Szklane skrzydła - ebook
Szklane skrzydła - ebook
Pospiesznie zawarte małżeństwo więzi serce i umysł młodej kobiety w pułapce przemocy domowej.
U progu dorosłości 17-letniej Penny Carson wydaje się, że znalazła swojego księcia z bajki w osobie zatrudnionego na farmie pracownika sezonowego, Trenta Taylora. Jego efekciarskie obietnice i ładna buzia przekonują Penny, że właśnie Trent jest jej ucieczką od apodyktycznego ojca i nudnego, prowincjonalnego miasteczka. Ale szczęście małżeńskie Penny nie trwa dłużej niż ich niezwykle krótkie narzeczeństwo. Nie mając wyboru, poddaje się losowi żony kontrolowanej przez męża, który nie kontroluje siebie… Kiedy 10 lat później w wyniku wypadku przy pracy Trent nie jest w stanie utrzymać rodziny, musi pozwolić żonie podjąć pracę przy sprzątaniu domów. Tam Penny poznaje dwie kobiety z różnych światów, które otwierają jej życie na nieskończoną liczbę możliwości, uczą ją na nowo żyć i śmiać się – oraz zarażają hartem ducha, który w ostateczności pozwoli jej odnaleźć samą siebie.
GINA HOLMES jest uznaną autorką takich bestsellerowych powieści, jak Crossing Oceans (Pokonać ocean) oraz Dry as Rain. W 2005 roku założyła literacką stronę internetową Novel Rocket, cieszącą się ogromnym uznaniem. Gina mieszka ze swoim mężem i dziećmi w południowej Wirginii w Stanach Zjednoczonych.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7516-881-5 |
Rozmiar pliku: | 657 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zawsze mówił, że jeśli odejdę, zabije mnie, ale są gorsze rzeczy od śmierci. Nie wiedziałam o tym, dopóki nie spotkałam Trenta Taylora i nie wyszłam za niego za mąż. Rany i siniaki nie przeszkadzały mi tak bardzo, jak zniewagi i oskarżenia. Ktokolwiek powiedział: „Kije i kamienie mogą połamać mi kości, ale słowa mnie nie zranią”, pewnie nigdy nie doświadczył języka, który dobrze wie, jak ciąć.
Mam nadzieję, że nigdy nie poznasz tego rodzaju cierpienia, synu. Ale przede wszystkim mam nadzieję, że nigdy nie będziesz jego przyczyną. Jak mógłbyś? Masz takie dobre serce! Mój słodki Emmanuelu!
Z pewnością do tej pory już ci wspomniałam, co oznacza twoje imię – „Bóg z nami”. Ponieważ był z nami, Manny. Ponieważ jest. Nawet jeśli jeszcze nie zdajesz sobie sprawy, jakie to szczęście mieć takie wspaniałe imię. Ja swojego nienawidziłam – Penny, bo dokładnie tyle czułam się warta przez większość mojego życia1. Ale Bóg posłużył się tobą, aby to wszystko zmienić.
Zanim zacznę tę historię, ważne jest, abyś wiedział, że nie chcę, żebyś znienawidził swojego ojca. Jest tylko człowiekiem – upadłym, jak my wszyscy. Ale wiem, że pojawią się pytania o niego, dlatego postanowiłam, że kiedy będziesz już wystarczająco duży, podzielę się z tobą wszystkim, co wiem. Ten dzień jeszcze nie nadszedł – bo dopiero zaczynasz mówić! – ale lepiej zabrać się za pisanie, kiedy wszystko jest jeszcze świeże w pamięci. Chociaż wiem, że niektórych rzeczy nigdy nie da się zapomnieć.
Lektura tego nie będzie łatwa, ale, proszę, nie zmuszaj się, jeśli poczujesz, że to dla ciebie zbyt wiele. Nie należę do tych ludzi, którzy są przekonani, że wszelkie prawdy muszą zostać wypowiedziane. Jeśli jednak będziesz chciał czy musiał wiedzieć, wolałabym, żebyś usłyszał całą historię ode mnie, niż zbierał kawałki układanki od innych, nie będąc w stanie połączyć ich w prawdziwą całość.
Poza tym twoja babcia dawno temu powiedziała mi, że najlepszym sposobem na to, aby nie powtarzać historii, jest ją poznać. Z tym akurat bym się zgodziła.
1 Penny to zarówno imię, jak i angielska moneta o najniższej wartości, jednopensówka, grosik.jeden
Trent Taylor wkroczył w moje życie w zakurzonych butach roboczych, wyblakłych błękitnych dżinsach i w aurze, która nie pozwalała oderwać od niego oczu.
Latem 1999 roku mieliśmy rekordowe zbiory, więc tata mógł sobie pozwolić na wynajęcie kogoś do pomocy. Wszyscy cieszyliśmy się, że w kieszeniach zostało trochę pieniędzy i mamy dodatkową parę rąk do pracy, więc nie zaglądaliśmy darowanemu koniowi w zęby. Była to historia podobna do tej z wojny trojańskiej. Wszyscy pozwoliliśmy mu wejść w nasze życie, bez wcześniejszego sprawdzenia, co ma w środku.
Wydaje się surrealistyczne myśleć, że jeśli nie spadłoby dostatecznie dużo deszczu i ceny tytoniu nie wzrosły ze względu na zarazę, która prawdopodobnie zaatakowała wszystkie farmy poza naszą, nie moglibyśmy sobie pozwolić na wynajęcie Trenta. Jak wiele oszczędzono by mi bólu… ale wtedy nie miałabym ciebie, Manny. Przeszłabym przez to wszystko tysiąc razy, żeby tylko cię mieć.
Był późny sierpień, parny i wilgotny. Delikatny powiew wiatru przywiał do mnie zapach pieczeni, którą mama robiła co czwartek, bo tata tak chciał. Nasz kot, Seymour, gonił po podwórku kurczaki. Uwielbiał terroryzować te biedne ptaki. Ja jak zwykle krzyczałam na niego, ale nie zwracał na mnie uwagi – na nikogo poza tatą.
Aż do tego popołudnia nigdy wcześniej nie widziałam, żeby kurczaki robiły coś innego niż uciekanie przed złośliwym, starym Seymourem. Ale tego dnia najmniejszy z nich odwrócił się i dziobnął go prosto między oczy. Nadal nie jestem w stanie powstrzymać się od śmiechu, kiedy przypomnę sobie, jak kocur głośno wrzasnął zdziwiony i przefrunął w powietrzu trzy metry w tył, najpierw unosząc ogon, jakby sam Bóg za niego złapał i zaraz puścił.
Kiedy Seymour wylądował na ziemi, a kurczaki wróciły do dziobania w piachu, wróciłam do pracy. Pochyliłam się nad koszem z praniem, trzymając klamerki w ustach i nucąc sobie coś pod nosem.
Mimo że mieliśmy suszarkę do ubrań, twój dziadek rzadko pozwalał mamie lub mnie jej używać. Nie widział sensu w marnowaniu pieniędzy na prąd, kiedy słońce i wiatr mogą wykonać tę pracę za darmo. Sama zapłaciłabym za to te parę groszy, ale w gospodarstwie mojego ojca kobiety miało być widać, jak pracują, a nie słychać, jak narzekają.
Schyliłam się, aby przypiąć bokserki taty, starając się nie tknąć niczego, poza najwyżej skrawkiem górnego paska, kiedy poczułam z tyłu, przy uchu ciepły oddech i szorstką dłoń na mojej dłoni. Stałam jak sparaliżowana i tylko gapiłam się na wprost, przed siebie, na piaszczystą drogę prowadzącą do naszego domu. Wstrzymałam oddech, czując pulsującą w skroniach krew.
Trent musiał wziąć mój brak protestu za zachętę, ponieważ jego druga ręka objęła mnie ciasno w talii i szarpnęła do tyłu, przyciągając do niego. Wyszeptał mi do ucha głosem szorstkim jak papier ścierny i miękkim jak słodki krem: – Ostatni raz widzę, jak moja kobieta dotyka bielizny innego mężczyzny.
Ledwo mogłam oddychać. W wieku siedemnastu lat nigdy nie byłam dotykana przez mężczyznę z wyjątkiem ciągnięcia za warkocz, kiedy byłam nieposłuszna. Nigdy nawet nie trzymałam chłopaka za rękę, a to był mężczyzna, dorosły mężczyzna, który otwarcie rościł sobie do mnie prawo. W tej samej chwili otwarły się ze skrzypieniem siatkowe drzwi na ganku i rozległy ciężkie kroki twojego dziadka.
Wtedy Trent się cofnął, ale w końcu zebrał się na odwagę, odwrócił się i spojrzał mu w oczy. Był wtedy u nas już od paru tygodni i widziałam go wiele razy, ale dopiero teraz zauważyłam jego kurze łapki, które sprawiały, że wyglądał, jakby ciągle mrużył oczy przed słońcem, czy małą szramę przecinającą pełną dolną wargę. Jego dłuższe włosy miały ciemniejszy odcień niż mój myszowaty blond, i było coś w kształcie jego nosa, co przywodziło na myśl symetryczne skrzydła samolotu. Pewnie ludzie mogli wtedy powiedzieć wiele rzeczy o twoim ojcu, ale nikt nie mógł zaprzeczyć, że był przystojnym mężczyzną.
– Co tam robisz? – Tata stał na ganku, opierając się o kolumnę, trzymając w dłoni szklankę wody, która pociła się tak samo jak on.
Podniosłam koszyk z praniem, opróżniony jedynie do połowy, zamierzając ruszyć do środka, ale nie zrobiłam nawet kroku, bo znów poczułam szorstką dłoń Trenta zaciskającą się mocno wokół talii.
– Mam przerwę. – Odezwał się do ojca, ale nie odrywał oczu ode mnie. Przewiercał mnie wzrokiem na wylot, uśmiechając się wyzywająco. Poznam to szczerzenie zębów kota z Cheshire2 naprawdę dobrze przez lata, które miały nadejść. Pojawiało się, kiedy wiedział, że wygra albo jest bliski wygranej. Zastanawiam się, co takiego wtedy dostrzegł, że mnie puścił.
– Lepiej wróć już do pracy. – Głos taty był głośny jak grzmot pioruna, aż zadrżałam.
Uśmiech Trenta stał się tylko szerszy. – Nie bądź taki groźny dla swojego przyszłego zięcia. – Teraz mierzył mnie wzrokiem jakby patrzył na stek, który zamierza pokroić na kawałki.
Jego świdrujące oczy przyprawiały mnie o dreszcz, jakiego wcześniej nie znałam.
Tata cisnął szklanką o balustradę ganku. – Czy ty mnie słyszysz, chłopcze? Nie będę ci dwa razy powtarzał.
Trent podniósł ręce, jakby został aresztowany. – Spokojnie, człowieku! Tylko z nią rozmawiam.
Głęboko w sercu poczułam się jak motyl złapany w słoik. Nikt nigdy nie rozmawiał z moim ojcem w ten sposób.
Jaką byłam idiotką, sądząc, że zuchwałość Trenta wynikała z tego, że był mną tak bardzo zauroczony. W swoich myślach byłam księżniczką, tata smokiem, a Trent oczywiście rycerzem, który przyszedł uwolnić mnie z wieży.
Pod obstrzałem nadal w nas utkwionego wzroku taty Trent wyszeptał, że jestem najpiękniejszą rzeczą, jaką widziały jego oczy. Wykrzywiłam usta, jakby był szaleńcem, ale w środku byłam już załatwiona. Nigdy żaden mężczyzna nawet mi nie powiedział, że jestem ładna.
Złapałam przynętę. Pierwsze zarzucenie wędki i zostałam złowiona, łykając z radością jego słowa, gdy tymczasem haczyk coraz mocniej zagłębiał się w moim ciele.
Kiedy twarz ojca przybrała odcień purpury i zaczął iść schodami w dół, Trent udał, że unosi kapelusz, którego nie miał i pochylił się nade mną, aby wyszeptać, że będzie czekał na mnie o północy przy młynie i lepiej, żeby jego kobieta tam była. Kobieta, powtarzałam w myślach, rozkoszując się dźwiękiem tego słowa. Omotał mnie tamtej nocy, a pod koniec tygodnia zgodziłam się z nim uciec.
Za namową Trenta zostawiłam rodzicom list, prosząc, żeby mnie nie szukali.
Pomimo moich obaw – przemieszanych jednak z nadzieją – rodzice nigdy nie zapukali do moich drzwi, aby mnie odzyskać. Nikt nie zapukał.
2 Kot z Cheshire – jedna z postaci w powieści Alicja w Krainie Czarów Lewisa Carolla, zwierzę, które ciągle tajemniczo się uśmiecha.dwa
Niczego nie chciałam tak bardzo, jak ciebie, Manny. Oczywiście nie wiedziałam, że to będziesz ty. Dla mnie mogłeś być małą dziewczynką, parą bliźniaków czy elfem z dwoma głowami. Chciałam tylko kogoś, kto by mnie kochał bez względu na to, czy przypalę ciasto, czy nie, czy pościelę łóżko, czy nie. Po prostu chciałam być kochana taka, jaka jestem.
Myślałam, że twój ojciec nie mógł mi dać bezwarunkowej miłości, której pragnęłam, ponieważ w jakiś sposób byłam wadliwa, ale teraz wiem, że problemem był on. Miłość to nie rejestr krzywd, ale Trent był mistrzem ewidencji. Jeśli byłam spóźniona z kolacją, dopilnował, żebym za to odpokutowała. Byłam przekonana, że mnie nienawidzi, bo nie dałam mu dziecka, i jeśli tylko byłabym w stanie to zrobić, nasze życie byłoby dużo lepsze. Nie musisz mi mówić, jak błędne było moje rozumowanie.
Któregoś dnia dopadła mnie myśl, że próbowaliśmy zajść w ciążę od ponad dziesięciu lat. Uświadomienie tego było takim ciosem, że zaczęłam płakać i płakałam tak długo, aż poczułam się zupełnie wyczerpana.
Po wypłakaniu wszystkich łez zwinęłam się w kłębek na podłodze i błagałam Boga, żeby wyciągnął mnie z tego nieszczęścia.
– Penny, wstań z podłogi. Przez te twoje płacze sąsiedzi pomyślą, że cię tu morduję.
Czułam zimno płytek na policzku, a wzór jednej z nich odcisnął się na mojej skórze. Usiadłam i patrzyłam na niego. Nie był dużo wyższy, kiedy staliśmy obok siebie, ale z każdym rokiem wydawał się coraz większy. Wtedy czułam się jak Calineczka.
Chrząknął. – Jeśli połowę czasu, który marnujesz, zamartwiając się, że nie masz jakiegoś beczącego siuśmajtka, przeznaczyłabyś na to, żeby być dobrą żoną, może nie wstydziłbym się zaprosić znajomych do tej dziury.
Jego słowa cięły głęboko. Może dlatego, że były prawdziwe? W naszym małym, pokrytym papą domu zapanował ostatnio lekki bałagan. Wtedy o tym nie wiedziałam, ale teraz wydaje się to jasne jak słońce, że cierpiałam na poważną depresję. Opuszczone rolety nie wpuszczały światła, a zamknięte okna powietrza. Przestałam zrywać kwiaty i ustawiać je w domu. Przestałam robić prawie wszystko, poza niezbędnym minimum, jakim było przygotowywanie kolacji, pranie i mycie naczyń.
– Przepraszam, Trent – odpowiedziałam złamanym głosem.
Wykrzywił twarz. – Prze… przepraszam, Trent. – Powtarzał, przedrzeźniając mnie. – Ja tylko tak bardzo pragnę dziecka. Wtedy jeszcze bardziej będę mogła cię zaniedbywać. – Strzepnął na mnie popiół z papierosa, którego palił. Pomarańczowy żar ukłuł moją skórę, aż podskoczyłam.
Spojrzałam na rękę. Mały czerwony półksiężyc pojawił się tuż poniżej żółtawego siniaka. Polizałam środkowy palec i przyłożyłam do ranki, aby ślina mogła ją schłodzić. – Dawniej mówiłeś, że też chciałbyś mieć syna. – Ojciec Trenta zaniedbywał go w okrutny sposób i kiedy byliśmy jeszcze młodsi i lepiej się między nami układało, mój mąż wyznał mi, że jego największym pragnieniem jest naprawić stosunki z ojcem i pokazać mu, co to znaczy być prawdziwym tatą.
– Jeśli życzenia byłyby pensami3, miałbym więcej leniwych kobiet, niż byłbym w stanie wykarmić.
Nienawidziłam go, kiedy drwił z mojego imienia, ale z pewnością właśnie dlatego to robił. – Jeśli jestem taka straszna, dlaczego się ze mną ożeniłeś?
Zaczął cmokać i prawie byłam pewna, że napluje na mnie, ale zamiast tego wyciągnął rękę i podał mi, żebym wstała. Nie miałam powodu, żeby mu ufać, więc balansowałam swoim ciałem w taki sposób, że jeśliby mnie puścił, nie upadłabym. Ale nie zrobił tego. Ciągnął mnie, aż stanęłam na nogi, a potem przysunął do siebie.
– Penny, nie chcę, żebyś się aż tak denerwowała tym, czy mamy dziecko, czy nie. Pewnie, że fajnie byłoby mieć syna, ale jedyną osobą, której potrzebuję w życiu, jesteś ty. – Pogładził mnie po plecach.
I kiedy wszystko wyglądało na to, że mu naprawdę na mnie zależy, zaczął znów obrzucać mnie obelgami. Wtrąciłam coś, ale on uznał to za brak szacunku i zanim zdążyłam się zorientować, jego pięść trzasnęła o moją skroń.
Błyskające światła rozbłysły w pokoju, a ja upadłam na kolana. W uszach dźwięczało mi tak głośno, że nie słyszałam, co do mnie mówi. Powoli jego sylwetka i słowa znów nabierały ostrości.
Jego górna warga odsłoniła zęby. – Następnym razem, kiedy będę się starał zaoferować ci nieco konstruktywnej krytyki, nie waż się pyskować. Masz mi podziękować, rozumiesz? Jestem twoim mężem i muszę o ciebie dbać. Jeśli ja ci nie powiem prawdy, kto to zrobi?
Prawda. Zupełnie już nie wiedziałam, co to słowo znaczy.
Trzymałam się za głowę, czując, jak strużka krwi wije się, spływając po twarzy do ust. Przez dłuższą chwilę klęczałam na podłodze, słuchając, jak krzyczy, żebym wstała. Kopnął mnie raz, bez przekonania, ale nie mogłam nawet drgnąć. Byłam w innym miejscu i czasie. Byłam znów Księżniczką Penny ze swojego dzieciństwa, wołającą, żeby ktoś mnie uratował.
Bóg usłyszał, Manny. Zawsze słyszy.
***
Następnego ranka wstałam wcześniej, jak to robiłam każdego dnia, i przygotowałam twojemu tacie jajka. Z jednym kęsem były zbyt miękkie, przy następnym zbyt twarde. Przepraszałam, że nie jestem dobrą kucharką, lepszą gospodynią, lepszą… możesz wymienić, co chcesz.
Włożył tył koszuli do swoich roboczych spodni i zgarnął z blatu pudełko z lunchem, który dla niego przygotowałam. Podałam mu termos z kawą, zastanawiając się, co by się stało, gdybym pewnego dnia zapomniała go zakręcić. Czy mocno by się poparzył? Wszelki umysł poddaj w posłuszeństwo, powtarzałam sobie w duchu, kiedy szedł w moim kierunku. Cofnęłam się, nie wiedząc, czy zamierza mnie pocałować, czy uderzyć. Tego ranka miałam szczęście.
Jego ciężkie buty robocze dodały mu parę centymetrów, więc musiałam stanąć na palcach, aby go dosięgnąć. Kiedy dotknęłam już jego rozchylonych ust, chrząknął, jakbym powiedziała coś, z czymś się nie zgadza.
Kiedy wyszedł, podeszłam do okna, czując się kompletnie wyczerpana. Był to rodzaj zmęczenia, który przenika do szpiku kości i sprawia, że ciało staje się jak z ołowiu. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to mieć otwarte oczy i patrzeć, jak nasz zardzewiały samochód wyjeżdża sprzed domu i z piskiem opon wchodzi w zakręt.
Kiedy już odjechał, zauważyłam plamy keczupu i kto wie czego jeszcze, rozlewające się strugami po niegdyś białej, a teraz pożółkłej od papierosów farbie. Przesunęłam opuszkami palców po szorstkiej ścianie w salonie, przypominając sobie obietnice Trenta, że pomaluje go na jaki tylko kolor będę chciała. Przez lata jego martwe obietnice zaczynały tworzyć długi rząd, niczym samochody w żałobnym orszaku.
Długo tak stałam z dłonią przyłożoną do odpadającej farby. Wiedziałam, że powinnam wziąć gąbkę i wyczyścić przynajmniej ten najgorszy brud. Powinnam wyczyścić wiele rzeczy. Ale nawet jeśli dom byłby idealnie wysprzątany, i tak Trent znalazłby coś, na co mógłby narzekać, coś, czego nie byłaby w stanie załatwić nawet butelka Windeksu.
Już miałam wracać do sypialni, kiedy ktoś zapukał do tylnych drzwi. Nie miałam przyjaciół, a moja rodzina była pięćset kilometrów stąd. Mieszkaliśmy trochę na uboczu i na naszej ulicy mieliśmy zaledwie dwóch sąsiadów, którzy obaj raczej trzymali się od Trenta z daleka, więc nie miałam pojęcia, kto to może być.
Spojrzałam przez otwarte okno w kuchni z rozdartą siatką i zobaczyłam kobietę, która wydała mi się znajoma. Kilka sekund zajęło mi skojarzenie jej z osobą, która przyniosła dla mnie ciasto, kiedy pierwszy i ostatni raz wybrałam się do kościoła Sheckle Baptist, około sześciu miesięcy temu.
Trent i jego kumple zjedli później to ciasto podczas jednej z alkoholowych libacji. Oblizując pomarańczowy lukier z palców, powiedział wtedy, że ludzie chodzący do kościoła to banda zakłamanych smutasów, którzy żyją w jeden sposób i oczekują, że reszta się do nich dostosuje. Nie wróciłam do kościoła, ale Biblia, którą od niej dostałam i która miała zastąpić egzemplarz zaginiony podczas pijackich tyrad twojego ojca, nadal leżała pod łóżkiem.
– Dawno się nie widziałyśmy. – Odezwała się kobieta z Kościoła. W słońcu jej włosy lśniły jak jedwabisty łan zboża i tak samo ładnie się układały. W kącikach oczu miała cieniutkie zmarszczki, ale reszta twarzy była gładka, co sprawiało, że trudno było odgadnąć jej wiek.
– No tak, dawno. – Zgodziłam się. W żadnym razie nie mogłam zaprosić jej do środka, mając w mieszkaniu taki bałagan. Poza tym nie miałam na to ochoty.
Jakby czytała w moich myślach, przyłożyła wierzch dłoni do czoła, jakby była Scarlett O’Harą. – Gorąco jak w garnku z melasą!
– Jak co? – zapytałam, bo wydawało mi się, że źle usłyszałam.
– Jak w garnku z melasą – powtórzyła, a potem zaczerwieniła się, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, co powiedziała. – Tak mówiła moja mama. Nie zawsze z sensem. Pokój jej duszy.
Nie chciałam jej okłamywać, więc zapytałam wprost. – Wie pani, jestem trochę zajęta. Więc w czym mogę pani pomóc?
Spojrzała na mnie, jakby mi nie wierzyła. Nie miało dla mnie znaczenia, czy mi wierzy, czy nie. Ważne było, żeby jak najszybciej stąd zniknęła.
– Nie chcę zabierać pani czasu. Zastanawiałam się tylko, czy zamierza pani pojawić się znowu w naszym kościele?
Dlaczego jej tak na tym zależy? Przecież nie musieli sztucznie zapełniać ławek czy koszów z darami. Poza tym nawet jeśli liczyli na daninę od Trenta, to przecież 10% od niczego nadal pozostaje niczym. Wtedy nie rozumiałam, że można martwić się o czyjąś duszę. Twoja mama nie była w stanie myśleć o innych rzeczach niż o tym, jak przeżyć, kochanie.
Mocno zacisnęłam palce w skarpetkach. – Teraz modlę się w domu.
Zmrużyła oczy, wpatrując się we mnie niepokojąco długą chwilę. – W Biblii jest napisane, że powinno się należeć do Kościoła.
Omiotłam wzrokiem ją i zarośnięty trawnik i spojrzałam na oponę od ciągnika, która stała oparta o stary, rozbebeszony Yugo, którego Trent przyprowadził dwa lata temu i od tego czasu nawet nie tknął palcem. – Nieprawda, nie napisano tak.
Kobieta zaśmiała się. – Widzę, że dobrze zna pani Pismo Święte, prawda?
– Mój tata się o to postarał. – Ale nie powiedziałam jej, jak na siłę wduszał mi je do gardła za każdym razem, kiedy zrobiłam coś nie po jego myśli. Nienawidziłam świątobliwości, którą ojciec prezentował, tego groźnego pryncypała w niebie, który miota pioruny i razi nimi kobiety, które nie są posłuszne mężom, czy dzieci, które buntują się przeciwko ojcom. Wersja mamy była o wiele łagodniejsza. Dla niej Bóg był tym, który ocierał łzy i podnosił cię, kiedy upadasz. W takiego Stwórcę wierzyłam, chociaż wtedy naprawdę niewiele o nim wiedziałam.
Kobieta odgarnęła pasmo włosów z policzka. – W dziesiątym rozdziale Listu do Hebrajczyków napisano: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak się to stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem, i to tym bardziej, im wyraźniej widzicie, że zbliża się dzień”.
Musiał ukąsić mnie komar w podbródek, bo swędził jak oszalały. Drapałam mały guzek i zastanawiałam się nad tymi słowami. Po kilku sekundach odezwałam się. – Ale napisano również, że jeśli zbierze się dwoje lub więcej ludzi w imię Jezusa, On tam z nimi jest. – Byłam z siebie dumna, że nie tylko potrafiłam zabrać głos, ale dla odmiany to, co powiedziałam, zabrzmiało nawet inteligentnie.
Pasek torebki ześliznął się jej z ramienia. Wsunęła go z powrotem. Nie wiem, czy miała jedwabną czy satynową bluzkę, ale błyszczący materiał wyglądał pięknie i z pewnością chłodził. Nie mogłam przestać myśleć o tym, ile coś takiego może kosztować. Pewnie więcej niż nasz czynsz.
– No dobrze. Penny, tak?
– Zgadza się. – O ile ładniej brzmiało moje imię, kiedy nie miota się nim jak przekleństwem. Przemknęło mi przez głowę, że najwyższy czas skończyć tę rozmowę, kiedy jeszcze panuję nad sytuacją. Poza tym zaczynały mnie już boleć plecy od wychylania się przez okno. – Dziękuję pani za troskę. Do widzenia.
Odwróciła się, aby odejść, ale zaraz zatrzymała się i znów zwróciła w moim kierunku. – Mam jeszcze jedno pytanie. Z kim się pani modli?
Pytanie zupełnie mnie zaskoczyło, więc gapiłam się na nią, czując się jak kompletna idiotka, którą, w moim przekonaniu, ostatecznie byłam. Po chwili w końcu odzyskałam głos. – Jestem mężatką, pani… – Zbyt późno zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam jej imienia.
Jednak w jej uśmiechu było coś, co sprawiło, że całe moje zażenowanie zniknęło. – Callie Mae Johnson. Możesz mi mówić po imieniu, Callie. A twój mąż – czy jest chrześcijaninem?
Moja twarz zapłonęła. Jeśli Trent wiedziałby, że z nią rozmawiam, wyglądem przypominałabym raczej pandę. – Naprawdę muszę już zająć się domem.
Jej uśmiech zniknął. – Nie chcę cię zatrzymywać, ale z pewnością byłoby nam miło znów cię u nas gościć. Tym razem przyjdź z mężem.
Chrząknęłam i wbiłam wzrok w swoje obskurne skarpetki. – Cóż, on nie przepada za Kościołem.
Wypuściła z siebie powietrze z taką siłą, jakby wstrzymywała je przez całe życie. – Och, rozumiem. W takim razie powiedz swojemu mężowi, że on może górować nad tobą, ale nad nim góruje Bóg. Powiedz mu to.
Nie odezwałam się słowem, ale pomyślałam, że może mu to powiem. Może zmusi go to do zastanowienia się nad kilkoma rzeczami; ale oczywiście doskonale wiedziałam, jak będzie.
– Penny, trzymaj się. Przepraszam, że ci przeszkodziłam. Do widzenia. – Odwróciła się i zaczęła schodzić po schodach.
– Nie ma za co. – Wymamrotałam, żałując, że nie miałam posprzątane w domu. Babska pogawędka mogłaby być nawet przyjemna. Trent w końcu nie musiał o tym wiedzieć.
Wsiadła do błękitnego sedana, który wyglądał jakby dopiero co opuścił myjnię, i odjechała. Rozejrzałam się po kuchni, próbując zobaczyć, jak mógł wyglądać mój dom w jej oczach, gdybym ją wpuściła. Na stole i blacie leżały naczynia po śniadaniu, ale to było zrozumiałe. W końcu dopiero nakarmiłam swojego męża. Poza tym musiałaby podejść naprawdę blisko, żeby zobaczyć warstwę kurzu przy listwie przypodłogowej, która z daleka nie była aż tak widoczna. Jeśli zdołałabym zatrzymać ją w kuchni, wszystko byłoby dobrze, ale jeśli już musiałaby skorzystać z łazienki, a goście zazwyczaj muszą, zobaczyłaby, w jakim chlewie każę żyć swojemu mężowi.
Wstyd palił mi policzki. Trent miał rację. Powinnam się otrząsnąć i zacząć w końcu być dobrą żoną. Nic dziwnego, że już mnie nie kochał. Nic dziwnego, że Bóg sądził, że nie poradzę sobie jako matka. Nie okazywałam wdzięczności za to, co od niego otrzymywałam.
Takie myśli powinny mnie zmotywować do działania i posprzątania, ale one jeszcze bardziej pozbawiły mnie energii. Weszłam do sypialni – w jej kojący mrok – i położyłam się do łóżka.
***
Śniłam, że jestem ptakiem. Moje szerokie, piękne skrzydła niosły mnie wysoko w chmury, daleko od moich problemów, do przodu, w kierunku nieba. Lśniąca brama była niemalże w zasięgu ręki, kiedy rozległo się uderzenie pioruna, który zmiótł mnie z powrotem na ziemię… Zwinęłam się w kłębek i zanurzyłam twarz głęboko w poduszkę. Hałas był coraz głośniejszy. Usiadłam, spędzając rękami resztki snu z powiek.
Ktoś walił we frontowe drzwi. Może to znowu była ta kobieta z Kościoła. Ale siła, z jaką uderzano, wskazywała, że jest to mało prawdopodobne.
Trent.
Musiał już wrócić z pracy i zapomniał kluczy. Zastanawiałam się, dlaczego nie wejdzie tylnym wejściem. Prawie nigdy nie zamykałam tamtych drzwi.
Cudownie! Zupełnie nie wiedziałam, co zrobić. Na miłość boską, nawet nie umyłam jeszcze naczyń po śniadaniu! Zabije mnie. Odgarnęłam kołdrę i wybiegłam z pokoju w kierunku frontowych drzwi. W głowie wymyślałam jakieś usprawiedliwienia. Że zachorowałam, że zdenerwowała mnie kobieta z Kościoła…
Kiedy walczyłam z zamkiem, pukanie stało się jeszcze bardziej natarczywe. Otworzyłam drzwi i niemalże zemdlałam z powodu olbrzymiej ulgi, bo zobaczyłam jednego z kumpli Trenta od picia, a nie jego samego. Nie zdziwiło mnie, że Boston cuchnął alkoholem – zresztą nigdy nie było inaczej – ale dla odmiany nie zataczał się. Przybycie Bostona i nadal mocno grzejące słońce wskazywały, że nie było jeszcze tak późno, jak się obawiałam. – Siema, Penny.
Nieznacznie skinęłam głową na powitanie. Manny, nie znosiłam tego człowieka. Nie znosiłam żadnego z tak zwanych przyjaciół twojego ojca. Dla mnie to właśnie oni byli powodem mojego ciągłego odosobnienia, naszej biedy, a nawet – jak pokrętne było moje myślenie! – jego zdrad. Pewnie zrzucanie winy na nich było bezpieczniejsze niż zrzucanie winy na twojego ojca.
Podrapał się w brodę tymi swoimi brudnymi pazurami. – Przykro mi, że właśnie ja muszę ci o tym powiedzieć…
W tym momencie czas się chyba zatrzymał. On nie żyje, pomyślałam. Mój mąż nie żyje. I wtedy poczułam, że ogarnia mnie dziwne uczucie, takie, jakiego nie czułam już od bardzo długiego czasu. Nadzieja.
W mojej głowie zaczęło się kłębić mnóstwo myśli. Co zrobię najpierw? Zadzwonię do mamy? Znajdę pracę? Mogłabym zacząć chodzić do kościoła jak należy, co niedziela. Dowiedzieć się, czy moja przyjaciółka z dzieciństwa, Lucy, poszła na studia, tak jak zamierzała?
A później bardziej ponure myśli. Pogrzeb – jak za niego zapłacę? Może tego nie zrobię. Może po prostu spakuję swoje rzeczy i wyjadę, zanim ktokolwiek zacznie mnie wypytywać, jak chcę go zorganizować. Ale gdzie pójdę?
– …był wypadek.
– Wypadek? – Wypadek nie znaczyło, że nie żyje. Nadzieja, którą poczułam, wymykała się z rąk jak ziarnka piasku, błyskawicznie ustępując miejsca poczuciu winy, bo zdałam sobie sprawę, że byłam rozczarowana.
Patrząc z perspektywy, Manny, nie powinnam czuć się zawstydzona tym, że marzyłam o jego śmierci. Powinnam uważać się za wyjątkową kobietę, że nie próbowałam zabić go sama. A oto drobna rada w sprawie pożycia małżeńskiego – jeśli zaczynasz myśleć, że jedyną nadzieją na twoje szczęśliwe życie jest śmierć twojej małżonki, to czas poszukać pomocy.
– Co za wypadek? – zapytałam.
Przejechał ręką po swoich przerzedzonych, ciemnych włosach. – Jest w szpitalu.
Żyje. Dzięki Bogu, wymusiłam w sobie taką myśl. – Co się stało?
– Ciął rurę, w której nadal było paliwo. Eksplodowało mu w twarz. – Czubkiem buta kopnął wycieraczkę. – Zabrali go do szpitala St. Joe. Musisz tam jechać.
Rura eksplodowała Trentowi w twarz? Czuję się winna, przyznając się do tego, ale moją pierwszą reakcją nie była litość. Wiesz, jakie myśli przelatywały mi przez głowę? Super! Teraz będzie jeszcze gorszy.
Ale nie był, Manny. I to była najbardziej wariacka rzecz.
3 Pens – ang. penny, por. przypis na s. 5.