Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Służąca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,90

Służąca - ebook


„Służąca” Agaty Haidi to wspomnienia kobiety, którą los doświadczył bardzo brutalnie. To opowieść o trudach życia i walce ponad siły.

Panuje przekonanie, że dzień ślubu to najszczęśliwszy dzień w życiu każdej kobiety. Tym razem było inaczej, ponieważ to właśnie od tego dnia życie głównej bohaterki zmieniło się w pasmo nieszczęśliwych wydarzeń. Świeżo upieczona mężatka nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej mąż odkryje swoją drugą twarz i okaże się nieobliczalnym sadystą. Bardzo trudna sytuacja finansowa i ciągła zazdrość męża bohaterki doprowadziły do tego, że przeżywał załamanie nerwowe. Bita i krzywdzona przez męża bohaterka wiele lat próbowała znaleźć rozwiązanie z sytuacji bez wyjścia.

Ile jest w stanie znieść kobieta na każdym kroku poniżana, bita, wyszydzana nie tylko przez swojego chorego psychicznie męża, ale również przez innych ludzi? Bohaterka całe swoje życie poświęciła pracy, aby mieć z czego utrzymać siebie i całą rodzinę. Czy jej los odmienił się? Czy udało jej się osiągnąć spokój ducha i wygrać z mężem katem?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-576-5
Rozmiar pliku: 766 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Ach, co to był za ślub… i wesele

Moje prawdziwe życie zaczęło się od dnia zaślubin z mężem. Był 19 kwietnia 1980 r. – to dzień mojego ślubu – najszczęśliwszy, najpiękniejszy dzień w życiu. Tak powinno być, o tym marzy każda dziewczyna. A jak było u mnie? Był to najgorszy dzień w moim życiu… – wiało, padało, grzmiało, deszcz, śnieg – pogoda pokazywała swoje najgorsze oblicze. Wiatr był tak silny, że powyrywał i połamał drzewa i słupy elektryczne i pozrywał druty z energią elektryczną. W rezultacie tych zjawisk nie było światła, a więc ślub przy świecach, bez organów, bez marsza. Wesele tak samo – przy lampach, świecach, bez muzyki, choć był opłacony najlepszy zespół w okolicy. W środku ściskało, serce rwało się z rozpaczy. Dlaczego tak jest? Dlaczego mnie to spotkało?! Tak po cichutku myślałam – ta pogoda to prognoza, zapowiedź mojego życia… małżeńskiego. Ale również pocieszałam się, że to zabobony. Przecież to tylko pogoda – natura.

Mój narzeczony we fraku koloru „kawa z mlekiem” – dumny, zarozumiały – mówił, że nikt nie brał ślubu tak jak on. I tak też było! – co za pycha i głupota!

Wiele rzeczy widziałam u niego złych – charakter, zachowanie, to co mówił i robił… Ale…? Kochałam go i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Jako młoda dziewczyna nie umiałam przewidzieć piekła, które miało mnie z nim czekać.

Męża poznałam w czasie podróży do szkoły. Jeździliśmy tym samym autobusem PKS, on wsiadał po drodze, w połowie drogi do miasta, w którym chodziłam do Technikum Rolniczego. Zaczepiał mnie, gadał jakieś głupoty, bardzo mnie tym denerwując. Ignorowałam go, unikałam, myślałam – co za dupek! Ale on nie dawał za wygraną. Podchodził codziennie, przynosił mi różne owoce z własnego sadu – jabłka, gruszki, śliwki, był taki dobry, tak nadskakiwał. Wreszcie zaprosił mnie do kina i tak powoli kupował mnie i moją miłość.

W krótkim czasie pokochałam go. Po trzech latach spotykania się, stanęliśmy na ślubnym kobiercu.

W tym wielkim dniu ślubu mąż pokazał swoje całe oblicze! Pomijając te straszne zawieruchy pogodowe, czułam się bardzo samotna w czasie całego wesela, bo nie było przy mnie męża. Około godziny dwudziestej pojechaliśmy do fotografa na zdjęcia pozowane.

Po kilkuset metrach podróży zorientowałam się, że nie zabrałam swojej wiązanki ślubnej.

Została na stole, we flakonie, na przyjęciu weselnym.

– Nie wzięłam wiązanki – powiedziałam do męża.– Wracajmy.

Mój kochany, przed chwilą związany Sakramentem Małżeństwa, wpadł w straszną furię.

– O czym ja myślałam? Co ja mam w głowie? To wielkie nieszczęście, będzie źle!

To ja jestem wszystkiemu winna! Strasznie krzyczał, przeklinał i patrzył na mnie z taką nienawiścią… a ja płakałam… łzy płynęły, nie mogłam ich powstrzymać. Czułam się podeptana i upokorzona. Wstydziłam się świadków i kierowcy. Myślałam, że to sen… jednak się nie budziłam – koszmar trwał. To taka jest jego miłość? Szybko zrozumiałam, że on mnie nie kocha.

Wróciliśmy na salę weselną – ciemno, smutno. Byłam sama – on gdzieś biegał, coś załatwiał – chyba tą energię? U mnie w sercu krwawiąca rana. Było mi przykro i smutno, nie mogłam zapomnieć zachowania męża. Cały czas słyszałam jego krzyki i przekleństwa.

Nie przeprosił, bo w jego rozumowaniu nic się przecież nie stało a ja tylko chciałam, żeby był ze mną, żeby mnie przytulił i pocałował i trzymał za rękę. Tylko tyle. Wszystko inne nie miało znaczenia. On tak nie myślał. Otwierały mi się oczy. Nad ranem mój mąż upił się z muzykantami i tak zakończyło się wesele. Kareta Weselna spotkała Karawan Pogrzebowy!!!

O czym myślałam? Pójdę rano do księdza proboszcza, opowiem o zachowaniu męża na weselu i poproszę o unieważnienie ślubu.

Zabrakło mi jednak odwagi. Wstyd wziął górę.

Byłam młodą dziewczyną ze wsi, zagubioną i przerażoną.

Po dwudziestu pięciu latach od ślubu, koleżanka opowiedziała mi, co robił mój mąż w czasie wesela. Odprowadzał ją do domu. Całą drogę przytulał i dobierał się do niej. Myślałam o tobie – mówiła koleżanka. – I zastanawiałam się nad Twoim życiem, jakie ono będzie z takim człowiekiem?

Następnego dnia obudziłam się około południa – słoneczko świeciło intensywnie, było ciepło, tak cichutko, spokojnie, wiatru nie było w ogóle. Zupełne przeciwieństwo pogody z dnia ślubu. Rozpoczęłam nową drogę życia. Nie byłam już panną, ale mężatką.

Nie było już „ja”, lecz „my”, a raczej – ON!

2. Miesiąc miodowy

W moich marzeniach powinno być bajkowo, przyjemnie, ciepło i czule.

Poznawanie, odkrywanie, oddawanie siebie kochanej osobie. Po prostu cieszenie się sobą.

Tylko my, tylko on. Szaleństwo i zapomnienie. A było…? Zamieszkaliśmy w małym pokoiku wynajmowanym z zakładu pracy męża. W domu u obcych ludzi. Pracował jako inseminator i to dzięki mnie dostał tą pracę. Pracowałam w Urzędzie Gminy, kiedy pewnego dnia pojawił się człowiek i spytał, kto mógłby zostać inseminatorem na terenie gminy. Pomyślałam o moim narzeczonym, ponieważ wymagano wykształcenia weterynaryjnego, które posiadał.

Przedstawiłam mu propozycję pracy i zgodził się bez większego zastanowienia. Zakład pracy zapewniał mieszkanie, płacił na mleko, ziemniaki i dawał niezłą kasę za każdą unasienioną krowę. Mąż dostał nawet talon na nowego malucha, co było nie bagatela wielkim dobrodziejstwem w latach osiemdziesiątych.

Wynajmowany pokoik był malutki, ale słodki. Był tam nawet balkonik a z niego widok na park i całe centrum wsi. Właścicielka nie była zachwycona faktem wprowadzenia się mnie, ponieważ liczyła, że to będzie samotna osoba a nie małżeństwo. Kiedy kupiliśmy kuchenkę i zaczęliśmy gotować, zrobiło się bardzo źle. Właścicielka przychodziła i robiła nam uwagi, że tu nie można gotować, że ja mam rodziców tak blisko, że powinniśmy tam się żywić, że paruje, że się brudzi… Całość domu była połączona razem. Nasz pokoik w żaden sposób nie był odizolowany od pozostałej części, no i było wspólne wejście. Cały czas chodziłam na palcach i mówiłam szeptem. Mąż już niekoniecznie. W ogóle nie czuł skrępowania, kłócąc się ze mną.

W pierwszym tygodniu po weselu mąż kupił nową pościel i powłoczki. Bardzo się tym cieszył i powtarzał – jak to ja mam dobrze i jakie wspaniałe warunki mi stworzył. Potem poszedł do mojej mamy i ją zapraszał, żeby koniecznie przyszła i zobaczyła, jak to jej córka ma u niego dobrze – „jak pączek w maśle” – określał. Mama odmawiała. Nie chciała przyjść, bo już troszkę znała swego zięcia. On bardzo nalegał, więc w końcu przyszła. Było niedzielne popołudnie. Mama zastała nas leżących na łóżku. Zięć chwalił się teściowej, jak ja mam dobrze. W czasie rozmowy, kiedy leżeliśmy na tapczanie, nieświadomie uderzyłam go łokciem w nos. Zbladł… zagryzł zęby i zaczął mnie okładać pięściami – mocno i długo po całym ciele. Nie pomogły moje tłumaczenia i przeprosiny, że ja nie chciałam… Jego zabolało, ja to zrobiłam, więc taka była reakcja.

Mama na to patrzyła, nie odzywała się, bo pewnie nie chciała go bardziej zdenerwować.

Dla mnie było to dodatkowe upokorzenie. Potem w swoim domu komentowała:

– Co to za człowiek? Za co on cię bił? Jak on mógł? Jaka była twoja wina dzieciaku? Nie była zadowolona z mojego życiowego wyboru. Zięć jej się nie podobał, widziała więcej ode mnie, tak jak każda matka, ale szanowała mój wybór. Ciągle powtarzała – nie będę Ci zabraniać, bo potem będziesz miała do mnie pretensje, że Ci nie dawałam. Po takich wydarzeniach broniłam go, usprawiedliwiałam, tłumaczyłam ze wstydu, zawiedzenia, niedowierzania i z miłości do niego – chorej miłości!

W miesiącu miodowym zaszłam w ciążę. To znaczy mąż zrobił mi dziecko, nie uzgadniając niczego i nie pytając się mnie. Ot i taki to był mój miesiąc miodowy!

3. Rodzice

Ludzie prości, pracowici, bezpośredni, szczerzy. MAMA – sylwetka filigranowa, drobna, szczupła, wyjątkowo pięknej urody, brunetka. W czasie okupacji była brana za Żydówkę i miała przez to różne przejścia i problemy. W tym samym czasie była tłumaczką polsko‑niemiecką. Niemcy często wołali Mamę, by tłumaczyła rozmowy. Języka niemieckiego nauczyła się sama. Była bardzo zdolna. Gdy chodziłam do szkoły, pomagała mi w lekcjach. Mama była osobą bardzo wrażliwą. Miała nerwicę, zapoczątkowaną w dzieciństwie, w domu rodzinnym.

Ojciec Mamy, pijak i hulaka, dodatkowo zaliczał panie lekkiego obyczaju. Był listonoszem tak zwanym stójką. Jeździł codziennie koniem i furmanką do najbliższego miasta przewożąc pocztę. Wracał pijany. Awanturom nie było końca. Bił swoją żonę, czyli moją babcię. Rodzina mieszkała w Urzędzie Gminy, w jednym malutkim pomieszczeniu, z racji pełnionej przez dziadka funkcji stójki, dostali to mieszkanie. Były tam dwa drewniane łóżka, mały stoliczek, malutki komin na dwie fajerki i mała szafa. W takich warunkach mieszkała siedmioosobowa rodzina: rodzice i pięcioro dzieci. Codziennie wszyscy nasłuchiwali powrotu ojca do domu. Już z daleka słyszeli tupot kopyt i bitego konia a także krzyki i przekleństwa ojca. Pan i władca wkraczał do domu i już od progu nic mu się nie podobało.

– To ma być jedzenie? – Krzyczał, gdy babcia stawiała przed nim ugotowaną potrawę.

Talerz czy żelazna miska fruwały w powietrzu. Potem bił swoją przerażoną żonę. Babcia miała piękny, gruby, długi warkocz. Dziadek owijał go sobie wokół ręki i znęcał się w różnorodny sposób nad babcią: wykręcał ręce, obijał o ścianę, kopał i bił. Opowiadał i chwalił się jaką panią dziś zaliczył i jak mu z nią było dobrze. Biedne dzieci chowały ostre narzędzia a mama zabierała nóż. Siedziały cichutko w kącikach, obserwując awanturnika ojca i współczując mamie, że nie mogą jej pomóc. Czasami wszyscy uciekali z domu, do kogoś lub spędzali noc w jakiejś szopie, lub pod gołym niebem, ograniczając w ten sposób czyjąś gościnność. No i jeszcze wstyd…

Ten codzienny strach i niepokój, ogólna bieda a przede wszystkim brak bezpieczeństwa i opieki – po prostu miłości. Dodatkowo czas wojny, ucieczki do schronów, bombardowania – wywołało to wszystko u małego, wrażliwego dziecka nerwicę, która z czasem wraz z nadchodzącymi problemami przerodziła się w depresję.

Mama była uzdolniona we wszelkich pracach – robótkach ręcznych, robieniu na drutach, na szydełku, haftowaniu. Piekła przepyszne ciasta drożdżowe, ciastka przez maszynkę oraz smacznie gotowała. To były niepowtarzalne smaki.

Taki mały urywek z czasów mojego dzieciństwa Jak widzę Mamę? Na co dzień zapracowana, zabiegana, ubrana w jakąś płócienną sukienkę. Włosy długie, splecione w warkocz lub w koczek. W niedzielę i święta zakładała piękne czółenka z imitacji skóry krokodyla. Sukieneczka z jedwabiu w kolorach fioletu, zieleni, czerni. Torebka na ramieniu, usta pomalowane różowo‑fioletową pomadką. Szminka w żelaznym opakowaniu – jedyny kosmetyk Mamy, służyła jej przez wiele lat.

Mama utykała na prawą nogę. Tak bardzo skrzywdził ją jej ojciec. Któregoś dnia jak był pijany podniósł małe, kilkumiesięczne dziecko za jedną nóżkę do góry, wyrywając ją z bioderka. Po tym zdarzeniu dziecko strasznie płakało, gdy zaczęło chodzić, okazało się, że kuleje… i tak już zostało.

Miłość Mamy

On miał wyższe wykształcenie, był inżynierem. Przychodził do Mamy sześć lat. Nawet nazwisko mieli takie same. Oglądając ich fotografie, widziałam coś niepowtarzalnego, pięknego – trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy. Któregoś wieczoru on wyznał:

– Ja jestem inżynierem a ty… kulawa…!

I wszystko wywróciło się do góry nogami! Mama pokazała mu drzwi… i choć jeszcze przychodził i przepraszał, zdania nie zmieniła. Była honorowa i dumna, coś pękło i nie dało się tego skleić. Cierpiała. Cierpieli oboje… Gdy szedł do ślubu z inną, patrzyła w ukryciu i płakała, serce pękało z bólu – dlaczego? Bo prowadził inną do ołtarza a łzy mamie płynęły strumieniami. Umarł kilka lat wcześniej od Mamy. Przyszedł do niej we śnie i powiedział

– Wiesz, ja kocham cię cały czas i tu gdzie teraz jestem też. Czy to była miłość Wielka i Wieczna?

TATA – Prosty człowiek, bez żadnego wykształcenia. Wesoły, szczery, otwarty.

Każdego zaczepiał i prócz pozdrowienia, dodawał coś wesołego i śmiesznego. Bardzo lubił żartować. W szczery bezpośredni sposób “dokuczał “ innym. Był bardzo pracowity.

U niego na polu było wszystko zadbane – równo zaorane, zbronowane, odcięte od miedzy. Oprócz pracy na roli, pracował w szkole podstawowej jako woźny, przez trzydzieści sześć lat. Jaka to była służba? Ile potrzeba było cierpliwości, wytrwałości i samozaparcia?

Gdy odchodził na zasłużoną emeryturę dostał pozłacany zegarek i ogromny bukiet kwiatów.

Tata co niedziela obowiązkowo chodził do kościoła. Zakładał wtedy białą, nonajronową koszulę, spodnie bermudy – sznurowane i obcisłe do kolan, dalej szerokie i bufiaste, koloru khaki. Buty oficerki, czarne i lśniące, co tydzień pastowane i polerowane – błyszczały pięknie! Dodatkowo sweter, marynarka lub kurtka, w zależności od pogody i pory roku.

Dużą uwagę przywiązywał także do świąt. Przed Bożym Narodzeniem starał się o naturalną choinkę. Sam chodził po nią do lasu a potem umieszczał ją w stojaku. Lubił duże bombki:

– Powywalać te małe a kupić same duże – mówił.

Zawsze na święta kupował alkohol, przeważnie był to spirytus. Rozcieńczał go wodą i sokiem malinowym (widzę, jak przekręca butelkę w jedną i drugą stronę). W czasie świąt pił go nawet sam, jeśli nie było żadnych gości. Mama alkoholu nie piła a jeśli już, to maczała tylko usta. W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia siedział zamyślony.

– Święta, święta i po świętach – mówił. Potem tęskno dodawał – ale jeszcze będzie zakończenie starego roku (Sylwester), Nowy Rok i jeszcze… Trzech Króli.

Utrzymywał kontakt ze swoją rodziną. Wieczorami biegał w odwiedziny do kuzynów i znajomych. Szczególnie zimą chodził na tak zwane posiady.

4. Dom rodzinny…

Zbudowany z czerwonej cegły, składający się z dwóch pomieszczeń: kuchnia, pokój i malutka sień ze schodami drewnianymi na strych. Sień, czyli obecny przedpokój zagospodarowano z kuchni, bo o niej zapomniano. Działka miała 6 arów, czyli sześćdziesiąt metrów kwadratowych. Oprócz domu stały tam budynki gospodarcze. Stodoła, obora i dwie szopy – jedna na drewno i węgiel, druga na drób i trzodę chlewną.

W takich warunkach, w małej obórce rodzice trzymali konia, dwie krowy, trzy owce, kilka sztuk świnek i wszelkiego rodzaju drób a więc były to kury, kaczki, gęsi, indyki, czasami były też perliczki. Trudno sobie wyobrazić, jak tyle zwierząt pomieściło się na tych sześciu arach. Na podwórku błoto było straszne, przynajmniej dwa razy w roku było ono wywożone. Oprócz zwierząt na podwórku był wóz konny i drobny sprzęt rolniczy: pług, brony, radło, siewnik i tak zwana „gracowaczka”. Tata wjeżdżał wozem i koniem na podwórko normalnie, ale już wyjechać przodem nie mógł, bo na tak ciasnym podwórku nie można było wykręcić wozu, więc wypychał go tyłem. Nie było to proste wymanewrować i wyprowadzić wóz na ulicę, uczepiony do konia. Często irytował się, krzyczał na konia, przeklinał i bił go. Męczył się tak codziennie. Jako mała dziewczynka obserwowałam to i się denerwowałam. Siedziałam i patrzyłam czy tata już wyjechał z podwórka. Bałam się o tatę i szkoda mi było konia. To były moje pierwsze stresujące chwile.

Większość prac polowych rodzice wykonywali ręcznie. Koń był jedyną mechanizacją i ułatwieniem ciężkiej pracy na roli. Na polu siali zboże, buraki cukrowe i opasowe, oraz ziemniaki i warzywa. Całą wiosnę, aż do żniw było pielenie buraków i warzyw. Potem były żniwa. Zboże tata kosił kosą. Ja odbierałam z pokosu wycięte zboże, formując snopy a Mama robiła pas i związywała w snopek. Była to bardzo ciężka praca – w upale, w słońcu, ze zgiętym kręgosłupem. Bolały ręce, nogi i plecy. W taki upał trzeba było się ubierać, by chronić ciało przed ostrą słomą a i tak rany były i bardzo piekły przy wieczornym myciu. I tak dzień po dniu przez około dwa tygodnie koszenie, ustawianie kucek na areale trzech hektarów. Czy ktoś teraz chciałby tak pracować…? Po skoszeniu, kucki były zwożone do stodoły. Ja podawałam snopy na wóz a tata je układał. Zdarzało się, że wóz był załadowany nierówno i wywracał się, gdy koń szarpnął gwałtownie lub koło wozu trafiło na dołek lub kamień i trzeba było układać od nowa. Potem w stodole rozładunek a w zimie w każdą sobotę była młocka. Pracowałam w sąsieku – rzucałam snopy na młockarnię a mama rozwiązywała je i wkładała do bębna maszyny. Tata odbierał słomę zboża już wymłóconą, bez ziarna i wiązał ją w wielkie snopy. Dodatkowym utrudnieniem tej pracy był wszechobecny duszący kurz. Drażnił oczy, nos, usta. Jesienią, we wrześniu były wykopki ziemniaków a w październiku buraków. Lubiłam palić ognisko i piec w nim ziemniaki. Ich smak był wyjątkowy. Pachniały ogniskiem i miały chrupiącą skórkę.

Na pole mama brała jedzenie, bo pracowaliśmy całe dnie. Na żniwa była to wędzona słonina, zielony lub małosolny ogórek, chleb, słodkie bułeczki, herbata. Jesienią zawsze była zupa, okręcona w kożuch, by była gorąca. Jakie to jedzenie było pyszne i jak smakowało na świeżym powietrzu, po ciężkiej pracy! Wracając ze szkoły znajdowałam na stole kartkę od mamy, z napisem „zupa lub ryż na mleku pod pierzyną”. Dalej czytałam informację „przychodź na pole »Na Kaleń«, »Na Parcelę« lub »Pod Brzesnę«”. Jadłam w pośpiechu, biegłam na pole i pracowałam tam z mamą, aż do nocy. Po pracy, gdy ścinałam nożem liście buraków, moje dłonie były pełne pęcherzy.

Tata był na etacie woźnego w szkole, a mama na polu jesienią męczyła się sama. Była drobną osobą i przez sezon prac polowych, bardzo chudła, nawet do czterdziestu pięciu kilogramów. Zimą rodzice palili w szkole w piecach kaflowych. Wstawali codziennie o drugiej w nocy i szli do tej pracy. Bez względu na mróz, śnieg, zawieje, gdy jeszcze wszyscy spali w swoich ciepłych łóżkach, oni pracowali. Pieców było około dwudziestu. Do każdego przynieść drewno i węgiel, rozpalić ogień. Jeszcze wcześniej wyczyścić każde palenisko i wynieść popiół. Dopilnować każdy piec, dosypać węgla a potem zakręcić drzwiczki i tak na okrągło przez pięć godzin… jak mróweczki.

Teraz dopiero wiem i rozumiem jak moi rodzice ciężko pracowali, jak męczyli się w tej ciasnocie, w bardzo prymitywnych warunkach, bez łazienki i żadnych wygód, w zimnym domu. Jak żyli skromnie. Ta ciężka praca przynosiła minimalne dochody. Pensja ze szkoły była przeznaczona w całości dla mojej siostry, która uczyła się w Ciechanowie, w technikum spożywczym.

W latach sześćdziesiątych rodzice kupili działkę budowlaną na drugim końcu wsi. Tam wybudowali stodołę i oborę. Rozluźniło się na podwórku. Tata natomiast jeździł rowerem dwa razy dziennie do obrządku zwierząt. Czy to była wygoda? Najgorzej było w zimie, kiedy był duży mróz i zawieje lub padał deszcz, a on jechał na rowerze z mlekiem w wiadrze lub bańce. Dłonie miał czerwone, bo nie używał rękawiczek. Po powrocie z tej „wycieczki” rozgrzewał ręce i całe ciało klepiąc i rozcierając je.

Gdy przeniesiono zwierzęta w nowe miejsce, mama na podwórku zrobiła ogródek. Posiała warzywa i posadziła kwiaty. Zrobiła też betonowy chodnik. Było już ładnie, błota już nie było.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: