Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Śluby Sinnersów. Tom 2 Ostrzejsza gra - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Marzec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Śluby Sinnersów. Tom 2 Ostrzejsza gra - ebook

Wokalista Sinnersów Sed Lionheart nigdy nie pragnął wystawnego wesela. Ale jego narzeczona Jessica marzy o niezapomnianej uroczystości i chce mieć ślub ze swoich marzeń. I uroczystość okazuje się niezapomniana, choć niekoniecznie z powodów, które planowali. Czy zestresowana para uświadomi sobie, co naprawdę jest ważne w dniu ich ślubu? A może miesiąc miodowy skończy się, zanim się rozpoczął?

Basista Sinnersów Jace Seymour i piękna domina Aggie są w sobie szaleńczo zakochani, lecz dziewczynie nie śpieszno do ślubu. Zdecydowanie nie jest typem żony. Wszystko się zmienia, w chwili gdy ujrzy idealne miejsce, żeby powiedzieć „tak”. Lecz ich droga do małżeńskiej rozkoszy jest wyboista. Czy dotrą do ołtarza? A może wszystko legnie w gruzach?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5843-0
Rozmiar pliku: 776 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ostrzejsza Gra

Rozdział 1

Sed, jeszcze całkiem zaspany, przetoczył się na bok i wyciągnął rękę w stronę Jessiki. Gdy namacał tylko chłodną poduszkę, spanikował. Podniósł głowę, żeby sprawdzić, czy w łazience pali się światło, a przy okazji zerknął na zegarek. Chociaż było już po ósmej, w pokoju panował półmrok nietypowy dla południowokalifornijskich poranków. Pewnie ze względu na kłębiące się za oknem burzowe chmury. Natomiast jego ukochanej brakowało przy nim prawdopodobnie dlatego, że dzisiaj miał się odbyć jego ślub.

I jej.

Jessica chciała poprzedniego wieczoru nocować w hotelu, żeby zgodnie z tradycją nie widzieli się przed ślubem, ale trzy orgazmy skutecznie uziemiły ją w jego łóżku. W każdym razie na noc. Dziś musiała wstać wcześnie i wyjść. Już sobie wyobrażał, jak ucieka z zasłoniętymi oczami, żeby na pewno na niego nie spojrzeć. Zapamiętał sobie, żeby później się z niej ponabijać. Zgodził się na tradycyjny ślub tylko dlatego, że zależało na tym jego rodzinie, a Jessica wyznała, że też by taki chciała. Jemu było w zasadzie wszystko jedno, jak to przebiegnie, pod warunkiem, że po fakcie będzie do niego należała w oczach Boga, przyjaciół, rodziny oraz stanu Kalifornia. Dzięki temu już nigdy go nie opuści.

Wygramolił się z łóżka i nago stanął przed drzwiami na balkon. Skrzywił się na widok rozwścieczonych chmur. Jeśli będzie padać, Jessica się załamie. Czy menedżer zespołu miał jakiś wpływ na pogodę? Jerry był cudotwórcą w kwestii trzymania kapeli przy życiu, chociaż w ostatnich latach nieraz upadali. Na pewno będzie umiał powstrzymać burzę!

Zadzwoniła komórka. Rozpoznał gitarową solówkę swojego świadka, Briana Sinclaira.

– Już spionizowany? – spytał Brian na powitanie.

Sed zerknął na swoją poranną erekcję, która w obecności Jessiki byłaby twarda jak skała, ale ponieważ jej zabrakło, klęsła.

– Nie do końca.

– Jessica i Myrna właśnie wyjechały vanem pełnym chichoczących kobiet. Trzeba zebrać chłopaków i jechać po smokingi.

Sed uznał, że nigdy nie pojmie, jakim cudem Jessica nakłoniła go do włożenia smokingu. Przynajmniej nie kazała mu zawiązać pod szyją żadnej kretyńskiej muszki… Na to by nigdy nie poszedł.

– Przyjadę do ciebie za moment, tylko wezmę prysznic.

– Denerwujesz się?

– Nie – odparł Sed z przekonaniem, ale gdy tylko usłyszał to słowo, żołądek mu się ścisnął. – Nie bardzo – skorygował odpowiedź.

– Jessica jest w podłym nastroju. W sumie jej się nie dziwię, biorąc pod uwagę, za kogo wychodzi.

Sed uniósł kącik ust.

– Dzięki, Brian. Dokładnie takich słów mi trzeba.

– A pamiętaj, że to ja jestem ten miły! Poczekaj, aż posłuchasz Erica.

– Przebieram nogami! – roześmiał się Sed. Nic ani nikt nie zdoła go powstrzymać od poślubienia dziś Jessiki. Nawet Eric Sticks.

W łazience strasznie się uśmiał, bo okazało się, że Jessica przyszykowała dla niego skarpetki i adekwatną bieliznę. Musiała się strasznie zdenerwować poprzedniego wieczoru, gdy ją nastraszył, że do smokingu i eleganckich butów włoży białe sportowe podkolanówki. Dobrze się bawił, tak ją drażniąc. Ale dzisiaj zamierzał się zachowywać nienagannie. I tak miała dość nerwów. Za to wieczorem nie będzie miał już litości dla jej nastroju. I nie tylko dla niego.

Jak na pokornego przyszłego męża przystało, włożył te wieśniackie, cienkie czarne skarpetki, a do tego spodenki do gry w kosza, T-shirt i adidasy. Miał nadzieję, że przed bramą jego osiedla nie czekają żadni paparazzi, bo wyglądał w tych skarpetkach równie żenująco, jak się czuł.

Gdy dojechał do domu Briana, na długim podjeździe stał już sznur samochodów. Rozpoznał czarnego mustanga Aggie, toyotę siostry, corvette Erica i dużego vana, którym jeździła Rebeka, żeby móc zabierać swojego brata, Dave’a, i jego wózek. Samochód Jessiki też tam stał. Żałował, że jej rano nie zobaczył. Dzień nie zaczynał się dobrze, jeśli zaczynał się bez niej.

Nacisnął dzwonek i poczekał, aż Brian go wpuści. Zdziwił się, że nie ma na rękach syna. Chłopczyk był niemal przyspawany do jego ramienia, z wyjątkiem chwil, kiedy Brian grał koncert. Czasem pozwalał Sedowi go potrzymać. Seda nic bardziej nie zachwycało, niż przytulanie tego malucha do piersi. Nic, z wyjątkiem świadomości, że za siedem miesięcy będzie tak przytulał własne dziecko.

– Gdzie Malcolm? – spytał.

– Z matką. Właź. Jadłeś coś? Myrna kazała mi dopilnować, żebyś zjadł. Masz nie zemdleć przy ołtarzu.

– A niby czemu miałbym zemdleć? – roześmiał się Sed.

– To się zdarza częściej, niż myślisz. Pamiętasz, jak Trey padł przy narodzinach Malcolma?

– Zamknij się, gnoju – warknął Trey, który jak na zawołanie pojawił się w przedpokoju.

– Niestety, przegapiłem – przyznał Sed.

– Zaproś go na poród Jessiki – doradził Brian. – Będziesz miał ubaw tylko dla siebie.

– Wątpię, żeby Jessica miała ochotę na towarzystwo Treya.

– A niby czemu? – zdziwił się Trey. – Tak jakbyście się nie pieprzyli w łóżku obok mnie.

– Myśleliśmy, że śpisz!

– Stary, kurwa! – Do zgromadzenia dołączył Eric. – Skąd wytrzasnąłeś te skarpetki?

– Jessica kazała mi je włożyć do smokingu. – Spojrzał w dół i jęknął.

– To trzeba je było włożyć do smokingu, a nie teraz w nich łazić.

Sed trącił go w ramię.

– Pilnuję, żeby na ceremonii były już dostatecznie zużyte i aromatyczne.

Odgłos kół wózka inwalidzkiego Dave’a zapowiedział jego pojawienie się w zatłoczonym przedpokoju.

– Czemu się tu kłębicie? Panienki są samotne.

– Panienki?! – Chłopaki z zespołu wyprawili mu kilka dni temu dziki i pod wieloma względami zawstydzający wieczór kawalerski. Nie potrzebował powtórki z rozrywki.

Brian się zaśmiał i pokręcił głową.

– Spoko, Myrna robi jakieś przeróbki w jadalni i dziewczyny zrywają dziś tapetę.

– Nastraszyłeś go! – ryknął śmiechem Eric.

– Za dużo czasu z wami spędzam – wytłumaczył się Dave. – Podłapuję wasze głupawe żarty.

– Z Erikiem pięć minut to za mało – rzucił Sed.

– Tak, słyszałem z pierwszej ręki – roześmiał się David.

Eric bez namysłu plasnął swojego szwagra w czoło.

– A gdzie Jace? – Sed zauważył nieobecność ostatniego członka zespołu.

– Śpi na kanapie – doniósł Trey. – Wiesz, że przed południem nie istnieje.

– Coś mi się zdaje, że Aggie go wczoraj wymęczyła w lochu – podsunął Eric. – W trasie musi im być ciężko bez tej machiny do przypinania pasami.

– Słyszałem to! – wrzasnął Jace z salonu przylegającego do przedpokoju.

– I co mi zrobisz, Trójnogu?

– Opłacę ci godzinną sesję z Aggie, jak będzie miała okres.

– Jezu, czemu wtedy?! – Eric z obrzydzeniem zmarszczył nos.

– Bo jak ma naprawdę zły humor, jest dwa razy dziksza niż zwykle.

Sed jeszcze nie zabrał Jessiki na spotkanie z Aggie. Nie bał się, ale teraz Jess była w ciąży i nie wyobrażał sobie, żeby wyładowywanie na nim swoich frustracji przy pomocy trzcinki mogło być dobre dla dziecka. Właśnie, to świetna wymówka. Dla dobra dziecka!

Brian podał mu kawałek papieru.

– Jessica mówi, że masz się trzymać rozpiski i nie kombinować.

Sed zerknął na spis, zawierający takie punkty, jak „obciąć paznokcie” i „umyć zęby”. Jezu, czy on miał pięć lat?! Zerknął na swoje palce i stwierdził, że może faktycznie przydałoby się je przyciąć, ale mimo wszystko… Sam by sobie zaplanował dzień. Przecież zaplanował całą poślubną kolację! Gdy sobie uświadomił, że poranny ślub i popołudniowe przyjęcie oznaczają wolny wieczór, zabrał się za planowanie czegoś wyjątkowego dla swojej nowo poślubionej żony. Seks w nieznanym miejscu był tylko częścią motywacji do przeprowadzenia tego planu. Był pewien, że w nocy zawróci jej w głowie, ale wiedział też, jakie to dla niej ważne, żeby cały dzień przebiegł bez wpadki, więc postanowił bez marudzenia trzymać się listy.

Następnie Eric podał mu różowe pudełko wyglądające jak coś, w czym trzyletnia dziewczynka mogłaby trzymać najcenniejszą plastikową tiarę.

– Co to ma być?

– Tutaj będziesz po ślubie trzymał swoje jaja – wyjaśnił Eric. – Jess nie będzie już zależało, żebyś się z nimi obnosił.

Uchylił się w samą porę, żeby uniknąć ciosu Seda.

– Będzie bolało tylko przez moment – dodał Brian. – Potem będziesz się już tylko zastanawiał, po jaką cholerę były ci kiedykolwiek potrzebne.

Ale te żarty to i tak nic w porównaniu z ciężkim łańcuchem i wielką kulą, które przypięli mu do nogi w czasie wieczoru kawalerskiego. Zdjęli mu to dopiero następnego dnia. Na szczęście Jess umierała ze śmiechu, że musi spać w dżinsach i z jedną nogą na kołdrze. To Jace go ocalił, ale pewnie tylko dlatego, że łańcuch pochodził z lochu Aggie i zażądała zwrotu.

– Będą mi jeszcze potrzebne do robienia dzieci – oznajmił Sed i oddał pudełko Ericowi. – I żeby trzymać kobietę w ryzach.

Na takie dictum nawet dekoratorki wnętrz ryknęły śmiechem z jadalni.Rozdział 2

Jessica spojrzała w niebo i zmarszczyła brwi na widok przetaczających się przez nie czarnych chmur. Od razu stwierdziła, że to zły znak. Zwłaszcza, że jej ślub miał się zacząć za dwie godziny i odbyć się na plaży.

– Nie może lać – poinformowała Myrnę, która wiozła ją z manicure’u do fryzjera. – Po prostu nie może.

Myrna schyliła się, żeby zobaczyć niebo przez szybę swojego minivana. Jessica wciąż nie mogła uwierzyć, że jakaś kobieta posiada takie auto, mało tego, jeszcze je prowadzi! Ale wystarczyło ciche gruchanie z tylnego siedzenia – gdzie zapięty w foteliku siedział czteromiesięczny Malcolm – i dla Myrny wygląd samochodu tracił znaczenie. Jessica obstawiała, że każda matka poświęci swojego forda thunderbirda z ’57 roku, żeby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Przy okazji okazało się, że van bez trudu mieści wszystkie druhny Jessiki i transportuje je wygodnie z jednego przybytku kosmetycznego do drugiego. Zmieścił się też oczywiście ich jedyny towarzysz płci męskiej.

– „Nie może” to mocne słowa – stwierdziła Myrna.

– Planujemy ten dzień od miesięcy.

– A jaki zaplanowałaś plan awaryjny na wypadek deszczu? – spytała Aggie, siedząca tuż za Jessicą.

– Nie zaplanowałam.

– Nie będzie padać – zawołała z tylnego siedzenia Reagan. Towarzyszyła tam żonie Erica, Rebece, i najmłodszej siostrze Seda, Elise. – Nie dopuszczę do tego.

Jessica miała nadzieję, że jej przekonanie odniesie spodziewany skutek. Niech ten cały ślub już się skończy! Planowanie doprowadzało ją do szaleństwa. Marzyła o idealnym dniu, który wszyscy zapamiętają, ale najbardziej chciała po prostu być żoną Seda. Boże, nie mogła się doczekać, aż go zobaczy w smokingu! Ubrał się tak raz, na rozdanie nagród Grammy, w czasie tych dwóch lat, na które się rozstali. Widziała to w telewizji i myślała, że z wrażenia udławi się własnym językiem. Oczywiście nikomu by się nie przyznała, że ogląda relację z wręczenia nagród w nadziei, że go chociaż na sekundę zobaczy, bo w tamtym czasie nienawidziła go najbardziej na świecie. A w każdym razie tak sobie wmawiała. Ulżyło jej, gdy w końcu odkryła, że pod całą jego arogancją i bezczelnością kryje się dobre serce. Serce człowieka, którego kochała jak nikogo. Który sprawiał, że palce u stóp same jej się podwijały, a serce ogłuszająco biło.

Może on będzie umiał powstrzymać deszcz?!

– Zadzwonić do ekipy i poprosić, żeby rozstawili namiot wojskowy? – zaproponowała Rebeka.

Nie, w życiu. Jessica nie miała zamiaru brać ślubu w namiocie. Wolała być cała mokra.

– Dzięki, skarbie – zawołała w kierunku tylnego siedzenia – ale nie będzie padać. Po prostu nie może.

– Trzeba było uciec i wziąć romantyczny ślub we dwoje – stwierdziła Kylie, siostra Seda, wciśnięta między Aggie a fotelik Malcolma.

– Mówiłam Sedowi – podłączyła się Elise. – Ale myślisz, że słuchał? Oczywiście, że nie. Przecież to Sed, nasz zakuty łeb. Nie słucha nikogo.

On oczywiście chętnie by czmychnął, gdyby tylko Jessica tego chciała, ale ona, jak idiotka, stwierdziła, że ślub z siedmioma druhnami, siedmioma drużbami i Bóg jeden wie iloma kelnerami będzie super. Jak na razie nie było ani trochę super. A jeśli się jeszcze rozpada… Nawet nie zamierzała o tym myśleć.

Wydawało jej się, że o czymś zapomniała. Analizowała w głowie listę rzeczy do zrobienia i w zamyśleniu bawiła się pierścionkiem zaręczynowym. Był tani, ale dla niej najcenniejszy na świecie. Niczego innego tak nie hołubiła. I wcale nie dlatego, że oznaczał, że należała do Seda. Chodziło o to, że nosił go ze sobą przez te dwa lata, kiedy nie byli razem. Może i przez cały ten czas zachowywał się jak napalony kretyn, ale nie przestał o niej myśleć ani na chwilę, tak jak i ona nie przestawała myśleć o nim.

– Pamiętaj, żeby przed ceremonią przełożyć go na inny palec – upomniała ją Myrna, czekając na zielone światło.

Jessica podniosła na nią wzrok.

– Co?

– Dzisiaj dostaniesz obrączkę. Powinno się ją nosić blisko serca.

– Nic nie będzie bliżej serca niż to – stwierdziła, ale ściągnęła pierścionek i przełożyła na prawą rękę. Dziwnie się z nim tam czuła, ale nie zamierzała zaburzać przebiegu ceremonii. Wszystko musiało pójść idealnie, bo jakkolwiek cudownie było być narzeczoną Seda, bycie jego żoną będzie jeszcze cudowniejsze.

– Ciągle mi się zdaje, że o czymś nie pamiętam – powiedziała na głos, jeszcze raz przelatując w głowie listę.

– O wszystkim pamiętasz – zapewniła ją Myrna, a potem zerknęła w tylne lusterko na synka, z którym Kylie się bawiła w „a kuku”.

– Beth! – doznała olśnienia Jessica. Jej najlepsza przyjaciółka była przecież ważnym elementem ceremonii!

– Zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła? – spytała Myrna głosem niewiniątka.

Jessice aż zaparło dech w piersi.

– Wszystko dobrze? Przyjdzie?

– Nic się nie stało. Po prostu zaspała i ma małą obsuwę. Odbierze sukienki i przyjedzie od razu na makijaż.

Salon mody ślubnej znajdował się na drugim końcu miasta, tuż obok mieszkania Beth, ale Jessica czuła, że sama powinna odebrać sukienki. Jeśli Beth się spóźni, równie dobrze można będzie odwołać całą ceremonię.

– Jess, oddychaj! – jęknęła Myrna i poklepała ją po ramieniu.

Jessica wciągnęła głęboko powietrze i postanowiła włożyć głowę między kolana, ale przypomniała sobie, że trzyma ją pas bezpieczeństwa. Mniej więcej wtedy, kiedy wbił jej się w obojczyk.

Roześmiała się ze swojej głupoty i pomasowała obolałe miejsce.

Wszystko będzie dobrze, wmawiała sobie, ale czuła, że sama w tonie wierzy.

W salonie piękności jej włosy zostały rozczesane, wyszarpane, zakręcone, splecione w warkocze, upięte w loki, popodpinane i układane tak długo, aż welon i one stanowiły jednorodne dzieło sztuki.

– Wow! – zawołała na jej widok Myrna, której włosy trzymał w małej, ale silnej rączce jej syn. – Wyglądasz obłędnie!

– Ty też! – uśmiechnęła się Jessica, ale właśnie w tej samej chwili Malcom złapał za perłową spinkę, podtrzymującą upięcie włosów swojej mamy, i pociągnął. Misternie upięta fryzura rozsypała jej się na ramię.

– Mal! – jęknęła z rozpaczą. – To nie jest do zabawy!

Słodki, czarnowłosy chłopiec, tak bardzo podobny do swojego zjawiskowego tatusia-gitarzysty, do którego jego mama miała totalną słabość, roześmiał się ze złośliwością godną Treya. Wszystko zostało mu natychmiast przebaczone.

– Mogłaby go któraś z was wziąć? Muszę coś z tym zrobić – poprosiła Myrna, trzymając Malcolma w wyciągniętych ramionach, żeby nie narobił więcej szkód.

Zgłosiła się Rebeka. Dotknęła malutkich paluszków Malcolma i delikatnie obrysowała kształt jego buzi. Była wyraźnie zachwycona. Zresztą, trudno jej się dziwić. Jessica sama chciałaby go wziąć na ręce, ale jeśli perłowe spinki Myrny nie były bezpieczne, jej misterna fryzura na pewno by tego nie przeżyła.

Makijażystka skończyła malować Aggie i od razu przeszła do Jessiki. Nie zdołała namówić Aggie do rezygnacji z jej sztandarowej czerwonej szminki, ale udało jej się przynajmniej trochę złagodzić mocny makijaż oczu. Jessica nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Aggie wyglądała tak, jak lubi najbardziej, ale cieszyła się, że mimo wszystko zrezygnowała z gorsetu i butów sięgających ud. Dziadkowie Jessiki chyba by się przewrócili, widząc ją w codziennej odsłonie.

Drzwi do salonu otworzyły się gwałtownie i do poczekalni wpadła Beth. Jej błękitne oczy były oszalałe, a zmierzwione brązowe włosy nadawały jej jeszcze dzikszy wygląd.

– Jestem! – zawołała.

Jessice spadł kamień z serca.

– Trochę ci to zajęło…

Beth ją zauważyła i podeszła do fotela.

– Boże, tak cię przepraszam! Uczyłam się do późna i zasnęłam na kanapie. Nie słyszałam budzika, potem nie mogłam znaleźć kluczy, a jak je wreszcie znalazłam we wczorajszych dżinsach, to w połowie drogi przypomniało mi się, że mam na sobie wczorajszą bieliznę, więc wróciłam do domu, żeby ją zmienić… – Zabrakło jej tchu. – Wybaczysz mi?

– A pamiętałaś o sukienkach?

– Oczywiście! Mam je w aucie.

– W takim razie wybaczam. Ale wisisz mi lody za te nerwy, które mnie to kosztowało – mruknęła.

Beth objęła ją tak żywiołowo, że potrąciła pędzelek z cieniem do powiek, który trzymała w ręce makijażystka. Kobieta jęknęła i rzuciła się do ratowania sytuacji.

– Jesteś najlepsza – szepnęła Beth głośno prosto w ucho Jess.

– Ty też – odwzajemniła się Jessica. – Dzięki, że przywiozłaś kiecki.

– Nie ma sprawy.

Później Beth została zagnana na fotel. Coś trzeba było zrobić z jej potarganymi po nocy włosami. Jessica się odprężyła. Trochę.

Gdy cała siódemka została już upiększona, wróciły do vana. Beth miała za nimi jechać swoim starym sedanem, wyładowanym po dach sukienkami. Jessica chętnie by się z nią zabrała, żeby jej dotrzymać towarzystwa, ale ponieważ bagażnik był pełen książek, sukienki druhen leżały na tylnym siedzeniu, a honorowe miejsce obok kierowcy zajmowała suknia Jessiki. Jess miała nadzieję, że znajdą później czas, żeby pogadać. Ich drogi życiowe się rozeszły i rzadko teraz widywała przyjaciółkę.

Gdy tylko wsiadła do auta Myrny, spojrzała na niebo i skrzywiła się dramatycznie. Wydawało się jeszcze ciemniejsze niż wcześniej, ale deszcz, dzięki Bogu, nie padał.

Przez całą drogę na plażę, gdzie miała się odbyć ceremonia, nie spuszczała nieba z oka. Może jest po prostu ponuro, a zanim wyruszy w drogę do ołtarza, przejaśni się? A może powinna była wyznaczyć ślub na popołudnie, a nie na rano? Zagryzła wargę. Za późno na zmianę planów, więc powinna się po prostu przestać przejmować. Przecież to jej dzień, ma się nim cieszyć!

Miała ochotę zadzwonić do Seda, żeby jej powspółczuł. Zrozumiałby, czemu jest taka zamartwiona, przecież od miesięcy uczestniczył w jej ślubnym szaleństwie. Momentami nawet sama mu się dziwiła, że jeszcze w ogóle chce ją poślubić.

Myrna zaparkowała niedaleko budyneczku, w którym miały się przebrać. Bliżej brzegu stał już biały namiot, w którym panna młoda miała oczekiwać na wyjście, rozstawiono też rzędy białych drewnianych krzeseł. Kilka osób dekorowało je czerwonymi różami i gałązkami gipsówki oraz satynowymi kokardami, czerwonymi i białymi. Mimo wiatru, szło im całkiem dobrze.

Może robiła z igły widły? Dziewczyny, zagadane, poszły do domku przy plaży, a ona zajrzała jeszcze do jadalni, przyjrzeć się z zachwytem rzędowi bukietów na stole. Osiem niedużych bukiecików pasowało do jej bukietu ślubnego, tyle że jej był większy, a między czerwonymi różami miał białe lilie. Pochyliła się, żeby wciągnąć do płuc słodki liliowy aromat i niespodziewanie kichnęła.

Odsunęła się i kichnęła znowu. I znowu.

– Masz alergię na swój bukiet? – spytała Beth.

Jessicę zaczęły piec i swędzieć oczy.

– Na to wygląda – odparła przez nos. Kichała raz za razem, cofając się, żeby znaleźć się poza zasięgiem alergenów.

– I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę składać przysięgi i co chwilę… – Apsik! – …kichać! – Pociągnęła nosem i rozejrzała się za pudełkiem z chusteczkami.

– Ja też mam alergię na różne kwiaty – uspokoiła Myrna. – Trzeba się tylko pozbyć pręcików. Czy jak to się nazywa. Tego, gdzie jest pyłek.

– Oby! – jęknęła Jessica. Miała nadzieję, że przyjaciółka ma rację.

Myrna złapała bukiet i ruszyła do małej kuchni na tyłach domku plażowego. Gdy mijała Jessicę, ta kichnęła raz jeszcze, ale poczuła się znacznie lepiej, gdy tylko kwiaty znalazły się w innym pomieszczeniu.

– Przecież kiedy wybierałam bukiet, nie kichałam! – przypomniała Beth, która podała jej chusteczkę. Wydmuchała nos i zamrugała, żeby łzy nie zniszczyły makijażu.

– Bo to były sztuczne kwiaty – przypomniała jej Beth.

Prawie przez całe przygotowania do ślubu Sed był w trasie z Sinnersami, więc to Beth załatwiała z Jessicą wszystkie ślubne sprawy. Oczywiście Jessica wysyłała Sedowi zdjęcia i pytała o zdanie w każdej najdrobniejszej sprawie. Ani razu nie stracił cierpliwości, choć podejrzewała, że doprowadzała go do szału. Prawdopodobnie miał absolutnie gdzieś, czy wstążki w jej bukiecie były matowe, czy błyszczące, ale ona oczekiwała jego opinii, a on za każdym razem – Boże, naprawdę! – ją wygłaszał. Zależało jej, żeby brał udział w podejmowaniu wszystkich decyzji, uczestniczył w każdym kroku prowadzącym do tego dnia. Przecież to nie tylko ona brała dziś ślub.

Zachichotała.

– Masz rację! Prawdopodobnie dlatego mnie nie uczuliły…

– Mam nadzieję, że usunięcie tych pręcików wystarczy – oznajmiła Beth. – Gotowa na suknię?

Jessica żywiołowo pokiwała głową. Ostatni raz widziała ją kilka tygodni temu. Krawcowa naniosła wtedy kilka poprawek, żeby leżała idealnie. Znów sobie przypomniała, że nie może się doczekać na Seda w smokingu. Głośno westchnęła na myśl o jego potężnych ramionach, wypełniających doskonale uszytą marynarkę. Jej mężczyzna wyglądał równie smacznie w ciuchach, jak i bez nich.

W jednym z dwóch pokojów Beth pomogła Jessice włożyć suknię. Ale gdy podciągnęła do góry zamek, ani drgnął.

– Zaciął się? – spytała Jessica i zerknęła przez ramię, żeby sprawdzić, co się stało.

Zakręciło jej się w głowie. Z zamkiem wszystko było w porządku, po prostu obie części sukni dzieliło od siebie jakieś pięć centymetrów. Nigdy się nie zapnie.

– O nie! Sed mówił, że już trochę po mnie widać, ale mu nie wierzyłam. – Położyła dłonie nisko na brzuchu, tam, gdzie rosło w niej dziecko Seda. – Jeśli teraz jestem taka gruba, jak będę wyglądać za siedem miesięcy?!

– Nie jesteś gruba – uspokoiła ją Beth. – Po prostu dziecko jest duże. Po tatusiu.

Jessica nie była pewna, czy to racjonalne wyjaśnienie, ale nie wnikała, bo poczuła się odrobinę lepiej.

– Co zrobimy?

– Wciągnij powietrze – zaproponowała Beth i złapała za rozchodzące się poły sukni.

Jessica odetchnęła głęboko i zatrzymała powietrze wysoko w piersi, żeby brzuch stał się jak najbardziej płaski, ale to nic nie dało. Problem nie leżał w brzuchu, tylko w podbrzuszu. Powinna była wybrać suknię o kroju empire, zamiast upierać się przy dopasowanej w biodrach. Myślała, że ma mnóstwo czasu, zanim ciążowy brzuszek zmusi ją do wymiany ubrań.

– Nie mogę. – Z westchnieniem wypuściła powietrze.

– Wcisnę cię w tę suknię, choćbym miała cię wysmarować masłem – zapowiedziała z determinacją Beth.

– Mam gorset, który będzie na ciebie pasował – odezwała się Aggie. Jessica nie słyszała, jak weszła. Stała w otwartych drzwiach i przyglądała się jej badawczo. – Jest biały, więc nie będzie widać, i schodzi aż do połowy bioder, więc ciasno cię obejmie. Tylko że jest skórzany. Nie masz nic przeciwko skórze?

Jessica naprawdę mogła włożyć skórzany biały gorset pod ślubną suknię? Co na to Sed? Stwierdziła, że będzie tak podniecony, że zapomni o myśleniu.

– To wystarczy? – spytała.

Aggie pokiwała głową.

– Na pewno. Muszę tylko po niego jechać. Ile mamy czasu?

– Przecież i tak nie wyjdę w rozpiętej sukni – stwierdziła ponuro Jessica. – Będę ci wdzięczna, jeśli go przywieziesz, skoro uważasz, że warto spróbować. Ale to nie zaszkodzi dziecku, prawda?

– Nie, nie ściśniemy cię tak, żebyś nie mogła oddychać. Tylko kilka centymetrów. Jadę, niedługo będę.

Odwróciła się na pięcie, a za nią zawirowały jej długie, czarne, proste włosy.

– Dzięki! – zawołała jeszcze za nią Jessica.

– Nie ma za co! – odkrzyknęła.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: