Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spirit Animals. Tom VII. Wszechdrzewo - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Spirit Animals. Tom VII. Wszechdrzewo - ebook

Siódmy, ostatni tom bestsellerowej serii fantasy dla młodych czytelników. Lektura obowiązkowa dla fanów "Opowieści z Narnii" i "Władcy pierścieni".

Conor, Abeke, Meilin i Rollan byli kiedyś zwykłymi dziećmi. Gdy nawiązali więź ze swoimi zwierzoduchami – mądrymi i potężnymi zwierzęcymi partnerami –  zyskali niezwykłe zdolności, ale spadła na nich też ogromna odpowiedzialność.
Wszyscy czworo przemierzali Erdas na wyścigi z bezlitosnym wrogiem, by zdobyć potężne talizmany. Śmiali się i walczyli razem, stracili bliskich przyjaciół, wspólnie stawiali czoła wielu wyzwaniom i zdradzie. Teraz podróż się kończy. Nadszedł czas na finalne starcie.
Przyjaciele muszą dotrzeć do miejsca zapomnianego przez czas i zmierzyć się z starożytnym wrogiem, który zbiegł z więzienia. Mają tylko jedną szansę, aby go zatrzymać… albo cały świat ulegnie zagładzie.
Seria SPIRIT ANIMALS łączy świat literatury z grą typu RPG. Wielbiciele serii mogą wejść do świata Erdas na stronie www. spiritanimals.com.pl, wybrać swojego zwierzoducha i dołączyć do przygody!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4299-5
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 Wizja

Olbrzymie czarne łuski gniotące trawę. Ryk goryla wprawiający wszystko w drżenie. Rozdzierający krzyk wprost z niebios. Trawa, ziemia, kamień, krucha kora. Serce bijące w głębi ziemi, serce czegoś równie starego co sam czas. Widoczna tylko przez chwilę postać z zakręconymi rogami.

Sen zawsze zaczynał się tak samo. Conor zamrugał, oślepiony blaskiem z góry. Zasłonił twarz ręką, ale światło i tak go dosięgło, prześwietlając różową skórę dłoni. Przed oczami mignęło mu coś złotego, co natychmiast zniknęło, ale przez tę jedną chwilę przypominało liście. Z trudem udało mu się podnieść do pozycji siedzącej, spękana, konająca ziemia pod nim kruszyła się i osypywała.

W powietrzu niósł się czyjś głos.

Conorze. Nadchodzi koniec ery. Jesteś nam potrzebny.

„Czyżby to był Tellun?” – pomyślał Conor. Po chwili zdał sobie sprawę, że oślepiające światło to ogień. Ogień, który otaczał go ze wszystkich stron.

– Conor!

Gdy usłyszał znajomy głos, Conor szarpnął głową w bok. Jego wzrok przyzwyczaił się do jasności i chłopak zauważył, że znajduje się nad urwiskiem. Nieopodal stała Meilin, skrępowana łańcuchami. Rzuciła się na nadchodzącego Zdobywcę i obaliła go na ziemię. Jhi przyglądała się jej bezradnie. Rollan pochłonięty był walką z gigantycznym wężem. Gad uwięził w splotach ogona jego ramiona i uniósł chłopca w górę. Niedaleko Abeke i Uraza walczyły z tłumem Zdobywców liczącym setki ludzi.

Briggan! Conor zdołał w końcu wstać i próbował zawołać wilka. Chciał biec na pomoc przyjaciołom. Dlaczego tak trudno było mu się poruszyć? Briggan, gdzie jesteś? Musimy im pomóc… Conor raz za razem wzywał swojego wilka, aż uświadomił sobie, że znajduje się on w stanie uśpienia. Coś jednak było nie tak. Im dłużej wpatrywał się w tatuaż zwierzoducha, tym mniej wyraźny stawał się rysunek. Po chwili Conor nie potrafił już odnaleźć go na skórze i serce zamarło mu ze strachu.

Conorze.

Ziemią pod jego stopami wstrząsnął ryk goryla. Conor spojrzał w stronę dużego głazu, za którym Rollan zmagał się z olbrzymim wężem. Wielki Goryl Kovo już tam stał, jedną ręką groźnie bił się w pierś, w drugiej trzymał złocisty, poskręcany kostur, który lśnił eterycznym blaskiem.

Goryl obrócił głowę i spojrzał na Conora w tak upiorny sposób, że chłopaka przeszły dreszcze. Cień rzucany przez bestię zakrył go, połykając ziemię aż po horyzont. Kovo zauważył chłopca i jego oczy zwęziły się groźnie. Odrzucił głowę i znowu zaryczał, a potem zaszarżował.

Uciekaj, chciał rozkazać sobie Conor, ale miał wrażenie, że ugrzązł w gęstej melasie. Z każdym kolejnym krokiem starał się przeć naprzód, ale coś ciągnęło go w tył. Goryl zbliżał się, w pędzie rozbryzgując ziemię potężnymi kończynami. Conor biegł w stronę urwiska, ale sam nie bardzo wiedział po co. Zatrzymał się w poślizgu, tuż nad przepaścią, i złapał równowagę, rozkładając ramiona. Spod jego butów za krawędź osypał się deszcz kamyków. Nie miał już dokąd uciec.

Goryl zaryczał tuż za nim. Był bardzo blisko i Conor z trwogą przywarł do krawędzi urwiska. Wszędzie wokół widział przyjaciół, którzy mimo wysiłku przegrywali walkę ze znacznie silniejszym przeciwnikiem. Zdobywcy tryumfowali nad Zielonymi Płaszczami, a w niebo biły płomienie, które oświetlały ponurą, dogorywającą krainę.

Goryl dosięgnął go w chwili, gdy Conor się poślizgnął. Chłopak próbował się czegoś złapać, ale zamiast tego zobaczył z bliska przerażające ślepia Kovo. Zachwiał się na krawędzi.

Nad jego głową pojawił się olbrzymi orzeł. Białobrązowe skrzydła ptaka zaćmiły słońce. Conor spojrzał w górę i ku swemu zdumieniu dostrzegł, że orła dosiada Tarik w płaszczu rozwiewanym przez wiatr.

Tarik! Ty żyjesz! Na widok znajomej twarzy Conor poczuł niemożliwą do opisania radość i ulgę. Tarik żył i teraz wszystko się jakoś ułoży. Mężczyzna wyciągnął w stronę Conora urękawiczoną dłoń i chłopak sięgnął, by ją chwycić.

Ale dłoń nie należała do Tarika.

Jego twarz uległa przemianie. Mądry i dobry wyraz jego oczu zastąpiło zimne wyrachowanie. Conor zorientował się, że patrzy w twarz Shane’a. Chłopak uśmiechnął się do niego, pokazując wszystkie zęby. Ryk goryla dobiegający z oddali mieszał się z basowym głosem Telluna. Shane cofnął dłoń i Conor zdążył jeszcze zobaczyć ziejącą w dole przepaść, która połknęła go w całości.2 Lunatyk

Nad zamkiem Zielonej Przystani wstał zimny, dżdżysty dzień. Rollan ciaśniej owinął ramiona starym zielonym płaszczem Tarika i poszedł w stronę głównego wejścia, gdzie widział Abeke z Urazą u boku, które obserwowały okolicę. Talizman Koralowej Ośmiornicy ciążył mu na szyi i przy każdym kroku obijał klatkę piersiową. Chłopiec zorientował się, że często odruchowo go dotyka. Po ostatnich wydarzeniach, zdradzie Shane’a, opętaniu Meilin i śmierci Tarika, nie mógł pozwolić sobie na zgubienie jednego z dwóch ostatnich talizmanów, które znajdowały się w rękach Zielonych Płaszczy.

Jak wiele czasu minęło od chwili, gdy Shane zbiegł z talizmanami? Kilka tygodni? Rollan miał wrażenie, że wydarzyło się to ledwie wczoraj, a przecież w Zielonej Przystani gromadzili się przybyli z całego świata członkowie Zielonych Płaszczy, którzy zamierzali stworzyć armię zdolną przeciwstawić się Zdobywcom. Rollan zacisnął usta z frustracji. Tarik pewnie powiedziałby, że nie ma sensu się martwić, że należy zamiast tego opanować emocje i spokojnie pomyśleć. Poradziłby mu, żeby go opłakał i wyruszył na spotkanie dalszych przygód z nowo zdobytą cierpliwością. Rollan był jednak w stanie tylko przechadzać się niespokojnie po zamku i czekać na wieści, że pora wyruszyć po talizmany, powstrzymać goryla Kovo i uratować Meilin.

Uratować Meilin…

Jego palce na chwilę przestały bawić się talizmanem, jakby unieruchomiła je waga tej myśli. Uratowanie Meilin wydawało się zupełnie niemożliwe. Niekiedy podczas rozmów z pozostałymi Rollan łapał się na tym, że szuka Meilin wzrokiem, by opowiedzieć jej swój najnowszy żart. W tych chwilach tęsknił za jej śmiechem tak mocno, że aż zapominał, że dziewczyna jest bardzo daleko.

Rollan westchnął. Nie mógł sobie pozwolić na myślenie o porażkach. Zamknął oczy, wziął głęboki wdech i postanowił poudawać, że Tarik wałęsa się gdzieś po zamku, a Meilin śpi w swojej komnacie na piętrze. Wiedział, że to nieprawda, ale był w stanie zmusić się do uwierzenia w tę fantazję, byle nie dopuścić do siebie najczarniejszych myśli.

„Pogoda – uznał Rollan. – Najbezpieczniej będzie myśleć o pogodzie”.

Po raz piętnasty tego ranka przyszło mu do głowy, że pogoda była ostatnio zupełnie nienormalna. Powinna trwać właśnie pora sucha, ale w ostatnim tygodniu przygotowań Olvana do podróży z ołowianoszarego nieba nieustannie padał deszcz. Nawet zwierzęta zachowywały się dziwnie. Na przykład ptaki odlatywały na południe znacznie wcześniej niż zwykle, a kiedy Rollan spojrzał w górę, zobaczył kolejny ptasi klucz.

– Śmiało, Essix – mruknął do siedzącej na jego ramieniu sokolicy. Jej ciężar przyprawiał Rollana o ból pleców. – Wiem, że masz chęć zapolować.

Ale tego dnia nawet Essix nie była sobą. Zaskrzeczała i nastroszyła pióra na szyi, by strząsnąć z nich kropelki wody, a potem wygodniej usadowiła się na ramieniu chłopca. Wyraźnie wolała zostać z nim, zamiast pofrunąć w ślad za zwierzyną. Rollan przyglądał się jej przez chwilę, a kiedy sokolica na powrót zaczęła prostować sterówki w ogonie, postanowił nie zwracać na nią uwagi, zignorować obolałe ramię i pozwolić jej zajmować się sobą. Nie zamierzał osądzać jej ponurego nastroju.

Pomyślał, że być może Essix nienawidziła czekania równie mocno jak on.

Kiedy dotarł do wejścia do zamku, mżawka zamieniła się w ulewę. Woda tworzyła okrągłe krople na powierzchni jego płaszcza, który szybko przemakał. Uraza trzepała ogonem i wpatrywała się w zbliżającego się chłopaka z sokolicą. Lamparcica nie była wprawdzie jego zwierzoduchem, ale Rollan domyślał się, że i ją niecierpliwi czekanie.

Abeke stojąca obok Urazy opierała się o kamienny łuk i odruchowo głaskała aksamitne futro na głowie zwierzęcia. Nie zareagowała, kiedy Rollan podszedł bliżej. Na jej szyi wisiał Granitowy Baran, drugi i ostatni z talizmanów w rękach Zielonych Płaszczy. Bladoszary kamienny wisiorek kontrastował z ciemną skórą Abeke.

– Hej – powitał ją Rollan. – Wiem, że miałaś zostać Tancerką Deszczu swojej wioski i w ogóle, ale ile można tańczyć? – zapytał i znacząco spojrzał w niebo.

Abeke zerknęła na płaszcz Rollana, po czym powróciła do lustrowania ponurego krajobrazu. Nie wyglądała na rozbawioną dowcipem, więc zakłopotany Rollan postanowił już nie żartować.

– Hej – rzuciła tylko Abeke.

– Olvan mówi, że niedługo wyruszymy, w ciągu kilku dni – powiedział Rollan, poważniejąc.

– Nadeszły jakieś nowe wiadomości?

Chłopiec pokręcił głową. Z Zielonej Przystani rozesłano dziesiątki gołębi i petreli do sprzymierzeńców i przyjaciół wśród Zielonych Płaszczy w innych krajach w nadziei, że choć część z nich zdąży pospieszyć im z pomocą. Abeke wysłała kilka gołębi do Nilo, by powiadomić ojca i siostrę: „Przyjaciele, za tydzień wyruszamy do Stetriolu. Potrzebujemy waszej pomocy”.

Rollan wiedział, że ojciec Abeke nie udzielił dotąd żadnej odpowiedzi.

– Przykro mi – rzekł.

Abeke podziękowała skinieniem głowy, spuściła wzrok i się odwróciła.

Rollan zacisnął wargi. Nie potrafił przypomnieć sobie ani jednego zabawnego żartu. Gdzie są dobre pomysły, kiedy człowiek potrzebuje ich najbardziej? Abeke ostatnio często zachowywała się w ten sposób, kiedy w zamyśleniu wpatrywała się w horyzont. Wiedział, że dziewczyna rozpamiętuje zdradę Shane’a i tragedię Meilin, która była zmuszona zwrócić się przeciwko przyjaciołom. Gdy Rollan spostrzegł jej wstydliwie spuszczony wzrok, zrozumiał, że Abeke nadal obwinia się o wszystko, co się wydarzyło.

Meilin… Rollan zganił się za to, że wraca do rzeczy, z powodu których nie mógł ani spokojnie spać, ani normalnie jeść. „Gdzie ona może teraz być? – zastanawiał się. – I o czym myśli?”.

Jakie to uczucie nie mieć nad sobą żadnej kontroli?

Smutek po utracie Meilin przez chwilę irytował go i drażnił. Bardzo długo świetnie radził sobie sam, ale w jego życiu pojawili się ludzie, których nieobecność sprawiała mu ból. I wcale mu się to nie podobało.

Jakby odczytując jego myśli, Abeke nachyliła się i odchrząknęła.

– Dobrze w nim wyglądasz – powiedziała i uśmiechnęła się słabo.

Płaszcz Tarika… Rollan przypomniał sobie ostatnie chwile mężczyzny i nadzieję, jaka pojawiła się w jego oczach tuż przed ostatecznym poświęceniem za sprawą zielonego płaszcza na ramionach Rollana. Chłopiec poczuł w piersi ból, który prawie wstrzymał jego oddech.

Mimo wszystko słowa Abeke przyniosły mu pewną pociechę. Poczuł się tak, jakby Tarik nie całkiem odszedł. Nawet w tej chwili jego płaszcz chronił Rollana przed deszczem. Essix znów nastroszyła pióra, pryskając wokół kroplami wody.

– Dzięki – mruknął. – Kto by pomyślał, że będę musiał chronić się przed zimnem o tej porze roku.

– Olvan mówił, że Zielone Płaszcze z Nilo również donoszą o dziwacznej pogodzie – powiedziała Abeke.

– Dziwacznej?

– Właśnie. Na przykład zamarznięte sadzawki na sawannie. Według Olvana niektóre zwierzęta nigdy nie widziały lodu i nie potrafią dostać się do wodopoju.

Lód? W Nilo…? Rollan próbował wyobrazić sobie oazę lwa Cabaro skutą grubą warstwą lodu.

– Moim zdaniem brzmi to jak zwyczajne, całkiem przyjemne wakacje.

Jego sarkazm odniósł skutek, bo Abeke uśmiechnęła się wbrew sobie.

– Nie pamiętam, żebym kiedyś widziała lód na sawannie w Nilo. Nigdy nawet nie słyszałam o czymś takim. Plemiona pewnie są zdezorientowane…

– Możliwe. Albo uczą się jeździć na łyżwach. Ja bym tak zrobił.

Tym razem Abeke zaśmiała się w głos.

– Wyobrażam sobie te niloańskie łyżwy z drewna i kości antylop.

Rollan nachylił się do niej z konspiracyjnym uśmiechem.

– Urazie na pewno by się to spodobało. Mam rację?

W odpowiedzi Uraza obdarzyła go spojrzeniem zupełnie pozbawionym sympatii.

Po chwili śmiechu znów zapadła ponura cisza. Rollan pojął, że Abeke nie przestaje rozmyślać o losach ojca i siostry w Nilo. Przestąpił z nogi na nogę na mokrej kamiennej posadzce.

– Myślisz, że są bezpieczni? – zapytał.

Abeke wzruszyła ramionami, po czym wyprostowała się i przez moment znowu sprawiała wrażenie pewnej siebie.

– Nie zastanawiałam się nad tym za bardzo – odparła, nieco zbyt nonszalancko.

Nieszczerość jej słów i postawy była tak oczywista, że Rollan wyczułby to nawet bez daru przenikliwości Essix, ale w odpowiedzi ograniczył się do skinienia głową. Stracił mentora, jedynego w życiu człowieka, którego uważał za ojca… ale Abeke miała prawdziwego ojca, który się od niej odwrócił. Z kolei Shane, którego uważała za przyjaciela, wykorzystał jej zaufanie do własnych celów.

– Abeke… – powiedział nagle Rollan, dotykając jej ramienia. Dziewczyna i lamparcica odwróciły się jednocześnie, by na niego spojrzeć. – Słuchaj, wiem, przez co teraz przechodzisz. Przy mnie nie musisz udawać. – Zawahał się, bo nigdy nie był dobry w wyrażaniu poważnych emocji. – To nie była twoja wina – dodał w końcu. – Shane cię zdradził i to on powinien czuć się winny. Nie mogłaś wiedzieć, co planuje. Ty kochasz ludzi i ufasz im. Chciałem tylko powiedzieć… Przykro mi, że inni stale wykorzystują twoją łatwowierność.

Abeke przyglądała mu się przez dłuższy czas. Nadal była smutna, ale Rollan miał wrażenie, że wyraz poczucia winy przynajmniej częściowo zniknął z jej twarzy. Z wahaniem dziewczyna skinęła głową.

– Dziękuję – mruknęła. – Przykro mi, że musiało minąć tak dużo czasu, byś zaczął ufać innym.

Cisza, która między nimi zapadła, nie była niezręczna. Wreszcie Rollan pokręcił głową i lekko szturchnął Abeke.

– Lód stopnieje, jestem pewien. Muszę przyznać, że wściekłbym się, gdyby błękitne niebo i słońce były tylko w Nilo.

Abeke uśmiechnęła się kwaśno. Uraza zamruczała gardłowo i trąciła głową rękę dziewczyny.

Nagle Rollan poczuł, że siedząca na jego ramieniu Essix się wierci. Po sekundzie zaskrzeczała rozdzierająco i zerwała się do lotu. Jej nagły ruch prawie zachwiał Rollanem. W uszach mu dzwoniło.

– Hej! – zawołał z irytacją za Essix, wciąż zdezorientowany. – Wiem, że potrafisz zrobić dużo szumu. Nie musisz się popisywać!

– Co ona robi? – Chciała wiedzieć Abeke.

– Nie mam pojęcia. Pewnie w końcu zgłodniała – odparł Rollan, ale klucz odlatujących na południe ptaków był już zbyt daleko, uwagę Essix musiało przyciągnąć coś innego. Spojrzał w ślad za sokolicą…

…i nagle świat wokół niego zawirował, a Rollan zaczął widzieć oczami Essix.

Wzniósł się wysoko, wysoko ponad zamek i spojrzał w dół na małe sylwetki jego i Abeke stojące niedaleko wejścia. Essix odwróciła głowę, by przyjrzeć się jednej z blanek zamku, po czym znów głośno zaskrzeczała. Tym razem z wyraźnym ostrzeżeniem. Coś było bardzo, bardzo nie tak.

Rollan przyjrzał się dokładniej.

Wzdłuż śliskiej od deszczu krawędzi kamiennych blanek szedł Conor.

Poruszał się w sposób świadczący o braku koncentracji. Chwiał się i zataczał, jakby nie był w pełni przytomny. Rollan poczuł, jak włosy stają mu dęba. Co on tam robi?! Rollan zamrugał, po czym odzyskał własny wzrok i ze zgrozą wskazał Abeke blanki.

– Czy to Conor? – Chciał się upewnić.

– Co?! – Abeke spojrzała w tamtą stronę, wyprostowała się i zmrużyła oczy, jakby nie do końca dowierzała temu, co widzi. Złożyła dłonie w trąbkę wokół ust. – Conor! – zawołała w stronę blanek. – Hej, Conor!

Conor wydawał się jej nie słyszeć. Wydawał się nie dostrzegać zupełnie niczego, nawet krawędzi blanek, wzdłuż których szedł. Gdzie podział się Briggan? Rollan rozglądał się gorączkowo, ale nigdzie nie było widać olbrzymiego szarego wilka. Briggan musiał trwać w uśpieniu.

Rollan poczuł mrówki na kręgosłupie. Przypomniał sobie dziwne zachowanie Meilin opętanej Żółcią. A co, jeżeli i Conor został w jakiś sposób otruty? Rollan odruchowo chciał zawołać Tarika, ale ukłucie bólu przypomniało mu, że Tarik już nigdy nie będzie mógł im pomóc.

– Szybko! – syknął Rollan i złapał Abeke za rękę.

Wbiegli w bramę zamku i ruszyli w górę schodów prowadzących na blanki, pokonując po dwa stopnie naraz. Rollan prawie się potknął, ale odzyskał równowagę i nie zwolnił. Uraza pędziła obok nich, a każdy jej krok równy był trzem krokom dzieci.

Lamparcica pierwsza dotarła do szczytu schodów. Rollan przetarł oczy mokre od deszczu i wypatrzył zataczającego się Conora.

Nie…!

Essix zaskrzeczała i poleciała w stronę chłopca. Rollan skoczył ku niemu najszybciej, jak umiał.

Dosięgnął przyjaciela w momencie, gdy Conor poślizgnął się na kamiennej krawędzi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: