Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rollercoaster - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 kwietnia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Rollercoaster - ebook

Kobieca powieść obyczajowa w osadzona w polskich realiach. Niekiedy marzenia o wspaniałej miłości i zawodowym sukcesie udaje się zrealizować...

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61805-45-8
Rozmiar pliku: 626 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów czuła się wolna, bezpieczna i szczęśliwa. Wody oceanu w kolorze głębokiego indygo działały na nią wyjątkowo kojąco.

Z radością patrzyła w dal z dziesiątego pokładu wielkiego transatlantyku, podziwiając kilkumetrowe fale, których spienione grzywy wyglądały jak zwały bitej śmietany na rozgrzebanym torcie urodzinowym. Rozpierała ją duma, bo udało jej się doprowadzić do spełnienia jednego ze swoich najbardziej nieśmiałych marzeń, którym był rejs z Europy do Stanów Zjednoczonych i dalej wzdłuż Karaibów do Ameryki Południowej. Portem docelowym było Rio de Janeiro.

Laura wiele razy wyobrażała sobie tę chwilę, nie mając nadziei, że kiedykolwiek nastąpi. Teraz cieszyła się jak dziecko, bo rzeczywistość, w której się znalazła przerosła jej najśmielsze wyobrażenia.

A to był dopiero początek. Trzy dni temu wsiadła na najnowocześniejszą, pasażerską jednostkę pływającą na świecie, noszącą imię „Lady Diana”, płynącą w swój dziewiczy rejs.

Dopiero teraz mogła sobie pozwolić na tę ekskluzywną podróż ponieważ była bogatą kobietą. Bogatą jednak od niedawna, zaledwie od roku.

Wcześniej ledwo wiązała koniec z końcem, ciągle zastanawiając się, jak ona i jej troje dzieci przeżyją następny miesiąc.

Teraz już nikt jej nie przekona, że pieniądze w życiu nie są najważniejsze. Są, bo bez nich, zwyczajnie, nie da się żyć.

Wiele razy słyszała, że pieniądze szczęścia nie dają, ale przekonała, się że to nieprawda. W życiu zawsze wszystko rozbija się o pieniądze, na nich się zaczyna i na nich się kończy.

Mogła porównać przeszłość, w której bez przerwy ich brakowało z teraźniejszością, kiedy ma ich pod dostatkiem. Pieniądze są w życiu najważniejsze, zwłaszcza kiedy ma się dzieci. Bo ona sama nie miała zbyt wielkich wymagań. Natomiast potrzeby dorastających pociech prawie zawsze przekraczały możliwości finansowe rodziców.

Wielokrotnie denerwowała się, gdy któreś z jej dzieci chciało dostać coś ponadplanowego. One rzadko chciały zrozumieć, że są rzeczy bardziej potrzebne w codziennym życiu, niż najnowsze zabawki.

Teraz, kiedy była zamożna stać ją było na wiele. I czuła się z tym bardzo dobrze, tym bardziej, że zarobiła te pieniądze sama i były one nagrodą za jej pracę. Stan jej konta powiększał się dzięki wielbicielom literatury pięknej, a właściwie jednego z jej działów – literatury kobiecej.

Laura Pilawska pisała powieści dla kobiet, chociaż wiedziała, że i wśród panów ma wielu zwolenników. W ciągu dwóch lat napisała cztery książki. To był naprawdę dobry wynik. Pierwsza sprzedała się w około dwustu tysiącach egzemplarzy. Jak na warunki polskie, był to bardzo duży sukces. Nakłady kolejnych powieści zwiększały się.

Dziś Laura mogła pochwalić się sprzedażą rzędu półtora miliona egzemplarzy. Wobec innych pozycji, ukazujących się na rynku, to był nokaut. Jedyne w swoim rodzaju mistrzostwo świata, jeśli chodziło o sprzedaż książek. Nie mogła porównywać się z pisarzami o światowej sławie, ale w nowej Polsce jeszcze nikt nigdy tyle nie sprzedał.

Na początku trochę, ale tylko trochę, dziwiła się, że jej powieść tak dobrze się sprzedaje. Okazało się, że trafiła na podatny grunt. Wiedziała, że od czasów Mniszkówny, Dołęgi Mostowicza, a potem Fleszarowej-Muskat nikt nie pokusił się o napisanie zwyczajnego romansu.

Na półkach księgarskich można było znaleźć same niezbyt interesujące, powieściopodobne pozycje autorów uważających się za wielkich pisarzy, którzy, w wywiadach prasowych i nie tylko, utwierdzali odbiorców w przekonaniu, że w Polsce z pisarstwa wyżyć się nie da.

A przecież Laura Pilawska była żywym przykładem tego, że jest całkowicie inaczej. Nie tylko udowodniła, że da się wyżyć, ale luksusowo żyć. Wystarczy po prostu pisać o tym, o czym ludzie chcą czytać, a nie wychodzić naprzeciw oczekiwaniom krytyków, którzy w większości cierpią na syndrom niespełnionych marzeń o pisarskiej sławie i forsują pogląd, że dobra literatura, sztuka, kino i teatr powinny być ambitne, mądre i męczące, przy tym niezrozumiałe i egzaltowane.

Tylko, że ci którzy tworzą taką kulturę nie zdają sobie sprawy, że tworzą ją dla siebie. Publiczność domaga się rzeczy prostych, bezpośrednich, wzruszających. W literaturze szuka rozrywki i oderwania od codzienności. Dlatego autorzy, z uporem maniaka demonizujący szarą rzeczywistość, nie mogą wyżyć z pisarstwa, a ona właśnie płynie w egotyczną podróż.

Laura myśląc o tym wszystkim uśmiechała się do siebie. Ale najbardziej podobało jej się poczucie bezpieczeństwa, jakie dawały pieniądze. Jej własne pieniądze. Było to dla matki trojga dzieci, do niedawna, zupełnie obce uczucie. Nigdy wcześniej nie czuła się tak bezpiecznie. Dotąd nie zdawała sobie sprawy, jaką rolę odgrywają pieniądze w zapewnieniu bezpieczeństwa dzieciom. Nie jej samej, a właśnie dzieciom. Poczucie pewności, że będzie miała za co je wykształcić, spełnić ich marzenia i pomóc w starcie życiowym napawała ją ogromnym szczęściem.

Laura była szczęśliwa, bo miała zdrowe i udane dzieci. Była wolna, bo niezależna, wyzwolona z chorego, kilkunastoletniego związku z mężczyzną i bezpieczna, bo nie musiała się martwić jak ona i jej dzieci przeżyją następny miesiąc.

***

– Widzę, że wpadłaś w melancholijny nastrój – kobieta mniej więcej, w wieku Laury bezceremonialnie przerwała jej rozmyślania.

– Nie, po prostu cieszę się, że jestem tutaj, że mogę odpocząć od tego zamieszania, które rozpoczęło się dwa lata temu i trwa do dziś. No i cieszę się też, że jesteś tutaj ze mną, inaczej musiałabym ten rejs przeżyć sama – Laura z rozrzewnieniem spojrzała na przyjaciółkę.

– Daję głowę, że nie nudziłabyś się, ale jestem ci bardzo wdzięczna, że pomyślałaś właśnie o mnie, kiedy twoje dzieci dały ci kosza.

– No cóż, bardzo chciałam, żeby popłynęły ze mną, ale sama wiesz, one wspaniałomyślnie uwolniły się ode mnie na ten czas. Może to i dobrze, odpocznę od nich, a one ode mnie. Wyjdzie nam to tylko na dobre. A jeśli chodzi o dotrzymanie towarzystwa, to kogo miałam zaprosić jak nie ciebie? Ty, chyba bardziej niż ktokolwiek inny, zasługujesz na trochę radości w życiu. Mało kto przeszedł taką „golgotę” jak ty. Zresztą po co ja o tym mówię, sama wiesz najlepiej – popatrzyła współczująco na Ewę.

– To prawda, każdy dźwiga jakiś tam swój krzyż. Tobie też nie było łatwo, a jednak potrafiłaś wykorzystać swoje możliwości i dlatego jesteś tu gdzie jesteś, a ja pewnie już nigdy się nie pozbieram. Te dwanaście lat, które poświęciłam Moniczce, a potem ta jej bezsensowna śmierć. To niesprawiedliwe – w oczach Ewy pojawiły się łzy.

Rok temu zmarła jej córka. Zawsze liczyła się z tym, że ta śmierć jej nie ominie, ale do końca miała nadzieję, że może los ją oszczędzi.

Mała urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Na początku lekarze nie dawali dziecku żadnych szans. A dziewczynka, wbrew wszystkim przewidywaniom oraz dzięki determinacji swojej matki, rosła, rozwijała się, robiła małe postępy. Na ołtarzu miłości do córki, Ewa złożyła swoje małżeństwo ale i to nie pomogło. Po dwunastu latach morderczej walki o życie, ciało Moniki poddało się. Dziecko rosło zbyt szybko, pękła jedna mała żyłka i było po wszystkim. Z jednej strony dobrze się stało, bo dziewczynka przestała się męczyć, matka uwolniła się od cierpień. Ale Monika była wszystkim, co miała Ewa. Żyła tylko dla niej. Wszyscy się od nich odsunęli, a mąż i ojciec jako jeden z pierwszych. Niestety, panowie chcieliby, aby cała otaczająca ich rzeczywistość była doskonała i bezproblemowa. A kiedy taka nie jest, najzwyczajniej w świecie nie przyjmują tego do wiadomości i odchodzą. Im wolno. Nikt ich za to nie potępia. Zupełnie nie martwią się tym, co czuje kobieta, która zostaje z problemem sama.

Ewa po śmierci córki zdecydowała się wstąpić do zakonu, życie wśród ludzi nie miało dla niej sensu. Ale właśnie wtedy spotkała, całkowicie przypadkowo, Laurę, która była już sławną pisarką .

Panie chodziły razem do podstawówki, potem ich drogi rozeszły się. Ostatni raz rozmawiały około dziesięć lat temu, więc Laura znała sytuację dawnej przyjaciółki. Kiedy wpadły na siebie w centrum miasta, Ewa nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią koleżanka ze szkolnej ławki. Zaczęła płakać. Od słowa do słowa i Laura usłyszała dramatyczną historię umęczonej życiem kobiety, walczącej przez ostatnie lata z wiatrakami.

Pod koniec rozmowy Ewa uzmysłowiła sobie, z kim właściwie rozmawia, zauważyła bowiem, iż ludzie, siedzący przy sąsiednich stolikach w kawiarni, bacznie obserwowali rozmawiające kobiety. W tym momencie zreflektowała się i zaczęła gratulować koleżance sukcesu.

– Wiesz, czytałam twoje powieści. Są rewelacyjne. Chciałam nawet do ciebie zadzwonić i podziękować, że je napisałaś, ale nie miałam odwagi.

– Źle zrobiłaś, przecież nic się nie zmieniło. Przyjaciele pozostają przyjaciółmi, niezależnie od tego, jak potoczy się ich życie. Sama widzisz, siedzimy, rozmawiamy, jakby tych dziesięciu lat wcale nie było – w tym momencie Laura postanowiła pomóc koleżance.

– Słuchaj, zapomnij o tym zakonie. To nie jest najlepszy pomysł. Zostań wśród ludzi. A ponieważ nie możesz znaleźć pracy, zostałaś sama, to przyjmij pomoc ode mnie.

– Ale ja tak nie mogę. Ty masz swoje problemy, jesteś bardzo zajęta, sławna, musisz pisać książki. Nie, ja już podjęłam decyzję. Jadę za tydzień. Wszystko mam załatwione. Siostry na mnie czekają -Ewie przez myśl nie przeszło, że mogłoby być inaczej.

– Zadzwonisz i odwołasz to – Laura nie miała zamiaru słuchać protestu koleżanki – Będziesz pracowała u mnie. Potrzebna mi jest asystentka, sama już sobie nie radzę i najwyższy czas to zmienić. Spadłaś mi po prostu z nieba. O wiele bardziej przydasz się mnie, z całym szacunkiem dla pracy w zakonie, a tym samym przyczynisz się do rozwoju polskiej literatury pięknej. Nie masz wyboru. No więc jak? – niecierpliwiła się.

– I co, mam zmienić wszystkie swoje plany w pięć sekund? – zdezorientowana kobieta była przekonana, że Laura proponuje jej tę pracę po prostu z litości.

– No cóż, ja też podjęłam kilka takich pięciosekundowych decyzji w ciągu ostatniego roku i jak widzisz dobrze na tym wyszłam.

Ewa jeszcze przez chwilę wahała się. To wszystko wydawało się jej niedorzeczne. Ale ponieważ całe życie było jedną wielką niewiadomą i balansowaniem na krawędzi, zdecydowała:

– Dobrze, przekonałaś mnie. Ale co ja miałabym robić? – zapytała zaskoczona.

– Czy musimy rozmawiać o tym teraz? – Laurze wystarczyło, że Ewa podjęła decyzję, szczegóły mogły odłożyć na później.

W taki właśnie sposób panie rozpoczęły współpracę. Dziś obie były z niej bardzo zadowolone. Ewa, bo poczuła się komuś rzeczywiście potrzebna. Laura, bo nareszcie mogła przekazać komuś część swoich mniej przyjemnych obowiązków całkowicie nie związanych z pracą twórczą. A, że znały się bardzo długo, a Ewa z wykształcenia była ekonomistką od organizacji i zarządzania, więc uzupełniały się w każdym calu.

Dobrze im się razem pracowało. Wcześniejsza, młodzieńcza przyjaźń zmieniła się w prawdziwą, dorosłą. Dla obu pań było to całkiem nowe doświadczenie. Wcześniej ani jedna, ani druga nie miała czasu na przyjaciółkę, której mówiłaby wszystko. Każda miała swoje, ważniejsze problemy niż babskie pogaduszki. Dla Laury całym światem były jej dzieci i mąż, dla Ewy jej Monika.

Teraz, opierając się o stalową poręcz wielkiego pasażerskiego statku, patrzyły na coraz bardziej niespokojny ocean.

– Wiesz, uwielbiam morze. Bardzo mnie uspakaja. Lubię patrzeć na fale, słuchać jak szumią i rozbijają się o brzeg. W przeciwieństwie do Rafała, mogłam godzinami leżeć na piasku i patrzeć na wodę. On nigdy nie lubił się smażyć. Dobrze, bo przynajmniej zajmował się dziećmi. A ty lubisz morze? – Laura zdała sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiała z koleżanką o tak przyziemnych sprawach. Zabrała ją w podróż zupełnie nie znając jej upodobań.

– No, może nie jestem tak wielką jego miłośniczką jak ty, ale owszem, na mnie też ma dobry wpływ.

– Przyjemnie tak stać i nie myśleć o niczym ważnym, o rzeczach na wczoraj, o spotkaniach odkładanych w nieskończoność, o nieudzielonych wywiadach. Wiesz, gdyby ktoś jeszcze trzy lata temu przepowiedział mi taki sukces, pomyślałabym, że ma nie po kolei w głowie. A teraz? Sama nie wiem. Biorę udział w czymś, co mogłam oglądać jedynie na kartkach kolorowych czasopism. I muszę przyznać, że oglądając w przeszłości zdjęcia z wielkich przyjęć, pokazów mody, bankietów, jakbym przeczuwała, że kiedyś i ja się na nich znajdę. Nie zdawałam sobie sprawy jednak, że tak szybko to nastąpi, i że w ogóle. Teraz dopiero przypomniały mi się te moje mrzonki.

– Miałaś intuicję. To jednak nie były mrzonki. Jesteś wielka. Robisz ze swoimi czytelnikami to, co chcesz. Oni cię uwielbiają .

– Nie mnie, moje powieści.

– Co za różnica. Właściwie stanowicie jedność. Ale powiem ci, iż nie myślałam, że będzie z tym tyle roboty. Ciągle jesteśmy spóźnione, zawsze coś musi być na wczoraj. Całe szczęście, że promocję „Dzikiego brzegu” mamy już za sobą. Należy ci się te półtora miesiąca lenistwa.

– No może nie do końca – uśmiechnęła się Laura tajemniczo.

Ewa spojrzała na przyjaciółkę, domyślała się co oznacza ten uśmiech.

– Znowu coś wymyśliłaś?! Kobieto, czy ty ani na chwilę nie możesz odpuścić! Doprowadzisz swoich wielbicieli do bankructwa.

– Wiesz, że to nieprawda. W przeciwieństwie do innych, moje książki są o trzydzieści procent tańsze – nie kryła zadowolenia autorka – Poza tym, sama mówiłaś, że moje historie, to najlepsze pocieszycielki pod słońcem. Więc jak mogę przestać pocieszać. Lubię to robić, lubię sprawiać innym radość, pomagać zapominać o szarości dnia.

– I stwierdzam, że ci się to udaje.

– Dziękuję, zawsze mogę liczyć na twoją przychylność.

– Polecam się na przyszłość. A teraz mam pytanie: czy wybieramy się na ten bal kapitański dziś wieczorem? – Ewa nie była pewna, czy powinna pójść.

– Ależ oczywiście. Chyba nie chcesz pozbawić się widoku europejskiej „śmietanki towarzyskiej”. Podobno jest tutaj książę Kentu, Claudia Shiffer i Antonio Moderas z małżonką. To ci, o których wiem, a to podobno nie wszyscy.

– O takich rzeczach mówisz mi dopiero teraz?!

– No cóż, przyznaję, że zrobiłam to z premedytacją. Chciałam, żebyś popłynęła ze względu na moje towarzystwo, a nie żeby poflirtować z bożyszczem kobiet – Laura miała niezłą zabawę, widząc zdumienie przyjaciółki.

– Poflirtować to ja sobie mogę, ze stewardem. A i to nawet nie, nie znam angielskiego.

– Służę jako tłumacz – zaoferowała się Laura.

– Taki atrakcyjny tłumacz jak ty nie tylko mi nie pomoże, a na pewno zaszkodzi.

– Oj, Ewka, Ewka mówisz tak, jakby tobie czegoś brakowało. Poza tym ja mam czterdzieści jeden lat i nie w głowie mi flirty. Dość mam skomplikowanych sytuacji w mojej fikcji literackiej. W życiu przez jakiś czas może być nudno. Wcale się nie pogniewam.

– Gdybyś chciała, żeby tak było, nie płynęłabyś statkiem, którym płyną same sławy. Przecież tutaj romans będzie gonił romans, a od westchnień niedługo zgęstnieje powietrze! – podekscytowanym głosem mówiła Ewa.

– Świetnie to ujęłaś. Muszę to zapamiętać. Szybko się uczysz moja droga. Jednak wbrew temu co mówisz, ja naprawdę mam zamiar, przede wszystkim odpocząć – Laura obstawała przy swoim. Nie robiły na niej wrażenia osobistości obecne na „Lady Dianie”. Zdecydowała się na tę podróż, między innymi, ze względu na nazwę tego pływającego miasta. Swego czasu, jeszcze za życia księżnej Walii, była jej wielbicielką. Podziwiała jej stroje, sposób bycia, klasę. Uwielbiała ją oglądać.

Jeden z najbogatszych Anglików wybudował to pływające cudo w hołdzie „Królowej ludzkich serc”. A że było to cudo, nikt nie miał wątpliwości. Pasażerowie mogli do woli wybierać w naprawdę imponującej ofercie, którą przygotowali specjalnie dla nich projektanci statku. A były to: kryte i odkryte baseny, mini pole golfowe, korty tenisowe, siłownie, gabinety odnowy biologicznej, kilka sal kinowych, kilkanaście restauracji, barów, dwie ogromne sale balowe. A kajuty były kajutami tylko z nazwy. W rzeczywistości były to eleganckie apartamenty dwu-, trzy-, czteropokojowe. Nawet najbardziej wybredny gość nie mógł znaleźć nic, co by mu się nie podobało. Wszystko było na najwyższym, światowym poziomie klasy XXS.

Stylistyka wnętrz miała charakter i nowoczesny i tradycyjny, klasyczny.

Dywany, meble, boazeria sprawiały wrażenie jakby były żywcem przeniesione z „Titanica”. Całość powodowała, że każdy pasażer mógł się czuć wyjątkowo, tak jakby cały ten kram został stworzony specjalnie dla niego.

Przyjemnie było poprzebywać w tych luksusowych wnętrzach chociaż przez kilka tygodni. A przede wszystkim, na czym Laurze zależało najbardziej, oddawać się błogiemu lenistwu, z jakim nie miała do czynienia nigdy przedtem. Najlepiej byłoby o niczym nie myśleć, nie dzwonić do nikogo, zupełnie się wyłączyć. Jednak w jej przypadku nie było to możliwe ze względu na dzieci. Dzwoniła do nich codziennie.

Były akurat wakacje. Na pierwszy miesiąc babcia, mama Laury, pojechała z dziećmi nad Bałtyk, do pensjonatu, do którego jeździli przez ostatnie kilka lat. Znajome dzieciaki zaprzyjaźnionych rodzin i wczasowicze też od lat zawsze ci sami. „Wyrodna matka” mogła więc być spokojna o to, że jej pociechy nie będą się nudzić i uprzykrzać babci życie.

Najstarszy syn Laury, Tomek, trzynastolatek, nie bardzo miał czas na rozmowę kiedy mama dzwoniła, bo właśnie wygrywał kolejny gem w meczu tenisowym, Jacuś – dziewięciolatek pokonywał następny poziom w gameboyu z kolegą, i tylko ośmioletnia Anastazja miała więcej czasu, żeby porozmawiać z mamą.

Bardzo było im obu żal się rozstawać ale ostatecznie dziewczynka zrozumiała, że mama powinna jechać i odpoczywać.

Laura miała bardzo dobre i mądre dzieci. Wiedziały, że trzeba dać mamie urlop. Oczywiście nie same z siebie, ciężką pracę w tym względzie wykonała ich babcia. I nawet Anastazja zacisnęła zęby i udało się mamie i córce przebrnąć przez dramat pożegnania.

Po powrocie znad morza ojciec dzieci miał zabrać je na Mazury. O ten czas Laura również mogła być spokojna. Cała trójka miała z nim dobry kontakt i bardzo go kochała.

Za to ona nie miała z nim już ani dobrego kontaktu, ani go nie kochała. Była jednak skazana na obecność byłego męża w swoim życiu ze względu na dzieci.

Ale gdyby nie dramatyczne wręcz zbiegi okoliczności, dziś, tak jak przez ostatnie kilka lat, byłaby ze swoimi pociechami nad morzem i myślałaby jak zwykle o tym, że już nic ciekawego się nie zdarzy, że już będzie tylko opiekunką i gosposią. A tu proszę, dzięki niewiernemu mężowi, niewierzącemu ani trochę w jakiekolwiek możliwości swojej żony, ona, kura domowa odniosła spektakularny sukces. Stała się kobietą światową, dla której jeszcze niedawno nie istniało nic poza dziećmi, domem i mężem udającym, że nim jest.

W owym czasie Laura nawet nie chciała wiedzieć, że można mieć swoje życie, swój świat, problemy nie tylko domowe, ale i inne, które każda kobieta powinna mieć dla zdrowia psychicznego.

Paradoksalnie, to Rafałowi zawdzięcza pasmo swoich sukcesów.

Na następny dzień po szokującym odkryciu, iż straciła wyłączność na bycie żoną swojego męża, postanowiła: po pierwsze, że tatuś będzie dochodzący, po drugie, pokaże mu, że sobie bez niego poradzi. Nawet nie czekała na jakiekolwiek tłumaczenia, nie pomyślała, żeby mu cokolwiek wybaczać. Zdecydowała od razu: nikt nie będzie jej dłużej upokarzał i oszukiwał jej dzieci. Zasługiwała na coś lepszego niż życie, które do tej pory wiodła.

Wtedy, kiedy pierwsze emocje opadły, najbardziej przerażające było dla niej nie to, że została oszukana i zdradzona, ale to, że w jednym momencie ona i jej dzieci zostały bez środków do życia. Od zawsze to on zarabiał, a ona rodziła i wychowywała dzieci.

Laura nie miała nigdy swoich własnych pieniędzy, bo i skąd. Człowiek, któremu tak bardzo zaufała, któremu zawierzyła los swoich dzieci, po prostu ją zawiódł.

Ta bezradność, niemożność zrobienia czegokolwiek była porażająca, najgorsza ze wszystkiego, co mogło spotkać matkę trojga dzieci.

W tamtej chwili Laura uzmysłowiła sobie, że mężczyźni to, niestety, egoiści rzadko myślący o konsekwencjach swoich czynów. Wychodzą, zamykają za sobą drzwi i wieszają czapkę na innym wieszaku. Najgorsze jest jednak to, że panowie uważają, iż wolno odejść im i zostawić rodzinę na pastwę losu. Nikt specjalnie, bowiem, nie potępia odchodzących z domów tatusiów.

Bardzo często, do tego jeszcze, dzieci mają pretensje do swoich mam, że pozwoliły im odejść. O zgrozo!1

Kiedy była młodą dziewczyną i słyszała, że kiedyś urodzi dziecko, to czuła ciarki na całym ciele. Laura wyobrażała sobie poród jako coś ekstremalnie bolesnego i dziwiła się, że mimo wszystko, kobiety przez to przechodzą i nie umierają z bólu po wydaniu na świat kilku kilogramów sinego ciałka.

W opowieści, że to cudowne, niepowtarzalne przeżycie, że w momencie, kiedy zobaczy się nowo narodzone dzieciątko, to natychmiast zapomina się o bólu – jakoś nie mogła uwierzyć.

Potem, po wielu latach okazało się, że jej obawy były słuszne, a to co sama przeżyła podczas pierwszego porodu przerosło jej najczarniejsze wyobrażenia. Nie chodziło o ból, trwający kilkanaście godzin, kiedy po każdym kolejnym skurczu była pewna, że nie dożyje następnego. Najgorszy był stres, który przeżyła, kiedy w malignie usłyszała, że grozi jej poród kleszczowy, bo na cesarkę było już za późno. Doszło do tego, że kilku stojących nad rodzącą, lekarzy bezradnie rozłożyło ręce, nie wiedząc jak pomóc malcowi ujrzeć nowy świat i tej, która naraziła go na takie męki. Na szczęście, jednego z owych bezradnych olśniło i ostatecznie udało się wyciągnąć matkę i noworodka z opresji.

Wtedy Laura obiecała sobie: nigdy więcej żadnych dzieci. Postanowiła, że nie będzie narażała drugiej niewinnej istoty na podobną gehennę.

A później, kiedy znalazła się już w sali poporodowej, w najwygodniejszym łóżku na świecie – tak jej się wtedy wydawało – płakała przez kilka godzin.

Nie mogła powstrzymać łez, nie mogła uwierzyć, że już jest po wszystkim, że jej Tomek jest cały i zdrowy, i że to co uważała za najgorsze w życiu, ma już za sobą. Teraz miała już tylko karmić, zmieniać pieluchy, nie spać po nocach i być, po prostu być przy swoim maluszku.

Mąż Laury, Rafał cieszył się, że wreszcie został ojcem.

Byli już trzy lata po ślubie, a jej w ogóle do macierzyństwa się nie spieszyło.

Miała swoją ulubioną pracę w bibliotece wojewódzkiej. Dostała się tam zaraz po studiach bibliotekoznawczych, uwielbiała książki. Znalazła się więc w swoim żywiole. Cisza, spokój i zapach starych woluminów przenosiły ją w magiczny świat. Lubiła też rozpakowywać nowe książki, przeglądać kartki, ustawiać na półkach.

Kiedy urodziła Tomka, myślała, że szybko wróci do pracy. Ale tak zatraciła się w opiece nad oseskiem, że dopiero po dwóch latach przypomniała sobie o swojej ukochanej bibliotece.

Bardzo cieszyli się z Rafałem ze swojego synka. Chował się zdrowo, był mądrym i ładnym chłopcem. Wszyscy go kochali i rozpieszczali.

Ojciec był dumny ze swojej pociechy i mimo zapracowania dużo czasu spędzał z Tomkiem. Wszyscy troje tworzyli zwyczajną rodzinę.

Rafał był bardzo zakochany w żonie i przez te kilka lat bycia razem nic się nie zmieniło. Pobrali się, bo bardzo się kochali, chcieli być ze sobą, tylko we dwoje. Poznali się na studiach, on był na ostatnim roku architektury, ona na czwartym bibliotekoznawstwa. A ponieważ Laura była nie tylko atrakcyjną studentką ale również mającą „dobrze poukładane w głowie” panienką, przyszły pan architekt stwierdził, że już lepszej kandydatki na żonę nie znajdzie i poprosił swoją ukochaną o rękę. Pobrali się po roku szaleństw.

Świetnie im się żyło. Od razu mieli swoje dwupokojowe mieszkanie, on dostał się do biura projektów na staż, ona obroniła pracę magisterską i rozpoczęła pracę w bibliotece.

Młody pan Pilawski z niepoprawnego, wiecznego imprezowicza przedzierzgnął się w domatora i cały swój wolny czas spędzał ze swoją piękną, mądrą żoną. Kiedy pojawił się Tomasz, szybko „zaprogramował się” na tatusia i chcąc uprzyjemnić Laurze bycie mamą, pomagał jej jak mógł w spełnianiu rodzicielskich obowiązków. Laura również, nie chcąc dać poznać po sobie jak bardzo dziecko wywróciło jej świat do góry nogami, starała się trzymać fason i robiła wszystko co mogła, żeby być, przede wszystkim, idealną matką.

Chciała również dalej być dobrą żoną. A kochanką? – Machnęła na tę sferę życia ręką. Doszła bowiem do wniosku, że nie da się wszystkiego robić na sto procent. Uważała, że teraz jest czas Tomka. Więc Rafał, chce czy nie chce, musi zejść na drugi plan . Zresztą, uważała to za naturalny stan przejściowy i specjalnie nie zawracała sobie tym głowy.

A mąż, jak to mąż, szybko zaczął domagać się swojego.

Ona, niestety, była permanentnie niewyspana i zbywała sypialniane zaloty, a tym samym odsuwała Rafała od siebie.

Po kilku miesiącach zabawy w kotka i myszkę on zaczął mieć coraz częstsze, słuszne zresztą, pretensje o brak zainteresowania jego osobą. Wtedy, w sytuacjach krytycznych Laurze udawało się go jakoś ułagodzić. A potem wszystko zaczynało się od nowa.

Stało się tak, że ona, która nigdy wcześniej nie interesowała się dziećmi, po urodzeniu własnego, stała się matką na czterysta procent. Nic, ani nikt nie był w stanie tego zmienić. Od kiedy mieli dziecko, życie towarzyskie przestało istnieć. Ani oni nigdzie nie wychodzili, ani do nich nikt nie przychodził. Odbyły się jakieś tam kurtuazyjne wizyty i to wszystko.

Kiedy pojawia się maluch, dla towarzystwa jego rodzice już nie są atrakcyjni – stają się monotematyczni. Tak też było z Pilawskimi. Rafał jeszcze czasami spotykał się ze starymi kumplami, ale Laurze koleżanki nagle przestały być potrzebne. Było jej dobrze. Dużo czasu spędzała na powietrzu, na spacerach z wózkiem. Nawet nie miała ochoty na zawieranie nowych znajomości z innymi paniami „od wózków”.

I tak sobie to wszystko trwało. Tomek skończył dwa latka i jego matka zaczęła myśleć o powrocie do pracy. Wtedy jeszcze tak masowo nie wręczano wypowiedzeń po urlopach wychowawczych. Wróciła więc do swojej biblioteki. Tomkiem zaopiekowała się babcia, co oznaczało, iż ominęła ją batalia o wybranie odpowiedniej opiekunki do dziecka.

Rafał zakończył staż w biurze projektów i rozpoczął pracę jako samodzielny architekt. Założył, z kolegą po fachu, biuro projektów i rozpoczęła się karuzela poszukiwania zleceń. Na swoim nie było już tak łatwo, ale powoli bez większych perturbacji, Rafał, w miarę zdolny architekt, zaczął zarabiać jakieś pieniądze. Sytuacja była dość stabilna. Wszystko toczyło się dobrze. Babcia, mama Rafała, póki co, nie wyrażała chęci rezygnacji z zajmowania się wnukiem, co bardzo cieszyło rodziców chłopca.

Niestety, szczęście nigdy nie może trwać zbyt długo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: