Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skandalistka - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Skandalistka - ebook

Georgia Maybury, młoda wdowa, po okresie żałoby spędzonym w wiejskim majątku ojca chce wrócić na salony i zająć właściwe sobie miejsce wśród śmietanki towarzyskiej. Nie umilkły jednak ciągle plotki związane ze śmiercią jej męża, który zginął w pojedynku. Mówi się, że Georgii na tej śmierci zależało. Powrót do miasta wiązać się więc będzie ze skandalem, którego samotna kobieta może nie udźwignąć. Wsparcia może jej udzielić męskie ramię zubożałego lorda Darcy`ego, który musi się ustabilizować po latach służby w marynarce i nade wszystko potrzebuje damy z pokaźnym posagiem.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7551-483-4
Rozmiar pliku: 992 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

9 czerwca 1764,

Londyn

– Co…? – Nawet przez wąskie szparki oczu Georgia, hrabina Maybury, była w stanie dostrzec światło wczesnego poranka, co zdarzało się jej nader rzadko. Zwłaszcza gdy kładła się spać po drugiej w nocy.

– Co? – powtórzyła i zwilżyła usta, zmuszając się do otwarcia oczu na całą szerokość, aby popatrzyć wilkiem na pokojówkę. – Mama?

Usiadła, odgarniając z twarzy rude kosmyki. Jako dziewiętnastolatka wciąż była niemal w wieku szkolnym, więc się przestraszyła.

Rozpuszczone włosy? Dlaczego? A gdzie czepek?

Przypomniała sobie!

Ostatniej nocy gościła w swoim łóżku Dickona.

Właśnie dlatego tak wcześnie wróciła z balu u lady Walgrave. Dickon nalegał, żeby się wymknęli.

– Do diabła, Georgie, chcę iść z tobą do łóżka – wymamrotał w końcu.

Miała nadzieję, że jego niecierpliwość to zapowiedź odmiany, ale było nudno jak zawsze.

Boże!

A teraz rozczochrana siedziała na łóżku, w którym wcześniej leżała z mężem.

Nic dziwnego, że matka marszczyła brwi. Ta kobieta o sztywnych wyprostowanych plecach i kanciastych ramionach siałaby postrach wśród generałów, gdyby tylko sobie tego zażyczyła. Ale co ona tutaj robi?

– Mama? Czy to sen?

Hrabina Hernescroft przysiadła na łóżku, szeleszcząc fałdami sukni. Ujęła dłoń Georgii.

– Nie, córko. To nie sen, raczej koszmar. Musisz być silna. Maybury nie żyje.

– Maybury? Nie żyje? – Sens tych słów do niej nie docierał.

– Twój mąż nie żyje, zginął w pojedynku niecałe dwie godziny temu.

– W pojedynku? Dlaczego Dickon wdał się w pojedynek? – Zanim matka zdążyła odpowiedzieć, Georgia wyrzuciła z siebie: – Nie żyje? To niemożliwe. Przecież był tutaj ostatniej nocy! – Odwinęła pościel, jakby Dickon mógł się chować pod kołdrą.

Matka ścisnęła dłonie Georgii, by córka stała się uważniejsza.

– Śmierć może nadejść w jednej chwili, Georgio. Wiesz o tym. Maybury nie żyje, a ty musisz podnieść się i zrobić to, co należy.

Dała się pociągnąć za ręce i powoli wygramoliła się z wielkiego, wysokiego łoża. Po chwili jednak się wyrwała.

– Nie żyje? Jak to? Pojedynek? Nie, nie! Przecież to najspokojniejszy człowiek na świecie!

– Dziś rano Maybury spotkał się z sir Charnleyem Vance’em i poległ od ciosu szpadą w serce.

– W serce? – szepnęła, chwyciwszy się za pierś, jakby i ona mogła otrzymać w to miejsce śmiertelną ranę. W głowie miała pustkę. – Nie, nie, nie! To na pewno pomyłka. Kawał. On lubi kawały.

– Czy ja wzięłabym udział w takim żarcie? Dowód mamy pod ręką. Właśnie teraz układają jego ciało na dole. Ubierz się i zejdź tam. Włóż coś żałobnego – dodała na stronie.

– Chyba nie ma nic takiego, milady – odezwała się pokojówka Georgii. Zdawało się, że jej głos dobiegał gdzieś z daleka.

– Wobec tego strój jak najprostszy i najbardziej stonowany.

– Muszę skorzystać z nocnika – powiedziała Georgia. No właśnie, życie toczy się dalej.

– Pomóż jej – poleciła matka pokojówce o imieniu Jane.

– Nie potrzebuję pomocy. – Georgia pobiegła do garderoby i schowała się za parawanem.

Dickon nie żyje?

Miał dopiero dwadzieścia trzy lata. Nikt nie umiera w takim wieku.

Chyba że podczas wojen. Może z powodu choroby, upadku z konia lub utonięcia w morzu. Lub w pojedynku.

Szpada przebiła mu serce…

Usiadła na pokojowym sedesie, objęła się ramionami i kołysała lekko. Dickon. Jej Dickon. Jej mąż, jej przyjaciel…

– Milady! – zawołała Jane. – Proszę już wyjść. Pani matka czeka.

– Odejdź.

– Pani matka…

– Odpraw ją.

– Milady, proszę już wyjść. Nie może pani…

Parawan usunął się na bok.

– Georgio, przestań. – Matka chwyciła ją za ramię i pociągnęła do sypialni. – Ubieraj się!

Jane przemawiała do niej znacznie łagodniej.

– O, tak. Teraz zdejmiemy nocną koszulę. Mam tutaj kremową lustrynę…

Wyrwała się.

– Przestań! Przestań wreszcie! Obie się mylicie! – Oswobodziła się z objęć matki i pokojówki, przebiegła przez swój pokój do sypialni męża. – Dickon! Gdzie jesteś? Nie uwierzysz, co one mówią…

Łóżko było w nieładzie. No właśnie, musiał niedawno wstać.

Skoczyła do jego garderoby.

– Dickon!

W drzwiach ukazał się lokaj męża. Przez ramię miał przewieszoną koszulę.

– On tam jest? – Zrobiła kilka kroków. Po bladych policzkach Pritcharda płynęły łzy. Pokręcił głową.

Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

– To nieprawda.

– Niestety, milord… odszedł. Muszę zanieść na dół czystą koszulę. Bo ta druga…

Georgia wciąż kręciła głową. Prawda powoli do niej docierała.

Jej mąż, jej przyjaciel, jej Dickon, nie żyje!

– Nie! – Chwiejnym krokiem podeszła, aby przytrzymać się kolumny przy łóżku, spojrzeć na posłanie, na wgłębienie w poduszce; tu ułożył głowę, gdy spał. Jakże pragnęła, aby wrócił.

Lecz on już nie wróci.

Z płaczem rzuciła się na łóżko.

– Zostaw ją na chwilę. – Hrabina Hernescroft chwyciła pokojówkę za ramię, lecz spoglądała na córkę.

Jest taka piękna, pomyślała, beztroska… a tu taka tragedia. Przecież ona nie ma jeszcze dwudziestu lat.

Może doprowadzenie do ślubu Georgii i Maybury’ego było błędem. Dziewczyna miała wprawdzie dopiero szesnaście lat, ale była nad wiek rozwinięta, i już wtedy doprowadzała mężczyzn do szaleństwa. Wydawało się, że będzie prościej, jeśli wcześnie się ustatkuje, u boku dobrotliwego sąsiada, starszego ledwie o trzy lata.

Georgia poślubiła nowego hrabiego Maybury’ego, którego już dobrze znała. Uszczęśliwiona porzuciła naukę, aby zostać panią własnych włości, i to przed starszą siostrą. Maybury jednak nie zdołał jej okiełznać. Powinni to przewidzieć i związać ją ze starszym mężczyzną.

– Czy mam jej podać środek nasenny, milady? – wyszeptała pokojówka.

– Przygotuj, z tym że Georgia najpierw musi zejść i zobaczyć ciało.

– Czy to konieczne, milady?

– Tak.

– Dobrze – odpowiedziała pokojówka i wyszła.

Lady Hernescroft skrzywiła się na myśl o nadciągającej burzy. Usłyszała, jak ktoś wchodzi do pokoju. Odwróciła się.

Bogu dzięki. To jeden z jej synów, sędzia Peregrine Perriam, smukły, elegancki i pomimo wczesnej pory stosownie przyodziany na tę okoliczność w ciemnoszare ubranie. Perry był niepokojąco dyletancki. Zarazem był urzędnikiem w sądzie i protokolantem.

– Ty musisz zajmować się sprawami ludzi – powiedziała cicho – i pilnować tego, co się mówi. Już pojawiają się nieprzychylne przypuszczenia.

– Biedna dziewczyna. – Perry bardzo lubił siostry, za to mniej swoich braci.

– Myślisz, że to prawda? – spytała szeptem.

– Georgie i Vance? On nie jest typem strojnisia, który zakrada się do buduarów. Maybury zapraszał go na męskie rozrywki ze względu na jego sportowe umiejętności, ale wątpię, by Georgie miała sposobność, aby się z nim widywać.

– Logika na niewiele się zda. Georgia popełniała tyle szaleństw, niektóre z udziałem mężczyzn. Powinieneś pokierować ją we właściwą stronę.

– Przecież miała męża – zauważył.

– Który nie stanął na wysokości zadania. Czego się dowiedziałeś?

– O tej porze bardzo niewiele. Rozmawiałem z ludźmi na dole. Kellew, jego sekundant, twierdzi, że to miało miejsce ostatniej nocy w tawernie. Najpierw był wyścig, a potem zaspokajali pragnienie, gdy Vance zaczął szydzić z kiepskiego powożenia w wykonaniu Maybury’ego. Maybury chlusnął winem w twarz Vance’a, no i doszło do pojedynku. Maybury to beznadziejny woźnica, ale według mnie zbyt spokojny z natury, aby kruszyć kopie o taką błahostkę.

– No właśnie – odparła lady Hernescroft. – Z tego powodu powstaną niestworzone kłamliwe oskarżenia. Błahostki często wykorzystuje się do obrony dobrego imienia damy w pojedynku, a jakaż dama mogłaby być powodem w tym przypadku, jeśli nie rozpuszczona żona Maybury’ego?

– Te drapieżne kocice, które zazdroszczą Georgii urody i powabu, będą w swoim żywiole. W podobnych sytuacjach wiele żon uciekało za granicę.

– Nikt z rodziny Perriamów nie zostanie wygnańcem. A teraz weź się do pracy. Dopilnuj, aby o świcie świat poznał odpowiednią wersję wydarzeń. Ja się postaram, aby ludzie obecni na dole ujrzeli twoją siostrę pogrążoną w głębokim żalu i aby opowiedzieli o tym w klubach. Każ pokojówce, aby przyniosła jej peniuar. – Podeszła do łóżka podnieść szlochającą córkę. – Chodź, musisz pokazać, że chcesz go zobaczyć.

– Muszę? – Spojrzała szeroko otwartymi, poczerwieniałymi oczami dziecka, dziecka zszokowanego, oszołomionego swoim losem.

– Tak. Nie musisz się specjalnie ubierać. Pokojówka niesie ci szlafrok. – Sama pomogła córce włożyć różową, jedwabną szatę. – Nie, nawet nie próbuj jej uczesać. Chodź, moja droga. Będę u twego boku.

Perry odszedł, aby wykonać powierzone mu zadanie. W tej kwestii lady Hernescroft mogła mu zaufać. Dziękowała Bogu, że jej mąż przebywa na wyścigach konnych. Miał tendencje do inicjowania awantur, a sytuacja wymagała subtelniejszej taktyki.

Zaledwie przed dwoma miesiącami lady Lowestoft uciekła po podobnym pojedynku, ale świat dowiedział się, że była kochanką zabójcy i ulotniła się razem z nim. Po prawdzie nie było tu podobieństwa, ale złośliwi plotkarze na pewno coś wynajdą. Czy lepiej zabrać Georgię z miasta, czy też nakazać jej stawić czoło całemu światu i ukręcić łeb wszelkim porównaniom?

Poprowadziła drżącą córkę korytarzem i dalej schodami okazałego domu w dzielnicy Mayfair do miejsca, gdzie na szezlongu spoczywały zwłoki Maybury’ego. Okrwawiona koszula została już zmieniona na czystą, a ciało aż po szyję przykryto czerwoną, brokatową narzutą. Miał zamknięte oczy, ale nie wyglądał, jakby spał.

Na jego widok Georgia załkała. Lady Hernescroft pomyślała, że może nawet zwymiotuje, i zastanowiła się, czy sprawiłoby to dobre, czy też złe wrażenie.

Jej córka z wyciągniętymi rękami nachyliła się nad ciałem.

– Och, Dickonie, dlaczego? Dlaczego? – Odsunęła brązowe włosy z jego skroni, lecz po chwili wzdrygnęła się. – Jest już zimny! – Osunęła się na podłogę. Różowy peniuar i tycjanowskie włosy rozsypały się po karmazynowym brokacie. Lady Hernescroft nie była poetyczna, lecz efekt zrobił na niej duże wrażenie.

– Dickonie, dlaczego? Dlaczego, mój kochany?

Lady Hernescroft odetchnęła. Bez dodatkowych sztuczek córka świetnie odgrywała swoją rolę. Dwóch z czterech mężczyzn ocierało oczy, Kellew pociągał nosem.

Po dłuższej chwili lady Hernescroft podniosła córkę i wzięła ją w ramiona.

– Teraz musisz go zostawić, moja droga. Chodź ze mną. Damy ci coś na sen.

Zaprowadziła Georgię z powrotem na górę i pomogła pokojówce ułożyć ją w łóżku.

Z niesmakiem spojrzała na kiczowaty mebel. Łoże było białe ze złoconymi zdobieniami. Cztery kolumienki wspierały się na figurkach kupidynów, a na wezgłowiu widniały bawiące się nimfy i pasterze. Integralna część ekstrawaganckiego, frywolnego stylu życia jej córki.

Razem z mężem oczekiwała, że młoda para przez większość roku będzie mieszkać w zamku Maybury Castle, który leżał blisko ich rezydencji Herne w hrabstwie Worcester. Nawet gdy nie było ich w Herne, aby sprawować nadzór, mogli to czynić w ich imieniu sekretarze i rządcy, poza tym matka Dickona cały czas mieszkała w zamku.

Tymczasem gdy tylko Maybury osiągnął odpowiedni wiek i przejął kontrolę nad ogromną fortuną, młodzi przeprowadzili się do miasta, aby brylować w towarzystwie. Wizyty w zamku były krótkie, przeważnie Dickon przyjeżdżał do rodzinnego gniazda sam. Georgia mieszkała w domu w Mayfair, urządzonym według najnowszej mody. Opuszczała Londyn jedynie w najgorętszym okresie lata i przenosiła się do willi w Chelsea, której nadali nazwę Sansouci.

Beztroska.

Beztroska to nic złego, lecz zaniedbanie było już naganne. Maybury nie interesował się zbytnio swoimi posiadłościami, a dla Georgii liczyły się jedynie rozrywka i modne stroje.

Mówili o niej „lady May”, była tak ulotna jak majowa jętka i mimo wszystko większość towarzyskiej elity ją uwielbiała.

Jednak owa elita w jednej chwili mogła zmienić front i zwrócić się przeciwko tym, którym zazdrościli. Tak jak powiedział Perry, gdy tylko arystokraci usłyszą najnowsze wieści, wszelkiej maści zawistnicy zaczną ostrzyć szpony, aby zniszczyć reputację lady May.

Pokojówka przyniosła napój nasenny. Lady Hernescroft zatrzymała ją ruchem dłoni.

– Georgio, posłuchaj mnie. Teraz wypijesz miksturę i trochę pośpisz, ale potem wyjedziesz z miasta i wrócisz do domu. Do Herne.

– Herne? Nie, pojadę do Sansouci.

– Czy jesteś brzemienna?

Georgia uciekła wzrokiem gdzieś w bok.

– Nie.

Lady Hernescroft odwróciła załzawioną twarz córki w swoją stronę.

– Uważaj. Mówiłaś, że Maybury przyszedł wczoraj wieczorem do twojego łoża. Przestań płakać. Czy możliwe, że jesteś brzemienna?

Georgia otarła łzy.

– Być może. Ale… minęły trzy lata, mamo. Dlaczego właśnie ostatnia noc miałaby uczynić różnicę?

Miała rację. Trzy lata bez poczęcia.

Gdyby zdarzył się cud, zostałby ujawniony w odpowiednim czasie, lecz stworzyłby kolejne problemy. Dziedzic poczęty w okresie obejmującym śmierć męża zawsze budził wątpliwości. Georgia musi regularnie przebywać w towarzystwie przyzwoitki, aby można było potwierdzić, że po pojedynku nie miała możliwości spotkać się w intymnej sytuacji z innym mężczyzną.

Były też plotki na temat Vance’a. Bez względu na prawdę ludzie będą spekulować… Powinna kazać Perry’emu, aby jak najpilniej przychwycił Vance’a, aby ten mógł wszystkich zapewnić, że pojedynek dotyczył dysputy odnośnie do umiejętności powożenia, a nie kwestii związanej z dobrym imieniem jakiejś damy.

Perry na pewno sam dopilnuje tej sprawy.

Ogólnie jednak powstał niezgorszy kram, a wszystko przez lekkomyślność córki. Georgia wciąż nie rozumiała powagi sytuacji.

– Jeśli nie nosisz pod sercem dziecka, Sansouci już nie będzie twoim domem, tutaj też nie możesz zostać, tak samo jak w zamku Maybury. Wszystko przejdzie na własność dziedzica, którym jest jego wuj, sir William Gable-Gore.

– Co takiego? – Georgia była wciąż tak samo zszokowana jak w momencie, gdy dowiedziała się o śmierci męża. – Wszystko stracone? Wszystko?

– Wszystko z wyjątkiem twoich rzeczy osobistych.

– Nie…

– Masz. Wypij to i prześpij się.

Georgia wzięła szklankę, pociągnęła kilka łyków i skrzywiła się niemiłosiernie, czując gorzki smak. Płyn przynosił też ulgę, więc po chwili jednym haustem opróżniła szklankę.

To przynajmniej było dobre – że jej nieposłusznej córce nie brakowało odwagi. Będzie jej potrzebna. Droga powrotu do świata nie będzie łatwa, i to bez względu na to, jak sprawnie uda się zażegnać kryzys.

Pokojówka zabrała szklankę i podała drugą, z wodą, która zniweluje gorzki smak.

Georgia musi wrócić do Herne, pomieszkać tam w żałobie, pozwolić, aby opadły emocje. Trzeba zorganizować kilka sąsiedzkich wizyt, aby stłumić plotki, że wyjechała za granicę z kochankiem.

A tutaj, w mieście, Perry i jego pomocnicy utwierdzą wszystkich w przekonaniu, że pojedynek był tym, czym się wydawał – szaleńczym porywem pijanych młodzieńców. Gdyby prawda okazała się inna, należało ją stłumić.

No tak. Będzie dochodzenie, niezdrowe zainteresowanie ciekawskich. Tym też należy się zająć, aby nazwisko Perriamów nie było szargane.

Lady Hernescroft wybiegła myślami w przyszłość. Za rok Georgia poszuka drugiego męża, tym razem bardziej odpowiedniego. Starszego i poważniejszego.

Georgia dopiła wodę.

– Ostatniej nocy było jak zawsze. Cudownie. Byłam na balu u lady Walgrave. Byłam lady May. Flirtowali ze mną Beaufort i Ludlow, a Sellerby skomponował wierszyk ku chwale sprzączek u moich pantofelków. A teraz nie mam już nic. – Uniosła głowę. – Jak to możliwe?

Lady Hernescroft nie była czułą matką, ale to żałosne pytanie chwyciło ją za serce. Objęła córkę i pocałowała w rozczochrane włosy.

– Twoje życie uległo wielkiej zmianie, ale nie jest tak, że straciłaś wszystko. Jako wdowa masz dożywocie, masz swoje cenne zalety, a ponad wszystko masz rodzinę. Zaopiekujemy się tobą. I obronimy cię.Rozdział 1

29 września, 1764

Herne, Worcestershire

Kochana Lizzie

Twoje listy były dla mnie ogromną pociechą, mogę Cię tylko błagać o wybaczenie, że nie odpisywałam. Wydaje mi się, że przespałam całe lato, nie zauważyłam mijających dni ani nawet kwitnących i więdnących kwiatów. Chyba pogrążyłam się w żalu po utracie biednego Dickona.

Jednak teraz przebudziłam się, być może za sprawą Dnia Świętego Michała, kiedy to służący w wiejskich majątkach podejmują decyzję, czy chcą pozostać, czy też poszukać sobie miejsca gdzie indziej.

Co do mnie, gdybym tylko mogła, z całą pewnością zmieniłabym miejsce pobytu.

Kiedy wróciłam do Herne, byłam niemal pewna, że wrócę do szkolnej sypialni, którą dzieliłam z Winnie. Okazało się, że dostałam do dyspozycji własne pokoje, lecz pod każdym innym względem mogłabym znowu mieć szesnaście lat! Nie mam więcej do powiedzenia w sprawach dotyczących zarządzania majątkiem niż wtedy, gdy miałam szesnaście lat, a przecież jeszcze niedawno byłam przyzwyczajona do odgrywania roli pani trzech domów.

Nie mam pieniędzy! To znaczy – trochę mam, bo odzyskałam pensję, lecz suma wróciła do mojego ojca, a ten wydziela mi po kilka gwinei na miesiąc. Nie wiedziałam, że część można zwrócić, ale myślę sobie, że jeśli obie strony wyrażają zgodę, wszystko jest możliwe. Nowy hrabia Maybury chętnie zrzucił z siebie obowiązek wypłacania mi wdowiego dożywocia w kwocie dwóch tysięcy rocznie przez może nawet sześćdziesiąt lat, nawet jeśli teraz oznacza to poniesienie kosztu w wysokości dwunastu tysięcy.

Na pewno rozumiesz, z jaką goryczą przyjmuję tę jałmużnę, to marne kieszonkowe. Ojciec płaci moje rachunki, ale czuje się upoważniony do kwestionowania moich zakupów, a wszystko to dokonuje się za pośrednictwem jego buchaltera, więc domyślasz się, jak mnie to drażni.

Do tej pory zakupiłam tylko szaty żałobne i kilka niezbędnych drobiazgów, ale przebudziłam się i kusi mnie, aby zamówić coś ekstrawaganckiego. Może mi coś podpowiesz?

Może modlitewnik oprawiony w klejnoty? Albo pozłacany nocnik? Już widzę, jak się śmiejesz i kręcisz głową, a ja uśmiecham się i jednocześnie płaczę. Chętnie zamówiłabym karetę i pognałabym w te pędy do Ciebie, lecz wiem, że lada dzień oczekujesz swojego maleńkiego skarbu, więc muszę się powstrzymać. Zwaliłabym się na głowę Babs, tyle że ona i Harringay są we Francji.

Ach, ten Wersal! Czy jeszcze kiedyś go zobaczę?

Oczywiście, że tak jak mówisz, gdy tylko minie rok mojej żałoby, wybiorę sobie nowego męża. Już słyszę Twój typowy zjadliwy komentarz na temat francuskiego dworu, wiejska szara myszko.

Najdroższa przyjaciółko, czy mogę Cię błagać o zaproszenie do Twego wiejskiego raju na Boże Narodzenie? Matka usilnie nalega, abym przez sześć miesięcy pozostała w Herne, zważywszy na niedorzeczne opowieści krążące na temat mnie i Vance’a, wyobrażasz sobie, Lizzie? Komu uroiła się wizja mnie w jego łożu? Zwłaszcza że zabił Dickona! Pragnę tylko jednego – abym mogła tego nikczemnego drania pokiereszować jego szpadą!

Wszelako do Bożego Narodzenia wszystkie skandale wypalą się, zostanie z nich popiół, a ja postanowiłam, że opuszczę Herne, zabierając moje czarne szaty. Dobrze pamiętam, jak to miejsce wygląda zimą. Ogromne pokoje i marmurowe podłogi w wielu pomieszczeniach. Co za chory pomysł, aby budować w takim stylu na angielskiej ziemi.

Twój jakobicki dwór jest o wiele przytulniejszy, wciąż miło wspominam święta, które spędziliśmy w Brookhaven z Dickonem. Wiem, że będzie spoglądał na mnie z góry i uśmiechał się, gdy będę pieściła Twoje maleństwa, bawiła się w ciuciubabkę, całowała się pod gałązką jemioły i flirtowała ze wszystkimi mężczyznami. O ile ktokolwiek zechce poflirtować ze mną, odzianą w szare i liliowe suknie, które w ogóle do mnie nie pasują.

Znowu się śmiejesz, ale naprawdę – oba te odcienie nie pasują do mojej karnacji.

Gdy opuszczę Twój dom, wrócę do miasta na zimowy sezon. Nikt mnie nie powstrzyma, bo umieram z tęsknoty za miastem! Dopiero tam wrócę do życia.

O, zobacz, ten kleks to moja łza, lecz nie jest to tęsknota za wielkim światem wyższych sfer. Znowu wyobrażam sobie, jak kręcisz głową, moja najdroższa, najukochańsza przyjaciółko. Tak bardzo za Tobą tęsknię.

Czekam niecierpliwie na Twój kolejny list z nadzieją, że przyniesie mi wieści o lekkim, bezpiecznym porodzie.

Twoja

Georgia M.

6 grudnia, 1764

Lizzie!

Czy znasz najświeższe wiadomości? Matka Dickona opuściła ten padół. Zapewne powinnam wyrazić żal, ale ponieważ była wobec mnie niemiła przez większą część mojego małżeństwa, nie będę z siebie robiła hipokrytki.

Bardzo niesprawiedliwie obwiniała mnie o to, że przeprowadziliśmy się do miasta, podczas gdy właśnie Dickon pragnął uciec, gdy tylko osiągnął pełnoletniość i przejął kontrolę nad swoim majątkiem. Jednak ona pisała do mnie, utyskując na naszą ekstrawagancję.

Ale przecież już zwierzałam Ci się z tego w swoim czasie. A czy opowiadałam Ci o listach, które wysłała po śmierci Dickona? Chyba nie. Były napisane żrącym kwasem za pomocą plującego ogniem pióra. Próbowałam odpisywać w spokojnym tonie, naprawdę, bo rozumiałam ból rozdzierający matkę, która straciła jedyne dziecko, lecz w końcu kazałam, aby nie doręczano mi więcej tych listów. Nie odsyłałam ich, obawiałam się, że spowoduje to jeszcze większe cierpienie, ale nie byłam w stanie ich czytać.

Ona wierzyła w najbardziej obrzydliwe plotki na mój temat. Wzięłam sobie jako kochanka nie tylko Vance’a, lecz także każdego mężczyznę, który mi nadskakiwał, no i oczywiście namówiłam Vance’a, aby pozbył się mojego niechcianego męża…

Ech, nie będę już o niej pisać ani myśleć! Obawiam się, że jednak nie odwiedzę Cię na Boże Narodzenie. Nie chcę odgrywać hipokrytki, ale dla matki mojego męża muszę pozostać w żałobie jeszcze przez miesiąc.

Jeśli Ty i Torrismonde nie przybędziecie do miasta na zimę, może odwiedzę Cię w styczniu. A teraz zbieram moje szale, grube pończochy i wełniane rękawiczki w nadziei, że przeżyję te chłody i ponownie Cię zobaczę.

Twoja zmarznięta przyjaciółka,

Georgia M.

– Perry!

Georgia zbiegła po szerokich schodach, by uściskać ulubionego brata, kiedy tylko wszedł do dworu, lecz zaraz pociągnęła go z powrotem w kierunku stopni wiodących na górę.

– Nie zrzucaj z siebie okrycia, dopóki nie znajdziemy się w moim buduarze. Chyba że chcesz wyziębić się na śmierć.

Perry ze śmiechem rzucił kapelusz lokajowi i poszedł z nią na piętro.

– Nie mogłam uwierzyć, jak napisałeś, że nas odwiedzisz – powiedziała. – Zwłaszcza w taką pogodę, święta już za pasem. Jesteś przejazdem w drodze do przyjaciół, którzy mieszkają jeszcze dalej na północ? Wszystko jedno, to cudownie. Widzieliśmy się kilka miesięcy temu.

– Przyjechałem wyłącznie po to, aby ciebie zobaczyć. Nie lubię Herne tak samo jak ty, Georgie.

– Bratnie dusze. Wejdź. Udaje mi się utrzymać we względnym cieple ten pokój i sypialnię, dlatego rzadko stąd wychodzę. Matka i ojciec mają przyjechać dopiero dwudziestego trzeciego. Wtedy pewnie będę musiała zacisnąć zęby i zejść do jadalni.

– Która będzie nagrzana tak bardzo, jak się da, bez względu na koszty. – Ściągnął rękawiczki, szalik i podszytą futrem pelerynę, aby podać je pokojówce Georgii, Jane Nunn.

Georgia rzuciła swoją pelerynę na kanapę, po czym jeszcze raz uściskała brata. Był szczupły i wyższy od niej ledwie o parę cali. Przez to często był lekceważony, a przecież miał cechy mocnego i wprawnego szermierza. Niektórzy sądzili także, że jego modne stroje znamionują płytkiego człowieka, lecz Peregrine Perriam skrywał o wiele więcej.

– Czym cię poczęstować? Coś zjesz, napijesz się herbaty, piwa albo wina?

– Herbata i coś na ząb. Na rozgrzewkę najlepsza byłaby zupa.

– Herbata i zupa dla mojego brata, Jane, natychmiast. A potem coś konkretnego. I dopilnuj, żeby miał ciepło w pokoju.

Perry podszedł do pokojówki i pocałował ją w policzek.

– Jak zawsze piękna, a jeszcze bardziej niezastąpiona.

Pomimo swoich trzydziestu pięciu lat Jane Nunn oblała się rumieńcem.

– Co też pan. Jeśli chce pan dostać swoją strawę, lepiej niech mi pan pozwoli zabrać się do pracy.

– Przy tobie bym nie zginął – stwierdził, ale pozwolił jej odejść.

– Drażnisz się z nią – rzuciła Georgia.

– Ale ona to lubi – odparł. Oczywiście miał rację.

Georgia usiadła, nie mogła powstrzymać promiennego uśmiechu.

– Czy przy tobie jakakolwiek kobieta jest bezpieczna?

– Wszystkie. – Spoczął w fotelu. – Bo nie mam ochoty na żeniaczkę, a zadaję się tylko z tymi, którym to nie przeszkadza.

– Z żonami.

– Częstokroć, dzięki czemu niosę dobrodziejstwo im i ich mężom, którzy mogą swobodnie zabawiać się gdzie indziej. Stajesz się purytanką, moja droga?

– Nawet tak nie mów! To pewnie niszczycielskie działanie Herne.

– Ale nie permanentne.

Spoważniała.

– Przecież wiesz, że byłam wierną żoną, prawda, Perry? Być może flirtowałam…

Uniósł dłoń.

– Oczywiście, że wiem, kochana. Ale w tej materii przynoszę ci złe wieści.

Również zrobił poważną minę, a Georgia szczelniej owinęła się szalem. Powinna się domyślić, że tylko w bardzo ważnej sprawie Perry mógł przybyć tu, tak daleko z miasta, zimą.

– Co?

– Znowu jesteś bohaterką skandalu.

– Po sześciu miesiącach? Dlaczego? Jak to możliwe?

– Z powodu wdowy dziedziczki.

Patrzyła na niego z szeroko otwartymi ustami.

– Przecież ona zmarła i leży w grobie!

– I zostawiła po sobie zatrute powietrze. Umierała przez tydzień, w tym czasie załatwiała ostatnie sprawy, lecz zarazem przyjmowała gości. Wmawiała wszystkim, że umiera z powodu złamanego serca. Złamanego przez nikczemną, bezpłodną kurtyzanę, z którą ożenił się jej syn.

Skrzywiła się.

– To nic nowego.

– Mylisz się – powiedział ostrzegawczo. – Twierdziła, że niedawno otrzymała ostateczny cios, list, który Charnley Vance napisał do swojego sekundanta, Jellicoe’a. Użalał się, że nakłoniłaś go do zabicia męża, okazując swoją miłość i obiecując wspólną ucieczkę za granicę.

– Co takiego? – Georgia zerwała się na równe nogi. – Kto w to uwierzy? Rzadko widywałam Vance’a, a poza tym prędzej poderżnęłabym sobie gardło, niż uciekła z kimś takim jak on!

Perry również wstał.

– Wiem, ale wystarczy, aby relacja o liście padła z ust umierającej kobiety…

– Ale dlaczego? – jęknęła. – Dlaczego? Wymyśliła to, aby zadawać mi cierpienie nawet zza grobu. Perry, co zrobić?

Wziął ją za ręce.

– Na razie nic. Oczywiście szukamy już listu, aby udowodnić, że jest sfałszowany.

– Lecz jeśli nigdy nie istniał… To takie okrutne. Jestem niewinna. Nie zrobiłam nic złego. Naprawdę!

Objął ją czule.

– Wiem, kochana. Kto cię naprawdę zna, ten wie, że nie wdałabyś się w zażyłość z Vance’em.

Spojrzała na brata.

– A inni? Czy wierzą, że mogłabym romansować z innymi mężczyznami?

– Nie ci, którzy dobrze cię znają, ale… nie sprawiałaś wrażenia skromnej.

– I przez to jestem ladacznicą!

– Mówisz o flirtowaniu? Zakładaniu się o pocałunki? Schadzkach w ogrodzie podczas balów?

– Przecież to tylko zabawa. Czy miałam być jej pozbawiona? Dickon nie miał nic przeciwko temu. – Odsunęła się. – Nie sądziłam, że będziesz mi czynić wyrzuty, Perry.

– To nie są wyrzuty. To prawda o twojej sytuacji. Jest trudna, dlatego kolejne kroki będziesz musiała stawiać bardzo ostrożnie, aby nie utonąć w tym bagnie.

– No, ale jestem tutaj, prawda? Gnuśnieję w Herne pogrążona w głębokiej żałobie. Zostałam tu, aby opłakiwać zmarłą wdowę, a w nagrodę otrzymuję większą dawkę nienawiści. Co jeszcze mam zrobić?

– Zostań tu dłużej – odparł bez ogródek. – Ludzie zapomną, jeśli nie będziesz się rzucać w oczy. Wdowa nie żyje i to musi być koniec jej wpływu na twoje życie. Ten fałszywy list pójdzie w niepamięć, a wiosną wrócisz na salony.

– Towarzystwo o wszystkim zapomni? – spytała cynicznie.

– Nie, ale twoja osoba nie będzie już w centrum uwagi, wydarzą się kolejne skandale. Przyjaciele przypomną światu o twoich cnotach, a ty pojawisz się w częściowej żałobie, co przypomni im o prawdzie. O tym, że jesteś damą i wdową, tragicznie młodą wdową hrabiną Maybury.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– To niemożliwe!

– Po śmierci matki Dickona zostałaś najstarszą wdową rodu.

– W wieku dwudziestu lat? Do diabła, przecież to niesprawiedliwe.

– Oj!

– Musiałam sobie zakląć.

– Pamiętaj, że może ci to wyjść na dobre.

– Tedy postaram się okazać wdzięczność, lecz nic mi po tym. Muszę szybko wyjść za mąż i pozbyć się tytułu wdowy dziedziczki.

– Kiedy wrócisz do towarzystwa, zalotnicy zlecą się jak trutnie wokół królowej, gdy ta tylko opuści swój ul.

Spojrzała na niego uważnie.

– Czyż oni nie umierają?

– To drobna nieścisłość, wiedziałem, że mi ją wytkniesz. – Uśmiechnął się. – Jeśli będziesz bystra, wszystko obróci się na twoją korzyść.

Perry miał wiedzę o układach towarzyskich. Musiała mu zaufać.

– Chciałabym wiedzieć, gdzie teraz jest ten przeklęty Charnley Vance – odezwała się. – Powiesiłabym go za kciuki, aż wyznałby prawdę na nasz temat!

– A ja asystowałbym ci z rozgrzanymi do czerwoności szczypcami. To godne potępienia, że uciekł za granicę przed dochodzeniem, i od tamtej pory nikt o nim nie słyszał.

Spojrzała przez okno na dwubarwny zimowy krajobraz: okrytą szronem ziemię i czarne szkielety drzew.

– Jakby złośliwy los chciał mnie zniszczyć. Tylko dlaczego? Przecież niczym sobie na to nie zasłużyłam.

– Oczywiście, że nie zasłużyłaś. Masz dobre serce. Jesteś tylko ofiarą przewrotnego losu, któremu pomagała twoja zgorzkniała teściowa.

– I moje złe zachowanie – dodała, odwracając się do niego.

– Szczera do bólu. Tak, pruderyjna hrabina nigdy nie dałaby powodów, aby stać się obiektem tak nonsensownych pomówień, ale… o, moje jedzenie.

Weszła Jane, a za nią lokaj z tacą z jedzeniem.

– Obiad będzie gotowy za kilka minut, milady.

Georgia wskazała lokajowi stolik, przy którym zwykle spożywała posiłki. Usiadła na jednym z krzeseł, gdy Perry zajął drugie i zabrał się do pałaszowania zupy.

– Dziękuję, że przyjechałeś, Perry. Mogłeś napisać.

– Pomyślałem, że lepiej będzie przekazać ci to osobiście.

– Doceniam twoje poświęcenie.

Nalała obojgu herbatę i wzięła z talerza kawałek chleba.

– Jak spędzasz tutaj czas? – spytał. – Nigdy nie lubiłaś bezczynności.

– Podczas pogody ku utrapieniu naszych ogrodników zmieniałam aranżację ogrodów, a teraz zadręczam starego Brownholme’a.

– A kto to taki?

– Archiwista. Na pewno go pamiętasz. Jest tu tak długo jak te zakurzone księgi.

– A, tak. Ale nie widywałem go zbyt często. W jaki sposób wystawiasz na próbę jego cierpliwość?

– Nie jest tak, że on się niecierpliwi. Po prawdzie wydaje mi się, że wnoszę nieco urozmaicenia w jego szare życie. Spisuję przygody naszej prababki w okresie wojny domowej.

– Pięknej lady Hernescroft, która ubłagała bandę zwolenników parlamentu, tych Okrągłych Głów, aby oszczędzili Herne?

Georgia popijała herbatę.

– Pięknej lady Hernescroft, która przespała się z kilkoma oficerami Okrągłych Głów, aby ocalić Herne.

– Chyba żartujesz.

– Takie wnioski są jednoznaczne po lekturze jej listów i pamiętników.

– Rany boskie!

– Może i ja opublikuję moje opowieści… – Roześmiała się na widok jego miny. – Nie zrobię tego, ale schowam je głęboko w rodzinnych archiwach z nadzieją, że za sto lat ktoś je odnajdzie.

Zaśmiał się.

– Światek towarzyski stał się moralnym bagnem bez lady May. Obiecaj, że pozwolisz mi przeczytać swoje wspomnienia.

Odstawiła filiżankę.

– Pod warunkiem że przecierpisz tu ze mną Boże Narodzenie.

– Co? To oburzające.

– Taka jest moja cena.

– Wiedźma! No dobrze, ale mam nadzieję, że przygody drugiej hrabiny będą tego warte.

– Nie zawiedziesz się. Jest twoja kolacja. Wygląda na bardzo pożywną. – Uśmiechnęła się do lokaja. – Podziękuj ode mnie kucharce.

Kiedy wyszedł, spoglądała, jak Perry rzucił się na befsztyk i smażone ziemniaki. Lubiła również obserwować jedzącego Dickona. Mężczyźni jedli z taką wdzięcznością, że planowała dla nich najsmaczniejsze posiłki.

– Czemu się smucisz? – spytał Perry.

– Miałam nadzieję, że spędzę święta u Torrismonde’ów – odpowiedziała nieszczerze.

– Przecież możesz.

– Nie. Nie będę zatruwać im świąt skandalem. A Boże Narodzenie w tym domu nigdy nie było radosne, prawda?

– Ani ojciec, ani mama nie lubią tych tradycji.

– Przyjeżdżają z miasta w Wigilię, pierwszego dnia świąt jadą do kościoła, rozdadzą hojne datki, a potem wrócą, aby powitać Nowy Rok na dworze. – Mimo to Georgia uśmiechnęła się. – Co oznacza, że możemy przyjemnie spędzić pozostałe dwanaście dni, zwłaszcza Trzech Króli, bez ich ingerencji. Zostaniesz do Trzech Króli?

– Wiesz, że nie mogę. Wtedy muszę być na dworze.

Westchnęła. Święto Trzech Króli na dworze.

– Trudno, będę się bawić ze służbą w kuchni.

– Chcesz, żebym zachęcił cię do powrotu razem ze mną, ale to nie przejdzie. Opowieści zmarłej wdowy są jeszcze zbyt świeże. Zaczekaj do Wielkanocy.

Wzięła z jego talerza kawałek smażonego ziemniaka. Smakując go, rozważała coś w myślach.

– Nie. Jeśli mam zaczekać, to pełny okres. Nie wrócę jako poważna wdowa. Pokażę się, gdy moja żałoba dobiegnie końca, jako lady May w pełnej krasie.

– Na pewno sobie poradzisz – odparł z uśmiechem. Odstawił talerz i napił się wina. – Ale nawet wtedy zachowuj się taktownie. Unikaj sytuacji, które dadzą pożywkę krytykantom.

– Zawsze musisz mi zepsuć zabawę. – Zrobiła obrażoną minę.

– Musisz znaleźć dobrego męża. A dobrzy mężowie uciekną przed wdową skandalistką.

– Tylko najwięksi nudziarze. No dobrze, postaram się być grzeczna – dodała szybko, widząc jego uniesione brwi.

– Albo będziesz grzeczna, albo zostaniesz wdową do końca życia. – Pokazała mu język, na co zareagował kolejnym uśmiechem. – Masz już na oku jakąś zdobycz?

– Nie, ale mam wymagania. – Zaczęła liczyć na palcach. – Po pierwsze, ma być bogaty, po drugie, modny i elegancki, po trzecie, ma być hojny i wykazywać upodobanie do życia towarzyskiego. A po czwarte, ma być hrabią, markizem albo księciem.

– Żaden wicehrabia czy baron nie ma szans?

– A któż z własnej woli chciałby zejść o kilka stopni w dół z arystokratycznej drabiny?

Spostrzegła, że Perry w myślach ocenia możliwości.

– Beaufort?

W odpowiedzi posłała mu słodki uśmiech.Rozdział 3

Dracy szedł do dworu Herne przez rzedniejący tłum, wciąż zatrzymywali go mężczyźni, pragnąc mu pogratulować. Grzecznie odrzucił kilka zaproszeń na kolację lub nawet na parodniowy pobyt w tym czy tamtym majątku, lecz mimo to napawał się chwilą triumfu.

Tęsknił za marynarką, zwłaszcza za bliskością towarzyszy broni, którą niejako wymuszały warunki panujące na zatłoczonych okrętach. Brakowało mu przyjaciół i znajomych w każdym porcie, zwłaszcza tych, którzy podzielali jego beztroski stosunek do życia. Każdy żołnierz bardzo szybko przekonywał się o tym, że kwestia przeżycia w znacznej mierze zależała od przypadku.

Szczególnie brakowało mu spotkań z marynarzami, których poznał w czasach, gdy był jeszcze chłopcem okrętowym. Niektórzy już nie żyli, inni rozjechali się po świecie.

Minęło prawie sześć miesięcy, a on wciąż próbował przystosować się do życia w sennej społeczności hrabstwa Devon, otaczającej majątek Dracy. Świat wyścigów konnych bardziej mu pasował, gdyż był domeną mężczyzn, przesiąknięty ryzykiem i nieobliczalny – często stawkę w grze stanowiły ogromne majątki. Jednak większość tych mężczyzn potem wracała do swojego przewidywalnego i wygodnego życia, tak jak Tom Knowlton. Nie mieli pojęcia, że nieszczęście mogło nadejść bez ostrzeżenia jak grom z jasnego nieba w słoneczny dzień.

A powinni się tego nauczyć – Dracy spotkał w życiu mężczyzn, a nawet kobiety, którzy ciągle balansowali na krawędzi, tonęli w długach, z upodobaniem brali udział w ryzykownych rozgrywkach, flirtowali, wywołując kosmiczne skandale. Co pewien czas któryś z nich spadał w przepaść, jednak pozostali zdawali się nie dostrzegać faktu własnej śmiertelności.

Czy uważali się za bogów?

Wolał statecznego ziemianina, takiego jak Tom Knowlton niż tę śmietankę towarzyską.

Ale ożenić się?

Ta myśl wracała do niego uparcie, zwłaszcza teraz, gdy wygrał ten wielki zakład. Samotne życie nie wydawało mu się ekscytujące. Być może żona – taka okrąglutka i bardzo zaradna jak Annie Knowlton – wiedziałaby, jak zmienić zagrzybione i brudne zabudowania majątku Dracy w przytulny dom. Musiałaby jednak zrobić to za psie pieniądze. Do jego charakteru i temperamentu bardziej przemawiała stadnina niż areał pod uprawę, dlatego wkładał w nią każdego zaoszczędzonego pensa i niemal całą energię. Wiele razy sam sięgał po piłę czy siekierę i brał się do roboty.

Jednak dom był domeną kobiet, tak jak powiedział Tom. Był pewien, że Annie Knowlton nie stroniła od ścierki i szczotki, sprzątając u boku służących. Może żona umiałaby zagonić jego nieliczną służbę do ciężkiej pracy.

Odpowiednia żona wiedziałaby, jak sporządzać niedrogie a smaczne posiłki, jak pokonać stada moli i innych insektów, od których roiło się w budynku. Wieczorami siadałaby z nim przed kominkiem, cerując obrusy, podczas gdy on sam przeglądałby księgi rachunkowe. A potem razem udawaliby się do sypialni.

Jak by to było?

Do tej pory jego kochankami były wyrafinowane kobiety z wyższych sfer, które tego samego oczekiwały od swoich faworytów. Do powrotu do domu. Zubożały baron nie miał tego samego powabu co oficer marynarki w zagranicznym porcie, poza tym, oczywiście, sam wygląd czasami działał na jego niekorzyść.

Nie, jego szanse na znalezienie sobie żony były raczej nikłe. Kiedyś jedna szczególnie wrażliwa dama w Devon zemdlała, gdy zobaczyła jego bliznę.

Nawet żona Toma odczuwała dyskomfort z powodu jego zniekształconej twarzy. Bardziej współczucie niż odrazę, lecz dopiero po dłuższym czasie przestała na to zwracać uwagę. Dzieci Toma jednak wciąż się bały Dracy’ego. Wpatrywały się w niego w milczeniu, trzymając się blisko opiekunki. Dlatego szybko nauczył się, aby w ich obecności powstrzymywać uśmiech.

Nie należał do ludzi, którzy użalają się nad sobą i płaczą nad tym, czego nie da się zmienić, lecz zanim odszedł z marynarki, nie był świadomy swojej ułomności.

Minął cisowy żywopłot i stanął, podziwiając wspaniały dom, znany jako Herne. Był ogromny, rozciągał się w lewo i prawo, w słońcu lśniły szyby wielu okien, mimo że z uwagi na ich liczbę zwiększony został należny podatek od nieruchomości. Od frontu z pewnością znajdowały się kolumny i portyki, lecz on zbliżał się do domu od tyłu, który też był bogato zdobiony, a przez środek budynku biegł długi taras z centralnie usytuowanymi schodami.

Nie było sensu okrążać budowli, lecz czy z tej strony znajdują się wejścia? Z tarasu do wnętrza domu prowadziło troje drzwi, lewe otwarte. Stwierdził, że będą odpowiednie. Minął ogromne trawniki, na których stały blade klasyczne posągi, lawirował alejkami wiodącymi przez geometrycznie ułożone ogrody.

Wszedł po szerokich schodach i ruszył przez kamienny taras, zatrzymując się przed parą gryfów, w połowie orłów, w połowie lwów. Jako symbole waleczności i wielkoduszności były znakomite, lecz jako obrońcy domostwa łatwo dawały się ominąć. Uczynił to i podszedł do otwartych drzwi. Zastanawiał się, czy jego wejście może zostać potraktowane jako niemile widziane wtargnięcie.

W tym momencie zjawił się wypudrowany lokaj w liberii i złożył mu pełen szacunku ukłon.

– Witamy w Herne, milordzie.

Dracy skinął głową i z ulgą przekroczył próg. Hernescroft zadbał o jego komfort, a to dobrze wróżyło w kontekście umowy, jaką chciał z nim zawrzeć.

Znalazł się w eleganckim pokoju o bogato zdobionym płaskorzeźbami suficie, na ścianach wisiały liczne obrazy. Zapewne nie był to prywatny salon, te z reguły były na wyższym piętrze, zapewniały więcej spokoju i odosobnienia. To pomieszczenie przeznaczone do spotkań towarzyskich. W myślach założył się ze sobą o szylinga, że pokój nosi nazwę sala tarasowa.

Lokaj poprowadził go korytarzem do skrętu w lewo, potem kolejnym, aż opuścili główną część domu i przeszli do skrzydła urządzonego już z mniejszym przepychem.

Zatrzymali się przed prostymi drzwiami.

Czyżby prywatny gabinet?

Niezbyt obiecujący.

Jednak kiedy Dracy wszedł do środka, odniósł lepsze wrażenie. To musiał być gabinet hrabiego, choć z pewnością wykorzystywał go również jako wygodny azyl. Na podłodze leżał znakomity dywan, meble były wykwintne i bogato złocone, łącznie z ogromnym biurkiem. Również tutaj na ścianach wisiały obrazy przedstawiające konie, wyścigi oraz inne sporty. Stolik mógł służyć hrabiemu do samotnego spożywania posiłków. Przed kominkiem stały dwa fotele, a obok sofa dla dodatkowych gości.

Dracy zdawał sobie sprawę z tego, że zwracanie uwagi na te drobiazgi może wydawać się dziwne, lecz działo się tak dzięki jego dawnemu instynktowi. Na wojnie szczegóły miały ogromne znaczenie, zwłaszcza podczas żeglugi po nieznanych akwenach. Czy to na wzburzonych morzach modnego świata, czy też na spokojniejszych jeziorach wiejskiego ziemiaństwa jedno niewłaściwe słowo mogło pogrążyć człowieka w wodnej otchłani.

– Dracy, zapraszam pana do środka – odezwał się hrabia. – Klaret, brandy, porto?

– Poproszę klaret, dziękuję bardzo. – Dracy zauważył, że lokaj wyszedł, a hrabia sam nalewa wino. Będzie to prywatna rozmowa.

Wcześniej przestudiował wszystkie dostępne informacje o hrabim Hernescrofcie. Chociaż był tęgi i rumiany, cieszył się dobrym zdrowiem. Jego dziedzic, wicehrabia Pranksworth, miał trzydzieści dwa lata i był już ojcem dwóch synów, więc kontynuacja pokoleniowa była zabezpieczona. Gdyby ta linia zawiodła, hrabia miał jeszcze trzech synów: jeden służył w armii, drugi w marynarce wojennej, a trzeci był miejskim próżniakiem.

Miał też dwie córki, obie bardzo dobrze wyszły za mąż.

Ale Dracy po chwili przypomniał sobie, że jedna z nich to już wdowa, w dodatku o niezbyt pochlebnej reputacji. Miał przed oczami roześmianą buzię i ogniste włosy. Odegnał tę wizję. Nie czas na myślenie o szlachetnie urodzonej latawicy.

Uniósł kryształowy kielich.

– Za wspaniałe konie i piękne wyścigi, milordzie.

Hrabia również ujął kielich i powtórzył toast wzniesiony przez gościa.

– Niech pan siada, Dracy. Chciałbym omówić pewną kwestię.

Zabrzmiało to obiecująco. Usiadł w jednym z foteli, gospodarz zajął miejsce w drugim.

– Gram i płacę – powiedział Hernescroft – lecz istnieją różne metody płatności. Rozważyłby pan przyjęcie nagrody o ekwiwalentnej wartości?

Dracy pociągnął łyk wina, aby zyskać na czasie.

– Byłbym gburem, gdybym odmówił. Ma pan na myśli innego konia?

– Innego konia? – Hernescroft zmrużył podkrążone oczy.

Czyżby hrabia miał inną propozycję?

– A cóż innego mogłoby mieć podobną wartość?

– Nie mam drugiej takiej klaczy jak Fancy Free, a nie śmiałbym proponować niczego gorszego.

– Więc chodzi o ogiera? – Dracy starał się udawać zaskoczenie. – Przypominam sobie, że ma pan dwa cenne okazy.

Jednak te zdolności aktorskie okazały się niewystarczające.

– Do diabła! Czy to było ukartowane od samego początku? Pewnie chodzi o Gosling-go. – Zrobił niezadowoloną minę. – Nie baw się ze mną w ciuciubabkę, Dracy. Parę dni temu koń dostał ataku szału, walił kopytami w boks i zerwał sobie pęcinę. Trzeba było go zastrzelić.

– Rozumiem. – Dracy próbował ukryć rozczarowanie. Powinien staranniej zbierać wiadomości, lecz kości zostały rzucone już kilka dni wcześniej. – To nieszczęście, milordzie. Nie wiedziałem.

– Przeniosłem go do Lambourne, aby tam pokrył kilka klaczy. Może ta przeprowadzka nie przypadła mu do gustu. Sam dowiedziałem się o wszystkim dopiero wczoraj.

Dracy upił jeszcze łyk wina, szybko zmieniając taktykę.

– Wobec tego z żalem będę musiał sprzedać Fancy Free, aby za uzyskane pieniądze kupić dobrego ogiera.

– Wystawić ją na aukcję? W ten sposób nie traktuje się takiego konia.

– Zgoda, lecz mniej mi potrzebna świetna klacz od świetnego ogiera. Gdyby miał pan zapłacić tyle, ile jest warta…

Hrabia przygryzł wydatną dolną wargę.

– W dzisiejszych czasach trudno o gotówkę. Na pewno pan o tym wie. Wojna to wielkie koszty, ceny poszły w górę. Źle się dzieje. – Odsunął krzesło i podszedł do stolika, na którym stała karafka. – Jeden z młodszych synów sporo mnie kosztuje.

Wykonał gest karafką, lecz Dracy odmówił. Nie miał pojęcia, dokąd prowadzi ta rozmowa.

Hrabia ponownie zajął miejsce.

– Mógłbym sprzedać kawałek ziemi, ale taka transakcja to niegodziwość. To zdrada naszych przodków, którzy ją posiedli.

– To prawda – odparł Dracy, myśląc o ziemi, którą kiedyś sprzedał Ceddie. Jednocześnie próbował odgadnąć, do czego hrabia zmierza.

Długi karciane porucznika marynarki wojennej Arthura Perriama nie były zaskoczeniem, podobnie jak opinia hrabiego o świętości rodzinnej ziemi. Oba te fakty Dracy uwzględnił w kalkulacjach. Ale teraz Hernescroft sam nadawał kierunek konwersacji, a Dracy niecierpliwił się, że nie ma pojęcia, o co tu chodzi.

– Mam propozycję innej wymiany.

– Słucham.

Hernescroft łyknął wina. Czyżby chciał zyskać na czasie?

– To inny rodzaj młodej klaczy, ale jest ona warta więcej niż Fancy Free. O wiele więcej.

Dracy postanowił nie okazywać specjalnego zainteresowania.

– Moja córka.

– Pańska córka?

– Jej udział wynosi dwanaście tysięcy. Za te pieniądze kupi pan sobie całe stado ogierów. Będzie pan musiał podpisać umowę o dożywociu dla wdowy w wysokości dwóch tysięcy rocznie i zapewnić jej godziwe kieszonkowe, ale dwanaście tysięcy będzie pańskie, gotówka do ręki w dniu ślubu. To chyba uczciwa zamiana.

– Rzeczywiście – odparł. Czuł się tak, jakby żeglował wzdłuż nieznanego wybrzeża i wpadł w gęstą mgłę.

– Mam na myśli moją najmłodszą córkę, lady Maybury. To wdowa, ale dojrzała już do drugiego małżeństwa.

Tycjanowskie włosy.

Roześmiana, piękna kokietka.

Nikczemna, rozpustna latawica.

Zaniepokoiło go określenie „dojrzała” w odniesieniu do tej młodej damy, a sama propozycja była zdumiewająca. Przecież nie stanowił odpowiedniej partii dla finansowo dobrze zabezpieczonej córki hrabiego.

– Na pewno pan o niej słyszał.

– Pokazano mi ją podczas wyścigu.

– To dopiero smarkula! – wybuchnął hrabia. – Do tego włożyła bryczesy. Powinienem zrugać Prankswortha, iż ją przyprowadził, ale on powie, że i tak sama by przyszła. Uparta dziewucha! Ale – dodał szybko – nie gryzie, i naprawdę nie jest zła.

Mgła rozrzedziła się nieco, ale jedynie na tyle, by odsłonić ostre krawędzie skał.

– Nie jest to dla mnie atrakcyjna propozycja – powiedział Dracy, wspominając swoje współczucie wobec mężczyzny, który musiał ją okiełznać.

O dziwo, hrabia wybuchnął śmiechem.

– Naprawdę? To dlaczego połowa mężczyzn w Anglii ślini się na jej widok? Na tym właśnie polega mój problem, Dracy. Ona chce ponownie wyjść za mąż. To naturalne, skoro ma dwadzieścia lat.

– Dwadzieścia! – Dracy nie zdołał pohamować okrzyku. Spodziewał się, że ta grzesznica jest o wiele starsza.

– Wyszła za mąż jako szesnastolatka. Dobrze znaliśmy Maybury’ego, który właśnie otrzymał swój tytuł. Miał dziewiętnaście lat, ale matka i opiekunowie chcieli go ożenić, zanim osiągnie pełną zdolność do czynności prawnych i poślubi jakąś rozpustnicę.

Dracy zachował dla siebie komentarz, który sam się narzucał.

– Oczywiście nie był w stanie nad nią zapanować. Po prawdzie to sam ją zachęcał do coraz większych szaleństw. Głupiec lubił, gdy wywoływała plotki. Elita nadała jej przydomek Lady May, ale myśleliśmy, że ustatkuje się, gdy urodzi dzieci. To jednak nie nastąpiło, a potem ta sprawa z Vance’em.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: