Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sandy. Część 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 maja 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,90

Sandy. Część 1 - ebook

„Sandy” Aleksandra Janowskiego to obszerna i wielowątkowa powieść obyczajowa z elementami romansu, sensacji i kryminału. Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, który polskiemu czytelnikowi wyda się swojski, gdyż autor przemyca w tekście wiele polskich akcentów i smaków. A opis biurokracji i działalności służb miejskich, łącznie z policją, przypomina absurdy z czasów PRL-u, wyśmiewane w filmach przez Stanisława Bareję.

W pierwszym tomie poznajemy głównych bohaterów powieści, ich plany i pragnienia. Mieszają się tu miłość, zachłanność, chęć posiadania władzy i czasem… świętego spokoju. Powieść „Sandy” napisana jest lekkim piórem, więc przez jej pierwszą część przebiegamy, jakbyśmy unosili się na skrzydłach spadającego na Nowy Jork huraganu.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-208-5
Rozmiar pliku: 712 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Niecierpliwie kliknąłem myszą swojego czteroletniego laptopa. Miałem wrażenie, że wolniej ostatnio pracuje. Może nadszedł czas, by kupić nowy? Czytałem gdzieś, że należy je zmieniać na kolejne modele co trzy lata, by nadążyć za nieustającym wyścigiem techniki. Muszę się nad tym jeszcze zastanowić. Pochopne decyzje nigdy nie są optymalne.

Zastanawiałem się też od kilku dni nad weekendowym wypadem w pobliskie Góry Niedźwiedzie. Przeszedłem na internetową stronę „10-dniowa prognoza pogody dla Nowego Jorku”. Na ekranie zawirował okrągły obłoczek - taki niby obwarzanek z dziurką w środku - z napisem „Sandy”. Czerwone strzałki wskazywały przewidywany kierunek przemieszczania się potężnego frontu atmosferycznego - z Karaibów na północny zachód Atlantyku. Prawdopodobnie uderzy na kontynent amerykański gdzieś między Południową Karoliną a Nową Anglią. Spodziewana siła wiatru – do 120 mil na godzinę, wysokość fali przypływowej – do 30 stóp. Poważnie to brzmiało. I groźnie.

Po chwili refleksji skwitowałem tę wiadomość wzruszeniem ramion – przecież przed rokiem burmistrz również hiobowym tonem wieścił nadciągającą apokalipsę. Apelował zatroskanym tonem do mieszkańców o opuszczanie niżej położonych domostw w pobliżu zatoki, w obawie przed niszczycielskimi skutkami nieposkromionego żywiołu. Ogłoszono wtedy przymusową ewakuację z zagrożonych terenów. Pilną, w dodatku.

Ludność posłusznie usłuchała wezwań, apeli i poleceń. Z tak zwanych stref „ A”, najbardziej narażonych na katastrofalne skutki zapowiedzianej apokalipsy, wypełzały długie węże samochodów osobowych, dostawczych i ciężarówek obładowanych całymi rodzinami, z psami, kotami i małymi dziećmi, przyciskającymi kurczowo do piersi słoiki ze złotymi rybkami. Nierzadki widok stanowiły podwójne materace uwiązane rzemieniami do dachów fordów, chevroletów i nissanów. Mercedesów i cadillaców w tym natłoku pojazdów nie zauważyłem. Może pojechały inną trasą? Dla droższych wozów?
Z budżetu miasta – molocha - skrupulatnie wyciśnięto pokaźne sumy na przemieszczenie w bezpieczne miejsca pacjentów szpitali, domów starców i opieki społecznej. Szkoły i uczelnie pozamykano. Urzędy publiczne również. Ulice opustoszały. Nawet wysoki, płaski gmach ONZ, zawsze jarzący się o zmroku tysiącem świateł, straszył ciemnością. Miasto przyczaiło się w trwożnym oczekiwaniu.

Feralnego dnia wszystkie kanały telewizyjne od szarego świtu nadawały złowieszczo jeden i ten sam temat – Uwaga! Nadchodzi!

- Zupełnie jak polskie radio, kiedy zapowiadało nalot hitlerowskich bombowców nad Warszawę we wrześniu1939 roku – odezwała się babcia z kuchni, rozsmarowując orzechowe masło na białej bułce. Przeniosła się do mnie na kilka dni ze swojego małego domku na Staten Island po przeciwnej stronie Manhattanu, bo jej ”samej jest jakoś niewyraźnie”. Bała się natomiast jeden jedyny raz w życiu.

–Na Polesiu, kiedy byłam młodą mężatką i nadciągnęła znienacka czarna lipcowa nawałnica, z ogłuszającymi piorunami i błyskawicami, wyglądająca jak koniec świata… Służba się przelękła i pochowała, a mój Ignac gdzieś się w lesie ze strzelbą zawieruszył… Od tamtego czasu nic mnie nie wystraszy.”

- Ależ babciu, kto ma taką pamięć?… - skomentowałem. A dlaczego właściwie babcia nie chciała w ubiegłym roku ewakuować się ze swoimi przyjaciółkami do miejscowego schroniska? Podstawiali przecież w tym celu wygodne autobusy miejskie.

Zapomniałem powiedzieć, że babunia wyglądała jak mocno starsza siostra pięknej i rasowej polskiej aktorki Beaty Tyszkiewicz, mimo że nie pochodziła ze szlacheckiej rodziny. Kto jednak wie? Wiadomo, że panowie szlachta zwyczajowo obficie korzystali z łask swoich żeńskich poddanych. Kto wie…

Wyprostowała się dumnie.

- Niedoczekanie ich. Za stara jestem na takie historie. Hitlera przeżyłam, Stalina przeżyłam, komunizm przeżyłam, Busha młodego i Obamę przeżyłam, to i Bóg da i tę całą zawieruchę przeżyję – doleciało zza otwartych drzwiczek ogromnej lodówki. A dlaczego ty, kochanieńki, teraz zostałeś, a mnie namawiasz do wyjazdu?

No proszę. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Muszę odpowiedzieć coś sensownego.

- Bo mam pilny projekt do ukończenia. Na przedwczoraj. Jak zawalę termin, to mi więcej żadnej pracy zleconej nie dadzą. Mam na pojutrze dostarczyć. Niezależnie od wszystkiego. Poza tym, nasz budynek jest cały ceglany, z wysokim strychem i dodatkowym pokoikiem na poddaszu. Tam się schronimy, w razie czego. Mieszkamy zresztą w bezpiecznej strefie „C”, a więc żadna powódź nam nie grozi. Dlatego właśnie – odparowałem.

- Najsilniejszych porywów wiatru dla miasta Nowego Jorku oczekuje się od godziny czternastej do osiemnastej – zapowiedziała w telewizorze aksamitnym głosikiem słodka spikerka o wyglądzie upadłego przed chwilą blond aniołka.

- Ożeniłbyś się – po mojej prawej ręce pojawił się nagle błękitny porcelanowy talerzyk z dwiema połówkami białej bułki posmarowanej czerwonym dżemem truskawkowym. Moim ulubionym. Polskim.

- Która godzina? – spytałem sięgając po przysmak. – Dziękuję, babciu – wymamrotałem z pełnymi ustami.

Wskazała ręką w kierunku cichutko tykającego drewnianego zegara na ścianie, który z litości kupiłem osiem lat temu w drodze do Niagary od biednie ubranej, steranej kobieciny z dwojgiem wychudzonych dzieci. W tle – pamiętam – malowniczo pozowała nędzna chałupa z niemalowanych desek. Kilka mil od granicy kanadyjskiej, po naszej stronie.

- Prawie trzecia.

- To gdzie jest ten obiecany gwałtowny wicher? – popatrzyłem przez przybrudzoną nieco szybę na ledwo poruszające się liście na gałęzi pięknego platana.

- Takimi drzewami, pamiętam, obsadzano bulwary w Budapeszcie, kiedy z twoim dziadkiem pojechaliśmy zwiedzać Węgry…

- Przy szybkości dwudziestu mil na godzinę wiatr zrywa liście z drzew oraz drobne gałązki - prowadzący dziennik telewizyjny Azjata uśmiechnął się oślepiająco.

- I czego się szczerzy, żółtodziób, kiedy komentuje tak poważną sprawę? – rzeczowo spytała mnie babcia.

- Z obowiązku. Za to mu płacą – wyjaśniłem.

- Ty byś podłapał taką pracę.

- …przy sześćdziesięciu wichura łamie grube gałęzie – straszył odbiornik.

- Straszyć, to my, ale nie nas – zacytowałem znane powiedzonko. Nie pamiętam już czyje. Jakiegoś przodka?

Babcia wzruszyła ramionami.

- Przy osiemdziesięciu na godzinę huragan zwala młode drzewa – stopniował napięcie prowadzący.

- Radzimy przestawić w inne, bezpieczniejsze miejsca zaparkowane pod drzewami samochody… - z udawanym zatroskaniem nadawała postawna blondynka na ekranie, sparowana z Chińczykiem.

- A gdzie trzymasz swojego tego… mustanga? – zainteresowała się babcia zabierając pusty talerzyk.

- W garażu. Nic się mu nie stanie – uspokoiłem starowinkę.

- …natomiast przy stu dwudziestu wyrywa drzewa z korzeniami, zrywa dachy oraz trakcję elektryczną… - słowotok z telewizora nie ustawał. Panienka czytała z promptera jak automat. Nie powiem, atrakcyjny.

- Przełącz, kochany, na inny kanał. Tymczasem zaparzę herbaty – babunia zdecydowanie odkręciła kran z zimną wodą.

- Ożeniłbyś się… I nie gap się na nią jak wilk na owcę. Takie nie są dla ciebie. Chytre są. Zimne, wyrachowane i przebiegłe. A ty jesteś prostoduszek.

No proszę. Babcia w ataku. Muszę zareagować.

- Już byłem żonaty – wypowiedziałem głośno pierwszą myśl, która mi przyszła do głowy. Owszem, mało oryginalną.

- Bo nie taką sobie upatrzyłeś. Mówiłam to twojej matce.

Pomyślałem, że trzeba pilnie zmienić temat.

- I zobacz… jest grubo po trzeciej, a żadnego silnego wiatru, ani straszliwej fali jak nie było, tak nie ma. A tyle forsy wpakowali w tę ewakuację. Panikarze – nie kryłem swego zdegustowania.

- Jako żonaty miałbyś teraz do kogo swoje żale wypowiedzieć, a nie do starowiny – nie ustawała moja najulubieńsza babcia.

- Nie jesteś stara – zaoponowałem - jesteś tylko wcześnie urodzona.

Zamachnęła się na mnie ściereczką.

- Twój dziadek też taki był niepoważny.

Na podobnych przekomarzaniach upłynęła nam kolejna godzina, przerywana piciem malinowej herbaty z ciastkami, które przezornie nabyłem w pobliskiej włoskiej cukierni. Mimo to udało mi się wstępnie naszkicować prawie trzy pełne strony. W nielicznych przerwach.

Za oknem nagle mocno zakołysały się gałęzie platana i stadnie pofrunęły zielone jeszcze, mimo kalendarzowej jesieni, liście. Babunia spojrzała zatrwożona w szybę i żwawo nastawiła kolejny czajnik z wodą.

- Wolę gazowe piece – spojrzała na mnie błękitnymi oczkami znad modnych okularków „telewizyjnych”. Do czytania używała innych. Okrągłych. Jeszcze innych, prostokątnych, do „patrzenia na świat”.

-Elektryczne kuchenki nie pozwalają tak precyzyjnie wyregulować ciepła…zawsze albo za mało, albo za dużo.

- Tak jest, babciu - odpowiedziałem machinalnie. -Za mało, albo za dużo….

Machnęła ręką z rezygnacją.

- Jak twój dziadek… w ogóle mnie nie słuchasz.

- Ależ słucham – zaoponowałem. -Bardzo uważnie.

Z zewnątrz coś naraz walnęło w ścianę z głuchym łoskotem. Huknęło też po dachu, nad samym oknem.

- O Jezu! To ten huragan… Gałąź musiała spaść. – skomentowała staruszka.

Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem trzech smarkaczy uciekających w kierunku parkingu.

- Aleś skąd! Sąsiedzkie chłopaki grają w bejsbol. Szkołę zamknęli dziś, to im się nudzi. Piłką walnęli w ścianę.

Na ekranie telewizora inny spiker, tym razem elegancki brunecik francuskiego typu, czarował równie olśniewającym uśmiechem:

- Miło mi państwa powiadomić, że zapowiadany od tygodnia huragan osłabł do sztormu tropikalnego kategorii pierwszej. Prosimy jednak o zachowanie podstawowych środków ostrożności.

Na ekranie zmienił się obraz.

- I warto było te przerażające bajki dla dzieci opowiadać? – wskazałem ciasteczkiem na ekran.

Otulona w płaszcz przeciwdeszczowy czarna prezenterka, na tle smutnej plaży i rytmicznie nabiegających na nią wcale niestrasznych fal, opowiadała do mikrofonu o nadzwyczajnych wysiłkach władz miasta w celu uchronienia jego mieszkańców przed piekielnymi siłami matki – natury.

- I po co było tak straszyć? – babcia gniewnie błysnęła okularkami. - U nas na Polesiu taki jeden wiejski głupek stale biegał za dnia i krzyczał ”wilk… wilk!…”

- I co, babciu? – udałem zainteresowanie, mimo że od dziecka znałem tę przypowiastkę.

- Jak to co? Kazałam zawołać go na pokoje, nakarmić i napoić… a kiedy sobie już dobrze podjadł, obiecałam, że dostanie batogów jak będzie wieśniaków straszył.

- I co, babciu? - powtórzyłem mechanicznie, myśląc o tym, jakie argumenty znaleźć do obalenia popularnej ostatnio, a kontrowersyjnej tezy, o upodobnianiu się obecnej Ameryki do starożytnego Rzymu z jego epoki schyłkowej. Muszę tę pracę zleconą dla Instytutu Polityki skończyć do jutra. Bezapelacyjnie.

- Jak to co? – dumnie odrzuciła siwiutką głowę do tyłu. -Przestał! – zaśmiała się młodzieńczo, ukazując wszystkie własne zęby. -Takie strachy, to nie na Lachy – dodała. Nie zrozumiałem dokładnie, co to znaczy, ale chyba chodziło o to, że babcia niczego się nie boi.

I po co był ten cały zgiełk, szum, zamieszanie, medialny hałas i ogromne wydatki na niepotrzebną ewakuację i uciążliwe transportowanie chorych i niedołężnych? Dla wykazania zbędnego pokazu sprawności miejskiej administracji? Zapewnienia wyboru burmistrza na kolejną kadencję?

- Nie masz racji – rozległ się babciny głos z przedpokoju.- Po pamiętnym huraganie Katrina, który zatopił połowę Nowego Orleanu, z licznymi ofiarami w ludziach, amerykańskie służby miejskie czegoś się jednak nauczyły. Reagują przed szkodą, jak należy.

- A jakże! W roku ubiegłym w telewizji nowojorskiej też występowała taka damusia, z łupieżem na granatowym kostiumiku: -Lepiej przesadzić w wysiłkach, niż potem żałować – przekonywała usilnie. Nie dałem się wtedy namówić. I miałem rację.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: