Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześciajńskiej - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześciajńskiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 547 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DO CZY­TEL­NI­KA.

Rzut oka na sztu­kę u Sło­wian i sta­ro­żyt­no­ści z nią w związ­ku bę­dą­ce, któ­ry dziś wy­da­je­my, przy­go­to­wa­ny był jako wstęp do daw­no przez nas przed­się­wzię­te­go dzie­ła o Iko­no­gra­fii Pol­skiej. Roz­cią­głość jego i trud­no­ści po­łą­czo­ne z wy­da­niem ca­ło­ści ob­szer­nej, cią­gle do no­wych po­cią­ga­ją­cej uzu­peł­nień i do­dat­ków, skło­ni­ły nas, że­śmy po­my­śli­li o wy­da­niu tej cząst­ki pra­cy na­szej od­dziel­nie.

Pierw­szy to raz sta­ro­żyt­no­ści róż­nych miej­sco­wo­ści Sło­wiań­skich, znaj­dą się w jed­ną sku­pio­ne wiąz­kę. Mie­li­śmy tak­że za­miar do­dać do tej ksią­żecz­ki na­sze­go po­my­słu mapę sta­ro­żyt­ni­czą kra­jów Sło­wiań­skich, tym rzu­tem oka ob­ję­tych, któ­ra­by wska­za­ła do­bit­nie, gdzie z ja­kich epok od­kry­te były za­byt­ki, roz­ko­pa­ne mo­gi­ły, i t… p. Mapa ta, jak się nam zda­je, nie­by­ła­by bez użyt­ku i dla dzie­jo­pi­sa­rzy, wska­zu­jąc naj­daw­niej­sze sa­dy­by i stop­nio­we w róż­nych kie­run­kach roz­ra­dza­nie się lud­no­ści, z któ­rej gro­bo­wych szcząt­ków, czę­sto po­cho­dze­nie śle­dzić moż­na. Dla sta­ro­żyt­ni­ków tak­że mapa ta mo­gła­by po­słu­żyć, zwra­ca­jąc uwa­gę na miej­sca, w któ­rych po­szu­ki­wa­nia czy­nio­ne już były i da­lej roz­wi­ja­ne być mogą. Mapy tej jed­nak czas i ilość ma­ter­ja­łów do­tych­czas po­sia­da­nych, do­ko­nać nam nie do­zwo­li­ły.

Próż­nem by­ło­by, co­by­śmy tu na wy­tłu­ma­cze­nie i za­le­ce­nie pra­cy na­szej czy­tel­ni­ko­wi po­wie­dzieć mo­gli:– sama się ona mu wy­ja­śni, gdy ją bez uprze­dze­nia weź­mie w ręce. Sły­sze­li­śmy wy­ro­ku­ją­cych na samo wspo­mnie­nie ty­tu­łu książ­ki, że nie­po­dob­na pi­sać o sztu­ce u Sło­wian, bo sztu­ki u nich nie­by­ło i śla­dy jej nie­po­zo­sta­ły. Ale sąd taki wy­rzec może tyl­ko nie­świa­do­my przed­mio­tu, do­tąd za­le­d­wie do­tknię­te­go i rzu­co­ne­go odło­giem. Da­le­cy je­ste­śmy od prze­ko­na­nia, żeby te stu­dja wy­czer­pać mo­gły za­da­nie: nie­da­my, bo dać dziś nie­po­dob­na rze­czy skoń­czo­nej i peł­nej; jest to ra­czej plan pra­cy niż dzie­ło do­ko­na­ne, ale nie­mniej rzu­ci ono świa­teł­ko, choć drob­ne, na jed­ną stro­nę bytu lu­dów Sło­wiań­skich, do­tąd zu­peł­nie za­nie­dba­ną.

Je­że­li się nam uda zwró­cić oczy lu­dzi my­ślą­cych na sztu­ki ro­dzin­nej za­gro­dy, skie­ro­wać ku ba­da­niom jej no­wym tych, któ­rym­by one ła­two przy­szły i zu­ży­tecz­ni­ły czcze ich go­dzi­ny; je­śli do­wieść po­tra­fi­my, że sztu­ka nie­jest tam tyl­ko wy­łącz­nie, gdzie ją do­tąd po-sta­re­mu wi­dzia­no: – tych kika lat pra­cy, któ­re nam po­szu­ki­wa­nia do­syć mo­zol­ne za­ję­ły, so­wi­cie się wy­na­gro­dzą.

Praw­dę rze­kł­szy, nie­ma­my na­wet pra­wa do żad­nej na­gro­dy. Nie­mia­łem w ży­ciu mo­jem go­dzin mi­lej i sil­niej za­ję­tych, nad te, któ­re po­świę­ca­łem ulu­bio­ne­mu przed­mio­to­wi – sztu­ce i sta­ro­żyt­no­ściom,– uczu­cie to­wa­rzy­szą­ce pra­cy so­wi­cie ją pła­ci­ło. Rad­bym tyl­ko do­żyć chwi­li, w któ­rej ca­łość po­szu­ki­wań mo­ich przed­sta­wić będę mógł są­do­wi ogó­łu, i do­wieść, żem nie­krzą­tał się dar­mo, że i mój grosz wdo­wi wart być może przy­ję­tym do wiel­kiej skarb­ni­cy, tak ob­fi­cie się dziś na­peł­nia­ją­cej. Nim to na­stą­pi, chciej­cie po­błaż­li­wie spój­rzeć na odro­bi­nę, któ­rą przy­no­szę, i prze­ba­czyć nie­uchron­ne błę­dy.WSTĘP. – SZTU­KA.

Za­cznij­my od po­wtó­rze­nia prawd okle­pa­nych i po­ro­zu­mie­nia się o za­sa­dy, dal­sze­mu roz­wi­nię­ciu tych ba­dań za pod­sta­wę słu­żyć ma­ją­ce.

Czło­wiek, stwo­rzo­ny na ob­raz Boży, otrzy­mał w po­dzia­le du­szę nie­śmier­tel­ną, któ­ra się nie­ustan­nie wspi­na ku nie­bu i ży­wo­to­wi wie­ku­iste­mu. Tej aspi­ra­cji ku prze­czu­wa­nej oj­czyź­nie roz­ma­ite są ob­ja­wy, w róż­nych ko­łach ży­cia ludz­kie­go: pra­gnie­nie do­bra, cno­ty, praw­dy, pięk­no­ści, są czę­ścia­mi tego kwia­tu, któ­ry jak hel­jo­trop zwra­ca się za­wsze ku słoń­cu swe­mu, ku Bogu.

Pięk­no, jego uczu­cie, pra­gnie­nie od­two­rze­nia cie­le­śne­go, miesz­ka­ją­cej w nas idei pięk­no­ści, są za­sa­dą wszel­kiej sztu­ki. W niej naj­głów­niej, naj­sil­niej, ob­ja­wia się twór­czość czło­wie­ka, ogra­ni­czo­na wpraw­dzie, okre­ślo­na – ale jemu tyl­ko wła­ści­wa, bę­dą­ca wy­łącz­nym jego da­rem.

Utwo­rem więc sztu­ki to tyl­ko na­zwać się może, co z uczu­cia pięk­na wy­ni­kło przez two­rze­nie, bez żad­nej my­śli po­żyt­ku ma­ter­jal­ne­go; ale i w tem, co czło­wiek two­rzy dla wy­go­dy i ko­rzy­ści, z po­trze­by cia­ła, może i musi mi­mo­wol­nie prze­ja­wiać się idea pięk­na.

Do­pó­ki czło­wiek lepi bu­do­wy, kle­ci sprzę­ty, szy­je suk­nie, aby się nie­mi po­słu­gi­wał, ob­wa­ro­wał, przy­krył, ogrzał, w ro­bo­cie jego nie­ma jesz­cze sztu­ki, chy­ba ja­kaś za­błą­ka­na, bez wie­dzy sa­me­go twór­cy iskier­ka.

Z uzna­ją­cem się uczu­ciem pięk­na i żą­dzą ob­ja­wie­nia go wi­do­mie na ze­wnątrz, po­czy­na się do­pie­ro sztu­ka praw­dzi­wa. Lecz jak do wszyst­kie­go, tak i do niej przy­cho­dzi czło­wiek stop­nio­wo, a pierw­sze ude­rze­nie dłó­ta lub sie­kie­ry, któ­re kloc nie­ocio­sa­ny rzeź­bi w kształ­ty fo­rem­ne, jest już ziar­nem przy­szło­ści.

Sztu­ka jest jed­nym ze środ­ków wy­ra­że­nia le­żą­cej w nas my­śli, któ­rej wszyst­kie stro­ny, róż­ne­mi ro­dza­ja­mi czy­nów, do­by­wa­my z sie­bie i sta­wim wi­do­mie, cie­le­śną okry­te sza­tą. Ta suk­nia cie­le­sna, nie­odbi­cie jest po­trzeb­na my­śli ob­ja­wia­ją­cej się na ze­wnątrz, by się sta­ła żywą, do­ty­kal­ną, i prze­szedł­szy przez wcie­le­nie, zno­wu po­tem udu­chow­nio­na, od­bi­ła się w dru­gich lu­dziach, za po­śred­nic­twem zmy­słów, przy­swa­ja­ją­cych ją so­bie. Po­ję­cie pięk­na musi się uwień­czyć sło­wem, czy­nem i uwi­do­mić cie­le­śnie. Sztu­ka jest κατ εκσοχεν my­śli ludz­kiej, czy­nem, czy­nem naj­wyż­szym, peł­nym, bo du­cho­wo – cie­le­śnym, gdy fi­lo­zo­fja na­przy – kład, jest czy­nem czy­sto tyl­ko du­cho­wym, bo zwró­ce­niem się my­śli na sie­bie samą.

Sztu­ka daje ludz­kiej idei cia­ło i ży­wot rze­czy­wi­sty, uosa­bia ją. Isto­tą jej, za­sa­dą, na­sie­niem, jest myśl, ale w sza­cie pięk­na na świat wy­cho­dzą­ca.

Myśl, aże­by się uze­wnętrz­nić i wcie­lić mo­gła, po­trze­bu­je przejść stop­nio­wo dro­gę, któ­ra ją ku temu wie­dzie roz­wo­jem ko­niecz­nym, z jej na­tu­ry wy­pły­wa­ją­cym. Myśl sku­pio­na naj­przód w so­bie, ścią­gnię­ta, prze­ra­dza się w uczu­cie, z uczu­cia pły­nie sło­wo, na sło­wie bu­du­je się czyn. Je­śli gdzie, to w sztu­ce ten ro­do­wód czy­nu, jest do­ty­kal­ny i wi­docz­ny. Uczu­cie swej my­śli zo­wie się tu na­tchnie­niem, bez nie­go nie­ma dzie­ła sztu­ki, a czy­ja myśl wprzód niem nie­wy­strze­li, nie­stwo­rzy też ży­we­go ob­ja­wu, któ­re­go na­tchnie­nie, jest tchem, du­chem, du­szą.

Hi­stor­ja sztu­ki jest tyl­ko jed­ną stro­ni­cą po­wszech­nych dzie­jów my­śli ludz­kiej.

Jak hi­stor­ja my­śli dzie­li się na czte­ry wiel­kie epo­ki, w któ­rych idea dzia­ła na­przód sama o so­bie nie­wie­dząc, bez świa­do­mo­ści czy­nu, in­stynk­to­wo – po­lem uczu­wa­jąc się sobą – wresz­cie za­kre­śla­jąc cel swo­je­mu dzia­ła­niu z in­nej sfe­ry (mo­ral­ny) – osta­tecz­nie two­rząc już z po­ję­ciem zu­peł­nem na­tu­ry swo­jej, siły i zna­cze­nia;– tak i hi­stor­ja sztu­ki roz­pa­da się tak­że na czte­ry wiel­kie dzia­ły nie­ustan­nie się w róż­nych jej cy­klach po­wta­rza­ją­ce. Dzie­je wszel­kiej sztu­ki, za­mknię­tej i skoń­czo­nej jed­nem ko­łem (cy­klem) ob­ró­tu Ludz­ko­ści, roz­dzie­lać się mu­szą na czte­ry epo­ki: pier­wot­ną i in­stynk­to­wą, li­rycz­ną, mo­ral­ną i fi­lo­zo­ficz­ną.

Cała sztu­ka ro­dzi się z my­śli i i du­cha, i na nich spo­czy­wa. Duch ten, gdy ma się cie­le­śnie ob­ja­wić, za­le­ży i od wy­kształ­ce­nia i uspo­so­bie­nia in­dy­wi­du­al­ne­go ar­ty­sty, przez któ­re­go dłoń na świat wy­cho­dzi, i od cha­rak­te­ru na­ro­do­wo­ści, któ­rej on jest cząst­ką, i od du­cha cza­su, wśród któ­re­go żyć mu dano. Hi­stor­ja

W sztu­ce Grec­kiej epo­ka egi­ne­tycz­na, na któ­rej póź­no się po­zna­no, sta­no­wi waż­ny i pe­łen zna­cze­nia okres; cze­muż­by­śmy w utwo­rach lu­dów, zwa­nych bar­ba­rzyń­skie­mu wzgar­dzi­li dzie­ła­mi mniej do­sko­na­łe­mi, trud­niej­sze­mi do po­ię­cia, ale peł­ne­mi ży­cia, tre­ści i siły??II. DZIE­ŁA SZTU­KI.

Nie każ­dy na­ród może mieć wiel­kich mi­strzów, coby myśl jego całą i peł­ną wy­da­li, lecz każ­dy ma swą sztu­kę i jej hi­stor­ję, bz żad­ne­mu z nich nie od­mó­wi­ło Nie­bo uczu­cia pięk­na, choś­by cząst­ko­we­go i ułom­ne­go, ja­kichś wła­ści­wych po­jęć jego,– bo każ­dy po­trze­bo­wał two­rzyć i two­rzył, w spo­sób so­bie wła­ści­wy, bo każ­dy mniej wię­cej żyje my­ślą i du­chem.

Zbyt cia­sne po­ję­cie sztu­ki spo­wo­do­wa­ło, że jej cał­ko­wi­cie od­mó­wio­no nie­któ­rym lu­dom, nie­chcąc przez to uznać, by w nich było – prze­czu­cie i pra­gnie­nie nie­śmier­tel­no­ści, i ta tę­sk­no­ta ku nie­bio­som, któ­ra się we czci ide­ału i w drob­nych na­wet ob­ja­wach uczu­cia pięk­na wy­ra­ża. Tak na­przy­kład na­szej pół­no­cy, a szcze­gól­niej Śło­wiańsz­czyź­nie, obok ar­cy­dzieł Gre­cji i Rzy­mu, nie­ma­ją­cej co po­sta­wić jed­no­ro­dza­jo­we­go i rów­no­znacz­ne­go, od­mó­wio­no cał­kiem uczu­cia pięk­na, sztu­ki i jej dzie­jów. Je­stli to słusz­nem? Czy wresz­cie cała sztu­ka za­my­ka się w bu­dow­nic­twie, ma­lar­stwie, rzeź­bie, ry­sun­ku? Uczu­cie pięk­na, czy się też nie może ob­ja­wiać nie­spo­dzia­nie, w każ­dej nie­mal chwi­li ży­wo­ta, w naj­mniej­szym szprzę­ci­ku, w każ­dej drob­no­st­ce zle­pio­nej ręką czło­wie­ka?

Na­resz­cie, go­dziż się tam tyl­ko wi­dzieć sztu­kę i uzna­wać ją, gdzie ona już roz­kwi­tła i wy­da­ła owo­ce, a za­po­zna­wać jej na­sio­na, drze­wo i li­ście? Nam się zda­je, że da­le­ko więk­szą być może za­słu­gą, szu­kać na­sion za­grze­ba­nych w po­pie­le ru­mo­wisk, ziar­nek, co nig­dy może nie­zej­dą, niż się­gać po go­to­we owo­ce.

Sztu­ka w Sło­wiańsz­czyź­nie, nie­mia­ła jesz­cze cza­su przejść wszyst­kich epok swo­je­go roz­wo­ju, może dla tego wła­śnie, że jej kie­łek ro­dzi­my nie­ustan­nie obce zwi­cha­ły wpły­wy – nie­mniej jed­nak żyła już i ist­nia­ła wszę­dzie, gdzie się kol­wiek ob­ja­wia­ło uczu­cie pięk­na, gdzie myśl ide­al­nym wzo­rem gna­na, usi­ło­wa­ła się wcie­lić, i przez ma­te­ry­ał cie­le­śny wy­po­wie­dzieć du­cho­wą swo­ję isto­tę.

Nie­szu­kaj­my świą­tyń Grec­kich, gdzie ich nie­by­ło i być nie­mo­gło, ale sta­raj­my się po­jąć cha­rak­ter bu­dow­nic­twa zie­mi na­szej, wy­czy­tać wdzięk jego i od­ręb­ne pięt­na; w ży­ciu po­wsze­dniem, sprzę­cie co­dzien­ne­go użyt­ku, usi­łuj­my roz­po­znać, co rze­mieśl­ni­ko­wi po­da­ła ma­ter­jal­na po­trze­ba, a co zro­bił na­tchnio­ny, choć nie­roz­wi­nię­tem, tę­sk­nem uczu­ciem pięk­no­ści, żą­dzą nada­nia wdzię­ku dzie­łu swej ręki. W po­le­wie pro­ste­go garn­ka, naj­po­śled­niej­sze­go z wy­ro­bów ce­ra­mi­ki, znaj­dzie­my i od­róż­nim, za­sta­no­wiw­szy się nie­co, cze­go na­uczy­ła po­trze­ba, cze­go wy­ma­ga­ła trwa­łość, a co na­kre­śli­ła wy­klu­wa­ją­ca się już myśl or­na­men­ta­cji dla oka, ozdo­by – za­spo­ka­ja­ją­cej tyl­ko pra­gnie­nie du­szy.

Nie­słu­chaj­my tych, któ­rzy mó­wią, że hi­stor­ji sztu­ki mieć nie­mo­że­my, bo­śmy wła­snej do­tąd sztu­ki nie­mie­li, za­prząt­nie­ni woj­ną, za­ję­ci urzą­dze­niem spo­łecz­ne­go ży­wo­ta cią­gle wrą­ce­go i wszyst­kie na­sze spo­trze­bo­wu­ją­ce­go siły. Ci lu­dzie chcą, by­śmy im wska­za­li u nas ko­niecz­nie to, co było gdzie­in­dziej, i tak jak było gdzie­in­dziej; a nie­chcą za­jąć się szu­ka­niem, szpe­ra­niem, skła­da­niem scząt­ków, by uznać z nich, że i my mie­li­śmy uczu­cie pięk­na, za­sa­dę wszel­kiej sztu­ki, że­śmy się ob­ja­wi­li, nie­tyl­ko w dzie­łach rąk na­szych, ale w przy­ję­ciu i oce­nie­niu dzieł ob­cych, że­śmy w każ­dej chwi­li ży­wo­ta ota­cza­li się utwo­ra­mi sztu­ki, sprzę­tem, w któ­rym choć nie wy­raź­nie i mgli­sto, świ­ta­ła po­trze­ba pięk­na, tę­sk­no­ta do ide­ału.

Do dzie­dzi­ny sztu­ki, któ­ra ko­niecz­nie roz­sze­rzyć się musi przez lep­sze isto­ty jej po­ję­cie, nie to tyl­ko za­li­czyć po­trze­ba, co daw­niej wy­łącz­nie dzie­łem sztu­ki zwa­no; – do­po­mi­na się ona da­le­ko wię­cej. Po­cząw­szy od rzeź­bio­nej opra­wy no­ży­ka, od ry­so­wa­ne­go garn­ka od­ko­py­wa­ne­go w gro­bow­cach po­gań­skich, do sza­bli mi­ster­nie opra­wio­nej i zło­co­nej zbroi ry­ce­rza, do tka­nej wzo­rzy­sto ma­ka­ty i sa­dzo­nej sztucz­nie pod­ło­gi – wszyst­ko to do hi­stor­ji my­śli, hi­stor­ji sztu­ki, do cha­rak­te­ry­sty­ki na­ro­du na­le­żeć po­win­no.

Gdzie tyl­ko, po­wta­rza­my, jest myśl od­twa­rza­nia pięk­na, po­ję­te­go w du­szy, już jest za­ród sztu­ki. Nie­jest dzie­łem sztu­ki sza­łasz zbu­do­wa­ny od sło­ty i wi­chru, do­pó­ki chło­pek, co go wzno­si, nie uczu­je po­trze­by, ozdo­bić i uwdzię­czyć tej kle­ci – cho­ciaż bu­dow­nic­two jest sztu­ką;– gdy z dru­giej stro­ny, dzie­łem sztu­ki być może pro­sty ko­szyk z ło­zi­ny wy­ple­cio­ny, na któ­re­go bo­kach wy­ra­zić umiał chło­pak co go wią­zał, w sy­me­trycz­nych ry­sach, myśl ładu i har­mon­ji, ciem­no się ob­ja­wia­ją­cą w gło­wie jego, ale wi­docz­ną w czy­nie ręki. W dzie­jach ludz­ko­ści i sztu­ki, czę­sto bar­dzo, nie ten czy­ta co na­pi­sał; przy­szłość do­pie­ro wy­kła­da cha­rak­te­ry kre­ślo­ne in­stynk­to­wo, nie­świa­do­mie.

Do­tąd wszy­scy pra­wie hi­sto­ry­cy sztu­ki zbyt nie­wol­ni­czo trzy­ma­jąc się pew­nych pra­wi­deł, wy­cią­gnię­tych wy­łącz­nie z epok naj­wyż­sze­go roz­wo­ju,– nie my­ślą się kie­ro­wa­li wła­sna, ale re­gu­łą że­la­zną, poza gra­ni­ca­mi któ­rej na­pi­sa­li so­bie pu­sty­nie, jak na sta­rych kar­tach geo­gra­ficz­nych ry­so­wa­no dłoń ol­brzy­mią, gdzie spa­ły jesz­cze nie zwie­dzo­ne lądy. Uzna­ją oni czę­sto­kroć za dzie­ło sztu­ki, co niem nie­jest jesz­cze, lub co niem być prze­sta­ło, jako utwór śle­po na­śla­dow­ni­czy, a od­py­cha­ją praw­dzi­we ar­cy­dzie­ła dla tego, że na nie go­to­wych szu­fla­dek do usta­wie­nia nie­ma­ją. Po­dzia­ły sta­re, jak nu­me­ro­wa­ne pół­ki, słu­żą im za for­mę klas­sy­fi­ka­eji, a co się w nich nie­mie­ści, od­rzu­ca­ją precz bez li­to­ści.

Z dzi­siej­szych co­dzień szer­szych wy­obra­żeń o sztu­ce, cale inne wy­ni­ka­ją wa­run­ki dla dzie­jo­pi­sa­rza, cale nowe po­dzia­ły, inny punkt do za­pa­try­wa­nia się na utwo­ry. Obok Mi­cha­ła Anio­ła, sta­je Be­nve­nu­to Cel­li­ni z rzeź­bio­ną rę­ko­je­ścią mie­cza; obok etru­sków, szy­ku­ją się po­le­wa­ne misy i kształt­ne dzba­ny Ber­nar­da Pa­lis­sy; obok Pe­ru­gi­na i Fra-Bar­to­lo­meo, kła­dzie­my skrom­nych mo­za­istów i tka­czy ko­bier­ców i pa­sów; obok roz­praw o bu­do­wie ba­zy­li­ki, o pro­por­cji ko­lum­ny świą­tyń Jo­wi­sza i Nep­tu­na, mu­si­my po­ło­żyć roz­pra­wę o skrom­nych na­szych mo­drze­wio­wych ko­ścioł­kach, o kształ­cie słu­pów w śpi­chrzach i go­spo­dach, kształ­cie tra­dy­cyj­nym i zbyt jed­no­staj­nym, by miał być fan­ta­zją lub przy­pad­kiem; – sło­wem, obok ar­cy­mi­strzów, mu­si­my dać pra­wo oby­wa­tel­stwa pra­cow­ni­kom, obok my­śli po­tęż­nej, ra­cho­wać za cóś i cich­szy głos pier­si ludz­kiej. Zda­je się, że wiek, co przy­szedł do po­jęć eman­cy­pa­cji sta­nów, rów­no­le­gle w in­nej sfe­rze pod­nieść się po­wi­nien, do idei eman­cy­po­wa­nia, uzna­nia wszyst­kich sztu­ki ob­ja­wów i nada­nia im rów­nych praw oby­wa­tel­stwa w hi­stor­ji sztu­ki.

W ozdo­bach stro­ju, w wy­ro­bach złot­ni­czych na małą ska­lę do rzeź­by na­le­żą­cych, wy­na­leźć moż­na do­peł­nie­nia do dzie­jów ca­łej jed­nej ga­łę­zi sztu­ki – na blasz­ce z wy­ci­skiem po­two­ru, od­ko­pa­nej w gro­bie po­gań­skim, da się wy­czy­tać choć jed­no słów­ko epo­ki do­tąd nie­mo sto­ją­cej w hi­stor­ji. Roz­sze­rza się w ten spo­sób ho­ry­zont przed nami, po­mna­ża­ją się źró­dła dzie­jów ob­ja­wu my­śli, zbo­ga­ca­my się mnó­stwem od­rzu­ca­ne­go do­tąd a waż­ne­go ma­ter­ja­łu, i z po­dzi­wem znaj­du­je­my w za­rdze­wia­łych okru­chach uczu­cie pięk­na, wy­raz jego czę­sto szczę­śli­wy, cie­ka­wy za­wsze, gdzie wprzód była gro­bo­wa ci­sza i ni­cość.III. SŁO­WIAN­JE.

Star­sze dzie­je lu­dów Sło­wiań­skie­go szcze­pu nie­do­syć są do­tąd roz­ja­śnio­ne, by nam do­po­módz mo­gły do klas­sy­fi­ka­cji i wy­tłó­ma­cze­nia cha­rak­te­ru za­byt­ków sztu­ki, znaj­do­wa­nych na ogrom­nej prze­strze­ni zaj­mo­wa­nej przez ple­mię na­sze. Nie tak daw­no jesz­cze Sło­wia­nie uwa­ża­ni byli za młód­szych w Eu­ro­pie przy­by­szów, a do­tąd, fa­tal­nym ja­kimś lo­sem, jak znacz­ną część ziem i lu­dów przy­własz­cza­ją so­bie obcy (Ger­ma­nie), tak i prze­szłość sło­wiań­ską po­że­ra­ją dzie­je in­nych ple­mion, z któ­re­mi nas nie­świa­do­mość zjed­no­czy­ła.

Szu­kać więc po­trze­ba hi­stor­ji daw­nej Sło­wian wśród dzie­jów na po­zór nam ob­cych, i do­śle­dzać co błąd, uprze­dze­nie lub umyśl­na złość nam wy­dar­ła. Na tej dro­dze uczy­nio­no już wie­le: wspo­mni­my tyl­ko Sza­fa­rzy­ka, pra­ce u Cze­chów, Le­le­we­la i Ma­cie­jow­skie­go u nas; lecz po tych, po od­grze­ba­niu gru­zów i po­zby­ciu się na­uko­wych prze­są­dów, po­zo­sta­ło jesz­cze dość dla na­stęp­ców.

W za­byt­kach sztu­ki znaj­do­wa­nych na zie­mi Sło­wian i w daw­nych ich sie­dzi­bach, już się nie­ja­ko czy­tać dają epo­ki głów­ne przed­hi­sto­rycz­nej ich prze­szło­ści, cho­ciaż gra­nic tych epok ści­ślej ozna­czyć nie­po­dob­na. Wiel­ka jest róż­ni­ca mię­dzy gro­bow­cem z wie­ku ka­mie­ni, a mo­gi­łą z epo­ki że­la­za, z ostat­nich cza­sów, przed sa­mem Chrze­ści­jań­stwa przy­ję­ciem; mię­dzy bron­zem, z któ­re­go wy­ra­bia­no noże ofiar­ne, a na­szyj­ni­kiem zwi­nię­tym w splo­ty, lub spię­ciem do naj­bliż­szych od­no­szą­cem się lat, przy któ­rem ze zdu­mie­niem, czę­sto obok urny peł­nej po­pio­łów, już się i krzy­żyk zna­leźć może, uży­ty nie w zna­cze­niu go­dła Chrze­ści­jan, ale jako amu­let, jako zna­mię bó­stwa są­sied­nie­go ludu. Roz­biór po­mni­ków sztu­ki, któ­ry tu za­mie­rza­my, oka­że róż­ni­ce i na­stęp­stwo po so­bie za­byt­ków na­szej zie­mi, do­tąd nie – roz­klas­sy­fi­ko­wa­nych na­le­ży­cie przez ni­ko­go. Tu na­stęp­nie na­po­mknąć jesz­cze mu­si­my o głów­nych w dzie­jach Sło­wiańsz­czy­zny wy­pad­kach, mo­gą­cych po­kie­ro­wać w ba­da­niu cha­rak­te­ru po­mni­ków sztu­ki w naj­roz­cią­glej­szem jej zna­cze­niu.

W ósmym już wie­ku przed Chry­stu­sem znaj­du­je­my u Gre­ków wia­do­mość o zie­miach Sło­wiań­skich, przez któ­re po bursz­tyn ja­dą­cy kup­cy prze­cho­dzić mu­sie­li; w szó­stym wie­ku zda­je się, że i pło­dy tych ziem i ich miesz­kań­cy do­brze Gre­kom byli zna­jo­mi. W pią­tym He­ro­dot po­da­je już szcze­gó­ło­we, i choć na opo­wia­da­niach wę­drow­ni­ków opar­te, wszak­że bliż­sze praw­dy wia­do­mo­ści o Sky­tach za­miesz­ku­ją­cych część Sło­wiańsz­czy­zny. Po­byt jego w osa­dach Grec­kich nad Pon­tem, po­dał mu spo­sob­ność za­czerp­nię­cia od Gre­ków tu­tej­szych wie­ści o lu­dach, z któ­re­mi mie­li cią­głe sto­sun­ki. Wpływ Gre­cji i jej kunsz­tów na ów­cze­snych miesz­kań­ców Sło­wiańsz­czy­zny, daje się wy­ka­zać jako to ni­żej do­wie­dzie­my, za­byt­ka­mi od­ko­py­wa­ne­mi dziś, nie tyl­ko w kra­jach są­sied­nich mo­rzu Czar­ne­mu, na Ukra­inie, na Po­do­lu, gdzie się tra­fia­ją na­czy­nia i sprzę­ty, wy­raź­nie na­ce­cho­wa­ne po­cho­dze­niem Hel­leń­skiem, ale i w zie­miach Nad­bał­tyc­kich.

W czwar­tym wie­ku, wiel­ki na­pływ Kel­tów od za­cho­du ci­sną­cych się na wschód, czy­li być może przy­czy­ną po­wi­no­wac­twa po­mni­ków Li­tew­skich z Dru­idyc­kie­mi? o tem wąt­pi­my wiel­ce; raz, że na­pa­dy Kel­tów nie­do­się­gły nig­dy po­dob­no Sło­wiańsz­czy­zny Przed­kar­pac­kiej, – po­wtó­re, że sta­ro­żyt­ne za­byt­ki, do Kel­tyc­kich po­dob­ne i wi­docz­ne z nie­mi ma­ją­ce po­kre­wień­stwo, star­sze są od tej epo­ki i się­ga­ją cza­sów, w któ­rych ple­mię Kel­tów sze­rzej roz­sie­dlo­ne po Eu­ro­pie, całą ją swym wpły­wem prze­się­kło.

Oko­ło pierw­szych lat ery no­wej, zja­wia­ją się w Sło­wiańsz­czyż­nie włó­czę­gi Skan­dy­naw­skie, i na pół­noc­no-wschod­nie jej zie­mie prze­waż­ny wpływ wy­wie­rać po­czy­na­ją, wid­ny w po­mni­kach i po­da­niach re­li­gij­nych, mię­dzy in­ne­mi na­przy­kład w ob­cho­dzie Ku­pa­ły, za­po­ży­czo­nej od rocz­ni­cy Bal­de­row­skie­go świę­ta.

Oko­ło te­goż cza­su sto­sun­ki Sło­wian z Rzy­mem, sta­ją się co­raz częst­sze i zbli­ża­ją kra­je te ku pań­stwu wła­da­ją­ce­mu świa­tem, tak, że od za­cho­du i za­cho­do-po­łu­dnia, wia­ra i oby­czaj Rzym­ski, daje się wy­śle­dzić u Sło­wian w ob­rzę­dach po­grze­bo­wych, w czci bóstw, po­ję­ciach o nich i ma­ter­jal­nem ich przed­sta­wie­niu.

W sto lat po Chry­stu­sie, Ta­cyt, ma­lu­jąc świat Ger­mań­ski, za­po­zna­je nas z ów­cze­śne­mi We­ne­da­mi i nie wy­róż­nia­jąc Sło­wian, już ich wszak­że wska­zu­je.

Sło­wia­nie pną się ku za­cho­do­wi; Goci co­fa­ją się przed na­ci­skiem ple­mion We­ne­dyj­skich, Sło­wia­nie zaj­mu­ją wy­brze­ża Odry i opusz­czo­ne brze­gi mo­rza Bal­tyc­kie­go (II. i III. wiek); Rzy­mia­nie sty­ka­ją się co­raz czę­ściej, co­raz mniej przy­jaź­nie, z tymi, któ­rzy zda­ją się cze­kać tyl­ko przy­by­cia Hun­nów, by z nimi ra­zem, ru­nąć na pań­stwo Rzym­skie.

Przyj­ście Hun­nów w czwar­tym wie­ku, so­jusz ze Sło­wia­na­mi, uczest­nic­two ich w na­pa­dach na pań­stwo Teo­do­zju­szo­we, sta­no­wią nowy okres w pier­wot­nych dzie­jach na­szych. Od pią­te­go do siód­me­go wie­ku, ple­mio­na Sło­wiań­skie od­by­wa­ją wę­drów­ki, któ­re o osta­tecz­nem ich osie­dle­niu roz­strzy­gnąć mają; w dzie­wią­tym i dzie­sią­tym, świa­tło wia­ry Chrze­ści­jań­skiej, pada na­resz­cie na tę bu­do­wę i do no­we­go po­wo­łu­je ją ży­cia.

Z piel­grzy­mek, są­siedz­twa i wo­jen w cią­gu wie­ków, po­zo­sta­ły wi­do­me śla­dy w za­byt­kach, ja­kie nam prze­ka­za­ła sta­ro­żyt­ność; – biją z nich pięt­na Kel­tyc­kie, Grec­kie, Skan­dy­naw­skie, Rzym­skie i Ger­mań­skie z ko­lei; ale to wszyst­ko przy­swo­jo­ne, złą­czo­ne, sta­no­wi nowy, od­ręb­ny, wła­ści­wy pier­wia­stek.

Nie­dziw, że nie­raz do­by­te z zie­mi sta­ro­żyt­no­ści na­sze, dziw­nie przy­po­mi­na­ją znaj­do­wa­ne na dru­gim koń­cu Eu­ro­py, że i w bó­stwach i w sprzę­tach Sło­wian, znać ich sto­sun­ki z Gre­cją, z Rzy­mem, ze Skan­dy­na­wa­mi; śla­dy to tyl­ko, że Sło­wiańsz­czy­zna umie­jęt­nie przy­swa­ja­ła so­bie i zdo­by­wa­ła na ko­rzyść wła­sną ży­wot lu­dów, z któ­re­mi się sty­ka­ła.

Na zie­mi, przez któ­rą prze­wę­dro­wa­ło tyle lu­dów, ple­mion tyle, każ­dy mu­siał rzu­cić ja­kąś po so­bie pa­miąt­kę: wo­jow­ni­cy mie­cze i zbro­je, ka­pła­ni bó­stwa, nie­wia­sty pier­ście­nie – po jed­nych pieśń zo­sta­ła, po dru­gich ka­mień gro­bo­wy, a każ­da epo­ka i ruch wy­ry­ły się… na tym cmen­ta­rzy­sku prze­szło­ści.IV. MO­GI­ŁY.

Bez wąt­pie­nia, naj­star­sze­mi po­mni­ka­mi, do któ­rych przy­wią­za­na była myśl wyż­sza, szla­chet­niej­sza, nie­oglą­da­ją­ca się na żad­ną ko­rzyść cie­le­śną – są usy­py z zie­mi, mo­gi­ły, się­ga­ją­ce naj­od­le­glej­szej sta­ro­żyt­no­ści.

Jako po­mni­ki pier­wot­ne zwra­ca­ją uwa­gę ba­da­cza, już same przez się, już że nam choć w szczu­płej ilo­ści do­cho­wa­ły pa­miąt­ki z cza­sów, o któ­rych su­che tyl­ko i nie­pew­ne mamy po­da­nia.

W pierw­szych epo­kach bytu na zie­mi, w cza­sach, któ­re tak nie­słusz­nie bar­ba­rzyń­skie­mi zo­wią, góry i wy­nio­sło­ści były miej­sca­mi po­świę­co­ne­mi czci bo­gów, mo­dli­twie, ob­rzę­dom po­grze­bo­wym, ofia­rom. Jesz­cze dziś prze­kształ­co­ny cy­wi­li­za­cją, ozię­bły i zu­ży­ty czło­wiek, do­zna­je wzno­sząc się na góry, wcho­dząc na wy­nio­sło­ści przej­mu­ją­ce­go ja­kie­goś wra­że­nia re­li­gij­ne­go, któ­re­mu się oprzeć nie­mo­że. Wi­dok wiel­kiej prze­strze­ni zie­mi wzbu­dza w nim uczu­cie tę­sk­ne, uspa­sa­bia do mo­dli­twy i du­ma­nia, któ­re jest przed­sie­nią mo­dli­twy.

Oko obej­mu­jąc ra­zem tyle ludz­kich sie­dzib, sze­ro­ki plac boju ży­wo­ta, wpro­wa­dza do du­szy myśl bra­ter­stwa, jed­no­ści i na­dzie­ję nie­wy­tłó­ma­czo­ną, in­styk­to­wą ja­kie­goś po­łą­cze­nia się w jed­nem ogni­sku nie­śmier­tel­no­ści. Uwa­ża­no, że ludy za­miesz­ka­łe na gó­rach, mają szcze­gól­niej wy­ro­bio­ne, sil­ne przy­wią­za­nie do kra­ju swo­je­go i uspo­so­bie­nie wznio­ślej­sze, po­etycz­niej­sze ni­że­li miesz­kań­ców do­lin, ska­za­nych na błą­ka­nie się w cia­snym rów­nin wid­no­krę­gu. W pier­wot­nych wie­kach, wy­nio­sło­ści, jako miej­sca bliż­sze bó­stwa, sta­ły się pierw­szych świą­tyń po­sa­dą, na nich wzno­szo­no oł­ta­rze i pa­lo­no ofia­ry. Z tej czci gór i uczuć, ja­kie one wzbu­dza­ły, ła­two wy­tłó­ma­czyć so­bie sy­pa­nie kop­ców i kur­ha­nów, na miej­scu gdzie skła­da­no zwło­ki umar­łych. Pierw­szym nie­ste­ty! po­mni­kiem na zie­mi, po oł­ta­rzu bó­stwa, mu­sia­ła być Ablo­wa mo­gi­ła.

Ten sto­żek zie­mi, któ­ry kształ­tem swym przy­po­mi­na sta­re pi­ra­mi­dy (mo­gi­ły z ce­gły zbu­do­wa­ne) – ma­ją­cy for­mę sym­bo­licz­ną pło­mie­nia (ży­wo­ta nie­śmier­tel­ne­go, nad mo­gi­łą zwłok do­cze­snych),– na ca­łej prze­strze­ni kuli ziem­skiej się spo­ty­ka, a nie­któ­re za­klę­słe dziś i przy­bi­te usy­py się­ga­ją naj­star­szych bytu ludz­ko­ści wie­ków.

Usyp taki z ka­mie­nia lub' zie­mi ręką ludz­ką do­ko­na­ny, z my­ślą unie­śmier­tel­nie­nia pa­mię­ci bo­ha­te­ra, wo­dza, kró­la, jest nie­chyb­nie jed­nem z naj­pier­wot­niej­szych, naj­star­szych dzieł sztu­ki, w ko­leb­ce jesz­cze ma­rzą­cej. Pięk­nem się zda­ło usy­pać górę nad zwło­ka­mi zmar­łe­go i uświę­cić nią miej­sce jego spo­czyn­ku; a tak po­wstał gro­bo­wiec, gar­ścia­mi przez lud zrzu­co­ny, wprzód nim po­tra­fio­no wy­kuć gra­ni­to­wy sar­ko­fag, ze­brać nań pły­ty ka­mien­ne, wy­żło­bić pie­cza­rę, póź­niej­szych i wy­myśl­niej­szych cza­sów dzie­ło. W wę­drów­kach na­ro­dów, na pla­cu po­tycz­ki, wo­jow­ni­cy że­gna­jąc się z wo­dzem po­le­głym, rzu­ca­li mu po gar­ści pia­sku na oczy i po­ło­żyw­szy przy nim oręż jego, ozdo­by stro­ju, za­ko­paw­szy z nim ra­zem ulu­bio­ne mu isto­ty, szli da­lej gdzie gna­ło prze­zna­cze­nie.

Nie po­trze­bu­je­my do­wo­dzić, że gro­bo­wiec na­le­ży do dzieł sztu­ki, bo do wznie­sie­nia go nie zna­gli­ła żad­na cie­le­śna po­trze­ba, two­rzy­ła go myśl czy­sta, cześć, uwiel­bie­nie, żal, chęć prze­ka­za­nia wnu­kom uczu­cia, któ­re ręką dźwi­gnę­ło.

Mo­gi­ły z zie­mi sy­pa­ne, w roz­ma­itych kształ­tach, roz­sia­ne są po ca­łej prze­strze­ni kuli na­szej i znaj­du­ją się wszę­dzie, gdzie­kol­wiek zdaw­na za­miesz­ki­wał czło­wiek: Pal­las zna­lazł je nad Woł­gą, w kra­ju pod Ura­lem i w ste­pach Ki­zgiz­kich; Jef­fer­son w Wir­gin­ji: Al­twa­ter w Ohio i nad brze­ga­mi je­zio­ra On­tar­jo; Spart­mann u Kaf­frów; John Bar­row u Hot­ten­to­tów. Zna­cze­nie hi­sto­rycz­ne tych usy­pów z przed­dzie­jo­wych cza­sów, naj­le­piej wska­zał Rit­ter (Vor­hal­le eu­ro­pa­eischer Völ­ker­ge­schich­ten, Ber­lin, 1820, p. 253), do­wo­dząc, że jed­nym z pierw­szych wę­złów spo­łecz­ne­go ży­cia być mu­sia­ły: cześć zmar­łych, ofia­ry po­grze­bo­we i po­mni­ki wzno­szo­ne człon­kom ro­dzi­ny.

Gre­cy zwa­li mo­gi­łę χώμα ηρισν. – Rzy­mia­nie Mer­cu­ri ace­ro­us, tu­mu­lus; w An­gl­ji zo­wią ją bar­row; w Ir­lan­dji ter­pen; w Szko­cji Mont-moth; w Szwe­cyi At­te­ho­gar; we Fran­cyi gal-gals, mal­le, but­te, itd. Czy wy­raz u nie­któ­rych Sło­wian uży­wa­ny Kur­han, po­cho­dzi z ta­tau­skie­go Kur, góra, i cha­ne, dom, – bar­dzo wąt­pię, prę­dzej­bym szu­kał wy­wo­du w wy­ra­zie kru, kru­han, od okrą­gło­ści usy­pu, lub gor­kan, hur­kan, od góry, gdyż wy­raz kur­han zda­je się czy­sto sło­wiań­ski. Sło­wiań­ską tak­że jest mo­gi­ła, mo­hy­la, po Il­li­ryj­sku ho­my­la. Ko­ep­pen aż w arab­skim szu­ka pier­wiast­ku mo­gi­ły, i znaj­du­je go w wy­ra­zie men­hel, we­dług Go­lius'a ozna­cza­ją­cym tu­mu­lus, se­pul­crum, a wła­ści­wiej miej­sce w pu­sty­ni. Słusz­niej zda mi się Vo­cel wy­wo­dzi ją odh moh, za­sad­ni­cze­go pier­wiast­ku, z któ­re­go i sło­wiań­skie mohu, i grec­kie μεγασ , po­cho­dzi. Po wen­dyj­sku mol, zna­czy wy­ży­nę, wy­nio­słość; mo­gi­ła, był to usyp wiel­ki mo­hu­czy, mo­hut­ny, pod­nio­sły. (Vo­cel. 29 – 30).

Usy­py tego ro­dza­ju, róż­nych kształ­tów i wiel­ko­ści, w Sło­wiańsz­czyź­nie i na prze­strze­ni daw­nej Pol­ski i Li­twy, w bar­dzo mno­giej znaj­du­ją się ilo­ści, i do róż­nych na­le­żą wie­ków, epok i na­ro­dów. Roz­po­zna­nie ich sta­ro­żyt­no­ści nie­jest dziś ła­twem, z po­wo­du, że na­wet tych, któ­re ba­da­ne były, opi­sy nie­są po więk­szej czę­ści dość szcze­gó­ło­we i do­bit­ne; jed­nak­że po pew­nych już i ozna­czo­nych po­wszech­nie ce­chach, roz­dzie­lić moż­na mo­gi­ły na kil­ka głów­nych ro­dza­jów, nie tak ze wzglę­du na ich po­wierz­chow­ne kształ­ty, jak ra­czej na za­war­te w nich szcząt­ki i okru­chy przed­mio­tów przy zglisz­czach lub ko­ścio­tru­pach.

Ucze­ni eu­ro­pej­scy ar­che­olo­go­wie nie­ustan­nie no­we­mi co­raz spo­strze­że­nia­mi zbo­ga­ca­ją ten od­dział na­uki sta­ro­żyt­ni­czej, do­tąd jed­nak do­sta­tecz­nie nie­opra­co­wa­ny.

Wy­mie­nim tu ce­chy ogól­ne, na któ­re się po­wszech­nie zgo­dzo­no, przyj­mu­jąc je za wska­zów­kę do po­dzia­łu na pew­ne epo­ki sta­ro­żyt­nych mo­gił. Za­sta­no­wie­nie się nad nie­mi i po­rów­na­nie opi­sów wy­ko­pa­lisk na­szych z ob­ce­mi po­mni­ka­mi tego ro­dza­ju, do­zwa­la przy­swo­ić nam tę klas­sy­fi­ka­cję cał­ko­wi­cie, je­śli nie co do gra­nic i trwa­nia epok za­kre­ślo­nych przez an­ty­kwar­ju­szów, to przy­najm­niej co do ich na­stęp­stwa po so­bie.

Na trzy więc głów­ne dzia­ły roz­pa­da­ją się usy­py wszel­kie, na na­szych znaj­du­ją­ce się zie­miach: na gro­ty tak zwa­ne epo­ki ka­mien­nej, epo­ki bron­zu i że­la­za. Po­mię­dzy nie­mi miesz­czą się mo­gi­ły okre­sów przej­ścia, łą­czą­cych z sobą od­ręb­nie na­ce­cho­wa­ne epo­ki głów­ne. Wska­żem to za­raz ob­szer­niej, za­sta­na­wia­jąc się nad nie­mi (*).

–- (*) A) Wołp­tów­ki, mo­gi­ły Bia­lej – Rusi, opi­su­je p. K. Go­wor­ski w Pa­miętn. Ces. To­warz. Ar­che­ol., 8. Pe­tersb;, T. 5., str. 91; roz­ko­py­wał on nie­któ­re, i tak spra­wę zda­je z po­szu­ki­wań swo­ich:

"Przy roz­ko­pa­niu tych mo­gił, któ­rych w mo­jej obec­no­ści roz­ko­pa­no do dzie­się­ciu, naj­przód na­po­ty­ka­ją się drob­ne wę­gle, na ar­szyn lub wię­cej od wierz­choł­ka kur­ha­nu po­czy­na się le­żą­cy na ca­łej prze­strze­ni słój zie­mi, któ­ry ma po­zór mar­mu­ru, gdy jestVII. EPO­KA BRON­ZU.

Wiek na­stę­pu­ją­cy po epo­ce ka­mien­ną zwa­nej, sta­ro­żyt­ni­cy pół­noc­ni zo­wią epo­ką bron­zu, z po­wo­du, że w po­mni­kach jego naj­wię­cej spo­ty­ka­my na­rzę­dzi mie­dzia­nych i bron­zo­wych. Jest on wi­docz­nie od ka­mien­ne­go póź­niej­szy i nas bliż­szy; za­byt­ki też jego, jak­kol­wiek kru­szec ule­ga pręd­sze­mu znisz­cze­niu, do­szły do dni na­szych, w in­nych kra­jach w ilo­ści do­syć znacz­nej, – u nas tyl­ko są bar­dzo rzad­kie.

Gro­by z epo­ki bron­zu, któ­ra się tem szcze­gól­niej od­zna­cza, że obok sprzę­tów bron­zo­wych, że­la­zo jesz­cze znaj­do­wać się nie­po­win­no, róż­nią się tem głów­nie od pierw­szych ka­mien­nych: że w nich gro­bow­ce były bu­do­wa­ne z wiel­kich brył ka­mie­nia, a cia­ła skła­da­no nie­pa­lo­ne ze sprzę­tem ka­mien­nym i bursz­ty­no­wym, – tu zaś nie są już ota­cza­ne ko­ła­mi z ka­mie­ni, nie mają izbic pły­ta­mi skle­pio­nych i z ol­brzy­mich gła­zów spo­jo­nych. Drob­ne ka­my­ki, okru­chy, krze­mień, ubi­ta zie­mia, cał­ko­wi­cie je skła­da­ją. Mo­gi­ły mają kształt usy­pów stoż­ko­wa­tych, kur­ha­nów, rzad­ko bar­dzo opa­su­je je rząd ka­mie­ni; w środ­ku na­po­ty­ka­my szcząt­ki ciał pa­lo­nych, po­pio­ły – (*) W zbio­rze St-Pe­ters­bur­skie­go er­mi­ta­żu znaj­du­ją się licz­ne sta­ro­żyt­no­ści, od­ko­pa­ne przez p. Fro­to­wa w kur­ha­nach i sta­rych Sy­bir­skich rud­niach. Po­mię­dzy nie­mi na­tra­fia­my na za­byt­ki epo­ki ka­mie­nia, ta­kie, ja­kie na za­cho­dzie Eu­ro­py się znaj­du­ją; z od­kry­tych w gó­rach Sa­jań­skich, mamy tu młot ka­mien­ny (N. 1), ze sta­rej rud­ni Zmie­jew­skiej, kli­ny, dłó­ta i szpul­ki z bia­łe­go mar­mu­ru z kil­ku kur­ha­nów, naj­wię­cej z oko­lic Buch­tar­miń­ska.

skła­da­ne w urnach, na­czy­niach gli­nia­nych, ozdo­by stro­ju i sprzę­ci­ki bron­zo­we po więk­szej czę­ści.

Że pa­le­nie ciał więk­szą upra­wę re­li­gij­ną i oby­cza­jo­wą i roz­wi­nię­tą wy­żej ob­rzę­do­wość, a może wpływ, Gre­ko-Rzym­ski ozna­cza, że kru­szec i wy­ro­by z nie­go czas bliż­szy nas wy­ra­ża­ją sa­me­mi kształ­ty, do­wo­dzić zda­je się nam zby­tecz­nem. Na pół­no­cy, szcze­gól­niej w Dan­ji, czę­sto się tra­fia­ją dwie war­stwy gro­bów: u spodu grób pra­sta­ry, ol­brzy­mi, a nad nim nów­szy, z cia­ła­mi spa­lo­ne­mi – to tak­że na­stęp­stwa epok po so­bie do­wo­dzić­by mo­gło. Ze wszyst­kie­go jaw­no, że w tym okre­sie pa­lo­no cia­ła na sto­sach drew­nia­nych, zbie­ra­no po­tem szczę­ty ko­ści i po­pio­ły w garn­ki więk­sze lub mniej­sze, któ­re w gro­bow­cu usta­wia­no, ota­cza­jąc i po­kry­wa­jąc ka­my­ka­mi. Cza­sa­mi w urnę kła­dzio­no ra­zem z po­pio­ła­mi bron­zo­we ozdo­by, igły, igli­ce, gu­zi­ki, noże, śpię­cia, pa­ciór­ki, a obok oręż i sprzęt ozna­cza­ją­cy stan zmar­łe­go. Gar­nek-urna, albo miał po­kry­wę gli­nia­ną, umyśl­nie doń ro­bio­ną, albo się za­my­kał pła­skim ka­my­kiem. Na nim kła­dzio­no drob­ne ka­mie­nie, sy­pa­no i ubi­ja­no mo­gi­łę. Uży­wa­no cza­sem w miej­scu urny czte­rech ka­mie­ni pła­skich, zło­żo­nych w kształ­cie skrzy­necz­ki, po­kry­tych tak­że wie­kiem ka­mien­nem. Był to jak­by skar­la­ły grób ka­mien­nej epo­ki, na ma­lucz­ką sto­pę, da­ją­cy mia­rę dwóch okre­sów i spo­łecz­no­ści, pierw­szej he­ro­icz­nej, dźwi­ga­ją­cej chęt­nie gła­zy dla umar­łych, dru­giej, co już wię­cej ży­ciem za­prząt­nio­na, le­d­wie czas mia­ła drob­ne ka­wał­ki ścią­gnąć na kru­chą le­pian­kę po­pio­łom.

Jed­ną z cech mo­gił owe­go cza­su, jest tak­że, że nie usta­wia­no urn i po­zo­sta­ło­ści zmar­łe­go, w pew­nym sta­łym po­rząd­ku, w po­środ­ku lub z boku, sy­me­trycz­nie a jed­no­staj­nie, ale je rzu­ca­no bez sta­ra­nia, roz­ma­icie.

Cza­sem w miej­scu, gdzie było zglisz­cze, skła­da­no tyl­ko miecz i sprzę­ty, a przy­sy­paw­szy je zie­mią, po­tem do­pie­ro w mo­gi­le sa­mej za­ko­py­wa­no urnę z po­pio­ła­mi.

Gdzie­in­dziej ko­ści by­wa­ją po­je­dyn­czo ka­mie­nia­mi przy­rzu­co­ne i od­dziel­nie po­za­sy­py­wa­ne zie­mią. Nie­kie­dy pod­le mo­gi­ły, przy niej, pod nią, w oko­ło, gdzie grób słu­żył dla ca­łej ro­dzi­ny, roz­rzu­co­ne są i roz­sta­wio­ne w zie­mi urny; bywa ich po kil­ka­na­ście, po kil­ka­dzie­siąt ra­zem obok sie­bie. Gro­by miesz­czą się po­spo­li­cie na wy­nio­sło­ściach.

Z tego okre­su urny do­syć są po­spo­li­te: lecz o nich ni­żej po­wie­my osób­no, ob­szer­niej się nad ne­kro-ce­rar­ni­ką za­sta­na­wia­jąc.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: