Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Starościna bełzka (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne: 1770-1774. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Starościna bełzka (Gertruda z hr. Komorowskich hr. Potocka). Opowiadanie historyczne: 1770-1774. Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 390 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

przez

J. I. Kra­szew­skie­go.

I tak Wa­cław od razu wszyst­ko w świe­cie tra­ci: Szczę­ście, cno­tę, sza­cu­nek dla lu­dzi swych bra­ci… Ant. Mal­czew­ski.

TOM II.

WAR­SZA­WA,

Na­kład i druk S. Or­gel­bran­da Księ­ga­rza i Ty­po­gra­fa. 1858.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by eg­zem­pla­rzy.

w War­sza­wie dnia 31 Lip­ca (12 Sierp­nia) 1857 r.

Star­szy Cen­zor, So­biesz­czań­ski.XXXIX.

Spra­wa z Ko­mo­row­skie­mi plą­ta­ła się ja­koś co­raz bar­dziej, – szu­ka­no oso­by aż po klasz­to­rach, co na­tu­ral­nie bo­lec mu­sia­ło i nie­po­ko­ić Wo­je­wo­dę, gdyż ta­kie­mu śle­dze­niu za­po­bie­ga­no do­tąd wszel­kie­mi środ­ka­mi, i w pro­ces­sie Chełm­skim sta­ra­no się for­sow­nie, aby się bez sta­wa­nia oso­bi­ste­go obe­szło. – W rze­czy nie o pan­ny za­kon­ne So­kal­skie, ale cho­dzi­ło o do­tknię­cie kwe­styi, któ­ra kry­mi­nał mo­gła po­ru­szyć, ja­kie­go mo­to­rem był Wo­je­wo­da. Ko­mo­row­scy choć ostróż­nie i pró­bu­jąc grun­tu, po­su­wa­li się co­raz da­lej.

Z dru­giej stro­ny cała ro­dzi­na Wo­je­wo­dy, wszyst­ko co imie Po­toc­kich no­si­ło, wzię­ło się za tę spra­wę, je­śli nie z prze­ko­na­nia o jej do­bro­ci, to dla star­cia pla­my, któ­ra we­dle po­jęć ów­cze­snych, na cały ród pa­da­ła.. Mamy do­wo­dy jak da­le­ce ob­cho­dzi­ło to wszyst­kich Po­toc­kich i sku­pia­ło ich usi­ło­wa­nia ku jed­ne­mu ce­lo­wi, ale naj­bar­dziej za­dzi­wia współ­dzia­ła­nie sław­nej swo­je­go cza­su z pra­wo­ści cha­rak­te­ru, dow­ci­pu i za­sad naj­grun­tow­niej­szych Ka­ta­rzy­ny Kos­sa­kow­skiej, Kasz­te­la­no­wej Ka­miń­skiej. Jest to jed­na z po­sta­ci w tej epo­ce naj­bar­dziej zaj­mu­ją­cych, peł­na cha­rak­te­ru i ener­gii ko­bie­ta, któ­rą po­mi­nąć trud­no, nie­skre­śliw­szy choć prze­lot­ne­go jej wi­ze­run­ku, ze źró­deł i po­dań, ja­kie do nas do­szły. Szczę­ściem mamy tu w po­moc pa­mięt­ni­ki Ano­ny­ma (praw­do­po­dob­ne Ciesz­kow­skie­go), kil­ka­krot­nie tu wspo­mi­na­ne, któ­rych [cały roz­dział po­świę­co­ny jest Kasz­te­la­no­wej Ka­miń­skiej.

Ka­ta­rzy­na Kos­sa­kow­ska z domu Po­toc­ka, mło­dziuch­ną jesz­cze, jak to wów­czas zwy­czaj­nie w do­mach pań­skich się dzia­ło, z woli ro­dzi­ców wy­da­ną zo­sta­ła za bar­dzo ma­jęt­ne­go Sta­ni­sła­wa Kos­sa­kow­skie­go (w r. 1740 Kasz­te­la­nem Ka­miń­skim kre­owa­ne­go, a w r. 1754 zmar­łe­go), ostat­nie­go z tej li­nii Kos­sa­kow­skich, któ­ry na nie­szczę­ście nic oprócz for­tu­ny nie miał za sobą. Opi­su­ją nam go jako czło­wie­ka od­ra­ża­ją­cej po­wierz­chow­no­ści, wzro­stu le­d­wie pół­to­ra łok­cia prze­cho­dzą­ce­go, z ogrom­ną gło­wą, co przy stro­ju pol­skim naj­dzi­wacz­niej­szą da­wa­ło mu po­stać; prócz tego był nie­do­łę­ga i nie­speł­na miał ro­zu­mu. Idąc zań, choć w mło­dej i dość pięk­nej dzie­dzicz­ce imie­nia Po­toc­kich wstręt wzbu­dzał, dała, już do­wód wiel­kie­go za­par­cia się i po­słu­szeń­stwa ro­dzi­com, ale więk­szej jesz­cze cno­ty z jej stro­ny było do­wo­dem, prze­ży­cie z laką po­czwar­ką lat kil­ku­na­stu spę­dzo­nych naj­przy­kład­niej, naj­przy­zwo­iciej, cier­pli­wie i zgod­nie. Po śmier­ci Kasz­te­la­na choć mło­dą jesz­cze, bez­dziet­ną i bo­ga­tą zo­sta­ła wdo­wą, nie chcia­ła już po­wtór­nie iść za mąż i we wdo­wim wy­trwaw­szy sta­nie, cala dla ro­dzi­ny Po­toc­kich wy­la­na, do­trwa­ła do śmier­ci.

Mamy dwa jej szty­cho­wa­ne po­tre­ty, Pri­xne­ra i Pe­chwil'a, z obu nie wi­dać wdzię­ków, ale twarz ro­zum­na, wej­rze­nie prze­ni­kli­we, wie­le w nich ży­cia i po­wa­ga pań­ska… ja­koż z tego co wie­my o niej, wi­dać, że Kasz­te­la­no­wa Ka­miń­ska wię­cej mia­ła męz­kie­go w so­bie niż ko­bie­ce­go cha­rak­te­ru, śmia­łość wiel­ką, wolę sta­tecz­ną, męz­two i tę­gość Po­toc­kich wszyst­kich. Zwa­no ją po­spo­li­cie hi c mu­lier.

W tych cza­sach, gdy się po­wieść na­sza to­czy, jak wie­le in­nych nie­wiast, jak Księż­na Lu­bo­mir­ska Marsz. Ko­ron­na, jak Mnisz­cho­wa, –mię­sza­ła się czyn­nie do spraw pu­blicz­nych, wie­dząc o wszyst­kiem, co się gdzie dzia­ło, kor­re­spon­den­cję utrzy­mu­jąc ogrom­ną, fo­ry­tu­jąc i po­py­cha­jąc swo­ich stron­ni­ków. Po­li­ty­ka wi­dać wcho­dzi­ła w skład za­jęć ko­biet wiel­kie­go świa­ta, któ­re czę­sto jak Mnisz­cho­wę, Bürh­lów­nę z domu, po­sy­ła­no do Wied­nia win­te­res­sach Sa­skich, uży­wa­no do prak­tyk ta­jem­nych i t… p.

Li­sty Kasz­te­la­no­wej Ka­miń­skiej, któ­rych licz­ne po­zo­sta­ły ko­pje, bo wie­le z nich roz­po­wszech­ni­ły się bar­dzo i po kra­ju roz­nio­sły, uka­zu­ją istot­nie umysł męz­ki, wy­traw­ny, chłod­ną i przy­zwo­itą for­mą dy­plo­ma­tycz­ną odzia­ny, choć w ży­ciu pry­wat­nem Kasz­te­la­no­wa czę­sto krew zim­ną po­świę­ca­ła dow­ci­po­wi, i nie wa­ha­ła się nig­dy su­ro­wej choć przy­krej wy­po­wie­dzieć praw­dy. W cza­sie Sej­mów, Try­bu­na­łów, Kon – fe­de­ra­cyi całą siłą po­pie­ra­ła za­wsze swo­ich Po­toc­kich, do któ­rych imie­nia go­rą­co była przy­wią­za­na. Ta męz­kość i za­ję­cia nie po­zba­wi­ły jej ko­bie­cej czu­ło­ści, była bo­wiem wiel­ce mi­ło­sier­ną i chęt­nie wspo­ma­ga­ła bied­nych. Byle ją do­szła wia­do­mość o nie­szczę­ściu, o po­trze­bie wspar­cia, po­spie­sza­ła z niem sama, nie da­jąc się o nie pro­sić. Co do po­jęć o sta­nie i po­trze­bach kra­ju, do któ­re­go sil­nie przy­wią­za­ną była, zda­je się, że wiel­ce się od in­nych człon­ków, ro­dzi­ny swej róż­ni­ła. W cza­sie Kon­fe­de­ra­cji moc­no ją ob­cho­dził los Ge­ne­ral­no­ści, w 1794 r. pie­niędz­mi i wpły­wa­mi do­po­ma­ga­ła Ko­ściusz­ce i wca­le się z sym­pa­tja­mi swe­mi nie ta­iła. Że się jej po­do­ba­ło zo­stać w Ga­li­cji, stra­ci­ła do­bra na Rusi, któ­re po niej ży­wej, niby w spad­ku upro­si­li so­bie, przez Hra­bie­go Zu­bo­wa, PP. Ko­ma­ro­wie.

Za Sasa jesz­cze, gdy Po­toc­cy za­bie­ra­li się kró­la Au­gu­sta zrzu­cić z tro­nu, uczest­ni­czy­ła w za­wią­zu­ją­cej się pod ich na­czel­nic­twem kon­fe­de­ra­cji. Wy­nie­sie­nie na tron Po­nia­tow­skie­go uczy­ni­ło z niej za­wzię­tą kró­la nie­przy­ja­ciół­kę. Zjazd w Za­łoż­cach speł­zły na ni­czem, nie ob­szedł się tak­że bez jej udzia­łu, a gdy Wo­je­wo­da Ki­jow­ski zmu­szo­ny dać na sie­bie re­wers, ci­cho się za­cho­wy­wał, ona jako ko­bie­ta swo­bod­niej­sza, po­zo­sta­ła jaw­nie przy daw­nych uczu­ciach i nie prze­sta­ła dzia­łać w jed­nym du­chu.

Kon­fe­de­ra­tom Bar­skim do­po­ma­ga­ła, dziel­nie się ru­sza­jąc, i ze swe­go ma­jąt­ku Mi­cha­ło­wi Kra­siń­skie­mu Pod­ko­mo­rze­mu Ro­żań­skie­mu, bra­tu Bi­sku­pa Ka­mie­niec­kie­go, Mar­szał­ka kon­fe­de­ra­cji, prze­sła­ła przez Ciesz­kow­skie­go 300, 000 złp… o czem wszyst­kiem tak mó­wi­ła gło­śno, bez po­kryw­ki żad­nej, jak o rze­czy naj­na­lu­ral­niej­szej.

W r. 1767 z tego po­wo­du za­wie­zio­no ją pod eskor­tą do War­sza­wy, bo się zbyt­kiem gor­li­wo­ści i krzą­ta­niem a pi­sa­niem sama do­bro­wol­nie na to na­strę­czy­ła. Król, gdy ją do sto­li­cy przy­wie­zio­no, uda­jąc że nic o po­wo­dach przy­by­cia jej nie wie­dział, spy­tał zo­ba­czyw­szy, coby tu po­ra­bia­ła?

– A cóż Mo­ści pa­nie, od­par­ła mu żywo, – War­sza­wa tu ja­kąś po­czwa­rę ma uro­dzić, więc mnie do ba­bie­nia spro­wa­dzi­li. Przez cały czas trwa­nia ru­chów kon­fe­de­ra­cji strze­żo­na i mia­na na oku, mu­sia­ła miesz­kać w War­sza­wie, bez­po­zwo­le­nia na krok, na­wet do Ra­dzy­nia, od­da­lić się jej nie było wol­no. Jako opie­kun­ka ma­ło­let­nich sy­nów Po­toc­kie­go Ge­ne­ra­ła Ar­tyl­ler­ji li­tew­skiej, i wpływ ma­ją­ca na fa­mi­li­ją prze­waż­ny, tem­bar­dziej czuj­ne­mu do­zo­ro­wi pod­le­ga­ła, na co zży­ma­jąc się, – po­wta­rza­ła.

– Ot! pa­trz­cie jacy moc­ni, jed­nej się oba­wia­ją ko­bie­ty..

Nie szczę­dzi­ła też kró­la, gdy o nim mó­wić przy­szło, i nig­dy go in­a­czej nie zwa­ła, jak z przy­dom­kiem pew­nym; w War­sza­wie oba­wia­no się jej i sza­no­wać mu­sia­no, bo ję­zyk mia­ła nie po­ha­mo­wa­ny, ostry i nie szczę­dzi­ła ni­ko­go.

Raz za­pro­szo­na na obiad do Mło­dzie­jow­skie­go Bi­sku­pa Po­znań­skie­go, w pią­tek za­sta­ła stół z mię­sem, nie chcia­ła więc jeść, go­spo­darz moc­no za­pra­szał i na­glił.

– Jako praw­dzi­wa Po­lka po­sty za­cho­wu­ję, od­po­wie­dzia­ła.

– A ja, jako bi­skup miej­sco­wy, ma­jąc wła­dzę dys­pen­so­wa­nia, grzech ten bio­rę na moje su­mie­nie, za­wo­łał Mło­dzie­jow­ski.

Kasz­te­la­no­wa Ka­miń­ska, za­wo­ła­ła na to z uśmie­chem.

– By­ło­by to dla mnie do­sta­tecz­nym, ale się boję, aby po śmier­ci W. Eks­cel­len­cji nie było po­tio­ri­ta­tis na jego su­mie­niu, – mo­gła­bym spaść z ta­bli­cy.

Wia­do­mo ja­kiej ks. Bi­skup Po­znań­ski sła­wy uży­wał, przy­ci­nek był ostry, –od ko­bie­ty znieść go trze­ba było z uśmie­chem.

Po­dob­nie Księ­ciu Mi­cha­ło­wi Czar­to­ry­skie­mu, Kanc­le­rzo­wi W. Li­tew­skie­mu, któ­ry od niej żą­dał za­dzier­ża­wić do­bra przy­le­głe do Woł­czy­na na Li­twie, gdy jej o tem wspo­mniał, od­po­wie­dzia­ła:

– Ba­ła­bym się z W. Ks. Mo­ścią w ja­kie­kol­wiek wcho­dzić tran­zak­cje, ju­że­ście was­sań­stwo ze swo­im sio­strzeń­cem kraj nam za­tra­do­wa­li, cóż­by to z mo­je­mi ma­jąt­ka­mi było!

– W Pani za­wsze jed­nej uży­wasz bro­ni! od­parł Ks. Czar­to­ryj­ski.

W jed­nem to­wa­rzy­stwie Pry­mas Po­do­ski coś opo­wia­da­jąc, nie­for­tun­nie się wy­ga­dał.

– Róż­ne nie­szczę­ścia z oj­czy­zną się na­szą po­że­ni­ły… na co Kos­sa­kow­ska słu­cha­ją­ca z boku do­da­ła:

– O czem W. Ks. Mość wiesz naj­le­piej, boś im ślub­ną in­ter­cy­zę pod­pi­sał.

Pry­mas obu­rzył się.

– A fa­mil­ja Po­toc­kich grób jej ko­pie, rzekł żywo…

– Że W. Ks. Mość na tym po­grze­bie ce­le­bro­wać nie bę­dziesz, za to rę­czę, nie zmię­sza­na do­koń­czy­ła Kasz­te­la­no­wa.

Po pierw­szym po­dzia­le więk­sza część dóbr P. Kos­sa­kow­skiej wpa­dła w kor­don au­str­jac­ki, po­je­cha­ła więc do Wied­nia i bar­dzo grzecz­nie przez Ce­sa­rzo­wą przy­ję­tą zo­sta­ła. Sła­wa dow­ci­pu już ją tam po­prze­dzi­ła. Na nie­szczę­ście żad­nym prócz pol­skie­go, nie mó­wi­ła ję­zy­kiem, ale ten ze swe­go po­do­bień­stwa z cze­skim ła­two się da­wał zro­zu­mieć i Ce­sa­rzo­wej i Ce­sa­rzo­wi Jó­ze­fo­wi II.

– Jaka to szko­da, rzekł raz do niej Jó­zef II, że się z pa­nią po nie­miec­ku roz­mó­wić nie mogę….

– N. Pa­nie, od­po­wie­dzia­ła, my mamy kró­la

Po­la­ka, a do­tą­de­śmy z nim wła­snym ję­zy­kiem po­ro­zu­mieć się nie mo­gli. Od r. 1774 nie chcia­ła już by­wać w War­sza­wie, i za­miesz­ka­ła w Ga­li­cji w Sta­ni­sła­wo­wie. Niem­cy się jej, oso­bli­wie cyr­ku­la­mi urzęd­ni­cy na­przy­krza­li, ale ona do Wied­nia wciąż na nich się skar­żąc, choć to ją kosz­to­wa­ło nie mało, jed­ne­go po dru­gim kas­so­wa­ła. Raz któ­ryś z tych urzęd­ni­ków, gru­by Niem­czy­sko, nie­oby­czaj­nie wszedł do po­ko­ju, i cho­ciaż go­spo­dy­ni sie­dzia­ła na ka­na­pie nie zdjął na­wet ka­pe­lu­sza. Kasz­te­la­no­wa nie chcąc się sama wda­wać w spór z gbu­rem, przy­tom­ne­go tam Sta­ro­sty Po­toc­kie­go pro­si­ła, aby mu jego nie­oby­czaj­ność zga­nił, co Nie­miec zro­zu­miaw­szy, rzekł:

– Pani Kos­sa­kow­ska taka jest pod­dan­ka Ce­sar­ska jak i ja…

Na co ta od­po­wie­dzia­ła znie­cier­pli­wio­na:

– Fałsz mo­spa­nie, wiel­ka mię­dzy nami róż­ni­ca, bo ja je­stem pod­dan­ka cią­gła, a ty pie­szy.

Nie wiem tyl­ko czy Nie­miec ten kon­cept zro­zu­miał. Aby nadal unik­nąć po­dob­nych wy­pad­ków, ka­za­ła po­tem umyśl­nie w po­ko­ju ba­wial – uym po­wie­sić dwa por­tre­ty Ce­sa­rzo­wej Ma­ryi Te­res­sy i Jó­ze­fa II, daw­szy se­kret­ne po­le­ce­nie jed­ne­mu ze swo­ich haj­du­ków, prze­zna­czo­ne­mu do da­wa­nia na to bacz­no­ści, aby każ­dy wcho­dzą­cy przy­zwo­icie się dla usza­no­wa­nia wi­ze­run­ków mo­nar­szych znaj­do­wał. Była to samo ołów­ka na cyr­ku­ło­wych Ich­mo­ściów, i gdy je­den z nich wszedł raz w ka­pe­lu­szu do tego po­ko­ju, haj­duk na­przód przy­po­mniał mu, aby znał usza­no­wa­nie dla miej­sca, czem, gdy Nie­miec po­gar­dził i ka­pe­lu­sza nie zdjął, słu­ga nie dłu­go my­śląc wy­ciął mu po­li­czek.

– Na­ucz się, rzekł, sza­no­wać Mo­nar­chów, i ich por­tre­ty…

Po­tem schwy­ciw­szy ka­pe­lusz ci­snął nim o zie­mię. Tym spo­so­bem p. Kos­sa­kow­ska na­uczy­ła ich grzecz­no­ści.

Gdy po­wtór­nie znaj­do­wa­ła się w Wied­niu, Ce­sa­rzo­wa Te­res­sa, spy­ta­ła jej, czy się sto­li­ca po­do­ba­ła, i czy w niej ja­kie znaj­du­je od­mia­ny, na co od­po­wie­dzia­ła.

– Tak jest, znaj­du­ję, ze się Wie­deń upięk­nił bo od cza­su za­ję­cia Ga­li­cji, miesz­kań­cy wy­sław­szy ztąd do nas tych, któ­rych się wy­strze­gać mu­sie­li, na­wet kra­ty z okien dru­gie­go pię­tra po­wyj­mo­wa­li.

– Nie go­dzi się tak ogól­nie są­dzić, wszę­dzie lu­dzie są ludź­mi, rze­kła na to ła­god­nie Ce­sa­rzo­wa.

Z tego po­wo­du wsz­czę­ła się dłu­ga roz­mo­wa, wśród któ­rej po­trą­co­no przed­miot służ­by i Kasz­te­la­no­wa upo­mi­nać się za­czę­ła, cze­mu Po­la­kom nie dają przy­stę­pu do urzę­dów.

– Bo Po­la­cy skłon­ni są do prze­kup­stwa, rze­kła pła­cąc za pierw­sze Mar­ja Te­res­sa, i na po­par­cie swe­go twier­dze­nia wy­li­czy­ła nie­mal naj­pierw­sze oso­by w Pol­sce, któ­re pen­sje z za­gra­ni­cy po­bie­ra­ły za po­li­tycz­ne usłu­gi. Kos­sa­kow­ska upo­ko­rzo­na nie mo­gła za­prze­czyć ocze­wi­sto­ści, ani ich fał­szy­we­mi ar­gu­men­ta­mi oczysz­czać, i to tyl­ko do­da­ła:

– Praw­da N. Pani, że są i u nas źli lu­dzie, ale wiel­ka jed­nak róż­ni­ca, bo Niem­ca moż­na ująć kil­ką reń­skie­mi, a na na­szych ty­siąc­ów po­trze­ba; ła­twiej więc gdzie nie tyle pie­nię­dzy się eks­pen­su­je, po­peł­nić prze­kup­stwo…

– Prze­stań­myż o tem mó­wić, za­wo­ła­ła Ce­sa­rzo­wa, bo wi­dzę, że cię to ob­cho­dzi, ale po­zwól na pierw­sze za­ło­że­nie moje, że wszę­dzie są źli i do­brzy lu­dzie.

Póź­niej już za­słu­żyw­szy so­bie na sza­cu­nek u Ce­sa­rzo­wej i szcze­gól­ne wzglę­dy, lubo się jej uprzy­krza­li cyr­ku­ła­mi w Sta­ni­sła­wo­wie, wsze­la­ko ma­jąc tam pa­ląc wy­god­ny i mia­stecz­ko po­rząd­nie za­bu­do­wa­ne, mniej już dba­ła o te szy­ka­ny, sie­dzia­ła w miej­scu, i pła­cąc w Wied­niu, zmie­nia­ła na­trę­tów. Do­ga­dza­ło to na­wet jej mi­ło­ści wła­snej, że mo­gła sta­ro­stów kas­so­wać, a Niem­cy się jej oba­wiać mu­sie­li.

Mó­wią, że raz w roz­mo­wie z Jó­ze­fem II, za­wsze dow­cip­na i śmia­ła, od­wa­ży­ła się mu po­wie­dzieć po­ufa­le:

– W. Ce­sar­ska Mość mu­sisz my­śleć, że w kra­ju na­szym wie­le jest pa­pier­ni, gdy nam tyle tu z Nie­miec gał­ga­nów na­sy­ła­ją.

Nie wiem, czy ten pol­ski dwu­znacz­nik zro­zu­mia­ły był dla Ce­sa­rza, ale nań miał od­po­wie­dzieć:

– Co pani chcesz, bo­ga­ci słu­żyć nie chcą i od­da­lać się od ma­jąt­ków, a ubo­dzy szu­ka­ją spo­so­bów do ży­cia.

Mu­siał jed­nak za­pa­mię­tać tę roz­mo­wę, gdy w kil­ka ty­go­dni po­tem po­sy­ła­jąc do Lwo­wa na kon­sy­lia­rza Hr. Die­trich­ste­in, na­pi­sał przez nie­go list do pani Kos­sa­kow­skiej z do­dat­kiem: są­dzę, że Hra­bia do pa­pier­ni się wam nie przy­da…

Na co ona od­pi­sa­ła z po­dzię­ko­wa­niem i uni­żo­no­ścią, za po­wzię­tą lep­szą o kra­ju opin­ją, pro­sząc o wię­cej po­dob­nych urzęd­ni­ków, któ­rzy­by jak Die­trich­ste­in szczę­śli­wą lep­szej przy­szło­ści wró­ży­li na­dzie­ję… za­ra­zem do­po­mi­na­jąc się by i o kra­jow­cach nie za­po­mi­na­no.

Raz w Sta­ni­sła­wo­wie żoł­nie­rza ja­kie­goś za wy­kro­cze­nie osą­dzo­no na szu­bie­ni­cę, a ko­men­dant re­kwi­ro­wał do dzie­dzicz­ki o drze­wo na wy­sta­wie­nie jej, na co w po­da­nej so­bie no­cie od­pi­sa­ła.

– Ko­cham i sza­nu­ję stan woj­sko­wy, i na szu­bie­ni­cę dla żoł­nie­rza drze­wa nie mam, lecz je­śli­by cy­wil­nych urzęd­ni­ków wie­szać chcia­no, choć­by ca­łe­go nie po­ża­łu­ję lasu…

Kos­sa­kow­ska wy­la­ną była dla imie­nia Po­toc­kich, i wszyst­ko im po­świę­ca­ła… Pro­to­wi Po­toc­kie­mu, gdy ban­ko­we roz­po­czy­nał czyn­no­ści, aby rów­nie i w Ga­li­cyi miał pi­gnus re­spon­sio­nis, od­stą­pi­ła dóbr Sta­ni­sła­wow­skich bez pie­nię­dzy z wa­run­kiem, aby jej do ży­cia pła­cił co­rocz­nie po sto ty­się­cy zło­tych. Prot Po­toc­ki osob­ną na to dał as­se­ku­ra­cją, a Kos­sa­kow­ska for­mal­ną mu uczy­ni­ła dóbr do­na­cją, bez do­łą­cze­nia po­mie­nio­ne­go wa­run­ku, aby ich nie ob­cią­żać. P. Prot swo­ją do­na­cją za­raz na­tu­ral­nie in­ta­bu­lo­wał, a Kos­sa­kow­ska nie wi­dzia­ła po­trze­by pry­wat­nej umo­wy do akt wno­sić. Chy­bił po­lem Po­toc­ki, gdy ogła­sza­jąc upa­dłość swo­ję, z przy­czyn ogól­nych, Któ­re go w ru­inę po­cią­gnę­ły, za­po­mniał wprzód ostrzedz o temp. Kos­sa­kow­skę, aże­by swój do­ku­ment in­ta­bu­lo­wa­ła i nie wspo­mniaw­szy nic o jej na­leż­no­ści, bi­lans zło­żył. Licz­ni jego wie­rzy­cie­le w Ga­li­cyi za­raz po­czę­li na­leż­no­ści swych na Sta­ni­sła­wo­wie po­szu­ki­wać, a p. Kasz­te­la­no­wa tego tu do­zna­ła, cze­go się oba­wia­ła na su­mie­niu Mło­dzie­jow­skie­go – spa­dła z ta­bli­cy i stra­ci­ła do­ży­wot­nie sto ty­się­cy. Spra­wę za­póź­no pod­nie­sio­ną w Ko­mis­syi Ban­ko­wej, choć naj­spra­wie­dliw­szą, dla uchy­bie­nia w for­mie prze­gra­ła. Wca­le to jed­nak nie osła­bi­ło jej przy­wią­za­nia do Po­toc­kich, do śmier­ci z resz­ty ma­jęt­no­ści świad­czy­ła im nie­ustan­nie, swa­ta­ła, że­ni­ła, da­wa­ła po­sa­gi, spra­wia­ła we­se­la. W Dub­nie na kon­trak­tach wiecz­nie ja­kieś ich dłu­gi pła­ci­ła, i zwa­no ją pracz­ką Po­toc­kich. Na to szły całe choć uszczu­plo­ne, ale jesz­cze znacz­ne do­cho­dy.

Gdy ją ban­kruc­two Pro­ta wy­gna­ło ze Sta­ni­sła­wo­wa, prze­nio­sła się do Lwo­wa i za­miesz­ka­ła u Ś. Jura w pa­ła­cu Bi­sku­pów Ru­skie­go ob­rząd­ku, na pięk­nej gó­rze, w miej­scu we­so­łem, od­da­lo­nem od wrza­wy miej­skiej, ale w po­wie­trzu zdro­wem i miesz­ka­niu wy­god­nem. Tam ją wszy­scy sza­nu­jąc wiel­ce od­wie­dza­li i wiel­kie od­da­wa­no ho­no­ry. W dni po­st­ne umyśl­nie dla tego da­wa­ła obia­dy dla zna­jo­mych i nie­zna­jo­mych, aby do za­cho­wy­wa­nia po­stu za­chę­cić. Na te uczty ka­to­lic­kie nie po­trze­ba było za­pro­sze­nia, przy­cho­dził kto chciał, przy­pro­wa­dzał z sobą zna­jo­mych, wkrót­ce też ta swo­bo­da wy­ro­dzi­ła nad­uży­cia, mło­dzież po­czę­ła tłum­nie uczęsz­czać na smacz­ne po­st­ne obia­dy Kasz­te­la­no­wej, ale tak jak do gar­kuch­ni. Wcho­dzi­li, sia­da­li, je­dli, od­cho­dzi­li nie kiw­nąw­szy gło­wą go­spo­dy­ni. Nie po­do­ba­ło się to słusz­nie pani Kos­sa­kow­skiej, prze­sta­wa­ła przyj­mo­wać wszyst­kich i za­pra­sza­ła tyl­ko wy­bra­nych.

Kto py­tał jej, dla cze­go tak da­le­kie od mia­sta ob­ra­ła miesz­ka­nie.

– Abym praw­dzi­wych do­świad­czy­ła przy­ja­ciół, któ­rzy nie po­ża­łu­ją tru­du i tu mnie od­wie­dzą… od­po­wia­da­ła, w licz­bie ich li­czę i WPa­na…

W koń­cu ży­cia ogłu­chła była moc­no i mało co sły­sza­ła, ktoś się na to przed nią uża­lał.

– Nie mara cze­go ża­ło­wać, rze­kła, nic­bym już po­dob­no do­bre­go dla nas nie po­sły­sza­ła.

W r. 1791 po Sej­mie kon­sty­tu­cyj­nym Kos­sa­kow­ska peł­na na­dziei, wraz z Ada­mem Kra­siń­skim Bi­sku­pem Ka­mie­niec­kim po­je­cha­ła do War­sza­wy, i spo­tkaw­szy się z Kró­lem u B. Bra­nic­kiej Kasz­tel. Krak… wi­ta­jąc go ode­zwa­ła się: -

– Pierw­szy to raz Po­la­ka i Kró­la wi­tam ra­zem.

Na to grzecz­ny za­wsze Sta­ni­sław Au­gust, rzekł:

– Milo dla mo­je­go ser­ca usły­szeć, że mnie pani na­zy­wasz Po­la­kiem, wszy­scy więc je­ste­śmy już brać­mi i przy­ja­cioł­mi.

Gdy po­tem dzień Ś. Sta­ni­sła­wa ob­cho­dzo­no uro­czy­ście, i w ogro­dzie Kra­siń­skich ro­bio­no wiel­kie przy­go­to­wa­nia dla uczcze­nia Kró­la i

Mar­szał­ka Sej­mo­we­go Ma­ła­chow­skie­go, pod ha­słem:

– Vi­vat Król z na­ro­dem, na­ród z Kró­lem… Kos­sa­kow­ska wciąż po­wąt­pie­wa­jąc do­da­wa­ła.

– Vi­vat Król z na­ro­dem, póki z na­ro­dem..
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: