Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Szary mag - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Czerwiec 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szary mag - ebook

Minipowieść „Szary Mag” to wstęp do nowej trylogii fantasy, rozgrywającej się w świecie, w którym słowa ciągle mają jeszcze moc tworzenia, a ludzie, zwani magami, wciąż potrafią nimi władać. Czytelnik nie znajdzie tu prostych schematów, świat został stworzony od nowa, od początku trzeba go odkryć.
„Szary Mag” jest opowieścią o samotności, niezrozumieniu i miłości silniejszej niż czary. Chociaż minipowieść jest wstępem do kolejnych, pełnowymiarowych części, to jednak stanowi odrębną całość, niezależną historię.
Warto polecić tę pozycję; tym którzy lubią fantasy, tym którzy lubią opowieści o miłości oraz tym wszystkim, którzy lubią niebanalne i ciekawe książki.

Jarosław Prusiński, absolwent Politechnii i zarządzania.
Miłośnik literatury, poezji śpiewanej i fotografii.
"szary Mag" jest debiutancką powieścią autora, która znalazła uznanie nie tylko wśród miłośników gatunku.
Świat bohaterów powieści nie jest powieleniem utartych ścieżek, został stworzony od nowa, czytelnik sam musi go odkryć i zrozumieć. Nietypowa narracja pokazuje ten świat z różnych punktów widzenia, opowieść wciąga, daje do myślenia.
Wkrótce w ręce czytelników zostaną oddane dwa kolejne tomy (już pełnowymiarowe): "Szary Mag-Sahi" oraz "Szary Mag-Wielka Księga". Na wydanie czeka również tom opowiadań Science Fiction, pod tytułem: "Vortex".

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62255-78-8
Rozmiar pliku: 132 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Gdyby dało się spojrzeć na ten świat oczami lecącego bardzo wysoko ptaka, wyglądałby jak wielki grzyb z kapeluszem przesuniętym w lewą stronę, pływający na błękitnym oceanie. Jednak ten ptak musiałby lecieć tak wysoko, żeby w środku dnia niebo zrobiło się czarne, a znany wszystkim, płaski świat zamienił się w kulę. Gdyby tak wysoki lot był możliwy, byłoby widać całą Ziemię Świętą z lewej, bardziej wydatnej strony kapelusza, zamieszkaną przez ludzi bardzo religijnych, mocno przywiązanych do swojej wiary, ufających gniewnym, bezimiennym bogom. Terenami tymi władał Zakon, święci mężowie obdarzeni Darem, na których czele stał Kontur. Z tego też powodu te ziemie dość powszechnie nazywano Ziemią Zakonu.

Na wschodniej stronie kapelusza można by zobaczyć bezkresne, trawiaste równiny. To Wschodnie Stepy, nazywane też Wielkimi Stepami. Na północ od Wielkich Stepów widoczna byłaby Wanadia, kraina wojowniczych, ale prawych ludzi, a poniżej Stepy Południowe. Jednakże lepiej byłoby nie używać tej nazwy w karczmach czy zajazdach, bo nie wszyscy przyjmowali do wiadomości ów podział i można by za swój brak taktu otrzymać znienacka cios obuszkiem lub nożem. Bezpieczniej byłoby mówić po prostu Stepy, nie urażając ani tych, którzy byli przywiązani do starego porządku, ani zwolenników podziału.

Poniżej Stepów Południowych, na nóżce grzyba, wędrowcy napotkaliby niezmierzone pustynie, zwane Pustyniami Trwogi, a jeszcze dalej na południe, Góry Behajat. Gdyby ktoś był na tyle uparty lub lekkomyślny, żeby zapuścić się jeszcze dalej na południe, znalazłby się na Czerwonym Przylądku, zamieszkiwanym przez czarnych jak heban ludzi. Tereny te zawdzięczały swoją nazwę wysuszonej, czerwonej jak krew ziemi. Mało kto ośmielał się zapuścić w głąb czerwonego lądu. Gnani chęcią zysku kupcy wybierali zawsze drogę morską i zwykle nie opuszczali portów z obawy przed czarną magią, która podobno była tam praktykowana.

Wiele mil morskich na zachód od południowego krańca lądu, można by zobaczyć niezliczoną ilość mniejszych i większych kropek stanowiących wyspy Archipelagu, którymi władał Azachiel, człowiek małomówny, ale obdarzony wielką mocą.

Patrząc jeszcze bardziej na zachód, być może udałoby się dostrzec niezbadane przez kartografów ziemie zamorskie. Jednak ich mieszkańcy żyli własnym życiem i mało kto się nimi przejmował. Mało kto nawet wierzył w ich istnienie.

Gdyby ten ptak dostatecznie zniżył swój lot, być może dostrzegłby postać przemierzającą samotnie Ziemię Świętą. Postać człowieka ubranego w szary, zakurzony płaszcz, niosącego na plecach ciężki pakunek, będący całym jego dobytkiem. Człowieka, który nie ma nadziei na spotkanie bliskich, którego kroków nie przyśpiesza bliskość domu. Człowieka o smutnych oczach, pogodzonego z losem.Vivian

Z całych sił starała się go znienawidzić. Szła za nim przez targowisko popychana przez ludzi, starając się dotrzymać mu kroku. Nogi miała obolałe i sztywne jak drewniane kołki, spuchnięte stopy piekły przy każdym kroku. W czasie przesłuchań, kiedy oskarżono ją o czary, bito ją wielokrotnie. Przeważnie uderzali kijem po stopach albo bili mokrymi rzemieniami po udach i plecach. Po kilkunastu dniach tortur przyszedł sędzia, przyłożył jej rękę do czoła odczytując myśli i skazał ją na niewolnictwo. Karen, jej towarzyszka z celi, ostrzegała ją przed złymi myślami w czasie tego badania, więc starała się przez cały ten czas nie myśleć niczego złego na ich temat. Na temat Zakonu, więzienia i przesłuchujących ją sadystów. Teraz mogła myśleć co chce, a chciała nienawidzić wszystkiego i wszystkich. Ostatnie trzy miesiące spędziła w klatce jak zwierzę, wożona od targu do targu. Tłusty handlarz, który odbierał skazanych na niewolę z więzienia Zakonu chciał na niej dobrze zarobić ze względu na jej urodę, czarne długie włosy, kształtne biodra i jędrną pierś, ale nie było za wielu chętnych. Większe wzięcie mieli mężczyźni, którzy nadawali się do pracy albo dziewczynki dużo młodsze od niej. A ona miała już dziewiętnaście wiosen i nikt jej nie chciał za cenę wyznaczoną przez handlarza. Było dużo chętnych na wypożyczenie jej na kilka nocy, ale tłuścioch obruszał się tylko na takie propozycje. Mówił, że jak straci dziewictwo, nie będzie już nic warta, a poza tym nie jest sutenerem, tylko moralnym handlowcem. Miała swoje zdanie na temat jego moralności, bo co noc musiała patrzeć na to co robi z Karen. Handlarz odgrażał się, że jeśli w miasteczku Rothen nie znajdzie na nią kupca, to nie będzie już jej więcej żywił i pozwoli jej zdechnąć. Kromkę spleśniałego chleba raz dziennie trudno nazwać żywieniem, dlatego chudła z każdym tygodniem i teraz była zaledwie cieniem tej pięknej kobiety, którą kiedyś była.

Wtedy pojawił się kupiec. Krótko ostrzyżony, o młodej twarzy, choć po przyprószonych siwizną skroniach było widać, że młody nie jest, średniego wzrostu, ubrany jak przedstawiciel klasy średniej, szlachetnie urodzony, ale nie bogaty. Stanął przed nią, kiedy stała przywiązana do pala na targowisku jak krowa, okryta brudną kusą szmatą i długo patrzył jej w oczy, a ona nie cofnęła wzroku, tylko patrzyła bezczelnie, hardo.

– Ile masz lat, dziecko? – spytał łagodnie.

– Dziewiętnaście.

– Panie – dodał wymownie.

– Jestem panią, jeśli nie zauważyłeś – złośliwie wykrzywiła wargi.

– Mam dziewiętnaście lat, panie – podpowiedział z lekkim uśmiechem.

– A wyglądasz na starego durnia.

Handlarz niewolników jakimś diabelskim dodatkowym zmysłem wyłowił tę rozmowę, choć był zajęty targowaniem ceny za młodego i silnego niewolnika z jakąś damą i jej służącym kilkanaście kroków dalej. Przyskoczył do niej kilkoma susami i z całej siły uderzył w twarz otwartą ręką, a potem jeszcze raz.

– Wybacz, panie – sumitował się zgięty w służalczym ukłonie. – To jeszcze młoda koza, potrzebuje bata i będzie uległa i wierna jak pies.

– Proszę zobaczyć jaka smukła. – Podciągnął koszulę, w którą była ubrana, odsłaniając jej nagie ciało. – Jakie biodra, piersi, dobra do wszystkiego, do roboty i do łożnicy.

Nie broniła się przed tym kolejnym upokorzeniem. Krew pociekła jej z nosa od uderzeń grubasa, a z oczu popłynęły łzy. Była niewolnicą.

Teraz szła za nim, za swoim Panem, który ją kupił, nie wiedząc, jaki los ją czeka. Była wściekła, że nawet na nią nie patrzył czy za nim idzie, że był tak pewny jej psiej wierności, że nie obchodziło go jej wycieńczenie i brak sił. Starała się go znienawidzić z całej duszy! Za to, że widział ją nagą, że widział jak odarto ją z godności, że ją kupił.

Podczas całego marszu, aż na obrzeża Rothen, gdzie w podrzędnej karczmie zatrzymali się na nocleg, nie odezwał się do niej ani razu. Tę noc spędziła siedząc w kucki, tak jak wszystkie noce z ostatnich trzech miesięcy. Kiedy jej Pan zasnął, sprawdziła czy drzwi są zamknięte. Nie były. Wyślizgnęła się cicho na korytarz i stała tam dość długo rozkoszując się myślą o ucieczce, która wydawała się bardzo prosta. Odczeka trochę, a potem w dogodnej chwili ucieknie. Jej Pan jest głupi, że jej nie docenia! Wróciła równie cicho jak wyszła i resztę nocy przesiedziała w kącie. Rano posługacze wnieśli dużą balię i napełnili ją wodą. Pan kazał jej się umyć, ale nie ubierać i wyszedł. „Więc to się teraz stanie – pomyślała. – Posiądzie mnie w tej brudnej norze”. Umyła się dokładnie, zmywając z ciała brud i zaschniętą krew, a potem dłońmi starannie ściągnęła kropelki wody z całego ciała i kucnęła dygocąc z zimna, zasłaniając ramieniem piersi. Po dłuższej chwili wszedł posługacz niosąc tacę z jajecznicą, wędzonym mięsem i sporym kawałkiem świeżego chleba. Domyśliła się, że to dla niego, a ona była taka głodna. Łzy napłynęły jej do oczu, nie mogła się opanować. Całym ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze od spazmów. Tak bardzo była głodna. W końcu przyszedł, niosąc w jednym ręku miskę z jakąś błotnistą breją i pakunek w drugim. „Niewolnicy podano do stołu”, pomyślała, patrząc na miskę z breją. On jednak kazał jej się położyć na łóżku i breją natarł dokładnie jej ciało, plecy z pręgami od rzemienia, spuchnięte nogi i stopy. Dotykał jej delikatnie, jego dotyk nie był nieprzyjemny, jak się tego obawiała. Miał ciepłe, kojące dłonie. Kiedy skończył, rozwinął pakunek, z którego wyciągnął spodnie z jeleniej skóry, jedwabną bieliznę, tunikę i płaszcz z wielbłądziej wełny.

– Ubierz się, dziecko, a potem zjedz śniadanie, bo zaraz wystygnie – powiedział. – Będę czekał za drzwiami, a ty jak skończysz, to zastukaj.

Z zaskoczenia otworzyła usta. Ten królewski posiłek był dla niej? Ledwie zamknęły się za nim drzwi, rzuciła się na jedzenie i dopiero kiedy talerz był pusty, ubrała się w strój, który dla niej przygotował. Wszystko było wygodne i pachnące. Nawet nie zauważyła, że rany przestały piec po natarciu maścią, a opuchlizna znikła bez śladu.

Wszedł dokładnie w chwili, kiedy zamierzała zastukać w drzwi.

– Co zamierzasz ze mną zrobić... panie? – ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło. – Chcesz, żebym była twoją niewolnicą? Ja umiem się zachować, pochodzę z dobrej rodziny, choć zubożałej. Odebrałam też wykształcenie i gdyby nie śmierć ojca... Ale na pewno nie będziesz się mnie musiał wstydzić.

– Jesteś niewolnicą.

Oczywistość tego stwierdzenia rozwścieczyła ją. Jednym słowem podeptał jej całą dobrą wolę, żeby ułożyć sobie z nim poprawne stosunki. Nie czuła się niewolnicą. Do tej pory była po prostu więźniem, a teraz, odurzona zapachem jajecznicy, który wciąż unosił się w powietrzu, przez chwilę miała wrażenie, że odzyskała wolność. „Jesteś niewolnicą” – to było gorsze niż uderzenie w twarz. Upokorzył ją, odebrał jej godność.

– Nigdy ci się nie oddam! – wrzasnęła. – Nie przekupisz mnie jedzeniem ani nawet złotem. Możesz wziąć mnie siłą, ale zrobię wszystko, żeby nie było ci przyjemnie. Codziennie będę obmyślać nowe, coraz sprytniejsze sposoby na zatruwanie ci życia!

– Wiem, że kobiety to potrafią.

Spokojny ton jego głosu ostudził jej emocje. Sama nie miała pojęcia, o czym mówiła. To były puste groźby wykrzyczane w złości.

– Jak masz na imię?

– Vivian.

Pokiwał głową i zaczął pakować swoje rzeczy.

– A ty jak masz na imię, panie? – spytała, zdając sobie w tej samej chwili sprawę z niestosowności tego pytania. Nie byli sobie równi i nie wolno jej było zadawać takich pytań.

Nie odpowiedział. Skończył pakować swoje rzeczy. Vivian zauważyła miecz oparty o tobołek. Kim był jej Pan? Czy aby na pewno był kupcem?

– Musimy teraz ruszać. Będzie jeszcze wiele okazji, żeby porozmawiać.

***

Miasto budziło się do życia. Ciszę pustych ulic zakłócały jedynie wypełnione towarami dwukółki kramarzy ciągnięte na targ przez swoich właścicieli. Powietrze było chłodne, orzeźwiający zapach jesieni przebijał się nieznacznie przez rozmaite miejskie fetory niesprzątanych prawie nigdy odchodów zwierzęcych i ludzkich, zgniłych ryb i wszelkich odpadków zalegających na ulicach. Ciepły płaszcz i odmierzany echem kroków marsz rozgrzały Vivian. Dość szybko dotarli do rogatek Rothen. Brama miejska stała otworem, strażnicy w długich skórzanych płaszczach dosypiali oparci o swoje piki. Na zewnątrz wreszcie można było odetchnąć świeżym powietrzem. Stadko saren pasło się nieopodal spoglądając czujnie w ich stronę, przed sobą mieli rozległą, spowitą poranną mgłą równinę ograniczoną wianuszkiem odległej puszczy, która z tego miejsca wyglądała jak mały, zielony płotek. Po kilku kwadransach marszu udeptaną trasą, w momencie kiedy szlak skręcał na południe, zeszli z niego, kierując się w stronę lasu.

Na nocleg zatrzymali się na niewielkiej leśnej polanie, rozpalili ognisko i zjedli po kawałku suszonego mięsa. Nie rozmawiali zbyt wiele w czasie drogi i kolację też spożyli w milczeniu. Jej pan przyglądał się jej badawczo w trakcie jedzenia, jak pochłania łapczywie swoją porcję, pokiwał głową, a potem zajął się przygotowaniem namiotu. Wbrew obawom Vivian, nic się więcej nie wydarzyło tego wieczoru. Zasnął prawie natychmiast, odwrócony do niej tyłem. Jej myśli pędziły jak szalone. Karen, jej towarzyszka niedoli, mówiła, że tu w pobliżu Rothen zaczyna się Wielka Północna Puszcza, w której żyją wolni niewolnicy. To jedyne miejsce, gdzie można się podziać mając na połowie twarzy wytatuowany symbol Zakonu, oznaczenie niewolnika. Vivian bezwiednie dotknęła policzka dłonią. Oszpecili ją na zawsze. Przez cały dzień jechali na północny wschód, więc puszcza powinna być bardzo blisko. Walczyła z myślami czy zabrać mu trochę pieniędzy i żywności, ale w końcu postanowiła nic od niego nie brać. Nic od niego nie chce.

Odczekała kilka kwadransów i ostrożnie wymknęła się z namiotu, znikając w nocnym lesie. Spełniło się to, o czym marzyła przez ostatnie miesiące. Była wolna. Po paru chwilach euforii poczuła ukłucie strachu. Co teraz? Jest bezbronna, dookoła wrogi, nocny las, w którym co chwila coś pohukiwało albo przebiegało z trzaskiem łamanych gałązek. Kilka razy w ciemności błysnęły żółte ślepia. Jakieś nocne, niebezpieczne zwierzęta polujące na taką okazję, jak ta. Przyśpieszyła kroku, kierując się na północ, tam gdzie powinna być puszcza. Z tyłu głowy czuła mrowienie, jakby coś za nią szło. Z każdym krokiem nabierała pewności, że za chwilę jej plecy rozerwą kły lub pazury któregoś z leśnych drapieżników. Nerwowo podskakiwała na każdy głośniejszy trzask gałęzi pod swoimi stopami. W myślach dziękowała swojemu panu za długie myśliwskie buty, które jej podarował. Nie dałaby rady uciekać boso. Jakiż on okazał się naiwny! Dał jej ubranie i buty, nawet nie wiązał jej na noc. Rano spotka go przykra niespodzianka. Zrobiło jej się go szkoda, że stracił swoją rzecz, choć tą rzeczą była ona sama.

Po dość długim marszu wąską ścieżką wydeptaną przez zwierzęta, las się przerzedził i w końcu wyszła na rozległą równinę oświetloną blaskiem księżyca. Szła całą noc na północ, nad ranem wybrała sobie niewielkie wzgórze porośnięte drzewami, żeby odpocząć. Kiedy brzask na dobre rozświetlił okolicę, zobaczyła w oddali miasteczko. „To musi być opuszczone miasto, o którym mówiła Karen” – ta myśl spowodowała, że udało jej się zmusić zmęczone ciało do dalszego wysiłku. Miasto dawało nadzieję na schronienie z dala od wilków, niedźwiedzi, wielkich kotów i innych drapieżników. Kiedy półżywa ze zmęczenia dotarła na miejsce, była szczęśliwa. Na domach namazane czerwoną gliną napisy „czarna śmierć” oraz rysunki trupich czaszek świadczyły dobitnie, że to jest miejsce, gdzie chciała dotrzeć. Wiele lat temu zaraza wybiła wszystkich mieszkańców osady, która do dziś pozostała pusta, choć powietrze było tu już czyste. Na północ, nie dalej jak pół dnia drogi stąd, zaczynała się puszcza niewolników. Wybrała najładniejszy dom w okolicy i położyła się spać.

Ze snu wyrwał ją ból. Ktoś ciągnął ją za włosy. Spadła z łóżka, ocierając sobie łokcie do krwi o nieheblowane deski podłogi, a potem jak sprężyna skoczyła na równe nogi, otwierając oczy. Przed nią stało trzech wychudzonych obdartusów o zawziętych, okrutnych twarzach. Ten, który trzymał ją za włosy miał krzywy nos, małe oczka i bliznę biegnącą od kącika ust aż do oka.

– Popatrzcie, kogo tu mamy – wysyczał przez zęby. – Zbiegła niewolnica. Zabawimy się z nią trochę.

Zgadła, że to szabrownicy, którzy ogołacali okoliczne domy ze wszystkiego, co nadawało się na sprzedaż albo na opał. Próbowała się wyrwać, ale Blizna uderzył ją w twarz pięścią tak mocno, że na moment straciła przytomność. Kiedy się ocknęła, była już prawie naga. Szabrownicy starannie poskładali jej ubranie, które na pewno udałoby im się sprzedać, a teraz zdzierali z niej bieliznę, która w ich sękatych łapach porozrywała się na kawałki.

– Jak skończymy, rozpłatam ją tak samo, jak tę sarnę, cośmy ją wczoraj ubili – podniecał się chuderlak z jednym zębem w górnej szczęce. – Zobaczymy, co ma w środku ta suka.

Odpowiedział mu rechot towarzyszy.

– Tylko musi być na żywca – ciągnął dalej. – Lubię patrzeć, jak się męczą.

Próbowała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć głosu. Więc zaraz zginie, ale wcześniej ją upodlą. Zginie w męczarniach pohańbiona. Taki miał być jej los? Blizna obmacywał ją swoimi brudnymi łapami, sapiąc z podniecenia. Jej ciało zareagowało pomimo tego, że chciało jej się wymiotować z obrzydzenia.

– Patrzcie, suka to lubi! – zawył, a jego kumple zarechotali.

Nie zauważyła go od razu. Na szyi tego, który stał najbliżej drzwi zacisnęła się dłoń. Kość chrupnęła i bezwładne ciało upadło na ziemię. To był on, choć teraz nie był już ubrany w kurtkę kupca, a w szarą, luźną szatę z kapturem. W szatę maga. Blizna błyskawicznie wyciągnął sztylet zza paska i przyłożył jej do szyi.

– Szukasz guza? – warknął. – Wynocha, bo rozpłatam twoją niewolnicę!

– O tak, tak – zaśmiał się szyderczo mag. – Myślisz, że możesz ruszyć choćby palcem?

Po nerwowych ruchach oczu i kropelkach potu, które pokryły mu czoło, Vivian zorientowała się, że Blizna rzeczywiście zastygł w przymusowym bezruchu. Dopiero teraz zauważyła, że powietrze stało się nienaturalnie duszne. Znała to uczucie ciężkości i ten lekko siarkowy zapach. Taki sam, jak wtedy, kiedy w lochu Zakonu przesłuchiwał ją czarnoksiężnik. Zapach czarów. Niepewnie odsunęła sztylet od szyi i jednym susem skoczyła za plecy maga, tuląc się do niego jak przestraszone dziecko.

– A ty chcesz zobaczyć, co masz w środku? – zwrócił się do tego z jednym zębem. – Mogę rozciąć cię teraz, tak jak lubisz.

Sztyletem rozciął mu koszulę na piersi i przyłożył ostrze do brzucha. Tamten, nie mogąc nic zrobić, wytrzeszczył oczy tak, że prawie wyszły mu z orbit.

– Nauczę cię czegoś, Vivi – siłą oderwał ją od swoich pleców, kładąc jej rękę na ramieniu. – Dotknij go. Śmiało!

Zrobiła, co kazał i niepewnie położyła rękę na piersi szabrownika. Poczuła energię płynącą przez jej ciało od napastnika do maga. Przepłynął przez nią ciepły strumień, by po chwili się skończyć, razem z łoskotem upadającego bezwładnie ciała szabrownika. Potem to samo zrobili z drugim i znowu poczuła ten sam ciepły strumień mocy.

– Poćwiczymy jeszcze. Musisz nauczyć się odbierać energię i ją dawać, co jest przydatne także w leczeniu, bronić się przed wyrzutkami, jak ci tutaj, i przed magami. Potrzebujesz nauki. A teraz się ubierz.

– Czy oni?... – spytała, patrząc na leżące ciała.

– Żyją, choć powinienem ich zabić. Jutro przyjdą do siebie.

To były wszystkie słowa, które miał do powiedzenia na ten temat. Żadnych pretensji, pytań, wyrzutów, nic. Zachowywał się, jakby wcale od niego nie uciekła. Cały dzień podróżowali w milczeniu. Odezwał się dopiero po kolacji, kiedy układał się do snu.

– Nie uciekaj już więcej, Vivi.

– Ale ja nie uciekłam – miała wreszcie okazję powiedzieć kłamstwo, nad którym myślała przez cały dzień. – Odeszłam za potrzebą i zabłądziłam w lesie, a potem...

– Tak, oczywiście. Dobranoc, Vivian – powiedział i poszedł spać.

Została sama z myślami, które dręczyły ją przez cały dzień. Doszła do wniosku, że nie jest nic warta po tym, jak zareagowała tam, w tym zadżumionym mieście. Nie ma już sensu dalsze życie. Myśląc o tym wszystkim, poczuła nagle przypływ złości. Na wielkiej fali obrzydzenia do samej siebie wywołała nienawiść do jedynej osoby, która z nią była. Do maga. To przez takich jak on to wszystko, to magowie zakonu ją więzili, to ich słudzy ją bili i upokarzali, to oni ją sprzedali jak psa i teraz przez niego doświadczyła kolejnego upokorzenia; przecież mógł jej pilnować, nie pozwolić jej uciec, przez co omal nie straciła życia. Łzy pociekły jej po policzkach z bezsilnej złości. Razem z nimi przyszło ukojenie. Napompowany balon nienawiści zwiotczał i znikł bez śladu. Nie potrafiła nienawidzić tego człowieka, choć nie znała jego zamiarów. Czy chce ją sprzedać i dlatego jej nie dotknął, żeby zachować jej dziewictwo? A może chce z niej zrobić swoją uczennicę? Tylko po co?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: