Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2016
Ebook
27,50 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,50

Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem - ebook

Kwiecień, 1945 rok. Do siedziby Adolfa Hitlera na specjalne wezwanie wodza zostaje sprowadzony "Szlachetny Żyd", Eduard Bloch. Ten sam, który przez wiele lat leczył matkę kanclerza Trzeciej Rzeszy, za co Hitler był mu szalenie wdzięczny. Führer oznajmia mu, że ten dostąpi niebywałego zaszczytu spisania z nim ostatniej rozmowy. Wszystko dzieje się kilka dni przed śmiercią Hitlera.

Tak mocna książka nie została opublikowana od lat! Po raz pierwszy na świecie ukazuje się wywiad, którego Adolf Hitler udzielił przed swoją śmiercią "Szlachetnemu Żydowi". Kanclerz Trzeciej Rzeszy, jeden z największych zbrodniarzy na świecie tłumaczy się z tego dlaczego nienawidził Żydów, opowiada o ciemnych stronach dzieciństwa, o tym jak upił się do nieprzytomności, o swoim życiu erotycznym i o najszczęśliwszym dniu w życiu. Mocna, a zarazem szczera rozmowa, która wciąga już od pierwszych stron.

Dzięki tej spowiedzi będziemy mogli bliżej poznać wodza Trzeciej Rzeszy, który zmienił bieg historii na wiele lat.

Wszystko zaczęło się od prostej historii. Christopher Macht, Niemiec z polskimi korzeniami odnalazł zapiski rozmów przeprowadzonych przez wieloletniego lekarza matki Adolfa Hitlera -Eduarda Blocha. Jeżeli chcecie poznać z bliska największego zbrodniarza wojennego, stanąć z nim twarzą w twarz, poczuć na sobie jego wzrok -ta książka jest właśnie dla Was!

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-14233-6
Rozmiar pliku: 5,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ostrzeżenie

Przed lekturą dalszych stron chciałbym wyraźnie oznajmić, że moim celem nie jest rozpowszechnianie i propagowanie nienawiści. Ta publikacja ma jedynie zaznajomić czytelników z nieznanym dotąd źródłem historycznym.

Książka została oparta na dokumentach, czego wyraz znajdujemy w bibliografii. Wszystkie wypowiedzi bohaterów mają swoje oparcie w opracowaniach historycznych, nie są moimi własnymi wypowiedziami.

W żadnym wypadku nie podzielam poglądów prezentowanych przez bohaterów. Przedstawione tezy nie są akceptowane przeze mnie.

Niniejszy utwór powinien być więc traktowany jedynie jako publikacja udostępniająca wiedzę wydobytą z sensacyjnych zapisków doktora Blocha.

Christopher Macht

[email protected]ührer pozdrawia tłum wyciągniętą i uniesioną do góry prawą ręką. Początkowo takim gestem pozdrawiali się członkowie NSDAP. W 1933 roku minister spraw wewnętrznych Frick nakazał jego stosowanie wszystkim Niemcom jako „świadectwo jedności i posłuszeństwa wobec wodza”

Według różnych źródeł ludzkość poniosła z winy Adolfa Hitlera straty w wysokości od czterdziestu do pięćdziesięciu milionów zabitych. Do tego należy doliczyć miliony wypędzonych, poniżanych, rannych ludzi.

„Jeżeli wojnę przegramy, zginie również naród. To, co pozostanie po wojnie, reprezentować będzie mniejszą wartość, albowiem ci lepsi zginą”.

Wg: M. Hesemann, Kłamstwa Hitlera, Świat Książki, Warszawa 2014.

Doktor Eduard Bloch z wnukami. Ten żydowski lekarz z Linzu leczył młodego Hitlera i jego bliskich. Opiekował się zwłaszcza jego matką, która zmarła na raka piersi. Mimo antysemickich przekonań Hitler darzył Blocha szacunkiem. Po przyłączeniu Austrii do Trzeciej Rzeszy zadbał, aby go nie prześladowano, i umożliwił mu emigrację do USASzlachetny Żyd Hitlera

Jestem Żydem. Do tego – jak mawia Adolf Hitler – „szlachetnym Żydem”. Zatem jak to możliwe, że doszło do historycznego paradoksu, w którym największy na świecie pogromca mojego narodu postanowił zaufać wrogowi, przedstawicielowi niższej rasy? Może wydać się to dziwne, ale z Adolfem Hitlerem znam się od wielu lat. Choć jeśli uznamy, że znajomość oznacza regularne spotkania towarzyskie, to może akurat to słowo nie jest najodpowiedniejsze. Zapewne Państwo nadal są w szoku. Dlatego raz jeszcze powtórzę: „Szlachetny Żyd” – tak właśnie nazywał mnie Adolf Hitler. Ten sam, który nienawidził Żydów i był zatwardziałym antysemitą. Przyszłego przywódcę Trzeciej Rzeszy poznałem zdecydowanie wcześniej, niż mogłoby się wszystkim zdawać. Jednak najpierw przedstawię kilka informacji na swój temat.

Nazywam się Eduard Bloch. Urodziłem się w 1872 roku we Frauenbergu na południu Czech. Po ukończeniu studiów medycznych dostałem powołanie do austriackiej armii. Później osiadłem w Linzu i w 1901 roku otworzyłem gabinet lekarski. Nikomu nie odmawiałem pomocy. Ludzie twierdzili, że jestem przede wszystkim lekarzem biedoty. Starałem się pomagać o każdej porze dnia i nocy. Gdy było trzeba, udawałem się do chorych swym jednokonnym powozem.

Czternastego stycznia 1907 roku w moim gabinecie pojawiła się około pięćdziesięcioletnia kobieta. Skarżyła się na bóle w piersi, które czasem stawały się tak uciążliwe, że nie mogła spać. Doszedłem do wniosku, że mamy do czynienia ze złośliwym nowotworem znanym powszechnie jako rak piersi. Pacjentka nazywała się Klara Hitler i była matką przyszłego kanclerza Rzeszy. Nie przedstawiłem jej swojej diagnozy. Uspokoiłem ją i powiedziałem, że konieczna będzie operacja. Pacjentka, oczywiście, na to przystała. Następnie musiałem o wszystkim powiedzieć dzieciom pani Hitler. Był wśród nich najmłodszy syn – Adolf. Do dzisiaj pamiętam jego minę, płakał. Na jego pociągłej twarzy pojawił się grymas. Na koniec zapytał: „Czy mama będzie cierpieć?”. Przyznaję, że w całej karierze lekarskiej – a byłem świadkiem wielu tragedii – nie widziałem człowieka tak przygniecionego cierpieniem jak Adolf Hitler. Pamiętam, jak po operacji nalegał, by nie umieszczać matki w wielkiej przepełnionej sali, tylko w drogiej separatce. Zamiast dwóch koron dzieci Hitlera musiały zapłacić pięć. Ale dla nich nie było to istotne, przedkładały nade wszystko dobro matki. Ona zaś, świadoma swojej choroby, powiedziała mi szeptem: „Ale Adolf jest jeszcze taki młody…”. Od tamtej chwili wiele się zmieniło. Adolf Hitler pochował oboje rodziców, później wysyłał mi drobne upominki, ciągle powtarzając, że ma wobec mnie dług wdzięczności, aż nasz kontakt znacznie osłabł.

Nawiasem mówiąc, do dzisiaj bawi mnie jedna sytuacja. Kiedy spotykali mnie na ulicy dawni pacjenci, nie chcieli mnie urazić hitlerowskim pozdrowieniem Heil Hitler! Nie chcieli również mijać mnie bez słowa. Jednak i na to znajdowali rozwiązanie. Na mój widok podnosili po nazistowsku rękę i krzyczeli: „Heil, doktor Bloch!”.

W 1938 roku moje życie radykalnie się zmieniło. Miałem wtedy sześćdziesiąt sześć lat. Pamiętam, że po wkroczeniu do Linzu niemieckich wojsk, pierwszego października 1938 roku, zamknięto mój gabinet. Córka z zięciem – doktorem Franzem Krenem – uciekli za morze. Ja zostałem. Plotka głosi, że już rok wcześniej Führer zasięgał informacji na mój temat u swoich partyjnych towarzyszy. Ja także próbowałem do niego dotrzeć. Przez różnych pośredników starałem się dostarczyć mu listy z prośbą o pomoc i ochronę przed antyżydowskimi ekscesami. Byłem przekonany, że Hitler nie zapomniał lekarza matki, który w swej działalności zawsze kierował się nie materialnym, ale etycznym punktem widzenia.

Kanclerz Hitler na moje prośby zareagował błyskawicznie. Jako jedyny Żyd w Linzu zostałem objęty ochroną Gestapo do czasu, aż udało mi się załatwić wszystkie formalności związane z wyjazdem z Niemiec. Dzięki pomocy pana Adolfa mogłem zachować majątek, co nie było w tamtych czasach normalne. Wówczas Żyd mógł opuścić Niemcy pod warunkiem wyzbycia się wszystkich dóbr materialnych, zabierając ze sobą jedynie dokument tożsamości. Razem z żoną mieliśmy również prawo poszukać kupca na nasz dom. Zgodnie z rozporządzeniem Adolfa Hitlera z czternastego września 1938 roku mogłem o każdej porze dzwonić do Ameryki, dostałem kartki na ubrania, które Żydom nie przysługiwały, zostawiono mi paszport, a moja służba nie musiała stać w kolejce po żywność, bo nie miałem wpisane na kartkach „J”, czyli „Jude”. Nawet gestapowcy byli wobec mnie uprzejmi – w stosunku do Żyda sytuacja nie do pomyślenia.

Jeśli chodzi o Adolfa Hitlera, to w młodości nie był on ani awanturnikiem, ani chłopcem nieporządnym czy aroganckim. To po prostu nieprawda. Jako dziecko był spokojny, dobrze wychowany i czysto ubrany, ale zamknięty w sobie. W wieku czternastu czy piętnastu lat czekał cierpliwie w poczekalni na swoją kolej, jak każde dobrze ułożone dziecko. Kłaniał się i zawsze uprzejmie dziękował. Adolf miał oczy matki – duże, zamyślone, melancholijne. Jak inni chłopcy w Linzu, nosił krótkie skórzane spodnie i zielony lodenowy kapelusz z piórkiem. Z tego co pamiętam, był wysoki i blady na twarzy. Do tego wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości.

Wróćmy jednak do mojej skromnej osoby. Po dopełnieniu wszelkich formalności w 1940 roku razem z żoną zamierzaliśmy wyemigrować do Stanów Zjednoczonych. Już byliśmy na lotnisku, gdy nagle opadło nas kilku esesmanów. Żonie pozwolili odlecieć, a mnie zabrali ze sobą i odwieźli do hotelu Adlon. Słyszałem, jak mówili między sobą, że z niezrozumiałych powodów Führer nakazał dyskretnie dbać o takiego parszywego Żyda i zapewnić mu wikt i opierunek w hotelu.

Tak przeżyłem kilka lat wojny. Parę razy rozmawiał ze mną Hermann Fegelein. Powiedział, że jest zaufanym człowiekiem wodza i „mam nie robić głupstw”. Raz oznajmił, że wkrótce zostanę przewieziony do obozu koncentracyjnego, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie wolno mi było opuszczać hotelu.

Rozluźnienie kontroli nastąpiło w 1945 roku i mogłem wychodzić z hotelu, choć zawsze szło za mną paru tajniaków. Dostałem raz zaproszenie do siedziby Czerwonego Krzyża, gdzie rozmawiał ze mną hrabia Folke Bernadotte. Oznajmił, że negocjuje z Reichsführerem SS Heinrichem Himmlerem uwolnienie i przewiezienie do kraju neutralnego pozostałych jeszcze przy życiu Żydów. Hrabiemu towarzyszyła młoda kobieta. Przedstawiła się jako Heidi i powiedziała, że jest „serdeczną przyjaciółką” Fegeleina i że to ona będzie prowadzić sprawę mojego wyjazdu z Rzeszy. Potem rozmawiałem z nią jeszcze parę razy.

Tak nastał kwiecień 1945 roku.

Właśnie w pokoju hotelowym kładłem się do łóżka, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Za drzwiami stało dwóch umundurowanych żołnierzy, prawdopodobnie esesmanów. Jeden z nich się wylegitymował, po czym zapytał:

– Pan Eduard Bloch?

– We własnej osobie – odpowiedziałem mocno zaskoczony.

– Dziękuję, przyjąłem do wiadomości. Przyszliśmy, by oznajmić, że ma się pan natychmiast ubrać i ruszyć za nami. Führer czeka na pana w swoim bunkrze!

– Adolf Hitler?

– Tak, zgadza się – potwierdził wysoki blondyn z oczami w kolorze niezapominajki.

Doktor Bloch w swym gabinecie lekarskim

W tym momencie w mojej głowie rozpętała się burza myśli. Co się stało, że mój stary znajomy postanowił znienacka wezwać mnie do siebie? Znając jego antysemickie poglądy, ta chęć natychmiastowego zobaczenia się ze mną nie mogła działać uspokajająco. Powtarzałem sobie, że prawdopodobnie ma problemy ze zdrowiem i potrzebuje błyskawicznej pomocy. Jak się później okazało, byłem w błędzie...

------------------------------------------------------------------------

1 Czeska nazwa: Hluboká nad Vltavou (wszystkie przypisy oznaczone asteryskiem pochodzą od redakcji).

2 Hermann Fegelein, generał SS, oficer łącznikowy Himmlera. W nocy z 27 na 28 kwietnia 1945 r. z kieszeniami wypchanymi frankami szwajcarskimi i brylantami został zatrzymany w mieszkaniu swojej cudzoziemskiej kochanki. Przez dwa dni był nieobecny w bunkrze Hitlera i wszystko wskazywało na to, że miał zamiar uciec. Fegelein został siłą doprowadzony na stanowisko dowodzenia Wilhelma Mohnkego pod Vossstrasse, a potem, pijanego w sztok, zaciągnięto go przed trybunał polowy. Mohnke uznał, że Fegelein nie nadaje się do postawienia przed sądem i przekazał całkowicie opaskudzonego własnym moczem i kałem delikwenta gen. Johannowi Rattenhuberowi, szefowi służby bezpieczeństwa Kancelarii Rzeszy. O świcie 29 kwietnia Fegelein został rozstrzelany.

3 Folke Bernadotte (1895–1948), hrabia, bratanek króla szwedzkiego Gustava V, działacz Szwedzkiego Czerwonego Krzyża; wiceprezes (od 1943), a następnie prezes tej organizacji (1946–1948), zamordowany w Jerozolimie.

4 Doktor Eduard Bloch zmarł na raka żołądka w Nowym Jorku w wieku 73 lat, blisko miesiąc po śmierci Adolfa Hitlera.Pierwsze spotkanie

Kwiecień 1945 roku. Od blisko sześciu lat trwa wojna światowa. Jest już właściwie pewne, że Niemcy ponieśli klęskę, bo alianci stoją u bram Berlina. W takiej chwili w towarzystwie dwóch żołnierzy idę przez ciemny las. Po kilku minutach docieramy na miejsce. Wejścia pilnuje czterech żołnierzy. Wszyscy mają w klapach swastyki, a na skórzanych paskach masywne pistolety. Na nasz widok podnoszą wyprostowaną prawą rękę i witają się słowami: Sieg Heil! Jeden z nich dokładnie mnie przeszukuje. Wreszcie otwiera ciężkie drzwi i wchodzimy do ogromnego bunkra. Cały czas się denerwuję. Czuję, że moje ciało jest jedną wielką galaretą.

Po drodze znów legitymuje mnie kilku żołnierzy. Na początku jest dość jasno. Białe kafelki na ścianach pozwalają zapomnieć o panującej tutaj duchocie i nieprzyjemnym zapachu zgnilizny. Pięć minut później pojawia się niezliczona liczba schodów. Im niżej schodzimy, tym panuje większy mrok. Esesman podchodzi do włącznika, przekręca go i pojawia się światło. Żwawym krokiem przemierzamy kolejne schody. Dochodzimy pod drzwi gabinetu, gdzie każą mi czekać. Strażnik delikatnie puka, wchodzi do środka, po czym wraca i daje mi znak, że za chwilę wyjdzie po mnie sam wódz.

Wreszcie słyszę jego kroki, a właściwie szuranie nóg, które z niemałym trudem ciągnie po podłodze. Dostrzega mnie z daleka. Mierzy nieco ponad sto siedemdziesiąt centymetrów. Ma pięćdziesiąt sześć lat, lecz wygląda jak starzec. Ale pozostał mu ten diabelski wzrok, o którym mówił każdy, kto choć przez moment widział go z bliska. Ma sparaliżowaną rękę na skutek zamachu w 1944 roku. Trudno go poznać: korpulentny, o zaczerwienionej twarzy, zapadnięte policzki, ciemny kosmyk włosów spada mu na czoło, a pod nosem niedbały wąs. Wściekły mówi coś do siebie, prezentując przebarwione zęby, po czym do mnie podchodzi. Uderza mnie intensywne spojrzenie jego niebieskich oczu. Głupia sytuacja. Nie wiem, co robić. Nie mam zamiaru podawać mu ręki na powitanie, a tym bardziej podnosić w geście: Heil Hitler! Na szczęście problem rozwiązuje się sam. Hitler bez słowa pokazuje, bym poszedł za nim, siada przy biurku i patrząc mi w oczy, pyta:

–To pan, panie doktorze, prawda?

Przytakuję lekkim skinieniem głowy, na co w odpowiedzi słyszę:

– Mam dość siedzenia w tym cholernym bunkrze! Jestem tu od połowy stycznia! I do tego śmierdzi tu jak cholera! Jeszcze ten nieznośny szum agregatów. Ile można?! To jakiś skandal. Wydam rozkaz, by zastrzelono wszystkich, przez których muszę tkwić w tym beznadziejnym miejscu!

Nic nie mówię. Siedzę i słucham. Wiem, że ten człowiek nie zna słowa dyskusja. Wreszcie kończy to narzekanie i mówi:

– Proszę tutaj usiąść. Tak, tak. Na krześle obok mojego biurka.

Nieśmiało rozglądam się po gabinecie. W kącie leży owczarek niemiecki.

– To suka. Wabi się Blondi – zagaja rozmowę Hitler, wyraźnie zadowolony z mojego zainteresowania psem, i kontynuuje: – Domyśla się pan, dlaczego pana tutaj sprowadziłem?

Źródło: E. Kempka, Byłem kierowcą Hitlera, Vesper, Poznań 2012.

– Nie mam pojęcia. Czyżby miał pan problemy zdrowotne?

– Na szczęście nic z tych rzeczy. Choć może nie wyglądam najlepiej, ale zapewniam pana, panie doktorze, że czuje się świetnie. Nie mogę zresztą inaczej. Ojczyzna i wszyscy Niemcy na mnie liczą!

(Następuje kilkusekundowa niezręczna cisza. Nie mam zamiaru przytakiwać, by nie kłamać w kwestii zdrowia. Nie chcę też przyklaskiwać słowom o germańskiej potędze, mając świadomość losu Żydów. Wreszcie Hitler kontynuuje):

– Mam wobec pana dług wdzięczności, wciąż o tym pamiętam.

– Ma pan doskonałą pamięć. Za to ja nie mam pojęcia, co to ma wspólnego z tym naprędce zaaranżowanym spotkaniem.

– Chcę spłacić ten dług. Wiem, że pisze pan pamiętnik, z którym się pan nie rozstaje...

Hitler jako dyktator Trzeciej Rzeszy w 1938 roku

– Skąd pan to wie?! Ach, no tak... To tłumaczy, dlaczego w czasie mojej nieobecności nieznani sprawcy przeszukali mój pokój hotelowy. Nic nie tknięto poza pamiętnikiem. Dało się też bez trudu zauważyć pozaginane kartki notatek.

– Panie Bloch, proszę darować sobie te insynuacje. Pamiętam taki dzień, gdy siedząc przy mojej chorej matce, wspomniał pan, że chciałby napisać książkę, o której wszyscy by mówili. Interesował się pan dziennikarstwem. I właśnie teraz dostanie pan szansę napisania dzieła bardzo ważnego dla całego niemieckiego narodu. Dzięki mnie dostąpi pan tego zaszczytu. Proszę to potraktować jako spłatę długu wdzięczności.

– Mam napisać pańską biografię?

– Nie. To będzie coś więcej. Jak pan zapewne wie, w przeciwieństwie do Goebbelsa i innych prominentów nie piszę pamiętników. Spod mojego pióra wyszło Mein Kampf, ale to było dawno temu. Przeprowadzi pan ze mną długą rozmowę, a następnie ją spisze, ale świat przeczyta to dopiero po mojej śmierci. Powtórzę – DOPIERO PO ŚMIERCI! Musi pan też jedno wiedzieć: z powodu zajmowania się moją matką mam do pana ogromne zaufanie. Nie proponowałbym tego komuś, komu nie mogę zawierzyć. Niech pan zresztą spojrzy, wokół nas kręcą się same szuje i zdrajcy!

(Tu Hitler wykonał dobrze mi znany gest, uderzając prawą ręką w serce).

– To dla mnie ogromny zaszczyt, ale... Sam nie wiem, czy to dobry pomysł. Ja, skromny Żyd, pan – zaciekły antysemita...

– Nie pytałem pana o opinię ani o decydowanie o słuszności tej decyzji, Herr Bloch! Proszę w tej kwestii ze mną nie dyskutować. Radzę panu już się przygotowywać do naszej pierwszej rozmowy. Widzimy się jutro o tej samej porze. Przyślę po pana automobil.

Hitler z ulubioną suką Blondi w swej alpejskiej rezydencji Berghof

W nocy nie mogłem spać, byłem w strasznym stresie. Co chwila wycierałem pot z czoła, niemiłosiernie wierciłem się w łóżku. Usiłowałem czytać gazetę, ale nie mogłem się na niej skupić. Wziąłem do ręki Mein Kampf i materiały, które dostałem na temat Hitlera od jednego z jego przybocznych. Wreszcie ogarnął mnie względny spokój. Następnego dnia punktualnie o godzinie dwudziestej drugiej przed moim hotelem pojawił się samochód. Minutę później rozległo się pukanie do drzwi. Przyszło po mnie dwóch żołnierzy. Dojazd do bunkra Hitlera zajął nam niecałe pół godziny. Na mój widok Führer od razu przeszedł do konkretów:

– Na początku ustalmy kilka zasad. Właściwie już je ustaliłem. Po pierwsze: nie palę i pan również nie może tego robić. Po drugie: musi pan wiedzieć, że nie cierpię alkoholu. I po trzecie: rozstrzelam pana, jeśli będzie pan przekręcał w swojej książce to, co będę mówił. Nawet dług wdzięczności ma granice. Czy to jest jasne?

(Wystraszony bez namysłu skinąłem głową).

– Gut. Napije się pan czegoś?

– Jeżeli to nie sprawi kłopotu, to poproszę kawę.

(Mówiąc to, uświadamiam sobie, że to pierwsze słowa, które wypowiedziałem do tej pory. Za chwilę do pokoju wchodzi dwudziestoparoletnia sekretarka z tacą, na której są dwie filiżanki. W tym czasie dyskretnie rozglądam się po pokoju. Hitler rozparty w krześle wpatruje się w sufit. Na biurku widzę miniaturkę jego owczarka, kałamarz z piórem, plik dokumentów i telefon. Powierzchnia blatu wyczyszczona na błysk, w pomieszczeniu panuje idealny porządek i cisza. Mój przyszły rozmówca ciągle patrzy w sufit. Po kilku minutach podjąłem próbę rozpoczęcia rozmowy).

– Panie kanclerzu. Chciałbym zacząć naszą rozmowę od pańskiego dzieciństwa.

– Jeżeli chce pan zyskać uznanie w moich oczach, to takim zachowaniem na pewno pan tego nie osiągnie. To ja będę decydował, o czym chcę rozmawiać!

Jedno z ostatnich zdjęć Hitlera wykonane 20 kwietnia 1945 roku (w jego 56. urodziny) podczas spotkania z małoletnimi obrońcami Berlina przed nacierającą Armią Czerwoną

– Przepraszam. Myślałem, żeby omawiać wszystko po kolei, dlatego na początek zaproponowałem dzieciństwo.

(Hitler spokojnym ruchem ściąga okulary, w pokoju słychać jedynie dźwięk ich uderzenia o biurko. Raz jeszcze rozpiera się wygodnie w fotelu, krzyżuje ręce, po czym z dłoni splata koszyk. Bierze głęboki oddech i mówi):

– Dobrze pan wie, że rozmawiam z panem nieprzypadkowo. Dlatego od początku będę szczery. Dzieciństwo jest dla mnie bardzo bolesnym i drażliwym tematem.

– W takim razie, o czym chciałby pan porozmawiać na początku?

– Jest mi to dość obojętne. Jako przywódca najpotężniejszego państwa na świecie niczego się nie boję.

– Słyszałem, że planuje pan wyjechać z Berlina...

– To bzdura! Zapewniam pana, że prędzej sobie strzelę w łeb, niż opuszczę Berlin! Jestem gotów odejść. Zrobię to bez trudu. W razie potrzeby jedna chwila, a później to już tylko wieczny odpoczynek.

– Mam do pana mnóstwo pytań.

– To niech pan zacznie je zadawać, bo może będę musiał udać się na naradę z generałami i nie wiadomo kiedy wrócę. À propos! Zaraz wrócę, panie doktorze, muszę skorzystać z toalety. Proszę tutaj chwilę poczekać i pod żadnym pozorem niczego nie ruszać. Jeżeli któryś z moich żołnierzy pana przyłapie na niepożądanym zachowaniu, każę pana natychmiast rozstrzelać. A gdy wrócę, możemy porozmawiać o moim dzieciństwie.Dzieciństwo i rodzina

• rodzice Adolfa Hitlera • pisanie wierszy • wybraniec narodu • chrzest • surowy ojciec • występy w kościele • Karol May • hodowla pszczół

Moim oczom ukazuje się Hitler. Bez wątpienia jest swoim cieniem sprzed lat. Powłóczy nogami niczym starzec, lewa ręka mu drży, jakby chorował na Parkinsona, a wzrok ma słaby do tego stopnia, że aby czytać, musi używać lupy. Co więcej, słyszałem, że specjalnie dla niego skonstruowano maszynę, za której pomocą można pisać wielką czcionką. Patrzę na Hitlera i trudno mi uwierzyć, że ten człowiek ma tylko pięćdziesiąt sześć lat…

Przyszły ojciec przywódcy Trzeciej Rzeszy – Alois Schicklgruber – przyszedł na świat siódmego czerwca w 1837 roku jako nieślubne dziecko. Krążą plotki, że urodził się w rodzinie, w której kilka ostatnich pokoleń było małorolnymi chłopami w Dolnej Austrii, graniczącej z Czechami. To właśnie on był pierwszy w rodzinie, który wspiął się po drabinie społecznej (o czym więcej, mam nadzieję, powie mi mój dzisiejszy rozmówca). Udało mi się dowiedzieć, że trzydzieści dziewięć lat po swoich narodzinach, to jest w 1876 roku, Alois Schicklgruber zmienił nazwisko na Hitler.

Matka Adolfa, Klara Pölzl, była młodsza od męża o dwadzieścia trzy lata. Była najstarsza z trójki rodzeństwa (podobno spośród jedenaściorga dzieci tylko ta trójka przeżyła). Podobnie jak jej mąż, wywodziła się z rodziny małorolnych chłopów. Jednak największe zaskoczenie przynoszą inne informacje. Zaufany znajomy powiedział mi, że inny jego znajomy słyszał o tym, że panna Klara, nim wyszła za przyszłego ojca Hitlera, była jego służącą! Wieść niesie, że do tego byli kuzynami drugiego stopnia!

Drzewo genealogiczne rodziny Adolfa Hitlera

– Kim pan dzisiaj jest, kanclerzu?

– Jestem Jezusem Wojownikiem, który musi walczyć z Żydami!

– Słucham?!

– Panie doktorze. Jestem tą samą osobą, którą poznał pan kilkadziesiąt lat temu. Obywatelem chcącym bronić honoru swojej ojczyzny przed najnikczemniejszym spiskiem żydostwa. Największym strategiem wszech czasów, który doszedł do władzy bez rewolucji i zamachu stanu. Człowiekiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. A przede wszystkim kimś, kto nieprzypadkowo znalazł się w tym miejscu, by wypełnić misję. Lubię mówić, a jeszcze bardziej lubię to robić, kiedy inni pilnie słuchają. W 1938 roku tygodnik „Time” przyznał mi tytuł „Człowieka Roku”, a rok później byłem nominowany przez członka parlamentu szwedzkiego do Pokojowej Nagrody Nobla!

– Był pan nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla?

– Tak. Ale pogardziłem tą skandynawską nagrodą i trzydziestego stycznia 1937 roku stworzyłem własną: Niemiecką Nagrodę Narodową w Dziedzinie Nauki i Sztuki. Pierwszym laureatem został wybitny germański konstruktor Ferdinand Porsche.

– Wróćmy do pana. Czy jest pan osobą wyjątkową?

– Bez wątpienia. Jestem wybrańcem Boga, mam nieść światu światłość i doprowadzić do tego, by naród niemiecki stał się rasą panów. Los wielokrotnie dawał mi do zrozumienia, że przyszedłem na świat w konkretnym celu. Mimo kolejnych zamachów na moje życie, wychodziłem z nich bez większego szwanku, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie jest to przypadek. Zawsze nosiłem się z zamiarem wypełniania misji będącej marzeniem wszystkich Niemców. Nieprzypadkowo los pozwolił mi przebyć drogę od nieznanego żołnierza pierwszej wojny światowej do wodza narodu niemieckiego.

– Zmieńmy temat. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak bolesny jest dla pana wątek rodziny. Proszę wybaczyć, ale wyraźnie widać, że dotychczas starannie unikał pan tego tematu. Czy możemy jednak o tym porozmawiać?

– Możemy spróbować. Ale proszę pamiętać, panie doktorze, że w czasie tej rozmowy nie ręczę za siebie. To nie jest temat, na który chciałbym się wypowiadać w czasie pierwszego naszego spotkania.

Hitler jako trzyletnie dziecko

– Wszystko to rozumiem, ale byłoby lepiej – i zapewne ciekawiej – gdybyśmy mogli omawiać pana życie chronologicznie.

– Niech pan się nie powtarza. Popieram tę koncepcję, dlatego przystałem na pańską propozycję.

– Dziękuję. Zatem spróbujmy od początku. Co pan wie na temat swoich narodzin?

– Na ten temat wiem niewiele. Muszę głęboko sięgnąć do pamięci, by cokolwiek z niej wydobyć. Proszę mi dać chwilę...

(Mój rozmówca łapie się za głowę. W milczeniu poprawia skromną grzywkę, drapie się po wąsie i myślami jest zupełnie gdzie indziej, a po chwil mówi):

– Przepraszam, jakie było pytanie?

– Pytałem o pańskie narodziny...

– Ach tak... Mam za dużo spraw na głowie. Ale już wiem, co chciałem powiedzieć. Nim się urodziłem, matka wydała na świat trójkę potomstwa. Jednak wszyscy po kilku dniach umierali. Dopiero ja zostałem wybrańcem, który żyje po dziś dzień. To już wtedy był znak, że moje narodziny nie były przypadkowe i czeka mnie misja. Wracając do tematu... Na świat przyszedłem dwudziestego kwietnia 1889 roku. Według relacji matki, o osiemnastej trzydzieści. Podobno była to Wielka Sobota, dzień był pochmurny, a ziąb wdzierał się do każdego kąta. Przyszedłem na świat na drugim piętrze gospody w Braunau jako czwarte dziecko Hitlerów. Matka miała wtedy dwadzieścia osiem lat, a ojciec pięćdziesiąt jeden. Dwa dni później, dwudziestego drugiego kwietnia o piętnastej trzydzieści, proboszcz ochrzcił mnie w miejscowym kościele Świętego Stefana.

– Został pan ochrzczony?

– To są pytania o decyzje, których nie było dane mi podjąć.

– Nie chcę być niegrzeczny, panie kanclerzu, ale może spróbowalibyśmy się skupić na sednie sprawy.

– Nie będzie pan niegrzeczny, jak zacznie pan zadawać odpowiednie pytania. Proszę nie wplątywać mnie w żydowską manipulację!

– Ale to nie jest żadna manipulacja…

– Nie mamy czasu na dywagacje. W każdej chwili możemy zginąć!

DROBNY POSIADACZ ADOLF HIEDLER

Hitler, Hietler, Hiedler, Hütler, Hüttler – w rzeczywistości wszystkie odmiany nazwiska znaczą to samo, a mianowicie: „drobny posiadacz”. Tak liczne wersje wzięły się zaś stąd, że urzędnicy, słysząc słowo „Hitler”, zapisywali je tak, jak je słyszeli, nie przywiązując większej wagi do poprawności. Wszystkie te formy w dokumentach z XIX wieku pojawiały się na zmianę. Historycy twierdzą, że nazwisko Hitler nie jest typowym austriackim nazwiskiem i być może należy się w nim dopatrywać czeskich korzeni! Bardzo prawdopodobne, że pochodzi od czeskich form Hidlar albo Hidlarček, pojawiających się od XV wieku.

POETA ADOLF HITLER

Piętnastoletni Adolf Hitler spędzał sporo czasu na rysowaniu, malowaniu i czytaniu książek. Zdarzyło mu się również napisać dość dziwny poemat, który poniżej. Jak widać, niektórych słów nie udało się odczytać.

Ludzie siedzą w przewiewnym domu
Napełniając się piwem i winem
Jedząc i pijąc radośnie
(-) a potem na czworakach.
Wspinają się na górskie szczyty
I spadają jak akrobaci w salcie
I nie mogą złapać równowagi
A potem, niestety, wracają do domu
I zapominają o tym czasie
Widzi (-) swoją żonę, biedak,
Która leczy jego rany solidnym laniem.

Źródło: P. Delaforce, Adolf Hitler. Nieznane sceny z życia,
tłum. A. Kowalska, K. Kuraszkiewicz, Wydawnictwo Amber, s. 16–17.

(Hitler spogląda na swoją suczkę i mówi do niej):

– Muszę odpowiedzieć na to pytanie, bo ten Żyd nie da mi spokoju! (Następnie, zwracając się do mnie):

– Tak, zostałem ochrzczony. W poniedziałek wielkanocny.

– Jak wspomina pan swoje dzieciństwo?

– To okres mojego życia, o którym w dużej mierze wolałbym zapomnieć. Wspominałem już o tym w Mein Kampf. Młodość była dla mnie bardzo bolesna.

– Dlaczego?

– Przychodzi pan rozmawiać ze mną i nie wie podstawowych rzeczy! Jak pan się przygotował?!

(Z trudem wstaje na chwilę od stołu, bierze kilka głębokich wdechów, po czym znów siada).

– Przede wszystkim z powodu ojca, który często bił mnie pasem. Nigdy go nie kochałem, wzbudzał we mnie wielki strach. Ojciec nigdy nie wołał mnie po imieniu, tylko gwizdał na dwóch palcach. Pamiętam, jak przeczytałem u Karola Maya, że odważny jest ten, kto potrafi ukrywać ból. Po tej lekturze obiecałem sobie, że kolejnym razem, gdy ojciec dostanie napadu wściekłości i będzie mnie bił, zachowam kamienną twarz. Długo nie musiałem czekać. W myślach liczyłem każde uderzenie. Łącznie nazbierały się trzydzieści dwa.

– W Austrii, gdzie się pan wychowywał, bicie dzieci nie było niczym niezwykłym.

– Tak. Banda przemądrzałych baranów przekonywała, że surowe karcenie dzieci jest dobre dla duszy. Przecież to jawna kpina! Przeżywałem jeszcze gorsze katusze, gdy uciekł mój przyrodni brat Alois Junior. Od tej chwili ojcowska frustracja skupiła się głównie na mnie.

– Słyszałem plotkę, że pański ojciec bił również psa tak długo, aż ten się skulił i zmoczył podłogę.

– Nie chcę aż tak głęboko sięgać pamięcią. Okres związany z ojcem jest dla mnie bardzo dramatyczny.

(Widzę, jak w tym momencie wódz tłamsi złość, mocno zaciskając prawą rękę).

– Proszę pozwolić, że zadam ostatnie pytanie związane z pańskim ojcem. Czy próbował pan uciec z domu, tak jak pański przyrodni brat?

– Jako zbuntowany chłopiec rzeczywiście wpadłem na taki pomysł. Nim jednak doszło do próby ucieczki, mój ojciec już o tym wiedział. Za karę zamknął mnie wtedy w pokoju na piętrze. Postanowiłem go przechytrzyć i uciec w nocy. Niewiele zabrakło, by plan się powiódł. Okno było okratowane. Próbowałem przecisnąć się przez kraty, ale się nie udało. Spróbowałem bez ubrania i byłem już bliski sukcesu, gdy usłyszałem kroki ojca…

– …i błyskawicznie się pan wycofał?

– Tak. Szybko się wycofałem i nim ojciec wszedł do pokoju, zdążyłem nagie ciało zasłonić obrusem. To był dla mnie trudny moment. Ojciec zaczął się śmiać i zawołał mamę, by zobaczyła chłopca w todze. Po tych przeżyciach sporo czasu zajęło mi dojście do siebie.

– Skoro przywołał pan postać matki, to porozmawiajmy właśnie o pani Klarze.

– Matkę, w przeciwieństwie do ojca, uwielbiałem, zresztą pan doktor, bywając w naszym domu, to dostrzegał. Najlepiej tę sytuację opisuję w Mein Kampf: „Swojego ojca szanowałem, a matkę kochałem. Zapamiętałem ją jako wysoką brunetkę z pięknymi szaroniebieskimi oczami”.

(Adolf sięga po zdjęcie na biurku).

– Niech pan spojrzy. – (Pokazuje mi fotografię matki). – Noszę to zdjęcie zawsze przy sobie, schowane w medalionie.

(Oglądam zdjęcie, po czym wracamy do rozmowy).

– W przeciwieństwa do ojca, matka była osobą ustępliwą, cichą, skrytą i wierzącą. Zresztą dziesięć lat później, na jej prośbę, przyjąłem bierzmowanie. Matka miała wtedy nadzieję, że zostanę kapłanem.

Matka Hitlera Klara, która zmarła w 1907 roku

– Co na to ojciec?

– Ojciec uważał, że powinienem pójść w jego ślady i zostać urzędnikiem. Wielokrotnie rozpierała go duma z tego, co osiągnął, i był zdania, że jego pierworodny musi dokonać tego samego. Kiedy mu mówiłem, że pragnę zostać artystą, zawsze odpowiadał to samo: „Póki ja żyję, nie zostaniesz artystą!”. Tak sobie jeszcze myślę o tym kościele. Coś mi świta w pamięci, że może to nawet ojciec posłał mnie do klasztoru w Lambach na lekcje śpiewu.

– Co pan w tamtym czasie sądził o chodzeniu do kościoła?

– Hmm… Ciekawe pytanie.

(Hitler wstaje i zaczyna chodzić po pokoju, nieświadomie prezentując swój słynny krok – raz, dwa, trzy, w tył zwrot! Po kilku takich krokach siada na krześle i krzyżuje ręce).

– Ta podniosła atmosfera w świątyni bardzo mi się podobała. Dla małego chłopca opat był w kościele kimś wielkim, kimś, kto zarządza tym całym przepychem.

– Myślał pan o tym, żeby zostać kapłanem?

– Pewnie zabrzmi to zaskakująco, ale tak. Jako mały chłopiec myślałem o karierze duchownego. Pamiętam nawet, że brałem kuchenny fartuch, wdrapywałem się na krzesło i wygłaszałem kazania. Co więcej, mój antyklerykalny ojciec, ku mojemu zaskoczeniu, wykazywał aprobatę wobec tych planów. Jednak niedługo trwała ta fascynacja.

– Wracając do pańskiego ojca. Dość wcześnie snuł plany na temat pańskiej przyszłości. Pan miał w końcu wtedy tylko jedenaście lat!

– Tylko albo aż! Ojciec już wtedy nie wyobrażał sobie nieposłuszeństwa. Twierdził, że niedoświadczony chłopiec, jakim byłem, nie może podejmować istotnych decyzji. W efekcie musiałem stanąć w opozycji do ojca. On trwał przy swoim, a ja w głębi duszy powtarzałem sobie, że za żadne skarby nie dam się przekonać do zostania urzędnikiem!

– Dlaczego nie rozważył pan tej koncepcji?

– Wiele czasu spędziliśmy na rozmowach na ten temat. Jednak nie przyniosły one zamierzonego przez mojego ojca efektu. Nie widziałem siebie jako urzędnika siedzącego za biurkiem, który nie będzie panem swego czasu. Dla jedenastolatka perspektywa spędzania każdego dnia w towarzystwie stosu papierów nie była niczym atrakcyjnym.

– Rozważania na temat pańskiej przyszłości trwały stosunkowo krótko. Dwa lata później, w 1903 roku, pański ojciec zmarł.

– Tak, zgadza się. I nie mam zamiaru myślami wracać do tamtego okresu! Zresztą sam pan mówił, że już nie będziemy o tym rozmawiali.

– To jak mamy rozmawiać, skoro nic nie chce pan mówić?

(Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, co powiedziałem, i obleciał mnie strach).

– Będę mówił to, co uznam za słuszne! To ja tu decyduję!

– A będzie pan łaskaw dokończyć wątek śmierci pańskiego ojca?

(Chwila ciszy).

– ...Miałem trzynaście lat i nagle zostaliśmy pozbawieni głowy rodziny. Ojciec zmarł na zawał serca. Trzeciego stycznia 1903 roku poszedł do gospody Gasthaus Stiefler, usiadł przy stole i powiedział kolegom, że się źle czuje. Zaraz potem zmarł, nim zdążył przybyć lekarz, nastąpił wylew krwi do jamy opłucnej. Pewnie zaraz padnie pytanie, jak go zapamiętałem. Zatem, jak przystało na dobrego stratega, uprzedzę pana i już teraz udzielę odpowiedzi. Zapamiętałem go jako typowego urzędnika. Bez poczucia humoru, wyniosłego, surowego, a do tego punktualnego i całkowicie oddanego pracy. Ojciec był bardzo porywczy. Wybuchał złością w najmniej oczekiwanych momentach (cisza). Więcej w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć na ten temat. Porozmawiajmy o czymś innym.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

------------------------------------------------------------------------

5 Chodzi o klasztor Benedyktynów w Lambach, w Górnej Austrii.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: