Sztuka liczenia do trzech - ebook
Sztuka liczenia do trzech - ebook
Jak inteligentnie wydawać pieniądze i jak nauczyć dziecko dzielenia się z innymi.
Dawać kieszonkowe czy nie dawać? W swojej najnowszej książce Ron Lieber podpowiada rodzicom, jak rozmawiać o finansach oraz co jak udzielić odpowiedzi na najtrudniejsze i najbardziej zaskakujące pytania; daje rodzicom narzędzia niezbędne do tego, by o pieniądzach rozmawiać oraz by odeprzeć frontalne, skierowane na "atak" pytania dzieci w rodzaju: dlaczego nie kupicie mi… Przedstawia w książce ciekawą zasadę trzech słoików na wydatki traktuje też o oszczędzaniu, darmowych obowiązkach, a także o dobrych nawykach zakupowych i nagrodach za "pracę w domu". Wszystko to napisane w bardzo przystępny sposób, bez naukowych wywodów, jednak książka ta zawiera mnóstwo praktycznych radi merytorycznych uwag.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-3791-5 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Potęga prawdziwej wymiany myśli i obowiązki, których nie mieliśmy w wieku naszych dzieci
W połowie 2011 roku, w ciągu jednego tygodnia, skontaktowało się ze mną dwoje rodziców różnych dzieci zmagających się z niewygodnymi pytaniami o pieniądze. Rozpoczynała się wówczas narodowa debata na temat nierówności – kto ma pieniądze, jak dużo i dlaczego. Kampania prezydencka nabierała tempa i w następnym roku miało się rozstrzygnąć, kto będzie reprezentować całą Amerykę.
Nikt nie wiedział, jak powszechna i głośna będzie ta dyskusja, ale wśród ciekawskich dzieciaków z gimnazjów i szkół średnich pojawiły się wątpliwości. Ci młodzi ludzie obserwowali bieżące wydarzenia, czytali wiadomości i odnosili je do swoich środowisk. Zaczęli głośno zadawać pytania: Czy jesteśmy bogaci? Kto z naszych znajomych jest bogaty? Dlaczego wybraliście takie, a nie inne posady, skoro mogliście zdecydować się na coś innego, co pozwoliłoby nam mieć ładniejszy dom i jeździć na lepsze wakacje?
Rodzice tych dzieci nie wiedzieli, jak reagować, a ja od razu pojąłem, dlaczego po odpowiedź zwrócili się właśnie do mnie. Szkoły niezbyt dobrze radzą sobie z takimi pytaniami. Jeśli nauczyciele odpowiadają na nie opowieściami o rządzie czy podatkach, ma to wydźwięk polityczny (i jest nudne). Jeżeli zaczynają mówić o zachowaniu i ambicji jednostki, ich odpowiedzi ocierają się o oceny moralne. Bez względu na to, jaki obrót przybiorą sprawy w szkole, po powrocie do domu dzieciaki poruszają drażliwe tematy, a następnego ranka rodzice dzwonią do dyrektora z prośbą o wyjaśnienia. W szkołach prywatnych, gdzie program nauczania jest trochę swobodniejszy, rozmowy o pieniądzach i nierównościach społecznych są szczególnie skomplikowane. Większość rodzin związanych z takimi placówkami uważa, że mają szczęście, ponieważ stać je na posyłanie tam swoich dzieci albo otrzymują w tym celu wsparcie finansowe. Jednak zarówno rodzice, jak i dyrekcja denerwują się, ilekroć ktoś porusza temat zamożności i jej wpływu na małoletnich.
Wielkie pytania, silne emocje
A dziennikarze? My uwielbiamy niewygodne pytania. Toteż na rok przed tym, kiedy zwrócili się do mnie owi rodzice, zacząłem zbierać najbardziej kłopotliwe pytania dotyczące pieniędzy, zadawane przez dzieci w różnym wieku. Ilekroć natrafiłem na szczególnie ciekawe zagadnienie, umieszczałem je na stronie internetowej „New York Times”. Dlaczego jakiś żebrak prosi nas o pieniądze, gdy stoimy na czerwonym świetle? Czy nie powinniśmy oddać naszego letniego domku komuś, kto nie ma gdzie mieszkać? Dlaczego my nie mamy letniego domku? Czy ty zarabiasz mniej pieniędzy niż tatuś? Czy jesteśmy biedni? Czy ludzie, którzy nie mają ładnych ubrań, są leniwi? Czy teraz, kiedy jesteś bez pracy, skończą się nam pieniądze? Sugerowałem odpowiedź na każde z tych pytań, a czytelnicy wnosili swoje poprawki, co było bardzo interesujące. Moja córka, która ma obecnie dziewięć lat, inspirowała mnie do działania, bo sama zadawała niektóre z takich pytań.
Wspomniana na początku dwójka rodziców, którzy zaprosili mnie do wystąpienia w szkołach ich dzieci, śledziła rozmowy w internecie. To zaproszenie było dla mnie wyzwaniem. Czy zechcę doradzić rodzicom, jak rozmawiać z dziećmi o pieniądzach? I czy będę mieć na uwadze, że niektóre rodziny, posiadające więcej pieniędzy niż większość, zaczną czuć się napiętnowane, a te, które mają mniej, będą czuły się tak, jakby ci zamożniejsi chcieli utrzeć im nosa? Byłoby dobrze, dodali rodzice, gdybym zdołał przemawiać w taki sposób, by nikt z obecnych nie poczuł się urażony.
Zgodziłem się od razu. W kwestii rodzicielstwa i pieniędzy nie ma zbyt wielu nowych wyzwań, ale akurat to wydawało się jednym z nich. I to z paru powodów.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat naukowcy stworzyli nową dziedzinę wiedzy, zwaną ekonomią behawioralną. Jeśli czytaliście którąś z ich pokręconych rozpraw, to wiecie, o co chodzi. Ludzkie dziwactwa i uczucia mają potężny wpływ na decyzje ekonomiczne, poczynając od całych państw, a na jednostkach kończąc. Nasze postanowienia dotyczące pieniędzy, a także sumy, jakie zarabiamy w danym momencie, wywołują całą masę emocji. Z jednej strony są duma, radość i ekscytacja z powodu rzeczy, na które możemy sobie pozwolić, z drugiej jednak, czasem wkradają się wątpliwości, zakłopotanie, a nawet zawstydzenie oraz zazdrość. Większość ludzi, czytających uważnie zestawienia operacji ze swoich kart kredytowych bądź debetowych, doznała co najmniej raz któregoś z tych uczuć. Podczas dziesięciu lat pisania o pieniądzach dla „The Wall Street Journal” oraz „New York Times” odkryłem, że umiejętność rozpoznawania i kontrolowania tych emocji jest najważniejszym czynnikiem w wyborze właściwego funduszu inwestycyjnego albo kredytu hipotecznego. W końcu to właśnie uczucia są źródłem złego zachowania i podejmowania marnych decyzji.
Wiedziałem, że jestem w stanie pomóc rodzicom w sprawach kieszonkowego i kontrolowania wydatków ich nastoletnich dzieci. Jednak każda rozmowa o pieniądzach musi uwzględniać także kontekst emocjonalny – szereg mieszanych odczuć, jakie większość z nas przeżywa, myśląc o tym, co mamy, oraz o tym, ile wydają inni. Wobec pieniędzy nikt nie pozostaje obojętny, a już rodzice z pewnością nie podchodzą w tym względzie do swoich pociech w sposób beznamiętny i racjonalny. Ta potężna mieszanka emocji sprawia, że otwarte i uczciwe rozmowy rodziców z dziećmi na temat finansów są częstokroć wyjątkowo trudne.
Jest to temat skomplikowany bez względu na sytuację socjoekonomiczną. Zamożni rodzice, posiadający więcej pieniędzy niż im potrzeba, z definicji będą bezustannie ustanawiać sztuczne granice dotyczące wydatków na dzieci. W rezultacie ich decyzje, ile wydać na młodsze pociechy albo kiedy „zakręcić kurek” nastolatkom, są uwarunkowane raczej emocjami niż możliwościami finansowymi. Osoby z klasy średniej i niższej muszą borykać się z wyzwaniem, jak przeżyć od wypłaty do wypłaty, starając się zarazem w możliwie największym stopniu wzbogacić i uprzyjemnić życie swoich dzieci. Jednak i tutaj wchodzą w grę emocje, bo zdarza się, że dzieci pytają, dlaczego ich rodzina nie ma więcej pieniędzy, a rodzice odbierają te pytania jako oskarżenie.