Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sodomion - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Sodomion - ebook

W zaawansowanej naukowo i technologicznie przyszłości świat będzie inny, ale ludzkie pragnienia, emocje i żądze – niezmienne.

Czy można się zakochać w maszynie? Czy każdy jest zdolny do miłości? A może w doskonałym świecie przyszłości to skomplikowane uczucie nie będzie nam już do niczego potrzebne? Może zamiast emocji wystarczy sam kontakt fizyczny? Wszak nie ma nic przyjemniejszego niż seks, a ludzie wyzwoleni z religijnych i społecznych ograniczeń będą mogli wreszcie robić to, na co naprawdę mają ochotę.

Soczysty język, błyskotliwie ukazane zawiłości relacji międzyludzkich –  mistrz polskiej fantastyki opowiada o różnych obliczach miłości.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-2299-7
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Grono. Krótka story o miłości

Boję się, że rzeczywistość, jaką zastaniemy na tej planecie, może dalece różnić się od wszelkich naszych przewidywań.

Janusz A. Zajdel, Cała prawda o planecie Ksi

Po przebudzeniu, jeszcze przed śniadaniem, zwykle brała kąpiel. Kiedy weszła do łazienki, zastała tam Kena i Reta. Musieli wziąć prysznic wcześniej, bo teraz siedzieli w jacuzzi, wyraźnie podnieceni. Spojrzeli na nią zachęcająco, ale pokręciła głową, że nie. W nocy była z Marią, potem na krótko przyłączył się Paweł, który wrócił późno z miasta. Anna na razie miała dość, poza tym… niespecjalnie lubiła tych dwóch. I wcale nie dlatego, że byli olderami po kuracji kolagenowej i wyglądali, zwłaszcza w wodzie, jak obciągnięte laminatem manekiny. Świetnie umięśnione wielkie lalki, bo obaj zarabiali kupę kasy i mogli sobie pozwolić na drogie przeszczepy. I to ją właśnie zrażało: ostentacyjnie prezentowanie zregenerowanych ciał, demonstrowanie wszem wobec, że stać ich na drugą młodość.

Weszła do kabiny prysznicowej i na początek zaordynowała sobie lekką zraszającą mgiełkę z delikatną nutką lawendy. Potem natryskiwacze pokryły ją pianą, dokładnie, nie wyłączając wewnętrznej powierzchni dłoni i stóp. Gdy się spłukiwała, zerknęła na jacuzzi – Ken spółkował z Retem, widziała jego szerokie umięśnione plecy, błyszczące i zroszone potem. Kiwał się rytmicznie, przez pleksiglas kabiny dochodziły jęki jego partnera. Włączyła nawiew osuszający i kiedy wsuwała ręce do manikiura, poprosiła o relaksacyjną muzykę. Ret, kiedy ktoś go dymał, wydawał takie piskliwe, wwiercające się w uszy odgłosy. Jakby skrobał czymś ostrym po szkle.

Ze ściany wysunął się fryz i zapytał, jak życzy sobie ułożyć włosy, ale poprzestała na zwykłym uczesaniu. O czternastej miała wystąpić w realshow dla antyka, a ci nie lubili, jak aktorka coś wyczyniała z fryzurą. Najlepiej, aby włosy były rozpuszczone lub zawiązane w staromodny węzeł. Jeszcze tylko dłonie i stopy na parę sekund do depilatora, delikatne areo z olejku eukaliptusowego na twarz i ramiona i była gotowa.

Ignorując kopulującą parę, wyszła do livingu. Należący do grona flat, mimo że sam apartamentowiec zbudowano dość dawno, został przed rokiem gruntownie zmodernizowany. Owalny living otaczały boksy o ruchomych ścianach – można je było przesuwać lub podnosząc, łączyć pokoje w większe pomieszczenia, gdyby ktoś chciał pobyć z kimś dłużej. Tak jak ona dziś w nocy z Marią. Wystarczyło, że podniosły dzielącą ich ściankę i połączyły swoje łóżka, tworząc na parę godzin wspólne mieszkanko. Meble przesuwały się z łatwością, wyposażone w poślizgowe podstawki. Mogli bez kłopotu zamieniać się pokojami, przeprowadzka trwała pięć minut, tak że każdy sąsiadował, z kim chciał.

W livingu nikogo nie zastała, ludzie widocznie netowali lub po prostu jeszcze spali. Anna nie mogła sobie na to pozwolić, o czternastej miała ten realshow, klient, jakiś wyjątkowo nieużyty antyk, życzył sobie jej osobistej obecności. Zwykle załatwiała to przez awatara, ale antyki tak nie lubili, zawsze podkreślali, że ma być tak jak kiedyś w teatrze. Do boksu nie chciało jej się wracać, pewnie leżała tam jeszcze Maria. Lubiła być z tą szczupłą, namiętną dziewczyną, która jak zwykle nie miała jeszcze dosyć i pewnie liczyła na poranną dogrywkę, ale Anna musiała przygotować się do występu. Klient żądał, aby nauczyła się roli na pamięć i mówiła bez suflera, a ona nawet nie zerknęła do tekstu. Postanowiła, że najpierw zje śniadanie. Maria zrozumie aluzję i odłączy swój pokój.

Przeszła do kuchni. Przy długim stole siedział jeden tylko lokator, Stan. Jadł bez apetytu hamburgera z symsa. W ich gronie na prawdziwe mięso stać było jedynie Kena i Reta, no i oczywiście Pawła, reszta musiała wcinać mdły substytut z soi. Anna skinęła głową Stanowi i otworzyła swoją lodówkę. Przez chwilę zastanawiała się, co zjeść – wielkiego wyboru nie miała, bo nie dała rady uzupełnić zapasów, mimo że pad domagał się dyspozycji. W końcu co go obchodził koniec kredytu, to ona powinna czym prędzej zlikwidować debet. W końcu zdecydowała się na jogurt i ryżowe paluszki z chili, które włożyła do podgrzewarki. Czekając, aż będą gotowe, odwróciła się w stronę współgronowicza.

Nie wyglądał najlepiej. Czterdziestkę przekroczył już dawno i dało się to zauważyć. Kuracje kolagenowe przestały od pewnego czasu skutkować. Obecna w tkance łącznej elastyna stopniowo traciła zdolność regeneracji. Skóra Stana co prawda była jeszcze gładka, ale Anna dostrzegała niepokojący szary odcień pod oczodołami zwiastujący nieuchronne zwiotczenie. Za rok, dwa pojawią się zmarszczki i pozostanie tylko skalpel chirurga i przeszczepy. Lecz takie zabiegi kosztowały fortunę, a Stan nie miał pieniędzy, przed miesiącem stracił pracę. Z trudem płacił rachunki za pobyt we flacie. Anna wiedziała – powiedziała jej to wczoraj Maria – że mężczyzna dostał od Pawła propozycję odejścia. Zgodził się, nie miał zresztą innego wyjścia. Mógł co prawda odwołać się do całego grona, ale wiedział, że to bez sensu. Ludzie zawsze głosowali tak, jak chciał Paweł. Ceremonia Pożegnania miała się odbyć o dwunastej.

Stan przełknął ostatni kęs hamburgera i zapijał go jogurtem. Patrzyli na siebie w milczeniu. Anna oczywiście była z nim wielokrotnie, najczęściej w układach grupowych, które preferował, najbardziej lubił dwa razy dwa. Nawet jej się podobał, wysoki, atletycznie zbudowany brunet o pociągłej twarzy i wysokim czole. Taki miły, spokojny kolo. Seks z nim sprawiał jej przyjemność, lecz to Stana nie wyróżniało. Liczyło się wyłącznie grono, jego członkowie stanowili elementy wymienne. W ciągu tygodnia o nim zapomni. Nawet chętnie, bo szary odcień na jego twarzy sprawiał naprawdę nieprzyjemne wrażenie. Choć wczoraj Stan wyglądał w miarę normalnie, pewnie od jakiegoś czasu nakładał sobie makijaż. Dziś mu się nie chciało, bo i tak jego odejście zostało przesądzone. Nie miał po co się starać.

Mężczyzna odsunął od siebie talerz i sięgnął po kubek z kawą. Upił łyk, ale widocznie mu nie smakowała, bo go odstawił.

– No i co tak patrzysz? – zapytał zaczepnie. – Myślisz, że ciebie to nie czeka? Że cię ominie?

Nawet teraz unikał słowa „starość”. Nie było wciągnięte na żaden indeks, ale starali się go nie używać. Było w nim coś nieprzyzwoitego.

– Wiesz już, dokąd odejdziesz? – spytała, nie chcąc wdawać się w polemikę.

Nie odpowiedział, choć Anna wiedziała, że nie miał wielkiego wyboru. Mógł się przenieść do tańszego flatu o gorszym standardzie zamieszkanego przez grono podobnych mu autów i próbować jakoś przeczekać gorsze czasy. Zawsze przecież istniała możliwość, że trafi mu się dobry kontrakt. Ale to zdarzało się rzadko, niewielu autom udawało się wrócić. Raczej czekał go socjal i szwendanie się po coraz gorszych norach, aż skończy się zasiłek i wyląduje w kanałach. Mógł też darować sobie ten etap i od razu udać się do punktu Eutanu, ale nie wyglądał na człowieka, który do tego dojrzał. Raczej na wściekłego na swoje włókna kolagenowe, które nie chciały się dłużej regenerować pod dyktando aparatury medycznej.

Stan milczał i patrzył ponuro przed siebie, bębniąc palcami o blat stołu. Anna straciła ochotę na jego towarzystwo, wyjęła z podgrzewacza paluszki i poszła z nimi do swego pokoju. Musiała się przygotować do popołudniowego występu. Nie miała na niego specjalnej ochoty, ale potrzebowała przecież pieniędzy. SysDom już ją kredytował, namolnie domagając się spłaty. Nie mogła mieć do niego pretensji, bo działało to bardzo uczciwie. Flat był objęty pełnym monitoringiem, skanery bacznie obserwowały każdy jej ruch, odnotowując generowane przez nią koszty – zużytą energię, wodę, łazienkowe kosmetyki, używaną aktualnie powierzchnię pokoju, nie wspominając o necie i amortyzacji wyposażenia. Razem składało się to na tygodniowy czynsz, który każdy lokator musiał skrupulatnie uiszczać. Anna zalegała od dwóch tygodni. Nie wyleciała z grona tylko dlatego, że Paweł ją lubił.

W nocy rozmawiała z Marią o kłopotach finansowych. Leżały obok siebie na łóżku, już po pierwszym zbliżeniu, zdyszane i zarumienione.

– Nie chciałabym, żebyś odeszła z powodu kasy – mówiła Maria, dotykając jej brzucha zroszonego drobniutkimi kropelkami potu. Anna musnęła leżący na stoliku sterownik i poczuły na skórze delikatny chłodny powiew. – W Rodzie dobrze płacą. Nie myślałaś o tym?

Owszem, myślała. W Domu Rodzenia świetnie by jej zapłacono za ciążę, nie musiałaby się martwić o pieniądze przez co najmniej dwa lata. Czytała gdzieś nawet, że ostatnio znowu podniesiono stawki, podobno z braku chętnych na surogatki. Doskonale to rozumiała, która dziewczyna chciałaby dać sobie wszczepić jakiegoś mrożeńca zapakowanego przed kilkudziesięciu laty do azotu, potem przez dziewięć miesięcy taszczyć się z brzuchem, by na koniec, jak już go wyjmą, walczyć z rozstępami i tracić majątek w gabinecie kosmetycznym? Anna wiedziała, że swoje powodzenie zawdzięcza nienagannej budowie i naturalnie aksamitnej skórze. Po powrocie z Rodu nie miałaby co prawda kłopotów finansowych, ale jej wartość jako partnerki znacznie by spadła. A przecież wiadomo, że jesteś wart tyle, ile chcą cię inni. Żeby być w naprawdę fajnym gronie, nie wystarczy kasa, muszą cię tam jeszcze chcieć.

Sama trafiła do grona przed dwoma laty zaproszona przez Pawła, który wyhaczył ją na castingu tuż po opuszczeniu przez nią bidula. Szukała wtedy gorączkowo pracy i mieszkania – jako Rodyjka, czyli dziecko z Rodu, w ciągu miesiąca po ustaniu opieki musiała zacząć spłacać taxlife. Ludzie urodzeni przez państwo byli zobowiązani do zwrócenia kosztów – z chwilą narodzin zaciągali kredyt spłacany po osiągnięciu pełnoletności. Anna skrzywiła się, bo przypomniała sobie, że za trzy dni przypada termin uiszczenia kolejnej raty. Nie należało tego olewać, bo państwo z dłużnikami się nie patyczkowało. Czytała wczoraj newsa o facecie, który migał się pięć lat, bo udało mu się zmanipulować system księgujący, ale kolo teraz chyba tego żałował. Sąd uznał kanciarza za osobnika zagrażającego społeczeństwu i skierował go do Eutanu. Jak to mawiał Paweł, możemy sobie robić jaja ze wszystkiego, tylko nie z kasy.

Marii w pokoju już nie zastała, wróciła do siebie. Anna, pogryzając paluszki, trąciła leżący na stoliku sterownik, zmieniając łóżko w wygodną kanapę. Przełknęła ostatni kęs i sięgnęła po pada – był teraz opalizującym metalicznym jajkiem wysokim na osiem centymetrów. Wibrował delikatnie, a po jego powierzchni błądziło mrowie zielonych punkcików awizujących nowe wiadomości. Zgniotła go dłońmi w coś na kształt naleśnika, a potem, chwytając palcami za brzegi, rozciągnęła w piętnastocalowy ekran. Natychmiast zapełnił się dziesiątkami mrugających tubików. Kłębiły się w centrum panelu, usiłując przyciągnąć jej uwagę rozbłyskującymi ikonkami. Głównie spam, reklamy lub propozycje randki – to akurat odpadało, w ich gronie obowiązywała zasada wyłączności, jego członkowie uprawiali seks tylko między sobą – oraz zaproszenia na castingi do pornoreali, co też odpadało z tego samego powodu. Co prawda myślała o tym, ale jako o ostateczności. Gwiazdki tego rodzaju show często robiły w necie błyskawiczne kariery, ale równie szybko opatrywały się publice i wypadały z obiegu. Potem było ciężko o jakiś przyzwoity angaż w charakterze realistki. Stan powiedział kiedyś, że nie należy publicznie chwalić się zbyt częstą używalnością.

Ruchem palca zmiotła większość tego badziewia do kosza, kilka wyglądających na coś wartościowego wiadomości zostawiała do późniejszego obejrzenia. Bardziej interesowały ją te czerwone, zawierające oferty pracy, przesłane przez agencję. Niestety z drobnicą. Głównie proponowano jej statystowanie w sieciowych grach – zajmowało to dużo czasu, a płacono grosze. Jej agent, Kris, słabo się starał. Choć jedna pozycja wydawała się interesująca, mała rólka w interaktywnym kryminalnym realshow, kilka sekwencji z dwoma zdaniami dialogu, ale zawsze coś więcej niż trzymanie halabardy, jak mawiali kiedyś aktorzy. Nie proponowali specjalnie dużej kasy, ale wysłała Krisowi zgodę. A swoją drogą, powinna sobie znaleźć kogoś bardziej operatywnego, kto potrafiłby załatwić lepsze zlecenia, nie tylko ogony.

Ignorując wciąż napływające tubiki, otworzyła scenariusz. No tak, mogła się tego spodziewać. Antyki ostatnio zupełnie oszaleli na punkcie rodzinnych niedzielnych obiadów. Co drugi tekst był na ten temat. Zaczęła go czytać, zrezygnowana i przeświadczona, że czeka ją znowu wyjątkowo nudne popołudnie. Performans sprawiał wrażenie standardowego, grała już w kilku takich. Rodzina składała się z pięciu osób – antyka wcielającego się w rolę ojca, jego żony Eleonory, pary ośmioletnich bliźniaków oraz starszej córki, nastoletniej Elizy, którą miała odgrywać. Anna skrzywiła się, widząc swoje kwestie. Głównie odpowiadała na pytania tatusia, zainteresowanego, jak jej się układa w szkole, co słychać u koleżanek i jak się sprawuje jej chłopak. Takie tam pitolenie, na oko schyłek dwudziestego wieku. Żałowała, że nie osiemnastego, przynajmniej kostiumy byłyby ciekawsze, te wszystkie peruki i krynoliny. Ale antyki zwykle chcieli czegoś, co im przypominało młodość. Dziwacy, podobno wracanie do tych zamierzchłych czasów sprawiało im przyjemność.

Przewinęła tekst do początku i zaczęła się uczyć swoich kwestii: „Nie, tato, nic specjalnego, tylko Kasia na wuefie spadła z kozła i ma teraz na tyłku wielkiego siniaka. Cała klasa się z niej śmiała...”. Westchnęła ciężko. Co te antyki widzą w tych smętnych gadkach?

***

Na ceremonię w livingu zebrali się wszyscy, cała siódemka. Prócz Pawła i Stana Ken, Ret, Maria, Anna i trzecia kobieta w gronie, Betty. Stan był ubrany do wyjścia, w ręku trzymał aktówkę z resztą osobistych drobiazgów – kontener z jego rzeczami zabrano już przed godziną. Pożegnanie tak jak zawsze rozpoczynał Paweł, lider grona, brunet dobiegający czterdziestki, ale świetnie utrzymany, zwykle nie dawano mu więcej niż trzydzieści lat. Podszedł do stojącego z ponurą miną Stana, objął go i ostentacyjnie cmoknął w policzek.

– Dziękuję ci, że z nami byłeś – powiedział.

Ucałował go w drugi policzek i odsunął się, ustępując miejsca innym. Każdy członek grona powtarzał ten rytuał. Gdy jako ostatnia uczyniła to Betty, Stan przez dłuższą chwilę przyglądał się otaczającym go półkolem byłym kochankom. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu odwrócił się i bez słowa wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszeli, jak zasunęły się za nim drzwi wejściowe. Anna pomyślała, że kiedy na nich patrzył, taki jeszcze trochę ich, ale już nie ich, miał w oczach coś… dziwnego. Nie potrafiła jednak określić, co to takiego.

Krępującą ciszę przerwała Betty.

– Podobno masz dla nas wieczorem jakąś niespodziankę? – zwróciła się do Pawła.

Lider, a de facto pan i władca grona, chrząknął i uśmiechnął się znacząco. Z pewnością znalazł już kandydata na miejsce Stana. Maria mówiła Annie, że od paru tygodni zwiedzał różne castingi w necie i realu. Musiał się na kogoś zdecydować, skoro kazał się tamtemu wynosić.

– Owszem, mam. – Puścił do nich porozumiewawcze oko. – Bądźcie wszyscy o dwudziestej pierwszej.

Wrócili do swoich boksów. Anna musiała szybko wyjść, za niespełna godzinę powinna zameldować się w studiu. Sama odpowiadała za stosowny strój i makijaż, jeśli nie był potrzebny specjalny kostium. Zdecydowała się na prostą niebieską sukienkę, a włosy spięła w zwykły kok przewiązany czerwoną wstążką. Antyki nie znosili jakichkolwiek ekstrawagancji, chcieli, aby wszystko wyglądało na proste i „normalne” – jak kiedyś. Anna zupełnie nie rozumiała, o co im chodziło. Co w dzisiejszym świecie jest nienormalnego?

Sięgnęła po pada i owinęła go sobie wokół prawej dłoni, przybrał kształt czarnej, opalizującej bransolety zakrywającej nadgarstek. Włożyła też gogle, model nawiązujący do okularów przeciwsłonecznych z połowy ubiegłego wieku. Ciągle nie mogła się zdecydować na implant, mimo że chodziło o zabieg właściwie kosmetyczny. Coś ją jednak powstrzymywało – nie była pewna, czy chce mieć w głowie coś, nad czym nie sprawuje do końca kontroli. Maria śmiała się z tych obaw, wytykając jej atawizm. „Jesteś strachliwa jak antyk” – mówiła. Większość członków grona miała już wszczepy i nie potrzebowała padów. Tylko ona i Stan ich używali.

Wychodząc z flatu, wezwała windę. W kabinie zastała kilka osób jadących z góry. Mieszkania na wyższych piętrach zajmowały grona zwykle bardziej nowoczesne od jej grupy, choć trafiały się też konserwatywne jak Filipa, sympatycznego homka, który pozdrowił ją z uśmiechem. Zajmował wraz z czterema kolegami obszerny lokal na czternastym, była u nich parę razy na kolacji. Bardzo lubili pogaduszki z kobietami, jak to geje. Za to stojący koło niego Bernard należał do ekshibików – ośmioosobowe grono zrobiło ze swojej preferencji niezły biznes, onanizowali się grupowo lub pojedynczo przed kamerą, transmitując trójwizyjne show netem na cały świat, i dostawali kupę kasy z abonamentu. Za to ubrana jak papuga Tetra była szemalą, uczestniczyła w zupełnie zakręconym gronie, całkowicie otwartym, złożonym ze wszystkich możliwych preferencji, mieli w składzie nawet jednego nekrofila. Zajmowali w trzynaście osób wielkie studio na ostatnim piętrze. Co tydzień urządzali zbiorowe orgparty, na które zapraszali chętnych z całego gronowca, na wielkim piankowym dywanie w ich livingu potrafiło kopulować nawet i sześćdziesięciu partycypantów. Tetra już ze cztery razy zapraszała Annę, za nic mając to, że przecież nie może przyjść. Z drugiej strony jako biseks była bardzo pożądaną partnerką, do wykorzystania w wielu konfiguracjach, dlatego tamta nie dawała za wygraną.

Dziewczyna uśmiechnęła się, widząc, jak Tetra, niezrażona jej odmowami, rzuca jej pożądliwe spojrzenie. Szemala nie traciła nadziei, że w końcu Anna da się skusić – choćby wtedy, gdy zdecyduje się na zmianę grona. „Masz do nas nieustające zaproszenie” – powiedziała jej kiedyś.

Pad wyświetlił na lewym panelu gogli pulsujący zegar, zostało jej trzydzieści osiem minut. Winda zatrzymała się i Anna jako pierwsza wybiegła do hallu. Na szczęście do stacji metra miała zaledwie kilkadziesiąt metrów.

***

Antyk był bardzo stary i zupełnie niewygładzony. Patrzyła na jego twarz pokrytą gęstą siatką zmarszczek i pomyślała, że ma pewnie z siedemdziesiąt lat. Nieczęsto się takich oglądało, rzadko pokazywali się na ulicy, a w necie to najwyżej na dawnych filmach. Siedział naprzeciwko Anny ubrany w równie jak on archaiczny garnitur oraz białą koszulę z muszką i z dystynkcją spożywał ziemniaki, od czasu do czasu zerkając na nią ukradkiem. Kiedyś musiał być bardzo przystojnym facetem – wysokim, barczystym, o pociągłej twarzy i wąskich ustach, teraz skrzywionych dziwnym, wieloznacznym grymasem.

Siedzieli w studiu wokół dużego okrągłego stołu. Tylko ona, prócz antyka oczywiście, stawiła się osobiście, resztę postaci odgrywały awatary wyświetlane z zajmującego cały sufit zestawu wypukłych projektorów. Programowane, co poznawała po nienagannie wypowiadanych kwestiach. Widocznie starzec miał kasę tylko na jednego aktora. Anna zastanawiała się, dlaczego wybrał właśnie ją… pewnie mu przypominała rzeczywistą córkę. Poczuła pragnienie, sięgnęła po szklankę i upiła łyk czerwonawego płynu, z zaskoczeniem poznając smak kompotu z truskawek. Ostatni raz piła go dawno temu w bidulu… Antykowi – ze scenariusza wynikało, że ma imię Piotr, tak też się zwracała do niego Eleonora – bardzo zależało na realistycznym performansie: przed nim i Anną stały prawdziwe, jak najbardziej jadalne potrawy. Przed pozostałymi stały atrapy lub holoimitacje, którymi z namaszczeniem raczyły się awatary.

Obiad trwał już przeszło pół godziny, odgrywali zdarzenie sprzed co najmniej trzydziestu lat. Najwięcej mówiła Eleonora, mniej więcej czterdziestoletnia blondynka o nadto puszystych kształtach, taka całkiem z tych czasów, nawet ładna – paplała beztrosko, głównie o tym, co robiła po odprowadzeniu chłopców do szkoły. Anna początkowo słuchała jej pleciółki ze zdumieniem, nie mogąc zrozumieć, po co tyle czasu traciła na chodzenie po sklepach, skoro wszystko jest w necie i do zamówienia w witrynie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że w przeszłości było inaczej. Nawet teraz antyki nie lubią wirtualnych marketów i wolą kupować w realu – na Starym Mieście wciąż funkcjonowało kilka sklepów, specjalnie dla nich.

W scenariuszu kwestii dla Elizy przewidziano niewiele, w ciągu godzinnego obiadu odzywała się może dziesięć razy – była licealistką tuż przed maturą (Anna wiedziała, że kiedyś zdawano taki egzamin), mówiła głównie o szkole, odpowiadając na pytania Eleonory: o koleżankach, nauce i przedmaturalnym stresie, nic ciekawego. Awatar matki zresztą jej nie słuchał, co chwila strofował bliźniaków marudzących nad jedzeniem, bo malcy woleli pizzę od ziemniaków i głośno się jej domagali. Annie chciało się śmiać na widok chłopców z naburmuszonymi minami grzebiących widelcami w holograficznym talerzu. Zerknęła przy tym na Piotra, który po raz kolejny zignorował skierowane do niego pytanie Eleonory. Oprogramowanie przewidywało takie wypadki i „żona” płynnie przechodziła do następnej kwestii.

Tak naprawdę słuchał tylko tego, co mówiła Anna. I wciąż na nią patrzył, coraz intensywniej. W jego natarczywym wzroku było coś, czego nie potrafiła określić. Nikt nigdy tak na nią nie patrzył. Poczuła się nieswojo i o mało nie zapomniała, co powinna odpowiedzieć Eleonorze pytającej, dlaczego pokłóciła się z Gosią na wuefie.

W pewnej chwili antyk, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co mówiła wirtualna żona, zwrócił się wprost do Anny:

– Parę dni po tym obiedzie u Elizy wykryto ostrą postać białaczki. Nic nie dało się zrobić, jej organizm dwukrotnie odrzucił przeszczep szpiku. Zmarła w dniu, w którym jej klasa otrzymała świadectwa maturalne… Moja córka umarła, zanim zaczęła naprawdę żyć. Nie zdążyła się nawet zakochać.

Tej kwestii nie było w scenariuszu! Piotr złamał podstawową zasadę performansu: żadnych odzywek od siebie, tylko ustalone dialogi! A już zwłaszcza tak daleko odbiegających od tekstu.

– Patrzyłem, jak gaśnie… i sam umierałem – mówił, nie zważając na ostrzegawcze błyski projektorów.

W tym momencie sterujący awatarami program zawiesił się i holopostacie zastygły w pół ruchu: chłopcy z widelcami uniesionymi do ust, Eleonora pochylona nad stołem z ręką wyciągniętą w stronę patery z owocami, po czym zamigotały i znikły.

– Nie potrafię zapomnieć. I nie chcę zapomnieć. – Gdy to mówił, patrzył jej prosto w oczy. – Żony nie kochałem, ale córka… wypełniała mi życie. Była moją jedyną prawdziwą miłością.

Piotr uniósł się z krzesła i pochylił w jej stronę, wciąż patrząc Annie prosto w oczy. Emiter na suficie rozstroił się zupełnie, zalewając pomieszczenie nieskoordynowanymi snopami różnokolorowego światła. Wiedziała, że za chwilę zjawią się ludzie z obsługi studia.

– A ty kiedyś kochałaś? Tak naprawdę?

W tym momencie rzutniki zgasły, zapaliło się normalne światło, a do studia wpadło dwóch smutnych z ochrony. Nie patyczkowali się z antykiem, od razu złapali go pod ręce i zaciągnęli do drzwi. Nie stawiał oporu, ale nim dał się wyprowadzić, zatrzymał się gwałtownie, aż tamtymi szarpnęło. Znowu patrzył na Annę.

– Może i my, antyki, nie mamy po co żyć w waszym świecie. Ale wy też nie.

Kiedy go wyprowadzili, zjawił się Red, szef studia, blondaskowaty gibki gej. Minę miał niewyraźną. Obejrzał się na drzwi, za którymi zniknął antyk, i pokręcił z rezygnacją głową.

– On był u nas już trzy razy, zawsze z tym samym performansem, ale nigdy się tak nie zachowywał – wyjaśnił. – Oczywiście dostaniesz pełną stawkę, w końcu to nie twoja wina, że starik na dobre ześwirował. Wiesz, antykom się to czasem zdarza… nagle zaczynają gadać od siebie, ale nigdy do awatara, zawsze do aktora. Dziwne… A ten chyba dojrzał do Eutanu…

Anna milczała. Cały czas myślała o tym, czego nigdy wcześniej nie widziała – w oczach starego mężczyzny dostrzegła łzy.

***

Powitanie wyglądało bardzo podobnie jak Pożegnanie. Ustawili się w livingu w półkole, czekając, aż Paweł przyprowadzi nowego. W końcu się pokazali, chłopak skromnie podążał za liderem. Wiedzieli już, że ma na imię Adam. Nie wyglądał jakoś szczególnie, miał nie więcej niż dwadzieścia lat, wysoki, świetnie zbudowany, o ładnej twarzy i regularnych rysach. Z tego, co mówił przedstawiający przybysza Paweł, było to dla niego dopiero drugie grono po opuszczeniu domu dziecka. Poprzednio przez przeszło rok żył razem z pięcioma gejami. Anna natychmiast pomyślała, że jak zwykle faceci myśleli przede wszystkim o sobie i na miejsce Stana sprowadzili sobie fajną świeżynkę do posuwania. Mimo że Adam wydawał się wyraźnie skręcony w stronę homo, podobał się dziewczynie. Nie tylko jej, Betty i Maria też patrzyły na nowego z zainteresowaniem. Nie wydawały się zmartwione jego gejowskim przechyłem, w końcu odkręciły już niejednego homka. Ten też wydawał się obiecujący.

Paweł wygłosił standardową formułę, pytając oficjalnie przybysza, czy chce zostać członkiem grona. Gdy Adam potwierdził, a nikt z obecnych nie wyraził sprzeciwu, zaprowadził go do zamontowanego na ścianie panelu meda. Gdy młody mężczyzna przyłożył dłoń do matowego kwadratu, SysDom pobrał jego dane – odciski palców, próbki krwi, DNA, skan sylwetki, rogówki itp. Med błysnął na zielono, akceptując jego stan zdrowia. Od tej chwili nowy stał się pełnoprawnym mieszkańcem flatu.

Po kolei podchodzili do niego, całując w policzek i wypowiadając zwyczajową formułkę Powitania. Ken, który najwyraźniej nie mógł się doczekać, podczas rytualnego całusa złapał chłopaka za tyłek, na co reszta zareagowała wybuchem śmiechu.

– Cieszę się, że z nami będziesz – powiedziała Anna, kiedy przyszła jej kolej, i pocałowała Adama w usta.

Potem, tak jak to mieli w zwyczaju, gdy przyjmowali nowego członka grona, rozpostarli na środku livingu grubą piankową matę. Światło przygasło, a SysDom puścił podniecającą muzykę… Początkowo panował niezły rozgardiasz, bo każdy chciał się dobrać do Adama, ale Paweł szybko zaprowadził porządek. W ich grupie od dawna panowała ustalono hierarchia dziobania.

Kiedy Anna znalazła się na moment sama z Adamem, poczuła, że chłopak przytula się do niej jakby odrobinę za mocno… Wcale nie był takim znowu zdeklarowanym homo!

***

Nowy wyraźnie ożywił grono, w ostatnim okresie popadli bowiem w rutynę i nudę – a atrakcyjne ciało pobudziło ich seksualnie. Adam codziennie gościł w innym boksie, uczestnicząc w różnych konfiguracjach. Paweł dobrze wiedział, co robi, wypychając Stana i sprowadzając świeżynkę. Bardzo tego potrzebowali. Grona, które nie potrafiły w porę podnieść swojej atrakcyjności, szybko się rozpadały.

Adam początkowo czuł się onieśmielony tym, że jest najmłodszym członkiem ich grupy. Anna uśmiechała się pod nosem, gdy widziała, jak próbuje sobie poradzić z nieznanymi funkcjami SysDomu – poprzednio przebywał w mieszkaniu nieobsługiwanym przez sztuczną inteligencję. Nie wydawał jej się specjalnie bystry, pracował zresztą jako tymczasowy, przeważnie w centrach logistycznych, w których przestawiał palety i nadzorował taśmociągi. Mimo to żywiła do niego sympatię i cierpliwie pokazywała mu, jak korzystać z domowych urządzeń. Za każdym razem chłopak odwdzięczał się nieśmiałym uśmiechem, który wywoływał u niej dziwne emocje… jakby wzruszenie? Po pewnym czasie odkryła, że lubi przebywać w jego towarzystwie. Często, ponieważ wstawali o podobnej porze, jedli razem w kuchni śniadanie i słuchała jego paplaniny – bo Adam lubił gadać – o tym, co ostatnio zdarzyło się w pracy. Nie miał nic ciekawego do powiedzenia, głównie narzekał na monotonię i marne zarobki, ale mimo to słuchała go z przyjemnością. Choć zwykle nudziarzy spławiała od razu, wystarczali jej ci, których spotykała podczas idiotycznych performansów. Ale wynurzenia chłopaka jakoś jej nie irytowały, może dlatego, że miał przyjemny, łagodny głos.

Ta ich „kuchenna” zażyłość została zauważona przez innych członków grona. Maria, kiedy zobaczyła, jak Anna przygotowuje na wynos kawę dla Adama, który zaspał po wyjątkowo intensywnej nocy i nie miał czasu nawet na szybkie śniadanie, powiedziała żartem:

– Uważaj, bo jesteśmy gotowi pomyśleć, że złapałaś fila.

Anna obruszyła się wtedy. Po prostu jest uprzejma i dba o współlokatora.

– Skoro już o tym mówisz, to ty powinnaś zrobić mu kawy, bo męczyłaś chłopaka z Kenem do drugiej. On się nie ma kiedy wyspać, a przecież pracuje. Tak w ogóle to muszę pogadać o tym z Pawłem. Powinniśmy trochę zbastować, rozchoruje się, jak będzie tak eksploatowany.

Maria spoważniała i przyglądała jej się spod oka.

– Uważaj, fil jest gorszy od hiva.

To akurat Anna wiedziała. Fil – kiedyś nazywany „miłością” – był najgorszym rodzajem francy, już lepiej rzeczywiście złapać adidasa. Tłumaczono jej jeszcze w bidulu, że to rodzaj schizo, który uniemożliwia właściwe funkcjonowanie. Człowiek fiksował się na jakimś osobniku i nie mógł z nikim innym ani seksu, ani w ogóle niczego. Spółkowanie wciąż z tym samym partnerem nie mieściło się jej w głowie. Coś takiego rozwaliłoby ją po tygodniu. Czułaby się jak w więzieniu. No i oczywiście wyleciałaby z grona, bo filów nigdzie nie tolerowano. Mówił o tym już nauczyciel w powszechniaku – że są po to, aby dawać siebie innym i brać innych. Fil oznaczał wyłączność. To było sprzeczne z wszelkimi normami: egoizm sprawdzał się w biznesie, nie w seksie. Dlatego ludzie żyją w gronach, że chcą być razem.

Po uwadze Marii Anna nieco ochłodziła swoje relacje z Adamem. Zauważyła, że chłopaka to ubodło, pytał nawet, czy czymś jej nie uraził. Zaprzeczyła, mówiąc, że ma obecnie mnóstwo zleceń i jest naprawdę zapracowana. Kłamała, w branży panowała bryndza totalna i na forach mówiło się, że performansy niedługo zupełnie wyjdą z obiegu z powodu spadającej liczby antyków. Podobno w ostatnim okresie masowo zgłaszali się do Eutanu. Szukała oficjalnego potwierdzenia tej informacji, nic nie znalazła, choć zauważyła, że wpisy o tym zjawisku dość szybko usuwano, a potem w ogóle zanikły. Najwyraźniej nadzorcy sieci nie chcieli, aby poruszano ten temat.

Na szczęście zaczęła dostawać propozycje z realshow kryminalnych, najczęściej obsadzano ją w roli ofiary. Reżyserzy twierdzili, że jej nagie ciało pochlapane krwią wygląda rewelacyjnie. Podobnie uważali uczestnicy i widzowie, ale ona wolałaby bardziej aktywne zadania. Zwłaszcza że od nieruchomego leżenia w charakterze trupa cierpł jej tyłek i bolał usztywniony kręgosłup.

***

Mimo że w gronowcu na podziemnym poziomie znajdował się fitness, Anna nie lubiła z niego korzystać. Od bieżni z ekranem wyświetlającym mijane widoczki wolała świeże powietrze i otwartą przestrzeń. Zwłaszcza że całkiem niedaleko miała spory park z wieloma alejkami, o tej wieczornej porze zwykle już pusty. Zresztą za dnia też niewielu tu przychodziło, przeważnie antyki, którym sprawiało przyjemność obcowanie z „naturą”, jak mówili. Ona nie żywiła szczególnego respektu wobec rosnących na rabatkach begonii, niespecjalnie zresztą odróżniała je od chwastów, po prostu odczuwała przyjemność, gdy biegła pogrążonymi w mroku ścieżkami owiewana chłodnym wiatrem.

Nie obawiała się o bezpieczeństwo. Czuwał nad nią pad owinięty wokół ramienia i połączony z systemem monitorującym. Widziała na goglach obszar w promieniu kilkuset metrów skompilowany z projekcji zainstalowanych w parku kamer. Nikt nie mógł się do niej niepostrzeżenie zbliżyć, a gdyby próbował, pad natychmiast wezwałby policyjny kopter. W tym pustym parku była równie bezpieczna jak w swoim flacie.

Biegło jej się wspaniale. Nogi pracowały równo, stopy sprężyście odbijały się od żwirowej nawierzchni alejki. Dbała o ciało, musiała – wszak stanowiło jej jedyny kapitał. Gdyby pozwoliła mu sflaczeć i obrosnąć tłuszczem, od razu spadłaby w rankingu, zarówno seksualnym, jak i zawodowym. I tak ją to czekało, gdy wraz z upływem czasu zacznie wiotczeć i marszczyć się jak Stan i tak jak on nie będzie miała kasy na odnowę. Wtedy naturalną koleją rzeczy wypadnie z obiegu. Ale jeszcze nie teraz. Zacisnęła zęby i zwiększyła tempo, nie zważając na ostrzegawcze pikanie pada, któremu nie spodobał się przyśpieszony puls i lekkie migotanie przedsionków. No cóż, on nie musiał mieć jędrnych pośladków.

Nie wiadomo dlaczego pomyślała o Adamie. Ten chłopak naprawdę jej się podobał, choć nie potrafiła powiedzieć, z jakiego konkretnie powodu. Nic go przecież nie wyróżniało: ani inteligencja, ani wygląd. Wielu uznałoby go wręcz za pospolitego. Niemniej jednak, gdy rano pojawiał się na śniadaniu, Anna nie potrafiła oderwać od niego oczu, mimo że nic specjalnego nie robił ani nie mówił. Właściwie można było go uznać za nieśmiałego. Zastanawiała się, czy to właśnie jej nie pociąga, ta jego z trudem ukrywana wstydliwość kojarząca się z niewinnością…

Zwolniła, tak ta niespodziewana myśl wydała jej się osobliwa. I zarazem trafna. Oczywiście, to przecież wyróżniało Adama. Niewinność, choć pod tym pojęciem rozumiano jedynie brak konfliktów z prawem. Ale dawniej znaczyło chyba coś więcej… Chłopak, nawet po najbardziej wydumanej konfiguracji, sprawiał wrażenie, jakby nigdy wcześniej nie uprawiał seksu. Albo raczej, jakby go to w ogóle nie obchodziło. Jakby był poza. A przecież w myśl zasad grona każdy należał do każdego.

Przystanęła, bo ta refleksja wydała jej się naprawdę zaskakująca. Nie spotkała przedtem nikogo, kto by się tak zachowywał. Adam pozornie idealnie pasował do ich grona… Właśnie: pozornie. Wyczuwała w nim pewien dystans i to go wyróżniało.

Myślenie o tym fenomenie tak ją zaabsorbowało, że dopiero po chwili usłyszała ostrzegawczy świergot pada i zauważyła w goglach pulsującą ikonkę alarmu. Sto pięćdziesiąt metrów od niej ktoś był. Pad zrobił zbliżenie. Na ławce przy alejce, którą biegła, siedział zgarbiony mężczyzna, na pierwszy rzut oka antyk. Nie wyglądał podejrzanie, po prostu amator wieczornych spacerów. Czasem ich tutaj spotykała, choć ostatnio jakby coraz rzadziej. Pstryknęła palcem w oprawkę i wyłączyła alarm. Nic jej nie groziło, a komp jak zwykle panikował.

Potruchtała dalej i już miała wyminąć siedzącego nieruchomo i wpatrzonego gdzieś w dal antyka, kiedy dotarło do niej, że zna tego faceta. To on przed trzema tygodniami wynajął ją do odegrania roli zmarłej na białaczkę córki.

Zawróciła, stanęła naprzeciwko mężczyzny i zdjęła gogle. Wtedy Piotr też ją poznał. Nic nie powiedział, skinął tylko głową, wskazując na ławkę obok siebie. Usiadła przy nim. W bladym świetle parkowej latarni wydawał jej się bardzo stary. I zmęczony.

– Zostałem sam – powiedział, nie patrząc na Annę, tylko nadal gdzieś przed siebie. – Dzisiaj wyniosła się do Eutanu Marta, kobieta, która mieszkała piętro niżej. Często rozmawialiśmy, wiesz, o dawnych dobrych czasach…

Wiedziała. Starzy ludzie tylko o tym potrafili mówić. Paweł twierdził, że to z powodu wyautowania z życia. „Są na trwałe wylogowani” – rzucił kiedyś, gdy gadułka w livingu zeszła na antyków. Coś w tym było.

– Teraz nie mam już do kogo gęby otworzyć, bo jestem ostatnim lokatorem. W sześciopiętrowym budynku poza mną nikt nie mieszka. Wczoraj jeszcze była Marta… Przyjaźniliśmy się.

Zamilkł i poruszył się, jakby chciał wstać i odejść. Annie zrobiło się go żal – antyki nie chcieli żyć w gronach. W rezultacie skazywali się na samotność, której zarazem nie potrafili znieść. Nie rozumiała tego paradoksu.

– A synowie? – zapytała. – Ci bliźniacy...

Spojrzał na nią z gorzkim uśmiechem.

– Jeden nie odzywa się do mnie od piętnastu lat, drugi od dwudziestu, nawet nie wiem, gdzie są. To kara za to, że rozwiodłem się z ich matką. A ja po śmierci Elizy… nie mogłem się pozbierać. Do tej pory się nie pozbierałem.

Znowu zapadła krępująca cisza. Anna nie wiedziała, co mu na to odpowiedzieć. Każda odzywka z livingowych gadułek o antykach wydawała jej się nie na miejscu. Nie mówiła więc nic, zerkała tylko kątem oka na starca, który znowu patrzył przed siebie i niemo poruszał ustami. Mówił do kogoś? Może do nieobecnych synów.

– Dłużej tego nie wytrzymam… jutro idę do Eutanu.

Spodziewała się, że tak właśnie powie, ale kiedy to usłyszała, poczuła dławiący ucisk w gardle. Zdała sobie sprawę, że jest świadkiem czegoś… niesprawiedliwego.

– Może jednak… – zaczęła, z trudem pokonując suchość w ustach, ale zamilkła, bo pokręcił przecząco głową.

– Już nie mam po co… rozumiesz?

Patrzyła na jego szarą, pobrużdżoną zmarszczkami twarz, nie pojmując, o co mu chodzi. Starzec zgaszonymi, szklistymi oczami wpatrywał się w mrok.

– Nie ma tu nic, co by mnie zatrzymywało. Teraz nawet Marty. – Wstał nadspodziewanie energicznie i westchnął przeciągle, z chrapliwym poświstem wypuszczając z płuc powietrze. – Dla mnie ten świat… stał się pusty.

Milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. Nic nie zrobiła, kiedy odchodził, nie wykonała najmniejszego gestu. Jego sylwetka znikała w oddali, szedł z trudem, zgarbiony, przygięty do ziemi.

***

Chociaż chciała, przestała się widywać z Adamem, głównie dlatego, że chłopak dostał wieczorną zmianę i wstawał późno, kiedy ona musiała wychodzić do studia na nagranie czy performans. Parę razy minęli się w kuchni, ale ograniczyli się do zdawkowej wymiany zdań. Anna domyślała się, że pewnie też postraszono go filem. A chłopakowi bardzo zależało, aby być w ich gronie, dało się to poznać po szczególnej usłużności, jaką okazywał Pawłowi. Nigdy też nie odmawiał udziału w konfiguracji, choć często wracał z pracy mocno zmęczony. Takich jak on fizycznych prekarów wykorzystywano bez skrupułów. Powinien na siebie uważać, bo jeśli będzie pozwalał wyciskać się bez ograniczeń, to skończy się przed trzydziestką i wyląduje na aucie. Ale mu tego, obrażona na jego uniki, nie powiedziała.

Na seksie też się przestali spotykać. Nie zapraszała go do swoich konfiguracji, a jeśli zdarzyło im się zetknąć w większej grupie, wyraźnie unikał kontaktu. Ona zresztą też. Straciła do niego całą sympatię, a nawet się sobie dziwiła, że kiedykolwiek się jej podobał. Ot, młodziak, jakich wielu, nic go nie wyróżniało, tylko jej się wydawało, że jest inny. Nie był i jak się znudzi Pawłowi, to bez skrupułów zostanie wymieniony na nową świeżynkę. Pan i władca grona nie miał w tym zakresie najmniejszych skrupułów, nie tylko Stan się o tym przekonał.

I kiedy już myślała, że do końca pobytu – jego lub jej – w gronie ma Adama z głowy, zobaczyła go na planie kryminalnego realshow. Dostawała coraz więcej zleceń tego rodzaju, niektórzy reżyserzy dawali jej nawet trochę pograć, choć i tak zawsze kończyło się na oblaniu posoką jej nagiego, dramatycznie upozowanego ciała. Kris jednak twierdził, że ma szansę na status gwiazdki, czyli coraz lepsze role i spore pieniądze. Też na to liczyła, mogłaby wówczas poszukać sobie nowego, bardziej ekskluzywnego grona i opuścić paczkę Pawła. No i na dobre uwolnić się od Adama. Mimo to, gdy zdarzyło im się spotkać w kuchni czy livingu, dziwnie się czuła w jego obecności.

Grała wtedy ofiarę zbiorowego mordu rytualnego – opętani sekciarze zamierzali złożyć ją w hołdzie szatanowi czy komuś takiemu. Po skończonym ujęciu, kiedy wycierała się z czerwonego płynu imitującego krew, poczuła wlepiony w siebie wzrok jednego ze statystów. Poznała go od razu mimo maskującego ubioru, czarnej powłóczystej szaty z kapturem. Gdy spostrzegł, że zauważyła jego spojrzenie, gwałtownie się wycofał, kryjąc w tłumie.

***

Knajpki i puby znikały z realu, przenosząc się do netu, podobnie jak wiele innych rzeczy. Ludzie woleli biesiadować wirtualnie, implanty umożliwiały stymulowanie kubków smakowych, a nawet emulowanie poczucia sytości. Kwestia oprogramowania: z poziomu implantu był przecież dostęp do praktycznie wszystkich obszarów mózgu. Nie kupowano już gotowych potraw, lecz aplikacje kulinarne. Dzięki nim spożywanie w realu banalnej bułki z symsem przemieniało się w necie w wyszukaną ucztę. Anna jednak tego nie lubiła, choć mogła bawić się w ten sposób dzięki czipowej wkładce instalowanej pod językiem. Kiedyś spróbowała i doszła do wniosku, że woli prawdziwe jedzenie, choć musiała za nie słono płacić. Bywanie w nielicznych realnych restauracjach stało się od pewnego czasu ekskluzywnym hobby.

Jej ulubiony lokal funkcjonujący w oszklonym łączniku między dwoma wieżowcami jeszcze istniał. Lubiła tu przychodzić ze względu na wciąż niewygórowane ceny i ładny widok na miasto. No i kucharz, widać fanatyk zawodu, nadal się starał.

Adama nie było stać na prawdziwą knajpę. Na wirtualną zresztą też nie, ciągle – jak jej powiedział – oszczędzał na implant, do tej pory zresztą posługiwał się zwykłym fonem, który dostał jeszcze w bidulu. Dlatego brał każdą możliwą pracę. Nie gardził nawet statystowaniem w realshow, choć płacono za to minimalne stawki. Kiedy zdjęcia się skończyły i po zmyciu makijażu wychodziła z garderoby, zauważyła, że nadal kręci się po opustoszałym studiu. Udawał, że interesuje go ustawienie świateł, rozmawiał nawet z technikiem, który coś mu tłumaczył, pokazując na reflektory. Ale cały czas zerkał w jej stronę. Pomyślała, że podejdzie do nich i zaprosi Adama na kolację. Nie odmówił.

Z pewnością nieczęsto bywał w tego rodzaju lokalach, wyraźnie czuł się skrępowany innymi ludźmi przy stolikach i usłużnymi kelnerami. Zanikający real kosztował coraz więcej, ona także mogła się szarpnąć na wizytę w knajpie jedynie w okresach względnej prosperity. Tak jak teraz: za ostatni występ dostała naprawdę duże pieniądze. Ściągalność widowisk z jej udziałem rosła i studio podniosło gażę. Mogła zrezygnować z różnych ogonów, także z performansów dla antyków. Zresztą po spotkaniu z Piotrem już nie chciała w nich występować. Z pewnym zaskoczeniem odkryła, że stało się to dla niej zbyt… trudne. Nawet gdy w grę wchodziła spora kasa. Czego oczywiście Kris nie rozumiał, ale miała go gdzieś. Wolała posokę w krymach niż wpatrzone w nią zasnute nostalgią oczy antyka. Nie chciała więcej uczestniczyć w tym procederze zorganizowanego samooszustwa. Ze względu na pamięć o Piotrze.

Wolała obserwować zdumioną minę Adama pałaszującego stek z prawdziwego mięsa. Kto wie, czy nie po raz pierwszy w życiu. W bidulu takich luksusów na pewno nie kosztował.

– Dlaczego? – zapytała.

– Dlaczego co? – udawał, że nie rozumie, o co jej chodzi.

– Dlaczego w gronie sprawiasz wrażenie, jakby mnie nie było?

Połknął przeżuwany kawałek mięsa i odłożył widelec. Milczał dłuższą chwilę, jakby nie wiedząc, co odpowiedzieć.

– To Paweł… – mruknął w końcu i znowu zamilkł, jakby przestraszony własną śmiałością.

– Co Paweł?! – Była coraz bardziej zirytowana jego enigmatycznością.

Adam spuścił wzrok na talerz. Widziała, że chłopak z trudem panuje nad sobą. Najwyraźniej czegoś się bał. Czyżby pan i władca grona zabronił mu o tym mówić?

– On… powiedział, że nie mogę… tak tylko wciąż z tobą, bo to… niespołeczne.

Podniósł głowę, wyraźnie mu ulżyło, kiedy to wreszcie wykrztusił.

– I co jeszcze? – Nie ustępowała.

– No i że w gronie… ludzie tak się nie zachowują. Bo jesteśmy tu dla wszystkich, nie tylko dla wybranych. I jak ktoś łamie reguły, to musi odejść. A ja chciałbym zostać.

Uśmiechnęła się zjadliwie – nie tyle do Adama, ile do tego sukinsyna Pawła. Wszystko jasne, skurwiel wyczuł, że mu się świeżynka wymyka. I to jeszcze z takim mozołem wypatrzona na castingach. O tak, na to z pewnością nie mógł pozwolić.

– Chciałbym zostać, bo… To znaczy: dla ciebie.

Spojrzał jej prosto w oczy.

Kiedy to powiedział, poczuła ostre ukłucie w okolicy serca. Bolesne i zarazem rozkoszne. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła. W nagłym przebłysku zrozumiała, że jej też zależy… aby go widywać. Codziennie. Zawsze.

– Skończyłeś? – spytała, wskazując na talerz. Skinął głową, widocznie wspomnienie pana i władcy odebrało mu apetyt. – To idziemy.

Ujęła go za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia. Gdy mijali bramkę, pad ćwierknął, potwierdzając zapłacenie rachunku. Zjechali na dół. Wieżowiec znajdował się kilkaset metrów od parku. Znała tam jedno miejsce, kawałek trawnika schowanego za gęstym żywopłotem, pole martwe dla kamer. Pad zalecał omijanie go z daleka. Ale dzisiaj miała gdzieś jego ostrzeżenia. Miała gdzieś Pawła i całe to pieprzone grono. Chciała Adama.

Tylko Adama.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: