Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spotlight. Zdrada - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Spotlight. Zdrada - ebook

Wstrząsające śledztwo dziennikarskie nagrodzone Pulitzerem. Inspiracja dla nagrodzonego Oskarami filmu „Spotlight”. Ta książka zawiera odkrycia zespołu reporterskiego Spotlight, pracującego dla „Boston Globe” – twarde fakty i bolesne doświadczenia ofiar molestowania, księży i prawników, ukrywane przez dziesiątki lat. Połączone w całość stanowią wstrząsającą historię przemilczeń i głębokiego zepsucia, opowiadają o skandalu, który rozegrał się w samym sercu bostońskiej archidiecezji. Właśnie te odkrycia doprowadziły do podjęcia podobnych śledztw w dziesiątkach miast w Stanach Zjednoczonych i w innych częściach świata. Rzuciły światło na wieloletni problem przestępstw seksualnych popełnianych przez księży,  a także na fakt tuszowania tych działań przez instytucje kościelne, które nie robiły nic, by je powstrzymać. To problem, z którym mierzymy się do dziś. Z przedmowy reżysera filmu „Spotlight ”Toma McCarthy’ego i scenarzysty Josha Singera. Śledztwo opisane w książce stało się inspiracją filmu „Spotlight” uznanego przez Akademię Filmową za najlepszy film roku 2015

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-2143-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Tom McCarthy, reżyser filmu „Spotlight”,
oraz scenarzysta Josh Singer

Ostatnia dekada nie była łaskawa dla dziennikarstwa prasowego, zwłaszcza na poziomie lokalnym. Ponad 12 dzienników w Stanach Zjednoczonych zakończyło działalność. Przychody ze sprzedaży gazet drukowanych w 2014 roku były o ponad połowę niższe w porównaniu ze stanem sprzed dziesięciu lat. Tysiące dziennikarzy straciły pracę. Oczywiście przez ten czas znacznie wzrosła rola internetu jako źródła informacji. Nie da się zaprzeczyć, że z sieci można dowiedzieć się obecnie niemal wszystkiego – do tego stopnia, że według niektórych tradycyjne dziennikarstwo śledcze przestało być potrzebne.

My się z tym nie zgadzamy.

Ta książka zawiera odkrycia zespołu reporterskiego Spotlight pracującego dla „Boston Globe” – twarde fakty i bolesne doświadczenia ofiar molestowania, prawników i księży, ukrywane przez dziesiątki lat. Połączone w całość stanowią wstrząsającą historię przemilczeń i głębokiego zepsucia, opowiadają o skandalu, który rozegrał się w samym sercu bostońskiej archidiecezji. Właśnie te odkrycia doprowadziły do podjęcia podobnych śledztw w dziesiątkach miast w Stanach Zjednoczonych i w innych częściach świata. Rzuciły one światło na wieloletni problem przestępstw seksualnych popełnianych przez księży, a także na fakt tuszowania tych działań przez instytucje kościelne, które nie robiły nic, by je powstrzymać. To problem, z którym mierzymy się do dziś.

Informacje zawarte w tej książce wstrząsnęły światem – to nie ulega wątpliwości. Nie należy jednak zapominać o kontekście. Wiedza, w jaki sposób zespół czterech dziennikarzy i dwóch redaktorów dotarł do przedstawionych tu faktów, pomoże czytelnikowi docenić ich pracę i zrozumieć, dlaczego wciąż potrzebujemy dziennikarstwa śledczego.

Właśnie dlatego postanowiliśmy opowiedzieć historię zespołu Spotlight. Tej dokładnie historii czytelnik nie znajdzie na stronach naszej książki. Aby ją odtworzyć, musieliśmy wykonać własną pracę. Musieliśmy przeanalizować ponownie całe śledztwo „Boston Globe” i dzięki temu dostrzegliśmy jeszcze więcej warstw pod informacjami, do których dotarli dziennikarze. Świadomość, jak trudne i wnikliwe było ich dochodzenie, miała istotny wpływ na ostateczny kształt tej książki.

Aby dokonać odkryć na taką skalę jak w tym przypadku – aby rzetelnie przeanalizować i pokazać wszystkie wymiary badanej deprawacji – dziennikarz potrzebuje czasu. Czterech wybitnych reporterów i dwóch doświadczonych redaktorów „Boston Globe” poświęciło ponad rok temu dochodzeniu. Dziennikarz potrzebuje również odpowiednich środków. Poza opłaceniem pensji i nadgodzin gazeta poniosła koszty prawne, konieczne do wniesienia pozwu o wydanie utajnionych dokumentów dotyczących sprawy ojca Johna Geoghana, które udowodniły bez cienia wątpliwości, że Kościół ją tuszował. Wreszcie dziennikarz zazwyczaj potrzebuje też wsparcia ze strony instytucji, która może przywołać do porządku inne potężne instytucje – tak jak zrobił to „Boston Globe” w 2002 roku.

Mamy nadzieję, że zarówno nasz film, jak i upowszechnienie szokujących informacji zebranych przez zespół „Boston Globe” będą istotnym głosem w dyskusji o przyszłości tradycyjnego dziennikarstwa śledczego i przypomną wszystkim reporterom oraz dziennikarzom na świecie wykonującym taką pracę, jak Robinson, Rezendes, Pfeiffer, Carroll, Baron i Bradlee, że wciąż są ogromnie potrzebni. Jak mawiał Marty Baron: najczęściej błądzimy w ciemności. Całe szczęście, że Spotlight oświetla nam drogę.

10 września 2015 rokuWstęp

W czerwcu 2001 roku kardynał Bernard Francis Law, od wielu lat arcybiskup diecezji rzymskokatolickiej w Bostonie, za pośrednictwem standardowego formularza sądowego poczynił szokujące wyznanie. Siedemnaście lat wcześniej zapewnił księdzu Johnowi „Jackowi” Geoghanowi ciepłą posadkę wikariusza zamożnej podmiejskiej parafii, mimo że zaledwie dwa miesiące przedtem dowiedział się, że Geoghana oskarżono o molestowanie siedmiu chłopców.

„Boston Globe” pisał o sprawie Geoghana już wcześniej: w lutym 1997 roku, powołując się na wywiady oraz dokumentację kościelną, gazeta ujawniła, że w 1980 roku ksiądz został wysłany na zwolnienie lekarskie po tym, jak pewna kobieta poinformowała urzędników kościelnych, że wykorzystał seksualnie jej synów. Ale już w 1981 roku Geoghan wrócił do posługi kapłańskiej. Później, gdy wyszło na jaw, że molestował dzieci w innych dwóch parafiach, znów został wysłany na zwolnienie lekarskie w 1995 roku.

Dla zespołu śledczego „Boston Globe” wyznanie Lawa z roku 2001 roku stanowiło przełom: historia księdza oskarżonego o molestowanie dzieci zmieniła się w historię biskupa, który tego księdza chronił. Dokument złożony przez Lawa zapoczątkował dochodzenie Spotlight, zespołu śledczego „Boston Globe”. Dziennikarze z tego zespołu postanowili sprawdzić, czy przypadek Geoghana był wyjątkiem, czy też może elementem większej całości.

Budząca zgrozę odpowiedź na to pytanie została ujawniona w serii reportaży opublikowanych na początku 2002 roku: okazało się, że dziesiątki bostońskich kapłanów dopuszczały się molestowania nieletnich. W wielu – zbyt wielu – przypadkach biskupi byli tego świadomi. Za sprawą tych odkryć hegemonia współczesnego Kościoła katolickiego zachwiała się w posadach.

Dochodzenie „Boston Globe” i wydarzenia, które ono uruchomiło, doprowadziły w2002roku do publikacji niniejszej książki. Opowiedziano w niej wiele historii księży, którzy wykorzystywali dzieci powierzone ich opiece, ofiar, których życie zostało nieodwracalnie zniszczone, biskupów, którzy nie zapobiegli nadużyciom, a także osób świeckich, które zareagowały słusznym gniewem. Obecne wydanie, opublikowane w Stanach Zjednoczonych w 2015 roku, uzupełniono o nowe informacje, aby mogło towarzyszyć premierze filmu Spotlight przedstawiającego kulisy dochodzenia przeprowadzonego przez zespół „Boston Globe”. Film, na podstawie oryginalnego scenariusza autorstwa Josha Singera, wyreżyserował Tom McCarthy.

Od połowy lat dziewięćdziesiątych ponad 130 osób ujawniło swoje przerażające wspomnienia z dzieciństwa, wszystkie dotyczące byłego księdza Johna Geoghana. Osoby te oskarżały Geoghana o molestowanie seksualne lub gwałty, których dopuszczał się podczas trzydziestoletniej działalności w bostońskich parafiach. Tymi słowami zaczynał się pierwszy z serii artykułów zespołu Spotlight, opublikowany w styczniu 2002 roku. Prawie zawsze jego ofiarami byli chłopcy chodzący jeszcze do szkoły podstawowej. Jedna z ofiar miała cztery lata.

W kolejnym roku „Boston Globe” opublikował ponad 600 historii nadużyć seksualnych popełnionych przez kler. O tym problemie wiedziano w kraju już wcześniej, a nawet sporadycznie pisano o nim w prasie od około połowy lat osiemdziesiątych, dopiero jednak w reportażach „Boston Globe” wykorzystano wewnętrzną dokumentację Kościoła, z której jasno wynikało, że wysoko postawieni hierarchowie przez dekady ukrywali nadużycia księży i notorycznie przedkładali dobro duchownych nad troskę o dzieci.

O czynach Geoghana wiedziało dwóch kolejnych kardynałów i wielu biskupów, przez 34 lata jego posługi nie zrobili jednak nic, by uchronić przed nim dzieci. Zamiast tego słali Geoghanowi pełne współczucia listy, gdy przenosili go z parafii do parafii, rzucając na jego pastwę kolejne ofiary.

Pierwsze reportaże „Boston Globe” uderzyły w czuły punkt. Wierni byli wściekli i czuli się zdradzeni. Kardynał Law wielokrotnie przepraszał, a w kolejnych tygodniach zgodził się ujawnić dane wszystkich księży, zarówno byłych, jak i obecnych, oskarżonych o molestowanie nieletnich, mimo że nie było to wymagane przez ówczesne prawo stanu Massachusetts. Ogłosił politykę „zero tolerancji”, przyrzekając, że odsunie od służby każdego kapłana, wobec którego zostałyby wniesione wiarygodne oskarżenia. Obiecał też, że Kościół zwiększy swoje wysiłki, by zadośćuczynić ofiarom księży.

Ale było już za późno. Zaczęły podnosić się liczne głosy żądające rezygnacji Lawa. Wierni przestali łożyć na Kościół. W stanie wprowadzono ustawę nakazującą klerowi zgłaszanie wszystkich podejrzeń o wykorzystanie seksualne władzom świeckim. Prokuratorzy zaczęli wysyłać nakazy aresztowania księży.

Ta historia rozpoczęła się tak samo jak wszystkie inne: grupa reporterów zaczęła szukać odpowiedzi na pewne pytania. Zespół Spotlight dziennika „Boston Globe” – redaktor Walter Robinson oraz dziennikarze Matt Carroll, Sacha Pfeiffer i Michael Rezendes – postanowił sprawdzić, co Kościół tak naprawdę wiedział o czynach, jakich dopuszczał się Geoghan podczas 30 lat służby w sześciu parafiach na terenie archidiecezji bostońskiej.

Już po kilku dniach reporterzy odkryli jednak, że sprawa Geoghana to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Archidiecezja bostońska w ostatnich latach w tajemnicy wypłacała liczne odszkodowania ofiarom wykorzystywanym seksualnie przez duchownych. Większość spraw rozwiązywano prywatnie, bez żadnej publicznej dokumentacji. To był wygodny układ: Kościół mógł dalej ukrywać nieprzyjemną prawdę, a przepełnione wstydem ofiary, niemające pojęcia, że dzielą los z mnóstwem innych, zachowywały anonimowość. Prawnicy ofiar otrzymywali co najmniej jedną trzecią odszkodowania bez konieczności zakładania sprawy w sądzie.

Reporterzy odkryli też, że nawet w rzadkich przypadkach, gdy pozwy były wnoszone, oficjalna dokumentacja często znikała bez śladu. Działo się tak, ponieważ sędziowie godzili się na konfiskatę dokumentów po rozwiązaniu sprawy, ukrywając w ten sposób nie tylko własne decyzje, ale też wszelkie ślady, że taki pozew kiedykolwiek wpłynął.

Dziennikarze natrafili na kolejną przeszkodę. W licznych sprawach wniesionych przeciwko Geoghanowi sędzia nałożył klauzulę tajności na wszystkie dokumenty, w tym zeznania świadków i akta osobowe Geoghana.

Martin Baron, który został właśnie redaktorem „Boston Globe”, uznał, że gazeta powinna podważyć decyzję sędziego o utajnieniu dokumentów i uzasadnić, że interes publiczny jest ważniejszy niż ochrona prywatności stron uczestniczących w procesie. W sierpniu 2001 roku prawnicy „Boston Globe” złożyli wniosek o odtajnienie dokumentów Geoghana.

W listopadzie sędzia Sądu Najwyższego Constance Sweeney wydała orzeczenie na korzyść „Boston Globe”. Kościół odwołał się od jej decyzji, ale w grudniu sąd okręgowy podtrzymał jej wyrok. Dokumenty miały zostać ujawnione w styczniu 2002 roku.

Siedemnastego grudnia 2001 roku prawnik kardynała Lawa, Wilson Rogers junior, wystosował pismo do „Boston Globe”, grożąc, że wyciągnie konsekwencje prawne wobec gazety i jej prawników, gdyby opublikowane reportaże w jakikolwiek sposób nawiązały do utajnionych dokumentów ze spraw przeciw Geoghanowi. Zapowiedział wniesienie powództwa do sądu, jeśli reporterzy spróbują choćby zadawać pytania o zamieszanych w sprawę księży.

Ale zespół Spotlight miał już wtedy najbardziej elektryzujące z utajnionych dokumentów. Z licznych wywiadów dziennikarze dowiedzieli się też, że w ciągu ostatniej dekady wielu innych księży z bostońskiej archidiecezji usłyszało zarzuty molestowania na tyle wiarygodne, że Kościół wypłacił ofiarom odszkodowania, znowu w tajemnicy. Zespół niczym kompasem posługiwał się archidiecezjalnymi rocznikami z informacjami o przydziałach poszczególnych księży. Stworzył bazę danych, z której jasno wynikało, że bardzo wielu księży w aktywnej służbie przenoszono z parafii do parafii w czasie pokrywającym się z wypłacaniem ofiarom odszkodowań. Okazało się, że sprawa ma o wiele większy zasięg, niż się to początkowo wydawało. Ponieważ w styczniu miała rozpocząć się pierwsza rozprawa Geoghana w związku z oskarżeniami o nadużycia seksualne, zespół Spotlight odłożył na chwilę kwestię potajemnych zadośćuczynień i zaczął pracę nad artykułem, który początkowo zaplanowano jako kilkustronicowe wprowadzenie do nadchodzącego procesu Geoghana.

Dokumenty zdobyte przez „Boston Globe”, do tej pory utajnione, były bardzo niebezpieczne dla archidiecezji. Wśród nich znalazły się: wiadomość wysłana do Lawa przez jednego z biskupów w 1984 roku, w której duchowny ostrzegał, że Geoghan wciąż stanowi zagrożenie; list od parafianina z 1982 roku do poprzednika Lawa, kardynała Humberta Medeirosa, opisujący nadużycia Geoghana i żądający wyjaśnień, dlaczego księdzu wciąż pozwalano na pracę z dziećmi; a także część dokumentacji psychiatrycznej Geoghana. Materiały stanowiły dowód na to, że archidiecezja od dziesięcioleci była świadoma jego nadużyć seksualnych.

„Boston Globe” opublikował serię artykułów zespołu Spotlight o przypadku Geoghana w dwóch częściach, 6 i 7 stycznia 2002 roku. Law, który cieszył się wtedy pozycją najbardziej wpływowego amerykańskiego prałata w Watykanie, odmówił udzielenia wywiadu jako komentarza do tych tekstów. Następnie, zanim oficjalnie ujawniono około dziesięciu tysięcy stron dokumentów ze spraw Geoghana, „Boston Globe” zdobył je i opublikował ich fragmenty 24 stycznia, na dzień przed odtajnieniem ich przez sędzię Sweeney. Materiały pozwoliły na uzupełnienie pierwszej serii artykułów o kontekst i cenne szczegóły.

W ostatnim dniu stycznia „Boston Globe” opublikował artykuł nawiązujący do reportażu rozpoczętego poprzedniego lata, ujawniający, że przez ostatnią dekadę archidiecezja bostońska w tajemnicy wypłacała odszkodowania osobom, które postawiły zarzuty molestowania ponad 70 księżom. Historia – oparta na dokumentacji sądowej, bazie danych, a także na wywiadach z prawnikami i innymi zaangażowanymi stronami – okazała się przełomowa. Wykazała, że Geoghan nie był wyjątkiem. Krzywdy i nadużycia miały ogromny zasięg i przez dziesięciolecia nikt ich nie kontrolował.

Wkrótce za sprawą lokalnych mediów inne diecezje w kraju również musiały zacząć przekopywać się przez swoje archiwa w poszukiwaniu nadesłanych dawniej skarg. Zostały też zmuszone do konfrontacji z lokalnymi władzami w ustalaniu, co zrobić z oskarżonymi księżmi. Wiele diecezji zaczęło tworzyć nową politykę reagowania na skargi i zawiadomienia o napastowaniu seksualnym, a Krajowa Konferencja Biskupów Katolickich Stanów Zjednoczonych przyjęła, po raz pierwszy w historii, projekt polityki ogólnokrajowej.

Podczas gdy kryzys w Kościele narastał, „Boston Globe” podwoił liczbę reporterów pracujących nad sprawą na pełen etat. Do zespołu dołączyli Stephen Kurkjian, Thomas Farragher i Kevin Cullen, a także specjalizujący się w tematyce religijnej reporter Michael Paulson. Z czasem ten temat zaczęli również z doskoku drążyć jeszcze inni dziennikarze.

Ta książka opiera się na rzetelnej, szeroko zakrojonej pracy reporterskiej „Boston Globe” o skandalu nadużyć seksualnych w Kościele. Niektóre wywiady i fakty pojawiły się już wcześniej w opublikowanych artykułach, ale większość materiałów jest całkiem nowa, a książka została napisana jako odrębna całość. Wywiady i dochodzenie przeprowadzane na potrzeby książki dostarczyły również materiału do kolejnych artykułów w gazecie. Opisano w nich nieujawnione wcześniej przypadki nadużyć seksualnych, informacje o zależności między prokuraturą a archidiecezją bostońską, a także coraz większe wysiłki katolickich wiernych, by wpłynąć na hierarchów.

Historia nadużyć seksualnych wśród księży wciąż trwa – od ujawnienia sprawy w 2002 roku minęło kilkanaście lat – i prawdopodobnie upłynie jeszcze wiele czasu, zanim wszystkie fakty ujrzą światło dzienne, a zmiany przez to zapoczątkowane zostaną wprowadzone w życie. Ta książka, napisana z samego epicentrum bostońskiego skandalu, zawiera analizę kryzysu w Kościele i jego przyczyn. Zinterpretowano również zachowanie księży i jego wpływ na ofiary, rolę kluczowych postaci w sprawie, w tym Geoghana i Lawa, a także kryzys szacunku wobec Kościoła wśród wiernych i możliwy kierunek rozwoju Kościoła w konsekwencji tych wydarzeń.

To opowieść o wielu księżach, którzy zawiedli pokładane w nich zaufanie i skrzywdzili dzieci powierzone ich opiece. To opowieść o biskupach i kardynałach, którzy zatrudniali, awansowali, chronili i nagradzali tych księży mimo przytłaczających dowodów na ich nadużycia. To opowieść o potężnym, pełnym pychy Kościele, który popadł w głęboki kryzys spowodowany przez złe uczynki, błędy oraz mylne oceny i decyzje własnych duchownych. To opowieść o ofiarach, które przez lata cierpiały w milczeniu, zanim znalazły odwagę, by publicznie oskarżyć swój Kościół. To też opowieść o pragnieniu wielu wiernych, by wyciągnąć wnioski z tych tragicznych wydarzeń i dokonać głębokich, poważnych zmian.

Zimą 2002 roku, gdy „Boston Globe” opublikował pierwsze informacje o tym, jakie działania Kościół podejmował wobec księży, którzy molestowali dzieci powierzone ich opiece, te historie wydawały się czasem zbyt przerażające, by mogły być prawdziwe. Ogrom zdrady, jakiej się dopuszczono, przekraczał wszelkie wyobrażenie: skrzywdzono niewinne dzieci, nadużyto zaufania ich rodziców, sprzeniewierzono się ślubom kapłańskim, zaprzeczono odpowiedzialności biskupów i naruszono podstawowe zasady Kościoła. Największym szokiem dla tysięcy zwykłych wiernych, a zarazem największą rysą na wizerunku Kościoła były niepodważalne dowody na to, że kardynał Law oraz inni dostojnicy w archidiecezji wiedzieli o tragicznych wydarzeniach i z premedytacją je zatajali. Zamiast chronić najbardziej bezbronnych członków kościelnej społeczności, wydawali ich na żer oprawcom.

Wkrótce prasa w całych Stanach Zjednoczonych i w innych krajach zaczęła domagać się wyjaśnień od lokalnych diecezji. Ofiary, którym po raz pierwszy dano prawo głosu, zaczęły wychodzić z cienia. Prawnicy, dotąd posłuszni kościelnym regułom i wspierający zawieranie cywilnych ugód po cichu i bez śladu, teraz wykonali zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Oznajmili, że od tej pory nie będą już tego robić ze względu na interes klientów, a także z uwagi na interes publiczny, ponieważ stało się jasne, na jak wielką skalę działał system sekretów i nadużyć.

Potem prokuratorzy – którzy do tej pory, podobnie jak ich poprzednicy, obawiali się atakować Kościół, do którego nierzadko sami należeli – zażądali dostępu do kościelnych archiwów, by zadecydować o słuszności oskarżenia konkretnych księży. Dotąd jedyną karą dla kapłanów było przeniesienie do innej parafii, obsadzenie w roli szpitalnego kapelana, albo – w przypadku najgroźniejszych przestępców – zatopienie w odmętach biurokracji. Duchowni przywódcy musieli tymczasem zmierzyć się z dowodami na to, że archidiecezja bostońska przez lata chroniła opinię Kościoła kosztem jego ofiar.

W całym kraju i w innych rejonach katolickiego świata księża oskarżani o molestowanie seksualne byli odsuwani od służby – objęło to 170 kapłanów tylko w Stanach Zjednoczonych, w ciągu zaledwie czterech pierwszych miesięcy 2002 roku. Biskupi w Stanach Zjednoczonych, Polsce i Irlandii podawali się do dymisji. Nawet w Rzymie, gdzie wcześniej watykańscy przywódcy dokładali wszelkich starań, by unikać skandalu, papież Jan Paweł II przerwał milczenie. W corocznym liście do kapłanów w Wielki Czwartek odniósł się do wstrząsających informacji, koncentrując się przy tym jednak bardziej na praworządnych księżach niż na oprawcach.

Papież nawiązał do skandalu przelotnie – wykorzystując ogólnikowy łaciński zwrot mysterium inquitatis – by opisać przestępstwa, które określił mianem grzechu – i nie wspomniał w ogóle o ofiarach kapłanów, przez co wystąpienie nie mogło w żaden sposób podnieść na duchu tych, których życie zostało nieodwracalnie zniszczone.

Wielu osobom przemówienie papieża wydało się dowodem na to, że Kościół to instytucja rządzona przez aroganckich, obojętnych i oderwanych od rzeczywistości hierarchów, których niezdolność dostrzeżenia czegokolwiek poza własnym interesem jest solą na otwarte rany zdradzonych wiernych.

Następnego dnia w wielkopiątkowym liście kardynał Law nawiązał do problemu zdrady. Zdrada zawisła nad Kościołem niczym czarna chmura – napisał. Nie pragniemy podważać czyjejkolwiek relacji z Bogiem, lecz nie możemy przy tym zaprzeczyć, że w samym sercu zła, jakim było wykorzystywanie seksualne dzieci przez księży, była zdrada. Kapłani powinni być godni zaufania nieskalanego choćby cieniem zwątpienia. Gdy ktoś dopuszcza się zdrady tego zaufania, wszyscy ponosimy konsekwencje.

Badania opinii publicznej wykazały, że rozczarowanie parafian pogłębiło się po tym, gdy Law zajął się sprawą. Ankieta przeprowadzona w kwietniu 2002 roku na zlecenie „Boston Globe” ze stacją WBZ TV wykazała, że 65% wiernych w archidiecezji chciało, aby Law zrezygnował.

Wielu katolików już wcześniej przestało składać datki na rzecz archidiecezji, a teraz wierni odwrócili się od corocznej kardynalskiej zbiórki funduszy, z której finansowane jest wiele kościelnych przedsięwzięć. Ambitna kampania, przewidująca zebranie 350 milionów dolarów, poniosła kompletne fiasko. Powróciła dyskusja na temat sensu dopuszczania do kapłaństwa tylko mężczyzn żyjących w celibacie, niektórzy zwracali też uwagę na możliwe powiązania między licznymi przypadkami molestowania nastoletnich chłopców a wysokim odsetkiem homoseksualnych mężczyzn w kapłaństwie.

Trzy miesiące po wybuchu narastającego wciąż skandalu wyglądało na to, że Watykan się przebudził. W kwietniu Jan Paweł II wezwał wszystkich amerykańskich kardynałów na nadzwyczajne spotkanie, podczas którego zmienił ton i treść swoich wypowiedzi. Przyznał, że nadużycia seksualne księży wobec nieletnich stanowią nie tylko „odrażający grzech”, ale też przestępstwo. Odniósł się również do zarzutów, jakoby Stolica Apostolska była obojętna na cierpienie ofiar. Ofiarom i ich rodzinom, gdziekolwiek się znajdują, pragnę przekazać głęboką solidarność i troskę – powiedział kruchy, osiemdziesięcioletni Ojciec Święty.

Wprawdzie kryzysowe spotkanie kardynałów było wydarzeniem bez precedensu, ale nikt nie wiedział, czy obiecywane reformy wewnątrz Kościoła będą realne i długofalowe. W Watykanie wciąż wielu dostojników uważało nadużycia seksualne wśród kapłanów za problem dotyczący wyłącznie Stanów Zjednoczonych.

Pytanie, czy Kościół traktuje problem dostatecznie poważnie, pojawiało się co jakiś czas od 1985 roku, kiedy wybuchła pierwsza duża sprawa napastowania seksualnego w Luizjanie. Wtedy Kościół podjął działania ratunkowe, w dużej mierze skutecznie, wykorzystując wciąż jeszcze przychylną opinię publiczną, by przedstawić skandale jako pojedyncze odstępstwa, rozdmuchane przez antykatolickie głosy w mediach i dysydentów pragnących zdyskredytować kościelnych hierarchów.

Publikacja wewnętrznej kościelnej dokumentacji w sprawach z obszaru bostońskiej archidiecezji pokazała jednak, że Kościół nie jest w stanie dłużej bagatelizować stawianych mu zarzutów. Stało się jasne, że kardynał Law oraz jego najważniejsi współpracownicy byli wielokrotnie ostrzegani i informowani o niebezpiecznych księżach, a mimo to wciąż utrzymywali ich w kościelnej strukturze i pozwalali na dalsze krzywdzenie dzieci.

Sprawa Geoghana stała się wyrazistym symbolem wyrozumiałości i łagodnego traktowania, jakie Kościół okazywał występnym podwładnym. Geoghan był niereformowalnym pedofilem. Do 2002 roku blisko 200 osób wystosowało przeciw niemu i jego przełożonym oficjalne oskarżenia o gwałt lub molestowanie. Geoghan spokojnie wyjaśniał terapeutom, jak wybierał sobie ofiary: potrzebujące uwagi dzieci samotnych matek, czyli kobiet w trudnej sytuacji finansowej i osobistej, uszczęśliwionych obecnością mężczyzny w życiu synów, zwłaszcza że był to ksiądz. Co jakiś czas pojawiały się oskarżenia, ale wtedy przełożeni Geoghana po prostu przenosili go do innej parafii, gdzie czekały na niego nowe ofiary.

To nie dotyczyło tylko tego księdza. Law, podwładni mu biskupi i ich poprzednicy również przenosili księży z parafii do parafii niczym figury na szachownicy. Niektórym pozwalano wyjechać do innego stanu – w ten sposób pozbywano się problemu, podrzucając go niczym kukułcze jajo innym diecezjom. Parafianie nie mieli pojęcia o zagrożeniu, jakie pojawiało się w samym sercu ich społeczności, a często nie wiedzieli o nim również nowi przełożeni. Udokumentowany jest przypadek księdza Paula Shanleya oskarżonego o gwałty na nieletnich, którego przeniesiono do nowej parafii w Kalifornii. Wysoki rangą podwładny kardynała Lawa napisał list polecający do urzędników kościelnych w San Bernardino, w którym zapewniał o uczciwości człowieka, o którym archidiecezja bostońska wiedziała, że zarzucano mu przestępstwa na tle seksualnym. Nawet po tym, gdy archidiecezja wypłaciła odszkodowania niektórym ofiarom Shanleya (pod warunkiem zachowania milczenia), kardynał Law wystawił księdzu pełne pochwał referencje i zapewnił, że nie widzi żadnych przeciwwskazań, by Shanley został mianowany dyrektorem prowadzonego przez Kościół domu gościnnego w Nowym Jorku, przyjmującego również młodzież.

Problem w Bostonie był jedynie odzwierciedleniem rany gnijącej na organizmie całego Kościoła. Dla niektórych obrońców wiary był to zaledwie mały kryzys, ale dla wielu – największa porażka Kościoła od pokoleń. Skandal rozprzestrzenił się niczym pożar na całą Amerykę Południową oraz Europę, docierając aż do Australii i części Ameryki Łacińskiej.

Od czasu sprawy w Luizjanie w większości zamieszani w podobne skandale byli zwykli księża. Tym razem jednak sprawa zataczała o wiele szersze kręgi, obejmując nie tylko księży, lecz także biskupów oraz kardynałów, którzy ich chronili. We Francji biskup został skazany jako przestępca kryminalny za niezgłoszenie księży pedofilów policji. W Walii za ochronę księży dopuszczających się nadużyć seksualnych inny biskup został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska. Wiosną 2002 roku polski arcybiskup z bliskiego otoczenia papieża, Juliusz Paetz, został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska po tym, jak oskarżono go o napastowanie seksualne kleryków. Trzy dni później irlandzki biskup Brendan Comiskey również złożył rezygnację, przyznając, że nie zrobił dostatecznie dużo, by zapobiec działaniom księdza, którego nadużycia seksualne wobec nieletnich doprowadziły do samobójstw wśród ofiar, a w końcu również do odebrania sobie życia przez samego sprawcę.

Ale to właśnie Boston stał się epicentrum skandalu, a przyczyn było kilka. Po pierwsze to właśnie tam prawda wyszła na jaw, po drugie opinią publiczną wstrząsnęła liczba zamieszanych w proceder duchownych, wreszcie po trzecie, ze względu na katolicki charakter miasta. Katolicy stanowili ponad dwa miliony z 3,8 miliona ludzi zamieszkujących w tamtym czasie metropolitalny obszar Bostonu. Archidiecezja bostońska była jedyną w Stanach Zjednoczonych, do której należała ponad połowa populacji. W żadnym innym dużym amerykańskim mieście katolicy nie byli silniej reprezentowani w komisariatach policji, w salach sądowych i zarządach. Nigdzie indziej skandal nie przybrał tak wielkiej mocy rażenia. I nigdzie indziej równie drastycznie nie zachwiał się w posadach szacunek, jakim do tej pory cieszył się Kościół.

W 1992 roku, gdy wybuchł skandal wokół sprawy Jamesa Roberta Portera – księdza pedofila, którego ofiarą padła ponad setka dzieci w południowo-wschodnim Massachusetts, poza bostońską archidiecezją – większość katolików przyjęła za dobrą monetę zapewnienia Lawa, że Kościół nie ponosi winy za wykroczenia Portera i że był to „wyjątkowy przypadek” jednego zdeprawowanego człowieka. Law twierdził wtedy także, że sprawa Portera została celowo rozdmuchana przez negatywnie nastawione do Kościoła świeckie media. Na wszystkie sposoby prosimy Boga, by wpłynął na media, szczególnie na „Boston Globe” – powiedział wówczas kardynał.

Gazeta, założona przez spadkobierców protestancko-bramińskiej społeczności, która niegdyś rządziła Bostonem, już wcześniej była oskarżana o antykatolickie nastawienie. Ale dokumenty o przypadku Geoghana odtajnione przez sędzię Sweeney – pokazujące, jak daleko posuwał się kardynał i jego biskupi w ukrywaniu przed opinią publiczną nadużyć podwładnych – drastycznie zmieniły nastawienie większości katolików. Zamiast winić posłańca, wierni skupili swoje oburzenie na kościelnych przywódcach. Zażądali wyjaśnień od kardynała. Do czasu wyjazdu do Rzymu na spotkanie z papieżem i innymi amerykańskimi kardynałami w kwietniu 2002 roku nawet Law nie obwiniał już mediów. Kryzys w Kościele na tle nadużyć seksualnych kleru względem nieletnich nie jest wykreowany przez media czy opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych. To bardzo poważny problem, który podważa całą misję Kościoła – przyznał.

Dawniej zdarzało się, że politycy, policja, prokuratura i sędziowie pomagali w tuszowaniu wykroczeń duchownych, zarówno tych poważnych, jak i drobnych. Ale zasięg działań podjętych przez archidiecezję w obronie księży przekonał organy ścigania i polityków, by odłożyć na bok kultywowaną od ponad stu lat tradycję bezkrytycznego poszanowania instytucji Kościoła. Prokurator generalny Massachusetts wraz z pięcioma najważniejszymi prokuratorami w stanie – wszyscy byli katolikami – zażądał udostępnienia dokumentacji kościelnej wykazującej, że przez ostatnie 40 lat setki ofiar oskarżyło o nadużycia seksualne ponad 90 księży z archidiecezji bostońskiej. Ta liczba nie uwzględniała księży, którzy już nie żyli. Prawie wszystkie sprawy uległy przedawnieniu, co oznaczało, że większości sprawców nie można było ścigać. Ale nawet jeśli archidiecezji udało się uniknąć części konsekwencji w sali sądowej, nie było to możliwe przed sądem opinii publicznej.

Boston może i był symbolem amerykańskiego katolickiego miasta, lecz skandal szybko wyszedł poza lokalne ramy. Zmienił się w przekraczającą granice stanów i państw historię o tym, jak prawa najsłabszych i bezbronnych są ignorowane, by chronione mogły być interesy potężnej instytucji, oraz o tym, jak bardzo śmiertelnicy zaszkodzić mogą nieśmiertelnej wierze. Koszty były bardzo wysokie. Znacznie spadły datki wiernych dla Kościoła. Wielu ludzi odeszło od wiary, a jeszcze więcej odwróciło się od kościelnych hierarchów. To są wymierne koszty. Cierpienia i rozmiaru tragedii ofiar nie będzie można jednak nigdy zmierzyć. Wśród ofiar był jedenastolatek, którego podczas spowiedzi ksiądz spytał o to, czy się masturbował, a następnie poprosił go o demonstrację. Był trzynastolatek uwiedziony przez księdza i zostawiony samemu sobie z pytaniem, czy jest gejem, a działo się to w czasach, gdy akceptacja i tolerancja wobec homoseksualizmu była znacznie mniejsza niż dziś. Był też chłopiec, któremu ksiądz wręczył drobne na pociąg zaraz po tym, gdy zgwałcił go analnie i zostawił krwawiącego.

Jeśli ta przerażająca historia ma swoich bohaterów, są nimi ofiary przemocy, które po latach cierpienia w milczeniu i w samotności odnalazły w sobie odwagę, by powiedzieć głośno i publicznie, jak jedna z nich: To mi się przydarzyło i to było złe.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: