Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Star Carrier. Tom 2. Środek ciężkości - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
24 lipca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Star Carrier. Tom 2. Środek ciężkości - ebook

Co robić, kiedy wróg staje u bram? Kiedy twój świat znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Co począć, mając przeciwko sobie niewyobrażalną potęgę? Odpowiedź jest prosta: ATAKOWAĆ! Tak właśnie: ATAKOWAĆ!! I jeszcze raz: ATAKOWAĆ!!! Każdy dowódca, chcąc przebić się przez linie nieprzyjaciela, musi wiedzieć, gdzie znajduje się środek ciężkości sił wroga, czyli większość wojsk i sprzętu. Następnie powinien wykonać taki manewr, aby jego własny środek ciężkości znalazł się w miejscu niedogodnym dla przeciwnika. Nie jest to manewr sprawdzający się w stu procentach. Czy zresztą w czasie działań wojennych cokolwiek jest całkowicie przewidywalne? Zbyt wiele zależy od okoliczności i determinacji żołnierzy.

Ian Douglas w drugim tomie opowieści o zmaganiach Ziemian z interwencją obcych cywilizacji znów udowadnia, że mistrzowsko potrafi budować napięcie, zarówno wysyłając czytelnika na straceńcze misje z pilotami myśliwców, jak i ukazując rozterki ich przełożonych, a także opisując piekło kosmicznego starcia ciężkich jednostek. W dodatku kreuje psychologię obcych istot w imponującym stylu, niezwykle plastycznie ukazując ich nie do końca zrozumiały dla człowieka sposób myślenia.

Jeśli chcesz się przekonać, czy ludzkość poradzi sobie z inwazją, czy geniusz dowódców i determinacja zwykłych „pionków” są w stanie sprostać miażdżącej przewadze, musisz – po prostu musisz! – przeczytać tę książkę. Nic tu nie jest oczywiste, nigdy nie możesz być pewien, co stanie się za chwilę. To fascynująca lektura, dająca wiele radości z czytania, ale też zmuszająca do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę stanowi istotę bycia człowiekiem.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64030-14-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

12 grudnia 2404

Układ Arktur

36,7 lat świetlnych od Ziemi

Godzina 3.10 TFT

Sonda zwiadowcza wyłoniła się z bąbla czasoprzestrzeni Alcubierre’a, gwałtownie tracąc prędkość w strumieniu protonów o wysokiej energii. Sztuczna osobliwość grawitacyjna, wielkości ziarna piasku i masie gwiazdy, migała kilka metrów przed pękatym nosem jednostki, nadając jej przyspieszenie pięć tysięcy razy większe od ziemskiego. W tym tempie pojazd powinien osiągnąć prędkość światła w ciągu najbliższych stu minut.

Tylko trochę większa niż inteligentna rakieta VG-10 Krait, sonda ISVR-120 nie mogła pomieścić na pokładzie człowieka. Jej pilotem była sztuczna inteligencja Gödel 2500, ciasno upakowana w kadłubie pojazdu. Z całą pewnością nie potrzebowała wszystkich systemów podtrzymania życia, niezbędnych do przetrwania człowiekowi.

AI nazywana była Alan, na cześć jednego z gigantów techniki komputerowej sprzed czterech i pół stulecia, Alana Turinga.

W ciągu kilku sekund po opuszczeniu bąbla Alan przeczesał system znajdujący się przed nim, przestrzeń zdominowaną przez pojedynczą, świecącą na pomarańczowo gwiazdę. Z pamięci Alana przywołane zostały dane gwiazdy zawarte w standardowych efemerydach Marynarki Konfederacji.

Gwiazda: Alpha Boötis

Współrzędne: RA: 14h 15m 39,7s; Dec: +19° 10’ 56” D 11,24p

Inne nazwy : Arktur, Alramech, Abramech, 16 Boötes

Typ: K1,5 III Fe-0,5

Masa: 3,5 Słońca

Promień: 25,7 Słońca

Jasność: 210 Słońc (Optyczna 113 Słońc)

Temperatura powierzchni: ~4300^(o)K

Wiek: 9,7 Miliarda lat

Wielkość gwiazdowa pozorna (Słońca): -0,04 Wielkość gwiazdowa absolutna: -0,29

Odległość od Słońca: 36,7 lś

System planetarny: 6 planet, wliczając 1 ciało typu jowiszowego i 5 ciał typu półjowiszowego, 47 planet karłowatych i 65 znanych satelitów, plus liczne planetoidy i ciała kometarne. Jeden z satelitów, Jasper, jest obiektem zainteresowania ze względu na warunki nieco zbliżone do ziemskich, jeśli chodzi o efekty grawitacyjne i pływowe.

Arktur, w zależności od sposobu pomiaru, uważany był za trzecią lub czwartą pod względem jasności gwiazdę na nocnym niebie Ziemi, jasny pomarańczowy punkt w przypominającej kształtem latawiec konstelacji Boötis. Z punktu, w którym pojawił się Alan, oddalonego od gwiazdy o około osiemnaście jednostek astronomicznych, Arktur był złotopomarańczowym reflektorem sto trzynaście razy jaśniejszym niż widziane z tej samej odległości Słońce. W podczerwieni świecił jeszcze mocniej, zalewając przestrzeń posępnym ciepłem.

Zasadniczy cel Alana położony był prawie dokładnie po przeciwnej stronie gwiazdy. Jeśli wszystko poszło dobrze, finałowe podejście sondy powinno zostać zamaskowane przez pomarańczowy blask.

W czasie gdy Alan przebył jedną trzecią dystansu dzielącego go od Arktura, około dziewięciuset milionów kilometrów, poruszał się z prędkością wynoszącą dziewięćdziesiąt dziewięć procent szybkości światła. To sprawiało, że widok otaczającego wszechświata ściśnięty został do wąskiego pierścienia światła, w większości wypełnionego falami podczerwieni pochodzącymi z jasnej gwiazdy znajdującej się na wprost. Program korekcyjny AI był jednak w stanie zdekompresować obraz i wyłowić z niego pojedyncze elementy. Prędkość miała także wpływ na czas, w stosunku siedem do jednego. Znaczyło to, że każda subiektywna minuta dla Alana równała się siedmiu minutom obiektywnego czasu we wszechświecie. To z kolei tworzyło iluzję, że sonda porusza się w głąb systemu szybciej, niż robiła to w rzeczywistości.

Po około dwustu minutach czasu obiektywnego od wejścia w system Arktura Alan minął gwiazdę, muskając fotosferę giganta. Elektromagnetyczne tarcze sondy odbiły większość promieniowania jonizującego, ale nie zapewniały ochrony przed gorącem. Krótko mówiąc, kadłub sondy przebijał się przez przestrzeń o temperaturze dochodzącej do dziewięciuset stopni Celsjusza. Nanotechniczne laminaty kadłuba pomogły odprowadzić ciepło, odrzucając je bezpiecznie za rufę.

W końcu monstrualnych rozmiarów gwiazda, prawie dwadzieścia sześć razy większa od Słońca, została z tyłu, gwałtownie zmieniając swoje pasmo promieniowania na ledwie widoczną czerwień.

Cel podróży Alana znajdował się dokładnie przed nim, w odległości dwudziestu JA.

Detektory dalekiego zasięgu wykrywały już obecność nieprzyjacielskich okrętów. Przy tym dystansie obraz pochodził jednak sprzed dwóch i pół godziny. Zgodnie z przewidywaniami większość celów zgrupowana była w okolicach giganta rozmiarów Jowisza, skatalogowanego jako Alchameth, oraz jego księżyca wielkości Ziemi – Jaspera. Stacja Arktur została założona przez Konfederację trzy lata wcześniej na orbicie księżyca, aby zapoczątkować proces przekształcania Jaspera w świat, na którym mogą zamieszkać ludzie.

Czternaście miesięcy temu przybyli Turuschowie. Grupa bojowa Marynarki Konfederacji została rozbita, a stacja przechwycona. Na podstawie dostępnych danych ustalono, że prawie sześć tysięcy techników, planetologów, specjalistów od terraformingu i pierwszych kolonistów, mężczyzn, kobiet i dzieci, wymordowano. Czujniki sondy wyłapywały błyski pochodzące ze stacji dwieście kilometrów nad powierzchnią Jaspera oraz dwa okręty liniowe klasy Beta należące do Turuschów, każdy z nich będący w istocie małą planetoidą, pokrytą kraterami. Wokół nich kręcił się rój mniejszych jednostek, krążowników klas Kilo i Juliet.

Jeśli w większej odległości od Alchameth znajdowały się inne okręty Turuschów, które mogły wykryć pojawienie się sondy, nie dało się tego poznać, choć Alan przechwycił sygnał wysłany ze Stacji Arktur godzinę wcześniej. Mogło to oznaczać, że jednostki rozmieszczone dalej niż o godzinę świetlną zostały jednak powiadomione.

Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Sonda poruszała się w stronę nieprzyjaciela, niewidoczna w blasku lokalnego słońca, ale dużo wcześniej zaburzenia spowodowane przez jej pojawienie się w przestrzeni mogły zostać wykryte przez czujniki na okrętach Turuschów. Alan rozważał właśnie możliwość, że czujniki nie były skierowane w jego stronę i nie został zauważony, gdy zaczęła przyspieszać jedna z mniejszych jednostek znajdujących się w okolicy Stacji Arktur. Chwilę potem na jego spotkanie pomknął rój rakiet. Alan wprowadził ciąg szybkich, losowych modyfikacji położenia osobliwości grawitacyjnej, powodując nieprzewidywalne zmiany kursu sondy. Odległość między nim a rakietami pozwoliła mu wyliczyć ich trajektorie i wybrać bezpieczne miejsca w przestrzeni.

Sonda rozpoznawcza była nieuzbrojona. Zwiększyła prędkość, dodając kilka dodatkowych g. Pociski przeciwskrętowe zbliżyły się i na kilka chwil związały z pojazdem rozpoznawczym w śmiertelnym tańcu. Na sterburcie wybuchła głowica nuklearna, bombardując ekrany sondy potężną dawką promieniowania.

Alan przetrwał.

Gazowy gigant Alchameth rósł przed nosem sondy. Alan koncentrował się na Jasperze, widocznym obecnie u góry i lekko z boku. Mała korekta kursu ustawiła pojazd dokładnie na wprost celu. Przy prędkości o jedną setną procenta mniejszej od c przebycie ostatnich dziesięciu milionów kilometrów zajęło mu cztery i osiem dziesiątych sekundy czasu subiektywnego. Stację Arktur minął w odległości zaledwie trzystu piętnastu kilometrów.

Głowice czujników wysunęły się z płynnego nanolaminatu pokrywającego kadłub i skierowały w stronę zajętej przez nieprzyjaciela bazy na powierzchni księżyca.

I nagle pojawiło się coś jeszcze. Coś, co nie skrywało się za gazowym gigantem, ale wyłoniło się z wnętrza jego atmosfery. Było ogromne.

Strumienie energii wystrzeliły w kierunku sondy, jeden z nich przedarł się przez ekrany ochronne i stopił część kadłuba.

Pojazd rozpoznawczy oddalał się z szybkością światła, ścigany przez okręty i rakiety nieprzyjaciela.

Ale te najpierw musiały przyspieszyć, nie miały w tym pościgu żadnych szans.

Alan był „ranny”, strumień energii spalił jego czujniki, część projektorów manewrowych i praktycznie pozbawił go ekranu ochronnego. To ostatnie uszkodzenie było poważne, gdyż znaczyło, że w ciągu najbliższych kilku subiektywnych godzin promieniowanie usmaży jego obwody.

W jakiś sposób musiał jednak dostarczyć zgromadzone dane do bazy na Ziemi.

Aby tego dokonać, powinien popełnić coś, co dla AI było odpowiednikiem samobójstwa.Rozdział pierwszy

21 grudnia 2404

TC/USNA CVS „Ameryka”

Na podejściu do bazy Marynarki SupraQuito

Orbita synchroniczna Ziemi,

Układ Słoneczny

Godzina 17.35 TFT

Lotniskowiec gwiezdny podchodził do pajęczej struktury z delikatnością, która wydawała się niemożliwa przy jego tytanicznej masie. Na półsferycznej przedniej tarczy, wyszczerbionej i porysowanej niezliczonymi uderzeniami cząsteczek, na pół zatarte litery wysokości dziesięciu metrów formowały się w napis „Ameryka”.

Okręt w kształcie grzyba miał długość tysiąca stu pięćdziesięciu metrów. „Kapelusz” o średnicy pięciuset i głębokości stu pięćdziesięciu metrów pełnił rolę zarówno tarczy ochronnej, jak i zbiornika dla dwudziestu siedmiu miliardów litrów wody, masy reakcyjnej dla napędów manewrowych okrętu. Większą część smukłego kadłuba o długości kilometra zajmowały przedział napędowy i magazyny. Dwa obracające się pierścienie znajdujące się tuż pod kapeluszem mieściły część, w której żyła i pracowała pięciotysięczna załoga kolosa. Wokół ogromnej jednostki, jak płotki przy ciele wieloryba, krążyły jednostki eskorty.

Trzydzieści sześć tysięcy kilometrów przed dziobami okrętów jaśniała Ziemia. Wschodnia część Ameryki Północnej pogrążona była w mroku, podczas gdy Atlantyk, Europę i Afrykę oświetlały promienie słoneczne przezierające przez brylantowo białe chmury. Z tej odległości planeta wydawała się bardzo delikatna i krucha.

Jednak zdecydowanie delikatniejsza była sieć konstrukcyjna znajdująca się na kursie „Ameryki”. SupraQuito wisiała na smukłych węzłach przewodu windowego na orbicie synchronicznej dokładnie nad równikiem, trzydzieści pięć tysięcy siedemset osiemdziesiąt trzy kilometry ponad szczytem, do którego była zakotwiczona. Jej struktura, choć może lepszym określeniem byłaby sieć strukturalna, stanowiła zbiór modułów mieszkalnych, stoczni, fabryk orbitalnych, urządzeń środowiskowych, maszynowni oraz doków portowych, zawieszonych pomiędzy windą prowadzącą na Ziemię a podporami zakotwiczonymi trzydzieści tysięcy kilometrów dalej.

Z miejsca, gdzie znajdowały się okręty, SupraQuito, wraz z instalacjami, w których siedzibę miał rząd Konfederacji Terrańskiej, mieniła się przebłyskami odbitego światła słonecznego i konstelacji gwiezdnych, widocznych spoza ramion konstrukcji. Któregoś dnia, pewnie za około tysiąc lat, baza prawdopodobnie połączy się z pozostałymi dwiema windami kosmicznymi, znajdującymi się w Singapurze i na Tanganice, i razem stworzą prawdziwy, zamieszkały pierścień opasujący Ziemię. W chwili obecnej cała struktura była zbyt krucha, by zatrzymać zbliżającego się kosmicznego giganta.

„Ameryka” znajdowała się w fazie manewrowania. Potężna AI rezydująca w elektronicznych obwodach lotniskowca posiadała dużo większą pamięć i moc obliczeniową niż dowolny umysł ludzki. Jakiekolwiek porównania między człowiekiem a maszyną były niewyobrażalne i praktycznie pozbawione sensu. Umysł „Ameryki”, jeśli używać takiego określenia, całkowicie koncentrował się na okręcie, jego systemach, funkcjonowaniu, nawigacji i kontroli. W tym momencie AI oceniała właśnie odległość dzielącą przód okrętu od kanału dokującego numer jeden w bazie Marynarki Wojennej SupraQuito, znajdującej się tylko kilkaset kilometrów na wprost. Pomiar odległości automatycznie przekładał się na tempo wytracania prędkości. Przy szybkości podchodzenia równej osiem i sześćdziesiąt cztery setne kilometra na sekundę masa grawitacyjna aktualnie wytwarzana za rufą powinna wzrosnąć o trzydzieści siedem procent, za trzy sekundy… dwie… jedną… teraz.

„Ameryka” pozostawała w ciągłym dialogu ze swym odpowiednikiem znajdującym się w centrum kontroli podejścia bazy Marynarki Wojennej. Każdy szczegół dotyczący kierunku podejścia sprawdzano setki razy. Urządzenia dokujące także nie były nieruchome. Ich prędkość kątowa równała się prędkości ruchu obrotowego Ziemi i pozwalała bazie utrzymywać się cały czas nad tym samym punktem na równiku. Na orbicie synchronicznej prędkość obwodowa wynosiła nieco ponad trzy kilometry na sekundę.

Od dziesięciu sekund „Ameryka” hamowała. Dla załogi proces, odbywający się dzięki polu magnetycznemu osobliwości wytwarzanej za rufą, był niezauważalny. Obracające się moduły zapewniały stałą grawitację. „Ameryka” zwalniała, zwalniała, zwalniała.

Ostateczne, precyzyjnie wyliczone w czasie wytworzenie nieciągłości na sterburcie nadało okrętowi boczną prędkość równą prędkości obrotu stacji.

W perfekcyjnej choreografii wielki lotniskowiec dotarł do punktu znajdującego się zaledwie pięć kilometrów przed dokiem, w tym momencie wyłączone zostały osobliwości, by uniknąć przechwycenia przez nie delikatnej struktury bazy. Z kadłuba w stronę doku wysunęły się chwytaki. „Ameryka” zbliżała się do cumowiska, miejsca, którego nazwa pochodziła z antycznych czasów Marynarki oceanicznej i nie miała nic wspólnego z okrętami poruszającymi się przy pomocy napędów Alcubierre’a z prędkością nadświetlną. Chwytaki złapały kontakt z przeznaczonymi do tego punktami na cumowisku. Mała flota holowników wyłoniła się z bazy, by wspomóc manewrowanie olbrzymiej jednostki. Ważący ćwierć miliona ton lotniskowiec bardzo powoli wprowadzony został do portu.

Choć AI „Ameryki” była potężniejsza od umysłu ludzkiego pod każdym względem, nie posiadała jednak emocji. Słyszała okrzyki radości na mostku, w bojowym centrum informacyjnym, w świetlicy i salach przygotowań pilotów, gdzie zgromadzili się ludzie, by oglądać dokowanie. Najwyraźniej większość z nich cieszyła się z faktu, że są w domu, ale dla sztucznej inteligencji okrętu było to pojęcie czysto abstrakcyjne. „Ameryka” wracała z wydłużonego, sześciotygodniowego patrolu, mającego na celu zgromadzenie danych na temat obecności i planów nieprzyjacielskich Turuschów. Admirał został wezwany do domu, by wziąć udział w ceremonii, której znaczenia AI nie pojmowała nawet teoretycznie.

Przewody chwytaków, połączone z urządzeniami portowymi, kontynuowały umieszczanie okrętu na cumowisku. Brązowe obręcze ostatecznie zatrzymały ruch lotniskowca, co na pokładzie odczute zostało zaledwie jako drobny wstrząs. Magnetyczne szczęki znalazły się na swoich miejscach i w stronę luku „Ameryki”, umieszczonego w przedniej części kadłuba tuż za półsferyczną tarczą i przed modułami obrotowymi, zaczął wysuwać się rękaw pasażerski.

– Do wszystkich, mówi kapitan¹ – rozległ się głos Randolpha Buchanana, dowódcy okrętu. – Witamy w domu!

Ale dla lotniskowca gwiezdnego „Ameryka” to z pewnością nie był dom. To był tymczasowy punkt w podróży, chwilowa przerwa w wykonywaniu obowiązków, w elektronicznym życiu.

Dla „Ameryki” dom był gdzieś… tam.

Reszta książki dostępna w pełnej wersji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: