Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szkielet białego słonia - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
4 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Szkielet białego słonia - ebook

1498 rok – Vasco da Gama przybija do wybrzeży dzisiejszego Mozambiku, a dwa lata później wraca tam z grupą portugalskich kupców, którzy przejmują kontrolę nad handlem w regionie. Po prawie pięciuset latach Mozambik jako jedna z ostatnich afrykańskich kolonii odzyskał niepodległość. I choć od rozejścia się dróg obu narodów minęło już kilkadziesiąt lat, dla wielu to wciąż doświadczenie żywe i traumatyczne, tym bardziej że wyzwolenie dokonało się poprzez wojnę, w wyniku której Portugalczycy zostali zmuszeni do opuszczenia kraju będącego od wielu pokoleń ich domem. Wojna rozpoczęła się w 1964 roku i trwała dziesięć lat. Zginęło ponad trzy tysiące żołnierzy portugalskich i kilka tysięcy bojowników Frontu Wyzwolenia Mozambiku. Niepodległość nie przyniosła jednak pokoju. W 1976 roku wybuchła wojna domowa, która zakończyła się dopiero w 1992 roku.

Iza Klementowska pojechała przyjrzeć się krajowi, w którym nie da się uciec przed historią. Dlatego opowieści o ludziach żyjących w XVI wieku przeplatają się z historiami tych, których trapią problemy współczesności, takie jak bieda i zbierająca wielkie żniwo malaria.

„Mam wrażenie, że jestem tu już całe swoje życie. Jakby czas płynął w Mozambiku zupełnie inaczej, wolniej niż w reszcie świata. Wierz mi, chciałbym wyjechać, ale nie jestem w stanie, nie mogę” – powiedział Izie Klementowskiej spotkany nad oceanem Andre, który w Rumunii zostawił rodzinę. Zauroczyła go, niczym mitycznych bohaterów, zieleń, która w nocy zamieniała się w najczarniejszą czerń – jednocześnie przerażającą i pociągającą. Tak jak Mozambik.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-310-0
Rozmiar pliku: 767 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W serii ukazały się ostatnio:

Karolina Domagalska Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro

Pin Ho, Wenguang Huang Uderzenie w czerń. Morderstwo, pieniądze i walka o władzę w Chinach

Liao Yiwu Pociski i opium. Historie życia i śmierci z czasów masakry na placu Tiananmen

Marcin Wójcik W rodzinie ojca mego

Frances Harrison Do dziś liczymy zabitych. Nieznana wojna w Sri Lance

Zbigniew Parafianowicz, Michał Potocki Wilki żyją poza prawem.
Jak Janukowycz przegrał Ukrainę

Peter Hessler Dziwne kamienie. Opowieści ze Wschodu i z Zachodu

Jenny Nordberg Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie

Magdalena Kicińska Pani Stefa

Andrzej Muszyński Cyklon

Swietłana Aleksijewicz Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka (wyd. 2)

Filip Springer Miedzianka. Historia znikania (wyd. 3 rozszerzone)

Aleksandra Łojek Belfast. 99 ścian pokoju

Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 4)

Peter Pomerantsev Jądro dziwności. Nowa Rosja

Swietłana Aleksijewicz Cynkowi chłopcy (wyd. 2)

Katarzyna Surmiak-Domańska Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość

Jean Hatzfeld Englebert z rwandyjskich wzgórz

Marcin Kącki Białystok. Biała siła, czarna pamięć

Bartek Sabela Wszystkie ziarna piasku

Anna Bikont My z Jedwabnego (wyd. 3)

Martin Schibbye, Johan Persson 438 dni. Nafta z Ogadenu i wojna przeciw dziennikarzom

Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety (wyd. 2)

Dariusz Rosiak Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan

Piotr Lipiński Bicia nie trzeba było ich uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych Urzędu Bezpieczeństwa (wyd. 2 popr. i rozszerz.)

Paweł Smoleński Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie

Wolfgang Bauer Przez morze. Z Syryjczykami do Europy

Cezary Łazarewicz Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka

Elizabeth Pisani Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu

Beata Szady Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy

Rana Dasgupta Delhi. Stolica ze złota i snu

Ed Vulliamy Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki (wyd. 2)

Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Armenia. Karawany śmierci

Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz Zabić smoka. Ukraińskie rewolucje

Anna Sulińska Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u

Anjan Sundaran Złe wieści. Ostatni niezależni dziennikarze w Rwandzie

Ilona Wiśniewska Hen. Na północy Norwegii

Mur. 12 kawałków o Berlinie pod red. Agnieszki Wójcińskiej (wyd. 2 zmienione)

W serii ukażą się m.in.:

Lidia Pańków Bloki w słońcu. Mała historia Ursynowa Północnego

Piotr Nesterowicz Każdy został człowiekiemSłonie mają po wojnach ogromną traumę. Nastawiają uszy i ogony i wydają bardzo niskie dźwięki. Zamykają się w sobie. Mój ojciec też zamk­nął się w sobie po powrocie z wojny kolonialnej i przez wiele lat nie wiedziałam nawet, że on na tej wojnie w ogóle był. Dopiero kiedy jeden z sąsiadów coś napomknął o Mozambiku, mój ojciec zaczął mówić.

Marta Correio, portugalska biolożka z Parku Narodowego Gorongosa

Wojna domowa wciąż siedzi w głowach ludzi, chociaż minęło od niej ponad dwadzieścia lat. Najpierw była kolonialna, potem domowa, w sumie zdążyły się narodzić dwa pokolenia nimi dotknięte. Nic dziwnego, że niektórzy boją się, że znowu będą musieli opuścić swój dom. Dlatego żyją z dnia na dzień. Niepewność jutra to stan ducha.

Clara de Oliveira z organizacji The Hunger Project

Nasza mentalność wciąż jeszcze skażona jest kolonializmem i patrzymy na Europę jak na punkt odniesienia. Myślimy o swoim zachowaniu jako uzależnionym od innych. Przez długi czas byliśmy niewolnikami wojny i ta wojna jeszcze całkowicie się nie skończyła.

Mia Couto, wywiad dla agencji informacyjnej Lusa z 17 czerwca 2015 roku na tydzień przed obchodami ­czterdziestolecia niepodległości MozambikuKalendarium

Przed IV wiekiem – teren dzisiejszego Mozambiku zamieszkują Buszmeni.

Około IV wieku do tego regionu przybywają ludy Bantu, które zys­kują na znaczeniu i stopniowo wypierają Buszmenów. Pomiędzy rzekami Limpopo a Zambezi rozkwita królestwo Mono­motapa, bogate w złoża mineralne oraz złoto.

Około IX wieku u wschodnich wybrzeży tej części Afryki zaczynają się pojawiać arabscy kupcy.

Między XV a XVIII wiekiem terytorium dzisiejszego środkowego i północnego Mozambiku podzielone jest na królestwa ludów: Danda, Uteve, Manyica, Barwe, Tsonga, Manganja, ­Chewa, ­Makua, Nyanja, Yao, Makonde.

1498 rok – Vasco da Gama przybija do wybrzeży dzisiejszego Mozambiku. Widzi, że wcale nie jest pierwszym człowiekiem o jaśniejszym kolorze skóry niż Afrykanie – wzdłuż nabrzeża chodzą ludzie w turbanach wyznający islam. Da Gama dowiaduje się, że są tu już prawie pięćset lat.

1500 rok – Vasco da Gama wraca do Mozambiku z grupą portugalskich kupców, którzy przejmują kontrolę nad handlem w regionie.

1505 rok – król Manuel wydaje rozkaz uwięzienia kupców muzułmańskich w prowincji Sofala, „ponieważ są wrogami naszej świętej wiary katolickiej i jesteśmy z nimi w ciągłej wojnie”.

1530 rok – powstaje pierwsza portugalska wieś, Sena, tymczasem portugalscy kupcy eksplorują tereny należące do królestwa Monomotapa; niektóre wymiany towarów pieczętują umową, inne odbywają się przy użyciu siły. Kopalnie znajdujące się na terenie królestwa uważane były za legendarne kopalnie króla Salomona.

1537 rok – powstaje kolejna osada, Tete, przy rzece Zambezi.

1544 rok – powstaje następna osada, Quelimane, u wybrzeży Oceanu Indyjskiego.

Około 1600 roku – Portugalia przysyła osadników pochodzenia hinduskiego. Żeniąc się z córkami miejscowych wodzów, przejmują kontrolę nad terenami uprawnymi i złożami kamieni szlachetnych.

1558 rok – na Ilha de Moçambique (wyspie Mozambik), nazwanej ku czci arabskiego kupca Mussy Ben Mbikiego, Portugalczycy rozpoczynają budowę Fortaleza de São Sebastião, największego fortu tego rodzaju w południowej Afryce. Do Afryki przypływają również katoliccy misjonarze, głównie jezuici, których celem jest ochrzcić jak najwięcej niewiernych. Chociaż wielu tubylców przyjmuje wiarę katolicką, to jednak nie do końca porzuca własne wierzenia.

1627 rok – wrogo nastawiony do Portugalczyków król Monomotapy Capranzina zostaje obalony, na tronie zasiada Mavura, który przyjmuje chrzest i ogłasza się wasalem Portugalii.

1693 rok – Portugalczycy zostają wypędzeni z wyspy Mozambik, na miejscu rdzenna ludność niszczy wiele budynków i kościołów postawionych przez Europejczyków. Przez dłuższy czas Portugalczycy nie mają dostępu do złóż złota z tego regionu. Przerzucają się na handel kością słoniową z okolic rzeki Zambezi. Tymczasem portugalski rząd decyduje, że tereny w Afryce, na których mieszkają Portugalczycy, należą do królestwa Portugalii. Miejscowi władcy nie chcą płacić mussoco, podatku w naturze polegającego na pracy mężczyzn, za których uważano wówczas już szesnastoletnich chłopców. Rozpoczyna się również handel niewolnikami.

XVII–XVIII wiek – wchodzi w życie system prazos. Prazeiros byli to osadnicy – biali i pochodzenia hinduskiego (goeses) – działający podobnie jak europejscy feudałowie podporządkowujący sobie ludność zamieszkującą tereny przez nich przywłaszczone. Również niektórzy misjonarze – jezuici i dominikanie – zostają właścicielami ziemskimi pobierającymi podatki, a kiedy handel niewolnikami staje się coraz bardziej opłacalny, zdarza się, że w nim pośredniczą.

1787 rok – Portugalczycy zakładają osadę Lourenço Marques, nazwaną tak na cześć rodzimego szesnastowiecznego kupca i odkrywcy terenów dzisiejszego Maputo, i przekształcają ją w fort obronny oraz kolejny port.

Początki XIX wieku – upada królestwo Monomotapa i ludy Nguni z terenów dzisiejszej Republiki Południowej Afryki przejmują kontrolę nad południowym regionem dzisiejszego Mozambiku, zamieszkanym przez ludy Tsonga, tworząc imperium Gaza.

1857 rok – były gubernator prowincji Sofala i Tete António Cândido Pedroso Gamitto podaje do publicznej wiadomości, że jedna czwarta niewolników została wywieziona z Mozambiku z powodu oskarżeń o czary. Oskarżającymi miały być ich własne plemiona. W ten sposób Portugalczycy zrzucają winę za handel ludźmi na tubylców, którzy rzekomo chcieli się pozbyć współplemieńców.

1869 rok – Portugalia znosi niewolnictwo. Szacuje się, że w XVIII i XIX wieku wywieziono z Mozambiku około pięciuset tysięcy ludzi.

1878 rok – Portugalia wynajmuje znaczne obszary na północy Mozambiku przedsiębiorstwom komercyjnym, w dużej mierze są to firmy brytyjskie. Bardziej niż handlem niewolnikami czy kością słoniową są one zainteresowane nasionami, z których można uzyskać olej – orzeszkami ziemnymi, sezamem. Ludność mieszkająca na tych terenach jest zmuszana do ich uprawiania.

1885 rok – na konferencji w Berlinie państwa europejskie dzielą między siebie kontynent afrykański.

1890 rok – przyszły komisarz regionu António Enes wydaje dekret, na mocy którego mieszkańcy nie muszą już płacić mussoco, za to ich pracodawcy muszą płacić dorosłym pracownikom 400 reis tygodniowo, nieletnim – 200 réis. Z braku wystarczających środków dekret ten oznacza dla wielu prazeiros koniec ich działalności. Muszą podnajmować lub sprzedawać własną ziemię. Enes miał również powiedzieć: „To prawda, że dusza Wilberforce’a nie przeniosła się na mnie, ale nie sądzę, że płynie we mnie krew czarnego; współczuję Negro, temu dużemu dziecku, złemu jak wszystkie dzieci – niech mi wybaczą wszystkie matki – chociaż posłuszne i szczere. Nie traktuję ich jako kogoś, kogo należałoby poddać eksterminacji ze względu na konieczność rozbudowy białej rasy, chociaż wierzę w niższość naturalną”. Pod koniec XIX wieku rozpowszechniło się też przekonanie, że rdzenna ludność jest niebezpieczna, głupia, leniwa, że tubylcy to przestępcy, terroryści i nieroby, podczas gdy Euro­pejczycy są dzielni, energiczni i ucywilizowani.

1891 rok – Portugalia i Wielka Brytania podpisują traktat wyznaczający granicę Mozambiku, istniejącą do dzisiaj.

1895 rok – imperium Gaza przestaje istnieć.

1907 rok – Portugalczycy przenoszą stolicę kraju z wyspy Mozambik do Lourenço Marques.

1921 rok – O Código de Assistência ao Nativo (Kodeks pomocy dla rdzennego) definiuje „cywilizowanego Afrykanina” i „prawdziwego obywatela Portugalii” jako tego, który mówi w języku portugalskim, nie stosuje się do żadnych plemiennych zwyczajów i ma regularną pracę. Pozostali, którzy nie odpowiadają powyższemu opisowi, będą pozostawać pod nadzorem administratorów kolonialnych.

1928 rok – António de Oliveira Salazar wchodzi do rządu Portugalii, cztery lata później zostaje premierem.

6 grudnia 1928 – zostaje opublikowany O Código de Trabalho dos Indígenas (Kodeks pracy tubylców). Artykuł 3 teoretycznie zabrania praktyki przymusowej pracy, ale mówi również między innymi: „nie można przeszkadzać tubylcom w spełnianiu moralnego obowiązku, aby zapewnili sobie środki utrzymania poprzez pracę, i tym samym niech służą ogólnym interesom ludzkości”. Artykuł 294 zastrzega możliwość przymuszania tubylców do pracy w wyjątkowych sytuacjach, artykuł 299 zezwala gubernatorom prowincji na użycie siły w przypadku rekrutacji do pracy.

1930 rok – rząd Portugalii publikuje Acto Colonial (Akt kolonialny). Na jego mocy pieczę nad terenami rdzennych mieszkańców przejmują wyznaczeni przez metropolię administratorzy, którzy na miejscu organizują sobie własną policję składającą się z tubylców, tak zwanych cipaios. Obowiązkowe stają się spisy ludności w celach podatkowych, służące również sprzedaży „rąk do pracy” do południowoafrykańskich kopalń. Kościół katolicki zostaje uznany za główną siłę cywilizowania tubylców.

Lata trzydzieste i czterdzieste XX wieku – dokument O Regime do Indigenato (Reżim tubylców) zostaje wdrożony na wszystkich terytoriach afrykańskich należących do Portugalii. Ludność zostaje podzielona na: indígenas, czyli rodzimych (Afrykanów niezasymilowanych), i não indígenas, nierodzimych, do których należeli obywatele Portugalii, zasymilowani Afrykanie (w praktyce uważano ich często za osobną, trzecią kategorię). Indígenas nie mieli obywatelstwa, byli zobowiązani do noszenia przy sobie caderneta indígena (karty tubylca) i podlegali wszystkim przepisom O Regime do Indigenato. Nałożono na nich obowiązek pracy, nie zezwalano im na przebywanie nocą w określonych obszarach miasta, ograniczono dostęp do punktów rozrywkowych (w kinach mogli oglądać tylko wybrane filmy).

1933 rok – Salazar zachęca najbiedniejszych rodaków do osiedlenia się na terytorium zamorskiej kolonii. W 1955 roku będzie ich sześćdziesiąt siedem tysięcy, w 1971 – już sto czterdzieści tysięcy. W 1961 roku według Junta de Investigações do Ultramar (Wspólnoty Badań Zagranicznych) i jej opracowania Promoção Social em Moçambique (Awans społeczny w Mozambiku) populacja Mozambiku złożona była z trzech warstw:

„a) Mniejszość (2,5%) składająca się z Europejczyków, Azjatów, mieszańców i różnych Afrykanów, skoncentrowana w zurbanizowanych miastach, miasteczkach i wsiach, jak również na terytoriach górniczych i w gospodarstwach rolnych. Trzyma w swoich rękach większość kapitału, jest zatrudniona w nowoczesnych dziedzinach rynku (usługi publiczne, handel, przemysł, transport, rolnictwo) i oddaje państwu prawie wszystkie dochody ;

b) Mniejszość (3,5%) składająca się z różnych ras, ale przede wszystkim z Afrykanów, mająca tendencję do życia w aglomeracji; jest w złej kondycji, na obrzeżach dużych skupisk ludności. ;

c) Zdecydowana większość (94%) z obszarów wiejskich Afryki ; żyją w zasadzie na skraju utrzymania się ”.

W 1950 roku na 6 milionów mieszkańców jest tylko 4555 zasymilowanych.

1950 rok – portugalski rząd wprowadza w życie „plan rozwoju”, chodzi głównie o rozbudowanie infrastruktury drogowej i kolejowej działającej w najważniejszych portach kolonii.

1951 rok – rząd w Lizbonie uznaje swoje kolonie za „zagraniczne prowincje”, tym samym czyniąc je integralną częścią Portugalii.

1954 rok – wchodzi w życie O Estatuto dos Indígenas Portugueses das Províncias da Guiné, Angola e Moçambique (Statut rdzennych Portugalczyków prowincji Gwinea, Angola i Mozambik), którego celem było zasymilowanie rdzennych mieszkańców z kulturą Portugalczyków żyjących w koloniach.

1960 rok – masakra w miejscowości Mueda. Portugalczycy otwierają ogień do kilkuset mieszkańców okolicy protestujących przeciwko wysokim podatkom.

6 września 1961 – O Estatuto dos Indígenas zostaje zniesiony; w ten sposób wszyscy rodzimi mieszkańcy Mozambiku, Angoli i innych zamorskich terytoriów zostają uznani za pełnoprawnych obywateli Portugalii. Wydawano jednak dwa rodzaje dokumentów tożsamości – inny dla uważanych wcześniej za rodzimych (indígenas), a inny dla tych, których uznawano za obywateli przed 1961 rokiem, czyli não indígenas. Wcześniejsi indígenas dostają cartão de identidade (kartę tożsamości), w której wyraźnie napisano „Prowincja Mozambik”, miejsce urodzenia i zamieszkania w rdzennym obszarze administracyjnym, byli não indígenas dostają bilhete de identidade (bilet identyfikacji), w którym nie ma odniesienia do miejsca zamieszkania ani prowincji i jest on identyczny z dowodami tożsamości mieszkańców metropolii.

1962 rok – w tanzańskim Dar es Salaam powstaje FRELIMO (Frente de Libertação de Moçambique, Front Wyzwolenia Mozambiku), ruch antykolonialny wpierany przez komunistyczne rządy wielu państw świata.

1964 rok – początek wojny kolonialnej, która trwa przez kolejne dziesięć lat. Ginie ponad trzy tysiące żołnierzy portugalskich i kilka tysięcy bojowników FRELIMO (dokładna liczba nie jest znana).

1970 rok – umiera António de Oliveira Salazar.

1974 rok – rewolucja goździków w Lizbonie; Marcelo Caetano, następca Salazara, kończy swoje rządy i tym samym powoli dogasają wojny kolonialne.

25 czerwca 1975 rok – Mozambik odzyskuje niepodległość.

1976 rok – wybucha wojna domowa pomiędzy FRELIMO, który chce wprowadzić komunistyczne rządy, a RENAMO (Resistência Nacional Moçambicana, Narodowym Ruchem Oporu Mozambiku), antykomunistyczną organizacją, wspieraną między innymi przez apartheidowe wówczas jeszcze władze Rodezji i Republiki Południowej Afryki. Trwa kolejne szesnaście lat.

4 października 1992 roku – podpisanie umowy pokojowej między FRELIMO i RENAMO.Skutek uboczny

Płytki się zerwały. Pokruszone jak herbatniki spadały na ziemię, tworząc nieokreślony wzór. Rozbebeszone chodniki ukazały czerwoną ziemię, na którą po chwili wypełzły palce. Powoli, bez pośpiechu macały przestrzeń. Krótkie, lecz szerokie, z wąs­kimi paznokciami, za którymi również czerwonoziem. Następnie ukazały się dłonie, ramiona, barki, po chwili siwa czupryna. Ta zastygła w oczekiwaniu, jakby zaklinowana w drogach rodnych ziemi. Ale nie. To tylko bystre oczy wypatrywały zagrożenia, lecz dostrzegły jedynie woreczek foliowy po cukierkach i skórkę od banana. Droga na górę trwała więc dalej. Wypełzła cała twarz, potem gęsta broda spadająca na umorusaną czerwonym pyłem białą koszulę włożoną pod czarny surdut. Kiedy reszta znalazła się na powierzchni, ciało znieruchomiało, nie wiedząc, w którą stronę się ruszyć. Tymczasem kilka przecznic dalej z ziemi wyłaniała się właśnie łysa głowa otulona na potylicy kołnierzem włosów. Niedaleko od tego miejsca pierwsze kroki stawiał człowiek o skośnych oczach, ubrany w szary mundur zapięty po grubą szyję. Otrzepywał z pyłu spodnie, rozglądając się za czapką z czerwoną gwiazdą na przodzie. Leżała metr od niego w kierunku wschodnim, gdzie spod ziemi wydobywał się inny skośno­oki mężczyzna w garniturze i okularach o grubych szkłach. Przetarł­szy je chusteczką, spojrzał w prawo, gdzie nad dosyć sporym dołem pochylał się pokaźny mężczyzna z kędzierzawą brodą. Mamrotał coś po niemiecku, wpatrując się w fale oceanu szalejące kilkadziesiąt metrów niżej. Ale to nie byli wszyscy.

Stolicą Mozambiku wstrząsnęło: Karol Marks, Włodzimierz Lenin, Mao Zedong, Kim Ir Sen, Fryderyk Engels, Olof Palme, Ho Chi Minh znów byli na świecie. Chwilę otrzepywali się jeszcze z ziemnego pyłu i kawałków pokruszonego betonu, po czym zaczęli energicznie do siebie machać.

– Już czas – powiedział Marks.

– Trzeba ruszać – potwierdził Lenin.

– Ale od czego zacząć? – spytał Mao Zedong.

– Chyba od kogo – sprostował Engels. – Chodźcie do mnie, stąd będzie najbliżej i stąd najlepiej wszystko widać.

Panowie mijali domy i samochody, jakich nigdy wcześniej nie widzieli, ale nie zwracali na nie żadnej uwagi. Doszedłszy do skarpy, na której siedział Fryderyk Engels, uścisnęli sobie dłonie i zaczęli schodzić z górki. Nieco dalej, bardziej na północ, rozciągał się widok na luksusowy hotel Polana. Zaprojektowany w latach dwudziestych XX wieku przez sir Herberta Bakera, światowej sławy architekta, w niczym nie przypominał surowych domostw, do których pakowali własnych obywateli. Tu rządziło bogactwo, oni bujali w komunistycznej chmurze.

– To chyba tutaj. – Kim Ir Sen wbił dłonie w zarośla, kiedy doszli do połowy pagórka. Długo przetrząsali gęstą roślinność wypełnioną głównie uroczynem, który kaleczył palce i drapał, a rozsunięty silnymi ramionami uwolnił maleńkie ptaki. Skuszone pięknem białych i żółtych kwiatów krzewu wpadły w niego jak w pułapkę. W końcu mężczyźni wsunęli dłonie w ziemię i wyciągali karabin po karabinie, granat po granacie i składali wszystko na kupkę. W kilka chwil zbudowali piramidę z broni wszelkiego kalibru, na sobie zawiesili po dwa kałasznikowy na krzyż, ustawili się jeden obok drugiego, zasalutowali i wtedy…

I wtedy się obudziłam.

Czytałam o tym. Wiedziałam, że mogą się zdarzyć, ale myślałam, że mnie ominą. A jednak skutki uboczne stosowania tabletek przeciwmalarycznych przerosły moje wyobrażenia. Odkąd przyjechałam do Mozambiku, noc w noc miałam sny, o których scenariusze mogłyby się bić wielkie wytwórnie filmowe. Nie tylko ja. Koleżanka Portugalka, zawodowa biolożka, śniła po tabletkach przeciwmalarycznych, że od częstego przebywania wśród małp w buszu sama stała się małpą. Do snów doszły później również: zawroty głowy, drżenie mięśni, zaburzenia równowagi i problemy z orientacją w terenie.

Ale jak tu się obejść bez leków? Nie stosować profilaktyki? Na malarię Mozambijczycy chorują kilka razy do roku. Tak pustoszy ich organizmy, że w połączeniu z ubogą dietą wynikającą z biedy, składającą się niemal codziennie z tego samego – ryżu i kawałka chudego kurczaka – często jest powodem śmierci przed czterdziestym rokiem życia. W gazetowych nekrologach przeważa informacja vítima de doença (ofiara choroby), a zamieszczona fotografia rzadko przedstawia osobę o siwych włosach.

Lenin, Marks, Engels, Kim Ir Sen, Ho Chi Minh i reszta istnieją w Maputo naprawdę. Każdemu przypisana jest jedna aleja w mieście. I każdy zastąpił jej wcześniejszą, portugalską nazwę.

Olof Palme, szwedzki polityk o socjaldemokratycznych poglądach, wspierający ruchy narodowowyzwoleńcze w Afryce, zmienił Józefa Anchietę, hiszpańskiego misjonarza kształconego w Coimbrze i oddanego Portugalii.

Ho Chi Minh, komunistyczny przywódca Wietnamu Północnego, zastąpił João de Andrade Corvę, dziewiętnastowiecznego ministra spraw zagranicznych Portugalii w czasach, gdy ważyły się losy afrykańskich kolonii.

Włodzimierza Lenina, rosyjskiego przywódcę rewolucyjnego, osadzono w miejsce Augusta de Castilho, wojskowego Marynarki Wojennej, służącego między innymi w Mozambiku.

Fryderyk Engels, niemiecki socjolog i idealista socjalizmu, zastąpił Artura, diuka Connaught i Strathearn, brytyjskiego księcia wspierającego działania Portugalczyków w Afryce.

Kim Ir Sen, komunistyczny przywódca Korei Północnej rozmiłowany w dziełach Karola Marksa, zmienił Tomása Rosado, generała piechoty i administratora kolonialnego w Mozambiku.

Karol Marks, niemiecki działacz rewolucyjny, socjalista, filozof i założyciel I Międzynarodówki, wymienił Manuela José de Arriagę, pierwszego prezydenta Portugalii po obaleniu monarchii w 1910 roku.

Mao Zedonga, komunistycznego przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej, ulokowano w miejscu, które zajmował ­Pedro Francisco Massano de Amorima, portugalski administrator kolonialny w Mozambiku.

Niesiony radzieckim rewolucyjnym podmuchem sprzed lat, uzbrojony w kałasznikowy, wojujący z kolonializmem, a potem zwycięski, niepodległy Mozambik budowany był na komunistycznych hasłach:

„Komunizm jest to nauka o warunkach wyzwolenia proletariatu” – Fryderyk Engels (Zasady komunizmu).

„Komunista – to słowo łacińskie. Słowo »komunista« pochodzi od słowa »wspólny«. Społeczeństwo komunistyczne – to znaczy: wszystko wspólne: ziemia, fabryki, wspólna praca” – Włodzimierz Lenin (Zadania związków młodzieży).

„Proletariusze nie mają w niej nic do stracenia, prócz swych kajdan. Do zdobycia mają cały świat” – Karol Marks (Manifest komunistyczny).

Kajdany zatrzasnęli Mozambijczykom na przegubach Portugalczycy. Nic zatem dziwnego, że ulice zmieniły nazwy.

W Maputo, w kwadracie, który wszyscy określają jako bezpieczny, aleje Włodzimierza Lenina, Karola Marksa, Olofa Palmego, Mao Zedonga, Kim Ir Sena, Ho Chi Minha, Fryderyka Engelsa leżą po sąsiedzku, czasem wręcz przecinają się. Chyba nigdy w historii nie zdarzyło się, żeby panowie przebywali w swoim towarzystwie jednocześnie i tak blisko. I chyba nie ma na świecie kraju (oprócz Zimbabwe), który poświęciłby rondo Robertowi Mugabemu, dyktatorowi rządzącemu sąsiednim państwem od trzydziestu pięciu lat bardzo twardą ręką. On również przyśnił mi się tej samej nocy, ale z jakiegoś powodu (być może dlatego, że wciąż żyje) nie wyszedł z ziemi. Ale to był tylko sen. Reszta już nie.

*

Do Maputo przyjechałam około godziny siedemnastej. Na początku kwietnia o tej porze w tej części Afryki jest wciąż widno, ale słońce ma już pomarańczową, ciemniejszą barwę niż w samo południe, a cienie się wydłużają. Wszystko wydaje się wówczas bardziej przygnębiające niż w blasku rześkiego poranka.

Autobus zajechał najpierw na umowny przystanek w Matoli, znajdujący się na poboczu zakrętu drogi prowadzącej do bramy wjazdowej do Maputo. Hamując, wzbił w powietrze nie tylko pył czerwonej gleby, ale i kury, które chodziły w kółko po szerokim pasie gołej ziemi. Gdakając i trzepocząc skrzydłami, przez chwilę utrudniały życie tym, którzy wysiedli z autobusu i zamierzali wytargać bagaż z bagażnika. Ucichły dopiero w momencie, gdy jeden z mężczyzn wyciągnął najpierw jedną paletę z czterdziestoma jajkami, potem następną i kolejną. Za jajkami poszły ogromne, wypchane do granic możliwości ceratowe torby w czerwono-czarno-białą kratę oraz worki z ryżem i kukurydzą. Na wysiadających już czekali najbliżsi. Kto miał wózek na kółkach (lub zbitą z kilku desek jego imitację), pakował na niego bagaż i odchodził. Większość kierowała się wstecz, do przedmieść o bardzo gęstej i bardzo niskiej zabudowie przypominającej slumsy. Ale nie nazwę ich slumsami – to był ich dom, jedyny, na jaki było ich stać.

Autobus nagle opustoszał. Z trzydziestu kilku osób, które nim jechały, zostało raptem pięć. I zrobiło się zupełnie cicho. Terkotał jedynie silnik w towarzystwie szumu klimatyzacji.

Po nieprzerwanej nawet cieniem zieleni, która ciągnęła się non stop od granicy z Republiką Południowej Afryki aż do stolicy Mozambiku, widok miasta wbija w fotel. Po prawej ocean, równie łagodny jak roślinność, po lewej beton budynków, z których wiele ledwie się trzyma. Ten kontrast nienaruszonej natury z mocno naruszonym wytworem człowieka, podkręcony jeszcze słońcem, zamraża mimo upału przekraczającego trzydzieści pięć stopni Celsjusza. Tak jak wcześniej oko rejestrowało drzewo za drzewem, aż w końcu zlewały się one w jeden usypiający obraz, tak teraz rejestruje budynek za budynkiem. Ich widok natychmiast budzi z letargu. Promienie słońca, zamiast odbijać się od szyb i oślepiać patrzącego, wpadają do środka domu, a nie napotkawszy niczego, umierają. Właśnie to sprawia, że miasto wydaje się opustoszałe, chociaż w jego aglomeracji żyje ponad milion osób.

Aleje Marksa, Lenina, Kim Ir Sena, Ho Chi Minha czy Palmego zapełnione są ludźmi, którzy próbują sprzedać cokolwiek, by mieć na przeżycie. Swoimi ciałami zakrywają braki w chodnikach, jakby próbowali zasłaniać to, co zostało z górnolotnych socjalistycznych haseł. Płytki są naprawdę ukruszone, w wielu miejscach ich zwyczajnie nie ma, wyziera tylko czerwona ziemia. Gdzieniegdzie widać jeszcze żeliwne płyty studzienek kanalizacyjnych z napisem „Saneamento L. Marques”, czyli „Urządzenia kanalizacyjne L. Marques” (przed odzyskaniem niepodległości w 1975 roku stolica Mozambiku nazywała się ­Lourenço ­Marques). Trzeba uważać, żeby nie zranić palców u stóp. Wojna domowa, która wybuchła w 1976 roku prawie zaraz po zakończeniu kolonialnej z Portugalczykami (1964–1974) i trwała przez kolejne szesnaście lat, chociaż nie wchodziła do miasta, wpełzała do niego inaczej. Przez ponad dekadę korniki zjadały drewno okiennic, które niezabezpieczane żadnym środkiem, miękły również od wilgotnego klimatu; tynki blakły, kruszały, w końcu odpadały. To samo działo się z betonem trotuarów. Jak w przypadku każdej wojny, ludzie mieli wówczas większe problemy niż dbanie o stan domów i chodników. Ważniejsze były brzuchy. A po wojnie nie było i wciąż nie ma pieniędzy na naprawę wszystkich ulic i budynków. Wyremontowano jedynie te najbardziej potrzebne i reprezentacyjne – przed urzędem miasta, ambasadami, bankami i hotelami. Reszta stolicy musi na razie poczekać.

– Tylko syf i bałagan w Maputo – usłyszałam w RPA od białych, którzy często jeżdżą do sąsiada łowić ryby. – Najlepiej od razu je minąć i udać się dalej.

Przypomniało mi to słowa, które wypowiedział Ernesto Augusto de Melo Antunes, jeden z liderów portugalskiej rewolucji goździków z 1974 roku. Na krótko przed śmiercią w 1999 roku w wywiadzie dla telewizji RTP przyznał: „Wielu portugalskich przywódców politycznych twierdzi, że dekolonizacja przebiegła w taki sposób, jak tylko było to możliwe. Myślę jednak, że nie. Dekolonizacja była tragedią. To była tragedia, w jaki sposób jej dokonano. Tak samo jak i sama kolonizacja. Nie ponoszę odpowiedzialności za to, co dzieje się tam teraz, bo wiąże się to z miejscowymi przywódcami i ruchami politycznymi. Biorę jednak odpowiedzialność za negocjacje w sprawie dekolonizacji, za to, że nie została ona przeprowadzona w sposób, który pozwoliłby uniknąć sytuacji, w jakiej znajdują się dziś byłe portugalskie terytoria afrykańskie”.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

[email protected]

Sekretarz redakcji: [email protected]

Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa,

tel./fax +48 22 621 10 48

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Dział marketingu: [email protected]

Dział sprzedaży: [email protected]

[email protected], [email protected]

Audiobooki i e-booki: [email protected]

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków, tel. +48 12 432 08 52,

[email protected]

Wołowiec 2016

Wydanie I

Ark. wyd. 8,9
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: