Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Smętarz - historia tragiczna niewinnej dziewczyny - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smętarz - historia tragiczna niewinnej dziewczyny - ebook

Smętarz - historia tragiczna niewinnej dziewczyny: „Wybacz mi, gościu mój drogi, że cię na smętarzu przyjmuję! wybacz, a nie zawracaj od progu przykrej na pozór gościny, bo w rzeczy nic w niej wstrętnego nie ma. Cichy ten zakątek ziemi tak dobry, jak i wszelkie inne ustronie, a że grobami okryty, to nie różnica, bo gdzież grobów nie ma? tu one tylko krzyżami znaczone, a ileż to ich bez krzyżów co dzień depczemy? Od grobu Abla, od wielkiej potopowej mogiły, do tej która się w to mgnienie otwiera, ileż to ich powstało przez wieki wieków, i w waśniach bratobójczych i w krwawych potopach, i w cichym pielgrzymstwie rodu ludzkiego ku wieczności! Weź garsteczkę piasku, choćby spod nóg weselnego orszaku, wpatrz się w nią duszy oczyma, a zawahasz się pewno, czy ją rzucić na powrót, czy złożyć w urnie grobowej i uczcić modlitwą za umarłych, i łzą żalu poświęcić; bo jestże jaki marny pyłek na ziemi, coby się z prochami ojców naszych nie mieszał? bo czymże ta ziemia cała, jeśli nie jednym wielkim smętarzem wszech ludów, jedną olbrzymią, urną ludzkości, uwieńczoną ś. Krzyżem Golgoty? Świat w ręku Zbawiciela w obrazach bizantyńskich, to jakby symbol tej prawdy; ta kula ziemska ze znakiem zbawienia na szczycie, to popielnica wszystkiej Bożej dziatwy, krwią jego odkupionej, z tryumfem podniesiona ku Niebu”.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-149-6
Rozmiar pliku: 953 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Smętarz

˝Nic tu nie jest, jedno dom Boży, a tu brama Niebieska,˝

(Gen. XXVIII, w. ).

Wybacz mi, gościu mój drogi, że cię na smętarzu przyjmuję! wybacz, a nie zawracaj od progu przykrej na pozór gościny, bo w rzeczy nic w niej wstrętnego nie ma. Cichy ten zakątek ziemi tak dobry, jak i wszelkie inne ustronie, a że grobami okryty, to nie różnica, bo gdzież grobów nie ma? tu one tylko krzyżami znaczone, a ileż to ich bez krzyżów co dzień depczemy? Od grobu Abla, od wielkiej potopowej mogiły, do tej która się w to mgnienie otwiera, ileż to ich powstało przez wieki wieków, i w waśniach bratobójczych i w krwawych potopach, i w cichym pielgrzymstwie rodu ludzkiego ku wieczności! Weź garsteczkę piasku, choćby spod nóg weselnego orszaku, wpatrz się w nią duszy oczyma, a zawahasz się pewno, czy ją rzucić na powrót, czy złożyć w urnie grobowej i uczcić modlitwą za umarłych, i łzą żalu poświęcić; bo jestże jaki marny pyłek na ziemi, coby się z prochami ojców naszych nie mieszał? bo czymże ta ziemia cała, jeśli nie jednym wielkim smętarzem wszech ludów, jedną olbrzymią, urną ludzkości, uwieńczoną ś. Krzyżem Golgoty? Świat w ręku Zbawiciela w obrazach bizantyńskich, to jakby symbol tej prawdy; ta kula ziemska ze znakiem zbawienia na szczycie, to popielnica wszystkiej Bożej dziatwy, krwią jego odkupionej, z tryumfem podniesiona ku Niebu.

Nie gardź więc gościu mój miły smętarną moją gościną, jak i gościną świata nie gardzisz; a jeśliś opłakał choć jedną drogą istotę, jeśli masz w Niebie bratnią jaką duszę, do której tęsknisz na ziemi, to klęknij ze mną u krzyża na grobie, a duch twój oskrzydlony modlitwą, jak Anioł po drabinie w śnie Jakubowym, po krzyżu wstąpi pod szczyty Niebieskie i ujrzy Boga swojego i ukochanych swoich w Jego świętej chwale, i rzekniesz z patriarchą: ˝Nic tu nie jest, jedno dom Boży, a tu brama Niebieska.˝

Na Podolu, na Dniestrzańskim porzeczu, w okolicy najgłębszych jarów i skał najfantastyczniejszych, jest wiele miejsc przecudnych, bogatych w tak urocze, a razem tak oryginalne wdzięki, jakich daremnie byś szukał w najsławniejszych z malowniczości krajach Europy.

Otośmy pośród równiny: jak okiem rzucić, dokoła niezmierzona pól szachownica, gdzieniegdzie tylko urozmaicona kępą zielonych brzóz lub dębów, przydrożną figurą między topolami, stertą pszenicy, albo karczemką, czatującą jak zbójca na łup na rozdrożu. Powiada nam przewodnik, że tuż tuż miasteczko; ale go nigdzie nie dojrzeć, choć dla oczu widok taki rozległy. Jeszcze kilkaset kroków — o dziwy! przepaść otwiera się przed nami — droga spada gwałtownie w olbrzymią kotlinę, przez którą biegnie ku Dniestrowi jedna z najważniejszych hołdowniczek jego, i tu, groblą przecięta, rozlewa się ogromnym stawem. Niżej za groblą wzdłuż rzeki ciągną się rzędy bieluchnych domków o czerwonych dachach, jedne u samej wody, przez pół na palach, drugie na wybrzeżu, te znowu wyżej na skalistym terasie, i jeszcze wyżej i wyżej, coraz już mniejsze, coraz bezładniej, jak stado kóz dzikich rozpierzchłe między skałami... jest to miasteczko......Lecz mniejsza tam o nie — wróćmy do stawu; wyniosłe boki kotliny po obu jego stronach, wygięte w amfiteatr, nagie, jałowe, nastrzępione tylko skałami, najrozmaitszych kształtów, barwy i rozmiarów, że to się zdają zwaliskami baszt starych, to olbrzymami w kamiennych hełmach i kamiennej zbroicy, to (gdzie się po nich ciągną wapienne smugi) kościotrupami tytanów, przywalonych głazami od pamiętnego boju z Jowiszem, to wreszcie gromadką zaczarowanych pielgrzymów, o których bajka mówi, że w czarodziejskiej krainie, w drodze do zamierzonego celu obejrzawszy się po za siebie, skamienieli, i tak czekają nim je kto wodą żywiącą odczaruje. Gdzieniegdzie tylko u źródła, co srebrzystym paskiem tryskając ze skały, szeleszcząc zbiega po kamykach, szumi zielone drzewko i stoi stary krzyż kamienny; gdzieniegdzie w głębokiej grocie ukryta kapliczka błyska świętym obrazem Bogarodzicy; a zresztą pusto i dziko.....Lecz za to patrzmy tam w górę rzeki — cóż to za urok! jar główny tam się rozdziela na kilka promieni, rozpostartych jakby olbrzymi, cudowny wachlarz, rzeźbiony i malowany mistrzowską ręką jakichś nadziemskich istot. Z naszego punktu widzenia wszystkie pióra tego wachlarza, objąć możemy jednym rzutem oka, choć w taki sposób trudno skupić wrażenie, trudno zdać sobie sprawę z oglądanego obrazu, bo tyle tam krasy nieporównanej, tyle. rozmaitości w tej krasie, że raz spojrzawszy, oczy się rozbiegną, i już ani rady z niemi!.... Wszystkie te jary głębokie o stromych, skalistych bokach, szersze lub węższe, to proste, to zygzakowate, wysłane przepyszną zielenią sadów, ogrodów i lewad, na tle których świecą, bieluchne chatki, zbiegające bezładnie z wyniosłych wybrzeży tam wgłąb' ku wodzie, nad rzeczkę lub stawek, osadzony powiewnymi wierzbami. Czasem stroma ściana parowu tak ślicznie ci się postawi, jak gdybyś obraz powiesił! przeliczysz wszystkie lepianki, wszystkie sterty zboża, wszystkie ule śród sadu; dojrzysz każdej krówki, każdej owieczki na lewadzie, każdego dzieciaka wypasającego się na gruszy, zrachujesz wszystkie kawony i melony na basztanach, i wszystkie kaczany na kukuruzie, wszystkie grona w winnicy; zdejmiesz najdokładniej plan wszystkich ogrodów, porozdzielanych okopami, misternie ułożonymi z darni i kamieni, obsadzonych wieńcami licjum i dzikich bluszczów. — A czasem znowu zębate boki jaru tak zazdrośnie wszystko zamaskują, że z poza sadów, z poza skał ogromnych gdzieniegdzie tylko migną, błyszczące kopuły cerkiewki, wynurzą, się wyniosłe wierzchy stert zbożowych, zamajaczeją wysokie kosze na kukuruzę, a wysmukłe piramidalne topole każą się domyślać karczmy lub ekonomii. Zresztą wszystko ukryte w tajemniczym cieniu zieleni — na pierwszym planie tylko młynek turkocze między wierzbami, pasie się trzódka nad wodą, baby piorą bieliznę, stojąc na kamiennych płytach pod łotokami, a zgraja dziatwy pluska się w wodzie, lub się po skałach czepia nad rzeczką z wędkami, albo siatkami...... Chyba gdzie rezydencja dziedzica, tam już inaczej! Tam, gdzieś na miejscu najokazalszym, gdzie skały najfantastyczniejsze, gdzie stawek najczystszy, prześliczne klomby kasztanów, akacji, świerków, sumaków, wskażą ci ogród angielski, z pomiędzy nich migną altanki, minarety, posągi, zaświecą sztuczne kaskady i kanały z wiszącymi mostami, i zgrabniutkimizółenkami, i zażółcieją tu ówdzie żwirowane ulice; a między szczyty drzew kędzierzawe ujrzysz czerwone dachy i białe mury pałacu, i ssszklaneiany trebhauzów i oraoranżerii. Inaczej znowu, kiedy w owym jarze głębokim, w cienistej ustroni, zarosłej gęstą leszczyną, lipą i grabem, kryje się futor szlachecki. Patrz oto bieluchny, słomą kryty dworek, z gniazdem bocianim, tuli się w zielem wielkiego sadu, otoczonego płotem chruścianym na pochyłości parowu. U dołu grusze, jabłonie, wiśnie i znakomite węgierki; na, wyższym tarasie piękna winnica, a obok basztan wspaniały; w sadzie suszarnia, w winnicy buda słomiana dla stróża. Tam znowu nieco opodal, między lipiną drugi sadek się kryje, a w nim prześliczna pasieka. Obok lepianki pasiecznika, niziuchna, przygarbiona, w ziemię zapadła, ale bielusieńka, jak łabędź! powój i fasola wkoło ją oplotły, rosochate jabłonie strzechę gałęziami okryły, i ciekawe harbuzy z niewielkiego ogródka poufale na nią powyłaziły, i wygrzewają się na słońcu, i z dumą patrzą w dół na ogórki, a nawet na kukuruzę i na słoneczniki. W pasiece pod gruszą siedzi siwy staruszek i struże obręcze, lub ule znosi, rojów wyglądając, a przy nim czujny kundys rozciągnął się na trawie, złożył mordę na przednich łapach i pilnie się przygląda świegotliwym wróblom, uwijającym się na płocie. A między dworkiem i pasieką nie wielka szyba wody, niby to stawek, sztucznie zebrany z okolicznych źródlisk, co tu ówdzie spod skał się sączą, znaczne po wierzbach zielonych, a czasem to i po figurze lub kapliczce, obsadzonej drzewami i bujnym kwieciem. A dalej wzdłuż jaru leży kilka chatek wieśniaczych, opodal jedna od drugiej, każda swoim dworem, jakby szlachecka zagroda; przy każdej sadek prześliczny, a przynajmniej kilkanaście wisien i czereśni, przy każdej choć jedna stertka pszenicy, każda ma i swój ogród warzywny, i zieloną lewadę, i swoją krynice...

Między niemi ściele się droga, nie droga a raczej ścieżka skalista, dziwnie pokręcona i połamana, to wspinająca się na urwiska, to stromo spadająca w wąwozy, to wijąca się po samym brzeżku przepaści, że straszno przejść po niej, a cóż dopiero przejechać; lecz za to jaka malownicza, jaka urocza! a gdy na domowe potrzeby wystarcza, to i dzięki Bogu.

Takich to obrazów tłum niezliczony mamy przed sobą w tych kilku jarach, to obok, to w panoramie bez końca, jak oto tam np. gdzie jar prosty, z szeroko rozwartymi zębatymi bokami, coraz wyżej się wznosi, jakby się po tarasach wspinając, a rzeka, środkiem jego dążąca, w kilku miejscach poprzerzynana groblami, tworzy kilka stawów kolejnych, które stąd wszystkie widać jak na dłoni, jeden nad drugim, otoczone malowniczymi wioskami, poprzedzielane to leśnymi ustępy, to zagonami bujnej pszenicy.

Takie widoki nad Dniestrem są bardzo pospolite. W ogóle tam, jadąc równiną, mało się osad spotyka, i tylko dąbrowy i gaje przerywają monotonność rozległych, łanów; bo wszystkie prawie wioski i miasteczka kryją się po głębokich jarach i kotlinach, i tam dopiero całe bogactwo, cała urocza rozmaitość pejzażów, na którą się składają najprzedniejsze warunki piękności krajobrazu: skały, wody i drzewa. Są tu jak gdyby dwa światy zupełnie różne: jary i płaszczyzny, czyli tak zwane grzędy między niemi; a nic równie czarodziejskiego jak przejście z jednego w drugi, lub jak te chwilowe zjawiska, gdy droga wbiegnie na krawędź grzędy, odsłoni przecudni} panoramę, nieraz na kilkanaście wiorst rozległą, i nagle się zwróci, i znów nic nie widać oprócz falistej płaszczyzny bez końca; bo wzrok się ślizga po równinie i ani się domyśla owych cudnych przepaści, ponad którymi przebiega z jednej grzędy na drugą.

W takiej to okolicy leży miasteczko, do którego się przeniosę z moim opowiadaniem, a które nazwę ot choćby Sliwinem, bo nie o miasteczko tylko o jego smętarz nam idzie. Dziwny to smętarz! dla marzyciela to prawdziwa pokusa! nie jeden taki w poetycznym szale gotów by śmierci zapragnąć jedynie dla tego, aby tam spocząć snem wiecznym! Trudno bo wyobrazić sobie coś równie uroczego, jak ta dziedzina grobów. Gdyby nie gęste krzyże i krzyżyki, tulące się między drzewami, byłby to najwspanialszy ogród angielski. I musiało tak być przed laty. — Leży ten smętarz na lekko pochyłem wybrzeżu stawu, sformowanego przez dwa strumienie, zbiegające z przeciwnej strony przez dwa głębokie jary, między dworkami i lepiankami, poczepianymi na skalnych urwiskach śród bujnej zieleni. Sam więc już wybór miejsca potwierdza nasze domysły. Prócz tego trudno przypuścić, aby ocieniające go prześliczne klomby drzew olbrzymich same tak symetrycznie wyrosły, aby te świerki i akacje same się popod skałami zasiały, aby wiatr jakiś zaniósł tu ziarnka kapryfolium i dzikich winogron, co tak uroczo pną się dziś po tych głazach; a i ten strumyczek pewno sam przez się tak nie rozgałęził i nie potworzył tych wdzięcznych sadzawek. Nic już nie mówię o bujnych krzewach jaśminu, bzu, róży i sawiny, bo zresztą nie raz je sadzą na grobach; lecz godne uwagi i te ścieżynki między mogiłami, wprawdzie dziś zapuszczone, ale wyraźnie prowadzone niegdyś umyślnie i ze żwiru ubite. A wreszcie zastanawia niemało i ten mur wyniosły, opasujący wkoło to tajemnicze ustronie, na który nie mogłaby się zdobyć parafia uboga.

Między rozłożystymi lipami i jaworami stoi tu murowana kapliczka, dosyć obszerna, lecz prostej struktury, jakby kamienica o wyniosłym dachu, kopułką tylko z krzyżem uwieńczona, a nieco niżej ku stawowi, tuż obok bramy smętarnej, na ciemnym tle świerków poważnych, u dołu opasany kwiecistym wieńcem róży i jaśminu, świeci bieluchny domek grabarza. Nie jest to zwyczajna licha lepianka, o krzywych ścianach i dziurawej strzesze; ale prześliczny dworek kamienny, dosyć obszerny, o gontowym dachu, o dużych jasnych okienkach, o pięknym ganeczku z ciosowymi ławkami, skąd widok na zielone podwórko nad jasnym stawem, i na te jary i rzeczki zbiegające ku niemu. A jest też przy nim i spory sadek, i ogród warzywny, i kilka gospodarskich budynków — słowem nic nie brak ani do wygody, ani do przyjemności, i aż dziw bierze, skąd się to wszystko wzięło na smętarzu?

Lecz dość tych opisów, którymi już pewno przykrzy łaskawy mój czytelnik; dosyć krajobrazów bez człowieka, bo wszak ci to nawet regułom sztuki przeciwne; przejdźmy do ludzi i zdarzeń.

Kilka to już lat temu, na opisanym smętarzu, gromadka ludu tłumnie się cisnęła wkoło świeżego dołu, nad którym kapłan, w białej kapie, otoczony bractwem kościelnym z całym pogrzebowym przyborem, śpiewał hymny żałobne, poświęcając cichy domek wieczności. Obok stała trumna błękitnym aksamitem i srebrzystymi galonami obita, przy której na klęczkach, wiążąc się do niej rękoma, łkała rzewnie jakaś kobiecina uboga, w czarnej lichej sukience, snać już staruszka sędziwa, bo choć nie było widać twarzy przytulonej do trumny w pocałunku namiętnym, spod krepowego czepka wymykały się bezładnie włosy śnieżnej białości. Za nią się garnęły dziewczęta służebne, rzewnym zawodząc płaczem, i ręce łamiąc w bólu serdecznym; a dalej stał jakiś zgrzybiały, opasły, z obwisłem! policzkami jegomość, po pańsku ubrany, mnąc czapkę w ręku i darmo mrugając czerwonymi oczyma, z których łez nie mógł wycisnąć, a baczny spostrzegacz łatwo by w nich dojrzał wyrazu nieukontentowania i niecierpliwości, z jaką zerkał niekiedy na ową staruszkę, wyrazu prawie wściekłości, z jaką je ciskał na stojącego tuż przy trumnie młodzieńca, co z wyrazem niewymownej boleści w bladej jak marmur twarzy, w ustach zaciętych, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, suche, iskrzące oczy spod brwi cierpko ściągniętych na czole, utkwił gdzieś w nieskończonej przestrzeni, jak gdyby nikogo w całym tym tłumie, ani nawet grobu, ani trumny nie widział, nieruchomy, bezwładny, rzekłbyś posąg wiecznej żałoby, przygotowany na tę mogiłę. Dalej śród tłumu czerniało jeszcze kilkanaście figur frakowych, a dwaj jacyś zacni obywatele, stojąc na uboczu, z uśmiechem spoglądali na opasłego jegomości, i z cicha wiedli rozmowę:

— Patrz, patrz, jak się nasz grubas krzywi, jak gdyby zjadł kiślicę! — rzekł jeden z kozią bródką.

— Biedne prezesisko! — dorzucił drugi w okularach zielonych — tak mu żal tych kilkuset rubelków, co za pogrzeb córki zapłaci!....

— Za to posag macierzyński w kieszeni — odparła bródka, — jest czym się pocieszyć; to tylko bieda, że diabli wzięli sperandę na koligacje hrabiowskie....

— Bah! — podchwyciły okulary — a gdzież nasze hrabiątko? godziłoby się przecie popłakać na pogrzebie swojej narzeczonej.

— Zachciałeś! starowina zły jak sto diabłów, bo wyszedł na tych konkurach, rychtyg jak Zabłocki na mydle! gotów się teraz z swoją baletniczką ożenić!

— Cóż to za historią?

— Jak to? nic nie wiesz? ta imościanka, co to przy nim bawiła, za pielęgnowanie jego starości brała rocznie tysiąc dukatów, z tym zastrzeżeniem, że w razie jego śmierci, lub niewiary, otrzyma gotowizną , złotych. Rzekłszy Bogiem a prawdą już mu babina trochę dojadła, bo strasznie wzięła go w łapy, a co najgorsza, zbrzydła i podłysiała, i dawno by już dał jej abszyt niemiecki, gdyby nie to dictum acerbum o bonifikacie. Ale jak tylko mu się trafiła prezesówna, oburącz się chwycił wybornej tej afery. Młodziuchną, śliczna jak anioł, smakowita w najwyższy sposób i z , posagu; czysta spekulacja! dobiwszy więc targu z prezesem, naznaczywszy dzień ślubu za trzy miesiące, spłacił swą niańkę i dał jej krzyżyk na drogę, ciesząc się zyskiem, i młodej piastunki; a ta tymczasem takiego mu figla spłatała!

— A wiesz co, diabli to figiel!

— Otóż widzisz; jakże chcesz, żeby on jeszcze figurował na tej paradzie? Ręczę, że teraz gdzieś kopnął się do grodu, żeby albo skręcić głowę zapisowi dla baletniczki, albo wytoczyć proces prezesowi — bo to do niego podobne.

— Ależ to szelma i ten prezes! takiemu infamisowi córkę swoją zaprzedać!

— Co chcesz? głupi szlachcic przepada za hrabiowską koroną; sądził że na tronie córkę posadzi, jak ją za hrabiego wyda, a spieszno mu było, bo już włóczy nogi; bał się więc, żeby po jego śmierci Anielka nie wyszła ot za tego pana Leona, co tam stoi nad grobem, jak skamieniały, w którym się rozkochała na zabój. Było to tam lamentów i różnych desperackich awantur niemało; bo to już od dwóch lat się ciągnęło; ale stary uparty, Leona ani na oczy, bo i fortunka licha, i w głowie zielono, artysta, poeta, a co najgorsza — liberalista, demagog, chłopom pobłaża, bałamuci, zakłada jakieś szkółki, jakieś banki włościańskie, i ciągle prawi o czynszach... tym się też i dobił, tak że na samo jego wspomnienie, prezes do wściekłości przychodzi.... Patrz, patrz! jak teraz zabójczo nań zerka z pode łba! żeby mógł, toby go w grób za córką wtrącił!...

— Ale to ją po prostu łotry zamordowali!.... że też to nie ma sądu na takich zabójców! choć rzecz jasna jak słońce — pierwszy lepszy lekarz mógłby stwierdzić przysięgą, że z moralnych cierpień biedaczka umarła! a więc zabita!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: