Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Smocze proroctwo. Księga 1 Sagi Skrzydła ognia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Smocze proroctwo. Księga 1 Sagi Skrzydła ognia - ebook

"Smocze proroctwo" to pierwszy tom serii "Skrzydła ognia".

Łupek dorastał z przyjaciółmi pod górą. Zostali wychowani w tajemnicy przez Szpony Pokoju, aby wypełnić tajemniczą przepowiednię. Piątce małych smocząt pisane jest zakończyć wojnę, która rozszalała się między plemionami zamieszkującymi Pyrrię. Niestety, nikt nie wie, w jaki sposób mają tego dokonać.

Nie każde smoczę marzy o wielkim przeznaczeniu. Kiedy jednemu z piątki grozi niebezpieczeństwo, Łupek i jego przyjaciele postanawiają uciec. Może zdołają odzyskać wolność i zarazem zakończyć wojnę… A może wręcz przeciwnie: zawiodą wszystkie pokładane w nich nadzieje…

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7480-688-6
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Smocze proroctwo

Poprzedzone wojen dwudziestu latami
Przybędą smoczęta.
Gdy kraina przesiąknie krwią i łzami,
Przybędą smoczęta.

Jajo skrzydeł morza błękitne jest całe.
Nocy skrzydła przybędą wcale niewzywane.
Na szczycie góry największe jajo:
Tam skrzydła nieba na was czekają.
Jajo skrzydeł ziemi w błocie się ukrywa,
Jego kolor to krwi smoczej czerwień żywa.
Przed królowych-rywalek gniewem niechybnym
Ukryte jest samotnie jajo Piaskoskrzydłe.

Żagiew i skrę pożogi niosą trzy królowe.
Dwie z nich polegną, trzecia zaś się dowie,
Że gdy głowę skłoni przed losu potęgą
Moce skrzydeł ognia w sukurs jej przybędą.

W noc najjaśniejszą pięć jaj się wykluje.
Pięć smoków przybywa i pokój zwiastuje.
W ciemności wezbranej światło rozbłyskuje.
Smoczęta przybywają...Prolog

Smok próbował ukryć się w burzy.

Błyskawice migotały wśród ciemnych chmur. Lecąc, Hvitur mocniej chwycił trzymany kurczowo delikatny ładunek. Jeśli przeleci nad górami, będzie bezpieczny. Nikt nie widział, jak wymknął się z pałacu smoków nieba. A sekretna jaskinia znajdowała się tak blisko...

Jednakże czarne jak obsydian oczy już obserwowały go z dołu.

Smoczyca na górskiej półce miała bladozłote łuski, które drżały od żaru jak horyzont na pustyni. Zmrużyła czarne oczy, obserwując błysk srebrnych skrzydeł wysoko w chmurach.

Machnęła ogonem i dwa smoki za jej plecami wzbiły się w niebo, po czym zanurkowały w serce burzy. Przeszywający krzyk rozległ się echem wśród gór, kiedy ich szpony pochwyciły jasnego jak księżyc lodowego smoka.

– Zwiążcie mu paszczę – rozkazała smoczyca, widząc, jak jej żołnierze rzucają Hvitura na śliską, mokrą półkę przed nią.

Już nabierał powietrza, szykując się do ataku.

– Szybko!

Jeden z żołnierzy chwycił łańcuch ze stosu żarzących się węgli. Zarzucił go na pysk lodowego smoka, zatrzaskując mu szczęki. Poniósł się smród przypalanych, skwierczących łusek. Hviturowi wyrwał się stłumiony krzyk.

– Za późno. – Rozwidlony język wysuwał się i znikał w paszczy smoczycy w kolorze piasku. – Nie posłużysz się przeciwko nam śmiercionośnym, zamrażającym oddechem, lodowy smoku.

– Oto, co niósł, królowo Pożogo – powiedział jeden z żołnierzy, podając jej smocze jajo.

Pożoga zerknęła na jajo w strugach ulewy.

– To nie jest Lodoskrzydłe jajo – syknęła. – Ukradłeś je z pałacu Nieboskrzydłych.

Lodoskrzydły spojrzał na nią. Sycząca para kłębiła się wokół jego paszczy, gdzie gorące łańcuchy stykały się z zimnymi, srebrnymi łuskami.

– Myślałeś, że wymkniesz się niepostrzeżenie? – spytała Pożoga. – Moja Nieboskrzydła sojuszniczka nie jest głupia. Królowa Czerwień wie o wszystkim, co dzieje się w jej królestwie. Jej zwiadowcy zgłosili, że widziano uciekającego Lodoskrzydłego złodzieja, a ja postanowiłam sprawdzić, czy nie ubarwisz odrobiną przemocy mojej nudnej wizyty.

Pożoga podniosła wielkie jajo do światła ognia i obróciła je powoli.

Czerwień i złoto migotały pod bladą, gładką powierzchnią...

– Tak, to Nieboskrzydłe jajo, z którego niedługo wykluje się smoczę – dumała na głos. – Dlaczego moja siostra wysłałaby cię, żebyś ukradł Nieboskrzydłę smoczę? Iskra nienawidzi wszystkich smoków, które są od niej młodsze i ładniejsze.

Zamyśliła się. Deszcz bębnił o skalną półkę wokół nich.

– Chyba że... Jutro jest najjaśniejsza noc...

Machnęła ogonem jak skorpion i trujący kolec zatrzymał się kilka cali przed oczami Hvitura.

– Nie należysz do armii Iskry, co? Należysz do tych nudnych podziemnych pokojowych podżegaczy.

– Do Szponów Pokoju? – zdumiał się jeden z żołnierzy. – To znaczy, że one naprawdę istnieją?

Pożoga parsknęła.

– Parę jaszczurek płaczących nad kroplą krwi. Usuńcie łańcuchy. Nie będzie w stanie nas zamrozić, dopóki nie wystygną mu łuski. – Ogromna piaskowa smoczyca przysunęła się do Hvitura, kiedy jej żołnierze usunęli łańcuchy. – Powiedz mi, lodowy smoku, naprawdę wierzysz w tę napuszoną starą przepowiednię Nocoskrzydłego?

– Czy nie dość smoków zginęło w waszej wojnie? – warknął Hvitur, krzywiąc się z powodu bólu w szczękach. – Cała Pyrria cierpi od co najmniej dwunastu lat. Przepowiednia mówi...

– Nic mnie to nie obchodzi. Żadne proroctwo nie będzie decydować o moim losie – przerwała mu Pożoga. – Nie pozwolę, żeby garstka słów albo małe smoczki zdecydowały o chwili mojej śmierci albo dyktowały mi, przed czym mam skłonić głowę. Możemy zacząć żyć w pokoju, kiedy moje siostry umrą, a ja zostanę królową Piaskoskrzydłych. – Jej jadowity ogon wygiął się mocniej nad srebrnym smokiem.

Deszcz uderzał o łuski Hvitura, który spiorunował wzrokiem smoczycę.

– Smoczęta nadchodzą, czy ci się to podoba, czy nie. I one zdecydują, kto powinien zostać następną królową Piaskoskrzydłych.

– Naprawdę? – Pożoga cofnęła się i powoli obróciła jajo w szponach. Jej rozwidlonych język wysunął się i schował, kiedy się uśmiechnęła. – A zatem, Lodoskrzydły, czy to jajo stanowi część twojej żałosnej przepowiedni?

Hvitur zamarł.

Pożoga popukała lekko w skorupę jaja długim szponem.

– Halo?! – zawołała. – Czy w środku znajduje się smoczę przeznaczenia? Gotowe wyjść i zakończyć wielką złą wojnę?

– Zostaw je w spokoju – wykrztusił Hvitur.

– Powiedz mi – mówiła Pożoga – co się stanie z twoją bezcenną przepowiednią, jeśli jedno z pięciorga smocząt nigdy się nie narodzi?

– Nie zrobiłabyś tego. Nikt nie skrzywdziłby smoczego jaja.

Rozpaczliwie wpatrywał się niebieskimi oczami w jej szpony.

– Nie będzie „skrzydeł nieba”, by ocalić świat – powiedziała Pożoga. – Jaka smutna, smutna historia. – Zaczęła przerzucać jajo z łapy do łapy. – To chyba znaczy, że trzeba zachować wielką ostrożność w kontakcie z tym straszliwie ważnym małym... O rety!

Szarpnęła się przesadnym gestem do przodu, udając, że mokre jajo wyślizguje się z jej szponów... A potem pozwoliła, żeby jajo spadło ze skalnej półki w skalistą ciemność na dole.

– Nie! – wrzasnął Hvitur.

Odepchnął dwóch żołnierzy i rzucił się ku krawędzi urwiska. Pożoga uderzyła potężnymi łapami w jego szyję, nim zdążył rzucić się za jajem.

– To tyle, jeśli idzie o przeznaczenie – zaszydziła. – Tyle, jeśli idzie o twój tragiczny błahy ruch pokojowy.

– Jesteś potworem – wykrztusił Lodoskrzydły, wijąc się pod jej szponami. Głos mu się łamał z rozpaczy. – Nigdy się nie poddamy. Smoczęta... Smoczęta nadejdą i przerwą wojnę.

Pożoga pochyliła się i syknęła mu do ucha:

– Nawet jeśli nadejdą, dla ciebie będzie już zdecydowanie za późno.

Szponami rozdarła na strzępy skrzydła srebrnego smoka. Hvitur wrzeszczał z bólu. Szybkim ruchem wbiła jadowity kolec na ogonie w jego czaszkę i zrzuciła długie srebrne ciało z krawędzi urwiska.

Krzyki srebrnego smoka ucichły na długo przed tym, jak echo przyniosło odgłosy uderzenia jego ciała o skały na dole.

Piaskoskrzydła skierowała spojrzenie czarnych oczu na żołnierzy.

– Doskonale – powiedziała. – To powinien być ostatni raz, kiedy usłyszymy o tej głupiej przepowiedni. – Wystawiła szpony na deszcz, żeby zmyć lśniącą smoczą krew. – Poszukajmy czegoś innego, co można by zabić.

Trzy smoki rozłożyły skrzydła i odleciały ku ciemnym chmurom.

* * *

Jakiś czas potem daleko w dole wielgachna smoczyca w kolorze zachodzącego słońca wpełzła na skały i zbliżyła się do połamanego ciała lodowego smoka. Szturchnęła jego ogon i wyjęła spod niego odłamek skorupy jaja, a potem wślizgnęła się z powrotem do labiryntu jaskiń pod urwiskiem. Kamienne ściany ocierały się o jej skrzydła. Wypuszczała z paszczy pióropusz ognia, żeby oświetlić sobie ciemne przejście głęboko pod górami.

– Służę Szponom Pokoju – syknął ktoś w mroku. – Pustułko? To ty?

– Czekamy na skrzydła ognia – odpowiedziała czerwona smoczyca.

Niebieskozielony Morskoskrzydły wynurzył się z bocznej jaskini, a ona rzuciła mu skorupę jaja pod nogi.

– Chociaż teraz na niewiele nam się to zda – warknęła. – Hvitur nie żyje.

Morskoskrzydły spojrzał na skorupę jaja.

– Ale... Nieboskrzydłe jajo...

– Stłuczone. Przepadło. To koniec, Płetwonogu.

– To niemożliwe – odpowiedział. – Jutro jest najjaśniejsza noc. Wszystkie trzy księżyce będą w pełni po raz pierwszy w tym stuleciu. Smoczęta z przepowiedni muszą wykluć się jutro.

– Cóż, jedno z nich już nie żyje – odrzekła Pustułka. Gniew rozbłysnął w jej oczach. – Wiedziałam, że sama powinnam wykraść Nieboskrzydłe jajo. Znam Królestwo Nieba. Drugi raz by mnie nie złapali.

Płetwonóg się skrzywił, drapiąc się szponem po skrzelach na szyi.

– Asza też nie żyje.

– Asza? – Z nozdrzy Pustułki buchnął płomień. – Jak?

– W drodze tutaj natrafiła na bitwę między siłami Iskry i Żagwi. Dotarła z czerwonym jajem Błotoskrzydłych, ale wkrótce potem zmarła na wskutek odniesionych ran.

– Zatem zostaliśmy tylko ty, ja i Barchan, żeby wychować te małe jaszczurki – warknęła Pustułka. – Dla przepowiedni, która nigdy się nie spełni. Stłuczmy od razu te przeklęte jaja i skończmy z tym. Znikniemy bez śladu, zanim Szpony Pokoju wrócą po smoczęta.

– Nie! – syknął Płetwonóg. – Utrzymanie przy życiu smocząt przez następne osiem lat to najważniejsze zadanie. Jeśli nie chcesz brać w tym udziału...

– Och, zamknij się – warknęła Pustułka. – Jestem najsilniejszym smokiem wśród Szponów Pokoju. Potrzebujecie mnie. Nieważne, co myślę o tych paskudnych małych smokach. – Spojrzała na skorupę jaja na podłodze, pocierając pobliźnione przednie łapy. – Chociaż myślałam, że przynajmniej jedno z nich będzie Nieboskrzydłe.

– Znajdę nam piąte smoczę. – Płetwonóg przepchnął się obok niej, szorując łuskami o skałę.

– Nie masz szansy wrócić do Królestwa Nieba, durniu – powiedziała smoczyca. – Teraz będą pilnie strzegli wylęgarni.

– To zdobędę jajo skądinąd – odparł ponuro. – Deszczoskrzydłe nawet nie liczą swoich jaj. Mogę zabrać jedno z lasu deszczowego i nikt nawet niczego nie zauważy.

– To najpotworniejszy z pomysłów – odrzekła Pustułka z drżeniem. – Deszczoskrzydłe to żałosne stworzenia. Daleko im do Nieboskrzydłych.

– Musimy coś zrobić – odparł Płetwonóg. Syknął, trącając ogonem kawałek skorupy, który przeleciał po podłodze. – Za osiem lat Szpony Pokoju zjawią się po pięcioro smocząt. Przepowiednia mówi o piątce i piątkę będziemy mieli... Za wszelką cenę.Rozdział 1

Łupek nie uważał, że jest smokiem o Wielkim Heroicznym Przeznaczeniu.

Och, chciał takim być. Chciał być wielkim zbawcą smoczego świata, wspaniałym i odważnym. Chciał dokonać tych wszystkich cudownych rzeczy, jakich się po nim spodziewano. Chciał spojrzeć na świat, zorientować się, co jest zepsute, i to naprawić.

Jednakże nie wykluł się jako bohater. Nie miał żadnych legendarnych przymiotów. Bardziej lubił spać niż się uczyć i wiecznie gubił kurczaki w jaskiniach podczas nauki polowania, bo więcej uwagi zwracał na przyjaciół niż na pióra.

Przyzwoicie radził sobie w walce. Niestety, „przyzwoicie” nie wystarczy, żeby zakończyć wojnę i ocalić smocze plemiona. Musiał być nadzwyczajny. Był największy ze smocząt, więc powinien być tym przerażającym i twardym. Opiekunowie chcieli, żeby był przerażająco niebezpieczny.

Łupek czuł, że jest mniej więcej równie niebezpieczny jak kalafior.

– Walcz! – zawyła jego przeciwniczka, rzucając się na niego przez jaskinię.

Łupek wpadł na skalną ścianę i z trudem się podniósł, próbując rozłożyć skrzydła w kolorze błota dla złapania równowagi. Czerwone szpony omal nie przeorały mu pyska, ale zdążył się uchylić.

– Dalejże! – szydziła czerwona smoczyca. – Przestań się powstrzymywać. Musisz być bezwzględny. Znajdź w sobie zabójcę i go uwolnij.

– Staram się! – odpowiedział Łupek. – Może, gdybyśmy przestali walczyć i porozmawiali o tym...

Znowu go zaatakowała.

– Zamarkuj atak w lewo i przeturlaj się na prawo! Wykorzystaj ogień!

Łupek spróbował uskoczyć pod jej skrzydło, żeby zaatakować ją od dołu, ale oczywiście przeturlał się w niewłaściwą stronę. Przyszpiliła go do ziemi łapą i Łupek zaskamlał z bólu.

– W które lewo skoczyłeś, niezguło?! – ryknęła mu do ucha Pustułka. – Wszystkie Błotoskrzydłe są takie głupie? Czy po prostu jesteś głuchy?!

Cóż, jeśli dalej będziesz tak wrzeszczeć, to z pewnością wkrótce ogłuchnę, pomyślał Łupek.

Nieboskrzydła uniosła łapę, żeby mógł się podnieść.

– Niby skąd miałbym wiedzieć, jakie są inne Błotoskrzydłe? – zaprotestował, oblizując obolałe szpony. – Może moglibyśmy powalczyć bez tego całego wrzasku i przekonać się...

Urwał, słysząc znajomy syk, który zawsze rozlegał się przed ogniowym atakiem Pustułki.

Osłonił głowę skrzydłami, schował długą szyję i przeturlał się w gąszcz stalagmitów wyrastających z podłoża jaskini w jednym kącie.

Płomienie rozlały się po skałach wokół niego, przypalając mu czubek ogona.

– Tchórz! – ryknęła stara smoczyca.

Roztrzaskała jedną ze skalanych kolumn, sypiąc gradem ostrych czarnych kamyków. Łupek zakrył oczy i niemal natychmiast poczuł, że przydepnęła mu z całej siły ogon.

– Auć! – wrzasnął. – Mówiłaś, że przydeptywanie ogonów jest nieuczciwe!

Złapał się najbliższego stalagmitu szponami i wdrapał się na niego. Spod sklepienia jaskini spiorunował wzrokiem ogromną Nieboskrzydłą.

– Jestem twoją nauczycielką – warknęła Pustułka. – Każde moje zagranie jest uczciwe. Złaź tu i walcz jak Nieboskrzydły.

Tyle że ja nie jestem Nieboskrzydły, zbuntował się w myślach Łupek. Jestem Błotoskrzydły! Nie lubię niczego podpalać ani latać w kółko i wgryzać się w smocze szyje.

Zęby nadal go bolały po tym, jak próbował wgryźć się w twarde jak klejnoty łuski Pustułki.

– Nie mogę walczyć z którymś z pozostałych? – spytał. – Wtedy o wiele lepiej sobie radzę.

Pozostałe smoczęta były jego rozmiarów (prawie) i nie oszukiwały (przeważnie). Walkę z nimi naprawdę lubił. Chociaż nigdy nie udawało mu się wygrać, gdy obserwowała go Pustułka. W jej obecności za bardzo się denerwował.

– Tak? A na którego przeciwnika miałbyś ochotę? Karłowatą Piaskoskrzydłą czy leniwą Deszczoskrzydłą? – spytała Pustułka. – Bo jestem pewna, że będziesz mógł wybierać na polu bitwy.

Jej ogon jarzył się jak czerwone węgielki, kiedy machała nim w tę i z powrotem.

– Gloria nie jest leniwa – lojalnie bronił przyjaciółki Łupek. – Po prostu nie jest zbudowana do walki. Płetwonóg mówi, że w lesie deszczowym nie ma specjalnie o co walczyć, bo Deszczoskrzydłe mają tyle jedzenia, ile zechcą. Mówi, że to dlatego do tej pory trzymały się z dala od wojny. Zresztą żadna z rywalizujących królowych nie chce Deszczoskrzydłych w swojej armii. Mówi...

– Przestań pytlować i złaź tutaj! – ryknęła Pustułka.

Uniosła się na tylnych łapach i rozłożyła skrzydła, przez co wyglądała na trzy razy większą.

Przerażony Łupek próbował z krzykiem przeskoczyć na sąsiedni stalagmit, ale za wolno rozwinął skrzydła i tylko uderzył w skalny naciek. Posypały się iskry, kiedy, zjeżdżając w dół, przeszorował szponami po poszarpanej skale. Znowu zawył z bólu, gdy Pustułka wsunęła głowę między skalne kolumny, złapała go zębami za ogon i wyciągnęła z powrotem na otwarty teren.

Zacisnęła szpony na jego szyi i syknęła mu do ucha:

– Gdzie ten mały agresywny potwór, którego widziałam, kiedy się wyklułeś? Takiego smoka potrzebujemy do przepowiedni.

– Jejku – pisnął Łupek, szarpiąc się w jej chwycie.

Wyczuwał dziwne blizny po oparzeniach na jej przednich łapach.

Tak zawsze kończyła się nauka walki z Pustułką – Łupek tracił przytomność, a potem chodził obolały albo kulał przez kilka następnych dni. Odpowiedz atakiem, zagrzewał siebie w myślach. Oszalej! Zrób coś! Chociaż był największym ze smocząt, wszystkim im brakowało roku do osiągnięcia pełnych rozmiarów i Pustułka zdecydowanie nad nim górowała.

Próbował przywołać trochę pomocnej agresji, wściekłości, ale jedyne, o czym myślał, to że wkrótce to się skończy i będzie mógł iść na kolację. Nie był to najbardziej heroiczny tok myślenia.

Nagle czerwona smoczyca ryknęła i go wypuściła. Ogień buchnął nad głową Łupka, który uderzył z hukiem o podłogę.

Pustułka obróciła się błyskawicznie. Za nią, dysząc wyzywająco, stała młodziutka Morskoskrzydła smoczyca, Tsunami. Czerwonozłota łuska utkwiła między jej ostrymi białymi zębami. Wypluła ją i zgromiła wzrokiem nauczycielkę.

– Przestań znęcać się na Łupkiem – warknęła – bo znowu cię ugryzę.

W świetle pochodni jej ciemnoniebieskie łuski lśniły jak szkło kobaltowe. Skrzela na długiej szyi pulsowały jak zawsze, gdy była rozgniewana.

Pustułka przysiadła i podwinęła ogon, żeby sprawdzić ślad po ugryzieniu. Wyszczerzyła zęby na Tsunami.

– Ależ ty jesteś słodka. Bronisz smoka, który próbował cię zabić, kiedy jeszcze siedziałaś w jajku.

– Na całe szczęście, wy, wielkie smoki, byłyście na miejscu, żeby ocalić nam życie – odparła z przekąsem Tsunami – i bez wątpienia doceniamy to teraz, bo bez przerwy o tym słyszymy.

Obeszła Pustułkę dumnym krokiem i stanęła między nią a Łupkiem.

Łupek się skrzywił. Nie cierpiał słuchać tej historii. Nie rozumiał jej. Nigdy nie chciał skrzywdzić pozostałych smocząt. Dlaczego więc zaatakował ich jaja w czasie wylęgu? Naprawdę gdzieś w jego wnętrzu krył się zabójczy potwór?

Pozostali opiekunowie, Płetwonóg i Barchan, powiedzieli, że był naprawdę zajadły w czasie wylęgu; musieli wrzucić go do rzeki, żeby chronić przed nim pozostałe jaja. Pustułka chciała, żeby odnalazł w sobie tego potwora i posłużył się nim w czasie walki. Bał się jednak, że gdyby to zrobił, znienawidziłby siebie i znienawidziliby go pozostali. Myśl, że o mały włos nie zamordował swoich przyjaciół, sprawiała, że czuł się, jakby uszedł z niego cały ogień.

Nieszczególnie chciał się stać maszyną do zabijania, nawet jeśli Pustułka uznałaby to za zdecydowaną poprawę.

A może to był jedyny sposób, żeby wypełnić przepowiednię?

– W porządku – rzuciła lekceważąco Pustułka. – Zresztą i tak na dziś skończyliśmy. Zaznaczę kolejną porażkę na twoim zwoju, Błotoskrzydły.

Wypuściła płomyk ognia w powietrze, odwróciła się i dostojnie wymaszerowała z jaskini.

Łupek sfrunął na podłogę, kiedy tylko jej czerwony ogon zniknął mu z oczu. Miał wrażenie, że pali go od poparzeń każda łuska na ciele.

– Jutro w czasie treningu będzie dla ciebie wyjątkowo wredna – powiedział do Tsunami.

– O rety! – Morskoskrzydłej wyrwał się słaby okrzyk. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby Pustułka była wredna! To byłoby takie nieoczekiwane i zupełnie do niej niepodobne!

– Jejku – jęknął Łupek. – Nie rozśmieszaj mnie. Mam chyba połamane żebra.

– Nie masz połamanych żeber – powiedziała Tsunami, szturchając go w bok nosem. – Smocze kości są prawie tak twarde jak diamenty. Nic ci nie będzie. Wstawaj i skocz do rzeki.

– Nie! – Łupek schował głowę pod skrzydłem. – Woda jest za zimna!

„Skocz do rzeki” – to była odpowiedź Tsunami na każdy kłopot. Nudzisz się? Bolą cię kości? Masz suche łuski? Głowa ci pęka od wkuwania historii wojny? „Skocz do rzeki!” – wykrzykiwała, kiedy tylko któreś z pięciorga smocząt narzekało. Z pewnością nie przejmowała się tym, że jako jedyna z nich potrafiła oddychać pod wodą i że większość smoczych plemion nie cierpi się moczyć.

Łupek nie miał nic przeciwko, ale nie cierpiał marznąć, a podziemna rzeka, która płynęła przez ich jaskinię, była zawsze lodowata.

– Wskakuj – rozkazała Tsunami. Złapała jego ogon w przednie łapy i zaczęła go ciągnąć do rzeki. – Od razu lepiej się poczujesz.

– Nieprawda! – krzyknął Łupek, drapiąc szponami gładką skałę, żeby się zatrzymać. – Będzie mi zimniej! Przestań! Puszczaj! Aj!

Jego protesty zamieniły się w chmurę bąbelków, kiedy Tsunami wrzuciła go do lodowatej wody.

Gdy się wynurzył, Tsunami dryfowała obok niego, zanurzając głowę i opryskując wodą łuski niczym piękna, przerośnięta ryba. Łupek czuł się przy niej jak niezdarna brązowa klucha.

Z pluskiem przelazł na płyciznę i położył się na zatopionej skalnej półce, opierając głowę na brzegu rzeki. Nie przyznałby się do tego, ale Tsunami miała rację: poparzenia i otarcia mniej mu dokuczały w wodzie. Prąd pomagał wymyć dymiący skalny pył spomiędzy wysuszonych łusek.

Niemniej było mu zimno. Łupek podrapał skałę pod sobą. Dlaczego nie ma tu nawet odrobiny błota?

– Pustułka pożałuje pewnego dnia, kiedy zostanę królową Morskoskrzydłych – powiedziała Tsunami, podpływając, a potem odpływając wąskim korytem.

– Myślałem, że tylko córka królowej może rzucić jej wyzwanie, żeby zająć tron – powiedział Łupek.

Tsunami pływała naprawdę szybko. Żałował, że nie ma jak ona błon pławnych między szponami, skrzeli ani jej ogona – tak silnego, że niemal wychlapywała całą wodę z rzeki jednym uderzeniem.

– Cóż, może Morskoskrzydła królowa rzeczywiście jest moją matką, a ja jestem zaginioną księżniczką – odrzekła. – Jak w tej opowieści.

Wszystko, co smoczęta wiedziały o zewnętrznym świecie, pochodziło ze zwojów zebranych przez Szpony Pokoju. Ulubiona opowieść Tsunami nosiła tytuł „Zaginiona księżniczka” i była to legenda o młodziutkiej Morskoskrzydłej smoczycy, która uciekła z domu, a jej królewska rodzina przetrząsała całe morze w jej poszukiwaniu. Ostatecznie smoczyca znalazła drogę do domu i rodzice powitali ją z otwartymi skrzydłami, a potem radowano się i ucztowano.

Łupek zawsze pomijał środek opowieści – przygody księżniczki. Podobała mu się tylko końcówka – szczęśliwa matka i szczęśliwy ojciec. I ucztowanie. Ucztowanie też brzmiało naprawdę fantastycznie.

– Ciekawe jacy są moi rodzice – powiedział.

– Ciekawe, czy którekolwiek z naszych rodziców jeszcze żyje – dodała Tsunami.

Łupek nie lubił o tym myśleć. Wiedział, że smoki codziennie giną w wojnie – Pustułka i Płetwonóg wracali z wieściami o krwawych bitwach, wypalonej ziemi i płonących stosach smoczych ciał. Musiał jednak wierzyć, że jego rodzice nadal żyją i są bezpieczni.

– Myślisz, że czasem za nami tęsknią?

– Na pewno. – Tsunami machnęła ogonem i opryskała go wodą. – Założę się, że moi oszaleli z niepokoju, kiedy Płetwonóg ukradł moje jajo. Jak w tej historii.

– A moi przetrząsnęli całe moczary – dodał Łupek.

Odkąd byli małymi smoczętami, wszyscy wyobrażali sobie sceny z rodzicami, którzy rozpaczliwie ich szukają. Łupkowi podobała się myśl, że ktoś tam w świecie go szukał... Że ktoś za nim tęsknił i chciał go odzyskać.

Tsunami obróciła się na grzbiet i zapatrzyła się w kamienne sklepienie półprzezroczystymi zielonymi oczami.

– Cóż, Szpony Pokoju wiedziały, co robią – rzuciła z goryczą. – Tutaj nikt nas nigdy nie znajdzie.

Przez chwilę słuchali, jak rzeka bulgocze, a pochodnie trzaskają.

– Nie będziemy wiecznie siedzieć pod ziemią – powiedział Łupek, próbując pocieszyć Tsunami. – Znaczy, jeśli Szpony Pokoju chcą, żebyśmy zakończyli wojnę, to kiedyś muszą nas wypuścić. – Podrapał się w zamyśleniu za uchem. – Gwiezdny Lotnik mówi, że zostały nam tylko dwa lata.

Dwa lata zniewag i ataków. Tylko tyle musiał jeszcze wytrzymać.

– A potem będziemy mogli wrócić do domu i zjeść tyle krów, ile zechcemy.

– Najpierw musimy ocalić świat – zauważyła Tsunami. – A potem możemy wrócić do domu.

– Racja.

To, w jaki właściwie sposób mieli ocalić świat, było dość mgliste, ale najwyraźniej wszyscy uważali, że dojdą do tego we właściwym czasie.

Łupek wyszedł z rzeki. Jego mokre skrzydła były ciężkie i oklapnięte. Powlekł się pod ścianę i rozłożył je przed pochodnią, wyginając szyję i próbując się rozgrzać. Słabe fale ciepła przepłynęły po jego łuskach.

– Chyba że... – zaczęła Tsunami.

Łupek pochylił głowę, żeby na nią spojrzeć.

– Chyba że co?

– Chyba że odejdziemy wcześniej.

Obróciła się i wyszła z wody jednym płynnym ruchem.

– Odejdziemy? – powtórzył zdumiony Łupek. – Jak? Sami?

– A czemu nie? Gdybyśmy zdołali znaleźć wyjście z jaskiń, to czemu mielibyśmy czekać kolejne dwa lata? Jestem gotowa ratować świat. A ty nie?

Łupek nie był pewien, czy kiedykolwiek będzie gotowy ratować świat. Myślał, że Szpony Pokoju powiedzą im, co trzeba zrobić. Tylko trójka smoczych opiekunów – Pustułka, Płetwonóg i Barchan – wiedziała, gdzie ukryto smoczęta, ale istniała cała siatka Szponów szykujących się do wypełnienia proroctwa.

– Nie zdołamy sami zakończyć wojny – powiedział. – Nie wiedzielibyśmy od czego zacząć.

Tsunami ze złością zatrzepotała skrzydłami, opryskując go zimnymi kropelkami wody.

– Możemy też sami zakończyć wojnę – obstawała. – O to właśnie chodzi w przepowiedni.

– Może za dwa lata – powiedział Łupek.

Może do tego czasu odnajdę swoją niebezpieczną naturę. Może do tej pory stanę się zajadłym wojownikiem, jakiego chce Pustułka.

– A może wcześniej – upierała się Tsunami. – Zastanów się tylko nad tym, dobrze?

Przestąpił z nogi na nogę.

– W porządku, zastanowię się.

Przynajmniej dzięki temu mógł zakończyć tę sprzeczkę.

Tsunami przekrzywiła głowę.

– Słyszę obiad!

Słaby dźwięk przerażonego muczenia rozlegał się echem w tunelu za nimi. Szturchnęła wesoło Łupka.

– Kto pierwszy, ten lepszy!

Obróciła się i pognała przed siebie, nie czekając na jego reakcję.

Pochodnie w sali do walk jakby przygasły, a spod łusek Łupka sączyła się zimna woda. Złożył skrzydła i przesunął ogonem po rumoszu ze strzaskanej skalnej kolumny.

Tsunami oszalała. Ich piątka nie była gotowa, żeby zakończyć wojnę. Nie zdołaliby nawet samodzielnie przetrwać. Może Tsunami była dostatecznie odważna i twarda, jak prawdziwy bohater, ale Słonko, Gloria i Gwiezdny Lotnik... Łupek pomyślał o wszystkim, co mogło wyrządzić im krzywdę, i żałował, że nie może oddać im własnych łusek, szponów i zębów, żeby mieli dodatkową ochronę.

Poza tym nie było jak uciec z jaskiń. Szpony Pokoju już o to zadbały.

Mimo to jakaś cząstka jego istoty wbrew wszystkiemu zastanawiała się, jak to by było wrócić do domu, zamiast czekać jeszcze dwa lata. Nigdy nie poznał niczego poza jaskiniami, w których się wykluł, ale dostatecznie często wyobrażał sobie świat na zewnątrz. Wróciłby na moczary, na bagna, do plemienia Błotoskrzydłych, które było podobne do niego i myślało jak on... Z powrotem do rodziców, kimkolwiek byli...

A gdyby im się udało?

Gdyby smoczęta zdołały uciec, przetrwać i ocalić świat... po swojemu?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: