Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rebelia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 maja 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Rebelia - ebook

Marcin Gawęda, którego domeną od wielu lat była poważna publicystyka wojskowa poświęcona konfliktom rozgrywającym się w przestrzeni postsowieckiej oraz twórczość z zakresu historii wojskowości, tutaj objawia się nam w swym kolejnym wcieleniu – jako autor intrygującej książki o charakterze military fiction oraz utalentowany narrator.
Andrzej Wojtas, redaktor naczelny MMS „Komandos”

Pośród spalonych słońcem piasków pustyni „Psy Karbali” toczą swą szaleńczą walkę. Krew, pot i łzy im za towarzyszy. Istna uczta dla fanów biało-czerwonego oręża.
Michał Jarocki, Stosunki Międzynarodowe


Czasy drugiej zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku i powstania Muktady as-Sadra. To właśnie wtedy w Karbali polscy żołnierze stoczyli największą bitwę miejską od czasów drugiej wojny światowej. Źle wyposażeni, przygotowani jedynie do pełnienia misji pokojowej nagle znaleźli się w samym centrum regularnej wojny. I… wygrali.


Ocenę tego, czy polska misja w Iraku rzeczywiście była konieczna, zostawmy ekspertom. My winniśmy naszym żołnierzom pamięć i szacunek. Za odwagę, profesjonalizm, determinację i bohaterstwo.

Po krótkiej kampanii i obaleniu reżimu Saddama Husajna Irak znów staje się niespokojny. Różne frakcje paramilitarne – sadryści z Armii Mahdiego, bojownicy reżimowej partii Baas i wreszcie zwykli kryminaliści – wzniecają zamieszki, które z godziny na godzinę przybierają na sile. Do Iraku ciągną mudżahedini z całego świata.

Podpułkownik Rafał Kroplowski, oficer polskiego wywiadu, trafia na ślad jednej z grup terrorystycznych, która planuje operację niosącą zagrożenie dla całego regionu.

Komandosi z GROM-u, ramię w ramię z marines, mają pełne ręce roboty w zbuntowanej Falludży. Kapitan Kalicki i jego ludzie otrzymują karkołomne zadanie obrony City Hall w sercu zrewoltowanej Karbali. Zadryński i jego komandosi zostają wysłani na kolejny patrol z amerykańskimi i bułgarskimi specjalsami...

Wielowątkowa powieść Marcina Gawędy, historyka i publicysty wojskowego, oferuje czytelnikowi mnóstwo wrażeń rodem ze współczesnego pola walki. Autor ze znawstwem i pasją opowiada historię opartą na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w najnowszej historii.


Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62730-19-3
Rozmiar pliku: 993 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Moja druga powieść militarna – określam je mianem technothrillerów – jest podobnie jak „Kaukaskie epicentrum” mniej lub bardziej osadzona w ramach rzeczywistych wydarzeń. Tak jak malarz swoją wyobraźnię musi okiełznać ograniczony ramami obrazu, tak też ja starałem się osadzić powieść w ramach pewnego prawdopodobieństwa. Stąd żonglowanie faktami oraz zabawa czasem i przestrzenią. „Rebelia” w porównaniu do „Kaukaskiego epicentrum” zawiera nie tylko opisy broni, ale przede wszystkim komentarze, które przedstawiają historyczny kontekst wydarzeń.

„Rebelia” osadzona jest w realiach II zmiany PKW-Irak. Wydarzenia te są szczególnie godne uwagi, chociażby z racji tego, że, jak wielu określa, w czasie powstania Armii Mahdiego as-Sadra polski kontyngent działał w realiach wojennych, a nie stabilizacyjnych. Główne wątki powieści pozwalam sobie okrasić krótkim komentarzem zawartym w Posłowiu.

Mam nadzieję, że ta swoista zabawa czasem, przestrzenią i faktem – niosąc także, niejako przy okazji czytania lekkiej skądinąd literatury, wartości poznawcze – stanie się swego rodzaju moim znakiem firmowym.

Marcin GawędaPOLACY

1 Pułk Specjalny Komandosów, Lubliniec

Budzowski Piotr – sierżant, dowódca Honkera Trzy

Grzesik Jarek „Grzech” – porucznik, dowódca Honkera Dwa

Klatowski Marek „Klata” – kapral, załoga Honkera Trzy

Malarski Michał „Malarz” – szeregowy, załoga Honkera Jeden

Małach Tomasz „Kisiel” – chorąży, załoga Honkera Jeden

Mucha Jacek „Osa” – sierżant, kierowca Honkera Jeden

Paluchowski Wojtek „Paluch” – sierżant, załoga Honkera Jeden

Pikusiński Jan „Pikuś” – starszy szeregowy, załoga Honkera Dwa

Rochala Piotr „Roch” – starszy szeregowy, załoga Honkera Dwa

Zadryński Marcin „Zadra” – kapitan, dowódca kompanii specjalnej 1 PSK

Sekcja szkolenia nowej irackiej armii w Al-Kut (oddział Wójcickiego)

Abraham Marek „Maro” – kapitan, sekcja szkolenia w Al-Kut

Grajewski Jacek „Gigant” – kapral, sekcja szkolenia w Al-Kut

Maciuszek Marcin „Maca” – sierżant, sekcja szkolenia w Al-Kut

Pałkowski Jacek „Buli” – młodszy chorąży, paramedyk przydzielony tymczasowo do grupy Wójcickiego

Szewczyk Mariusz – chorąży, sekcja szkolenia w Al-Kut

Wójcicki Andrzej „Killer” – major, szef sekcji szkolenia irackich sił specjalnych w Al-Kut

Oddział GROM

Anielak Bogdan – sierżant, sekcja snajperska, strzelec wyborowy

Buczek Wojtek – kapral

Koniewski Marcin „Koniu” – sekcja snajperska, spotter

Majak Paweł – porucznik

Mordarski Jarosław „Morda” – plutonowy

Waligórski Marcin – major, dowódca oddziału GROM

2 Grupa Bojowa (17 WBZ), Karbala

Domaradzki Andrzej – podpułkownik, zastępca dowódcy 2 Grupy Bojowej w Karbali

Gazda Tomasz – porucznik

Ignaczak Mateusz – chorąży, radiotelegrafista Kalickiego

Kalicki Paweł – kapitan, dowódca pododdziału 2 Grupy Bojowej, szef obrony City Hall

Maliszczak Paweł – szeregowy

Matecki Marek – dowódca „Zajączka”, BRDM- a w City Hall

Peikert Jacek – działonowy „Zajączka”

Wołek Marcin – kapral

Narodowa Komórka Wywiadowcza (NIC) w PKW-Irak

Gajda Ewelina – ekspert od terroryzmu i tłumacz z arabskiego, sekcja wywiadu

Kroplowski Rafał – podpułkownik WSI, zastępca szefa Narodowej Komórki Wywiadowczej

Zyblikiewicz Tadeusz – major, Narodowa Komórka Wywiadowcza

Żar Piotr – pułkownik WSI, szef Narodowej Komórki Wywiadowczej

Inni

Bieńkowski Michał – generał, dowódca wielonarodowej dywizji MND CS

Stępień Adam – kapitan, sekcja rozpoznania dywizji

Stolarski Marcin – kapitan, kapelan kontyngentu

Tatarski Michał – generał, z-ca dowódcy dywizji

Zadryńska Krystyna – żona Marcina „Zadry” Zadryńskiego

IRAKIJCZYCY

Abdul – tłumacz oddziału Zadryńskiego (1 PSK)

al-Malik Mustafa – bojownik, były oficer armii Saddama

Bulazzu Ahmed – kapitan, dowódca plutonu szturmowego 403 Batalionu Gwardii Narodowej w Al-Kut

Faisal Sadi – sierżant policji w Karbali, partner kapitana Salmana

Hassan – osobowe źródło informacji Kroplowskiego w Karbali

Mehamdy Jaser Faisal Hamid – major policji w Bagdadzie

Moussa Madżid – dowódca komanda bojowników w Jassin

Mustafa – tłumacz i osobowe źródło informacji Kroplowskiego w Bagdadzie

Palavi Hamid (Mister No Problem) – naczelny bagdadzkiego dziennika „As-Sabah”

Salman Ahmed Khalaf – kapitan policji w Karbali

CZECZEŃCY

Israpiłow Asambek – mudżahedin

Umar – mudżahedin

AMERYKANIE

Barton John – pułkownik, oficer sił powietrznych w sztabie CJTF-7

Baxter Mike – major 5th US SFG (Zielone Berety), dowódca ODA-580

Binder Thomas „Amigo” – amerykański mudżahedin, były agent CIA

Bremer Paul – gubernator w Iraku

Collins Dave – pilot MH-6 Little Bird w 160 SOAR

Jefferson Mike – major, sekcja wywiadu sztabu CJTF-7

Kaminsky John – sierżant marines, 2 Batalion, 1 Pułk, 1 Dywizja Piechoty Morskiej

Lewis Patrick – specjalny wysłannik Białego Domu do Iraku

Milton Bill – emerytowany pułkownik US Army, doradca Lewisa ds. wojskowych

Sanchez Ricardo – generał, dowódca sił koalicyjnych w Iraku CJTF-7

Wojdakowski Walt – generał, zastępca dowódcy sił koalicyjnych w Iraku CJTF-7

BRYTYJCZYCY

sir Hall Richard – dyrektor generalny brytyjskiego wywiadu MI6

Johnson Mike – analityk Wydziału Oceny Ataków Terrorystycznych (TAAD)

ROSJANIE

Karpin Jurij „Borys” – były oficer służb specjalnych, szef transnarodowej grupy przestępczej

Krawczenka Jurij – emerytowany pułkownik KGB

IZRAELCZYCY

Lipman Izaak – pułkownik, oficer Mossadu

Rosner Samuel – generał, oficer Amanu

IRAŃCZYCY

Aziz Ahmed – biznesmen, agent VEVAK

Fahdawi Naser Mohammadi (brat Rezy) – major, jednostka specjalna Quds

Fahdawi Reza Ali (ps. Karim Abdul) – były komandos jednostek specjalnych Quds, podpułkownik VEVAK

Harandi Morteza Hassan – minister wywiadu i bezpieki, szef VEVAKKto zna wroga i zna siebie, temu nic nie grozi, choćby w stu bitwach. Kto nie zna wroga, a zna siebie, czasami odnosi zwycięstwo, a czasami ponosi klęskę. Kto nie zna ani wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce.

Sun Tzu

Kambodża, Siem Reap, 2 maja 1993, 4.45 czasu lokalnego

Starszy szeregowy Andrzej Wójcicki z obawą wypatrywał w ciemnościach Czerwonych Khmerów. Oddychał szybko, nerwowo. W wilgotnym powietrzu kambodżańskiej dżungli okalającej camp można było wyczuć narastające napięcie. Wisiało nad obozem, ponad drzewami dżungli, nad głowami czekających na atak polskich żołnierzy. Wójcicki czuł, jak strużki potu ciekną mu po twarzy i plecach, zdenerwowany ściskał mocno karabinek AK. Właśnie zaszedł księżyc i przedpole ogarnęły egipskie ciemności. Chociaż wytężał wzrok do granic możliwości, zdawał sobie sprawę, że szansa, iż w mrocznej dżungli zobaczą Khmerów odpowiednio wcześniej, była naprawdę nikła.

– Patrzysz, młody? – usłyszał cichy głos sierżanta Tomaszewskiego.

– Tak jest – odszepnął – ale gówno widać.

Wymiana zdań dotarła też do reszty żołnierzy obsadzających umocnione stanowisko wokół karabinu maszynowego.

– Kocie, nie wymądrzaj się, tylko lukaj na przedpole – usłyszał z mroku.

– Dajcie mu spokój, czuwa, jak trzeba – przyszedł mu z pomocą Tomaszewski.

– Zamknąć dzioby. Cisza – ofuknął ich oficer.

Na wszelki wypadek Wójcicki nie wdawał się w żadne dyskusje. Był jednym z młodszych żołnierzy na misji i stare wojsko konsekwentnie udzielało mu lekcji. Taka karma. Tak czy owak przeklinał w duchu dzień, w którym wyznaczono go na tę idiotyczną misję w Kambodży.

Miało być spokojnie i bezpiecznie, a tymczasem partyzanci potraktowali oddziały rozjemcze ONZ jak wrogów. Zamiast egzotycznej wycieczki misja UNTAC/UNMLT przekształciła się w najprawdziwsze działania bojowe. Najpierw Czerwoni Khmerzy zaprzestali zdawania broni, potem zaatakowali polsko-urugwajski patrol, a teraz zamierzali zaatakować polski obóz w Siem Reap^().

Teraz więc, zamiast zwiedzać niedalekie słynne świątynie w Angkor, żołnierze z Lublińca wypatrywali partyzantów.

Do dupy to wszystko – podsumował w duchu przemyślenia – i jeszcze oenzetowscy biurokraci żądają, by ograniczali się tylko do odpierania ataków. Żadnych akcji zaczepnych, żadnych pościgów i rekwirowania broni.

My udajemy, że ich powstrzymujemy, oni udają, że się nami przejmują – skonstatował kwaśno.

Więc patrzył.

Nagle zdał sobie sprawę, że krzaki, rosnące kilkanaście metrów dalej przed wysokimi bambusowcami, poruszają się w jakiś dziwnie regularny sposób. Chwilę później coś mignęło wyraźniej, jakby tarcza zegarka albo ostrze bagnetu. Przetarł oczy. Wiatr? Znów skoncentrował wzrok na zaroślach. Nie chciał wszczynać niepotrzebnie alarmu...

Sytuacja wyjaśniła się sama – nagle dżungla rozświetliła się dziesiątkami jasnych błysków i niemal równocześnie w pozycje Polaków uderzyła lawina ognia. Pociski z AK-47 wbijały się w umocnienia, przechodziły ze świstem ponad głowami, kaleczyły drzewa, obłupując je z kory i gałęzi.

– Ognia! – wrzasnął mu niemal do ucha kapitan Ratajczak.

Wójcicki nacisnął spust. Kałach zaczął wypluwać pociski jeden za drugim. Lekko spanikowany nawet nie próbował celować, wypełniając swój sektor ścianą ognia. Dopiero kiedy wystrzelił ostatni nabój, poczuł się dużo lepiej.

Teraz już strzelał cały pododdział. Początkowo chaotycznie i niecelnie, po kilkunastu sekundach karabiny maszynowe wstrzeliły się w coraz wyraźniej widoczne sylwetki partyzantów. Kilka postaci upadło w wysoką trawę.

Przez chwilę miał jeszcze wrażenie, że to jakaś gigantyczna pomyłka, że wszystko jakoś się wyjaśni.

– Cholera, jesteśmy z ONZ! Nie widzicie flagi? – krzyknął któryś z podoficerów.

Kolejna seria – trudno powiedzieć, czy specjalna, czy przypadkowa – poszarpała płótno flagi. Wójcicki nie miał już żadnych wątpliwości – to nie jest żadna pomyłka. Pociski smugowe wyraźnie wskazywały pola ostrzału. Do huku broni maszynowej dołączyły krzyki partyzantów. Dwie kolumny Czerwonych Khmerów wyraźnie wychodziły na skrzydła kompanii Ratajczaka.

Wójcicki strzelał teraz krótkimi, w miarę mierzonymi seriami. Opanował jako tako pierwszy odruch paniki i strachu. Spojrzał na boki – wszyscy nadal prowadzili ogień i nic nie wskazywało, żeby ktokolwiek został ranny.

Przeładował magazynek – nie zamierzał oszczędzać amunicji – i znowu włączył się do kanonady, strzelając krótkimi, mierzonymi seriami do majaczących między drzewami i zaroślami postaci.

– Dalej, skurwysyny! Chodźcie do tatusia! – wrzeszczał kapral Słouch, zasypując przeciwnika ze swojego świetnie wstrzelanego już teraz stanowiska PK. Ładował długie serie, szybko zużywając amunicję.

– Krótkimi seriami, do cholery! – kapitan Ratajczak darł się, ile sił w płucach.

– Pocałuj się w dupę – mruknął Wójcicki, mając na myśli słowa dowódcy, i wychylił się z okopu, pompując w przeciwnika trzeci już magazynek.

Tym razem celował – jedna z postaci obramowana serią upadła. Ze zdziwieniem znowu zauważył, że poza jednym rannym nie ponieśli na posterunku większych strat.

Wychylił się ostrożnie z zamiarem dokładniejszego zlustrowania przedpola. Kątem oka zauważył, że tyraliera zamierzająca obejść ich pozycje z prawej strony została zatrzymana. Przed nim majaczyły coraz to nowe postacie pojawiające się jak spod ziemi. Szybko wycelował i nacisnął spust, puszczając w kierunku przeciwnika krótką serię. Jedną, drugą, aż dostrzegł, że majacząca w ciemnościach postać upada w zarośla. Na wszelki wypadek strzelił jeszcze kilka razy.

Słouch dalej wrzeszczał jak opętany, w szybkim tempie wystrzeliwując resztki amunicji. Intensywność wymiany ognia wyraźnie zmalała. Atak załamywał się. Nagle Khmerowie przestali prowadzić ogień. Znikli z przedpola. Tu i tam dały się jeszcze słyszeć pojedyncze odgłosy strzałów, po czym... zapadła cisza.

Wójcicki padł na dno okopu. Był już całkowicie spokojny. Zobaczył, że kapral Słouch nie może zapalić papierosa – za bardzo drżały mu ręce.

– Stary, oni wiedzieli... no, że jesteśmy z ONZ... – gwałtownie oddychał, przerywał – chcieli nas zabić, rozumiesz... ja pierdolę, to jest jak wojna...

Wójcicki popatrzył na swoje dłonie. Nie drżały. Znalazł się na pierwszej linii ognia i zdał egzamin. Bez żadnego problemu zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął.

– Już po wszystkim – rzucił spokojnie. – Daliśmy radę.

Słouch ledwo trzymał między palcami zapalonego papierosa.

– Kurwa... ja tu logistykiem byłem, a nie pieprzonym komandosem... – zupełnie się rozkleił. – Wracam do domu, pierdolę całą tą misję... miało być przecież...

Dalsze słowa stały się niezrozumiałe, gdy kapral zaszlochał. Ukrył twarz w dłoniach.

Na dno okopu zsunął się kapitan Ratajczak.

– Co z nim? – zapytał.

– Rozkleił się.

– Nie on jeden – Ratajczak wcisnął Wójcickiemu do ręki czarny kapelusz pokryty siatką maskującą z wetkniętymi w nią gałązkami i liśćmi. – Masz, zdobyłeś trofeum. Klepnął Wójcickiego po plecach. – No co? Trafiłeś jednego, widziałem – wyraźnie bawił się wyrazem twarzy zaskoczonego podwładnego. – Gratuluję. Złoty strzał. Prosto w czoło.

– No taaak, to znaczy...

– Od dzisiaj kopnę w dupę każdego, kto nazwie cię młodym – Ratajczak zarechotał. – Nie wiedziałem, że mamy tu komandosa.

– Pan kapitan se jaja robi – bąknął nieco zmieszany Wójcicki.

– Jakie jaja, ocipiałeś? – w bladym świetle wstającego dnia twarz Ratajczaka wyrażała ogromne zdumienie. – Synu, do cholery, na przedpolu leży czterech partyzantów, w tym jeden załatwiony przez ciebie. Gość ma dziurę w czole, że można palec wsadzić. Koleś miał na plecach RPG-2 i podejrzewam, że zamierzał go użyć – oficer zaśmiał się głośno. – Granatnik stary, ale wciąż jary. Zachowałeś się jak stary frontowy wyjadacz, a nie młody szczeniak.

– Nie wiedziałem, że miał granatnik. I wcale nie celowałem w...

Ratajczak machną ręką, jakby odganiał od siebie muchę.

– Coś mi się wydaje, że to nie jest twoja ostatnia przygoda z wojskiem – po raz kolejny solidnie klepnął Wójcickiego w ramię. – Nadajesz się na komandosa – zażartował. – Starszy szeregowy Andrzej „Killer” Wójcicki – rzucił, drapiąc się z okopu.

Czeczenia, na południe od Itum-Kale, 23 marca 2002, 11.03 czasu lokalnego

Posterunek, który chcieli zlikwidować, był umocnionym workami z piaskiem dwupiętrowym budynkiem położonym przy przejeździe kolejowym. Na dachu federalni umieścili stanowisko granatnika automatycznego AGS-17 Płamia^(). Mimo że Asambek Israpiłow zabił już wcześniej oficera i jego zastępcę, wczoraj wieczorem przysłano wzmocnienie i teraz drużyna liczyła nie sześciu, ale dziewięciu ludzi. Nie martwiło go to wcale – wręcz przeciwnie.

Tym razem Asambek postanowił, że zlikwidują wszystkich. W zemście za amira Chattaba, którego dopadła FSB^(). Plan Israpiłowa był prosty.

Po dwudniowych obserwacjach wiedział, że na posterunku nie ma żadnego strzelca wyborowego, więc Israpiłow przyjął na siebie rolę nie tylko kata, ale i wabia – miał nie tylko zadawać śmierć, ale też ściągnąć na siebie uwagę federalnych. Znał obawy Rosjan przed snajperami i wiedział, że jeśli odpowiednio pohałasuje, skupi na sobie cały ogień drużyny – AGS-a, dwóch erkaemów PK i kałaszy.

Ponieważ miał zamiar prowadzić ogień ze swojego SWD z dużego dystansu, wymienił archaiczny PSO-1 na nieco lepszą Minutę. Co prawda celownik optyczny PO 3-9x42 Minuta^() miał sporo wad, ale na dystansie pół kilometra musiał wystarczyć. Wszak miał zrobić jak najwięcej hałasu...

Uchwycił w krzyżu celownika zdezelowanego Ziła jadącego – jak co dzień – z zaopatrzeniem. Ciężarówka wychynęła zza zakrętu drogi, po czym wolno dotoczyła się do miejsca przeznaczenia. Kiedy Ził zatrzymał się przed błok-postem, Israpiłow musnął spust i rozpoczął kanonadę.

Strzelał z dystansu czterystu czterdziestu metrów – niemal na granicy celnego strzału punktowego – z powiększenia „pięć”. Strzelał niczym nowicjusz – pocisk za pociskiem. Pierwszy celny pocisk przeszedł przez prawe płuco żołnierza, zrzucając go ze skrzyni ciężarówki. Kilka kolejnych zmasakrowało szoferkę. Kierowca nie miał żadnych szans – został wprost rozstrzelany, zanim zdołał uczynić jakikolwiek ruch. Kiedy Israpiłow wystrzelił ostatni pocisk z dziesięcionabojowego magazynka, zginął jeszcze jeden żołnierz z obsady posterunku – reszta rozbiegła się w poszukiwaniu osłony, niczym insekty zaskoczone zapaleniem światła.

Czeczeniec zdążył wymienić magazynek, po czym – tak jak przypuszczał – cały posterunek wprost zakipiał od wystrzałów. Federalni bili z całej dostępnej broni. Początkowo strzelali na oślep, ale szybko zdołali z grubsza ustalić, skąd prowadził ogień. Israpiłow z zadowoleniem odnotował, że w jego kierunku waliły teraz długimi seriami oba kaemy PK i kilka kałaszy. Chwilę potem stęknął granatnik Płamia i w stronę Czeczeńca poszybowały dziesiątki granatów kalibru 30 milimetrów. Rosjanie strzelali mało celnie, ale wybuchających w pobliżu jego stanowiska granatów odłamkowych Israpiłow nie mógł całkowicie zignorować. Granatnik i kaemy biły coraz celniej.

Jeszcze chwila i wymacają stanowisko – pomyślał.

Kiedy zlikwidował żołnierza uzbrojonego w AK-74M z zamontowaną optyką, zabrał się za AGS-a. Złapał w celowniku obsługę granatnika na dachu i wpakował w nią cały magazynek. Co prawda ukrytego za workami z piaskiem przeciwnika prawie nie widział, ale skoncentrowana siła ognia zrobiła swoje – granatnik zamilkł. Zgodnie z planem po chwili usłyszał przytłumione wybuchy.



Korzystając z tego, że federalni skupili się wyłącznie na walce z Israpiłowem czterej mudżahedini, obwieszeni bronią i amunicją, prześlizgnęli się przez postawione byle jak zasieki. Umar, Amigo i Mansur przemknęli za przyrdzewiałym, unieruchomionym od dawna UAZ-em i dopadli do ściany budynku, podczas gdy Chassan zdjął z ramienia długą tubę i zaczaił się za terenówką. Niezauważeni przez nikogo trzej bojownicy znaleźli się na tyłach posterunku. Umar – barczysty niczym tur dowódca grupy szturmowej z charakterystyczną blizną nad skronią – podniósł zaciśniętą pięść, pozostali natychmiast znieruchomieli. Płamia wciąż biła seriami, po czym nagle zamilkła. Umar zauważył, że Chassan jest gotowy do odpalenia Szmiela, i dał znak. Pocisk termobaryczny z odrzutowego miotacza ognia RPO-A Szmiel^() rozbił szybę na piętrze, wpadł do pomieszczenia i eksplodował, pustosząc je całkowicie. Z okna buchnął ogień i dał się słyszeć wrzask palącego się żywcem człowieka.

Dopiero teraz, trzej mudżahedini ruszyli do akcji. Przez rozbite okno na parterze Mansur wrzucił dwa granaty F-1, tymczasem Umar i Amigo wdarli się na klatkę schodową.

Głuche eksplozje oczyściły niemal cały parter. Dwaj mudżahedini szybko, osłaniając się wzajemnie, wdarli się na piętro. W czasie kiedy Mansur kilkoma strzałami dobił zszokowanych, rannych federałów na parterze, kolejnymi granatami torowali sobie drogę na piętrze. Od następujących jedna po drugiej eksplozji budynek aż trząsł się w posadach. Mudżahedini działali bez wahania.

Znający doskonale rozkład budynku Amigo wpadł z impetem do pomieszczenia po lewej, to samo uczynił Umar po drugiej stronie. Kilkoma strzałami dobili ciężko rannych żołnierzy. Nikt nie był w stanie stawiać oporu. Szybko przedostali się na dach, gdzie dwóch federalnych obsługiwało granatnik automatyczny. Obaj ciężko ranni ledwie oddychali. Pierwszy miał dwa trafienia w pierś, drugi paskudnie oberwał w głowę.

– Co z nimi robimy? – rzucił Umar. – Mogą coś wiedzieć.

– Nie wyżyją – amerykański mudżahedin podniósł AK-74 i dwoma celnymi strzałami zakończył cierpienia obu rannych.

Umar rozejrzał się po stanowisku granatnika. AGS-17 był ustawiony na skrzyniach po amunicji wypełnionych ziemią, w której zakopano lemiesze podstawy. Wokoło walały się magazynki do kałaszy, bębny do granatnika i puste puszki po konserwach.

– Popatrz tutaj – Umar wskazał przestrzelony worek z piaskiem. – Nasz mistrz zdjął jednego, nawet go nie widząc.

– Mołodjec – zaśmiał się Amerykanin.

– Zdjął go w czasie wymiany bębna – dorzucił Umar, kopiąc w zapasowy bęben z amunicją odłamkową. – Dobra robota.

Z dołu rozległ się gwizd.

– Dobra, czas na nas – rzucił krótko.

Chwilę potem rozległ się strzał. Potem drugi.



Kiedy tylko granatnik zamilkł, Israpiłow chwycił SWD i puścił się biegiem na zapasowe, wcześniej wybrane stanowisko. Teoretycznie Minuta miała dziewięciokrotne powiększenie, ale to była tylko teoria. W praktyce była niewiele lepsza od celownika PSO-1. Israpiłow wiedział doskonale, że Minuta bardziej nadawała się na kaem PK niż dla strzelca wyborowego, ale jak się nie ma, co się lubi… Gdyby chociaż rumuński IOR albo... Ech, szkoda gadać. Kiedy dopadł do stanowiska, walka dogasała. Mimo to szybko zmienił powiększenie, uspokoił oddech i zlustrował przez lunetę osmolone okna. Nigdy nie lekceważył przeciwnika, a tym bardziej kilku przeciwników. Był tu po to, żeby osłonić kolegów. Na piętrze zauważył jakiś ruch...



Chorąży Paweł Siemaszko podniósł głowę i zdusił kaszel. Ostatkiem sił podniósł się z gruzu, starając się czynić jak najmniej hałasu. Czuł, że życie z niego wycieka jak woda z dziurawego dzbana, ale ostatkiem sił chciał jeszcze zrobić coś dla swoich martwych kolegów. Fakt, że jeszcze żył, zakrawał na cud. Praporszczik dobrze wiedział, że zostało mu jeszcze najwyżej kilka minut życia. Dźwignął się na nogi, zatoczył i oparł o ścianę. Od eksplozji granatu ogłuchł zupełnie, ale zakładał, że walka jest już skończona, więc starał się być cicho. Zorientował się, że krwawi z uszu, ust i brzucha. Reszty ran nawet nie potrafił zlokalizować.

Wyciągnął granat F-1. Poczuł pod opuszkami palców chłód zawleczki. Jeśli jakiś cholerny Czeczeniec znajdował się na dachu, to miał szansę, że zabierze go ze sobą do piekła. Siemaszko stał oparty plecami o ścianę i zbierał siły, ciężko oddychając. Już zamierzał ruszyć w kierunku schodów, ale nie zdążył... Pocisk 7,62x54R wprost przygniótł go do ściany. Drugi pocisk z SWD przyszpilił go do niej na tyle, że martwy już chorąży przez chwilę wciąż jeszcze stał na nogach. Kilka sekund później powoli osunął się na ziemię. Za nim pozostała rozmazana czerwona plama.

Nad błok-postem zapadła cisza. Mudżahedini niczym duchy zniknęli już w lesie. Zostawili za sobą jedenaście trupów.

------------------------------------------------------------------------

^() Wydarzenie autentyczne.

^() AGS-17 Płamia – radziecki granatnik automatyczny kalibru 30 mm, od 1971 roku produkowany seryjnie, szeroko stosowany już w Afganistanie. Ponieważ silny odrzut powodował, że granatnik podskakiwał po strzale, poskramiano go, przyciskając lemiesze do ziemi ciężarem ciała bądź zakopując lemiesze podstawy. Zastępowany przez nieco lżejszą rosyjską odmianę AGS-30.

^() Według Czeczenów Jordańczyk amir Chattab zginął 19 marca 2002 roku, kiedy zaufany posłaniec dostarczył mu zatruty przez FSB list. Niektóre źródła wskazują na fakt, że amir to nie jest imię Chattaba, ale określenie: dowódca, komendant (czasami przeinaczane na emir i tłumaczone jako książę), stąd pisane jest małą literą.

^() PO 3-9x42 Minuta – celownik optyczny o powiększeniu 3-9 przeznaczony do broni rodziny SWD, a w Czeczenii używany także na rkm PKM. Do zalet można zaliczyć niską cenę, dużą odporność mechaniczną, odporność na niskie temperatury. Jedną z podstawowych wad jest brak możliwości dowolnej regulacji krotności powiększenia, w efekcie czego Minuta nie bardzo nadaje się do ostrzałów celów punktowych na małych i bardzo małych odległościach.

^() RPO Szmiel – radziecki rakietowy miotacz ognia kalibru 93 mm. „Trzmiele” stosowano już w czasie walk w Afganistanie w latach 80. Wersja RPO-A – z głowicą termobaryczną (paliwowo-powietrzną) – została zastosowana bojowo w czasie pierwszej wojny w Czeczenii (1994–1996). Głowica termobaryczna po trafieniu w cel rozpyla aerozolowy obłok, a następnie detonuje tak powstałą łatwopalną mieszaninę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: