Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sofizmaty ekonomiczne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
20 stycznia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
24,90

Sofizmaty ekonomiczne - ebook

Jak pisze sam Bastiat we wstępie do książki: "usiłowałem w niej zwalczyć argumenty wysuwane przeciwko wprowadzeniu wolnego handlu. Nie wdaję się jednak w polemikę z protekcjonistami, raczej próbuję przemówić do serc ludzi szczerych i poczciwych, którzy mają wahania i wątpliwości. Uważam, że stanowisko wrogie wolnemu handlowi opiera się na błędach, czy jak kto woli - na półprawdach.

Książka składa się z dwóch części. Zawiera m.in. jeden z najsłynniejszych wywodów ekonomicznych wszechczasów zatytułowany "Równowaga handlowa".

* * *



"Bastiat wniósł nieśmiertelny wkład w obronę ludzkiej wolności” - Ludwig von Mises

"Każdy, kto przeczyta i zrozumie Bastiata, może uważać się za skutecznie i dożywotnio zaszczepionego na protekcjonistyczną chorobę umysłu czy mrzonki o państwie opiekuńczym. Bastiat zabił protekcjonizm i socjalizm po prostu wyśmiewając je” - Henry Hazlitt

Frédéric Bastiat (1801-1850) – słynny francuski pisarz i polityk, jeden z największych demaskatorów prawdziwego oblicza socjalizmu, zasłynął jako autor pamfletów, w których za pomocą najprostszych przykładów ukazywał absurdalnoość mitów i teorii ekonomicznych przeciwników wolności gospodarczej. Autor szeregu dzieł, które stanowią podstawę wolnorynkowej myśli ekonomicznej, przez wielu uważany za prekursora Szkoły Austriackiej. Główną prawdą wynikającą z prac Bastiata jest stwierdzenie, iż wolny rynek jest naturalnym źródłem „harmonii ekonomicznej” jednostek tak długo, jak rząd jest ograniczony do ochrony życia, wolności i własności obywateli, a więc ochrony przed kradzieżą lub agresją.

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61344-32-2
Rozmiar pliku: 829 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część pierwsza

Wstęp

W tej skromnej objętościowo książeczce usiłowałem zwalczyć argumenty wysuwane przeciwko wprowadzeniu wolnego handlu. Nie wdaję się jednak w polemikę z protekcjonistami, raczej próbuję przemówić do serc ludzi szczerych i poczciwych, którzy mają wahania i wątpliwości. Nie należę do tych, co powiadają: obrońcy protekcjonizmu kierują się interesem własnym. Raczej uważam, że stanowisko wrogie wolnemu handlowi opiera się na błędach, czy – jak kto woli – na półprawdach. Zbyt wielu ludzi nadal nie ma zaufania do wolnego handlu i trudno powątpiewać w szczerość ich postawy.

Być może stawiam sobie poprzeczkę zbyt wysoko, ale chciałbym, żeby to dziełko stało się czymś w rodzaju podręcznika, dzięki któremu ludzie będą mogli wybrać jedną z tych dwóch zasad. Jeśli człowiek nie zaznajomi się dobrze z doktryną wolnego handlu, będzie stale powracał do sofizmatów protekcjonizmu w tej czy innej formie. By się od nich uwolnić, trzeba za każdym razem podejmować mozolną pracę analityczną, a obecnie nikt nie ma na to czasu, szczególnie prawodawcy. Dlatego sam podjąłem się tego zadania.

Można wszelako zapytać: czy korzyści płynące z wolnego handlu są tak głęboko ukryte, iż widzą je tylko zawodowi ekonomiści? Przy tak postawionym pytaniu musimy przyznać, że nasi przeciwnicy w dyskusji mają nad nami wyjątkową przewagę. Wystarczy im kilka słów, żeby podać półprawdę. Tymczasem do wykazania, że jest to półprawda, potrzeba długich i suchych dysertacji.

Taka jest natura rzeczy. Protekcjonizm tworzy dobro w jednym miejscu, podczas gdy szkoda, jaką wyrządza, rozlewa się na duże obszary. Dobro widać gołym okiem, szkodę widać jedynie wewnętrznym okiem duszy. Natomiast w przypadku wolnego handlu zachodzi sytuacja dokładnie odwrotna.

Podobnie rzeczy się mają z wszystkimi prawie kwestiami ekonomicznymi. Gdy powiecie: ta maszyna wyrzuciła trzydziestu robotników na ulicę; albo: ta rozrzutność wspomaga wszystkie gałęzie przemysłu; czy jeszcze inaczej: podbicie Algierii podwoiło handel Marsylii; w końcu wreszcie: budżet państwowy zapewnia utrzymanie stu tysiącom rodzin – wszyscy was zrozumieją, gdyż wasze twierdzenia są jasne, proste i oczywiste same w sobie. Możecie stąd nawet wydedukować następujące zasady:

maszyny są czymś złym;

luksus, podboje, wysokie podatki tworzą dobro.

Wasza teoria będzie powszechnie akceptowana, ponieważ potrafiliście podeprzeć ją niepodważalnymi faktami.

My jednak nie możemy się trzymać jednej przyczyny i jej bezpośredniego skutku. Wiemy bowiem, że ten skutek w swoim czasie staje się przyczyną. Żeby ocenić jakieś przedsięwzięcie, musimy zatem prześledzić następstwo kolejnych skutków aż do ostatecznego rezultatu. Innymi słowy, nie mamy innego wyjścia, jak tylko odwoływać się do rozumu.

Po takiej konstatacji od razu ze wszystkich stron rozlegną się głosy: jesteście teoretykami, metafizykami, ideologami, utopistami i doktrynerami. Wszystkie uprzedzenia, które funkcjonują w społeczeństwie, skierowane będą przeciwko nam.

Cóż zatem robić? Musimy odwołać się do cierpliwości i dobrej woli czytelnika i spróbować przedstawić nasze wnioski w tak jasnej formie, żeby jak na dłoni było widać prawdę i fałsz. Tym sposobem raz na zawsze całe zwycięstwo przypadnie w udziale albo protekcjonizmowi, albo wolnemu handlowi.

W związku z powyższym pozwolę sobie poczynić pewną ważną obserwację. Niektóre fragmenty tej książeczki ukazały się w „Journal des Économistes”. Pan wicehrabia de Romanet w swojej krytyce, zresztą bardzo życzliwej (opublikowanej w „Le Moniteur industriel” z 18 maja 1845 roku), sugeruje, że domagam się zniesienia ceł. Pan Romanet jest w błędzie. Domagam się zniesienia systemu protekcjonistycznego. Nie odmawiamy płacenia podatków, ale pragnęlibyśmy, jeśli to możliwe, odwieść rządzących od wzajemnego opodatkowania. Napoleon powiedział kiedyś: „Cło nie powinno być instrumentem fiskalnym, lecz środkiem ochrony przemysłu”. My natomiast twierdzimy coś przeciwnego i mówimy: cło nie powinno być instrumentem wzajemnego okradania się robotników, ale może być mechanizmem opodatkowania równie dobrym, jak każdy inny. Jesteśmy dalecy – albo będę mówił za siebie w tej walce: daleki jestem od domagania się zniesienia ceł, bo postrzegam je jako kluczowy element przyszłej stabilności naszych finansów. Jestem przekonany, że cła mogą być źródłem ogromnych dochodów dla skarbu państwa. Kiedy widzę, jak wolno szerzą się zdrowe doktryny ekonomiczne w porównaniu ze wzrostem wydatków rządowych, to w sprawie przeprowadzenia reformy handlu bardziej liczę na potrzeby skarbu aniżeli na siłę oświeconej opinii publicznej.

Możecie zapytać: do czego pan zmierza? Właściwie do niczego. Po prostu zwalczam sofizmaty, to wszystko. Nie wystarczy zniszczyć, odpowiecie, trzeba zaproponować coś budującego. Uważam jednak, że zniszczenie jakiegoś błędu to zbudowanie przeciwnej do niego prawdy. Poza tym nie boję się przedstawić swoich pragnień. Chciałbym, by opinia publiczna z przekonaniem uznała prawo celne sformułowane mniej więcej w takiej postaci:

Za artykuły pierwszej potrzeby będzie się płacić ad valorem pięć procent, za artykuły drugorzędne dziesięć procent, a za luksusowe – piętnaście lub dwadzieścia procent.

Niewątpliwie jest to podział wedle zasad całkowicie obcych ekonomii politycznej w ścisłym tego słowa znaczeniu. I absolutnie nie uważam, że są one równie użyteczne lub równie sprawiedliwe, jak się powszechnie sądzi. Na tym jednak chciałbym zakończyć ten temat.

1. Obfitość i niedostatek

Co jest lepsze dla człowieka i dla społeczeństwa: obfitość czy niedostatek? Też mi pytanie, zawoła ktoś. Czy ktokolwiek utrzymywał, że niedostatek jest podstawą dobrobytu?

Owszem, tak było, taki właśnie pogląd głoszono i taki pogląd głosi się codziennie. Obawiam się, że teoria niedostatku jest najbardziej popularna ze wszystkich teorii. Jest tematem rozmów, artykułów w prasie, książek, przemówień politycznych. Chociaż może się to wydać dziwne, ekonomia polityczna nie wykona swojego zadania i nie spełni swej praktycznej roli, dopóki nie upowszechni i nie uczyni niepodważalnym owego tak prostego twierdzenia: bogactwo polega na obfitości dóbr.

Czy nie słyszymy codziennie: „Obcokrajowcy zaleją nas swoimi towarami”? A zatem ludzie boją się obfitości. Czy pan Saint-Cricq nie mówił nam, że „mamy nadprodukcję?” A zatem bał się obfitości. Czy robotnicy nie niszczą maszyn? Zatem boją się nadprodukcji, inaczej mówiąc – obfitości. Pan Bugeaud jest autorem słów: „Niech chleb będzie drogi, to rolnik stanie się bogaty!”. Chleb może być drogi tylko wówczas, gdy jest dobrem rzadkim, więc pan Bugeaud broni niedostatku. Czy pan d’Argout nie opierał swojego argumentu przeciwko przemysłowi cukrowemu właśnie na jego produktywności? Czyż nie powtarzał ciągle: „Burak cukrowy nie ma przyszłości i nie należy zwiększać jego uprawy, ponieważ dla zaspokojenia potrzeb Francji wystarczy na taką uprawę przeznaczyć kilka hektarów w każdym departamencie”? Zatem według niego dobro mieści się w jałowości i niedostatku. Zło zaś polega na żyzności i obfitości.

W „La Presse”, w „Le Commerce” i w większości innych dzienników ukazują się każdego ranka jeden lub dwa artykuły, mające udowodnić izbom parlamentu i rządowi, że zdrowa polityka polega na podniesieniu cen wszystkich towarów za pomocą ceł. Czy parlament i rząd nie wypełniają codziennie nakazów prasy? Cła jednak podnoszą ceny tylko dlatego, że redukują podaż towarów na rynku! Zatem gazety, parlament i rząd wprowadzają w życie teorię niedostatku. Miałem więc rację mówiąc, że dotychczas jest to najbardziej popularna teoria.

Jak to się dzieje, że robotnikom, publicystom i urzędnikom państwowym obfitość została przedstawiona jako rzecz niebezpieczna, niedostatek zaś jako coś korzystnego? Postaram się dotrzeć do źródła tego złudzenia.

Zauważmy, że człowiek tym bardziej się bogaci, im lepszy użytek robi ze swojej pracy. Innymi słowy, po im wyższej cenie sprzedaje. A sprzedaje po wyższej cenie ten towar, który jest rzadki, którego brakuje. Stąd wniosek, w przypadku tego konkretnego człowieka: niedostatek towaru sprawia, że on się bogaci. Zastosujmy następnie to rozumowanie do wszystkich robotników, a otrzymamy teorię niedostatku. Teorię tę z kolei zaczyna się stosować w praktyce, a potem, żeby zadowolić wszystkich producentów, sztucznie podnosi się ceny i powoduje powstanie niedostatku wszelkich dóbr przez wprowadzenie środków restrykcyjnych i protekcjonistycznych, eliminację maszyn oraz inne analogiczne metody.

Podobnie rzecz się ma z obfitością. Dostrzega się taką oto prawidłowość: kiedy ma się pod dostatkiem jakiegoś artykułu, sprzedaje się go po najniższej cenie. Zatem producent zyskuje mniej. Jeśli wszyscy producenci znajdują się w podobnej sytuacji, wszyscy znajdują się w marnym położeniu. Stąd wniosek: obfitość rujnuje społeczeństwo. I jeśli tego typu teorie zaczyna się wprowadzać w życie, to powstają kolejne prawa wymierzone przeciwko obfitości dóbr.

Być może, powyższy sofizmat sam w sobie nie robi żadnego wrażenia, ale zastosowany do konkretnego przypadku, do tego czy innego przemysłu lub do danej grupy pracowników, okazuje się wyraźnie pozornie prawdziwy – co łatwo wytłumaczyć. Jest to sylogizm, wprawdzie nie fałszywy, ale niekompletny. To, co prawdziwe w sylogizmie, jest zawsze i koniecznie dostępne dla umysłu człowieka. Niekompletność zaś jest jakością negatywną, brakującą przesłanką, którą można nawet bardzo łatwo pominąć.

Człowiek produkuje, żeby konsumować. Jest jednocześnie producentem i konsumentem. Rozumowanie, które zamierzam przeprowadzić, dotyczy człowieka w tym pierwszym znaczeniu. Jeśli chodzi o drugie znaczenie, dojdę do przeciwnego wniosku. Ostatecznie moglibyśmy powiedzieć: konsument bogaci się o tyle, o ile taniej wszystko kupuje. Kupuje taniej w zależności od tego, czy kupowane artykuły występują w obfitości, zatem obfitość sprawia, że się bogaci. I to rozumowanie, rozszerzone na wszystkich konsumentów, doprowadzi nas do teorii obfitości!

Niezrozumienie pojęcia wymiany prowadzi do tej iluzji, o której była mowa. Jeśli spojrzymy na nasz własny interes, zobaczymy wyraźnie, że ma on dwie strony. Jako sprzedawcy jesteśmy zainteresowani wysokimi cenami, a w konsekwencji niedoborem. Natomiast jako kupujących interesują nas niskie ceny lub, co sprowadza się do tego samego, obfitość rzeczy. Nie możemy przeto oprzeć naszego rozumowania na jednym czy na drugim z tych aspektów interesu, zanim nie rozpoznamy, który z nich łączy się i utożsamia z ogólnym i stałym interesem rodzaju ludzkiego.

Gdyby człowiek żył samotnie, gdyby pracował wyłącznie dla siebie, konsumowałby bezpośrednio owoce swojej pracy. Jednym słowem, gdyby nie prowadził wymiany, teoria niedostatku nigdy by się nie pojawiła. Wówczas, co aż nadto oczywiste, obfitość stanowiłaby dla niego korzyść, niezależnie od źródła pochodzenia – czy zawdzięczałby ją swojej pracowitości, pomysłowym narzędziom i potężnym maszynom, które wynalazł, żyzności gleby, szczodrości przyrody, czy nawet cudownemu przypływowi dóbr, które przyniósł prąd morski i wyrzucił na brzeg. Człowiek samotny nigdy by nie pomyślał, że aby mieć stale zapewnioną pracę, powinien zniszczyć narzędzia, które mu tę pracę ułatwiają, wyjałowić glebę albo z powrotem wrzucić do morza to, co mu ono przyniosło. Z łatwością zrozumiałby, że praca nie jest celem samym w sobie, lecz środkiem, i absurdem byłoby odrzucać cel z obawy przed szkodą wyrządzoną środkom. Zrozumiałby także, że jeśli poświęci dwie godziny w ciągu dnia na zaspokojenie swoich potrzeb, to wszelka okoliczność (maszyny, żyzność gleby, cudowny dar, cokolwiek), która pozwala mu na zaoszczędzenie godziny pracy, pod warunkiem że rezultat jest równie udany, pozostawia tę godzinę do jego dyspozycji i może on ją przeznaczyć na polepszenie swojej sytuacji. Krótko mówiąc, zrozumiałby, że oszczędzanie na pracy to tylko postęp.

Wymiana jednak utrudnia nam dostrzeganie tej jakże prostej prawdy. W społeczeństwie, gdzie mamy do czynienia z podziałem pracy, produkcja i konsumpcja jakiegoś towaru nie są czynnością wykonywaną przez tę samą jednostkę. Każda osoba przestaje postrzegać swoją pracę jako środek, lecz widzi ją jako cel. Wymiana, w przypadku każdego towaru, tworzy producenta i konsumenta. Te dwa interesy zawsze pozostają w opozycji do siebie. Musimy je zanalizować i zbadać ich naturę.

Weźmy jakiegokolwiek producenta i zapytajmy, na czym polega jego bezpośredni interes. Opiera się on na dwóch warunkach. Po pierwsze, żeby jak najmniejsza liczba osób zajmowała się tym samym rodzajem pracy co on; po drugie, żeby jak największa liczba osób poszukiwała produktu jego pracy. Ekonomia polityczna formułuje te dwie kwestie bardziej skrótowo: podaż powinna być bardzo ograniczona, popyt zaś bardzo duży. Innymi słowy, konkurencja ma być ograniczona, a rynek nieograniczony.

A na czym polega bezpośredni interes konsumenta? Otóż na tym, by podaż artykułu, o który mu chodzi, była duża, a popyt na niego ograniczony. Skoro te dwa interesy są nie do pogodzenia, jeden z nich musi koniecznie łączyć się ze społecznym czy ogólnym interesem, drugi zaś być z nim sprzeczny.

Który jednak interes powinno wspierać prawo, będące wyrazem dobra publicznego, choć w zasadzie nie powinno wspierać żadnego? Żeby na to odpowiedzieć, wystarczy sprawdzić, co się stanie, jeżeli ukryte pragnienia ludzi zostaną zaspokojone.

Jeśli jesteśmy producentami, to trzeba przyznać, że nasze pragnienia są antyspołeczne. Jesteśmy może właścicielami winnic? Nie bardzo byśmy się zmartwili, gdyby wszystkie winogrona na świecie zmarzły, z wyjątkiem naszych własnych – taka jest teoria niedostatku. A może jesteśmy właścicielami kuźni? Pragnęlibyśmy, żeby na rynku nie było innego żelaza poza tym, które my dostarczamy, i to niezależnie od społecznego zapotrzebowania na żelazo. Dokładnie dlatego, że to zapotrzebowanie, żywo doświadczane i niedoskonale zaspokajane, daje nam w efekcie wysoką cenę – to także jest teoria niedostatku. Może jesteśmy robotnikami? Wówczas powtórzymy za panem Bugeaud: niech chleb będzie drogim, czyli rzadkim dobrem, a rolnikom będzie się dobrze powodziło – to nadal jest teoria niedostatku.

Jesteśmy lekarzami? Musimy zauważyć, że pewne ulepszenia, na przykład poprawa warunków sanitarnych w kraju, rozwój takich cnót moralnych, jak umiarkowanie i wstrzemięźliwość, taki postęp wiedzy, że każdy potrafi sam zadbać o swoje zdrowie, a także odkrycie łatwych do zastosowania leków, byłyby śmiertelnym ciosem dla naszej profesji. Jeśli jesteśmy medykami, owe sekretne pragnienia są antyspołeczne. Nie chcę przez to powiedzieć, że lekarze w istocie mają takie pragnienia. Wolę wierzyć, że z radością powitają odkrycie uniwersalnego panaceum. Nie cieszyliby się wszakże jako lekarze, ale jako ludzie i chrześcijanie. Przez taki godny pochwały akt wyrzeczenia postawiliby siebie w sytuacji konsumenta. Kiedy jednak lekarz wykonuje swój zawód, kiedy zawdzięcza mu dobrobyt, prestiż, a nawet środki utrzymania rodziny, wówczas nic na to nie poradzi, że jego pragnienia, czy jak kto woli – jego interesy są antyspołeczne.

Produkujemy tkaniny bawełniane? Pragniemy je sprzedać po cenie najbardziej dla nas korzystnej. Chętnie zgodzilibyśmy się na to, by wszystkie konkurencyjne zakłady zostały zamknięte. I choć nie ośmielamy się wyrażać tego pragnienia publicznie, czy też próbować je zrealizować w całości przy pewnych szansach powodzenia, niemniej osiągamy to, w pewnym stopniu, drogą okrężną. I tak na przykład eliminujemy tkaniny zagraniczne, by zmniejszyć podaż i by w ten sposób sprawić, przy użyciu siły działającej na naszą korzyść, że ubrania staną się towarem rzadkim.

Podobnie moglibyśmy dokonać przeglądu wszystkich gałęzi przemysłu i zawsze odkrylibyśmy, że producenci jako producenci hołubią antyspołeczne pragnienia. Jak powiada Montaigne:

Handlarz towarów zarabia suto jeno na lekkomyślności młodych, rolnik na drożyźnie zboża, budowniczy na waleniu się domów, sędziowie i adwokaci na procesach i zwadach, zgoła cześć i wziętość wszelakich kapłanów płyną z naszej śmierci i grzechów. Żaden lekarz nie patrzy rad na zdrowie nawet swych przyjaciół (…); ani też żołnierz na pokój ojczyzny i tak dalej.

Wynika stąd, że gdyby sekretne pragnienia każdego producenta zostały zrealizowane, świat szybko wróciłby do stanu barbarzyństwa. Żagiel zastąpiłby parę, wiosło zastąpiłoby żagiel i wkrótce musielibyśmy polegać na transporcie furmanką, ta zaś zostałaby zastąpiona przez muła, a muł przez tragarza. Wełna wyrugowałaby bawełnę, a bawełna na powrót wełnę i tak dalej, aż niedostatek wszystkich rzeczy spowodowałby zniknięcie samego człowieka z powierzchni ziemi.

Przypuśćmy na moment, że władza ustawodawcza i władza wykonawcza zostałyby złożone do dyspozycji Komitetu Mimerela i że każdy członek tego stowarzyszenia miałby prawo wprowadzać i realizować ulubioną ustawę. Nietrudno sobie wyobrazić, jakim przepisom dotyczącym przemysłu podlegałoby społeczeństwo. Jeśli teraz rozpatrzymy bezpośredni interes konsumenta, odkryjemy, że pozostaje on w doskonałej harmonii z interesem ogólnym, z tym, czego wymaga dobrobyt ludzkości. Gdy kupujący pojawia się na rynku, pragnie znaleźć tam obfitość dóbr. Chce, żeby pory roku były korzystne dla wszystkich zbiorów, pragnie coraz lepszych wynalazków, które przyniosą mu pod drzwi więcej różnych towarów, aby go zadowolić; zaoszczędzi czas i pracę, odległości zostaną zniwelowane, duch pokoju i sprawiedliwości pozwoli zredukować ciężar podatków, znikną bariery opłat celnych wszelkiego rodzaju. W tym wszystkim bezpośredni interes konsumenta jest zbieżny z dobrze pojętym interesem społecznym. Kupujący choćby nawet z owych sekretnych pragnień uczynił obsesyjne marzenia, doprowadził je do absurdu, to przecież nie przestaną być rzeczą ludzką. Kupujący może pragnąć, by żywność i ubranie, dach nad głową i ognisko domowe, edukacja i moralność, bezpieczeństwo i pokój, siła i zdrowie były dostępne bez wysiłku, bez pracy i bez ograniczenia, jak pył na drodze, woda w strumieniu, powietrze, które nas otacza, słońce, które nas ogrzewa. Nadal realizacja tych pragnień w żaden sposób nie będzie kłóciła się z dobrem społeczeństwa.

Można by powiedzieć, że jeśli pragnienia te zostałyby zaspokojone, praca producenta będzie coraz bardziej ograniczana, aż ostatecznie ustanie w ogóle, bo nie będzie się czym zajmować. A dlaczego? Ponieważ w tym ekstremalnie hipotetycznym przypadku wszelkie potrzeby i pragnienia, jakie tylko można sobie wyobrazić, byłyby w pełni zaspokojone. Człowiek, jak Wszechmocny, stworzyłby wszystkie rzeczy prostym aktem woli. Jeśli przyjąć taką hipotezę, to po co ubolewać nad produkcją przemysłową?

Podałem wyobrażony przykład zgromadzenia ustawodawczego złożonego z przedsiębiorców, którego każdy członek, jako producent, miałby prawo wprowadzenia ustawy wyrażającej jego sekretne pragnienie. I powiedziałem, że prawa uchwalone przez to zgromadzenie stworzyłyby system monopolu oraz wprowadziły w życie teorię niedostatku.

Podobnie jeśli każdy w parlamencie troszczyłby się tylko o swój własny interes jako konsumenta, doszłoby w końcu do stworzenia systemu wolnego handlu, odwołania wszystkich praw ograniczających oraz zniesienia wszelkich sztucznych barier dla handlu, jednym słowem, do realizowania teorii obfitości.

Wynika stąd, że kierowanie się wyłącznie własnym interesem producenta to kierowanie się interesem antyspołecznym; oparcie się natomiast wyłącznie na bezpośrednim interesie konsumenta oznacza przyjęcie interesu ogólnego za fundament polityki społecznej.

Pozwolę sobie jeszcze raz podkreślić ten punkt, nawet jeśli będę się powtarzał. Otóż istnieje fundamentalny antagonizm pomiędzy sprzedawcą a kupującym. Jeden chce, żeby dobra na rynku były rzeczą rzadką, czyli żeby podaż była niska, a cena wysoka. Drugi pragnie ich obfitości, czyli żeby były powszechnie dostępne i po niskiej cenie.

Nasze prawa, które powinny być przynajmniej neutralne w tej sprawie, angażują się po stronie sprzedawcy i przeciwko kupującemu, po stronie producenta i przeciwko konsumentowi, po stronie wysokich cen i przeciwko niskim cenom, po stronie niedostatku i przeciwko obfitości. Nasze prawa działają więc – jeśli nie celowo, to przynajmniej taka jest ich logika – według zasady: naród jest bogaty, gdy brakuje mu wszystkiego. Wynika z nich bowiem, że to producenta trzeba faworyzować i zapewnić mu dobry zbyt dla jego produktu. Dlatego należy podnosić jego cenę, gdyż przez podnoszenie ceny ogranicza się podaż. Ograniczenie podaży oznacza stworzenie niedostatku.

Przypuśćmy, że teraz, kiedy te prawa w pełni działają, dokonano by spisu – nie na podstawie wartości monetarnej, lecz pod kątem wagi, rozmiaru, objętości i ilości – wszystkich dóbr istniejących we Francji, które byłyby w stanie zaspokoić potrzeby i gusta jej mieszkańców: mięsa, ubrania, paliwa, zboża, artykułów kolonialnych itd. Przypuśćmy ponadto, że następnego dnia zniesiono by wszelkie bariery w imporcie. Wreszcie przypuśćmy, że w celu oszacowania rezultatów takiej reformy przeprowadza się drugi spis trzy miesiące później.

Czy nie znajdziemy we Francji więcej zboża, żywego inwentarza, ubrań, tkanin, żelaza, węgla, cukru itd., niż w czasie pierwszego spisu? Wyraźnie więc widać, że nasze cła ochronne służą jedynie ograniczeniu importu tych wszystkich dóbr, zmniejszeniu ich podaży, zapobieżeniu spadkowi ich cen, słowem – obfitości. I teraz pytam, czy mamy wierzyć w to, że ludzie są lepiej nakarmieni pod władzą aktualnie funkcjonujących ustaw, bo mamy mniej chleba, mięsa i cukru w kraju? Czy są lepiej ubrani, bo mamy mniej lnianych i wełnianych ubrań? Czy ich domy są lepiej ogrzane, bo mamy mniej węgla? Czy ich praca jest łatwiejsza, bo mamy mniej żelaza i miedzi albo mniej narzędzi i maszyn?

No tak, odpowiecie, ale jeśli zagranica zaleje nas swoimi towarami, wyprowadzi z kraju nasze pieniądze! No i cóż z tego? Ludzie przecież nie jedzą pieniędzy, nie ubierają się w złoto i nie ogrzewają domów srebrem. Jakie to więc ma znaczenie, czy będzie więcej czy mniej pieniędzy w kraju, jeżeli mamy więcej chleba w kredensie, więcej mięsa w spiżarni, więcej ubrań w szafie i więcej drewna w szopie?

Restrykcyjne ustawy zawsze stawiają nas przed dylematem: albo uważamy, że powodują niedostatek, albo temu zaprzeczamy. Jeśli uznajemy, że wprowadzają niedostatek, to tym samym uznajemy, że wyrządzają ludziom wszelkie możliwe zło. Jeśli zaś mówimy, że nie przyczyniają się do niedostatku, to zaprzeczamy, że ograniczają one podaż dóbr i podnoszą ich ceny, a w konsekwencji – że faworyzują producenta. Ustawy takie są albo szkodliwe, albo nieskuteczne. Nie mogą być użyteczne.

Pierwsza część Sofizmatów ekonomicznych ukazała się pod koniec 1845 r. Wiele rozdziałów opublikowano w kwietniowych, lipcowych i październikowych numerach „Journal des Économistes” tego samego roku. (Przyp. wydawcy wyd. oryg.).

Pojęcie to stanowiło później podstawę pamfletu Co widać i czego nie widać zawartego w tym tomie. (Przyp. wydawcy. wyd. oryg.).

M. de Montaigne, Próby, tłum. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1985, t. I, s. 226. (Przyp. tłum.).

Stowarzyszenie przedsiębiorców prowadzone przez P.A.R. Mimerela de Roubaix. (Przyp. tłum).

Autor skorygował to stanowisko w późniejszej pracy, zob. Harmonie ekonomiczne, rozdz. XI. (Przyp. wydawcy wyd. oryg.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: