Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O stawaniu się stoikiem. Czy jesteście gotowi na sukces? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

O stawaniu się stoikiem. Czy jesteście gotowi na sukces? - ebook

Eryk, biznesmen w średnim wieku, ma żonę, z którą coraz trudniej mu się dogadać, trójkę dzieci, które przestaje rozumieć, niewielu przyjaciół i sporo znajomych, którzy zaczynają go często irytować. Niejedno już przeżył i z różnych powodów czuje się nieszczęśliwy. Eryk jest też stoikiem.

Jak rozpoznać współczesnego stoika? Czy łatwo nim zostać w XXI wieku? Czy dzisiaj stoicyzm ma w ogóle jakiś sens? Do czego może doprowadzić? W czym pomóc?

Podstawowym założeniem tej książki jest przekonanie, że niemal każdy może stać się stoikiem. A warto, gdyż jest to sposób na przezwyciężenie wielu codziennych kłopotów.
Jeżeli nie radzimy sobie z silnymi emocjami i utrudniają nam one życie − można stać się stoikiem. Jeżeli właściwa organizacja czasu i hierarchia celów nas przerastają, a na dodatek zapominamy, co jest dla nas naprawdę ważne − można stać się stoikiem. Jeżeli mamy problemy w relacjach z ludźmi zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej − można stać się stoikiem. Jeżeli przytłaczają nas przeciwności losu − można stać się stoikiem. Jeżeli w naszym życiu brakuje radości, pogody ducha i wewnętrznej harmonii − można stać się stoikiem. Nie jest to proste i nie dzieje się nagle. Ale jest osiągalne. Sprawdźcie jak.

Tomasz Mazur − współczesny praktykujący stoik, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, założyciel Centrum Praktyki Stoickiej, organizator publicznych warsztatów i seminariów stoickich, ojciec trójki dzieci. Jest autorem książek: „Zbawienie przez filozofię. Interpretacja twórczości Henryka Elzenberga” (2003), „Kapryśni bogowie Sokratesa” (2008), „Kamyk filozoficzny. Nowożytność. Podręcznik filozofii do szkół ponadgimnazjalnych” (2010), „Fiasko. Poradnik nieudanej egzystencji” (2012).

Spis treści

Słowo wstępne

 

Część pierwsza. O dochodzeniu do stoicyzmu

Rozdział pierwszy. Czego potrzebuję do szczęścia?

Rozdział drugi. Czego chcemy od innych ludzi i czego oni chcą od nas?

Rozdział trzeci. Czy świat to przyjazne miejsce dla człowieka?

 

Część druga. O stawaniu się stoikiem

Rozdział czwarty. Niespełnienie zawodowe

Rozdział piąty. Brak bezpieczeństwa materialnego

Rozdział szósty. Nieszczęścia w miłości

Rozdział siódmy. Problemy w relacjach z innymi ludźmi

Rozdział ósmy. Wszystkie te emocjonalne problemy

Rozdział dziewiąty. Strach przed utratą bliskich

Rozdział dziesiąty. Choroba

 

Część trzecia. O byciu stoikiem

Rozdział jedenasty. Poleganie na sobie

Rozdział dwunasty. Osobista hierarchia wartości

Rozdział trzynasty. Przygotowanie się na przeciwności losu

Rozdział czternasty. Pogoda ducha

Rozdział piętnasty. Miłość stoika

 

Bibliografia

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7705-584-7
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słowo wstępne

„I jeżeli zechcesz głębiej się zastanowić, pojmiesz, iż większa część życia schodzi nam na postępkach złych, duża część na bezczynności, a całe życie na czynieniu czegoś innego, niżby należało. Kogoż mi wskażesz, kto by przyznawał czasowi jaką bądź wartość, kto by docenił dzień, kto by rozumiał, że przecież codziennie umiera?”

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza

Czy stoicyzm jest dziś wciąż aktualny? Czy współczesny człowiek mógłby na praktykowaniu stoicyzmu jakoś skorzystać? A jeśli tak, na czym miałoby to polegać? Niniejsza książka stanowi próbę odpowiedzi na te pytania.

Jej główny bohater Eryk, biznesmen w średnim wieku, niejedno już przeżył i z różnych powodów czuje się nieszczęśliwy. Oprócz niego pojawiają się też inne postaci: jego żona, dwóch synów, córka, dalsza rodzina, przyjaciele i znajomi. Każda z tych osób doświadcza bolączek współczesnego świata, lepiej lub gorzej sobie z nimi radząc.

Szukając wcześniej, bez wyraźnego skutku, wielu innych rozwiązań, Eryk postanawia spróbować stoicyzmu. Przedstawiam te próby krok po kroku, prezentując zestaw stoickich ćwiczeń, które zostały obmyślone jako modelowa droga do stania się stoikiem w dzisiejszych czasach. Prezentacja ta ma charakter krytyczny. O postępie duchowym często myślimy w kategoriach czarno-białych. Oto doświadczamy cierpienia, by następnie, dzięki fachowym ćwiczeniom, wejść na drogę ku światłu. Rzeczywistość wygląda jednak trochę inaczej. Podejmujemy ryzykowne decyzje, zmagając się ze sobą, doświadczając zwątpienia i niepokoju − okresowo może nam się nawet wydawać, że nasz stan się pogarsza, a jednak idziemy dalej, zdeterminowani, by odmienić swoje życie. W trakcie tej wędrówki nierzadko uświadamiamy sobie, że musimy zapłacić cenę, której nie byliśmy wcześniej świadomi. Nawet bowiem w sztuce życia czy duchowości obowiązuje zasada coś za coś – czy zawsze jesteśmy na to gotowi? Być może gwarancją naszego sukcesu jest właśnie gotowość do prawdziwego wyrzeczenia.

Stoicyzm został ujęty w tej książce przede wszystkim w sposób funkcjonalny, jako zestaw określonych działań. Po kolei je opisuję i wyjaśniam ich zastosowanie oraz cel. Stoik to ktoś, kto je konsekwentnie stosuje, by zyskać określony stan umysłu. Jednak bardzo trudno ustalić, czy komuś rzeczywiście się to udało.

Pewien znajomy spytał mnie kiedyś: „Co jest trudniejsze: być stoikiem czy rozpoznać stoika?”. Odpowiedziałem wówczas, że to nie jest takie oczywiste. Jeżeli, jak to się zwykle przyjmuje, stoik to osoba, która zyskała pogodę ducha i doskonały wewnętrzny spokój, to jak, patrząc z boku, mielibyśmy się o tym przekonać? Znamy przecież przypadki osób, które przez lata potrafiły zachować spokój i dyscyplinę po to, by któregoś dnia ujawnić toczące je namiętności i obsesje. Prawdopodobnie samych siebie możemy być w większym stopniu pewni, ale czy rzeczywiście? Czyż nie wiemy już dzisiaj, jak skutecznie człowiek potrafi oszukiwać sam siebie?

Właśnie dlatego wolę koncentrować się tutaj na określonych i łatwo rozpoznawalnych strategiach działania, które nietrudno przyswoić oraz rozpoznać. Przez stoika rozumiem więc kogoś, kto robi pewne rzeczy i działa w określony sposób – efekt tych działań to już inna sprawa. Czasami trudno nam ocenić, w jakiej kondycji duchowej jesteśmy. Dopiero dotknięci nieszczęściem przekonujemy się o tym, ale wtedy często jest już za późno, żeby nad sobą pracować. Zawczasu więc i z pokorą przyjmijmy określone zasady życia, a być może się okaże, że na końcu czeka nas nagroda.

Stosunkowo niewiele miejsca poświęcam tu doktrynie stoickiej. Antyczny stoicyzm to spójny i zdaniem wielu komentatorów imponujący system filozoficzny. Powstało na ten temat wiele historycznych prac naukowych, do których chętnych odsyłam. W niniejszej książce koncentruję się jednak na działaniach. Żyjemy w czasach wielu różnych teorii na każdy temat. Teorie łatwo przyswoić i łatwo odrzucić. Dziś głosimy to, a jutro tamto. Starożytni uważali, że tylko ta teoria ma wartość, wedle której udaje się komuś żyć. Dla stoików był to praktycznie dogmat. Jak powiada Marek Aureliusz: „Zgoła nie w tym rzecz, że się rozprawia o cechach męża dobrego, lecz że się nim jest”.

Czytelnik znajdzie tu zatem opis współczesnego stoickiego życia. Każdy może głosić, że jest tym czy tamtym – stoikiem, chrześcijaninem, buddystą, taoistą, racjonalistą i tak dalej. Epiktet karci swoich uczniów, mówiąc: „A teraz ty mi pokaż z kolei, jakie na tym polu czynisz postępy. To tak samo, jakbym zagadnął do zapaśnika: Pokaż mi siłę swych barów! − a on by mi na to odparował: Popatrz na moje ciężarki ćwiczebne. − A patrzże ty sobie sam na swoje ciężarki, bo ja to chciałbym zobaczyć, jakiej siły nabrałeś, ćwicząc się w skokach przy ich pomocy”. Liczy się, jak i czy naprawdę udaje nam się coś robić.

Niniejsza książka składa się z trzech części podzielonych na mniejsze rozdziały.

W części pierwszej opisuję punkt wyjścia, a więc stan, w którym czujemy się nieszczęśliwi i nie potrafimy tego zmienić. Staram się w sposób stoicki i filozoficzny wyjaśnić mechanizmy wywołujące i utrwalające ten stan. Trzy rozdziały tej części są uporządkowane zgodnie z tradycyjnym stoickim podziałem na: stosunek do siebie, stosunek do innych ludzi i stosunek do świata.

W części drugiej pokazuję ćwiczenia i strategie, dzięki którym możemy żmudnie pracować nad wewnętrzną przemianą. Wyjaśniam sens tych ćwiczeń, różne scenariusze ich realizacji, pożądane i niepożądane efekty ich stosowania oraz stawiam ważne filozoficzne pytania, które są przez nie generowane.

W części trzeciej przedstawiam współczesną wersję modelu stoickiego życia. Jak takie życie mogłoby dzisiaj wyglądać? Tu także prezentuję kolejne, bardziej już zaawansowane ćwiczenia, zgodnie z przeświadczeniem, że stoik to ktoś, kto zawsze ćwiczy swoją kondycję duchową.

Książka ta nie powstałaby, gdyby nie wiele osób, którym zawdzięczam wsparcie i inspirację. Jestem bardzo zobowiązany stałym uczestnikom organizowanych przeze mnie warsztatów stoickich. Przez kilka ostatnich lat odbyło się ponad trzysta takich spotkań. Ich systematyczni uczestnicy, z których część stała się z czasem moimi współpracownikami i przyjaciółmi, dzięki niezliczonym dyskusjom, sporom i dzieleniu się doświadczeniami pomogli mi zgromadzić niezwykle bogaty materiał intelektualny i egzystencjalny. Szczególnie zobowiązany jestem Pawłowi Banachowiczowi, Antoniemu Chomiakowi, Magdalenie Fryzlewicz, Barbarze Godzińskiej, Igorowi Grochowskiemu, Marcinowi Krupowiczowi, Krzysztofowi Letkiemu, Monice Łabuńskiej, Kindze Marchwickiej, Mariuszowi Marczewskiemu, Monice Mielcarz, Justynie Moćko, Teresie Nazar, Soni Ramotowskiej, Marcinowi Saranowi, Aleksandrze Sobieckiej, Radosławowi Sobieckiemu, Magdalenie Talewicz, Michałowi Wiśniewskiemu oraz Katarzynie Zawidzkiej.

Duży dług wdzięczności zaciągnąłem u wieloletniego przyjaciela, doktora Roberta Pawlika – jego życzliwy sceptycyzm uchronił mnie przed wieloma pułapkami. Inny przyjaciel, wymieniony już wyżej Igor Grochowski, wspierał mnie zawsze niezmiernie swoim entuzjazmem i wiarą, że warto dzisiaj popularyzować stoicyzm i pisać książki takie jak ta.

W końcu podziękowanie należy się też redaktorom Domu Wydawniczego PWN, Marcinowi Kickiemu i Magdalenie Binkowskiej, którzy pomogli nadać tej książce ostateczną przystępną dla czytelnika postać.

Zupełnie osobne i bardzo głębokie wyrazy wdzięczności winien jestem mojej żonie Ewie, która nie dość, że nadzwyczaj heroicznie znosiła moje gorsze, niestoickie okresy, to potem musiała jeszcze mierzyć się z moimi stoickimi praktykami, w czym wykazała się godną podziwu cierpliwością. Kto wie, czy to drugie nie było czasem nawet trudniejsze.

------------------------------------------------------------------------

Marek Aureliusz, Rozmyślania, tłum. M. Reiter, Warszawa 1958, X, 16, s. 123.

Epiktet, Diatryby. Encheiridion, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1961, I, 4, s. 16–17.Rozdział pierwszy Czego potrzebuję do szczęścia?

„Wszystko zależy od mniemania. W zawisłości od niego zostaje nie tylko próżność, chęć użycia i chciwość: do mniemania stosuje się też boleść. Każdy jest nieszczęśliwy w takim stopniu, w jakim siebie za nieszczęśliwego uważa”.

Seneka, Listy moralne do Lucyliusza

1. Tato, czy jesteś szczęśliwy?

Dlaczego ktoś, na przykład Eryk, w pewnym momencie zaczyna się zastanawiać nad swoim życiem? Dlaczego w ogóle ktokolwiek miałby się nad tym zastanawiać? Żyjemy z dnia na dzień, jakoś nam idzie, mamy lepsze i gorsze chwile. Nad czym tu jeszcze rozmyślać? Sokrates głosił, że życie bezrefleksyjne jest pozbawione wartości. Czy aby na pewno? Skąd niby mógł to wiedzieć? Może o niektórych rzeczach lepiej nie myśleć? Może niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć?

Zamiast roztrząsać tego rodzaju teoretyczne kwestie, wolę opowiedzieć historię Eryka: od czego zaczął i dlaczego w ogóle zaczął się zastanawiać nad swoim życiem.

Eryk żył z dnia na dzień. Był całkowicie pochłonięty przez codzienne troski – pracę, dom, rodzinę, finanse, kilku znajomych, ze dwóch, może trzech przyjaciół. Tyle. Kiedy samochód się zepsuł, oddawał go do warsztatu, kiedy w pracy pojawiał się problem, starał się go rozwiązać. Podobnie było zawsze i ze wszystkim.

Aż pewnego dnia jego syn Tymoteusz, uczeń trzeciej klasy gimnazjum, dostał w szkole nietypową pracę domową. Było to zadanie z języka polskiego (właśnie przerabiali literaturę antyczną, która obejmowała filozofię hellenistyczną): „Zapytaj trzy osoby ze swojego otoczenia o to, czy są szczęśliwe. Poproś je o uzasadnienie. Następnie, wykorzystując ich wypowiedzi, odpowiedz na pytanie: czym jest szczęście?”.

Któregoś wieczora, kiedy Eryk próbował złapać oddech po całym dniu ciężkiej pracy i zasiadł w tym celu bezpiecznie w fotelu, z drinkiem w jednej dłoni i pilotem od telewizora w drugiej, usłyszał, niczym zasadzkę, pytanie szesnastoletniego syna:

− Tato, czy ty jesteś szczęśliwy?

− Co?

− No, czy jesteś szczęśliwy… Zadanie takie mam do szkoły, na język polski.

− Słuchaj, jestem zmęczony. Nie mam siły się zastanawiać nad takimi rzeczami.

− Zawsze jesteś zmęczony! – rzucił poirytowany Tymoteusz.

− No to napisz, że jestem zbyt zmęczony, żeby być szczęśliwy – odparł równie poirytowany Eryk. – W weekend po śniadaniu będę szczęśliwy przez parę godzin. Może, jeśli matka nie będzie gderać…

− Dzięki. Nie pomagasz.

− To nie moja wina, że wam zadają takie głupie prace domowe! Lepiej poszukaj czegoś w internecie.

I na tym skończyła się ich rozmowa. Eryk bardzo kochał swoje dzieci, tak mu się wydawało, ale często był zbyt zmęczony i rozdrażniony, żeby się nimi zajmować lub zwyczajnie z nimi porozmawiać. Teraz chciał się po prostu trochę odstresować przy drinku i telewizorze. Uważał, że ma do tego święte prawo.

Jednak pytanie syna nie dawało mu spokoju. Przypomniał je sobie następnego dnia w pracy, kiedy szykował się na trudne spotkanie z klientem.

Czy ja jestem szczęśliwy?

Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Może właśnie dlatego go zirytowało? Bo co to właściwie jest to szczęście? Miał w głowie osobliwą pustkę, kiedy o tym myślał.

Spotkanie z klientem poszło całkiem nieźle. Pod koniec Eryk, wyjaśniwszy, że chodzi o pracę domową syna, spytał klienta, czy jest szczęśliwy.

− Ja? – zapytał tamten, wpatrując się badawczo w rozmówcę. – Tak, jestem. Wie pan – dodał, zmieniając ton – w pewnym wieku człowiek uświadamia sobie, że to jego jedyny prawdziwy biznes. Zajmujemy się przez całe życie różnymi rzeczami, pracujemy tu i tam, ale tak naprawdę nasz jedyny biznes to nasze osobiste szczęście. Bo co innego mamy w tym życiu do roboty?

− Dobrze, ale czym jest to szczęście?

− O, w przypadku różnych ludzi jest różnie. Trzeba sobie przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czego najbardziej pragniemy i po prostu zacząć to robić.

Eryk zamilkł zamyślony. Ta recepta wydawała się bardzo prosta.

„Ale czyż nie to właśnie robię przez całe życie? – zapytał sam siebie. – Czyż nie zaspokajam dzień po dniu różnych swoich potrzeb i pragnień? Przecież nikt mnie nie zmusza do pracy. Pracuję, żeby zarobić pieniądze, które pomogą zaspokoić potrzeby i pragnienia moje i mojej rodziny. Ale czy mi się to udaje?”

2. Czego tak naprawdę pragniemy?

Człowiek, który żyje z zamkniętymi oczami

Od czasu rozmowy z synem minęły tygodnie, a Eryk ciągle wracał myślami do zadanego mu pytania. Czy jestem szczęśliwy? Dokąd zmierza moje życie? Czy u kresu moich dni będę mógł o sobie powiedzieć, że żyłem szczęśliwie? Może coś ważnego mnie omija, a ja nawet o tym nie wiem?

Któregoś dnia dyskutował na ten temat z wieloletnim przyjacielem Sebastianem.

− Czy człowiekowi może się wydawać, że jest szczęśliwy, podczas gdy jest nieszczęśliwy? – spytał w pewnym momencie Sebastian.

− Jak to możliwe? – Eryk był zaskoczony. – Przecież człowiek chyba wie, kiedy jest szczęśliwy…

− Kiedy o tym wie?

− No nie wiem, po prostu wie… Czujemy się dobrze, mamy pozytywną energię, chce nam się robić różne rzeczy i czujemy satysfakcję. W ogóle mamy poczucie sensu i tak dalej… Czy to może być złudzenie?

− Okej, podam ci przykład, a ty potem sam odpowiesz na swoje pytanie.

− Zgoda – odparł zaciekawiony Eryk.

− Jak wiesz, miałem bardzo surowego ojca. Był wiecznie ze mnie niezadowolony i wielokrotnie dawał mi do zrozumienia, że nic ze mnie nie będzie, bo jestem leniem, nieukiem i tak dalej. Kiedy zaczynałem dorosłe życie, nieustannie nosiłem to brzemię. Chciałem mu dowieść, że nie miał racji, chciałem go za wszelką cenę zadowolić. To była moja podstawowa, ale nieświadoma motywacja. Po studiach zacząłem imać się różnych zajęć, zawsze z myślą o sukcesie. Towarzyszył mi stały niepokój, że mi się nie uda, że poniosę fiasko. Czułem się nieszczęśliwy. Podczas spotkań rodzinnych co jakiś czas wypływała sprawa mojej kariery i osiągnięć – ojciec niewiele mówił, zazwyczaj milczał i słuchał, ale ja wiedziałem, co myślał. Czułem na sobie jego spojrzenie. Przez lata nie mogłem się od tego uwolnić, ale w końcu mi się udało. Dopiąłem swego – osiągnąłem sukces finansowy i zawodowy. Wzrok ojca przestał być dla mnie udręką. Co wtedy poczułem? Wydawało mi się, że właśnie szczęście. Zrealizowałem swój cel i czułem się fantastycznie – miałem i pieniądze, i uznanie. Czego chcieć więcej? Jednak stopniowo zacząłem odczuwać pustkę. Praca i status spowszedniały – przestały mnie napawać dumą i satysfakcją. W końcu zaczęło do mnie docierać, że nie bardzo lubię to, co robię. Nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałem. Chciałem zadowolić ojca i nie żyłem własnym życiem. A uczucie, którego doznawałem, kiedy dopiąłem swego, to nie było szczęście, lecz ulga. Kiedy przez wiele lat żyjesz z jakimś brzemieniem, a potem nagle los je z ciebie zrzuca, czujesz ogromną ulgę, której nie sposób odróżnić od szczęścia. Znasz to uczucie dziwnej lekkości, gdy po wielu godzinach zdejmujemy z ramion ciężki plecak? Czujesz się lekko, ale to tylko złudzenie.

− Tak, ale… − zaczął Eryk.

− Poczekaj, jeszcze jeden przykład – przerwał mu Sebastian. – Trochę z innej beczki. Miłość. Jak wiesz miałem dość oziębłą matkę. Zawsze bardziej była zainteresowana sobą niż dziećmi. Nie była wylewna. Nigdy nie czułem się kochany. W dorosłym życiu rozpaczliwie zacząłem szukać miłości. Zaliczyłem kilka nieudanych związków, ale w końcu znalazłem tę jedyną. Pobraliśmy się. Mamy dzieci. Pierwsze lata to była idylla i gdybyś mnie wtedy spytał, czy jestem szczęśliwy, powiedziałbym, że tak. Czułem zapał i optymizm, miałem wiele pomysłów, poczucie sensu i tak dalej. Jednak z czasem, wiesz, jak to jest… Zaczęło się od małych nieporozumień. Ona okazała się zaborcza, ja chaotyczny i niesłowny. Jej oczkiem w głowie był piękny dom, ja nie przywiązywałem do tego większej wagi. Wolałem wyjechać gdzieś na drogie i atrakcyjne wakacje, pokazać dzieciom świat. Ale ona nie lubiła podróżować. Lubiła porządek, a ja byłem bałaganiarzem, rozrzucałem książki i płyty. Wiesz, kurz… Dla niej to było nie do zaakceptowania, tak jak to, że chciałem powiesić w salonie duży portret Jimiego Hendrixa. Ona koncentrowała się na życiu rodzinnym, ja chciałem spotykać się z ludźmi, miałem wielu przyjaciół. Nie umieliśmy ze sobą rozmawiać. Ona się dąsała o byle co, ja miewałem romanse. Teraz chodzimy na terapię, ale wątpię, czy coś z tego będzie. Może do siebie nie pasujemy. Widzisz, oboje byliśmy kiedyś tak bardzo spragnieni miłości, że nie zwracaliśmy uwagi na nic innego. Chcieliśmy po prostu czuć się kochani, bo nie doznaliśmy tego w dzieciństwie. Ale czy zaznawszy miłości, naprawdę byłem szczęśliwy? Teraz sam już nie wiem. Wydaje mi się, że to nie była prawdziwa miłość, a jedynie rodzaj ulgi, że jednak ktoś mnie kocha, że jestem kochany, że na to zasługuję. Potrzebujemy tego – żeby inni nas kochali, żebyśmy mogli zacząć być sobą. Doznajemy ulgi, bo żyliśmy wcześniej w strachu, że nie zasłużyliśmy na miłość, ale to nie jest prawdziwa miłość. Miłość to coś, co samemu trzeba zbudować, a to trudna sztuka. Wątpię, czy to potrafię. Nie chce mi się. Rozumiesz, co mam na myśli? Może nam się wydawać, że jesteśmy szczęśliwi, ale to tylko złudzenie. Nie wiemy, nie widzimy wyraźnie, co jest dla nas naprawdę ważne i co by nas rzeczywiście i trwale uszczęśliwiło. Żyjemy złudzeniami. Nasze oczy przez większą część życia są po prostu zamknięte.

Eryk zamyślił się na chwilę, a potem zapytał:

− Czy z tego, co powiedziałeś, wynika, że nigdy nie możemy być pewni, że jesteśmy naprawę szczęśliwi?

Jednak na to pytanie Sebastian nie miał dobrej odpowiedzi. Rzucił, że jeszcze jej nie znalazł. Eryk także nie. „Jaką mam pewność – pomyślał – że dążąc do czegoś w poszukiwaniu szczęścia, nie odkryjemy kiedyś, że nasz trud był jałowy, skazany na niepowodzenie, bo szczęście jest czymś innym i gdzie indziej?” To pytanie sprawiło, że poczuł prawdziwy niepokój.

Człowiek, który nie miał szczęścia w charakterze

Eryk uważał, że ma raczej udane życie małżeńskie. Dogadywał się z żoną. Jasne, że czasami się kłócili, ale nie miał złudzeń, że małżeństwo to sielanka. Nie czuł też presji zaspokajania oczekiwań swoich rodziców. Matkę traktował z dystansem, a z ojcem od wielu lat nie rozmawiał – był na niego zły z powodu wielu spraw, które narosły przez lata. Niemniej nie był pewien, czy jest szczęśliwy w życiu i małżeństwie.

Któregoś dnia rozmawiał ze swoją żoną Natalią. Spytał ją, czy uważa go za osobę szczęśliwą. Trochę ją tym zaskoczył. O takich rzeczach się przecież nie rozmawia. Normalni ludzie o takich rzeczach nie rozmawiają.

− Czy ty masz kryzys wieku średniego? − zapytała żartobliwie.

− Nie… To znaczy nie wiem. W każdym razie pomyślałem, że z twojej perspektywy mogłoby to wyglądać inaczej. Jak ty to widzisz? Uważasz mnie za osobę szczęśliwą?

− No nie wiem… Ciągle za czymś gonisz, na nic nie masz czasu, jesteś niekonsekwentny, zabierasz się do zbyt wielu rzeczy, jesteś podenerwowany, czasem drży ci powieka, pijesz za dużo kawy i alkoholu, palisz papierosy, masz lekką nadwagę… Nie nazwałabym tego szczęściem. To nie znaczy, że jesteś nieszczęśliwy. Jednak nie jesteś też szczęśliwy. Bardzo bym chciała, żebyś był szczęśliwy, ale ty chyba jesteś niereformowalny. Szczęście po prostu nie leży w twoim charakterze. Niektórzy tak mają. Coś musi ich nakręcać. Perspektywa szczęścia ich przeraża.

Eryk roześmiał się, usłyszawszy diagnozę żony. Szczęście nie leży w moim charakterze. A to dobre! − powtórzył w myślach. To do szczęścia trzeba mieć specjalne kwalifikacje? Możliwe. Czyli że nie przeszedłbym nawet rozmów kwalifikacyjnych dla kandydatów na szczęście? Wyobraził sobie siebie, jak zgłasza się do szkoły szczęścia, gotowy rozpocząć edukację, ale zostaje grzecznie odprawiony: „Niestety, bardzo nam przykro, ale nie ma pan odpowiednich kwalifikacji”.

No cóż. Eryk przekroczył już czterdziestkę. Przeżywał w swoim życiu wzloty i upadki. Rozkręcał duże interesy po to, by wszystko stracić. Obecnie, po kolejnym gorszym okresie, znów zadłużony, zaczynał od nowa. Światowy kryzys nie ułatwiał mu sprawy. Żył przez to w dużym stresie. Sporo zainwestował, ale nie miał pewności, czy przedsięwzięcie wypali i da się na nim zarobić. Faktycznie czasem drżała mu powieka, miewał też ataki paniki, kiedy splot różnych czynników sprzysięgał się przeciw niemu. Walczył ze zmiennym szczęściem z biurokracją, nieuczciwością ludzi, własnymi słabościami. Żeby się w dzień pobudzić, pił kawę i palił papierosy (za dużo jednego i drugiego). Żeby się wieczorem uspokoić, pił alkohol. Żeby zasnąć, brał środki nasenne. Potem rano potrzebował jeszcze więcej kawy. Często jadł byle co i byle gdzie. Był przez to w kiepskiej formie.

Po co mi to wszystko? − zastanawiał się czasami. Prawda była taka, że żył w lęku i poczuciu niespełnienia. Po co pracował? Żeby zabezpieczyć byt sobie i swoim bliskim. Ale pracował za dużo i w zbyt dużym stresie, w efekcie czego nie miał czasu dla rodziny. Spędzali razem kilka godzin w tygodniu, przy czym on i tak był podenerwowany, nie mogąc przestać myśleć o pracy. Kiedyś miałem tyle różnych planów! − powtarzał sobie. Co się z nimi stało? Chciałem założyć wydawnictwo i wydawać tylko wartościowe książki. Chciałem nagrać płytę dla siebie i znajomych (wszyscy mi zawsze mówili, że mam talent). Chciałem nauczyć się chińskiego i przewędrować Wielki Mur Chiński. Chciałem wychować dzieci, będąc dla nich wzorem do naśladowania, podczas gdy jestem co najmniej kłębkiem nerwów, jeśli nie neurotykiem. Chciałem zbudować z Natalią trwały związek, ale nie udaje mi się, bo z braku czasu tylko ze sobą przebywamy i oboje się już do tego przyzwyczailiśmy. Chciałem, chciałem, chciałem…

Eryk miał poczucie, że różne niezaspokojone potrzeby i niespełnione pragnienia narastają w nim przez całe życie, pogłębiając jego frustrację i bezsilność. Ciągle gdzieś pędzimy − myślał − nie znajdując zaspokojenia, a horyzonty naszych pragnień nieustannie się oddalają, stając się wiecznym „kiedyś” i „może” lub nawet „nigdy”.

Ponadto Eryk coraz częściej uświadamiał sobie, że już w zasadzie nie ma pewności, które jego pragnienie jest dla niego najważniejsze. Chciałby się częściej spotykać z przyjaciółmi, uprawiać jakiś sport, zrealizować to lub tamto młodzieńcze marzenie, osiągnąć trwały sukces finansowy, wychować dzieci, mieć piękny dom, uwolnić się od nałogów, zadbać o ogród, odbudować bliską więź emocjonalną z żoną... Które z tych pragnień najmocniej go motywowało? Nie miał pojęcia. Za to dławił go ciągły lęk. Czuł, że coś mu się nie udaje, choć nie był pewien co. Czy to przypadkiem nie jest istotą nieszczęścia?

Człowiek, którego dławi własna niemoc

Dwa dni przed świętami wielkanocnymi Eryk patrzył w zamyśleniu przez okno. Właśnie miał się zabrać do odkurzania w ramach przedświątecznego sprzątania domu. Nie lubił sprzątania, nie lubił wszystkich tych koniecznych, powtarzalnych czynności, które składały się na życie. Zadzwonił telefon. Dzwonił Tymoteusz. Dzieci wracały z Natalią od jej mamy, gdzie piekli razem świąteczne ciasta.

− Co tam? − spytał syna.

− Mama pyta, jak ci idzie sprzątanie. Kazała powiedzieć, że zaraz będziemy.

− Powoli.

− Mama kazała też zapytać, z których jajek zrobiłeś wczoraj na śniadanie jajecznicę.

− Jak to z których? Z normalnych, takich jajowatych.

− Mama pyta, czy przypadkiem nie zrobiłeś jajecznicy z białych jaj.

− Nie wiem, może były białe… I co z tego?

− Mama mówi, że białe były na pisanki. Że specjalnie kupiła jedno opakowanie białych. Pozostałe były zwyczajne, czyli niebiałe.

− Hmm, no trudno… W takim razie zjedliśmy te białe – rzucił lekko rozbawiony Eryk.

− Lepiej się nie śmiej − powiedział Tymoteusz kwaśno. − Mama chyba jest naprawdę wściekła. Powiedziała, że masz teraz jechać do sklepu po białe jajka, bo najlepsze pisanki wychodzą z białych.

− Gdzie ja teraz dostanę białe jajka?! Czy ona wie, jakie tłumy są teraz w sklepach?

− No wie, ale powiedziała, że nic ją to nie obchodzi.

Kilkanaście minut później Natalia wparowała do domu z grymasem złości na twarzy. Wyrzucała Erykowi, że nie spytał, które jajka wziąć do jajecznicy, że niczego się nie domyślił. Pokłócili się, bo Eryk się upierał, że nie pojedzie do sklepu, więc reszta przedświątecznych przygotowań przebiegała w nerwowej atmosferze. Natalia bardzo nie lubiła, kiedy coś krzyżowało jej plany. Eryk złościł się, że wszystko musi mieć dokładnie zaplanowane.

Następnego dnia wieczorem, gdy wszedł do sypialni, zauważył, że płakała.

− Co się stało? − spytał zaniepokojony − Ciągle gniewasz się o te jajka?

− Nie, już mi przeszło – odpowiedziała, pociągając nosem. Chodzi o aferę z moją siostrą.

Jej siostra za dwa tygodnie miała obchodzić czterdzieste urodziny, więc Natalia przygotowywała dla niej w tajemnicy przyjęcie niespodziankę. Zaprosiła gości i zebrała pieniądze na jeden duży specjalny prezent. Zainwestowała w te przygotowania dużo czasu i siły, tymczasem ktoś przez przypadek wysłał do siostry e-mail dotyczący przygotowań, tak że ta się wszystkiego domyśliła. Okazało się, że na liście zaproszonych gości są osoby, których siostra Natalii nie życzyła sobie widzieć. Żaliła się z tego powodu mamie, o czym ta ostatnia niezwłocznie poinformowała samą Natalię, stawiając ją tym samym w bardzo niezręcznej sytuacji.

Natalia była roztrzęsiona. Przecież tak bardzo się starała!

− Boże, jaka jestem głupia! − powiedziała. − Już tyle razy to przerabiałam. Chcę dobrze, chcę, żeby ta wariatka była szczęśliwa, a jej się nie podoba cholerna lista gości. Już widzę, jak siedzi nabzdyczona przez całe przyjęcie!

Na tym polegał problem Natalii, jeden z jej problemów. Nie potrafiła wyciągać wniosków. Nie raz i nie dwa przekonywała się na własnej skórze, że nie sposób wszystkim dogodzić, a jednak nieustannie powielała schemat. Planowała coś, ktoś był z jej starań niezadowolony, więc rozpaczała. Nie była konsekwentna. W domu lubiła wszystko kontrolować i wściekała się, kiedy coś szło nie tak. A przecież zawsze coś może pójść nie tak. Dzieci nie robiły tego, czego oczekiwała, Eryk nie potrafił zmienić niektórych nawyków, nawet psujący się komputer i szwankujące łącze internetowe wytrącało ją z równowagi.

W pracy Natalia także napotykała różne problemy, które ją frustrowały. Wprawdzie dobrze wiedziała, do czego dąży (w odróżnieniu od Eryka), ale zbyt często doświadczała porażek, co sprawiało, że czuła się nieszczęśliwa. Albo okazywało się, że na przeszkodzie stawała ludzka niekompetencja, albo irracjonalne procedury biurokratyczne, albo jej własny brak zorganizowania. Nie lubiła papierkowej roboty, często więc niektóre sprawy zostawiała na ostatnią chwilę, co mściło się na niej w najprzeróżniejszy sposób. Chcąc zrobić zbyt dużo ważnych i wartościowych rzeczy, brała na siebie zbyt wiele, źle oceniwszy swoje możliwości, w efekcie czego stale pakowała się w kłopoty. Ratowała się kosztem nieodpłatnych nadgodzin oraz przysług ludzi, u których wolałaby nie mieć długu wdzięczności.

Dławiła ją własna niemoc.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: