Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Świąteczne marzenie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 listopada 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Świąteczne marzenie - ebook

Jess McPherson, lekarka pracująca w Londynie i samotna matka, leci z dziesięcioletnim synem do Australii. Ma zamiar wziąć udział w międzynarodowej konferencji, zorganizowanej na jednej z pobliskich wysp. Jess ma jeszcze jeden cel: spełnić marzenie syna, który chce poznać nigdy niewidzianego wujka. Chłopiec jest zachwycony perspektywą wyjazdu, Jess zaś obawia się, że to spotkanie obudzi bolesne wspomnienia...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9134-5
Rozmiar pliku: 558 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– O niczym innym nie marzę jak o tym, żeby w święta znaleźć się w enklawie zaludnionej wyłącznie przez facetów. Brodaty Święty Mikołaj, renifery samce, prezenty dla chłopców i ani jednej dziewczyny. Czekając, aż pani Blythe urodzi, przeczytałem o klasztorze, w którym nie ma nawet kur. Ellen, znajdź mi ten klasztor. Tam spędzę święta.

Ellen, sekretarka Bena Oaklandera, nawet nie mrugnęła, układając jego papiery w teczce.

– Nie musisz uciekać do klasztoru – odparła. – Na wyspie Cassowary, gdzie jedziesz, żyją tylko kazuary. I praktycznie nikt więcej.

– Poza uczestnikami konferencji położników – mruknął niezadowolony. – Na pewno będzie tam niejedna baba.

– Jeśli nie lubisz kobiet, to dlaczego zostałeś położnikiem?

– Bo lubię matki. I moich współpracowników. – Zerknął na nią kątem oka. – Na przykład ciebie. I lubię noworodki niezależnie od płci. To mi wystarczy.

– Ale umawiasz się z kobietami – zauważyła Ellen, sięgnęła po jego pendrive, po czym wsunęła go do teczki. Kopia awaryjna. Zbędna, bo Ben Oaklander zawsze jest doskonale przygotowany, a jego wykład zabezpieczony na cztery sposoby.

– No właśnie, tylko się umawiam. – Przegarnął włosy palcami. Prawie zawsze chodził potargany i wymięty. Odbierał porody, prowadził badania naukowe, uczył młodszych kolegów, jednym słowem prowadził nieuporządkowany tryb życia.

Mimo to jest seksowny, pomyślała Ellen. Nic dziwnego, że ma problem z kobietami. Jest zwolennikiem porodów siłami natury, więc sporo czasu upływa mu na czekaniu. Chodzi wtedy do szpitalnej siłowni. I to widać. Ma ciało.... Hm, czy takie myśli przystoją sześćdziesięcioletniej sekretarce?

Ben Oaklander to jeden z najlepszych położników w Australii, a fakt, że go poproszono, by wygłosił kluczowy referat na międzynarodowym sympozjum, po raz pierwszy zorganizowanym w Australii, mówi sam za siebie.

Co innego kobiety. Przez te wszystkie lata, od kiedy Ellen z nim pracowała, spotykał się z siedmioma.

– Co się stało z Louise? – zapytała.

Ben westchnął.

– Wykupiła bilet na Cassowary jako mój prezent bożonarodzeniowy. – Wzruszył ramionami. – Ale wczoraj jakoś tak wyszło, że wieczorny spacer skończył się przed witryną jubilera. Pokazała mi pierścionki, które się jej podobają i napomknęła, że za dwa tygodnie będą święta. Pomyślałem, że nie mogę jej oszukiwać.

– Uhm... I taka szczerość się jej nie spodobała?

– Spoliczkowała mnie.

– Oj! – Dopiero teraz dostrzegła bladoczerwony ślad na szczęce szefa. – Chyba zabolało.

– Owszem – przyznał nieco zdziwiony. – Nie zasłużyłem na to, bo już na samym początku się zastrzegłem, że na nic nie może liczyć.

– To nie takie proste. – Ellen zajęła się uzupełnianiem materiałów w teczce. – To instynkt. Człowiek przywiązuje się niepostrzeżenie.

Louise, lekarz patolog, miała trzydzieści cztery lata, pracowała w tym samym szpitalu i często zaglądała na ich oddział, by popatrzeć na pacjentki Bena i dopiero co urodzone dzieciaczki. Ellen domyślała się, o czym marzy ta skądinąd rzeczowa kobieta.

– Byłaby świetną matką – zauważyła z pewnym żalem, bo jej dorosłe dzieci nie spieszyły się z wnuczętami. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby jej szef...

– Z innym facetem w roli taty. – Z trzaskiem zapiął teczkę. – Nie ze mną.

– Masz coś przeciwko rodzinie?

– Nie interesuje mnie rodzina ani kobiety, które jej pragną. I dlatego po konferencji zostanę na Cassowary. Inni niech świętują Boże Narodzenie, a ja będę leżał na plaży, czekając, aż Święty Mikołaj zrzuci mi przygodowe lektury dla chłopców. Co nie znaczy, że nie życzę ci wesołych świąt. – Podał jej pięknie opakowane pudełko. – Wesołych Świąt, Ellen.

– Chciałbym, żeby Mikołaj przyniósł mi tatę.

– Nie wiem, czy to jest wykonalne. – Jess siedziała na brzegu łóżka, słuchając listy zamówień do Świętego Mikołaja ułożonej przez jej dziesięcioletniego synka. Do tej pory nie było to kłopotliwe: auto strażackie, kostium Spidermana, gry komputerowe.

Myślała, że upłynie jeszcze kilka lat, nim Dusty wejdzie w trudny okres, ale on już teraz nie był w świątecznym nastroju. Leżał z ponurą miną, starając się nie wyglądać jak obrażone dziecko.

– Przecież wiesz, że tata umarł, jak miałeś trzy lata – rzekła cicho. – Nawet Święty Mikołaj tego nie zmieni.

– Wiem, ale mamy po nim tylko trzy zdjęcia, na dodatek zamazane. A ja chcę mieć mnóstwo zdjęć, zdjęcia moich... przodków. I pamiątki. Na przykład kij krykietowy, żebym mógł go pokazać Mike’owi, jak opowiada o swoim tacie... cokolwiek.

Ach, to o to chodzi, pomyślała. Mike Scott to kolega Dusty’ego, którego ojciec umarł rok wcześniej na raka, a mama Mike’a, anestezjolog, przeprowadziła się do Londynu, żeby być bliżej swojej matki. Chłopcy poznali się i zaprzyjaźnili w przyszpitalnej świetlicy: dwóch bystrych dziesięciolatków, obaj osieroceni przez ojców.

Co ich różni? Mike ma dziesiątki pamiątek, Dusty trzy niewyraźne fotografie. Trudno się temu dziwić. Rodzice Mike’a mieli ślub, a Jess jest samotną matką. Poznała Nate’a na pierwszym roku studiów. Była wtedy bardzo samotna i nie miała szczęścia, wybierając akurat tego chłopaka i akurat taką metodę zapobiegania ciąży.

Teraz szło jej lepiej. Zdołała ukończyć uniwersytet medyczny oraz wychować pogodnego, zdrowego i niewymagającego dziesięciolatka.

– Nic na to nie poradzę. – Wzruszyła ramionami. – Wiesz też, że twój tata nie był gotowy na twoje przyjście i że umarł, jak byłeś mały.

– Miałem trzy lata – odparł Dusty wojowniczym tonem. – Muszą być jakieś zdjęcia.

– Nie ma. – Nie miała serca wyjawić synowi całej prawdy, że jego ojciec nawet go nie widział, że wyrzekł się ojcostwa. – Dusty, nie robiliśmy zdjęć.

– Ale inni robili – upierał się. – Jak byłem mały.

– Twój dziadek był bardzo trudny. – Tym razem mogła być szczera. Do pewnego stopnia. – Jak go poprosiłam, żeby pokazał nam zdjęcia twojego taty, jak był mały, powiedział, że nie ma ochoty się nimi dzielić.

Tak można by podsumować tę koszmarną wizytę. Miała wtedy dwadzieścia jeden lat. Zebrała się na odwagę i... poniosła klęskę. Łudziła się, że Nate powiedział ojcu o Dustym, a jeśli nie, myślała, że starszy pan ucieszy się z wnuka. Nic z tych rzeczy.

Nate umarł trzy miesiące wcześniej, więc skromne pieniądze, jakie niechętnie dawał na dziecko, się skończyły. Wiedziała, że rodzina Nate’a jest bardzo bogata, że te sumy nic dla nich nie znaczyły, ale dla niej były wszystkim. Stojąc przed tym człowiekiem, patrzyła, jak czerwienieje ze złości.

– Jak śmiesz tu przychodzić i kłamać mi w żywe oczy?! Mój syn z taką jak ty nigdy by się nie zadał! Wynoś się! Nie dam ani centa!

Zabrało jej dwa lata, nim zdobyła się na odwagę, by do niego napisać. Do listu dołączyła zdjęcie Dusty’ego, jak dwie krople wody podobnego do ojca. Prosiła, by mimo że odmówił wsparcia finansowego, potwierdził, że chłopiec miał ojca. W odpowiedzi otrzymała list od jego prawnika, grożący jej procesem o zniesławienie.

Udowodniłaby to w minutę. Nate miał tego świadomość i dlatego, aczkolwiek niechętnie, płacił alimenty. Potwierdziłoby to badanie DNA ojca Nate’a albo jego brata. Ale po co? Po co udowadniać, kto jest ojcem, skoro ona wie to na sto procent? Po co płacić prawnikom? Dusty powinien o tym zapomnieć.

– Nic na to nie poradzimy. – Uśmiechnęła się blado. – Wiem, że to trudne, ale musisz pogodzić się z faktem, że twój tata umarł, że dziadek też nie żyje. I że niczego się nie dowiesz o rodzinie taty.

– Mówiłaś, że tata miał brata.

– Rzadko o nim wspominał. Chyba się nie lubili. – Czuła, że nie była to kochająca się rodzina.

– To go odszukajmy.

– Synku, on nie będzie chciał z nami rozmawiać. Pewnie jest takim samym gburem jak dziadek.

– Ale moglibyśmy go obejrzeć – drążył Dusty. – Taka przygoda... Tylko byśmy na niego popatrzyli. Zrobiłbym mu zdjęcie z daleka. A jak Mike by się pytał, mógłbym mu powiedzieć, że on jest tajnym agentem i że musiałem się podczołgać, żeby go zobaczyć...

No tak, pomyślała, byłoby o czym opowiadać.

– Poszukam go w internecie – obiecała.

– Nic więcej pod choinkę nie chcę – oznajmił Dusty. – Chcę zobaczyć brata mojego taty.

– A deskorolka?

– Nie chcę nawet nowej konsoli do gier – odparł wspaniałomyślnie. – Zobaczenie wujka na pewno nie będzie dużo kosztowało.

Znalazła go w internecie bez większego trudu. Ben Oaklander. Mieszka w Australii. Jest lekarzem, podobnie jak ona położnikiem, ale mimo że ledwie pięć lat od niej starszy, zawodowo wyprzedza ją o dwadzieścia lat. Jest sławny. Przypomniało się jej, jak pierwszy raz zetknęła się z Nate’em. Poznała ich jej wspólna koleżanka.

– To Jess, moja przyjaciółka. Jest na pierwszym roku medycyny.

– Co, jeszcze jeden doktor Judym jak mój święty braciszek?! – parsknął, ale gdy jej się przyjrzał, przeprosił ją i starał się być ujmujący. Oczarował ją.

Więcej o jego bracie nie słyszała. Ale teraz brat się pojawił. Doktor Judym? Chyba niezupełnie.

Miała przed sobą stronę informującą o konferencji mającej odbyć się w grudniu na wyspie Cassowary u wybrzeży Australii. Główny mówca: Benjamin Oaklander, jeden z najbardziej cenionych położników w Australii, najmłodszy z tytułem profesora, autor trzech referatów, trzydziestu artykułów w pismach fachowych.

Fotografia: ciemnowłosy, a Nate był blondynem, podobnego wzrostu. I takie same niebieskie oczy. Uśmiecha się do kamery. Tak samo...

Doskonale pamiętała ten uśmiech. Niebezpieczny.

To wystarczy, pomyślała. Jak Dusty go zobaczy, już nie będzie konieczny aparat z teleobiektywem.

Wyłączyła komputer.

Nie, dla Dusty’ego zdjęcie w internecie to za mało. Jemu zależy na prawdziwym kontakcie. Może jak Dusty trochę podrośnie, ona skontaktuje się z tym człowiekiem.

Ponownie włączyła komputer. Ten uśmiech... Teraz nie robił na niej najmniejszego wrażenia. Patrzyła obojętnie. Arogancja, kłamstwa, oszustwo. „Do końca życia będę dbał o ciebie...”. Sama o siebie zadbała. Teraz nie da się zwieść żadnemu uśmiechowi. Jeden raz wystarczy.

– Mamo...

Błyskawicznie cofnęła się na poprzednią stronę.

– Mamo, co robisz?

– Nie pytaj – odpowiedziała tajemniczym głosem, jakby kontaktowała się ze Świętym Mikołajem.

Dusty już stał za jej plecami.

– O, to jest wyspa?

Dopiero teraz uważniej przyjrzała się zdjęciom Cassowary: niewielki ośrodek badawczy zajmujący się kazuarami, azyl dla dzikich zwierząt oraz ośrodek konferencyjny o światowym standardzie. Poza tym plaże, błękitny ocean, rafa koralowa, wielobarwne ryby, żółwie, delfiny... Raj na ziemi.

– Mamo... – sapnął Dusty – jedziesz na wakacje?

– Tak sobie tylko marzę.

I nagle naprawdę się rozmarzyła. Kiedy po raz ostatni brała urlop? Najpierw zadłużyła się, by opłacić studia, a zaraz potem mama się rozchorowała. Umarła przed dwoma miesiącami. To będą ich pierwsze święta bez niej.

Nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

– Moglibyśmy gdzieś polecieć – powiedziała, wpatrując się w żółwie.

– Tam!

– To jest na drugim końcu świata.

– Więc będzie ciepło.

– Chyba tak. – Nawet już ją na to stać, bo od jakiegoś czasu zarabia przyzwoicie, a poza tym wkrótce sprzeda dom mamy...

– Tu jest napisane, że odbędzie się tam sympozjum położników i ginekologów. – Dusty’emu oczy aż się zaświeciły. – Od dziewiętnastego do dwudziestego drugiego grudnia. Mama, super! Ferie zaczynają się piętnastego.

– Wątpię, czy chciałbyś brać ze mną udział w tej konferencji.

– Ale pewnie nie byłoby nas na to stać, gdyby nie to, że to twoja praca – stwierdził inteligentnie Dusty. – Ty nie robisz nic, co nie byłoby pracą. Chyba że dla babci albo dla mnie.

– Mogłabym zrobić wyjątek. Jest całe mnóstwo ciepłych krajów. Lepiej o to poproś Mikołaja zamiast szukać śladów taty.

Chłopiec spochmurniał.

– Zależy mi na tym.

– Dusty, nic nie możemy zrobić.

– Powiedziałaś, że będziemy mieli dwa tygodnie ferii. Przez ten czas na pewno coś znajdziemy.

– Wolałabym polecieć tam, gdzie jest ciepło.

– To najpierw będziemy detektywami, a potem polecimy tam, gdzie ciepło. – Chwycił ją za rękę. – Szybko się z tym uwiniemy.

– Dusty...

– Musisz mi pomóc. – Uśmiechnął się szeroko. Jeszcze chwilę wcześniej wpatrywała się w taki sam uśmiech na ekranie. – Tobie te zdjęcia też się spodobają. Niefajnie jest nie mieć żadnego zdjęcia taty. Na pewno się z nich ucieszysz.

Wątpliwe. Ale cóż, ona zna przodków Dusty’ego ze swojej strony. Jej ojciec umarł, gdy miała dwanaście lat, więc albumy z jego zdjęciami, jak trzyma ją na rękach, jak się z nią bawi, nabrały dla niej wręcz kosmicznego znaczenia.

Zagoniła Dusty’ego z powrotem do łóżka, po czym wróciła do komputera. Dwie sroki za ogon? Konferencja zapowiada się ciekawie. Mogłaby tam „przypadkiem” wpaść na Bena, pokazać go Dusty’emu, a po konferencji jeszcze przez tydzień zostaliby na wyspie.

Azyl dla dzikich zwierząt...

Kilkanaście lat wcześniej wyspę Cassowary nawiedził cyklon, więc teraz robiono wszystko, by odbudować populację kazuarów oraz lokalną florę i faunę.

Tak, z przyjemnością tam poleci. A Dusty? Od śmierci babci jest nadmiernie wyciszony. Być może potrzeba dowiedzenia się więcej o ojcu ma mu tę stratę zrekompensować, pomyślała smutno. Chłopiec szuka powiązań rodzinnych ponad to, co daje mu ona.

Ale szansa, by dał mu to którykolwiek Oaklander, jest znikoma, pomyślała. Jednak musi pokazać dziecku, że się stara. Takie wspaniałe wakacje przydadzą się obojgu, a przy okazji konferencji Dusty będzie miał sposobność zobaczyć wujka. Dobry pomysł czy recepta na totalną katastrofę?

Dlaczego zaraz katastrofa?! Nic jej nie łączy z Benem Oaklanderem, on nic dla niej nie znaczy. Nie potrzebuje go tak, jak potrzebowała jego brata. Więc jedźmy, pokażę Dusty’emu, po kim tak się uśmiecha. Nawet jeśli reakcja Bena będzie chłodna, na pociechę będą mieli cudowne wakacje. Spojrzała raz jeszcze na ekran komputera, na program konferencji, na podobiznę Bena Oaklandera. Ach, ten ich uśmiech. Chyba już jej nie zagraża?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: