Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rozbiory i krytyki Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozbiory i krytyki Tom 3 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 500 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry, po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by exem­pla­rzy.

w War­sza­wie, dnia 20 Czerw­ca (2 Lip­ca) 1852 r.

Cen­zor, Fr. So­biesz­czań­ski.

w Dru­kar­ni Ga­ze­ty Co­dzien­nej w War­sza­wie.

PO­EZYE.

Ty­szyń­ski. Tom III.

PO­EZYE JÓ­ZE­FA DY­ONI­ZE­GO MI­NA­SO­WI­CZA.

Mia­sto nie jest ulu­bio­ną sfe­rą po­ezyi. Dzieckc lotu fan­ta­zyi, lotu bez gra­nic; twór du­cha wni­ka­ją* cego w byt rze­czy, w byt ten bez kre­sów; dzieckc wresz­cie głę­bo­kich burz ser­ca – po­ezya, nie może upodo­bać so­bie, mieć ży­cie po­śród skrę­po­wań mi rów, ro­ze­rwa­li i zimy za­jęć. Lu­dzie wpraw­dzie wy cho­wa­ni i wzro­śli wśród mia­sta, wśród tych skrę­po­wań, to lu­dzie; ich cząst­ką jest wy­obraź­nia, po­trze­bą ich jej sy­ce­nie; ale ta wy­obraź­nia, ta sy­tość in­nej są ska­li. Po­ezya, któ­ra­by przy­paść mo­gła d sma­ku mia­sta, bę­dzie to prę­dzej ta, w któ­rej bę­dzie prze­ma­gać zim­ny roz­są­dek, dow­cip, jak wy­obraź­nia. To, co wię­cej nas zaj­mie i po­etycz­nie wznie­sie, bę­dzie to, sami wy­znaj­my, nie epo­pe­ja lub ja­kaś li­ry­ka wiel­ka, ale prę­dzej ja­kaś dow­cip­na piosn­ka, ja­kiś wier­szyk z ukry­tą (choć­by bez celu, ale z ukry­tą, zkąd dow­cip) my­ślą, ja­kieś małe po­ema z oko­licz­no­ści; bę­dzie to wresz­cie ja­kaś i więk­sza ca­łość, w któ­rej­by sztu­ki pięk­ne ra­zem błysz­cza­ły, wza­jem się gnio­tły, gnio­tły zwłasz­cza po­ezyę, o któ­rej mó­wi­my, po­ezyę sło­wa, do gło­ski (jak ope­ra, ba­let). Taki wśród mia­sta słu­chacz. Taki też być musi wieszcz, jaki słu­chacz, jak któś rzekł z na­szych po­etów.

Mia­sta nie wy­da­ją po­ezyi: tak nas isto­ta rze­czy, tak uczą dzie­je. Po­ezya (że wspo­mni­my tu na jej dzie­je w dwóch sło­wach) zro­dzi­ła się była nie­gdyś żywą, istot­ną, wśród pól joń­skich. Za dni na­szych, wy­da­ły ją taką sio­ła ger­mań­skie i góry szkoc­kie, koło nas: lasy, wody i ste­py li­tew­skie i ukra­iń­skie. To, co był wy­dał Rzym daw­ny i przed stu­le­ciem Pa­ryż, było ra­czej dow­cip­nym i stroj­nym ryt­mem, nie zaś po­ezyą.

Ten jest fakt, pra­wo ogól­ne. Wszak­że nie ist­nie pra­wo bez swych wy­jąt­ków. Nie twier­dzi­my, iżby wśród wsi, jej miesz­kań­ców, nie mógł się zna­leźć ża­den, któ­ry­by pa­trząc na oko­li­ce bez gra­nic, pa­sąc swe trzo­dy, nie wię­cej czuć umiał po­ezyę, jak to co pa­sie; nie twier­dzi­my, iżby wśród mia­sta nie mo­gła się zna­leźć du­sza, nie­jed­na du­sza, któ­ra­by czuć nie umia­ła po­ezyi, wszyst­kich od­cie­ni po­ezyi; iżby się na­wet nie mógł zro­dzić, wy­cho­wać, po­eta w mie­ście. Myśl o tem pra­wie ogól­nem i o wy­jąt­ku, moż­no­ści wy­jąt­ku, na­tra­cił nam owszem wła­śnie przed­miot, o któ­rym rzec mamy. Mamy tu bo­wiem rzec o utwo­rach, to­jest: po­ezy­ach prze­kła­da­nych i wła­snych p. Jó­ze­fa Dy­oni­ze­go Mi­na­so­wi­cza.

P. J. D. Mi­na­so­wicz, istot­ny, i za­le­d­wie nie przy­cho­dzi nam do­dać, je­dy­ny dziś wśród na­sze­go mia­sta po­eta, mia­stu temu już od lat wię­cej trzy­dzie­stu daje po­znać swój ta­lent(1). Po­ezye jego czę­ścią umiesz­cza­ne w pi­smach cza­so­wych, czę­ścią wy­da­wa­ne w od­dziel­nych zbior­kach, naj­wię­cej jed­nak zna­ne je­dy­nie w gro­nie ro­dzi­ny, w kole przy­ja­cioł, oraz re-per­to­ry­um te­atru, przed kil­ku laty ze­bra­ne i ozdob­nie wy­da­ne zo­sta­ły w Lip­sku, z wi­ze­run­kiem au­to­ra, pod na­pi­sem: Two­ry Józ. Dyon. Mi­na­so­wi­cza, w czte­rech to­mach. Utwo­ry te nie zy­ska­ły były szcze­gól­ne­go roz­gło­su i jed­ną tyl­ko zbyt zwię­złą po­chwal­ną wzmian­kę czy­ta­li­śmy w Bi­blio­te­ce War­szaw­skiej z r. 1845. (pió­ra p. Ant. Czaj­kow­skie­go). Zbiór ten jed­nak po­więk­szo­nym nad­to nie­daw­no zo­stał nową pra­cą au­to­ra, a pra­ca ta od­zna­czo­na no­wym od­cie­niem, jest nam wła­śnie głów­ną po­bud­ką do ni­niej­sze­go wej­rze­nia w ca­łość za­sług au­to­ra i skre­śle­nia cha­rak­te­ry­sty­ki ich.

Po­ezye za­war­te w czte­rech to­mach Two­rów, dzie­lą się na wła­sne au­to­ra i prze­kła­da­ne. Tom pierw­szy i po­ło­wa trze­cie­go, obej­mu­ją wła­sne.

Ory­gi­nal­ne utwo­ry p. Mi­na­so­wi­cza mają swój od­zna­czo­ny cha­rak­ter. Utwo­ry te, wy­znać wszak­że (1) Roz­biór ten, jak­to w czę­ści wska­zu­je po­ni­żej po­ło­żo­na dat­ka, był pi­sa­nym jesz­cze za ży­cia au­to­ra. Au­tor czy­tał go na dni parę przed zgo­nem i jesz­cze parę no­tat wła­sną ręką obok po­ło­żył.

win­ni­śmy, przy­po­mi­na­ją nam wię­cej to, co­śmy o ogól­nem pra­wie po­ezyi wśród mia­sta rze­kli, jako o wy­jąt­ku. Po­ezye p. Mi­na­so­wi­cza wła­sne, mó­wiąc w ogó­le, są to pra­wie wy­łącz­nie kil­ko­wier­szo­we, z ja­kiej przy­god­nej oko­licz­no­ści pi­sa­ne utwo­ry, ryt­my. Wy­obraź­nia i lot jej nie są, nie mogą być tłem, cha­rak­te­rem tych ryt­mów, jak już ostrze­ga o tem sam roz­miar. Ory­gi­nal­ny po­emat au­to­ra, je­st­to zwy­kle ja­kieś spo­strze­że­nie z chwi­li czerp­nię­te, w niej za­trzy­ma­ne, i jako mo­rał lub dow­cip kształt­nej bu­do­wy wier­szem opo­wie­dzia­ne. Wiersz ze­wnętrz­ny au­to­ra, jak myśl we­wnętrz­na, nie odzie­wa się wpraw­dzie w fi­gu­ry, w zwro­ty zbyt sztucz­ne, lecz jest próż­nym słów zbyt­nich, na­cią­ga­li; prócz licz­by zgło­sek i ry­mów, odzie­wa­ny jest zwy­kle w mia­ry ilo­cza­so­we, i jest wszę­dzie mi­strzow­skiej ręki po­cią­giem. To też co te utwo­ry au­to­ra wzno­si do stop­nia po­ezyi, jest głów­nie rytm.

Po­ezye ory­gi­nal­ne au­to­ra dzie­lą się w zbio­rze na pie­śni re­li­gij­ne i wier­sze róż­ne.

Po­ezye re­li­gij­ne na­zwa­ne są przez au­to­ra pie­śni na­boż­ne. Pie­śni te w r. 1845. w od­dziel­nym zbior­ku wy­da­ne, a pod mu­zy­kę p. Ka­ro­la Kur­piń­skie­go pod­ło­żo­ne, prze­zna­czo­ne były do śpie­wu w ko­ścio­łach, i były nie­raz w kil­ku ko­ścio­łach w War­sza­wie wy­ko­ny­wa­ne. Ce­lem ich uło­że­nia, jak mówi au­tor w przed­mo­wie, było: przy­nieść do ust ludu mi­łu­ją­ce­go po­boż­ność śpie­wy nowe, gdy te, któ­re po­zo­sta­ły w użyt­ku, jako z daw­nych cza­sów idą­ce, peł­ne są słów prze­sta­rza­łych.

Tło re­li­gij­ne jest bez wąt­pie­nia jed­nem z naj­ży­wot­niej­szych w po­ezyi. Re­li­gia, to w tre­ści swej nie­skoń­czo­ność, sto­su­nek nasz do niej; ta też wła­śnie jest sfe­ra po­ezyi. Ser­ca po­etycz­ne istot­nie były za­wsze, uwa­żać to moż­na, wten lub inny spo­sób re­li­gij­ne­mu Lecz gdy samo tło re­li­gij­ne ubie­ra już myśl w po­ezyę, po­ezya re­li­gij­na, iżby się taką nam zda­ła, win­na nam nowy pod­lot, ja­kieś nowe zgię­cie przed­sta­wić po­śród tej my­śli. Po­ezya re­li­gij­na p. Mi­na­so­wi­cza za­war­ta jest, utwo­rzo­na w gład­kich wy­ra­zach i stro­fach, ale w swej stro­nie we­wnętrz­nej nie przed­sta­wia nam owych zgięć. Tre­ścią pie – śni jego jest nie­skoń­czo­ność, lecz tej nie wy­obraź­nia au­to­ra, ale go­to­we już tra­dy­cyj­ne po­ję­cie jest grun­tem. Uczu­cia po­etycz­ne au­to­ra nie po­wio­dły go w tem za­da­niu ani do kształ­ce­nia ob­ra­zów no­wych (jak np. w Prze­naj­święt­szej Ro­dzi­nie J. B. Z.), ani do opie­wa­nia roz­wa­żań, przy­czyn lub na­stępstw re­li­gij­nych, w ja­kich szcze­gól­nych od­cie­niach we­wnętrz­nych albo ze­wnętrz­nych: tre­ścią pie­śni jego jest tyl­ko: po­wtó­rze­nie tych my­śli, wy­ra­żeń, uczuć, któ­re każ­de­mu z chrze­ścian są zna­ne. Za­ma­ło roz­ma­ita, żywa, przed my­ślą po­etów; za po­waż­ną znów jest, za wy­so­ką, zda­niem na­szem, dla ludu po­ezya p. Mi­na­so­wi­cza. Po­ezya, iżby się za­mie­ni­ła w pieśń ludu, win­na być, jak pieśń ludu: ja­sna, pro­sta, ma­low­na w ob­ra­zach i sło­wach. Z pie­śni np.

na dzień Na­ro­dze­nia Pań­skie­go śpie­wa­nych, pie­śni jak: Pa­stusz­ko­wie przy bie­że­li, W żło­bie lezy i t p., nie za­stą­pi za­pew­ne i nie wy­trą­ci już z ust ludu i naj­szczyt­niej­sza po­ezya.

Śpie­wy re­li­gij­ne p. Mi­na­so­wi­cza nie za­mie­nią się w pie­śni ludu; każ­da z nich jed­nak jest pigk­nej bu­do­wy wier­szem, i jako ozdob­na cząst­ka do tej ga­łę­zi po­ezyi na­szej przy­by­ła i po­zo­sta­nie. Dla za­po­zna­nia czy­tel­ni­ków prak­tycz­nie z ro­dza­jem tym, przy­to­czy­my tu z pie­śni au­to­ra jed­ne. Przy­ta­cza­my pieśń pierw­szą, otwie­ra­ją­cą zbiór: O Na­ro­dze­niu Pań­skiem. Je­st­to z ory­gi­nal­nych utwo­rów au­to­ra je­den z naj­dłuż­szych, i po­dob­no je­dy­ny, w któ­rym au­tor te­raź­niej­szość i prze­szłość z nie­ja­kim zwro­tem do na­stępstw zda­je się łą­czyć.

PIEŚŃ

O PRZYJ­ŚCIU JE­ZU­SA CHRY­STU­SA.

(Na Ad­went.)

Chwi­la wiel­ka, chwi­la świę­ta, W Przed­wiecz­ne­go woli wsz­czę­ta, Przez pro­ro­ków spo­dzie­wa­na, Ma się speł­nić w przyj­ściu Pana. Zej­dzie słoń­ce bez za­cho­du, Zstą­pi pro­mień do ciem­ni­cy, Gwo­li świę­tej ta­jem­ni­cy, Wsta­nie rószcz­ka z Jes­se rodu.

Z niej za spra­wą Bo­skiej siły, Miły nie­bu, zie­mi miły,

Kwiat za­kwit­nie nie­odwłocz­nie,

I Duch świę­ty nad nim spo­cznie.

Przyj­dzie cno­ty pa­no­wa­nie,

Dzień na­dej­dzie od­ro­dze­nia,

Ze się świa­tłem sta­ną cie­nia,

Że się sło­wo cia­łem sta­nie.

Jak rze­czo­no przed wie­ka­mi,

Bóg za­miesz­ka mię­dzy nami;

Serc ofia­rę przyj­mie w da­rze,

W nie­bie Ojca sy­nom wska­że.

W sy­nów świę­tą mi­łość wle­je,

Tym prze­pu­ści co ko­cha­li,

A imie­niem cnot po­chwa­li

Wia­rę, mi­łość i na­dzie­ję.

Przyjdź nie­ba­wem, i cze­ka­nie

W ra­dość świa­ta prze­mień Pa­nie!

Wy­uczo­ny twe­mi sło­wy,

Człek Cię wi­tać bę­dzie nowy.

Wzię­ci z serc wdzięcz­no­ści pie­nie,

Do stóp Twe­go ma­je­sta­tu,

Bo to Bóg, co Syna świa­tu

Śle na świa­ta od­ro­dze­nie.

Do tego też ro­dza­ju po­ezyj na­le­ży za­li­czyć inne nie­któ­re po­ezye au­to­ra, w zbio­rze bę­dą­ce, jak: Pod świę­tym krzy­żem, exta­za; Ob­chód ża­łob­ny, kan­ta­ta i t… p.

Wier­szom swym róż­nym, da­lej idą­cym, dał au­tor na­pis ogól­ny: Wra­że­nia i Dźwię­ki, oraz Po­ko­sy.

Po­wie­dzie­li­śmy już, jaki jest ogól­ny cha­rak­ter ryt­mów au­to­ra. Cha­rak­ter ten jest wła­śnie głów­nie wła­ści­wym wszyst­kim wier­szom szcze­gól­nym, pod temi na­zwi­ska­mi za­war­tym.– Są po­śród dusz ludz­kich du­sze (i licz­ba ich jest naj­więk­szą za­pew­ne), dla któ­rych zda­rze­nia dzien­ne, zda­rze­nia ży­cia, tak we­se­la jak smut­ki, prze­cho­dzą bez żad­nych szcze­gól­nych wzru­szeń, przyj­mo­wa­ne są jako na­tu­ral­ne wy­pad­ki, to­wa­rzy­szo­ne są tyl­ko łza­mi albo uśmie­chem na­za­jutrz nik­ną­cym; są inne, dla któ­rych każ­de z tych zda­rzeń prze­ciw­nie jest źró­dłem uczuć ogni­stych, my­śli ogni­stych, roz­pa­czy albo unie­sień, łą­czą­cych zda­rze­nia te dane z ca­łem pa­smem rze­czy bie­gą­cych, z przy­szło­ścią, nie­skoń­czo­no­ścią; ale są du­sze wresz­cie, dla któ­rych ża­den wy­pa­dek nie prze­cho­dzi wpraw­dzie bez wzru­szeń, bez ich od­bi­cia, lecz to wzru­sze­nie, od­bi­cie, koń­czy się na od­bi­ciu sa­me­go wy­pad­ku, bez dal­szych wzglę­dów. Po­eci, któ­rzy otrzy­mu­ją te du­sze, ten sto­pień na­tchnie­nia, sato po­eci, któ­rzy jak­by z po­gar­dy dla tru­dów my­śli, wzru­szeń fan­ta­zyi, z po­gar­dą lu­dzi, ci­ska­ją tyl­ko wśród lu­dzi wier­sze krót­kie, uczą­ce lub iro­nicz­nej jako apo­ph­teg­ma­ta, naj­wię­cej przy­dłuż­sze pie­śni i t… p.; wier­sze, któ­re idąc z roz­sąd­ku nie ser­ca, nie idą do ser­ca; któ­re w ca­łym swym zbio­rze nie przed­sta­wią nam żad­ne­go ob­ra­zu po­etycz­ne­go, uczu­cia nad­po­tocz­ne­go, lecz któ­re tyl­ko chcą uczyć lub roz­ka­zy­wać; a ta­kie­mi byli np. w Gre­cyi po­eci Bion, Ara­thus; ta­kie­mi, że po­mi­nie­my inne li­te­ra­tu­ry, byli u nas np. Ka­sper Mia­skow­ski, Sar­biew­ski i t… p.; ta – kim tez jest i p. Mi­na­so­wicz, w swych wła­snych utwo­rach.

Po­wa­ga czy obo­jęt­ność spra­wi­ły, iż au­tor, lubo uczu­cia swe w ży­ciu od­bi­jać pra­gnął, roz­wi­jać ich jed­nak nie ra­czył; i wy­cho­dząc, jak rze­kli­śmy, z chwi­li w kre­śle­niu swem, na ści­śnie­niu, na ode­rwa­niu jej koń­czył.

Je­że­li np. au­tor uczuł smu­tek z utra­ty dziec­ka, od­bił to wpraw­dzie; nie uka­za­ły się tu jed­nak nam wca­le, np. dru­gie tre­ny na śmierć Ur­szu­li, ale tyl­ko dwa wier­sze na­grob­ku. Znaj­du­je­my w zbio­rze au­to­ra wier­sze Do na­rze­czo­nej, a w wier­szach tych mówi to tyl­ko za­wsze, co w sa­mym na­pi­sie wier­sza, to­jest je­stem twym na­rze­czo­nym. Są też uro­czyst­sze (z za­da­nia swe­go) do żony, a w jed­nym z nich po­strze­gli­śmy na­wet owe wiel­kie­go zna­cze­nia sło­wa: wia­ry, na­dziei, mi­ło­ści, przez stro­fy prze­pro­wa­dzo­ne; ostat­nia stro­fa, któ­rą tu przy­ta­cza­my, wy­ja­śni jed­nak, jak au­tor przy tych wy­ra­zach zbyt­nie nio za­pusz­czał się w li­ryzm.

Au­tor ten wiersz swój Do żony tak koń­czy:

Mi­łość w opa­sce Wia­ry po­śród nas niech się­dzie,

Sta­łość ją wes­prze na so­bie;

A o co się Na­dziei jesz­cze pro­sić bę­dzie,

Lu­decz­ku!–wia­do­mo to­bie! Two­ry 1. 165.

Je­dy­ne nie­ja­kiej for­my es­te­tycz­nej ca­ło­ści, w któ­re się uję­ła wy­obraź­nia au­to­ra, sato tyl­ko w zbio­rze: try­ole­ty i baj­ki; resz­tę sta­no­wią krót­kie wier­sze z oko­licz­no­ści, jako: na dnie uro­dzin, imie­nin, ob­rzę­dów ślub­nych, przy po­że­gna­niach, po­sła­nia i t… p.

Nie­któ­re zpo­ezyj tych (jak np. try­ole­ty: Strzedz ra­zem ser­ca i trzo­dy; Raz tyl­ko w ży­ciu ko­cha­my i t… p.), zna­ne są w ca­łym kra­ju; dla prak­tycz­ne­go po­zna­nia cha­rak­te­ru in­nych, wy­pi­su­je­my tu parę:

Wiel­ka część ryt­mów au­to­ra jest ro­dza­jem epi-gram­ma­tów, ta­kim tez jest np. na­stęp­ny:

przy­ja­cie­le.

Tego, któ­ry ci za­wsze o przy­jaź­ni gada, Słu­chaj, ale mu nie wierz, taka moja rada. Słu­chaj tego i wierz mu, i waż go ze zło­tem, Co jest twym przy­ja­cie­lem, a nie mówi o tem.

Oto są dwa po­sła­nia:

Do E. D.

z po­ezy­ami kniaź­ni­na.

Chcia­łeś po­znać Kniaź­ni­na…. przyj­mij upo­mi­nek,

A je­że­li choć parę od­dasz mu go­dzi­nek, i

Je­że­li któ­ra kart­ka szczę­śli­wie ci skre­śli, i

Co ser­ce two­je zaj­mie, spo­cznie w two­jej my­śli; i Na­no­wo się po­ety wie­niec za­zie­le­ni, Bo to pew­nie jest pięk­ność, co pięk­ność oce­ni (I).

–- (1) Myśl ta, wy­ra­żo­na znie­nac­ka, mo­gła­by się stać go­dłem no-wij es­te­ty­ki.

Do Klem. Tań­skiej.

(po­sy­ła­jąc Pie­śni Na­boż­ne.)

Ślęć' nie­ła­twą ro­bo­tę, lecz ona twej nie ćmi.

Wić Bóg, co człek chce mó­wić,–trud­niej mó­wić z dzieć­mi.

Przy­to­czy­my tu wresz­cie wiersz au­to­ra o jego ory­gi­nal­nej, a tak na­tu­ral­nej ko­chan­ce.

Ro­mans ar­ty­sty.

(Wiersz po­sła­ny p. B. K. (Bo­naw. Kudl.) czlonk… te­atrów.)

Ku­cham już od wcze­sne­go mło­do­ści mej ran­ka Dziew­cze wier­ne, a ko­cham co­dzień na­wet bar­dziej; Ty­sią­cz­ne­go już we mnie nia ona ko­chan­ka,

A żad­nym prze­cież nie gar­dzi.

Wiem, że choć­bym się kie­dy, co wąt­pię, oże­nił, Ona wyż­sza nad za­zdrość, tem się nie ob­ra­zi; Sprzy­jać mi za­wsze bę­dzie, bym ją tyl­ko ce­nił,

A rcpu­ta­cyi nie ska­zi.

Niech kto inny, prócz ser­ca, ziem­skie do­bra bie­rze, Mnie ona sama star­czy w wsze­la­kiej po­trze­bie; Ja tak­że nic jej po­nieść nie moge w ofie­rze,

Prócz tyl­ko–sa­me­go sie­bie.

Ona mnie wła­dzą ja­kąś nie­wi­dzial­ną tu­czy, Cho­ciaż ja jej nie kar­mię, z nią nig­dy nie piję; Ona gło­si me imie, wień­ce zbie­rać uczy,

I tak się szczę­śli­wie żyje.

Ale wi­dzę, że sło­wo tak idzie po sło­wie, Zem le­d­wo tej nie wy­dał, któ­ra du­szy sprzy­ja; O! wy wie­cie od­daw­na, jak się Iuba zo­wie:

Tak jest!…. jej imie – Tha­lia.

Trzy na­stęp­ne tomy Two­rów au­to­ra, obej­mu­ją pra­wie wy­łącz­nie prze­kła­dy. W to­mie II. i III. znaj­du­je­my prze­ło­żo­ne: jed­no­ak­to­wą frasz­kę z nie­miec­kie­go pod nap. Za­gad­ka (Das Ra­th­sel Con­tes­sy) wy­bor­nym, przy­po­mi­na­ją­cym nam prze­kład Syna mar­no­traw­ne­go wier­szem; oraz zna­ne Eu­ro­pie ope­ry: Pre­cy­oza, Otel­lo, Ros­si­nie­go i Nie­me % Po­rli­ci. Po­wie­dzie­li­śmy już, iż au­tor ma istot­ne uczu­cie po­etycz­ne i ma sztu­kę i śmia­łość szcze­gól­ne­go ję­zy­kiem wła­da­nia; przy wa­run­kach tych nie­po­trze­bu­je-my do­da­wać, iż prze­kła­dy jego wzo­rem tyl­ko być mogą. Prze­kła­dy oper po­wyż­szych, do­ko­na­ne na mia­rę tek­stów, sta­ły się epo­ką w prze­kła­dach tek­stów dla ope­ry kra­jo­wej; ale li­bret­ta spół­cze­snych nam oper, by naj­gło­śniej­szych, są to tyl­ko lek­kie na­gię­cia słów, my­śli, do roz­wi­ja­nia te­ma­tów, uczuć i sy­tu­acyi, za po­śred­nic­twem dru­giej kwit­ną­cej dziś głów­nie ga­łę­zi sztu­ki–mu­zy­ki, i na­le­żą nie tyle do sfe­ry po­ezyi, ile mu­zy­ki; zwró­ci­my więc tu ra­czej uwa­gę bliż­szą na tom IV. Two­rów au­to­ra, któ­ry obej­mu­je wpraw­dzie prze­kła­dy mniej­sze­go roz­mian po­ema­tów, lecz wy­łącz­nie prze­kła­dy % Szyl­le­ra.

Dla mi­ło­śni­ków Szyl­le­ra, zby­tecz­ne­in za­pew­ni by­ło­by mó­wić dłu­go o zna­cze­niu po­ezyi Szyl­le­ra o zna­cze­niu tem mu­si­my tu wszak­że rzec naj­przó słow parę.

Po­ezya, to lot fan­ta­zyi, uoso­bie­nie fan­ta­zyi prze sztu­kę sło­wa. Fan­ta­zya, ta mo­ral­na siła czło­wiek-kwiat swój ma w jego mło­do­ści; kwiat więc sztiil po­ezyi po­śród ludz­ko­ści, mu­siał przy­paść po­dob­nie za wie­ków mło­dych ludz­ko­ści, to jest, gdy ta nie­gdyś wy­chft­tif­fąc z wie­ku pierw­sze­go wzro­stu, wie­ku tra­dy­cyi, prze­cho­dzi­ła w wiek żyw­szych uczuć, i do­pie­ro iść jesz­cze mia­ła do wie­ku my­śle­nia. Ja­koż istot­nie po­ezya za cza­sów owych, ob­ja­wi­ła się była na ska­lę, do ja­kiej się w sile swej twór­czej, od­tąd nie wznio­sła. Po­ezya za wie­kow owych, w na­ro­dzie, któ­ry miał mis­sya od­zna­cze­nia się głów­nie sita, kwit­nie­niem du­cha (he­braj­skim), ob­ja­wi­ła się była, jako rze­czy­wi­ste pro­roc­two; w Gre­cyi i na po­łu­dniu Azyi stwo­rzy­ła nie­ba i szcze­gó­ły nie­ba, oraz te kształ­ty i for­my (ga­tun­ki po­ezyi), któ­re mimo prze­mia­ny cza­sów, lu­dów i wie­ków, po­mi­mo usil­no­ści'od­stą­pień, prze­kształ­ceń, po­zo­sta­ją za­wsze av grun­cie jed­ne i też same.

Je­st­to fakt; lecz wska­zu­jąc nań nie twier­dzi­my, iżby po prze­ży­ciu przez ludz­kość wie­ku fan­ta­zyi, jej kwia­tu, nie­po­dob­nem już było od­tąd zja­wie­nie się, a na­wet w pew­nych bla­skach, po­ezyi. Po­ezya, to pod­nie­sie­nie du­cha do wi­dze­nia ide­al­ne­go tego, co jest obec­nem, co zni­kłe, i nie­raz prze­czu­cia, jest owszem i bę­dzie, wie­rzy­my, po­trze­bą ludz­ko­ści, do­pó­ki źró­dło jej, wy­obraź­nia (fan­ta­zya), bę­dzie żywą cząst­ką czło­wie­ka; bę­dzie ro­dza­jem, wa­run­kiem ludz­kie­go roz­wi­cia, do­pó­ki się nie skoń­czy na­tu­ra te* go roz­wi­cia (1).

(1) Jesz­cze wy­le­ję na­ukę jako pro­roc­two (mówi Mo­drość w pi­śmie ś… uEk­kle­zy­asty­ka), i zo­sta­wię ją szu­ka­ją­cym

Nowy ten jej od­cień, ten blask, nie bę­dzie to kwiat jej isto­ty, to jest tego, co sta­no­wi głów­ne jej źró­dło, jej siłę; ale sto­sow­nie do cza­sów, do no­wych po­trzeb, nowe ce­chy od­bi­jać i nowe może ob­ja­wiać kwia­ty na tę swą ska­lę. Ja­koż po­ezya prze­cho­dząc do wie­ków nam bliż­szych, mia­ła swój nowy od­cień za wie­ków wia­ry, wy­łącz­nej wia­ry, ma i mu­sia­ła mieć nowy za wzro­stem my­śle­nia. Lud, któ­ry głów­nie roz­wi­nął a przy­najm­niej roz­wi­jał my­śle­nie, roz­biór my­śle­nia, był mię­dzy no­wo­cze­sny­mi ger­mań­ski; lud ten od­bił tę ce­chę i w swej po­ezyi, a po­eta, któ­ry uoso­bił w niej głów­nie od­bi­cie to, był wła­śnie Szy­iler.

Sta­ro­żyt­ni utwo­rzy­li byli w po­ezyi swej nie­bo, dra­ma­ta, epo­pe­je, zaj­mu­jąc się w ten spo­sób głów­nie czy­na­mi, uczu­ciem lu­dzi; ale ide­ali­zo­wa­nie tych czy­nów, tych uczuć, ale fan­ta­stycz­ne wzno­sze­nie ich sto­so­wa­niem do nich my­śle­nia, roz­bio­ru my­śle­nia, ten sło­wem li­ryzm, jest wła­ści­wym w stop­niu zbyt wyż­szym po­ezyi no­wej, i ten­to przed­sta­wił Szy­iler.

Szy­iler był nie­tyl­ko po­etą li­rycz­nym, ale spe­ku­la­cyj­no-li­rycz­nym. Ce­lem każ­dej li­ry­ki jego było nie okre­śla­nie, ale ra­czej roz­biór, ba­da­nie, i ja­ko­by drob­nie­nie fan­ta­zyą da­ne­go uczu­cia, przed­mio­tu; a ce­chę tę nie­tyl­ko ca­ło­ści, ale też od­bi­ja­ły każ­dy mą­dro­ści, a nie prze­sta­nę w ro­dza­ju ich, aź do wie­ku no­we­go.u FML (XXIV. 46).

wiersz, okres, le­d­wo nie każ­de sło­wo wier­sza Szyl­le­ra. Tę nad­to ce­chę we­wnętrz­ną, przy­odzie­wał w szcze­gól­ną ze­wnętrz­ną. Każ­dy swój po­mysł, ide­ał, odzie­wał też Szyl­ler w es­te­tycz­ną ze­wnętrz­ną ca­łość. Tok sło­wa i wdzięk ryt­mu Szyl­le­ra, na­le­żą owszem do przy­czyn głów­nych, któ­re wznio­sły i roz­nio­sły nad inne jego po­ezyę.

Przy tych ce­chach, za­le­tach tek­stu, tem trud­niej­szym był za­pew­ne jego prze­kład. Po­wie­dzie­li­śmy, iż p. Mi­na­so­wicz ma istot­ne uczu­cie po­etycz­ne, lecz dla wy­ko­na­nia tego prze­kła­du, po­trze­ba było nie­tyl­ko po­dzie­lić uczu­cie, lecz tez my­śle­nie, ca­łość du­cha my­śle­nia Szyl­le­ra; nie­dość było, tek­stu wiersz gład­ki prze­lać w wiersz gład­ki, lecz wy­pa­da­ło w też mia­ry, w też sto­py, w też ze szcze­gól­nem pięt­nem sło­wa szcze­gól­ne, ująć od­cie­nia, zgię­cia, każ­dej my­śli, po­my­słu li­ry­ka. Jed­no i dru­gie p. Mi­na­so­wicz ze szcze­gól­ną mis­sya wy­ko­nał. Przez ob­co­wa­nie z sło­wem Szyl­le­ra, z Szyl­le­rem, au­tor umiał du­chem i sło­wem stać się ja­ko­by no­wym Szyl­le­rem. Wszyst­kie pra­wie prze­ło­żo­ne przez au­to­ra li­ry­ki, po­rów­na­li­śmy z tek­stem, i mu­sie­li­śmy tyl­ko po­dzi­wiać sztu­kę prze­kła­du. Owe sło­wa mowy po­tocz­nej, do toku wier­sza przez Szyl­le­ra bra­ne, owe od­zna­cza­nie pra­wie każ­de­go ja­kąś szcze­gól­ną my­ślą tyl­ko przez po­ło­że­nie; owre sto­py, mia­ry, fi­gu­ry ryt­mu, wszyst­ko to au­tor za­cho­wał, od­bił wier­nie w swo­im prze­kła­dzie. Tłó­macz miał ja­kąś szcze­gól­ną taj­nię Avy­ra-ia­nią, na­wet na po­zór od­mien­nej nie­kie­dy od tek­stu

2*

my­śli, uży­wa­nia od­mien­nych wy­ra­żeń i uka­zy­wa­nia nam jed­nak w koń­cu w każ­dym ryt­mie rze­czy­wi­ste­go du­cha i my­śli tek­stu „ w tęż mia­rę i sza­tę uję­te­go. W ca­łym prze­kła­dzie au­to­ra nie zna­leź­li­śmy pra­wie i jed­nej my­śli, któ­ra­by do­dał od sie­bie, żad­nej w tek­ście, któ­ra­by opu­ścił w prze­kła­dzie. Je­dy­na wła­sność, któ­rą tłó­macz nie prze­jął, nie usi­ło­wał na­wet przej­mo­wać z tek­stu, jest brak w prze­kła­dzie owych wy­ra­zów skła­da­nych, a skła­da­nych tak gład­ko, któ­re na­po­ty­ka­ją się le­d­wie nie w każ­dym wier­szu Szyl­le­ra. Wy­ra­zy gład­ko skła­da­ne mają wdzięk ja­kiś zwię­zło­ści i zla­nia ob­ra­zów, któ­re­mu nie mo­że­my za­prze­czyć; wszak­że przy­znać ra­zem mu­si­my, iż tłó­macz po­mi­mo omó­wie­nia umiał i w tym ra­zie za­wsze nie­tyl­ko nie roz­wlec, ale ka­zać za­po­mnieć na ów brak od­mien­ne­go wdzię­ku słow­ne­go.

Kie­dy np. Szy­iler w fan­ta­zyi do Lau­ry, wspo­mniaw­szy o mi­ło­ści, umi­zgach Sa­tur­na do Wiecz­no­ści, do­da­je:

Einst, so hó­fich das Ora­kel spre­chen, Ein­sten ha­scht Sa­turn die Braul; Wcl­lcn­brand wird Hochz­cit­fac­kel wer­den, Wenn mit Ewi­ghe­it die Zeit sic­li tr aut.

a au­tor tłó­ma­czy:

Ale Sa­turn, sły­szę prze­po­wied­nią, Ob­lu­bio­ną chwy­ci raz; Po­zar świa­tów bę­dzie ślub­ną lam­pą, Gdy z Wiecz­no­ścią oże­ni się Czas.

Albo w wier­szu Sprzy­ja­nie Chwi­li (Die Gunst des Au­gen­blicks), gdy Szyl­ler na jej war­tość wska­zu­jąc, mówi mię­dzy in­ne­mi:

Von dem al­le­rer­sten W er den, Der unen­dlichcn Na­tur, Al­les Gót­tli­che auf Er­den, [ste­in Licht­ge­dan­ke nur.

a p. Mi­na­so­wicz tłó­ma­czy:

Od­kąd siły się taj­ne­mi. Pierw­szy byt przy­ro­dy wsz­czął; Wszyst­ko bo­skie byś na zie­mi, W jed­ne myśl pro­mien­ną zjął.

Albo gdy Szyl­ler za­czy­na­jąc swe za­chwy­ce­nie do Lau­ry, woła:

Lau­ra, ii­ber die­se Welt zu fluch­ten

Wcihn ich, mich Im Him­melm tien­glanz zu­lich­ten etc.

a tłó­macz mówi:

Lau­ro, zda mi się żem od­bie­źał zie­mi,

Ze nie­bio­sa mi świę­cą ma­ja­mi swo­je­mi i t… d.

Wprze­kła­da­idi tych nie znaj­du­je­my wprawr­dzie wy­ra­zów skła­da­nych; każ­dy to jed­nak przy­zna, że znaj­du­je­my i duch tek­stu, i zwię­złość.

Co do wy­bo­ru jaki uczy­nił au­tor z li­ryk Szyl­le­ra, ten wy­znać mu­si­my, iż w czę­ści słu­ży nam ra­czej do po­zna­nia hi­sto­rycz­no­ści tyl­ko, niż usta­lo­nych da­lej głów­nych cech po­ezyj Szyl­le­ra. Są po mię­dzy po­ezja­mi Szyl­le­ra po­ezye, któ­re wy­daw­cy jego w Niem­czech od­róż­nia­ją na­wet na­pi­sem, ostrze­ga­jąc, iż są to po­ezye pierw­sze­go pe­ry­odu. Po­ezye te mają wpraw­dzie li­rycz­ność i wdzię­ki ryt­mu in­nych po­ezyj Szyl­le­ra, ich jed­nak we­wnętrz­ny cha­rak­ter ma od­cień.

Jako po­śród fi­lo­zo­fów–mo­ra­li­stów była i jest szko­ła mo­ra­li­stów, któ­ra na­ukę swą ży­cia po­da­je na ter­na zna­nej u nas śpiew­ki: Uży­waj­my świa­ta, póki ślu­zą lata', tak wśród po­etów jest szko­ła po­etów, któ­ra tęż na­ukę w sfe­rze ga­łę­zi swej roz­po­wszech­nia. W Niem­czech jed­nym z po­etów ta­kich był Bir­ger; prócz jed­nej lub dwróch, wszyst­kie pra­wie bal­la­dy tego po­ety by­ly­to po­wo­ła­nia, uświę­ce­nia po­pę­dów na­mięt­no­ści, obu­rza­nie prze­ciw­ko po­wścią­ga­ją­cym je. Szy­iler za lat swych mło­dych był szcze­gól­nym wiel­bi­cie­lem Bur­ge­ra (1), i w utwo­rach swych ze­wnętrz­nie i we­wnętrz­nie był na­śla­dow­cą jego z od­cie­niem tyl­ko wyż­szych za­let li­rycz­nych. Wszyst­kie umiesz­czo­ne w prze­kła­dzie p. Mi­na­so­wi­cza: fan­ta­zyę do Lau­ry, wiersz do mo­ra­li­sty i t… p., były wła­śnie utwo­rem z owe­go cza­su; ja­koż w wier­szu np. do mo­ra­li­sty, Szy­iler naj­gra­wa się jaw­nie z prze­stróg mo­ra­li­sty, gdyż mówi:

i fi­lo­zof sam Tak ro­zu­mu­je, jak mu pul­sa biją. Lu­dzi na bo­gów nie prze­mie­nisz nam.

(1) Ge­wi­nus.

Ten wszak­że kie­ru­nek w po­ezyi, tem sa­mem ite swe li­ry­ki, po­tę­pił na­stęp­nie jaw­nie sam Szyl­ler, pi­sząc już o tkli­wo­ści w po­ezyi (Ueber na­ive und sent-men­ta­li­sche Dicht­kunst), już o es­te­tycz­no­ści po­ezyi, a zwłasz­cza o po­ezyi Bur­ge­ra, któ­rą po­tę­piał. "Po­ezya tego po­ety, mówi tu, była tyl­ko utwo­rem ser­ca i wy­obraź­ni; do­sko­na­łość wszak­że czło­wie­ka, du­cha czło­wie­ka, skła­da ser­ce, wy­obraź­nia i ro­zum. Po­ezya więc, któ­ra ma być od­bi­ciem do­sko­na­ło­ści czło­wie­ka, któ­ra do­sko­na­łą być ma, i być prze­to rze­czy­wi­stą po­ezyą, win­na od­bi­jać nie­tyl­ko wy­obraź­nią i ser­ce, lecz też i ro­zum* (Ueber Biirg. Ge­dich – te). 'Ęg? U S-*i:,fv.*;? w.-rc.)

Do tego tez okre­su na­le­ży i dra­ma­tycz­na fan­ta­zya Szyl­le­ra w dwóch sce­nach: Se­me­le, któ­rą tak­że p. Mi­na­so­wicz prze­ło­żył. Tre­ścią fan­ta­zyi tej jest mi­łość Jo­wi­sza ku­Se­me­li księż­nicz­ce te­bań­skiej, dla któ­rej się prze­mie­nił w mło­dzień­ca, i za­zdrość Ju­no­ny, któ­ra dla zgu­bie­nia po­ra­dą ry­wal­ki, prze­mie­ni­ła się w jej kar­mi­ciel­kę sta­rą. Uży­cie za ma­chi­nę do tłó­ma­cze­nia od­cie­ni uczuć: siły, wszech­mo­cy bo­gów, dało za­pew­ne ży­wot­ne pole tej li­ry­ce dra­ma­tycz­nej; nie­po­wo­dze­nie jed­nak swej sztu­ki sam nie­ja­ko po­świad­czył Szyl­ler, kie­dy w póź­niej­szym swym wier­szu Bo­go­wie Gre­cyi, wy­zna­wał: że uży­wa­nie za ma­chi­nę po­etycz­ną bo­gów, jest już dziś i ana­chro­nicz­nem i bez­sil­nem.

Li­ry­ki wszak­że umiesz­czo­ne da­lej w prze­kła­dzie p. Mi­na­so­wi­cza, obej­mu­ją wszyst­kie pra­wie z gło­śniej­szych i zna­ko­mit­szych Szyl­le­ra. Obej­mu­ją nad­to li­ry­ki z róż­nych kształ­tów, róż­nych form zgię­cia my­śle­nia i kil­ka bal­lad.

We wszyst­kich prze­kła­dach tych wi­dzi­my nie­tyl­ko wier­ne od­bi­cie my­śli i du­cha, ale też ze­wnętrz­nej nuty Szyl­le­ra.

Rze­czy­wi­ście, czy au­tor zaj­mu­jąc się roz­bio­rem pręd­ko ni­kłych sił, uczuć mło­do­ści czło­wie­ka, opo­wia­da swe my­śli na lek­ko tę­sk­ną nutę, jak w Idea-lach, i woła:

Toż mnie od­bie­gasz swą sto­pą nie­sta­łą? O mego ży­cia zło­ta poro ty!…

Czy zno­wu śpie­wa­jąc we­sel­szą pio­sen­kę o Ba­chu­sie, Amo­rze i t… p., woła ży­wiej, i pro­wa­dzi cały dyt­ty­ramb na nutę: – o o | – o

Nig­dy bo­go­wie. Nig­dy wie­rzaj­cie, Nie idą sami i t… d.

Czy idzie za kształt­nym ryt­mem bal­lad, zło­żo­nych z czte­ro­sto­po­wych j ambo w albo tro­che­ów, i opo­wia­da jak np. ry­cerz To­gen­burg wy­bu­do­waw­szy i osiadł­szy w sa­mot­nej na­prze­ciw klasz­to­ru chat­ce:

Pa­trzył | w klasz­tor | jak­by | w tę­czę, Pa­trzył dzień po dniu i t… d.

Czy wresz­cie idąc za zim­ną dy­alek­ty­ką, od­bi­ja wiersz dłu­gi tek­stu w dłu­gich alek­san­dry­nach, ucząc np. jak w wier­szu Ta­niec, iż Har­mo­nia, w zwro­tach tań­ca na zie­mi, jak w sfe­rach gwiazd na nie­bie:

Na zło­tą ryt­mu wo­dzę, jak Ne­me­sis ima, Roz­hu­ka­ną we­so­łość i zdzi­cza­łą wstrzy­ma" i t… d.

Wszę­dzie wi­dzi­my ten­że nie­tyl­ko dach, lecz też cia­ło du­cha Szyl­le­ra, wszę­dzie też zgię­cie my­śli i zgię­cie słów; tak iż rzec śmia­ło mo­że­my, że je­śli­by kto dla po­zna­nia li­ryk Szyl­le­ra, chciał się uczyć ję­zy­ka Szyl­le­ra, może… prze­stać na po­zna­niu czwar­te­go tomu Two­rów p. Mi­na­so­wi­cza.

Dla na­ocz­ne­go spraw­dze­nia, wy­pi­su­je­my tu prze­kład cał­ko­wi­ty jed­nej z tych li­ryk, z tek­stem obok. Li­ry­ka, któ­rą przy­ta­cza­my (Piel­grzym), nie jest ani zna­ko­mit­szą nad inne, ani jej prze­kład wier­niej­szy; lecz wy­bra­li­śmy ją dla­te­go, iż bę­dąc bu­do­wy krót­szej, prze­kład jej, to jest od­bi­cie my­śli obok obo­wiąz­ku od­bi­cia tych­że ry­mów i stóp, wię­cej trud­no­sci przed­sta­wiał.

Piel­grzym, je­st­to li­ry­ka krót­ka, w któ­rej Szy­iler ob­ra­zo­wie wy­ra­ził, iż od lat mło­dych za­mie­rzył był za­przeć się zie­mi, a szu­kać nie­ba.

Der P ti­grim.

Piel­grzym.

Noch in me­ines Le­bens Len­ze,'Jesz­cze w ży­cia mego wio­śnie, War ich, und ich wan­derf au­sjiW domu ojca było to,-

Und der Ju­gend fro­he Tiin­ze, Licss ich in des Va­ters Haus.

AJ1 mein Erb­the­il, me­ine­Ha­be, Warf ich iró­łi­lieh­gla­ii­ben­dhiih Und an le­ich­ten Pil­ger­sta­be, Zog ich fort mit Kin­der­siun.

Hoży ta­niec brzmiał ra­do­śnie, A ja po­rzu­ci­łem go.

I dzie­cin­nym gar­dząc dzia­łem, Wia­rą moją bło­gi już, Z prę­tem w dro­gę się wy­bra­łem Ze swo­bo­dą mło­dych dusz.

Deun mich trieb cin niach­tig (Hof­fen, Und ein dun­kles­Glau­ben­swort; Wan­dle.riefs.der Weg ist of­fe­ri, Im­mcr na­chdem Au­fgang fort.

Bi­szu einen gold­nen Pfor­ten, Du ge­langst, da gehsl du ein, Derm das Ir­di­sche wird do­rten Him­m­lisch, unver­giin­glich spin.

Abend war­dłs und wur­de Mor­te™,

Nim­mer,nim­mer,stand ich sti­li, Aber im­mer­bliebs yer­bor­gen, Was ich su­che, was ich will.

Ber­ge la­gen mir im Wege, Stro­me hem­m­ten me­inen Fuss. Uchcr Schliin­de baut' ich Ste­ge, Briic­ken durch den wil­den (Fluss.

Und zu­eines­Stroms­Ge­sta­den, Kam ich, der nach Mor­gen floss; Froh Ycr­tra­nend­se­inem Fa­den, War­fich mich in se­inem­Schoss.

Hin­zu einem gros­sen Me­ere, Trieb mich­se­iner Wel­len­Spiel; Vor­mir­liegfs in we­iter­Le­ere, Na­her bin ich nicht dem Ziel.

Ach kein Steg wil­l­da­hin­fiih- (ren,

Ach, der Him­mel ii­ber mir,

Ja­kaś uf­ność z wła­dzą Boga,

Wia­ry głos to mu­siał być; Idź, sły­sza­łem, wol­na dro­ga, Ku wscho­do­wi za­wsze idź.

Aż do zło­tej przyj­dziesz bra­my,. A ona ci przy­stęp da; Ca ziem­skie­go tu­taj mamy, Tam nie­bie­sko, wiecz­nie trwa.

I znów mierz­chło i świ­ta­ło,

Aja nie wstrzy­ma­łem się; A od­gad­nąć się nie dało, Cze­go szu­kam, cze­go chcę.

Góry w dro­dze le­gły wa­łem, Rze­ki stóp wię­zi­ły bieg; Po urwi­skach kład­ki sła­łem, Mo­sty w po­przek dzi­kich rzek

I tak do stru­mie­nia pę­dzę, A on tu­czył się na wschód; A ja ufny jego wstę­dze, Rzu­ci­łem się w łono wód,

I ku nie­zmier­ne­mu mo­rzu, Po­pchnę­ła mnie fali gra; Jaw­nie­le­ży­coś w prze­stwo­rzu,. Się­gnąć chcę–ani się da.

Ach! tam kład­ki da­rem­ne­mi, A to nie­bo? nig­dy mu

Will die Erde nic be­riih­ren, Und das Dort ist nie­mals Hier!

Nie zda­rzy się do­tknąć zie­mi I to tam, nic bę­dzie tu.

Mo­gli­by­śmy ta tyl­ko do­dać, że jak­kol­wiek wiersz ostat­ni wy­ło­żył au­tor, być może, w du­chu po­ezyi Szyl­le­ra, to jed­nak róż­ni­ca w wy­ra­zach bę­dzie i jest (któ­re jest w tek­ście), jest róż­ni­cą o sys­tem.

Ide­al­ne Szyl­le­ra li­ry­ki, nie były za­pew­ne je­dy­ną po­etycz­ną za­słu­gą tego po­ety. Prócz kre­śle­nia ide­ałów w ich ode­rwa­niu, prze­no­si! też nie­raz je au­tor do grupp, do ży­cia (dra­ma­ta); i tu czy­ny, po­sta­cie dzie­jo­we wzno­sił do ide­al­nej pięk­no­ści {Teli, Or­le­an­ka i t… p.). W owych li­ry­kach wszak­że od­zna­czył głów­nie swo­je wła­ści­wość, swój kraj, swój okres, i jak­kol­wiek w prze­kła­dach p. Mi­na­so­wi­cza znaj­du­je­my tyl­ko li­ry­ki, przy­znać mu­si­my, iż dał nam po­znać Szyl­le­ra.

Au­tor dał nam też prze­kład (umiesz­czo­ny w to­mie III. Two­rów) kil­ku po­ezyi Go­the­go; to jed­nak co prze­ło­żył, na­der jest drob­ne, iż­by­śmy mo­gli po­wie­dzieć, że dał nam po­znać Go­the­go; na­wet w prze­ję­cia ryt­mu, w tem co prze­ło­żył, au­tor mniej był nie­kie­dy szczę­śli­wym, jak w prze­kła­dach swe­go głów­nie ulu­bio­ne­go po­ety (1).

(1) Rytm np. bal­la­dy in­dyj­skiej Róg i Bnja­de­ra, traf­niej znaj­du­je­my za­cho­wa­ny w daw­niej zna­nym prze­kła­dzie p. Alb­ti la Li­dia tej­że bal­la­dy. Trzy wier­sze am­phi­bra­chi-

Ty­iiy­tii­ki. Tom III. 3

iS Ze ibio­ró*

Prze­kład li­ryk Szyl­le­ra jest za­pew­ne jed­ną z głów­nych po­etycz­nych za­sług p. Mi­na­so­wi­cza, lecz nie ostat­nią. P. Mi­na­so­wicz ma, jak rze­kli­śmy, rze­tel­ne uczu­cie po­ezyi, czer­pie więc ją, czer­pać musi, czne, któ­re koń­czą każ­dą z jej strof, za­mie­nio­ne zo­sta­ły przez au­to­ra w prze­kła­dzie na pół­czwar­ta jarn­bicz­nych, i za­tar­ła prze­zto zo­sta­ła nuta, co ile w bal­la­dzie, jest jed­ną z cech głów­nych jej wła­ści­wo­ści. W dru­giej np. stro­fie tej bal­la­dy, jest w tek­ście sław­ne z har­mo­nii swej na­śla­dow­czej miej­sce, opi­su­ją­ce przy­wa­bia­nie przez ba­ja­de­rę boż­ka, któ­ry ją spo­tkał; tekst tu mówi:

Sit riihrt sich, die Cijm­beln, zum Tan­ze zu schlagtn,

Sie we­iss sich so lie­blich im Kre­ise zu tr a gen;

Sie ne­igt sich, sie biegt sich, an­dre­icht Uim der Strauss.

V. M. tak to prze­ło­żył:

I wnet roz­kosz­nie w dzwon­ki mu ude­rzy, I ra­zem wdzięcz­nie w krę­tym tań­cu bie­ży, Strój po­pra­wia i co chwi­la

To się przy­mi­la.

P. Lidl, któ­ry har­mo­nią na­śla­dow­czą ob­ra­cho­wa­ną przez swe­go ziom­ka na c, sto­sow­nie do na­rzę­dzia któ­re wspo­mniał, oparł na b, tak to miej­sce wy­ra­ził w gład­szych jesz­cze od tek­stu am­phi­bra­chach:

I bije w bę­be­nek i tań­czy i bije, I tań­cząc i bi­jąc wia­nu­szek mu wije, I zgrab­nie się kła­nia i daje mu go.

Mó­wiąc o ze­wnętrz­ność wier­sza, do­da­my tu tak­że, iż nie ro­zu­mie­my po­wo­du, dla­cze­go p. Mi­na­so­wicz pra­gnie wpro­wa­dzić zwy­czaj pi­sa­nia na po­cząt­ku wier­szy gło­sek ma­łych. Je­że­li za śro­dek ze­wnętrz­ny wra­że­nia po­etycz­ne­go, ob­ra­nem zo­sta­ło od­dzie­la­nie po­ezyi na wier­sze, zwy­czaj któ­ry za­ciem­nia ten od­dział, zmniej­szać też musi wra­że­nie. Małe gło­ski na cze­le wier­szów, zbli­ża­ją na oko tok ich do toku pro­zy, i czy­nią na­stęp­nie dzi­kiem spo­ty­ka­nie koń­có­wek.

nie­tyl­ko w ja­kiejś jej czą­st­ce, w jed­nym jej szcze­gó­le, ale też w ogó­le, w cza­sie.

Zna­ko­mi­ty li­ryzm Szyl­le­ra, o któ­rym do­pie­ro rze­kli­śmy, na­le­ży za­pew­ne do głów­nych i trwa­łych po­śród dzie­jów po­ezyi po­mni­ków; lecz je­że­li spoj­rzy­my na bliż­sze jesz­cze jej dzie­je, na­le­ży już do po­mni­ków. Po­śli­nie­nie roz­bio­ru my­śle­nia, i skło­nie­nie tego my­śle­nia wła­śnie w sa­mej oj­czyź­nie li­ry­ka do prak­ty­ki, ży­cia: w nową ce­chę odziać mu­sia­ło wszyst­kie w ogó­le two­ry tego my­śle­nia, nową ce­chą od­zna­czy­ło też i po­ezyę.

Samo-spe­ku­la­cyj­ny li­ryzm w po­ezyi nie jest już dziś rów­nie żą­da­nym, jak samo-spe­ku­la­cya w my­śle­niu. Szy­iler, któ­ry pi­sząc przy koń­cu ze­szłe­go wie­ku, od lu­dzi czu­ją­cych byt swój i ma­ją­cych wia­rę w ten byt, przyj­mo­wa­ny był ze spół­czu­ciem, jako po­eta twier­dzą­cy i miło-dźwięcz­ny; dla my­śli roz­wi­nię­tej da­lej, dzi­siej­szej, wy­da­je się już nie­raz jako ra­czej prze­czą­cy i próż­no­mów­ny. W isto­cie, owa np, jed­na z naj­sław­niej­szych li­ryk au­to­ra, w któ­rej wy­ra­ża, iż mimo wo­ła­nia wie­ku po­świę­cił się ra­czej wie­rzyć jak wąt­pić (Re­zy­gna­cy­aJ; owa inna, wktó­rej na­rze­ka, iż dla po­mo­cy po­etów dzi­siej­szych, nie ist­nie już, jako ist­niał dla daw­nych za cza­sów mło­do­ści dzie­jów–Olymp grec­ki (Bo­go­wie Gre­cyi) (1);

(1) Szy­iler był ostat­nim zna­ko­mi­tym po­etą, uży­wa­ją­cym jesz­cze co chwi­la na­zwisk bo­gów­grec­kich w swo­ich po­ezy­ach.

owa w któ­rej się żali… iż i bogi mło­do­ści na­szej: sła­wa, mi­łość, na­dzie­ja, wia­ra, giną tak­że z la­ta­mi, że ta mi­łość, na­dzie­ja, Wia­ra, to ide­ały (Ide­ałyJ;–lub na­wet gdy tyl­ko wy­ra­ża: iż woli iżby była ra­czej gło­szo­ną wy­łącz­nie chwa­ta po­rząd­ku wśród łu­dzi, nie zaś ognie lub za­bu­rze­nia ulicz­ne (Pieśń o dzwo-niej;–te, oraz tym po­dob­ne Szyl­le­ra li­ry­ki, dla swych za­let szcze­gól­nych ja­śnieć będą za­pew­ne za­wsze jako ka­my­ki gma­chu rze­tel­nej po­ezyi, nie­ja­ko głów­ne w nim jed­nak i osta­tecz­ne.

Uczu­ła to już oj­czy­zna Szyl­le­ra, czu­je to­tem wię­cej smak kra­jów, po­ko­leń, któ­re na nowy okres, na nowe cele, a za­tem pod wpły­wem cech in­nych, uspo­so­bień i upodo­bań są na­ro­dzo­ne. U nas np. Szyl­ler zy­ski­wał nie­raz tłó­ma­czów i wiel­bi­cie­li szcze­gól­nych; ale li­ry­ki jego nie po­cią­ga­ły nig­dy ani ogó­łów, ani na­śla­dow­ców. I na­sza po­ezya kra­jo­wa z in­ne­mi (w stro­nie swej głów­nie wiel­bio­nej) ce­chy zro­dzo­na, tak­że wpraw­dzie ma li­ry­ki; lecz li­ry­ki te, z ce­chą zwy­kle dra­ma­tycz­no­ści, są ra­czej okre­śla­niem, przed­sta­wia­niem od­cie­ni uczuć, nie ich ba­da­niem. Ba­da­nie jak­kol­wiek­by było sztucz­nem i po­etycz­nem, wkra­cza w swym grun­cie w kraj inny, jak czy­nów i ży­cia; zaś tyl­ko po­ezya czy­nów, po­ezya ży­cia, może przy­paść, po­żą­da­ną być od okre­su, któ­ry się wła­śnie być wie­rzy okre­sem prak­ty­ki. Któ­ryś nie­miec­ki kry­tyk oce­nia­jąc przed kil­ku laty po­ezye fran­cuz­kie De­lil­la, i zwra­ca­jąc uwa­gę na czczość w nich siły spe­ku­la­cyj­nej i fan­ta­stycz­nej, do­dał: iż jak­kol­wiek nie­gdyś po­ezya nisz­czy­ła gro­dy, to jed­nak zda­niem jego cały zbiór po­ezyi De­lil­la, nie wyj­mu­jąc Ogro­dów i po­ema­tu o ima gi­ną­cy i, nie jest zdol­ny za­bić i mu­chy. Nie bę­dzie uczy­nio­ną nig­dy po­dob­na uwa­ga o po­ezyi Fry­de­ry­ka Szyl­le­ra. A jed­nak przy uwiel­bie­niu ca­łem ja­kie mamy dla ta­len­tu tego po­ety, nie mo­że­my nie wy­znać, iż lubo po­ezya Je©° zdol­na jest rze­czy­wi­ście myśl wzru­szyć, to jed­nak wszyst­kie li­ry­ki jego (nie wyj­mu­jąc na­wet Pie­śni o dzwo­nie i Ide­ałów) nie stwo­rzą lwa. P. Mi­na­so­wicz uczy­ni! więc krok po­stęp­ny istot­nie i po­żą­da­ny, nie po­prze­staw­szy na prze­kła­dzie je­dy­nie Szyl­le­ra, lecz prze­no­sząc do po­ezyi na­szej kil­ka nad­to utwo­rów, przez jed­ne­go z naj­now­szych po­etów nie­miec­kich, przed kil­ku do­pie­ro laty wy­śpie­wa­nych.

Spe­ku­la­cya i jej od­bi­cia, były mo­ral­nym kwia­tem (na­zna­czo­nym i już ukoń­czo­nym) ży­cia mo­ral­ne­go lu­dów ger­mań­skich. Je­śli jed­nak po­śród po­ezyi no­wej, prak­tycz­nej, nie wy­da­ła oj­czy­zna Szyl­le­ra po­ety z tą ce­chą nową, któ­ry­by był siły Szyl­le­ra; nie mo­że­my jed­nak nie przy­znać, iżby nie wy­da­ła po­ezyi prak­tycz­nej. Do rzę­du ta­kich po­etów wNiem­czech… na­le­że­li np. po­eci mło­dzi ze szko­ły, któ­ra przed kil­ką laty zwa­ną tam była szko­łą mło­dych Nie­miec, spół­wy­daw­cy Rocz­ni­ków Hal­skich i t… p. Do tej licz­by na­le­ży mię­dzy in­ne­mi Ge­ibel, któ­re­go kil­ka utwo­rów dał nam po­znać p. Mi­na­so­wicz. Utwo­ry te z nową ce­chą we­wnętrz­ną, odział też tłó­macz w nową sza­tę ze­wnętrz­ną. Li­ry­ki Ge­ibla przed­sta-

3

wił nam au­tor w sza­cie sied­mio­sto­po­wyc­li wier­szy, już z jam­bów, już z tro­che­ów zło­żo­nych.

Au­tor tych no­wych li­ryk nie jest Jak mó­wi­my, tyl­ko spe­ku­la­cyj­nym jak Szyl­ler, lecz i prak­tycz­nym. Au­tor ten cnot chrze­ściań­skich, na­dziei, mi­ło­ści i wia­ry nie ma za (czcze) ide­ały; nie rzekł­by na­wet może z Szyl­le­rem, iżIu­dzi na bo­gów nie prze­mie­nić nam**, ani, iż to tam nie bę­dzie tu* i t… p.; au­tor wie­rzy owszem w przyj­ście dla zie­mi wie­ku no­we­go, wie­ku po­wszech­nej zgo­dy i cno­ty, kró­le­stwa praw­dy. Au­tor sta­je już my­ślą na sta­no­wi­sku owe­go wie­ku; smut­nie pa­trzy na przej­ścia, czas któ­ry ist­nie;–na owe już opo­ry, już po­wścią­ga­nia;–ich szcze­gó­ły, skut­ki; smu­ci się zwłasz­cza, iż sam duch, dro­ga du­cho­wa, nik­nie dla du­cha, i że mimo po­zor­ne bla­ski i po­kój, spo­ty­ka ra­czej w oko­to roz­pu­sty zmy­sło­we.

W jed­nej z li­ryk swych (lir. hasz czas), au­tor mówi:

W czczą ja­kąś trzeź­wość zie­mia ta, źe aź mi strach po­pa­dła, Ki mowa Du­chem Świę­tym tchnie, ni pierś by go już zga­dła, Po­ezyą, szcze­re dziew­czę to, po­mó­wił człek o ba­śnie, I ciem­no mu, i głu­cho mu, i dzień a słoń­ce ga­śnic.

Pa­trzy na usil­no­ści, wy­sił­ki w7 oko­ło sie­bie ro­zu­mu i spe­ku­la­cyi, po­śród wo­łań fi­lan­tro­pij­nych przy so­bie; wi­dzi w grun­cie ego­izm, i to wszyst­ko za sła­be środ­ki uwa­ża:

Bo ja za praw­dę, mó­wię wam, nic wie­cie cze­go trze­ba; Wam wprzód od pro­chu zie­mi, wzrok na­le­ży wznieść do nie­ba, Wprzód niech mi­ło­ści wiel­ki duch ciem­ni­ce serc oświe­ci, A wy z po­ko­rą przyjm­cie go, i bądź­cie jako dzie­ci; Bo gdzie jest mi­łość, wio­sna tam po­czy­na rzą­dy swo­je; I wszę­dzie won­ny lśni się liść, i wszę­dzie drga­ją zdro­je. Na dźwięk prze­stroi ona szum, ze zgieł­ku ta­niec zło­ży, Skow­ron­ka skrzy­dłem w błę­kit nieb ule­ci śpiew jej hoży, ?re­ni­ca jej Iak się­głą jest, że mę­dr­ców szkło za­wsty­dzi, Choć mrok, a ona wi­dzi świt, choć bu­rza–tę­cze wi­dzi; Dzie­cię­ciem jest, a dzie­cie to od­wa­gą tchnie ry­ce­rzy, I cuda bę­dzie czy­nić wam, bo w cuda jesz­cze wie­rzy.

Do środ­ków za­li­cza po­ezyą; chciał­by wszak­że wi­dzieć zmie­nio­nych po­etów, i woła gdzie­in­dziej:

A wy śpie­wa­cy daj­cie dłoń, już dość nok­tur­nów, skier­rów dość,

Już wy­rósł, co im kla­skał świat, dziś mógł­by gwiz­dać–trze­ba rość;

Jak sło­wik ów, nim bły­śnie maj, przy­wa­bia śpie­wem bło­gie dni,

Tak z dźwię­kiem gę­śli, w bie­li szat, wasz wiel­ki wiek, zwia­stuj­cie wy. (Lir. Na ło­dzi}.

Prze­bie­ga kra­je świa­ta i czę­ści świa­ta w li­ry­kach swych, i co chwi­la zwra­ca się w nich do pro­roctw, za­sad chrze­ściań­stwa. W kru­cy­atach śre­dnio­wiecz­nych wi­dzi fi­gu­rycz­ne­zna­cze­nie przy­szłych mo­ral­nych kru­cy­at, o po­wró­ce­nie po­wszech­nej czci bo­żej;–przy­po­mi­na kra­jom za­da­nia ich;–i nie roz­pa­cza­jąc o wła­snym, woła:

Ger­ma­nio! czy­liż w gó­rach twych nic szu­mi las pro­ro­czym i cho­in,

Ze ru­do­bro­dy ce­sarz twój nie osta­tecz­nym po­legł snem.

(Lir. Kru­cy­ala).

Nasz czas, Kru­cy­ata, Ita­lia y Głos z za mo­rza, Przed krzy­żem i t… p., wszyst­kie te li­ry­ki, któ­re au-tor­prze­ło­żył, od­dy­cha­ją we­wnętrz­nie jak i ze­wnętrz­nie żywą,.istot­ną i wie­ku god­ną po­ezyą.

Gdy­by­śmy chcie­li z ich tre­ści przy­to­czyć, to, co jest god­nem, mu­sie­li­by­śmy wszyst­kie przy­to­czyć. Dla przy­kła­du mamy wszak­że za obo­wią­zek, wy­pi­sać cho­ciaż jed­ne w ca­ło­ści, i wy­bie­ra­my ostat­nią: Przed krzy­żem.

W li­ry­ce tej, ro­dza­ju mo­dli­tw7)7, au­tor zwra­ca­jąc się za­wsze do wie­ku* o któ­rym ma­rzy, opie­ra się na po­rę­kach i ucie­ka do wszech­mo­cy Naj­wyż­szej.

Przed krzy­żem.

Ty, co w dzień świa­tło, rosę w noc tym li­liom po­lnym zsy­łasz tu!

Ty, do któ­re­go woła ptak, a ty pi­sklę­ta ży­wisz mu! Co zgrza­nej łani znaj­dziesz zdrój, gdy od pra­gnie­nia pierś jej schnie,

I nam tez cze­go brak­nie dziś, to daj przez mi­ło­sier­dzie Twe!

*

O po­kój, po­kój, pro­sim cię, nie ten co w par­nej ci­szy śpi, Co za­rzekł każ­dy ostry miecz, źe an w po­kut­nej po­chwie tkwi;

0 po­kój ser­ca pro­sim cię, co cho­ciaż wko­ło pada trup, Do­trzy­ma on, bo sło­wo Twe, to jego tar­cza, jego słup.

*

Na­dzie­ję w To­bie Pa­nic daj, co do ostat­ka uf­ność ma,

Daj mi­łość nam, któ­ra po zgon, a i po zgo­nie jesz­cze trwa;

Daj wia­rę co ma siłę lwią, co świat pod­bi­ja rószcz­ką palm,

1 z męczcn­ni­czych sto­sów Ci, nad­pie­kłą pier­sią śpie­wa psalm!

Za­praw­dę, grzesz­ni, sła­bi my; nie­god­ni ta­kich Two­ich łask; Lecz Ty dla wszyst­kich li­tość masz, dla wszyst­kich ślesz sło­necz­ny blask.

Więc Iak, jak wo­łał Izra­el, wo­ła­my Cie­bie jąw­szy się: Nie pusz­czę Cię, nie pusz­czę Cię, aż Ty po­bło­go­sła­wisz mnie.

*

Ty nig­dy nie od­py­chasz tych, co schro­nić się w Twym domu

Ł chcą,

Nie zła­miesz kru­chej słom­ki Twej, nie zga­sisz lamp, co le­d­wie tchną;

Otwo­rzysz Ty ra­mio­na Twe, i przy­zwiesz świat, i rzek­niesz mu: Mjj­fY co smut­ne­go ser­ca, wy, co ob­cią­że­ni, pójdź­cie tu!

*

Więc pójdź­cie wszy­scy, któ­rym dźwięk ra­do­snej wie­ści ucho tknął,

Co, gdy z aniel­skich brzmia­ła ust, ko­la­no pa­sterz w polu giął!

Ach pójdź­cie, po­kój nie­sie wam; On ży­ciem, świa­tłem, On bez chmur,

A za­kon Jego słod­kość psz­czół, a jarz­mo Jego lek­kość piór.

Wtór­nie III. umie­ścił też au­tor kil­ka prze­kła­dów po­ezyi pol­skich na ję­zyk nie­miec­ki, i po­ło­żył je pod tym go­dłem:

Oj! nic ga­daj, że atis Po­ltn, Do­tąd jesz­cze nie­hts zu ho­len.

Au­to­ro­wi, któ­ry oka­zał tyle sma­ku, tyle uczu­cia po­etycz­ne­go w swych Two­rach, ile dzi­wi­my się, tyle wy­rzu­cić mu­si­my po­dob­ne go­dło. Ja­kież to są po­ema­ta na­sze z któ­re­mi au­tor za­po­znał pu­blicz­ność nie­miec­ką? Kil­ka kra­ko­wia­ków z ope­ry: Kra­ko­wia­cy i Gó­ra­le, J. N. Ka­miń­skie­go, i wiersz na dzień uro­dzin hs. Wa­lii w r. 1841. – Kra­ko­wia­ki p. Ka­miń­skie­go są ład­ne, a wiersz p. Czaj­kow­skie­go ze­wnętrz­nie wspa­nia­łym jest ryt­mem; ale za­pew­ne pp. Czaj­kow­ski i Ka­miń­ski pierw­si uczuć mo­gli ob­ra­zę, iż te tyl­ko ich ryt­my po­da­ne zo­sta­ły, jako prób­ki po­stę­pu na­szej po­ezyi.

Te i tym po­dob­ne uster­ki w zbio­rze au­to­ra, te jak­by za­po­mi­na­nia się i lek­ce­wa­że­nia po­etycz­ne, na­po­ty­ka­ne w nim, po­czy­tu­je­my za ja­kieś prze­rwy sen­ne od du­cha czu­wa­ją­ce­go, za ja­kieś kary muzy po­ezyi, za grze­ba­nie ta­len­tu, któ­ry otrzy­mał au­tor.

Lecz mimo te uster­ki, te prze­rwy, mimo szczu­płość, brak pra­wie utwo­rów ory­gi­nal­nych, au­tor nie ni­kłej war­to­ści plo­nem, jak to na­wet z tego rysu prac jego wi­dzi­my, pi­śmie­niiość kra­jo­wą ob­da­rzył.

P. Mi­na­so­wicz w dyk­cyi na­szej po­ezyi, sa­mo­dziel­nie nową dro­gę utwo­rzył;

stat się twór­cą no­wej me­to­dy w przy­sto­so­wa­niach oper do sce­ny kra­jo­wej;
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: