Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Requiem dla tancerki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 marca 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Requiem dla tancerki - ebook

Podczas swojego wieczoru kawalerskiego Bresson, inspektor paryskiej policji, zadurza się w Loli, przypadkowo poznanej tancerce. Mimo że spędza z nią noc, stawia się na swój ślub, sądząc, że zauroczenie szybko minie... Tymczasem w Paryżu ktoś zaczyna mordować dziewczyny tańczące w nocnych klubach, a śledztwo zostaje przydzielone właśnie Bressonowi. W żmudnym dochodzeniu wspiera go Marie, zdolna i inteligentna policjantka. W toku śledztwa inspektor, wciąż nie mogący zapomnieć o pięknej Loli, odkrywa, że w miejscu zbrodni morderca dusiciel zostawia ślad, zagadkową wizytówkę, którą jest namalowana czerwoną farbą litera. Marie stawia niezwykłą hipotezę, że litery powinny się ułożyć w słowo lub zdanie, którym zabójca chce coś przekazać. Wkrótce okaże się, że podobne zbrodnie wydarzyły się przed laty w Polsce...

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7747-265-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Paryż, październik 2008 roku

Skończyło się przedstawienie, kurtyna opadła, a na widowni rozległy się gromkie brawa. Tancerki nigdy nie wychodziły na scenę, żeby się ukłonić. Żadnych bisów. Zapaliły się światła. Kelnerzy wkroczyli z tacami, by zebrać puste naczynia. Tłum podniósł się z miękkich bordowych kanap i wolno sunął korytarzem w stronę szatni. Kobiety ustawiały się w kolejce do toalety. Mężczyźni z zaciekawieniem oglądali zdobiące ściany zdjęcia nagich tancerek. Lubieżna Katia prężyła się przy kolumnie, przyodziana jedynie w wąską szarfę na biodrach. Peruka i szarfa miały ten sam wściekle różowy kolor. Czarnowłosa Lola leżała na czerwonej pluszowej kanapie w kształcie ust. Długie piękne nogi wyeksponowała na oparciu, a jej głowa opadała lekko w dół. Seksowne, powłóczyste spojrzenie spływało spod sztucznych rzęs. Była całkiem naga. Piersi i łono zakrywała dłońmi, przez co wydawała się jeszcze bardziej prowokująca.

– W damskiej toalecie jest podwójna deska! Wyobrażasz to sobie? – szczebiotała do wysokiego mężczyzny drobna kobietka w nieokreślonym wieku.

– Nie rozumiem. – Mężczyzna spoglądał na nią ze zdziwieniem. W ręku obracał numerek do szatni.

– Deska ma dwa otwory. – Jego towarzyszka chichotała, przysłaniając dłonią usta. – Dzięki temu mogą siusiać równocześnie dwie kobiety. Hi, hi, hi…

– To interesujące. – Puścił do niej oko i zerknął w stronę szatni. Podał numerek i pieniądze. Szatniarz zniknął w głębi, by po chwili wrócić z dwoma okryciami. Kobieta wzięła go pod rękę i żartując, oboje skierowali się w stronę schodów. Szatniarz schował do kieszeni błyszczący pieniążek i podał młodemu szatynowi skórzaną kurtkę. Ten przerzucił ją przez ramię i wyjął z kieszeni paczkę czerwonych marlboro. Chwycił zębami papierosa i wyciągnął go z pudełka. Paczkę schował do kieszeni spodni. Zza marmurowej balustrady u góry schodów wychylił się ochroniarz.

– Proszę pana, tu się nie pali!

– Wiem, wiem – odpowiedział mężczyzna, po czym przesunął językiem niezapalonego papierosa w kącik ust.

Ochroniarz uśmiechnął się ze zrozumieniem. Minąwszy go, mężczyzna wyszedł na aleję George V. Wilgotne jesienne powietrze miało zapach tytoniu. W świetle neonu z napisem „Crazy Horse” stało kilku palaczy, żywo dyskutujących o spektaklu.

– To najpiękniejsze kobiety świata! – usłyszał za plecami mężczyzna.

Zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Poczuł ciepło rozchodzące się po całym ciele.

– Mają doskonałe kształty – dodał inny. – Idealną długość nóg, obwód bioder i talii. Podobno pępek musi być ni mniej, ni więcej, tylko dwadzieścia osiem centymetrów powyżej cipki. – Wybuchnęli śmiechem.

Mężczyzna dopalił papierosa i zgasił go w dużej metalowej popielniczce. Założył kurtkę, po czym skierował się w lewo. Skręcił w najbliższą przecznicę i znów w lewo. Doszedłszy do tylnego wyjścia z kabaretu, przebiegł na drugą stronę ulicy i schował się za zielonym kontenerem na śmieci. Będzie tak stał i palił, dopóki Lola nie wyjdzie z budynku. W dżinsach i płaszczu, z włosami związanymi w kucyk, niczym nieprzypominająca epatującej seksem nagiej tancerki z Crazy Horse.

Tym razem nie wzięła taksówki. Szybkim krokiem skręciła za róg i mijając zamkniętą o tej porze aptekę, spojrzała na swoje odbicie w ciemnej szybie. Kątem oka dostrzegła nieznaczny ruch kilka metrów za sobą. Właściwie nie tyle ruch, ile mignięcie żarzącego się punkcika. Znowu tu jest, pomyślała, uśmiechając się do siebie. Przyspieszyła w nadziei, że usłyszy jego kroki w nocnej ciszy. Nic z tego. Zwiększenie tempa spowodowało naturalny efekt uboczny: zadyszkę. Otworzyła usta, żeby zaczerpnąć tchu. Wilgotne, zimne powietrze osiadło w krtani, drażniąc delikatną śluzówkę. Musi odchrząknąć. Raz, a potem jeszcze raz, i jeszcze… Do diabła, co jest? Sięgnęła ręką do kieszeni płaszcza, próbując wymacać chusteczkę. Bezskutecznie. Już miała skręcić w kolejną przecznicę, gdy nagle poczuła szarpnięcie za kołnierz. Zachwiała się i omal nie straciła równowagi. Z piersi wydobył się świst, który miał być okrzykiem przerażenia, ale uwiązł w gardle. Ktoś pociągnął ją do tyłu, popchnął w bok, w stronę wnęki kryjącej bramę. Naparł na nią całym ciałem, przyciskając do zimnej metalowej kraty.

– Dlaczego mi to robisz? – usłyszała szept i poczuła ciepły podmuch pary płynący wprost do jej ucha. Czyjeś ręce objęły ją mocno, jeszcze mocniej, by w końcu całkowicie ją unieruchomić. Miała wrażenie, jakby skrępowano ją liną. Jedna dłoń ugrzęzła w kieszeni płaszcza, druga ścisnęła nerwowo torebkę. – Droczysz się ze mną… co? No powiedz, przyznaj się, że to lubisz… – Usta mężczyzny przesuwały się po małżowinie jej ucha. Były gorące i wilgotne. Czuć od niego zapach papierosów. Przeszedł ją dreszcz.

– Czego chcesz? – prychnęła jak rozzłoszczona kotka. – Nie wystarczy ci gapienie się w teatrze?

– Dobrze wiesz, że to nie to samo… – Mężczyzna przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. Jego dłoń przesuwała się po połach płaszcza i wsuwała pod ubranie. Kobieta zesztywniała. To nie powinno się zdarzyć…, westchnęła w duchu. Czuła, jak jego palce wędrują po jej piersi, muskają delikatnie sutek. – Lola, kochanie, chodźmy do ciebie… Proszę…

– Daj spokój. – Wprawdzie się nie broniła, pozwalając, by jego ręce nadal pieściły jej ciało, ale wydawała się trochę rozdrażniona całą sytuacją. – Powinieneś raczej wracać do domu.

– Chcę tylko ciebie, przecież wiesz… Tylko ciebie, Lolu… – Szept mężczyzny rozpłynął się w nocnej ciszy.

– Przestań! Prosiłam, żebyś mnie tak nie nazywał. – Kobieta odwróciła się do niego przodem. Zobaczyła teraz zarys jego twarzy oświetlony uliczną latarnią. Popatrzyła mu prosto w oczy i dostrzegła w nich mieszaninę bólu, pożądania i determinacji. Niepotrzebnie się odwróciła. Teraz już na pewno nie powie tego, co jeszcze przed sekundą była gotowa wykrzyczeć w przypływie gniewu. Stali tak i patrzyli na siebie bez słowa. W końcu on przywarł do jej warg, wpił się w nie i całował żarliwie, bez opamiętania. Torebka wypadła jej z dłoni. Cichy odgłos uderzenia o chodnik nie przerwał ich namiętnego pocałunku. Mijały sekundy. Z oddali słychać było warkot nadjeżdżającego samochodu. Białe długie światła spływały po ukrytych w bramie postaciach. Kierowca zwolnił. Może zauważył jakiś ruch, a może szukał po prostu wolnego miejsca, żeby zaparkować. Po chwili oddalił się. Kobieta podniosła rękę i odsunęła od siebie twarz mężczyzny.

– Już dobrze, César. Wystarczy. Czas na mnie – powiedziała, otulając się połami rozchełstanego płaszcza.

Pochyliła się szybko ku ziemi, żeby odszukać w ciemności torebkę. Mężczyzna nie ruszał się z miejsca. Kobieta wyprostowała się z cichym westchnieniem.

– Czas na mnie – powtórzyła, po czym wyminęła mężczyznę. Nie oglądając się za siebie, ruszyła miarowym krokiem w dół ulicy.

– Zaczekaj! – zawołał César i natychmiast ruszył za nią.

W sypialni rzucił się na nią, drżąc z pożądania. Obsypywał pocałunkami i pieszczotami. Zachowywał się jak zwierzę. Zerwał z niej ubranie, potem wziął na ręce i zaniósł do łóżka. Ona poddała mu się całkowicie. Chwilami była uległa, chwilami przejmowała inicjatywę. Śmiała się i ten wysoki zmysłowy ton wzbudził w nim kolejną falę pożądania. Pod powiekami wciąż miał obraz jej smukłego ciała w czarnej błyszczącej bieliźnie, pończochach i lakierowanych pantoflach na wysokich szpilkach. Oczami wyobraźni widział, jak prawie naga pręży się na kanapie w świetle reflektorów.

Kanapa jest krwistoczerwona. Ma kolor jej ust. Lola kładzie się na plecach i puszcza oko do publiczności. Rozpina biustonosz, po czym zasłaniając jedną ręką piersi, drugą wyrzuca go w górę. Atmosfera gęstnieje. Mężczyźni poluzowują krawaty. Tancerka porusza wargami w takt melodii, udając, że głęboki, zmysłowy głos należy do niej. Klęka na kanapie w kształcie ust tak, by widzowie mogli podziwiać jej krągłe, jędrne piersi w całej okazałości. Potem pochyla się, opiera ręce i podbródek na miękkim pluszu sofy i kołysze podniecająco biodrami. Kolejna zwrotka dobiega końca. Lola znów kładzie się na plecach. Długie nogi opiera na górnej wardze kanapy. Głowa opada w dół. Rozchyla usta. Głaszcze czarne lśniące włosy swojej peruki. Śpiewając refren, zsuwa szpilki i odpina pończochy. Zrzuca pas, a następnie roluje czarną mgiełkę pończoch od uda aż po kostkę. Ściąga je i upuszcza na podłogę. Słychać ciche sapnięcia mężczyzn na widowni. Lola uśmiecha się szelmowsko. Przyodziana w same tylko koronkowe majteczki, nie większe niż listek figowy, spogląda na pożerający ją wzrokiem tłum. Niespiesznie dawkuje uroki swojego boskiego ciała i jest w tym naprawdę doskonała. Z wdziękiem przewraca się na bok, prezentując smukłe, kształtne plecy. Bardzo powoli zsuwa ostatnią część bielizny i odsłania dwa zgrabne pośladki. Widownia zamiera w oczekiwaniu na ujrzenie nagiej Loli en face.Światła przygasają, po czym zaczynają wirować tysiącem czerwono-złotych kółeczek. Gdy niecierpliwe oczy widzów przyzwyczają się wreszcie do tego świetlistego chaosu, mogą dostrzec już tylko zarys sylwetki Loli, która leniwym kocim krokiem wycofuje się ze sceny. Muzykę zagłuszają gromkie brawa.

César opadł na łóżko i sięgnął po papierosa. Z rozkoszą wciągnął pierwszy haust dymu, by po chwili wypuścić go nosem. Patrzył na drobną, subtelną twarz Nadii leżącej obok. Teraz, bez ostrego makijażu i czarnej peruki, w niczym nie przypominała tamtej zmysłowej i bezwstydnej Loli, uwodzącej tysiące mężczyzn jednym tylko spojrzeniem. Jak to możliwe, że ta dziewczyna o delikatnej, by nie rzec niewinnej urodzie, potrafiła przeistoczyć się w rasowego wampa?

Nadia wyjęła mu papierosa z dłoni. Zaciągnęła się lekko i natychmiast mu go oddała.

– Jak możesz palić takie świństwo?… – Skrzywiła się z niesmakiem. Wstała z łóżka i poszła nago do łazienki. César nie odrywał od niej wzroku. Mógłby na nią patrzeć całymi godzinami. Jak się schyla, jak podnosi ubranie z podłogi. Kiedy sprząta i gotuje. Albo myje głowę, siedząc w wannie… albo skulona na stołeczku pije poranną kawę.

Pierwszy raz zobaczył ją w połowie sierpnia, w przeddzień własnego ślubu. Koledzy zrobili mu niespodziankę, żeby uczcić jego wieczór kawalerski. Kupili bilety do Crazy Horse, a na resztę wieczoru zarezerwowali stolik w pubie. Najpierw mieli obejrzeć spektakl, potem się upić. I tak się prawie stało. Z jednym małym wyjątkiem. Pan młody zgubił się zaraz po występie. Zniknął gdzieś w tłumie odpływającym do szatni. Nie można się było do niego dodzwonić. Dwa razy obeszli cały lokal, potem przez kwadrans czekali przed wejściem, jednak bez powodzenia. Po krótkiej naradzie poszli do pubu. Po półgodzinie otrzymali esemesa z informacją, że uciekinier niedługo do nich dołączy, więc – żeby nie tracić czasu – wypili za jego zdrowie. Pomyśleli, że ani chybi się urwał, chcąc sprawdzić, co robi narzeczona z koleżankami. Wiadomo, zawsze trzeba trzymać rękę na pulsie… Podśmiewali się i żartowali, z każdą kolejką coraz głośniej. Nikomu wówczas nie przyszło do głowy, że nowożeńca in spezauroczyła jedna z kabaretowych tancerek. Czekał na nią na tyłach teatru. Kiedy wyszła, z trudem ją poznał. I nie dlatego, że było ciemno. Dziewczyna, w której się zadurzył, miała krótkie czarne włosy i była mocno umalowana. Ta, którą teraz zobaczył, była blondynką o błękitnych oczach. Poznał, że to ona, po sprężystych i gibkich ruchach jej ciała. Przywodziła na myśl panterę. Szła tak cicho, jakby płynęła w oparach nocy. Natychmiast się zorientowała, że ktoś ją śledzi. Wyjęła telefon i podniesionym głosem wezwała policję. César zatrzymał się na środku ulicy. Przydepnął niedopałek papierosa i z rękami w kieszeniach skórzanej kurtki stanął w świetle latarni. Czekał spokojnie na przyjazd radiowozu.

– Pana dokumenty – poprosił mundurowy pełniący tej nocy dyżur.

– Proszę. – César podał mu wyjętą z wewnętrznej kieszeni kurtki legitymację.

– Inspektor Bresson – przeczytał ze zdziwieniem policjant.

– Zgadza się. – César skinął głową.

– Trochę to dziwne… inspektorze. Ta młoda dama zgłosiła telefonicznie napaść.

– Mnie też to dziwi.

– Twierdzi, że została przez pana zaatakowana, inspektorze.

– Mogłem się tego domyślić… – mruknął do siebie. – Słyszałem, jak wzywała policję przez komórkę. Dlatego się zatrzymałem i postanowiłem zaczekać, aż przyjedziecie. – Widząc wyraz skonfundowania malujący się na twarzy młodego stróża porządku, dodał: – Chcę wyjaśnić tej pani, że wcale nie miałem złych zamiarów.

– Aha… – wysapał w dalszym ciągu zdziwiony funkcjonariusz. – To co pan w takim razie tutaj robił?

– Spacerowałem.

– Słucham?

– Przechadzałem się. Chyba mi wolno? Jutro po południu się żenię. Oczywiście, niech to zostanie między nami. Postanowiłem przemyśleć to i owo… Bądź co bądź, to ostatnie godziny mojej wolności. Rozumie pan? – Spojrzał wymownie na młodego policjanta.

– Nie bardzo… – odparł tamten, na wszelki wypadek przyglądając się raz jeszcze legitymacji Césara.

– Wie pan… Mam wątpliwości, jak się to wszystko ułoży.

– Ach, teraz kapuję. Jasne! – Policjant uśmiechnął się szeroko. – Głowa do góry, inspektorze, naprawdę nie ma się czym przejmować. Będzie dobrze. Ja sam jestem już półtora roku po ślubie. Mamy prześliczną córeczkę, Julie. Jutro skończy trzy miesiące. – To mówiąc, wyjął z kieszeni portfel, a z niego zdjęcie dziecka.

– Gratuluję. – César wyciągnął do niego rękę. – Rzeczywiście, urocza.

– Dziękuję. Zobaczy pan, inspektorze, małżeństwo to cudowna rzecz. – Policjant z wdzięcznością odwzajemnił uścisk dłoni starszego stopniem kolegi. – A tymczasem oddaję panu legitymację i proszę wracać do domu. Powinien pan się dobrze wyspać przed jutrzejszą uroczystością. – Zasalutował i podszedł do dziewczyny obserwującej z zainteresowaniem całą tę scenę. Ta wysłuchała jego wyjaśnienia, po czym ruszyła przed siebie wolnym krokiem. César dogonił ją przecznicę dalej.

– Przepraszam, że panią nastraszyłem – wysapał. – Proszę mi wierzyć, że to ostatnia rzecz, której bym sobie życzył.

Spojrzała na niego z ukosa, nie zaszczycając go nawet jednym słowem. Szła dalej z podniesioną głową, całkiem już spokojna. César przyglądał się jej ukradkiem. Z każdą chwilą wydawała mu się piękniejsza i bardziej obca. Postawił wszystko na jedną kartę.

– Chciałem tylko poprosić panią o autograf. Ale… kiedy wyszła pani z teatru, zabrakło mi odwagi. Cóż… najzwyczajniej w świecie się speszyłem. – Uśmiechnął się lekko. – Wiem, że to idiotyczne… Powinienem był od razu podejść i przedstawić się jak cywilizowany człowiek.

– W co pan ze mną pogrywa? – spytała nieco zirytowana i przystanęła.

Doszli do Champs Élysées. Aleje były rzęsiście oświetlone. Setki latarń i neonów walczyło o palmę pierwszeństwa w konkurencji „więcej światła”. Pomimo późnej pory nadal panował tutaj tłok. Mężczyzna i kobieta stali na środku chodnika, opływani przez ruchliwy, zaaferowany tłum.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: