Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skandalu nie będzie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Skandalu nie będzie - ebook

Krzysztof Piesiewicz w zajmującej rozmowie z Michałem Komarem opowiada o swoim życiu. Był uczestnikiem niezwykłych wydarzeń: narodziny demokratycznej opozycji, udział w procesie zabójców księdza Popiełuszki, potem, w wolnej Polsce w rehabilitacji płk. Kuklińskiego. Wiele miejsca poświęcają na rozmowy o scenariuszach do filmów Kieślowskiego i o ich przyjaźni.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7700-135-6
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Masz dobrą pamięć?

Nie wiem.

Czas na sprawdzian. Opowiedz o dzieciństwie…

Daj mi chwilę, muszę to jakoś pozbierać, a nie wiem, czy mi się uda. Wszystko jest jak wyblakłe kartki papieru, strzępy.

Niech będzie tak: niewielki drewniany domek w Zalesiu Dolnym, zima, rozgrzany piec kaflowy. Za oknem w świetle latarni skrzy się śnieg. Mam pięć lat. Mama czyta mi baśnie Andersena.

Pamiętasz tytuły?

Najboleśniej przeżywałem Dzielnego ołowianego żołnierza.

Który kochał śliczną tancerkę zrobioną z papieru.

I którego jakiś okrutny, bezmyślny chłopiec wrzucił do pieca, a przeciąg z powodu otwartych drzwi sprawił, że w piecu znalazła się też tancerka. Gdy następnego dnia służąca wygarniała popiół, znalazła małe ołowiane serduszko i sczerniałe cekiny z sukni tancerki… I jeszcze Dziewczynka z zapałkami.Byłeś smutnym dzieckiem?

Ależ skąd! Mama czytała mi Tuwima, Brzechwę, Makuszyńskiego. Wtedy się śmiałem. Nie byłem smutny. Może trochę zdystansowany, osobny. A Andersen utkwił we mnie w szczególny sposób. Na dnie serca.

Kiedy mama przestawała czytać, szedłem do sąsiedniego pokoju, do dziadków. Dziadek Edward Szerękowski siedział przy stole kreślarskim. Ołówki Koh-i-noor, twarde i miękkie. Butelki tuszu. Błyszczące cyrkle w wyściełanych aksamitem futerałach. Z boku maszyna do pisania. Dziadek pięknie kreślił i rysował. I pięknie opowiadał o przygodach myśliwskich. Człowiek wielu talentów. Także i literackich. W czasie I wojny światowej pisywał reportaże i opowiadania do „Łowcy”, organu Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego, w Polsce Ludowej zmagał się z powieścią Szantażyści.

Kryminał?

Powieść polityczno-obyczajowa z życia II Rzeczypospolitej. Blisko Kariery Nikodema Dyzmy. Głupawy książę Gintułd bieduje w Hotelu Angielskim, zapożycza się u portiera, który wynajmuje pokoje na godziny. Książę jest w potrzebie. Grupa cwaniaków w składzie mieszanym: żydowski finansista, ksiądz pieczeniarz zapewniający nieustannie, że popiera tylko to, co uczciwe, katolickie i patriotyczne, oraz chamowaty poseł proponują Gintułdowi zastawienie 10 tysięcy hektarów lasu, które należą do jego szwagra tkwiącego w ZSRR. Dyrektor banku udziela oszustom kredytu na gigantyczną sumę, a przy okazji staje się cichym wspólnikiem przedsięwzięcia. Prosty schemat.

Więc pamiętam zimowy wieczór 1950 roku w Zalesiu Dolnym. Mam pięć lat. Mój pies Kazan podbiega do drzwi. Jest wielki, kudłaty i serdeczny. Skundlony owczarek niemiecki. Bardzo silny. Kiedy zaczynam chodzić do szkoły, zaprzęgam go do sanek. Kazan merda ogonem. Cieszy się, bo w progu staje mój ojciec. Wrócił z Warszawy, z pracy…Marian Marek Piesiewicz, syn Antoniego (1871–1923) i Filipiny z Kozłowskich (1872–1964), urodzony 25 marca 1903 roku w Siedlcach.

Bo to wszystko zaczyna się w Siedlcach. Antoni był tam notariuszem, Filipina wzorową, surową matką sześciorga dzieci. Bardzo religijna, jak na dzisiejsze warunki – zdecydowanie przedsoborowa, odrobinę despotyczna. Pamiętam ją. Babcia była już wtedy starszą panią. Co rano biegła do kościoła, oczywiście na czczo, by przyjąć komunię świętą. Wracała głodna i wściekła. Nie zdejmując palta, wpadała do kuchni, ze złością trzaskała garnkami. Potem godzinami odmawiała różaniec albo stawiała pasjansa. Dwie namiętności: różaniec i karty. Nie przypadkiem użyłem jej imienia w jednym z moich scenariuszy filmowych. Ojciec i jego bracia uczyli się w liceum im. Stefana Żółkiewskiego, siostry – w liceum im. Królowej Jadwigi. I jeszcze jedna ważna informacja: w „Królówce” były też siostry Szerękowskie…

W 1920 roku, tuż przed maturą, ojciec zgłosił się na ochotnika do wojska. Potem rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Tam spotkał Ludwika Cohna, dzięki któremu poznał Stanisława Dubois. Wstąpił do Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Gdy w 1923 roku zmarł dziadek Antoni, rodzina popadła w kłopoty finansowe. Ojciec utrzymywał się z korepetycji, nie było mu łatwo. Babcia Filipina musiała wesprzeć córki, które poszły na studia. Bronka na medycynę, Stefania do Państwowego Instytutu Wychowania Fizycznego. A trzeba pamiętać, że w dusznych salonach mieszczańskich studia w takiej szkole uchodziły za podejrzanie postępowe… W tym samym Instytucie, zwanym też Szkołą Słońca, studiowała Aniela Szerękowska – moja przyszła mama.

I tak doszło do spotkania Anieli z Marianem Piesiewiczem, który rok wcześniej ukończył studia, a teraz był aplikantem w sądzie grodzkim dla Warszawy-Pragi. Ślub wzięli w Siedlcach, w kościele św. Stanisława w lipcu 1929 roku. W 1935 roku urodził się im syn – Witold. Ja – dziesięć lat potem.31 lipca 1931 roku 28-letni Marian Piesiewicz został mianowany sędzią Sądu Okręgowego w Siedlcach. Jego żona podjęła pracę jako nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 1.

Ojciec szybko awansował. W 1934 roku Zgromadzenie Ogólne Sądu Okręgowego wybrało go na wiceprezesa sądu, a na przełomie lat 1937–38 został prezesem Sądu Okręgowego w Białej Podlaskiej. To była poważna pozycja. W moich aktach w Instytucie Pamięci Narodowej znalazłem notatkę jakiegoś funkcjonariusza SB, który zapewniał, że „Marian Piesiewicz zrobił zawrotną karierę w okresie międzywojennym z powodu swego bałwochwalczego stosunku do marszałka Piłsudskiego”. Nie wiem, jak to było z tym bałwochwalczym stosunkiem… Z pewnością nosił w sobie sentymentalne, młodzieńcze zauroczenie Marszałkiem, ale skoro w latach 30. wspierał Stanisława Dubois w organizacji wiecu przeciw faszyzacji kraju, to może z biegiem lat to zauroczenie nieco osłabło. Myślę, że sympatyzował z Polską Partią Socjalistyczną. Do jakiego stopnia? Nie wiem. Opowiadał mi ze śmiechem, że gdy przywiózł do Siedlec portret Ignacego Daszyńskiego, jego matka weszła do pokoju i zaczęła krzyczeć: „Zdejmij tego łobuza ze ściany!”. Poglądy moich rodziców? Byli typowymi przedstawicielami postępowej lub, jak wolisz, lewicującej inteligencji polskiej z potrzebą wykonywania pracy pro publico bono. Myślę, że ta lewicowość nie miała charakteru ideologicznego czy politycznego. Brała się z chęci budowania społeczeństwa obywatelskiego.

Ojciec – człowiek wierzący, miał konflikt z miejscowym hierarchą kościelnym. Jako zwolennik ślubów cywilnych i projektu prawa małżeńskiego osobowego, który wprowadzał świeckość małżeństwa i dopuszczalność rozwodów, wzbudził reakcję tamtejszego biskupa, i to publiczną, z ambony, z której słyszał o młokosie głoszącym niedopuszczalne koncepcje. Zdaje się, że miało to swoje następstwa w czasie okupacji… Od 1932 roku był prezesem Zarządu Okręgu Podlaskiego PCK. Tytuł zaszczytny, a praca bardzo ciężka. Wraz z moją mamą zbierał pieniądze, organizował pierwsze w Polsce wiejskie przychodnie zdrowia dla dzieci, rozbudował ośrodek kolonijny we Fronołowie.

Na pierwszej stronie „Życia Podlasia” z 1934 roku znajduje się artykuł dotyczący PCK, a w nim taka informacja: „Okrąg Podlaski P.C.K. ma największy Ośrodek Zdrowia P.C.K. w całym województwie, a jeden z największych w Polsce, posiada świetnie prosperujące Kolonje Wypoczynkowe dla kilkuset dzieci”1.

Ojciec uzyskał fundusze na remont kapitalny siedziby PCK przy ul. 1 Maja. Organizował akcje walki z gruźlicą. Były kłopoty z transportem kolejowym. Ojciec pojechał do Ministerstwa Komunikacji, interweniował. W 1934 roku uruchomiono dodatkową parę pociągów kursujących do Fronołowa w soboty i dni świąteczne przez całe lato. W 1936 roku we Fronołowie otwarto agencję pocztowo-telekomunikacyjną.

Niemcy wkroczyli do Siedlec 11 września. Ojciec, ostrzeżony, że może go szukać gestapo, uzbroił się w rewolwer, wsadził mamę i Witka na furmankę i ruszył na południowy wschód – tak mi po latach opowiadał brat. Przyszło im krążyć po świecie z jakieś dwa-trzy tygodnie. Wrócili do Siedlec. W 1940 roku Adam Ronikier zaproponował mu objęcie prezesury w siedleckim oddziale RGO2.

Tu zaczynają się historie, o których ojciec opowiadał niewiele. Dlaczego? Może przez nawyk związany z tajemnicą adwokacką? Prowadził setki spraw, ale w domu nigdy się o nich nie mówiło. A może wciąż czuł się związany przysięgą w Armii Krajowej? Nie wiem. Ale pozostawił mi parę tropów. Wiedząc, że zbliża się śmierć, napisał projekt swego nekrologu. Streścił to, co było dla niego najważniejsze w życiu: „sędzia”, „utworzenie wiejskich ośrodków zdrowia”, „ZWZ/AK”, „pomoc dla ludności żydowskiej w siedleckim getcie”, „członek Rady Adwokackiej i długoletni kierownik szkolenia aplikantów”. Zmarł w 1987 roku. Potem dotarły do mnie rozmaite dokumenty i opracowania. Kiedy staram się teraz wszystko zebrać w całość, to wiem, że ojciec jest przy mnie. Że są przy mnie oboje. Ciepli, szlachetni ludzie. Czuję na sobie ich spojrzenia.

To pomaga?

Pomaga… Pamiętam, kiedy ojciec po raz pierwszy spojrzał na mnie nie tylko z czułością, ale i z zainteresowaniem. Nie, więcej – ze współrozumieniem. Przywiązywał ogromną wagę do rozmów ze mną, do poważnych dyskusji o książkach i filmach, a co jakiś czas dostawałem od niego 20 złotych w kopercie – na bilet do cyrku. Była w tym, podejrzewam, głębsza myśl. Cyrk mieścił się… Wiesz gdzie?

Na placu Unii Lubelskiej, mniej więcej w tym miejscu, w którym przebiega końcówka ul. Waryńskiego. Dwa namioty. W większym odbywały się występy. Za mniejszym stały drewniane wozy pomalowane na niebiesko i żółto z napisem „CYRK”.

Cyrk robił na mnie piorunujące wrażenie. Akrobaci, treserzy z tygrysami i lwami, żonglerzy. W każdej z tych dziedzin idzie niekiedy o grę na granicy śmiertelnego ryzyka. Ale tak naprawdę, do głębi, poruszali mnie clowni. Z pierwszego rzędu loży dobrze widać. Ich umiejętność błyskawicznego przechodzenia od okrucieństwa do współczucia, od szyderstwa do płaczu, od płaczu do śmiechu. Czułem, że to wszystko jest skrótowym zapisem losu zbudowanego na bólu, na trwodze, która szuka pocieszenia, a pocieszenie – wymuszone oklaskami. Czułem, choć nie umiałem nazwać. Zapewne rysowało się to na mojej twarzy. I dlatego mówię o uważnym spojrzeniu ojca…Wracam do 1940 roku. Mama z Witkiem przenoszą się do Warszawy. Ojciec działa w Siedlcach, w PolKO3, czyli w delegaturze RGO, i w PCK. Ściśle współpracuje z doktorem Zygmuntem Niepokojem, którego Niemcy mianowali lekarzem miejskim i kierownikiem Kolumny Epidemiologicznej. Ale trzeba wiedzieć, że major Niepokój „Norwid” od wiosny 1940 roku jest również oficerem Ekspozytury nr 2 Drugiego Oddziału Komendy Głównej ZWZ. Tak więc ta współpraca toczy się w dwóch nachodzących na siebie przestrzeniach: pomocy społeczno-medycznej i wywiadu.

Jako działacz PCK i RGO ojciec spotykał się z hrabiną Marią Tarnowską, jeździł do Krakowa – do Adama Ronikiera i arcybiskupa Adama Sapiehy. Chyba był jakoś zamieszany w dostarczenie pierwszych fotografii z Katynia do siedziby arcybiskupów krakowskich, prawdopodobnie dzięki koleżeńskim kontaktom z adwokatem Ludwikiem Christiansem, kierownikiem RGO i prezesem PCK w okręgu lubelskim. Ciekawa to znajomość, bo ojciec to lewicujący liberał, a Christians – narodowiec skłócony ze starą endecją, działacz ONR, a potem Ruchu Narodowo-Państwowego i jednocześnie prezes Akcji Katolickiej w Lublinie.

Pod koniec 1940 roku w Siedlcach Niemcy utworzyli getto. Ojciec natychmiast przekazał siedzibę PCK na szpital żydowski. Dostarczał tam żywność i leki, w miarę możliwości, a te stopniały, gdy biskup sufragan Czesław Sokołowski zaczął utrudniać księżom współpracę z RGO – podobno z powodu sporu o jakąś nieruchomość. Zarzucano biskupowi też, że był przeciwny wydawaniu Żydom metryk chrztu – a te mogły uratować im życie. Natomiast zachęcał wiernych do wyjazdów na roboty do Rzeszy i błogosławił żołnierzom armii Mussoliniego udającym się na front wschodni. W 1943 roku Wojskowy Sąd Specjalny Obszaru Warszawskiego AK skazał biskupa na karę śmierci, rzecz bez precedensu. W wyniku interwencji Komendanta Głównego AK sprawę przekazano do Komisji Sądzącej Walki Podziemnej. Biskup został ukarany infamią. Mówię o tym, jednocześnie mając w pamięci heroizm polskich duchownych więzionych w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Likwidacja siedleckiego getta rozpoczęła się 22 sierpnia 1942 roku. Wycofuję słowo „likwidacja”. W tym kontekście jest amoralne. Oswaja. Łagodzi sens tego, co się stało. Oddziały niemieckie, polska policja granatowa, Ukraińcy i Łotysze z SS. Kilkanaście tysięcy dzieci, kobiet i mężczyzn zgromadzonych na cmentarzu żydowskim, bez jedzenia, bez wody. Przemarsz do wagonów… Lekarzy i chorych ze szpitala żydowskiego zamordowano na miejscu.

Minęły cztery miesiące. Ojciec otrzymał z RGO wiadomość o planowanym przyjeździe do Siedlec transportu z ludźmi wysiedlonymi z Zamojszczyzny. Pięćset rodzin. Trzeba było zorganizować żywność, znaleźć mieszkania, miejsca pracy, rodziny zastępcze dla samotnych dzieci. A przede wszystkim przygotować lokal przejściowy – na pierwsze dni. Wybrano dawną siedzibę PCK, skrwawiony szpital żydowski… Znów minął miesiąc. 31 stycznia 1943 roku nadeszła informacja o nadjeżdżającym transporcie. Ojciec zwołał naradę, na którą przybyli doktor Niepokój i Stanisław Zdanowski, burmistrz Siedlec dla ludności polskiej. Jednym z ustaleń podjętych na tej naradzie było zorganizowanie konspiracyjnej obsługi informacyjno-fotograficznej. Szło o to, aby dokumentacja związana z wysiedleńcami znalazła się jak najszybciej w KG AK, potem zaś w Londynie. Narada została nagle przerwana przez niemieckiego komisarza miasta, Alberta Fabischa. Zażądał od zebranych, by natychmiast udali się na stację. Nadjechał pierwszy skład. Temperatura około 20 stopni poniżej zera i śnieżna zamieć. Bydlęce wagony, z których wyjmowano zwłoki. Przez następne dwa dni przybywały kolejne transporty. Zdanowski z ojcem postanowili zorganizować tym nieszczęśnikom publiczny pogrzeb. I tak 3 lutego przez Siedlce przeciągnął kondukt pogrzebowy z 23 trumnami. Uczestniczyło w nim kilka tysięcy osób. Na cmentarzu przemówił Zdanowski. Trzy miesiące potem został aresztowany. Wtedy mój ojciec spakował się i wyjechał.

Do Warszawy?

Najpierw do Krakowa. Na ręce Adama Ronikiera złożył rezygnację z pracy w RGO. Był przyjęty przez arcybiskupa Sapiehę. W Warszawie miał przygotowany kontakt konspiracyjny.

Dokładniej?

Nie wiem. Albo dzięki „Norwidowi” uzyskał pomoc II Oddziału, albo Christians polecił go Jerzemu Rutkowskiemu, znanemu przed wojną działaczowi ONR-Falanga, który od 1940 roku zajmował poważne stanowisko w Biurze Informacji i Propagandy KG AK, był mianowicie szefem Tajnych Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Jego żona Jadwiga kierowała sekretariatem tychże zakładów, a w Powstaniu Warszawskim organizowała grupy fotoreporterów i zespoły powstańczej kroniki filmowej.

Wspaniała, otwarta i dowcipna osoba. Bywała u nas często w latach 70. i 80. Kiedy ojciec szedł spać, rozmawiałem z nią do późnej nocy. Moje pierwsze głębsze zainteresowanie adwokaturą wiązało się z jej opowiadaniem o procesie Melchiora Wańkowicza, gdzie broniła razem z Janem Olszewskim. Byłem wtedy w liceum i słuchając, pomyślałem: „Interesująca praca”... A mąż Rutkowskiej utkwił mi w pamięci z powodu jego przyjazdów do Zalesia. Potężny, w rogowych okularach, miał niski głos. Brał mnie do ogrodu i pokazywał na wiatrówce, jak się strzela z biodra, co mi szalenie imponowało.

Nie zdawałem wtedy sobie sprawy, z jakimi ludźmi kontaktuje mnie ojciec – a to był przecież kawałek najnowszej historii Polski. Kolejny człowiek: Janusz Podoski, malarz i jeden z założycieli Związku Polskich Artystów Fotografików. Ojciec zabierał mnie, małego brzdąca, do jego pracowni przy ul. Pankiewicza, zresztą do pracowni po Pankiewiczu. Ja gdzieś przysypiałem, a towarzystwo do świtu biesiadowało. Podoski robił nam zdjęcia rodzinne. Po latach od Rutkowskiej dowiedziałem się, że pracował w tzw. komórce legalizacji KG AK, gdzie prowadził dział fotograficzny.

Co twój ojciec robił w konspiracji?

Działał w podziemnym wymiarze sprawiedliwości.

Sądził?

Nie wiem, czy uczestniczył w składach sędziowskich. Wiem, że zajmował się sprawami organizacyjnymi. Opowiadał mi, jak to wyglądało. Stół przykryty zielonym suknem, karty, kawa, a więc karciane spotkania na wypadek, gdyby pojawili się Niemcy. Wiem, że posiedzenia sądu, na których sekretarzem był Aleksander Gieysztor, odbywały się w mieszkaniu stryja mojej mamy – Rudolfa Szerękowskiego. To bardzo ciekawa postać. Ale o tym później.

------------------------------------------------------------------------

1 15-lecie Polskiego Czerwonego Krzyża, „Życie Podlasia” z 2 września 1934 r.

2 Rada Główna Opiekuńcza – organizacja charytatywna działająca podczas II wojny, której prezesem był Adam Ronikier. Z pomocy RGO korzystało ok. 700–900 tys. osób rocznie.

3 PolKO – Polski Komitet Opiekuńczy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: