. A na razie siedź i nie daj się nikomu zauważyć, bo przecież ciebie jeszcze wcale nie ma. – To powiedziawszy, poleciała dalej, nie mówiąc Euzebiuszowi, dokąd leci, bo była to bardzo mądra Sroka i wiedziała, że nie należy zbyt dużo mówić.
Euzebiusz został pod liściem; siedział zupełnie spokojnie, uważał bowiem, że jest tam wspaniale. Nie mógł zresztą uważać inaczej, bo niczego jeszcze nie znał i nie widział.
Aż przyszedł w końcu dzień tak piękny, że wszyscy uśmiechali się do siebie, drzewa były bardziej zielone niż zwykle, a ptaki ani na chwilę nie przestawały śpiewać.
Euzebiusz obudził się wczesnym rankiem, mrugnął na słońce, które ochoczo zamrugało do niego, i rzekł do siebie:
– Tak, dzisiaj są chyba moje urodziny. Czas wyjść spod tego liścia i rozejrzeć się po świecie. Może spotkam jakiegoś Euzebiusza, a jeżeli nie, to na pewno spotkam mnóstwo innych interesujących rzeczy.
Uczesał więc futerko, umył zęby, wyczyścił pazurki i zaraz po śniadaniu ruszył w drogę. Szedł polną ścieżką, która wlokła się leniwie pośród ostów, ostrych traw, rozmaitych kwiatów i roślin bliżej Euzebiuszowi nieznanych. Szedł, szedł, aż doszedł do zagrody. Stał tam dom, stodoła, parę innych budynków i gruba, pękata studnia. A na podwórku widać było gęsi, kaczki, kury i jednego zarozumiałego Koguta. Kogut był tak zarozumiały, że wydawał się wyższy od reszty ptactwa, i do niego to podszedł Euzebiusz, słusznie uważając, że tak pokaźny ptak musi być jakąś ważną osobistością.
– Witam pana – powiedział Euzebiusz – chciałem z panem porozmawiać.
Kogut powoli obrócił głowę, spojrzał ze zdumieniem na Euzebiusza i powiedział:
– Porozmawiać?! No coś takiego! Jeszcze nikt nigdy nie chciał ze mną rozmawiać, chociaż zupełnie nie rozumiem dlaczego.
– Tak, tak, porozmawiać – przytaknął skwapliwie Euzebiusz. – Chciałem się zapytać, jak pan ma na imię.
Kogut tak się zdumiał, że aż zaczął kaszleć.
– O, widzisz, chyba się przeziębiłem. To pewnie dlatego, że nie lubię nosić ciepłych skarpetek ani szalika. Na imię? Jak to – na imię? Ja jestem Kogut. Każdy kogut jest po prostu kogutem, na imię ma Kogut i nie może być niczym innym niż kogutem.
– Kogut? – upewnił się ostrożnie Euzebiusz. – To nawet ładnie. A dużo takich kogutów żyje na świecie?
– No, chyba dużo – niechętnie przyznał Kogut. – Ale tutaj – dodał szybko – jestem tylko jeden. A jak ty się nazywasz?
Euzebiusz dumnie wypiął pierś, zarumienił się trochę i szepnął:
– Euzebiusz.
– Euzebiusz?!!! – krzyknął ze zdumieniem Kogut. – A któż ci powiedział, że ty się nazywasz E u z e b i u s z ? !
– Jak to, kto? – Tu Euzebiusz trochę się zdenerwował. – Nikt mi nie mówił. Po co miał ktokolwiek o tym mówić, skoro ja j e s t e m Euzebiuszem. Zawsze, zresztą, byłem i pewnie już zawsze będę.
– Zawsze? – podchwycił Kogut i zapytał chytrze: – A kim ty byłeś wczoraj?
Euzebiusz uśmiechnął się z pobłażaniem.
– Wczoraj? Przecież wczoraj mnie jeszcze nie było. – I tu roześmiał się serdecznie.
Kogut spojrzał niepewnie na małe, kudłate stworzonko, które tak ładnie się śmiało i – nie chcąc pokazać po sobie, że zupełnie nic nie rozumie – krzyknął gromkim głosem, potrząsając przy tym grzebieniem:
– Ku-ku-ku-kury! Ka-ka-ka-kaczki!!! Wszystkie do mnie, a szybko! Mamy gościa!
Kury leniwie zwróciły ku niemu głowy i wzruszyły ramionami. „Znowu ten krzykacz się wydziera”, pomyślały. Jedynie pisklęta, kurze i kacze, z wielkim piskiem podreptały w kierunku Euzebiusza i Koguta, bo przecież dzieci są zawsze bardzo ciekawskie.
– A wy tu czego?! – zgromił je Kogut. – To nie wasza sprawa!
Pisklęta jednak wcale się nie speszyły. Obstąpiły Euzebiusza wkoło i zaczęły popiskiwać jeszcze głośniej, skubiąc go za ogon i oglądając ciekawie ze wszystkich stron.
Euzebiusz oglądał je z nie mniejszą ciekawością, były to bowiem, poza Kogutem, pierwsze żywe stworzenia, jakie widział w swoim krótkim życiu.
– Jakie wy jesteście ładne! – wykrzyknął. – I takie, takie... Jak się nazywa ten kolor?
– My jesteśmy żółte, żółciutkie, takie jak słonko, mlecze i słoneczniki! – wykrzykiwały chórem pisklęta.
– Żółte! – powtórzył z zachwytem Euzebiusz. – A jaki ja jestem?
– Ty jesteś... taki trochę szary – odparło po chwili namysłu jedno z piskląt.
– Jaki tam szary! – zaprotestowało drugie. – Przecież on jest brązowy.
– Ach, co wy mówicie – wtrąciło się trzecie pisklę. – On jest zupełnie i całkowicie bury.
Tu wszystkie pisklęta zaniemówiły na chwilę.
– Bury – szepnął z zachwytem Euzebiusz. – Jakie to piękne słowo! Bury!
– Dobra, dobra – zarozumiały Kogut zdecydował się przerwać rozmowę, w której nie uczestniczył. – Niech kury tu lepiej przyjdą, kaczki i gęsi też mogą, jeśli chcą, i zadecydujemy, co to stworzenie ma ze sobą zrobić.
Kury i gęsi, a potem kaczki zbliżyły się podczas tej rozmowy, nie czekając na zaproszenie Koguta.
– Moje dziecko – powiedziała stara, pstrokata Kwoka – gdzie twoja mama i twój tata? Cóż ty tak sam wędrujesz po świecie? Krzywda ci się jakaś stanie i będę miała zmartwienie. – Kwoka obtarła delikatnie prawe oko, była to bowiem bardzo dobra stara Kwoka, łatwo się wzruszała i wszystkie dzieci świata uważała za swoje własne.
– Nie mam mamy ani taty – odpowiedział grzecznie Euzebiusz – bo jestem pierwszym Euzebiuszem na świecie. Ale – dodał szybko, widząc, że Kwoce znów zwilgotniały oczy – moje dzieci będą już miały tatę, a może nawet i mamę, jeśli im się poszczęści.
Kwoka spojrzała na Euzebiusza badawczo, zupełnie nic nie rozumiejąc. Nie podjęła też dalej rozmowy o rodzicach Euzebiusza. Zdecydowała, że z takim stworzeniem nie trzeba nic robić, bo ono samo poradzi sobie na pewno doskonale. Kogut był też chyba tego samego zdania, bo potrząsnąwszy energicznie ogonem i grzebieniem, zajął się swoimi sprawami.
– A teraz, dzieci – rozkazała Kwoka – proszę ganiać po podwórku, bawić się i szukać ziarenek. Kaczki mogą poszukać sobie sałatki. Ty też, Euzebiuszu. Nie wiem, co ty jadasz, ale na pewno znajdziesz coś dla siebie.
Kwoka była bardzo lubiana przez pisklęta, toteż wszystkie posłusznie się rozbiegły. Euzebiusz lubił wszystko, nawet takie rzeczy jak szpinak i kaszka manna, zajadał więc z apetytem i był bardzo szczęśliwy.
Kiedy wieczorem powrócił bardzo zmęczony pod swój liść łopianu, położył się na kilku miękkich trawkach i wyciągnąwszy wygodnie łapki, szykował się do snu. „Och, jaki to był wspaniały dzień – myślał. – Te pisklęta takie miłe i żółte, żółciutkie jak słoneczko i mlecze. I pan Kogut taki uprzejmy. Kwoka Pstrokata taka dobra jak najlepsza mama.
Tak, to było wszystko cudowne. A jutro... jutro będzie nowy dzień”.
Euzebiusz zasnął.
Euzebiusz i lekcja pływania
Jak co dzień rano pierwszą rzeczą, którą Euzebiusz zobaczył po otwarciu oczu, był liść łopianu. „Bardzo przystojny jest ten liść – jak co dzień rano pomyślał Euzebiusz. – Ciekaw jestem, czy każdy liść łopianu jest równie miły”. Następnie Euzebiusz skoczył raźno na nogi, uczesał się, wyczyścił pazurki, umył zęby i przekąsiwszy parę wonnych ziół, które rosły na wyciągnięcie łapki, ruszył w drogę, by zbadać, co ten wielki, wspaniały świat naszykował dla niego.
Szedł Euzebiusz w podskokach i podśpiewywał trochę ochrypłym głosem, bo przecież żył jeszcze krótko i nie przywykł do śpiewania:
Podskoczę sobie raz
Podskoczę sobie dwa
Bo tak mi dziś radośnie
I taki piękny świat.
Podskoczę sobie raz
Podskoczę sobie dwa
Bo każdy kwiat mi kumplem
A każdy zwierzak – brat.
Euzebiusz zdążał w stronę jeziora, które stanowiło główny punkt zainteresowania okolicznego zwierzęcego świata. Chadzali tam wszyscy: jedni na spacer, inni wykąpać się, a jeszcze inni łowić ryby, muszki lub raki. Euzebiusz natomiast szedł się opalać. Robił to często i z upodobaniem, zupełnie się nie przejmując brakiem opalenizny. Futro pozostawało uparcie i niezmiennie bure, a bezwłosy pyszczek czasem się trochę zaróżowił, ale to chyba tylko z gorąca.
Leżał więc Euzebiusz na piasku, pomrukując z zadowolenia, gdy raptem dobiegł go śpiew – śpiew równie wesoły jak piosenka Euzebiusza, ale o wiele bardziej wprawny:
Hum! Hum!
Jestem sum!
Ogon mam sumi
I wąsy mam sumie
Tak pływać jak ja
Nikt nie umie!
Zdumiony Euzebiusz ledwo zdołał dojrzeć dużego, tłustego suma harcującego w jeziorze, gdy w jego zawadiacką piosenkę wdarł się przenikliwy sopran:
Jestem mała płotka
Bezbronna, słodka istotka.
Ogonek mam jeden
Oczka mam dwa
Nikt nie pływa tak jak ja!
– Och, ty niedobra! – wrzasnął sum i rzucił się w stronę płotki, która zmykała przed nim ile sił w płetwach.
Ledwo zaczęła się ta gonitwa, kiedy trzeci głos podjął przechwałki:
Co tam sum
Co tam płotka
Takich jak oni
Wszędzie spotkasz.
Węgorz natomiast
Brzmi dumnie
I pływać też u m n i e !
Woda zachlupotała gwałtownie i wszystkie trzy ryby zniknęły pod powierzchnią jeziora.
– Ojej – powiedział zazdrośnie Euzebiusz – jakie wspaniałe te ryby i jak cudownie pływają!
– E tam – powiedziała pogardliwie siedząca niedaleko w szuwarach Dzika Kaczka. – Każda ryba umie pływać, więc nie wiem, dlaczego te chwalipięty robią tyle hałasu. Ja też potrafię, o wiele lepiej niż one; pływam po prostu wspaniale i wcale się tym nie chwalę!
– A ja, czy ja bym też potrafił? – zapytał nieśmiało Euzebiusz.
– Nie wiem – odparła Kaczka – ale najlepiej się o tym przekonasz, wskakując do wody. Jeżeli umiesz pływać, to będziesz pływał, a jeżeli nie umiesz, to się utopisz! Hi, hi, hi! – i Kaczka zaniosła się zgryźliwym śmiechem.
Euzebiusz był małym stworzonkiem, ale bardzo odważnym.
– Oczywiście, że wskoczę – powiedział. I plums! wskoczył do jeziora.
– O rety! – zawołała Kaczka. – On naprawdę pływa! Doskonale pływa! Prawie tak dobrze jak ja, a już na pewno lepiej niż te wstrętne ryby!
Euzebiusz usłyszał wołanie Kaczki i znieruchomiał na chwilę z wrażenia, w związku z czym natychmiast napił się ogromnej ilości wody. Prychając i kaszląc, wylazł na brzeg i zwrócił się do Kaczki pełnym przerażenia głosem:
– Kaczko, straszliwa myśl mnie naszła. Potworna... Może... może ja jestem zwierzęciem wodnym?! Może ja w ogóle nie powinienem mieszkać pod liściem łopianu, lecz w jeziorze? Może ta stara, niemądra Sroka pomyliła się po prostu?! – Euzebiusz wpatrzył się w Kaczkę szeroko otwartymi oczyma.
– Bzdura! – burknęła Kaczka. – Jesteś typowy lądowy szczur, to znaczy lądowy Euzebiusz. Futro masz? Masz! Płetwy masz? Nie masz! A że umiesz pływać? Cóż, może po prostu jesteś zdolny. A zresztą, nie mam czasu na takie niemądre rozmowy. – I powiedziawszy to, Kaczka zniknęła w szuwarach.
Euzebiusz podumał chwilę nad jej słowami, po czym – uspokoiwszy się zupełnie – wskoczył ponownie do jeziora i popływał jeszcze trochę. Potem położył się na piasku, by wyschnąć, i gdy tak leżał, rozkoszując się ciepłem słońca, spod wód jeziora doszedł go przytłumiony śpiew:
Tyle rybek w tym jeziorze
Każda pływa tak jak może
Między nami jakiś zwierz
Tak, Euzebiusz pływa też.
Pływa świetnie, wręcz wspaniale
Choć nie pływał przedtem wcale!
Możecie sobie chyba wyobrazić, jak dumny i szczęśliwy poczuł się Euzebiusz w tym momencie.
Tak, był to jeszcze jeden wspaniały dzień w jego życiu!