Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sztuka prezentacji w nauce biznesie i polityce - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 listopada 2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Sztuka prezentacji w nauce biznesie i polityce - ebook

Przed nami wykład, konferencja, a może wywiad telewizyjny. Już pocą się nam ręce. Już czujemy suchość w gardle. Co robić? Czy wystąpienie publiczne musi się łączyć z wielkim stresem? Jak poradzić sobie z takim zadaniem? Jak się przygotować? Co powiedzieć? Jak się zachować? Przeczytanie tej książki powinno pomóc wszystkim, którzy się boją. Może nie każdy zostanie świetnym mówcą, ale z pewnością może uniknąć licznych błędów. Warto nie tylko skorzystać z tych rad. Niektóre elementy można i należy przećwiczyć samemu. Każdy ma szansę nauczyć się efektownej prezentacji. Autor zdobywał tę wiedzę na własnych błędach, ale także uczył się od najlepszych prezenterów i trenerów medialnych. Książka jest poradnikiem, ale także tekstem do czytania. Dla każdego. Moje życie jest pasją. Pasją poznania i pasją pokazywania świata. W telewizji, w radiu, na wykładach i spotkaniach z młodzieżą. Dla ciekawego doświadczenia lub nowego urządzenia mogę jechać z kamerą na koniec świata. Od 35 lat prezentuję najciekawsze osiągnięcia naukowców i inżynierów. W radiu, telewizji i w prasie. Chcę pokazać, że nauka jest piękna. Barwna, atrakcyjna i porywająca. Polscy naukowcy, inżynierowie i przedsiębiorcy są znakomici i ambitni. Muszą się jednak dobrze prezentować. Staram się w tym pomóc. - Wiktor Niedzicki Sztuka prezentacji to książka, którą czyta się jednym tchem, a potem wielokrotnie wraca do wybranych tematów, znajdując w nich ciągle coś nowego, odkrywając dla siebie nowe wskazówki i prawdy. (…) Zastosowanie podanych w książce wskazówek z pewnością niejednemu przyniesie wiele satysfakcji osobistej, która przełoży się na satysfakcję zawodową i być może finansową. - prof.. Hanna Gulińska Książkę należy przeczytać po raz pierwszy w całości, a potem traktować ją jako podręcznik. Nie ma żadnej wątpliwości, że skorzystanie z rad Autora znacznie zmniejszy prawdopodobieństwo kompromitacji każdego, kto bardzo chce lub musi występować publicznie. - prof.. Andrzej Orłowski Wiktor Niedzicki – popularyzator nauki, dziennikarz, prezenter radiowy i telewizyjny, wykładowca akademicki. Laureat wielu nagród dziennikarskich. Z wykształcenia fizyk i muzyk. Autor setek programów telewizyjnych. Program Laboratorium (ponad 500 wydań) o osiągnięciach polskich naukowców przez 25 lat był emitowany przez TVP1. Życiowym celem Wiktora Niedzickiego jest promocja polskiej nauki. Jego pasją są podróże i związki między nauką, techniką i wielkimi wydarzeniami historii.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7561-234-9
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Złotouści czy niemowy?

Wystąpienie publiczne dla wielu z nas wiąże się z ogromnym stresem. Podobno największym w życiu człowieka.

Patrząc na inżynierów, uczonych, a także na polskich polityków często obserwujemy dukanie, brak logiki wypowiedzi, nieumiejętność przedstawiania swoich racji czy niewłaściwe zachowanie. Brak słów i daru przekonywania nasi parlamentarzyści nierzadko zastępują inwektywami pod adresem przeciwników.

Nauczyciele nieumiejętność przygotowania i prowadzenia prezentacji wiedzy pokrywają najczęściej surowością wobec uczniów. Lekarze nie potrafią wyjaśnić pacjentom diagnozy i proponowanego leczenia. Naukowcy mają problem z pokazaniem znaczenia swoich badań. Politycy nie umieją w prosty i atrakcyjny sposób wyjaśnić wyborcom celu i znaczenia proponowanych reform lub strategii. Ekonomiści i działacze związkowi nie trafiają ze swoimi argumentami do pracowników i pracodawców. Pracodawcy i biznesmeni nie mogą przekonać pracowników i partnerów do swoich racji. Takich przykładów jest więcej.

Nikt się nie rodzi mówcą. Mimo że słowa i zdania potrafimy wypowiadać już we wczesnym dzieciństwie, umiejętność profesjonalnej publicznej prezentacji wiedzy, poglądów lub informacji zdobywamy na ogół latami. Niektórzy nie osiągają jej nigdy.

Książka ta ma pomóc w przygotowaniu się do wystąpień publicznych na egzaminach (matura), na konferencjach, zjazdach, ale także w radiu i telewizji, czyli w sytuacjach budzących u wielu prawdziwą grozę. Postaram się w niej odpowiedzieć na najczęściej zadawane pytania:

◾ W jaki sposób występować publicznie bez tremy?

◾ Jak zrobić dobre wrażenie?

◾ Jak przyciągnąć i utrzymać uwagę słuchaczy?

◾ Jak mówić ciekawie?

◾ Czego nie mówić?

◾ Co zrobić z rękami?

◾ W jaki sposób najlepiej przedstawić siebie, swoje osiągnięcie, swoją firmę, laboratorium lub instytut?

Będzie mowa o komunikacji społecznej (oczywistość), ale także o manipulacji (obrzydliwość), o kontaktach z dziennikarzami (zło, ale czy konieczne?), o pisaniu zrozumiałych tekstów (horror), o groźnych sytuacjach i aferach (okropność), o prezentacji w internecie, a także o wielu innych sprawach, które wiążą się z szeroko rozumianą sztuką prezentacji.

Dlaczego aż tyle?

Moim zdaniem dobra prezentacja to nie tylko coraz popularniejsze pewne środki komunikacyjne, mowa ciała, umiejętność korzystania ze środków technicznych, itp. To raczej zwieńczenie dość skomplikowanego procesu podobnego do procesu sprzedaży.

Sprzedaj lub... zgiń!

Nie wystarczy wyprodukować towary, tworzyć idee czy dzieła sztuki. Trzeba je sprzedać!

Popatrzmy zatem jak zachowuje się dobry sprzedawca?

Po pierwsze, jest uśmiechnięty i miły.

Po drugie, potrafi ciekawie i kompetentnie opowiedzieć o oferowanym towarze.

Po trzecie, jest głęboko przekonany o wartości oferowanego towaru.

Po czwarte, pokazuje jak bardzo mu na nas zależy.

I wreszcie po piąte, sprzedawca zwykle nie oferuje nam tylko towar.

Utalentowany handlowiec zręcznie sugeruje, że dzięki zakupowi nasze życie stanie się lepsze i piękniejsze. Poprawi się sytuacja rodzinna. Staniemy się bardziej atrakcyjni towarzysko. Prawie natychmiast zwiększy się nasza satysfakcja z osiągniętej pozycji. I wreszcie wolny czas wypełni nam rozrywka i uśmiech.

Sprzedawca oferuje nie wyłącznie towar, ale także spełnienie naszych ukrytych marzeń.

Czy każdy z nas potrafi być takim dobrym sprzedawcą? Czy warto się tak wysilać? Czy takie umiejętności mogą być przydatne pracownikom nauki, przedsiębiorcom i politykom?

Sprzedaj lub... zgiń!

Wbrew pozorom sztuka prezentacji to nie tylko umiejętność osobistego przekonywania słuchaczy lub klientów. To także wykorzystanie wszelkich możliwych sposobów przedstawiania naszych produktów, idei czy osiągnięć. To atrakcyjny plakat na konferencji naukowej, to ciekawa impreza, na którą zaprosimy uczniów, to także strony internetowe i wiele innych obszarów, na których możemy zaistnieć. Nierzadko zapominamy, że prezentacja uczelni zaczyna się już w holu wejściowym, że prezentacja na targach edukacyjnych nie powinna kończyć się wymiętą wizytówką naukowca, a bogata prezentacja instytutu może zostać zniszczona przez wizytę w WC. „Jak cię widzą...”.

Dziś wizerunek jest przeliczalny na pieniądze.

Sprzedaj lub... zgiń!

Produkt niesprzedany to czyste marnotrawstwo i prosta droga do bankructwa. Zginą te firmy, które nie potrafią sprzedać swoich towarów i usług, ale także osiągnięć naukowych i technicznych, walorów turystycznych regionu, świetnie wykształconych pracowników, itd., itp.

Nikt nam nie zapewni sukcesu. Musimy go sami wywalczyć. Uczmy się zatem sprzedaży swoich osiągnięć, poznajmy tajniki reklamy i promocji dokonań, dbania o dobry wizerunek naszych specjalistów i całego kraju. Bez tego nasze szanse w międzynarodowym współzawodnictwie będą niewielkie.

Szanowny Czytelniku,

Nie wiem, kim jesteś – biznesmenem, profesorem, nauczycielem, studentem czy uczniem.

Nie wiem, kim będziesz – wykładowcą, rzecznikiem prasowym, przedstawicielem firmy czy dziennikarzem.

Nie wiem, czy czytasz długie teksty.

Nie wiem, czy lubisz korzystać z cudzych rad.

Chciałbym jednak, by ta książka przydała Ci się w przyszłości. Być może ułatwi prowadzenie spotkań, pomoże w sprzedaży towarów, zaprezentowaniu swoich zalet albo w przedstawianiu swoich racji przełożonym i partnerom.

Nie jestem teoretykiem. Starałem się w tej publikacji zawrzeć własne doświadczenia zebrane przez ponad 35 lat zajmowania się popularyzacją i promocją nauki (w prasie, w Polskim Radiu i Telewizji Polskiej, podczas prelekcji i spotkań z młodzieżą), ale także rady zawarte w licznych publikacjach, do których dotarłem (odnośniki znajdą Państwo w tekście). Rozmawiałem z naukowcami, którzy perfekcyjnie potrafią zaprezentować swoją wiedzę i osiągnięcia, ale także z tymi, którzy mają kłopoty z wystąpieniami publicznymi. Wykorzystałem również praktykę zdobytą podczas prowadzonych przeze mnie szkoleń z komunikacji medialnej i wykładów na wyższych uczelniach.

Wiele problemów ująłem w punktach, które osobom początkującym pozwolą sprawdzić, czy nie zapomniały o jakiejś, moim zdaniem, ważnej rzeczy. Chciałem, aby książka nie miała zbyt wielkiej objętości. Zależało mi na tym, by tekst był zwarty, przejrzysty i zawierał konkretne informacje. Podzieliłem go na rozdziały, które odpowiadają na pytania rodzące się podczas częstych dziś sytuacji związanych z szeroko rozumianą prezentacją.

Sprzedaj lub... zgiń!

Dziś tylko nowości wywołują zainteresowanie odbiorców. To, co było wczoraj trafia do archiwum lub... na śmietnik.

Skromna książeczka Sekrety prezentacji nauki wydana przez Ambernet w 2004 roku powstała pierwotnie jako pomoc dla studentów Politechniki Warszawskiej. Była pomyślana jako rodzaj prostego i taniego skryptu. Duże zainteresowanie i dodatkowe pytania czytelników, a także zmiany zachodzące w mediach spowodowały, że przez kilka lat wprowadzałem w niej liczne zmiany i uzupełnienia.

Powstała zupełnie nowa książka.

Pojawiło się sporo nowych fotografii i przykładów ilustrujących różne problemy związane z głównym tematem. Wiele z nich to opisy moich doświadczeń i przygód, które mogą być przestrogą dla innych. Duża część to informacje zaczerpnięte z prasy. Pokazują one, że sprawy te są naprawdę ważne i bardzo aktualne.

Dodałem kilka nowych rozdziałów. Zawierają one szczegółowe porady i informacje dotyczące m.in. kontaktów z mediami. Dotyczą również nietypowych sposobów prezentacji nauki. Uzupełniałem jej zawartość do ostatniej chwili przed drukiem po to, by była możliwie aktualna.

Oczywiście nadal w tekście pojawiają się przykłady związane z nauką, którą zajmuję się na co dzień. Niemniej w tej wersji książka skierowana jest do wszystkich, którzy mogą zetknąć się z problemami prezentacji lub stają przed koniecznością publicznego zabrania głosu. Wystarczy w miejsce słowa nauka wpisać dowolną inną dziedzinę.

Niektóre problemy i wskazówki powtórzone zostały kilkakrotnie. Nie jest to wynik braków mojej pamięci (tak mówi każdy sklerotyk!). Są sprawy, które uważam za bardzo ważne i chciałem, by czytelnik lepiej je zapamiętał.

Książka ta ma charakter poradnika i nie każdy musi czytać całość od początku do końca. Przygotowując się do spotkania z ekipą telewizyjną lub do nagrania radiowego można zajrzeć od razu do odpowiedniego rozdziału.

Sprzedaj lub... zgiń!

Historia jest pełna przykładów znakomitych produktów, wielkich osiągnięć i odkryć, które nie przyniosły korzyści swoim twórcom, ponieważ nikt nie zadbał o reklamę i promocję.

A zatem nie „giń”, tylko dobrze „sprzedawaj”! – siebie, swoje idee, osiągnięcia, produkty i swoją markę.

Osiągnij sukces! – pieniądze, władzę, sławę i szczęście.

Moją pasją jest pokazywanie piękna nauki. Właśnie dlatego każdy rozdział rozpoczyna się fotografią, która pokazuje barwy polskich laboratoriów. Mam nadzieję, że taki kolorowy element ułatwi nieco czytanie tej książki.W warunkach rynkowych informacja i wiedza są towarem.

Podlegają takim samym zasadom rynkowym jak inne produkty.

Czy potrafimy się dobrze sprzedać?

Wiedza jest towarem. Takim samym jak czekolada, pampersy, kawa, proszki do prania, napoje czy podpaski higieniczne. I dlatego, by „sprzedać” naukę potrzebne jest takie samo postępowanie jak w z towarami codziennego użytku. Marketing, promocja, reklama, dobre opakowanie, dystrybucja, a czasem nawet przecena.

Mówiąc o „sprzedaży” nauki mam na myśli jej upowszechnienie, dotarcie do odbiorcy, przekonanie go o tym, że dla jego własnego dobra warto się nauką zainteresować, nauczyć czegoś nowego. Mam na myśli także stworzenie lobby pronaukowego, przekonanie decydentów, że na naukę warto wydać pieniądze podatników.

„Sprzedaż” nauki można także potraktować dosłownie. Wiedza jest towarem. Ceną – koszt jej zdobycia przez odbiorcę. Ten koszt to nie tylko zakup książki, czasopisma czy abonament telewizji kablowej. Najcenniejszy jest wysiłek odbiorcy w celu przyswojenia sobie tej wiedzy.

Tak jak w wypadku innych dóbr, wysoki koszt zwykle pozwala nam zdobyć towar najwyższej jakości, np. wiedzę na poziomie uniwersyteckim. Artykuły czy notatki na poziomie pism brukowych wymagają znikomego wysiłku, ale też dają tylko ślad, wręcz namiastkę, wiedzy. Wiadomo, że artykuł np. w „Świecie Nauki” dla niespecjalisty jest dość trudny do zrozumienia. To samo odkrycie opisane w popularnej gazecie będzie łatwym do czytania zbiorem ciekawostek. Tylko. To właśnie stosunek ceny do jakości produktu. Niestety, nie jesteśmy w stanie zmienić odbiorców. Próbujmy zatem zmienić siebie.

Autorzy mogą włożyć więcej wysiłku w przygotowanie tekstu, w jego uproszczenie, w uatrakcyjnienie („opakowanie” towaru), w ilustracje i w ten sposób sprzedadzą swój znakomity towar po niższej (dla odbiorcy) cenie. Sami zyskują na tym większą liczbę „klientów” – to też analogia z rynkiem dóbr powszechnego użytku. Skoro zaś wiedza jest towarem, to należałoby wyciągnąć wnioski z działań firm zajmujących się sprzedażą.

Prawdziwie dobry wyrób nie wymaga reklamy. Naprawdę nie wymaga?

Przez całe lata byliśmy uczeni zachowywania skromności („Siedź w kącie, a znajdą cię” lub z rosyjskiego „Ciszej będziesz – dalej zajdziesz”) i nie wyrażania własnego zdania („Nie podskakuj, siedź na d... i przytakuj”).

Niejednokrotnie byłem przekonywany, że „nauka, jako dobro wyższego rzędu, nie wymaga reklamy”. Przypuśćmy przez chwilę, że jest to prawda. Wydaje mi się, że muzyka prezentowana w filharmonii lub w operze należy do kultury wysokiej. Jest więc również „dobrem wyższego rzędu”. Artyści wiedzą jednak, że muszą zabiegać o swoich odbiorców. Słynny koncert trzech tenorów, występy skrzypaczki Vanessy Mae lub Annie Sophie Mutter, wiolonczelisty Mishy Majskiego, skrzypka Nigela Kennedy’ego i wielu innych „medialnych” solistów przyciągają tysiące widzów i słuchaczy nawet do pustawych czasami sal.

Czy trzej tenorzy śpiewają lepiej niż jeden? Czy Giuseppe Verdi komponował arię Księcia z opery Rigoletto (La donna e mobile) dla 3 tenorów? Światowej sławy artyści świadomie brali udział w widowisku, które reklamowało muzykę poważną. Oczywiście zachęcali tych mniej zainteresowanych odbiorców. Dzięki tej reklamie zapełniały się sale i to nie tylko na ich koncertach. Sprzedano miliony płyt z nagraniami z koncertu. To był sukces! Pojawili się naśladowcy, a wielu solistów zaczęło „ubarwiać” swoje koncerty. Tu ważna uwaga. Trzej tenorzy wybrali utwór stosunkowo prosty i dobrze znany. Dzięki temu lepiej dotarli do szerokich kręgów odbiorców.

Muzycy wiedzą, że bez takich działań promocyjnych podstawy ich egzystencji są zagrożone. Nie jest to zresztą odkrycie XX wieku. Już w XIX wieku Niccolo Paganini i Ferenc Liszt swoje koncerty zmieniali w widowiska, czarując publiczność nie tylko muzyką, ale także grą na skrzypcach z pękającymi strunami lub uderzeniami palców, które niszczyły fortepiany. Dzięki tym spektaklom publiczność po brzegi wypełniała sale i napełniała złotem kieszenie wirtuozów.

Także religie wymagają ciągłej promocji.

W lutym 2010 roku do mediów trafiła informacja, że w Polsce już drugi rok z rzędu spada liczba powołań kapłańskich i zakonnych. Te dane spowodowały intensywną i nowoczesną akcję promocyjną. Zamiast tradycyjnych, poważnych „Rekolekcji powołaniowych” oo. salwatorianie zaproponowali imprezy „Mam talent – mogę zostać świętym!”. Zapraszają na nie uczniów szkół gimnazjalnych, średnich i wyższych. Z kolei oo. trynitarze przypominają, że „od 800 lat wykupują niewolników”. Inne zgromadzenie zakonne proponuje wyjazd w góry, „by wspiąć się na szczyty codzienności”. Siostry zakonne chcą „otwierać serca”.

Powstały w internecie strony przeznaczone specjalnie dla młodzieży. Zakonnicy prowadzą blogi i w sposób atrakcyjny opisują w nich swoje życie. Starają się zachęcić młodych ludzi do wybrania klasztoru. Zdaniem o. Jana Szewka, krakowskiego franciszkanina „o ile treść musi pozostać ta sama, bo przesłanie od Boga nie zmieniło się, o tyle możemy wykorzystywać PR do promowania siebie i swojej duchowości”. Zgodnie z tym poglądem Kościół może i powinien wykorzystać współczesne strategie promocyjne, także reklamę (Małgorzata Skowrońska, Zakony łowią na PR, „Gazeta Wyborcza”, 8.02.2010, s. 5). A może by tak wziąć przykład z zakonników?

O promocję w mediach dbają nawet... polscy egzorcyści. Przez lata nie ujawniali miejsca swoich spotkań. Zmienili zdanie, „bo, jak przyznał ks. Marek Wódka z Radia Niepokalanów, egzorcyzmami coraz mocniej interesują się parafianie i słuchacze jego rozgłośni”. Dlatego właśnie zaprosili dziennikarzy na konferencję prasową. Media nie zawiodły. Informacje o spotkaniu zostały opublikowane w kilku dziennikach. (Wojciech Grejciun, Demony im niestraszne, „Gazeta Wyborcza”, dodatek „Stołeczna”, 12.02.2010, s. 7). Duchowni znakomicie potrafią się „sprzedać”.

Dziś jednak na ogół jeszcze nie umiemy i nie chcemy się promować. Zwłaszcza w świecie nauki. Bardzo rzadko ktoś mówi dobrze o sobie. Nadal rzadko który uczony chce „się chwalić”. To poważny problem. Jako dziennikarz prezentujący osiągnięcia polskiej nauki w TVP S.A. mam z tym wiele kłopotów. Często wielcy twórcy wręcz nie chcą się pokazać, boją się posądzenia o „reklamiarstwo”. Padają argumenty o tym, że znakomity produkt nie wymaga reklamy. Bywa i tak, że odsyłają mnie i zwodzą całymi miesiącami, a nawet latami, by tylko nie pojawiła się o nich jakakolwiek wzmianka. Czy boją się „polskiego piekła”? Często skromność polskich naukowców jest zastanawiająca dla odbiorców zagranicznych. „Może oni po prostu rzeczywiście nie są tacy dobrzy?”.

Duch gospodarki rynkowej wymaga przełamania wieloletnich nawyków. Wystarczy popatrzeć na reklamy. Widać, że reklamowane są także najlepsze wyroby. Dotyczy to nawet dóbr luksusowych, a stosowane środki techniczne i wykorzystywane pomysły są często naprawdę genialne. Przez grzeczność nie wspomnę nawet o nakładach finansowych idących nierzadko w miliony dolarów.

Powtórzmy jeszcze raz, że w warunkach rynkowych informacja i wiedza są towarem i podlegają takim samym zasadom rynkowym jak inne produkty. W sytuacji nadprodukcji to producent musi zareklamować swój towar.

Dziennikarz radiowy, telewizyjny czy prasowy wie, że musi zabiegać o przychylność widzów, słuchaczy i czytelników. Jest sprzedawcą swojej wiedzy, idei, poglądów i musi się zachowywać jak sprzedawca. A uczony?

Aby komunikat (informacja, towar) został zaakceptowany (przyswojony) przez odbiorców musi zwrócić na siebie uwagę, zainteresować, musi być podany w atrakcyjnej i przystępnej formie, a nadawca komunikatu musi okazać szacunek dla odbiorcy – bowiem to właśnie odbiorca ma wybór.

Każdy z nas jest codziennie bombardowany setkami reklam, z których zauważamy zaledwie kilka. Stale jesteśmy także zalewani tysiącami innych informacji. Zauważamy w najlepszym razie kilkanaście, a zapamiętujemy zaledwie kilka. To te, które nie tylko czymś się wyróżniły i przyciągnęły naszą uwagę, ale także wywołały nasze zainteresowanie.

Przyciągnięcie uwagi odbiorcy jest sprawą najważniejszą. Na ulicy zauważamy ludzi, którzy wyróżniają się strojem, spostrzegamy reklamy, które są inne niż zwykle, reagujemy na słowa i obrazy, które znacznie odbiegają od szumu docierającego ze wszystkich stron. Wcale nie trzeba przy tym powtarzać, że jesteśmy „najlepsi”, „super” i „max”.

Kiedyś widziałem filmową, złośliwą reklamę pewnego hotelu w Holandii. Polecany małżeński apartament był klitką z piętrowym łóżkiem, ponoć elegancki parking okazywał się stojakiem na rowery, które zaraz skradziono, a zapowiadaną pamiątkową książkę gości tworzyły napisy na ścianach toalety, itd. Okropność, ale zapamiętałem i reklamę i hotel.

W innej reklamie znakomity kierowca bił rekord w jeździe samochodem na dwóch kołach. Po minięciu mety i zawróceniu na rondzie wracał do swoich fanów, gdy na skrzyżowaniu z boku wjechała w niego ciężarówka. Ciało rekordzisty wypadło na jezdnię. Charakterystyczny sygnał i napis przypominał: „Zapinaj pasy! Zawsze”. Trudno zapomnieć taką reklamę.

W sprzedaży nauki także najważniejszym etapem jest przyciągnięcie uwagi. Można to osiągnąć poprzez szokujący obraz lub zaskakujący tekst. Ponieważ jednak coraz częściej jesteśmy bombardowani obrazami, które wstrząsają widzem, wyróżnikiem może być coś bardzo spokojnego.

Festiwale nauki w całym kraju i pikniki naukowe przyciągają tysiące widzów. Dlaczego? Naukowcy występują w innych niż zwykle rolach. Pokazują, że nauka jest ciekawa, a czasem nawet zabawna. Są zwykle „na luzie”, chętnie rozmawiają z gośćmi, odpowiadają na pytania i z radością prezentują swoje osiągnięcia. Oczywiście odbiega to od codziennej pracy uczonych, ale dzięki temu te święta cieszą się dużą popularnością.

Kolejny moment to wywołanie zainteresowania. Jeśli nawet naszą uwagę zwraca film pokazujący niezwykłe wyczyny, to pokazywany po nim banalny produkt lub propozycja spowoduje zajęcie się czymś innym. A zatem zwrócenie uwagi powinno być tematycznie związane z wywołaniem zainteresowania. Produkt też powinien prezentować się niebanalnie.

Wbrew pozorom nie zwracamy się do wszystkich. Zadajmy sobie kilka pytań. Kto ma być odbiorcą naszego produktu (odkrycia, wynalazku, teorii)? Co zaciekawi naszego odbiorcę? Jakie korzyści oferujemy właśnie jemu? Powinniśmy tak sformułować informację, by zainteresować go naszym przekazem. Może dzięki naszym pracom będzie zdrowszy, będzie dysponował lepszymi urządzeniami, więcej czasu przeznaczy na rozrywkę, częściej się uśmiechnie. Warto nad tym popracować.

Występując od kilku lat na Pikniku Naukowym w Warszawie, staram się zwrócić uwagę gości niezwykłymi pokazami na froncie. Dla tych, którzy podejdą do namiotu programu Laboratorium mam przygotowane liczne urządzenia i niespodzianki, które wzmagają zainteresowanie osiągnięciami instytutów. Wraz ze współpracownikami staramy się mówić prosto, ale przede wszystkim wciągać odwiedzających do wspólnej zabawy i odpowiadać na liczne pytania. W efekcie jesteśmy oblegani przez tysiące widzów.

Współczesna komunikacja polega na nawiązaniu kontaktu z odbiorcą. Nie przemawiamy zatem do niego, ale rozmawiamy z nim. Konieczna jest bezpośredniość przekazywania informacji. Stąd używamy określeń „próbujemy”, „starzejemy się” zamiast „próbujecie” lub „starzejecie się”. Między innymi oznacza to unikanie imiesłowów (lepiej powiedzieć „dokonaliśmy odkrycia” zamiast „odkrycie zostało dokonane”), mówienie w swoim imieniu (lepiej użyć określenia „badałem tę próbkę 2 lata” zamiast „nasze laboratorium badało próbkę”, „badano próbkę” czy też „próbka była badana”) oraz unikanie liczby mnogiej („powiem państwu” zamiast „opowiemy państwu – chyba że mówca ma tytuł królewski).

Unikamy słów i wyrażeń, które mogą wywoływać negatywne skojarzenia, np. „tym razem udało się nam uniknąć błędu” (to znaczy, że zwykle błądzimy, a tym razem cudem się udało), „nasza, może nie najlepsza konstrukcja” (jeśli nie najlepsza, to czemu ją oglądamy?), „badania się nie udały” (może lepiej „badania powiodły się częściowo”).

Innym, ważnym zaleceniem jest także zwracanie się bezpośrednio do odbiorcy i zmniejszanie barier. Jeśli to tylko możliwe, to podczas swoich spotkań z młodzieżą i studentami staram się likwidować różne bariery – mównice, stoły prezydialne, katedry w salach wykładowych. Jeśli nie jest to możliwe w trakcie prezentacji, to wychodzę do widzów, niektórych zapraszam do pomocy w wykonywaniu prostych czynności. Pokazuję, że nie ma między nami barier. Razem próbujemy coś poznać i zrozumieć.

Kiedyś w trakcie cyklu uniwersyteckich wykładów o popularyzacji fizyki zaproponowałem słuchaczom anonimową ankietę. Co najbardziej podobało się w trakcie tych spotkań?

Z odpowiedzi wynikało, że najciekawsze były pokazy różnych „rekwizytów” – detektorów, próbek materiałów, układów scalonych, zabawek fizycznych. Słuchacze mogli bezpośrednio dotknąć, zapytać i porozmawiać. Czasami spotkania z wykładów przekształcały się wręcz w zabawę i w dyskusję. Ta bezpośredniość kontaktu z przedmiotem, ale także z żywym człowiekiem okazała się dla słuchaczy najistotniejsza.

Jeśli zatem nie jesteśmy w stanie osobiście spotkać się z każdym odbiorcą, należy stworzyć wrażenie bezpośredniego, nieskrępowanego kontaktu. Przypominam, wyjdźmy zza mównicy lub zza stołu prezydialnego, wejdźmy między pierwsze rzędy słuchaczy, spróbujmy ich wciągnąć do rozmowy lub dyskusji. Dbajmy o klarowność komunikatu, ale też o pozostawienie odbiorcy czasu na własne reakcje i możliwość ich przekazania. Czasem po trudnym wzorze lub dowodzie wystarczy kilka sekund, by odbiorcy zdali sobie sprawę z jego ważności.

Powinniśmy coraz częściej stosować obraz i czytelne sygnały komunikacji niewerbalnej. Mowa ciała odgrywa tu ogromną rolę, wzmacniając lub osłabiając efekt prezentacji. Wreszcie – komunikat powinien trafiać bezpośrednio do emocji i pozwolić odbiorcy na utożsamianie się z nadawcą. Jak to zrobić? – o tym w innym miejscu.

Wiadomo, że większość ludzi jest leniwa, ale kto z nas jest bez winy? Skoro tak, to musimy ich zachęcić do zapoznania się z osiągnięciami nauki. Jak? Na przykład za pomocą sensacji lub niecodziennego wydarzenia. Człowiek jest nie tylko leniwy, jest na ogół także ciekawy. Na szczęście. Dajmy mu zatem ciekawostkę, sensację, niezwykłą opowieść, możliwość poznania tajemnicy. Jeśli doniesienie naukowe opakujemy w odpowiednią, lekko zabawną formę, to łatwiej dotrze ono do odbiorcy. Dlaczego? Bo w ten sposób zwróci na siebie uwagę.

Jak robią to firmy reklamowe? Starają się zwrócić uwagę na przekaz reklamowy. Dążą do wzbudzenia zainteresowania przedstawianym towarem. Próbują wywołać chęć posiadania. Wreszcie – zachęcają do kupna.

Nierzadko reklama jest realizowana z wielką „perfidią” w stosunku do odbiorcy. Wykorzystuje się zdobycze psychologii i fizjologii, wiedzę o właściwościach naszych zmysłów (np. kolory, dźwięki), osiągnięcia socjotechniki i wyniki wielu badań, które mają pomóc wybrać właściwe argumenty, słowa i obrazy.

Tu warto zwrócić uwagę na rzecz ważną. Tak naprawdę reklama nie sprzedaje nam towarów tylko nasze marzenia. Skoro na przykład najwyższą wartością dla wielu z nas jest liczna, kochająca się, szczęśliwa rodzina, to otrzymujemy prosty przekaz – kup nasz towar, a rodzina będzie szczęśliwa. Nowa kostka rosołowa wywoła uśmiech domowników. Nowy proszek do prania sprawi, że mąż ucieszy się z czystej koszuli, a zadowoleni bliscy usiądą przy stole nakrytym pięknym, czystym obrusem. Nowy samochód sprawi, że dzieci będą radośnie bawiły się na tylnym siedzeniu. Nawet teściowa zaniemówi z wrażenia. O nowym domu nawet nie wspomnę.

Podobnie jak reklama powinien działać przekaz popularyzujący naukę lub prezentujący dokonania naszej firmy. Ciekawostka ma spowodować zauważenie przedstawianej tematyki. Również pytanie, które odbiorca zadałby sam sobie prawdopodobnie zwróci jego uwagę.

Z kolei zainteresować widza mogą np. użyteczne cele realizowanych badań naukowych lub sensacyjna intryga kryjąca się za historią nauki.

Przekaz ma wywołać chęć uczenia się, obejrzenia filmu lub przeczytania książki, a „zakup” to przyswojenie sobie przekazywanej wiedzy.

Po co to wszystko?

Odkrycie nie jest odkryciem póki nie zostanie „sprzedane”. Czasem dosłownie, sprzedane za gotówkę, a czasem „sprzedane” w ten sposób, że trafi do umysłów, czyli doda wiedzy, którą odbiorca będzie chciał przyjąć.

Odbiorca, tak jak każdy kupiec, ma prawo grymasić, być leniwy lub nawet niezainteresowany transakcją. To uczony musi „sprzedać” swoją wiedzę, pomysł na badania lub odkrycie. Czymże innym jest system grantowy jak nie „kupowaniem nauki”? Jest to dość osobliwa transakcja rynkowa – uczony „sprzedaje” swoje osiągnięcie, inni uczeni w imieniu państwa „kupują” te wyniki badań za pieniądze pochodzące z podatków. Zarówno oferta-projekt, jak i jego rozliczenie, zawierają w sobie elementy związane z grą rynkową. Często chodzi o kwoty przekraczające wartość dobrego mercedesa. Czy kupilibyśmy taki samochód bez zachęt sprzedawcy, reklamy i eleganckiego salonu?

Wszystko to brzmi dość ogólnie, ale...

Każda publikacja lub program popularnonaukowy ma cel – zainteresować czytelnika lub widza, dać mu porcję wiedzy, zachęcić do nauki.

Sytuacja na rynku to stan wiedzy naszych potencjalnych odbiorców i liczba publikacji z danej dziedziny. Warto tu pamiętać, że liczą się tylko publikacje obecne na rynku w danej chwili. Pamięć ludzka jest zawodna i już po miesiącu na ogół zapominamy o przeczytanym tekście.

Duża liczba publikacji na dany temat wcale nie musi być wadą – może bowiem zwiększać zainteresowanie odbiorców, rodzić chęć poznania tak „modnego” problemu. Wielu ludzi lubi zajmować się tym samym, czym zajmują się inni. Może wynika to ze snobizmu, a może ze zrozumiałej chęci bycia członkiem społeczności.

Nasza oferta może być złożona – artykułowi powinny towarzyszyć programy radiowe i telewizyjne, wykłady w szkołach lub inne formy budzenia zainteresowania, choćby takie jak dni otwarte i festiwale nauki.

Obiecującą drogą dystrybucji są kasety wideo lub płyty DVD (w niedalekiej przyszłości Blu-ray ewentualnie 3D) kierowane do szkół.

Dziś jeszcze stosunkowo rzadko polskie instytuty i uczelnie wykorzystują do promocji swoich osiągnięć i publikacji gadżety. Wiadomo, że wielu (większość?) ludzi lubi się bawić. Drobna zabawka (miniaturowy robot, termometr z ciekłych kryształów, drgające pudełko imitujące trzęsienia ziemi, śpiewające magnesy, itp.) mogą przyciągnąć odbiorców i wywoływać zainteresowanie zjawiskami, instytucją lub osiągnięciem. Część tych gadżetów może być rozdawana w celach promocyjnych, część może trafić do otwartej dystrybucji. Takie atrakcyjne drobiazgi znakomicie „sprzedają” nawet skomplikowane osiągnięcia naukowe.

Warto tu zwrócić uwagę na ogromną ilość gadżetów, jakie powstały na potrzeby amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. Odwiedzających Kennedy Space Center wita duży sklep sprzedający proste zabawki – świecące i grające piłki, świecące koszulki, modele Układu Słonecznego, figurki astronautów, modele rakiet i promów, folie zapobiegające wyziębieniu, a także wiele tzw. zabawek naukowych. Oczywiście, wszystkie z logo NASA. Podobne sklepy działają przy większości dużych centrów naukowych na świecie.

Po każdej akcji dobrze jest sprawdzić jej skuteczność i wyznaczyć sobie nowe cele.

Zastosowanie przedstawionych wyżej zasad to szansa na skuteczne zdobycie rynku, a więc czytelników, słuchaczy i widzów. To także szansa na duże pieniądze dla nauki, biznesu, polityki lub innej dziedziny działalności.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: