Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Strażnicy. Szkatułka i ważka. T.1 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
6 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Strażnicy. Szkatułka i ważka. T.1 - ebook

Artefakty, nieszczęścia, tajemnice...

Od chwili gdy Horacy F. Andrews zobaczył z okna autobusu ten szyld – a na nim także swoje nazwisko – wszystko w jego życiu się zmieniło. Ten widok doprowadził go do podziemnego Domu Odpowiedzi – ukrytego magazynu pełnego tajemniczych przedmiotów. Ale tam zamiast odpowiedzi znalazł tylko pytania.

Horacy rozpoczął podróż, podczas której trafił w sam środek trwającego od wieków konfliktu dwóch tajnych sekt. Od zetknięcia ze złowrogim chudym mężczyzną czającym się za każdym rogiem, po stopniowe opanowywanie swoich nowo zdobytych umiejętności i spotkanie Chloe – dziewczyny również obdarzonej zdumiewającym talentem – Horacy podąża ścieżką, na której nawiązuje więź ze Szkatułką Obietnic i przyszłością, jakiej nigdy dotąd nawet nie przeczuwał.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3202-6
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy Szyld

Kiedy Horacy F. Andrews spostrzegł przez zamglone szyby autobusu linii 77 jadącego w kierunku wschodnim szyld z napisem „Horacy F. Andrews”, zamrugał. Tylko tyle, nic więcej. Oczywiście zdziwił go widok własnego imienia i nazwiska na szyldzie – a jego i tak już spora wrodzona ciekawość znacząco wzrosła – jednak nie przejął się tym zbytnio. Zawsze mocno wierzył w zbiegi okoliczności. Dajcie wszechświatowi tylko dość czasu i środków, a całkiem naturalnie stworzy kilka dziwnych wydarzeń. Prawdę mówiąc, Horacy uważał, że wszechświat, w którym dziwaczne przypadki się nie zdarzają, byłby dosyć podejrzanym miejscem.

Szyld z napisem „Horacy F. Andrews” był wysoki i wąski. Wisiał na bocznej ścianie budynku przy uliczce odchodzącej od Wexler Street. Zawierał długą kolumnę wyblakłych żółtych wyrazów na spłowiałym od deszczów niebieskim tle, ale Horacemu rzuciło się w oczy jego imię i nazwisko wypisane na dole wielkimi literami, wyraźne i własne.

HORACY F. ANDREWS

Autobus potoczył się dalej. Tuż przedtem, zanim chłopiec stracił szyld z oczu, zdążył dostrzec kilka słów spośród ich długich szeregów znajdujących się nad jego nazwiskiem: ARTEFAKTY. NIEDOLE. TAJEMNICE.

W Horacym zapłonęły iskierki zaciekawienia. Zamrugał – tylko raz – i rozważył sytuację, troskliwie rozdmuchując te iskierki w płomień. Jakie było prawdopodobieństwo tego, że zobaczy szyld akurat ze swoim nazwiskiem? Nie jakieś straszliwie małe, uznał. Wprawdzie imię Horacy nie jest zbyt powszechne, ale nazwisko Andrews zdecydowanie tak. A liter F jako inicjał drugiego imienia występuje zapewne całkiem często – szansa na to jest z pewnością większa niż jedna dwudziesta szósta.

Oczywiście to czysty przypadek, że on w ogóle się tutaj znalazł. Zawsze wracał ze szkoły do domu linią 77, ale dziś autobus nie jechał swoją zwykłą trasą. Zazwyczaj przejeżdżał prosto przez Belmont Avenue, jednak roboty budowlane zmusiły go, by przebył ulicę Wexler, zamiast tylko ją ominąć. Czystym przypadkiem było również to, że Horacy wyglądał przez okno. Zwykle siedział na końcu autobusu i czytał albo pracował nad jakimś zadaniem naukowym na zajęcia szkolne u pana Ludwiga, odgradzając się ścianą koncentracji od hałasu i zamieszania wokoło. Dziś jednak autobus był wyjątkowo zatłoczony i Horacy musiał stać w przejściu, u szczytu stopni, w pobliżu tylnych drzwi. Czuł się tam wielki, niezgrabny i przeszkadzał mu ciężki plecak. Mógł tylko gapić się przez okno i wyczekiwać niecierpliwie, by ta jazda wreszcie się skończyła.

Autobus minął szyld, a przecznicę czy dwie dalej zwolnił i zatrzymał się z szarpnięciem. Otworzyły się tylne drzwi i pulchna starsza pani w fioletowej sukni zaczęła wolno schodzić po stopniach, trzymając się kurczowo poręczy obiema rękami. Horacy popatrzył przez tylną szybę, lecz szyld zniknął już z pola widzenia. Czy to był jakiś sklep? A może biuro – przypuszczalnie jakiegoś Horacego F. Andrewsa. Szyld wyglądał na bardzo stary; być może firma, którą reklamował, już nie istniała. Ale chodziło też o słowa na nim: „Artefakty”, „Niedole”. Jaka firma umieściłaby na swoim szyldzie słowo „Niedole”?

Horacy obserwował, jak starsza kobieta wyprostowała pulchną nogę i postawiła ją ostrożnie na krawężniku. Pasażerowie za nią szemrali zniecierpliwieni. Jakiś chudy chłopak z czerwoną twarzą, którego Horacy znał ze szkoły, wychylił się nad schodkami i krzyknął do starej damy:

– No dalej, wysiadka!

I wtedy Horacy ominął ją, wyskoczył z autobusu i wylądował ciężko na chodniku. Kobieta wrzasnęła i cofnęła nogę.

– Przepraszam – wymamrotał Horacy.

Odbiegł truchtem, czując się równie zaskoczony jak zapewne ta pasażerka. Nie był impulsywny, zazwyczaj nie robił niczego, nie przemyślawszy tego zawczasu. Czasami jednak dociekliwość pchała go w miejsca, w które normalnie by nie trafił. A ten szyld... te dziwne słowa oraz jego imię i nazwisko...

Majowe powietrze było chłodne, lecz z nutą zapowiadającą lato, czyli wolność i nieograniczone możliwości. Wewnętrzny zegar Horacego, zawsze precyzyjny, powiedział mu, że jest 15:16. O tej porze dnia autobusy linii 77 w kierunku wschodnim jeździły co czternaście minut. Mógł więc przyjrzeć się temu szyldowi, a potem złapać następny autobus i nadal dotrzeć do domu przed matką. Pośpiesznie ruszył chodnikiem, rozglądając się uważnie.

W chwili gdy jak mu się zdawało, zbliżał się do tamtej bocznej uliczki, drogę zastąpiła mu jakaś olbrzymia postać i zderzyła się z nim tak mocno, że wydusiła mu powietrze z płuc. Horacy zatoczył się do tyłu i prawie wpadł do rynsztoka.

Podniósł wzrok – coraz wyżej – i spojrzał w twarz najwyższemu człowiekowi, jakiego kiedykolwiek widział. Mężczyzna był wręcz nieludzko wysoki; miał ze trzy metry wzrostu albo i więcej. I był chudy – prawie równie niesamowicie chudy jak niesamowicie wysoki. Miał pajęczynowate cienkie kończyny, tułów, który wydawał się zbyt wąski, by pomieścić narządy wewnętrzne, i ręce wielkie jak grabie, z długimi, cienkimi palcami. Cuchnął jakimś obrzydliwym środkiem chemicznym. Horacy cofnął się, gdy nieznajomy się nad nim pochylił.

– Nic się nam nie stało? – zapytał chudy mężczyzna, nawet dość uprzejmie, ale dziwnym śpiewnym głosem.

Ten człowiek – o ile był człowiekiem – nosił czarny garnitur i ciemne, okrągłe okulary przeciwsłoneczne. Gęsta, czarna potargana czupryna dziwnie nie pasowała do jego chudego jak szkielet ciała.

Horacy usiłował złapać oddech.

– Nic mi nie jest – wyrzęził. – Przepraszam.

– To całkowicie zrozumiały wypadek. Przypuszczam, że byłeś rozkojarzony.

– Przepraszam, naprawdę. Ja... tylko czegoś szukam.

– Ach tak? A czy wiesz, czego szukasz? – spytał nieznajomy i nieznacznie odsłonił zęby, jakby próbował uśmiechnąć się przyjaźnie, ale nie wiedział, jak to się robi.

– Niczego ważnego, naprawdę – odrzekł Horacy, czując w kościach ciarki lekkiego niepokoju.

– Och, daj spokój. Powiedz mi, czego szukasz. Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie zaintrygowałeś.

– Po prostu się rozglądam. W każdym razie dziękuję – powiedział Horacy i zaczął się wycofywać.

– Być może mógłbym ci pomóc. Ty rzeczywiście potrzebujesz pomocy – rzekł mężczyzna władczym tonem.

– Nie, wszystko w porządku. Dam sobie radę – wybąkał Horacy.

Ominął nieznajomego szerokim łukiem i oddalił się pośpiesznie, usiłując skulić się i ukryć swoją wysoką postać za plecakiem. Był pewny, że mężczyzna nadal mu się przygląda, ale kiedy spojrzał za siebie, skonstatował z ulgą, że chudzielec nie idzie za nim. Zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Jak ktoś tak olbrzymi mógł w jednej chwili ulotnić się bez śladu? I w ogóle jak można być tak olbrzymim?

Zniknął jednak nie tylko ten mężczyzna. Nigdzie nie było także szyldu. Horacy minął już trzy przecznice i go nie dostrzegł. Zawrócił i ruszył z powrotem, rozglądając się jeszcze uważniej. Nigdzie nie zobaczył szyldu z napisem Horacy F. Andrews.

Nagle z cieni przed nim wyłoniła się wielka postać. Horacy potknął się i zatrzymał. Chudy mężczyzna spoglądał na niego z góry, wciąż próbując tego makabrycznego uśmiechu.

– Nie znalazłeś tego, czego szukasz? – zapytał ze smutkiem swym śpiewnym tonem.

W Horacym narastała panika. Usiłował pochwycić spojrzenia mijających go przechodniów w nadziei, że zwróci ich uwagę. Nikt jednak nawet nie zwolnił. Kilka osób siedziało przy stolikach na chodniku przed barem, lecz nikt nie zerknął na chudego mężczyznę. Czy mogli go nie dostrzegać? Horacy był wysoki jak na swój wiek, lecz sięgał tamtemu ledwie do pasa.

– Właściwie znalazłem – odrzekł wreszcie z desperacją, nie mając pojęcia, co dalej powiedzieć. I wtedy wydobył z siebie słowa: – To ten bar. Moi rodzice czekają na mnie w środku.

Przerażający uśmiech nieznajomego rozszerzył się jak pęknięcie w twarzy.

– Oczywiście, że tam są – powiedział, spoglądając na bar. – Nawet nie przyszłoby mi na myśl przeszkodzić ci w spotkaniu z nimi. Ale najpierw udzielę ci jeszcze pewnej drobnej rady.

Pochylił się i złożył wpół jak gigantyczny dźwig. Podsunął Horacemu pod nos prawą pięść w rękawiczce i wystawił długi palec. Bijący od mężczyzny zapach był palący, kwaśny i kojarzył się ze zgnilizną. A z jego palcem było coś nie w porządku. Wyglądał niemal, jakby... czyżby miał dodatkowy staw? Horacy zobaczył w okularach mężczyzny krzywe odbicie swojej przerażonej twarzy.

– Uważaj, gdzie łazisz, partaczu – rzekł nieznajomy szyderczo. – Ciekawość to niebezpieczny spacer po linie.

Po tych słowach wyprostował się w jednej chwili do swojej niewiarygodnej wysokości. Gwałtownie obrócił głowę w prawo, jakby nasłuchiwał jakiegoś odległego dźwięku, po czym oddalił się równie błyskawicznie, jak się zjawił, i wszedł na jezdnię. W sześciu wielkich krokach przemierzył wszystkie cztery pasma zapchane pojazdami, a potem bez wysiłku przeskoczył przez samochód zaparkowany na przeciwległym chodniku. Ruszył szybko w głąb ulicy Wexler i chwilę później zniknął za rogiem.

Horacy stał jeszcze przez dziesięć sekund, zanim odzyskał władzę w nogach i puścił się pędem. Kimkolwiek – bądź czymkolwiek – był ten osobnik, Horacy pragnął znaleźć się jak najdalej od niego. Przebiegł dwadzieścia siedem kroków i wtedy znowu wrósł w ziemię. Stanął z szeroko rozdziawionymi ustami przed wylotem bocznej uliczki. Minął ją już wcześniej i niczego nie dostrzegł – był pewien, że nie było tam niczego do zobaczenia – ale teraz widział to jak na dłoni.

Szyld z nazwiskiem Horacy F. Andrews.

A właściwie niezupełnie.

Horacy wgapił się w niego, całkiem zapominając o złapaniu następnego autobusu.

Ścinki materiałów

Pamiątki

Szczęścia

Nieszczęścia

Artefakty

Arkana

Osobliwości

Niedole

Tajemnice

i jeszcze wiele innych rzeczy

w Domu Odpowiedzi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: