Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stań się tym, kim jesteś. Droga chrześcijańskiej psychoduchowości - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2007
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Stań się tym, kim jesteś. Droga chrześcijańskiej psychoduchowości - ebook

Ideą przewodnią tej książki jest odkrycie swojej wartości jako daru, który Bóg ofiarował człowiekowi przez stworzenie go. Aby tego dokonać, należy przy pomocy dostępnych nam środków wyleczyć rany życia, przezwyciężyć negatywne doświadczenia z dzieciństwa lub wieku dorosłego, pokonać te przeszkody, które nie pozwoliły nam na harmonijny rozwój własnej osobowości albo go ograniczyły. Trzeba je sobie uświadomić i odzyskać własne „ja” jako niezastąpioną wartość osoby, wzorując się na „Ja” Chrystusa, jakie możemy wyczytać z kart Pisma Świętego. Chrystus bowiem jest Uzdrowicielem w sensie absolutnym i to On pomaga nam rozeznawać.

Liczne cytaty biblijne potwierdzają i stymulują myśl formacyjną autora. To właśnie nazywa on psychoduchowością chrześcijańską, gdyż wszystko przeniknięte jest silnym elementem duchowym. Książka zachęca do zajrzenia w głąb siebie i pomoże odnaleźć swoją wyjątkowość.

Valerio Albisetti, psycholog i psychoterapeuta, jedna z najbardziej znaczących postaci współczesnej psychoanalizy. Profesor uniwersytecki, ceniony konsultant w zarządzaniu przedsiębiorstwami, uczestnik międzynarodowych konferencji, autor licznych książek z zakresu psychoduchowości – prawdziwych bestsellerów tłumaczonych na wiele języków.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7660-523-4
Rozmiar pliku: 501 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mo­wa

Za­po­mnia­łem o niej.

Czę­sto mi się zda­rza za­po­mi­nać… i uspra­wie­dli­wiam to usu­nię­ciem no­wo­two­ru w mó­zgu dwa­dzie­ścia lat temu. Już dwa­dzie­ścia. Ale w tym mo­men­cie wy­raź­nie ją so­bie przy­po­mi­nam.

Mło­da ko­bie­ta o ciem­nej ce­rze i czar­nych wło­sach. Spo­ty­ka mnie na to­skań­skiej pla­ży, wietrz­nej i za­la­nej słoń­cem i pyta: „Dla­cze­go nie na­pi­sze pan książ­ki o chrze­ści­jań­skiej psy­cho­te­ra­pii?”.

My­ślę o Al­fre­dzie, moim sta­rym przy­ja­cie­lu, chy­ba jed­nym z nie­wie­lu praw­dzi­wych, ja­kich mia­łem na tej zie­mi. Od lat za­da­je mi py­ta­nie: „Kie­dy na­pi­szesz coś na te­mat psy­cho­du­cho­wo­ści, two­jej wi­zji ży­cia, któ­rej do­świad­czasz w cią­gu już pra­wie trzy­dzie­stu lat pra­cy te­ra­peu­tycz­nej?”.

Za­wsze od­po­wia­da­łem, że wszyst­ko już zo­sta­ło na­pi­sa­ne w róż­nych książ­kach, któ­re wy­da­łem.

Poza tym cze­ka­łem na zna­ki, nowe dro­go­wska­zy na szla­ku mo­jej eg­zy­sten­cji… Te zna­ki do­strze­gam wła­śnie te­raz.

W ostat­nich dniach gru­pa za­przy­jaź­nio­nych czy­tel­ni­ków po­świę­ci­ła mi stro­nę in­ter­ne­to­wą1. Inna gru­pa czy­tel­ni­ków za­ło­ży­ła sto­wa­rzy­sze­nie „Ami­ci di Va­le­rio” (Przy­ja­cie­le Va­le­ria), ry­go­ry­stycz­nie prze­strze­ga­ją­ce za­sa­dy non pro­fit, bez ce­lów za­rob­ko­wych.

Poza tym po­ja­wi­ła się pro­po­zy­cja za­ło­że­nia wspól­no­ty psy­cho­du­cho­wej, któ­ra wkrót­ce roz­pocz­nie dzia­łal­ność.

Pocz­tą elek­tro­nicz­ną i za po­śred­nic­twem wi­try­ny in­ter­ne­to­wej już na­pły­wa­ją licz­ne za­pi­sy do „Eku­me­nicz­nej Szko­ły Psy­cho­du­cho­wo­ści”.

Nad­szedł więc czas, bym za­czął po­rząd­ko­wać wła­sną myśl ana­li­tycz­ną i du­cho­wą. Zresz­tą prze­kro­czy­łem już po­ło­wę mo­jej ziem­skiej eg­zy­sten­cji i je­stem w jej ostat­niej czę­ści.

Za­cznę od książ­ki, któ­ra ma mieć cha­rak­ter wpro­wa­dze­nia. Spró­bu­ję nie prze­cią­żać jej po­ję­cia­mi me­to­do­lo­gicz­ny­mi i dok­try­nal­ny­mi, któ­re omó­wię ewen­tu­al­nie w in­nych książ­kach, ale któ­rych już te­raz będę uży­wał.

Oczy­wi­ście je­dy­nym, wy­łącz­nym, praw­dzi­wym Uzdro­wi­cie­lem, praw­dzi­wym Psy­cho­te­ra­peu­tą jest Je­zus Chry­stus, od któ­re­go wszyst­ko po­cho­dzi.

Chry­stus jest dro­gą, praw­dą i ży­ciem.

Za­tem moja psy­cho­du­cho­wość, któ­rą w tej książ­ce na­zwa­łem psy­cho­te­ra­pią typu chrze­ści­jań­skie­go, róż­ni się od in­nych kon­cep­cji psy­cho­lo­gicz­nych lub du­cho­wych, po­nie­waż po­sia­da tak­że wy­raź­ny i sil­ny wy­miar re­li­gij­ny, gdyż wie­rzy, że praw­dzi­we uzdro­wie­nie za­wsze obej­mu­je nie­unik­nio­ne spo­tka­nie z Je­zu­sem jako Sy­nem Bo­żym2.

Z pew­no­ścią nie odej­dę od mo­je­go spo­so­bu pi­sa­nia, zwię­złe­go i głę­bo­kie­go, ko­mu­ni­ku­jąc w ten spo­sób owoc dłu­gie­go do­świad­cze­nia oso­bi­ste­go i za­wo­do­we­go.

Jest to za­tem książ­ka pro­sta i opar­ta na do­świad­cze­niu. Prak­tycz­na i pa­sto­ral­na.

Mu­szę tak­że do­dać, choć po­wie­dzia­łem to już we wszyst­kich in­nych mo­ich książ­kach, że wraz z upły­wem cza­su do­sze­dłem do wnio­sku, iż ten, kto idzie za Ewan­ge­lią i Bi­blią, ogra­ni­cza do mi­ni­mum sto­pień swo­jej oso­bi­stej neu­ro­zy.

Mogę oso­bi­ście po­świad­czyć, przy­ta­cza­jąc ty­sią­ce przy­pad­ków uzdro­wień, że pój­ście za Chry­stu­sem, słu­cha­nie Go, mo­dle­nie się do Nie­go, ży­cie Nim, pro­wa­dzi do zdro­wia za­rów­no psy­che, jak i cia­ła.

Au­ten­tycz­na i głę­bo­ka psy­cho­du­cho­wość jest przy­czy­ną i skut­kiem do­ko­na­ne­go uzdro­wie­nia. Pro­wa­dzi ona na­praw­dę do sta­nu głę­bo­kie­go po­ko­ju we­wnętrz­ne­go, po­go­dy du­cha, ra­do­ści3.

Mó­wię za­tem o „psy­cho­te­ra­pii chrze­ści­jań­skiej”, ale mógł­bym ją na­zwać eku­me­nicz­ną – tak jak za­ło­żo­ną prze­ze mnie Szko­łę Psy­cho­du­cho­wo­ści, któ­ra zo­sta­ła za­mie­rzo­na jako mię­dzy­na­ro­do­wa, ale przede wszyst­kim eku­me­nicz­na.

My­ślę, że jest to dro­ga, któ­rą na­le­ży pójść na po­cząt­ku trze­cie­go ty­siąc­le­cia.

Ską­di­nąd pro­te­stan­ci, po­dob­nie jak Ży­dzi, choć w inny spo­sób, od daw­na, dużo wcze­śniej niż my ka­to­li­cy, prze­ży­wa­li Boga jako miej­sce, gdzie moż­na uzdro­wić psy­che i du­cha.

Tak więc nad­szedł dla wszyst­kich czas, by prze­ży­wać Chry­stu­sa rów­nież w Jego wy­mia­rze Uzdro­wi­cie­la.Jesz­cze chwi­la

Spo­ty­kam co­raz wię­cej osób, któ­re są za­tro­ska­ne o praw­dzi­wy sens swo­jej eg­zy­sten­cji.

Całe moje ży­cie zbu­do­wa­łem na po­szu­ki­wa­niu sen­su, zna­cze­nia i wła­śnie dla­te­go od dwu­dzie­stu lat pi­szę, a od po­nad trzy­dzie­stu po­zna­ję i ba­dam du­sze4.

„Czu­ję w gło­wie za­męt…”, „Gdy­bym tyl­ko po­tra­fił le­piej czy­tać w swo­im wnę­trzu…”, „Choć mam za­do­wa­la­ją­cą pra­cę, dziec­ko…, to gdzieś w głę­bi sie­bie czu­ję, że bra­ku­je mi cze­goś pod­sta­wo­we­go”.

Ta­kie wła­śnie wąt­pli­wo­ści nie­po­ko­ją umy­sły mo­ich współ­cze­snych.

Po­znać cel wła­sne­go ży­cia.

Od­kryć wła­sne po­wo­ła­nie.

Zro­zu­mieć głę­bo­ki sens wła­sne­go ist­nie­nia.

Nie­po­ha­mo­wa­ne pra­gnie­nie po­zna­nia praw­dzi­we­go sen­su wła­sne­go ży­cia, celu eg­zy­sten­cji, ogar­nia wszyst­kich: tych, któ­rzy od­czu­wa­ją swo­ją pra­cę jako da­le­ce nie­zgod­ną z wła­sną isto­tą, tych, któ­rzy z du­żym na­kła­dem sił wal­czy­li o zdo­by­cie wy­so­kiej po­zy­cji spo­łecz­nej, eko­no­micz­nej, a te­raz czu­ją, że jest ona bez zna­cze­nia, obo­jęt­na, tych, któ­rzy my­ślą, że prze­gra­li wszyst­ko.

Ży­je­my w mrocz­nych, męt­nych, cho­rych cza­sach.

Po­wierz­chow­nych.

Ze­psu­tych.

Stać się świa­do­my­mi zna­czy zro­zu­mieć głę­bo­kie zna­cze­nie na­szych czy­nów, na­szych my­śli.

Kie­dy znasz na­tu­rę two­ich pra­gnień, od­kry­wasz, że chcesz ja­kiejś więk­szej re­ali­za­cji, szu­kasz zjed­no­cze­nia z Bo­giem.

Dzie­je się tak, kie­dy oso­bi­sta wola zda­je się na wolę Bo­ską…

I kie­dy wszyst­ko wy­da­rza się dla­te­go, że otwar­li­śmy się na służ­bę, na słu­cha­nie, na po­słu­szeń­stwo, na trans­cen­den­cję, na Du­cha Boga.

Na coś nie­skoń­cze­nie więk­sze­go od nas.

Od na­szych ma­łych, oso­bi­stych in­dy­wi­du­al­no­ści.

Ale kie­dy w ten spo­sób wcho­dzi­my w taką sze­ro­ko za­kro­jo­ną, uni­wer­sal­ną wi­zję ży­cia z wznio­słym ce­lem, wów­czas de­fi­ni­tyw­nie po­rzu­ca­my moż­li­wość osą­dza­nia.

Nie oce­nia­my już war­to­ści ży­cia tyl­ko na pod­sta­wie ludz­kich są­dów, po­zo­rów, ob­ra­zów. Tego, co wi­dzi­my, tego, co mó­wi­my, tego, cze­go do­ty­ka­my, tego, co po­sia­da­my…

Wręcz prze­ciw­nie.

Nie uwa­ża­my już, że ktoś bo­ga­ty, wy­kształ­co­ny ma więk­szą war­tość od oso­by ubo­giej i nie­wy­kształ­co­nej.

Nie uwa­ża­my już, że ży­cie peł­ne bólu jest złe, a ży­cie trud­ne jest prze­gra­ne5.

Każ­dy z nas – po­wta­rza­łem to za­wsze, od pierw­szej książ­ki W po­szu­ki­wa­niu szczę­ścia – jest je­dy­ny i nie­po­wta­rzal­ny.

Za­tem ko­niecz­ny.

Nie­zbęd­ny.

Nikt nie przy­szedł na ten świat przez przy­pa­dek.

Przez po­mył­kę.Za­nim przej­dzie­my da­lej

Moje sło­wa praw­do­po­dob­nie wzbu­dza­ją w to­bie nie­po­kój, bo być może czu­jesz, że stra­ci­łeś dużo cza­su, że błęd­nie wy­bra­łeś pra­cę, że po­my­li­łeś part­ne­ra, że źle ukie­run­ko­wa­łeś two­je ży­cie, że się za­gu­bi­łeś, że się roz­le­ni­wi­łeś, prze­stra­szy­łeś, ze­sko­ru­pia­łeś… Być może chciał­byś pra­cy da­ją­cej ci wię­cej sa­tys­fak­cji, chciał­byś lep­sze­go ro­ze­zna­nia, wię­cej pie­nię­dzy, więk­sze­go pre­sti­żu spo­łecz­ne­go.

Do­brze.

Wszyst­ko to ozna­cza, że po­trze­bu­jesz zmia­ny.

Prze­mia­ny sie­bie.

Nie przej­muj się.

Nie myśl, że wy­pa­dłeś z two­jej po­dró­ży ży­cia.

Bo czu­jesz się zblo­ko­wa­ny, po­wstrzy­ma­ny, nie­uży­tecz­ny, nie­za­spo­ko­jo­ny…

Wszyst­ko jest w po­rząd­ku.

W ra­mach po­dró­ży, jaką mam na my­śli6, są prze­wi­dzia­ne róż­ne przy­stan­ki, cier­pie­nia, bóle, zdra­dy…

Oczy­wi­ście, kie­dy uświa­da­miasz so­bie, że na­tra­fiasz na same prze­szko­dy, że nic się nie ukła­da, i to w spo­sób sta­ły i cią­gły, wte­dy le­piej bę­dzie za­trzy­mać się na chwi­lę i przyj­rzeć się na nowo two­je­mu spo­so­bo­wi my­śle­nia.

Kie­dy uświa­da­miasz so­bie, że od lat spa­da­ją na cie­bie same nie­po­wo­dze­nia i przy­cią­gasz do sie­bie nie­wła­ści­we oso­by…, być może zna­czy to, że po­wi­nie­neś zmie­nić men­tal­ność.

Wte­dy mu­sisz spo­rzą­dzić so­bie de­ka­log men­tal­ny, któ­ry ja za­czerp­ną­łem i sta­le czer­pię z mo­ich bó­lów, z mo­ich cier­pień, z mo­ich nie­po­wo­dzeń, z mo­ich błę­dów, z mo­je­go do­świad­cze­nia ży­cia, i któ­ry ofia­ru­ję ci, dro­gi czy­tel­ni­ku/czy­tel­nicz­ko, z przy­jem­no­ścią, ma­jąc na­dzie­ję, że bę­dzie dla cie­bie po­ży­tecz­ny jak dla mnie:

1. Wie­rzę, że je­stem je­dy­ny i nie­po­wta­rzal­ny, mam Bo­skie po­cho­dze­nie, choć cały świat sta­le mi po­wta­rza, że nic lub nie­wie­le zna­czę.

2. Po­wi­nie­nem być pro­sty i nie zba­czać ze szla­ku pro­wa­dzą­ce­go do mo­je­go celu, bez wzglę­du na cenę, jaką będę mu­siał za to za­pła­cić. Choć­by się to wy­da­wa­ło nie­moż­li­we, bo na przy­kład oże­ni­łem się, mam dziec­ko, nie je­stem już tak mło­dy, nie mam wy­kształ­ce­nia, pie­nię­dzy itp.

3. Po­wi­nie­nem uczci­wie przy­znać, co w moim ży­ciu dzia­ła do­brze, a co nie dzia­ła. Mu­szę wejść w sie­bie i zmie­nić sie­bie.

4. Po­wi­nie­nem za­cząć sta­wiać choć­by małe kro­ki ku ce­lo­wi, dla któ­re­go w moim od­czu­ciu przy­sze­dłem na świat.

5. Nie po­wi­nie­nem po­zwo­lić, żeby mia­ły na mnie wpływ oso­by „ne­ga­tyw­ne”, bę­dą­ce obok mnie, nie po­wi­nie­nem ule­gać wy­rzu­tom su­mie­nia lub po­czu­ciu niż­szo­ści, ja­kie nie­któ­rzy chcą we mnie wzbu­dzić.

6. Po­wi­nie­nem wy­strze­gać się ob­łud­ni­ków, osób fał­szy­wych, nie­praw­dzi­wych, nie­au­ten­tycz­nych, kry­ją­cych się za ma­ską po­rząd­nych lu­dzi.

7. Po­wi­nie­nem wy­strze­gać się tych, któ­rzy za­wsze opo­wia­da­ją się po stro­nie ro­zu­mu. W isto­cie chcą za­cho­wać kon­tro­lę nade mną.

8. Po­wi­nie­nem prze­by­wać z oso­ba­mi, któ­re po­ma­ga­ją mi wzra­stać.

9. Po­wi­nie­nem pa­mię­tać, że za­wsze mam moż­li­wość wy­bo­ru.

10. Po­wi­nie­nem pa­mię­tać, że je­stem przy­bra­nym dziec­kiem Boga.„Nie” ze­wnętrz­nym ro­lom, „tak” temu, co du­cho­we, we­wnętrz­ne

Za­wsze mia­łem taką wi­zję in­nych.

Od dziec­ka, kie­dy po­ma­ga­łem dziad­ko­wi w pra­cach po­lo­wych i le­żąc na świe­żo sko­szo­nej tra­wie, ob­ser­wo­wa­łem ogrom­ne bia­łe chmu­ry, któ­re ma­je­sta­tycz­nie prze­ci­na­ły błę­kit nie­ba.

Nie.

Lu­dzie nie byli tym sa­mym, co rola, jaką peł­ni­li w spo­łe­czeń­stwie.

In­ży­nier nie róż­nił się od ad­wo­ka­ta, za­mia­tacz od in­te­lek­tu­ali­sty… Draż­ni­ło mnie, kie­dy ko­le­dzy z kla­sy, a zwłasz­cza ko­le­żan­ki, czu­li się po­cią­ga­ni przez to, co ja­kaś oso­ba ro­bi­ła.

Albo przez to, co po­sia­da­ła.

In­try­go­wał ich ja­kiś pio­sen­karz lub ak­tor, wła­ści­ciel wil­li nad je­zio­rem, po­sia­dacz jach­tu…

Czę­sto po­cią­ga nas to, co ja­kaś oso­ba robi, a nie to, czym jest.

Ja pa­trzę na oso­bo­wość.

Na to, kim jest głę­bo­kie ja dru­gie­go.

To, co robi w ży­ciu, może się zmie­nić… A na­wet wię­cej – role, wy­ko­ny­wa­ne pra­ce po­win­ny być jak ubra­nia, po­win­ny być zmie­nia­ne w za­leż­no­ści od pory roku, zmie­nia­ją­ce­go się roz­mia­ru, hu­mo­ru itd.

Na­to­miast nie po­win­no się nig­dy po­rzu­cać celu wła­sne­go ży­cia.

Jego osią­gnię­cia.

Aby tego do­ko­nać, trze­ba na­uczyć się pa­trzeć na sie­bie z ze­wnątrz.

Ta­kie było jed­no z pierw­szych kry­te­riów, któ­re wska­za­łem w książ­ce W po­szu­ki­wa­niu szczę­ścia pięt­na­ście lat temu.

I to dzia­ła.

Pa­trze­nie na sie­bie z ze­wnątrz, jak bez­stron­ny ob­ser­wa­tor, po­ma­ga ode­rwać się od sie­bie na zba­wien­ną chwi­lę. Uświa­da­mia nam, co czy­ni­my i jak to wy­ko­nu­je­my, jak je­ste­śmy po­strze­ga­ni przez in­nych, a przede wszyst­kim uzmy­sła­wia nam na­sze naj­głęb­sze od­czu­wa­nie.

Naj­bar­dziej we­wnętrz­ne.

Od­sła­nia nam, czy ży­je­my z przy­zwy­cza­je­nia, z nudy czy z en­tu­zja­zmu.

Z upły­wem lat uświa­da­mia­my so­bie, że czuć się ży­wym zna­czy z za­pa­łem, z pa­sją, z prze­ko­na­niem wpro­wa­dzać w czyn głę­bo­kie, oso­bi­ste war­to­ści, na przy­kład szcze­rość, po­stę­po­wa­nie zgod­ne z za­sa­da­mi albo wier­ność.

Kie­dy za­cho­wu­je­my ści­sły i cią­gły zwią­zek z na­szy­mi fun­da­men­tal­ny­mi war­to­ścia­mi, za­wsze je­ste­śmy na do­brej dro­dze.

Oczy­wi­ście czę­sto nie wie­my, cze­go chce­my.

Moje ha­sło na te­mat szczę­ścia brzmi na­stę­pu­ją­co: „Je­ste­śmy szczę­śli­wi nie wte­dy, gdy ro­bi­my, co chce­my, ale kie­dy wie­my, co ro­bi­my”.

Uczą nas, że ży­cie jest twar­de i że trze­ba wal­czyć, trze­ba ry­wa­li­zo­wać i zwy­cię­żać.

Kie­dy wy­zna­ję, że dłu­gie go­dzi­ny spę­dzam na wpa­try­wa­niu się w cią­głe, wiecz­ne, cu­dow­ne przy­bi­ja­nie fal do brze­gu, w zło­ci­sty za­chód słoń­ca albo błysz­cze­nie list­ków na drze­wach, piesz­czo­nych przez pierw­sze pro­mie­nie ju­trzen­ki, bio­rą mnie za oso­bę mało prak­tycz­ną, mało re­ali­stycz­ną.

A co wy na to, gdy­bym jed­nak po­wie­dział, że je­stem bar­dziej prak­tycz­ny i re­ali­stycz­ny niż to się wy­da­je?

Mam na my­śli, że praw­dzi­wą rze­czy­wi­sto­ścią nie jest ta, któ­rą wi­dzi­my.

Być może nie jest to ta, któ­rej nas na­uczy­li.

Z lęku.

Może nie przy­szli­śmy na zie­mię, aby do­mi­no­wać nad in­ny­mi, jak to nam cią­gle wma­wia­ją.

Ja wi­dzia­łem i znam tych, któ­rzy uwa­ża­ją się za prak­tycz­nych, kon­kret­nych.

Tych, któ­rzy mó­wią, że pra­cu­ją.

Któ­rzy uwa­ża­ją się za pro­duk­tyw­nych.

Czę­sto wręcz peł­nię funk­cję kon­sul­tan­ta tych pa­nów…

Cóż, po­wiem wam, że lu­dzie ci uwa­ża­ją, iż pra­cu­ją, tru­dzą się, są uży­tecz­ni, wy­daj­ni… Tym­cza­sem po­zwa­la­ją, żeby ży­cie prze­pły­wa­ło im mię­dzy pal­ca­mi, choć so­bie z tego nie zda­ją spra­wy.

Czę­sto nie żyją.

Nie są w rze­czy­wi­sto­ści.

I nie są tak­że uży­tecz­ni.

Chy­ba że dla pew­nej lo­gi­ki ryn­ku.

Czy­sto ka­pi­ta­li­stycz­nej.

Gdy­bym tym lu­dziom po­wie­dział, że praw­dzi­wą rze­czy­wi­sto­ścią jest ta, któ­rej nie wi­dać?

Ta, któ­rej nie da się do­tknąć?

Że to, co du­cho­we, co nie­wi­dzial­ne, jest praw­dzi­wym mo­to­rem wszech­świa­ta, dusz lu­dzi?

A nie to, co ma­te­rial­ne?

Jak by za­re­ago­wa­li?

Nie po­win­ni­śmy już wię­cej my­śleć o so­bie i o wszech­świe­cie w ka­te­go­riach przy­czy­ny – skut­ku, bodź­ca – re­ak­cji. Po­win­ni­śmy na­to­miast my­śleć o nas i o in­nych, że przy­szli­śmy na zie­mię dla eg­zy­sten­cji ma­ją­cej ja­kiś cel, aby wy­peł­nić pew­ną mi­sję, zre­ali­zo­wać po­wo­ła­nie…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: