Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ramoty starego Detiuka o Wołyniu Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ramoty starego Detiuka o Wołyniu Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 406 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

STA­RE­GO DE­TIU­KA O WO­ŁY­NIU

WY­DAŁ I PRZED­MO­WĄ OPA­TRZYŁ

Fr Ra­wi­ta Gaw­roń­ski

TOM I

KSIĘ­GAR­NIA STO­WARZ. NA­UCZY­CIEL­STWA POL­SKIE­GO

WIL­NO – 1921

M. ARCT: WAR­SZA­WA, PO­ZNAŃ, LU­BLIN, ŁÓDŹ, LWÓW

KIL­KA SŁÓW O AU­TO­RZE I O JEGO PA­MIĘT­NI­KACH

Pa­mięt­ni­karz głu­cho tyl­ko wspo­mi­na, że ro­dzi­na jego po­cho­dzi­ła z Li­twy, może ze Sło­ni­mia. Ubo­gie to mu­sia­ło być szla­chec­kie gniaz­do, sko­ro za chle­bem, sta­rym zwy­cza­jem, wę­dro­wa­li na Wo­łyń i Ukra­inę. Hi­sto­rycz­ne wia­do­mo­ści o tej ro­dzi­nie są tak­że bar­dzo chu­de. Je­śli au­tor na­szych pa­mięt­ni­ków na­le­żał do her­bu Prus, to może Hie­ro­nim An­drze­jow­ski, cze­śnik Sło­nim­ski (1658) był jego nie­zbyt da­le­kim pro­to­pla­stą. Na wyż­szych urzę­dach pu­blicz­nych ani po­źniej ani wcze­śniej me znaj­du­je­my An­drze­jow­skich, a na kar­tach pra­cy pu­blicz­nej swo­je na­zwi­sko za­pi­sał tyl­ko An­to­ni. Na nim mę­ska lin­ja wy­ga­sła., zda­je się. Wspo­mi­na wpraw­dzie o młod­szym bra­cie, z któ­rym od­był po­dróż bo­ta­nicz­ną w daw­nych Dzi­kich po­lach, ale in­nych wia­do­mo­ści o nim zdo­być nie zdo­ła­łem.

I.

Dla­cze­go au­tor pa­mięt­ni­ków na­zwał się De­tiu­kiem? Nie umiem roz­wią­zać tej za­gad­ki. Nie wiem czy to było imio­ni­sko, czy przy­do­mek, ale o ile z opo­wia­dań au­to­ra wno­sić wol­no, i w po­tocz­nych sto­sun­kach uży­wa­no tego na­zwi­ska. Do mat­ki An­to­nie­go An­drze­jow­skie­go mó­wio­no nie­kie­dy: „moja ko­cha­na De­tiu­ko­wo” Ta, czy inna na­zwa au­to­ra na war­tość pa­mięt­ni­ków nie­ma wpły­wu.

Au­tor uro­dził się na Wo­ły­niu w r. 1785 1). „Wo­łyń – po­wia­da – był moją ko­leb­ką, tam wy­ro­słem i na tej mi­lej zie­mi pół wie­ku prze­ży­łem w tru­dach i pra­cy, do ja­kich Opatrz­ność zdol­no­ścią i uspo­so­bie­niem ob­da­rzyć mię ra­czy­ła”.

Oj­ciec au­to­ra, Łu­kasz, słu­żył w ka­wa­le­rii na­ro­do­wej pod cho­rą­gwią Szcze­pa­na Tur­ny. Oże­nił się z cór­ką po­rucz­ni­ka Ostrog­skie­go re­gi­men­tu, Ka­zi­mie­rza So­bie­skie­go, miesz­ka­ją­ce­go w Dub­nie we wła­snym dwor­ku. Byli to lu­dzie mier­ne­go sta­ni­ku, ale pra­wi, uczci­wi i sza­no­wa­ni po­wszech­nie. Z kil­ku có­rek pana po­rucz­ni­ka, jed­ną wziął za żonę oj­ciec An­to­nie­go An­drze­jow­skie­go. Oże­niw­szy się, wy­stą­pił z woj­ska. Był to okres, w któ­rym Prot Po­toc­ki roz­wi­nął ogrom­ną dzia­łal­ność prze­my­sło­wą i han­dlo­wą. P. Łu­kasz, skwi­to­waw­szy z woj­ska, przy­jął urząd ka­sje­ra w ban­ku Pro­ta Po­toc­kie­go w War­ko­wi­czach. Trzy lata po­zo­stał na tym urzę­dzie. Ody in­te­re­sy wo­je­wo­dy za­chwia­ły się i mu­siał sprze­dać War­ko­wi­cze pod­ko­mo­rze­mu Mo­ło­dec­kie­mu, zre­zy­gno­wał z ka­sjer­stwa i za­miesz­kał w War­ko­wi­czach, wstą­piw­szy zno­wu do woj­ska pod cho­rą­giew Tur­ny, już jako na­miest­nik, ze wzglę­du na po­przed­nią służ­bę. Po­nie­waż zwy­cza­jem owo­cze­snym było ab­sen­to­wa­nie się z puł­ku, ko­rzy­stał z tego i p. Łu­kasz i za pół­to­ra ty­sią­ca zło­tych rocz­nej te­nu­ty dzier­ża­wił od kasz­te­la­na Po­pie­la wio­skę Kry­łów, po­ło­żo­ną mię­dzy Dub­nem a War­ko­wi­cza­mi. Po trzy­let­niej dzier­ża­wie opu­ścił ją w mar­cu 1792 r., wy­nió­sł­szy z niej 30.000 zło­tych go­tów­ki.

Po­sia­da­nie tego, na owe cza­sy znacz­ne­go, ka­pi­ta­li­ku po­zwo­li­ło p… na­miest­ni­ko­wi miesz­kać w Wań­ko­wi­czach, iak to mó­wią, „na bru­ku”. Ro­dzi­na na­miest­ni­ka skła­da­ła się z troj­ga dzie­ci p. Łu­ka­sza, dwuch sióstr, mat­ki i So­biń­skiej, mat­ki żony. Mło­dy An­to­ni An­drze­jow­ski w siód­mym roku ży­cia no­sił szli­fy i sza­blę przy boku, ja

1) Z li­stu pry­wat­ne­go ze Sta­wiszcz do au­to­ra wstę­pu.

ko to­wa­rzysz ka­wa­le­rii na­ro­do­wej, gdyż oj­ciec dał za nie­go po­czet so­wi­ty.

Wy­bu­chła woj­na 1792 roku. Pan Łu­kasz udział w niej przy­jął, jak­kol­wiek syn, z ostroż­no­ści za­pew­ne, nie pi­sze o tem wca­le. Skut­kiem Prze­cho­dów wojsk ob­cych i swo­ich, skut­kiem nie­po­ko­jów, kraj cały ogar­nia­ją­cych, wie­le ro­dzin wy­jeż­dża­ło do Ga­li­cji. Opu­ści­ła też do­mek swój w War­ko­wi­czach i pani An­drze­jow­ska, chro­niąc się z dzieć­mi do Ga­li­cji, gdzie za­miesz­ka­ła w mia­stecz­ku Sto­ja­no­wie u.pa­ro­dia unic­kie­go – na­ło­go­we­go pi­ja­ka, któ­ry, upiw­szy się, pie­kło z domu ro­bił, a wy­trzeź­wio­ny, pła­kał, prze­pra­szał i na in­ten­cję swo­ich ko­mor­ni­ków aka­fist śpie­wał.

Po ukoń­cze­niu woj­ny, ro­dzi­na wy­czer­pa­na z fun­du­szów do­szczęt­nie, wró­ci­ła do War­ko­wicz. An­to­ni An­drze­jew­ski miał wów­czas lat osiem. W mie­siąc po po­wro­cie z Ga­li­cji, p. Łu­kasz ob­jął za­rząd ma­jąt­ku kasz­te­la­no­wej Bie­rzyn­skiej i za­miesz­kał w Lu­dwi­po­lu, zaś An­to­nie­go za­brał do Kor­ca, ua po­cząt­ko­wą na­ukę, brat pani An­drze­jew­skiej, któ­ry, jako ry­sow­nik, zna­lazł miej­sce w fa­bry­ce por­ce­la­ny w Kor­cu.

Po dra­ma­tycz­nych przej­ściach w ro­dzi­nie kasz­te­la­no­wej Bie­rzyn­skiej, któ­ra po­wtór­nie wy­szła za­mąż za wo­je­wo­dzi­ca Po­niń­skie­go, p. Łu­kasz ob­jął urząd mar­szał­ka, dwo­ru u wo­je­wo­dy sie­radz­kie­go Mi­cha­ła Wa­lew­skie­go w Tu­czy­nie, na za­le­ce­nie Pro­ta Po­toc­kie­go, z któ­rym p. Łu­ka­sza łą­czy­ły daw­ne służ­bo­we sto­sun­ki, Gdy Ko­ściusz­ko od­wie­dził w Rów­nem księż­nę Jó­ze­fo­wa Lu­bo­mir­ską, z któ­rą go daw­niej­sze a przy­ia­zne łą­czy­ły wspo­mnie­nia, An­to­ni mało co star­szy nad osiem lat, miał spo­sob­ność po­znać Ko­ściusz­kę, i chwi­lę tę ze wzru­sza­ją­cą pro­sto­tą w pa­mięt­ni­kach swo­ich opi­sał.

Gdy już ukoń­czył czwar­tą kla­sę w szko­le Mię­dzy­rzec­kiej, a z pro­mo­cją do pią­tej przy­je­chał ua wa­ka­cje do Tu­czy­na, był to rok prze­ło­mo­wy w jego ży­ciu. Nie­wia­do­mo z ja­kich po­wo­dów do Mię­dzy­rze­cza iuż nic wró­cił, a w kil­ka mie­się­cy po­tem utra­cił ojca, któ­ry na po­lo­wa­niu, wy­wró­ciw­szy się z sa­nek, po­tłukł się i ten wy­pa­dek ży­ciem prze­pła­cił. Mat­ka po­zo­sta­ła nadal, jako och­mi­strzy­ni w Tu­czy­nie, a mło­dym – chłop­cem za­opie­ko­wa­li się hr. Chod­kie­wi­czo­wie, któ­rzy, wy­jeż­dża­jąc do Wil­na, za­bra­li ze sobą An­to­nie­go.

Tu przy­szła jego dro­ga ży­cia, wy­bór jej i przy­go­to­wa­nie dłu­go nie mo­gły się usta­lić, lir. Chod­kie­wi­czo­wa chcia­ła, aże­by mło­dzie­niec „przy­kła­dał się do ja­kie­go ta­len­tu”, zaś hra­bia ży­czył so­bie, aże­by dal­sze na­uki koń­czył. Prze­wa­ży­ła opin­ja hra­bi­ny. Od­da­no go pod opie­kę nie­ja­ko i na­ukę ma­lar­stwa do Olesz­kie­wi­cza. Nie spo­ro mu jed­nak szło z ma­lar­stwem. Ze­tknię­cie się z ro­dzi­ną Śnia­dec­kich, gdzie zna­lazł za­chę­tę do dal­sze­go kształ­ce­nia się na­uko­we­go, zde­cy­do­wa­ło i umoc­ni­ło w nim za­mi­ło­wa­nie do in­nej na­uki, niż ma­lar­stwo. Mu­siał jed­nak ule­gać kie­row­nic­twu swo­ich opie­ku­nów. Ma­lar­stwa nie za­do­wo­li­ło go wca­le. Olesz­kie­wicz, upra­wia­ją­cy ro­dzaj kom­po­zy­cyj­ny, lek­ce­wa­żył pej­zaż, któ­ry od­po­wia­dał tem­pe­ra­men­to­wi i po­etycz­ne­mu na­stro­jo­wi mło­de­go ucznia. Śród ta­kie­go wa­ha­nia się, gdzie iść, jaką dro­gę wy­brać – zo­stać w Wil­nie dla dal­sze­go kształ­ce­nia się, czy też trzy­mać się klam­ki pro­tek­to­rów, prze­wa­żył wzgląd dru­gi. Nie bez przy­kro­ści dla mło­dzień­ca, któ­ry na­bie­rał za­mi­ło­wa­nia do stu­djów bar­dzo od­mien­nych od ma­lar­stwa, po­szedł za radą Hr. Chod­kie­wi­czów i wraz z nimi na Wo­łyń wró­cił.

Mię­dzy Pe­ka­ło­wem a Tu­czy­nem czas mu scho­dził. Opi­su­je te chwi­le szcze­gó­ło­wo sam au­tor w swo­ich ra­mo­tach.

Oko­ło r. 1806 – „w tym to wła­śnie cza­sie” – pi­sze – z bie­giem roz­ma­itych oko­licz­no­ści (któ­rych nie wy­mie­nia), do­sta­łem się do Krze­mień­ca, bez żad­nej my­śli, bez żad­ne­go istot­ne­go celu". Ten wszak­że przy­jazd zde­cy­do­wał o przy­szło­ści mło­dzień­ca. Je­dy­ną na­uką, któ­rą ja­ko­ta­ko po­sia­dał, było ma­lar­stwo. Z pędz­la­mi prze­to i far­ba­mi wy­brał się do Krze­mień­ca. Ma­lo­wa­nie pięk­nych oko­lic mia­stecz­ka ze­tknę­ło go przy­pad­ko­wo z mło­dzie­żą szkol­ną. Mło­dość ła­two na­wią­zu­je przy­ja­zne sto­sun­ki. Za­po­zna­nie się z ucznia­mi po­cią­gnę­ło za sobą zna­jo­mość z na­uczy­cie­la­mi. Tu i owdzie otrzy­mał lek­cje ry­sun­ków i za­no­si­ło się na to, że ry­sun­ko­wi bę­dzie mu­siał po­świę­cić całe ży­cie. I tu wszak­że, jak czę­sto w ży­ciu się zda­rza, przy­pa­dek po­kie­ro­wał in­a­czej.

Zbli­że­nie się przy­ja­zne do uczniów i pro­fe­so­rów skoń­czy­ło się na­tem, że do gim­na­zjum w Krze­mień­cu wstą­pił. Twar­de wiódł da­lej ży­cie, za­ra­bia­jąc lek­cja­mi, prze­ry­wa­jąc na­ukę szkol­ną dla chle­ba i wra­ca­jąc do niej. Bo­ta­ni­ka, z któ­rą już się był w Wil­nie ze­tknął, sta­ła się jego ulu­bio­ną na­uką. W Krze­mień­cu pod tym wzglę­dem miał świa­tłą po­moc prof… bo­ta­ni­ki Wi­li­bal­da Bes­se­ni. Już w r. 1816 de­le­go­wa­ny zo­stał na eks­kur­sję bo­ta­nicz­ną na Po­do­le, Po­be­re­że i Ukra­inę kosz­tem hr. Pla­te­ra i Wa­cła­wa Rze­wu­skie­go, a koń­mi księ­cia Mak­sy­mi­lia­na Ja­bło­now­skie­go, ko­mi­sa­rza ko­mi­sji fun­du­szo­wej edu­ka­cyj­nej.

Po­dróż do War­sza­wy w r. 1819 ze­tknę­ła go oso­bi­ście z księ­ciem ku­ra­to­rem Ada­mem Czar­to­ry­skim, któ­ry go mia­no­wał ak­tu­al­nym na­uczy­cie­lem bo­ta­ni­ki w niż­szych szko­łach gim­na­zjum krze­mie­niec­kie­go. Zda­je się, ie od tej chwi­li zo­stał tak­że asy­sten­tem Bes­se­ra.

Od chwi­li za­mknię­cia li­ceum w Krze­mień­cu, An­to­ni An­drze­jew­ski, w roli asy­sten­ta prof… bo­ta­ni­ki i zoo­lo­gji prze­nie­sio­ny zo­stał do Ki­jo­wą gdzie do roku 1839 po­zo­stał, a stam­tąd do Nie­ży­na, do słyn­ne­go li­ceum ks. Bez­bo­rod­ków.

Od cza­su opusz­cze­nia mu­rów krze­mie­niec­kich, wia­do­mo­ści o lo­sach au­to­ra „Ra­mot sta­re­go De­tiu­ka” są bar­dzo ską­pe, a czę­sto brak ich zu­peł­ny. Pa­mięć sta­rych lu­dzi, do któ­rych się od­wo­ły­wa­łem, nie wie­le do­star­czyć mo­gła, a imien­ni­cy au­to­ra, któ­rych o po­kre­wień­stwo z au­to­rem pa­mięt­ni­ków po­dej­rze­wać mo­głem, nie ra­czy­li na­wet od­pi­sać: nie ie­stem krew­ny. Tak obo­jęt­nie za­cie­ra się pa­mięć o lu­dziach i czy­nach. Sta­re zam­ki i dwo­ry roz­sy­pu­ją się w gru­zy, pa­ję­czy­na za­po­mnie­nia osnu­wa te kąty, któ­re były świad­ka­mi chwa­ły pra­oj­ców, a nad tem wszyst­kiem roz­ra­sta się rak na­ro­do­wy – obo­jęt­ność. W Nie­ży­nie do­słu­żył się eme­ry­tu­ry i praw­do­po­dob­nie w tym sa­mym cza­sie prze­niósł się do Nie­mi­ro­wa. Sta­rzy lu­dzie pa­mię­ta­ją, że już oko­ło r. 1852 tu miesz­kał.

Przy­byw­szy do Nie­mi­ro­wa, An­drze­jow­ski na­był sta­ry i li­chy do­mek na ul. Li­po­wej i tu za­miesz­kał. Ro­dzi­na jego skła­da­ła się wów­czas z żony, syna An­to­nie­go i cór­ki Han­ny 1).

We­dług opo­wia­dań lu­dzi współ­cze­snych, ja­kieś fa­tum nie­szczę­ścia prze­śla­do­wa­ło ro­dzi­me An­drze­jow­skie­go. Do­mo­we po­ży­cie nie na­le­ża­ło do szczę­śli­wych. „Żona – pi­sze świa­dek na­ocz­ny tego po­ży­cia, – do­tknię­ta cięż­kim na­ło­giem pi­jań­stwa, nie umia­ła utrzy­mać w domu ładu i po­rząd­ku, tak, że mimo wca­le przy­zwo­itych do­cho­dów, ja­kie miał An­drze­jow­ski, ro­dzi­na jego po­grą­żo­ną była pra­wie w nę­dzy” 2). Żona, Jul­ja z Ra­dzi­szew­skich, zmar­ła wr Nie­mi­ro­wie 21 li­sto­pa­da 1860 r. 3)

Po za­miesz­ka­niu w Nie­mi­ro­wie i osa­dze­niu ro­dzi­ny już we wła­snym dwor­ku, An­drze­jow­ski przy­jął po­sa­dę bo­ta­ni­ka-ogrod­ni­ka w Iliń­cach, w ma­jęt­no­ści Kon­stan­te­go Pla­te­ra, i oprócz eme­ry­tu­ry po­bie­rał wy­so­ką na owe cza­sy sume 800 rs. rocz­nie. Z Ili­niec do­jeż­dżał tyl­ko do Nie­mi­ro­wa. Na­wia­sem go­dzi się wspo­mnieć, że w Iliń­cach, wcze­śniej wpraw­dzie, prze­miesz­ki­wa­li dwaj po­eci, nie­rów­nej mia­ry, ale wiel­kie­go roz­gło­su: Tym­ko Pa­dur­ra, po­eta mier­ny bar­dzo, ale du­że­go mnie­ma­nia o so

1) Z re­la­cji pi­sem­nej pani M. Z., za­miesz­ka­łej w Nie­mi­ro­wie.

2) Z li­stu ks. pro­bosz­cza Sta­wiń­skie­go do au­to­ra wstę­pu. 3) Re­la­cja pi­sem­na M. Z., w po­sia­da­niu au­to­ra.

bie, i Se­we­ryn Gosz­czyń­ski, głę­bo­ki znaw­ca du­cha ludu ukra­iń­skie­go.

„Z dzie­ci – pi­sze oso­ba zna­ją­ca ro­dzi­me sto­sun­ki An­drze­jow­skie­go – nie miał au­tor Ra­mot po­cie­chy. Syn, po ukoń­cze­niu gim­na­zjum w Nie­mi­ro­wie, wkrót­ce na su­cho­ty ży­cie za­koń­czył. W nie­dłu­gim cza­sie po­tem na­stą­pi­ła smierć żony. Zo­sta­ła tyl­ko cór­ka Han­na z głę­bo­ka czu­ło­ścią uko­cha­na przez ojca, Ha­necz­ka”. Po śmier­ci żony i syna, An­drze­jow­ski wró­cił do Nie­mi­ro­wa i z cór­ką za­miesz­kał. W owym to cza­sie nie­wąt­pli­wie, przy­gnę­bio­ny nie­szczę­ściem do­mo­wem, osa­mot­nio­ny na sta­rość, po­czął pi­sać swo­je „Ra­mo­ty sta­re­go De­tiu­ka”, ucie­ka­jąc pa­mię­cią w cza­sy swo­jej mło­do­ści. Nie­po­kój du­cha, zgry­zo­ty i nie­szczę­ścia ro­dzin­ne wy­ci­snę­ły pięt­no swo­je na pa­mięt­ni­kach. Sta­rzec pi­sał je do­ryw­czo, śród bez­ła­du i trosk, nie trzy­ma­jąc się naj­czę­ściej wca­le po­rząd­ku chro­no­lo­gicz­ne­go – za­pi­sy­wał to, co mu pa­mięć przy­no­si­ła i w mia­rę jak je przy­no­si­ła, nie trosz­cząc się o upo­rząd­ko­wa­nie tego ma­te­ria­łu.

Wkrót­ce po śmier­ci żony i syna, nowy cios ude­rzy: w sko­ła­ta­ną du­szę star­ca. Z obo­wiąz­kiem u Pla­te­ra, już za­pew­ne w cza­sie cho­ro­by syna i żony, roz­stał się i z po­wo­du osa­mot­nie­nia cór­ki w Nie­mi­ro­wie za­miesz­kał. Ha­necz­ka – we­dług opo­wia­dań współ­cze­snych lu­dzi – za­ko­cha­ła się nie­szczę­śli­wie w Ty­tu­sie Mie­le­niew­skim, geo­me­trze z fa­chu, któ­ry nie cie­szy! się naj­lep­szą opin­ja w to­wa­rzy­stwie nie­mi­row­skiem. Wbrew ra­dom i woli Dica od­da­ła mu swą rękę 7 stycz­nia 1862 r. „Po wyj­ściu za­mąż cór­ki, nie chcąc pa­trzeć na cier­pie­nia swo­jej je­dy­nacz­ki, od­dał no­wo­żeń­com do­mek ze wszyst­kiem, co się tam znaj­do­wa­ło, a sam wy­je­chał do Sta­wiszcz, ma­jęt­no­ści hr. Bra­nic­kich, gdzie speł­niał ta­kie sa­nie obo­wiąz­ki, jak u hr. Pla­te­ra.

Po nie­dłu­gim cza­sie do­szła go smut­na wia­do­mość o śmier­ci cór­ki, z któ­rą mąż nie­tyl­ko w naj­wyż­szym stop­niu bru­tal­nie się ob­cho­dził, ale czyn­nie znie­wa­żał, czem się przy­czy­nił do jej śmier­ci 1). Ksiądz Sta­wiń­ski, któ­re­go ła­ska­wo­ści za­wdzię­cza­ni naj­lep­sze, bo fak­tycz­ne wia­do­mo­ści, opo­wia­da, że, szu­ka­jąc w nocy kro­wy za­gi­nio­nej, wpa­dła do rowu błot­ni­ste­go i, nie ma­jąc siły wy­do­stać się, prze­no­co­wa­ła w ro­wie. Skut­kiem tego za­zię­bi­ła się, do­sta­ła ga­lo­pu­ją­cych su­chot i 26 lip­ca 1862 r. umar­ła. „Wte­dy sta­ry An­drze­jow­ski po­wró­cił na czas krót­ki do Nie­mi­ro­wa, sprze­dał do­mek i zno­wu do Sta­wiszcz wy­je­chał.

Sta­li miesz­kań­cy Nie­mi­ro­wa pa­mię­ta­ją do­tych­czas sym­pa­tycz­ną po­stać sta­rusz­ka o si­wej, nie­zbyt dłu­giej, bro­dzie, gdy w to­wa­rzy­stwie swo­jej uko­cha­nej Ha­necz­ki, z nie­od­stęp­ną zie­lo­ną skrzyn­ką od­by­wał w oko­li­cy dłu­gie bo­ta­nicz­ne wy­ciecz­ki. Pol­skie to­wa­rzy­stwo w Nie­mi­ro­wie, licz­ne jesz­cze do­tych­czas, zło­żo­ne z lu­dzi świa­tłych i rze­czy oj­czy­ste mi­łu­ją­cych, wy­so­ko ce­ni­ło za­słu­gi i cha­rak­ter An­drze­jow­skie­go, ota­cza­jąc czcią i sza­cun­kiem jed­ne­go z nie­licz­nych już krze­mień­cza­nów.

W Sta­wisz­czach do­koń­czył swe­go dłu­gie­go ży­cia. Dzię­ki szczo­dro­bli­wo­ści hr. Alek­san­dra Bra­nic­kie­go, zaj­mo­wał tam ta­kie samo sta­no­wi­sko, jak u hr. Kon­stan­te­go Pla­te­ra. Tu przy­go­to­wał do dru­ku pra­cę swo­ją z za­kre­su bo­ta­ni­ki p… t. „Flo­ra Ukra­iny”. Na cmen­ta­rzu Sta­wi­skim po­ło­żył zwło­ki swo­je na wiecz­ny spo­czy­nek. Pa­mięć jego uczci­li hr. Bra­nic­cy po­mni­kiem,-na któ­rym po­ło­żo­no na­pis:

An­to­nius An­drze­jow­ski, pro­fe­sor eme­rit, na­tus anno do­mi­ni 1785, obiit anno 1868 die 12 De­cem­bris 2).

II.

„Ra­mo­ty Sta­re­go De­tiu­ka” w wy­daw­nic­twie wi­leń­skiem 3) obej­mu­ją tyl­ko okres mło­do­ści au­to­ra, praw­do

1) Z re­la­cji księ­dza pro­bosz­cza Sta­wiń­skie­go. 2) Szcze­gó­ły, udzie­lo­ne mi li­stow­nie, za­wdzię­czam p. Pęcz­ków­skie­mu ze Sta­wiszcz.

3) Dal­sza ser­ja uka­za­ła się w Kra­ko­wie w r. 1866, t. 2.

po­dob­nie do chwi­li jego oże­nie­nia się – okres lat dzie­cin­nych, mło­dzień­czych, ogar­nia­ją­cych cza­sy szkol­ne i po­cząt­ki prac doj­rza­łej mło­do­ści.

Nie bez po­wo­du na­zwał au­tor pa­mięt­ni­ki swo­je „ra­mo­ta­mi”, gdyż, oprócz wspo­mnień prze­ży­tych, oprócz tak­tów i zda­rzeń wi­dzia­nych, w któ­rych au­tor jest za­wsze pra­wie oso­bą czyn­ną – ak­to­rem, znaj­du­je­my tam ustę­py ob­szer­ne, wple­cio­ne do pa­mięt­ni­ka z opo­wia­dań in­nych. Po­sia­da­ją one cha­rak­ter li­te­rac­ki po­nie­kąd, są mie­sza­ni­ną fan­ta­zji i rze­czy­wi­sto­ści, a jak­kol­wiek po­zba­wio­ne cha­rak­te­ru ma­ter­ja­łu hi­sto­rycz­ne­go, są jed­nak cie­ka­we, jako rysy współ­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa.

Okres mło­do­ści, uję­ty w wy­da­wa­nych obec­nie Ra­mo­tach De­tiu­ka", się­ga od koń­ca XVIII w. m. w. do roku 1830. Wo­gó­le, o ile pod wrz­glę­dem tre­ści, opo­wia­da­nia De­tiu­ka są du­żej war­to­ści, o tyle chro­no­lo­gia szwan­ku­je w nich bar­dzo. Au­tor po­słu­gu­je się zwro­ta­mi li­te­rac­kie­mu, że tak po­wiem. Gdy pi­sze: „za po­wro­tem z wa­ka­cji”, lub „wró­ciw­szy z Krze­mień­ca”, po­mi­ja zu­peł­nie chro­no­lo­gję wy­pad­ków, gdyż więk­sze dla pa­mię­ci au­to­ra ma zna­cze­nie sam wy­pa­dek i jego oso­bi­sty sto­su­nek do nie­go, niż czas, w któ­rym miał miej­sce. Wy­star­czy to dla czy­tel­ni­ka, któ­re­go zaj­mu­je przedew­szyst­kiem ob­raz współ­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa, ale przy po­mo­cy ta­kich ogól­ni­ko­wych zwro­tów, rzad­ko da się spraw­dzić fakt lub zda­rze­nie, któ­re mia­ło miej­sce. Trze­ba jed­nak przy­znać, że w waż­niej­szych wy­pad­kach au­tor bywa ści­słym.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: