Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Szwajcarya i Szwajcarowie. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szwajcarya i Szwajcarowie. Tom 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 281 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

– Wra­casz pan z Ve­vey? – ode­zwał się An­glik w Neu­cha­tel'u, gdzie na dro­dze do Pa­ry­ża spo­ty­ka­ją się po­cią­gi z Ve­vey, Lau­sann'y i Bern'u.

– Tak jest; a pan z Ber­nu? – od­po­wie­dział Ame­ry­ka­nin.

– Z Bern'u. Spę­dzi­łeś pan czas przy­jem­nie?

– Tak jest. Deszcz wpraw­dzie bu­chał ol­brzy­mie­mi ka­ska­da­mi – ale za to je­zio­ra były cu­dow­ne, góry za­chwy­ca­ją­ce.

– Ba­da­łeś pan Szwaj­ca­rów?

– Jak­to? Mó­wisz pan o lu­dziach, co pro­wa­dzą muły, go­tu­ją nam jeść, wią­żą nas do skał li­na­mi? Nie – mało na nich zwa­ża­łem. Dla­cze­go? – spy­tasz pan. Oto dla tego, że oni tacy spo­koj­ni, że ro­bią wy­bor­nie to, co do nich na­le­ży.

– Po­znaw­szy ich bli­żej prze­ko­nasz się pan, że tak samo za­słu­gu­ją na uwa­gę, jak ich je­zio­ra i góry?

– Do­praw­dy?! Mów­my więc o nich.

Sty­czeń, 1872 r.ROZ­DZIAŁ I.

GÓ­RA­LE.

– My, gó­ra­le je­ste­śmy lu­dem ustron­nym – rzekł do mnie Szwaj­car, ale taki Szwaj­car, co znał wię­cej świa­ta, ogła­dzo­ny w wę­drów­ce po róż­nych kra­jach, gdzie wi­dział wie­le lu­dzi i rze­czy. Po­dzi­wia­li­śmy wte­dy za­chód słoń­ca, któ­re się kry­ło za opo­ną gór­skich wierz­choł­ków. – Co mó­wi­cie o tem sio­stro Agniesz­ko? czy nie praw­da, że je­ste­śmy lu­dem ustron­nym?

Ta sio­stra Agniesz­ka, pięk­na dzie­wi­ca o ró­żo­wych ja­go­dach, z oczy­ma mi­go­ta­ją­ce­mi po­łu­dnio­wym bla­skiem, jest za­kon­ni­cą z Sion'u w kan­to­nie Wal­lis. Od­pra­wia obec­nie piel­grzym­kę do sław­nej na cały kan­ton Schwyz, ka­plicz­ki Mat­ki Bo­skiej pu­stel­ni­czej Ś-go Me­in­dra. Dzi­siaj zo­sta­ła przy­pad­kiem na­szą, to­wa­rzysz­ką. Spo­tka­li­śmy ją sie­dzą­cą pod krzy­żem obok dro­gi i za­bra­li­śmy do po­wo­zu. Bie­dacz­ka nie mo­gła iść da­lej, była osła­bio­ną nie­zmier­nie, mia­ła nogi krwią zbro­czo­ne. Gdy­śmy obia­do­wa­li w obe­rży, po­szła zwie­dzać gro­ty lo­do­we, za­błą­dzi­ła i upa­dła bez­sil­na. Od­szu­ka­li­śmy ją zno­wu i na pół omdla­łą za­bra­li ze sobą.

Szwaj­car jest in­ży­nie­rem z Bern'u. Trzy­dzie­sto­let­ni męż­czy­zna, za­pu­ścił wiel­ką bro­dę, ma sze­ro­kie czo­ło, oko nie­bie­skie a chłod­ne. Speł­nia na gó­rach czyn­ność na­uko­wą. Uzbro­jo­ny łań­cu­chem, li­nia­łem, mło­tem i drą­giem że­la­znym, bada te szczy­ty, zgłę­bia wy­drą­że­nia skal­ne, mie­rzy każ­dy prze­smyk, każ­dą po­chy­łość, za­zna­cza każ­dą krzy­wi­znę, za­sta­na­wia się, czy­by nie moż­na za po­mo­cą środ­ków, któ­re na­uka wy­kry­wa, ochro­nić zie­mie i sie­dzi­by, cią­gną­ce się pod na­sze­mi sto­py, od spu­sto­szeń na­wod­nie­nia. Czy­by nie moż­na za­pa­no­wać nad po­to­ka­mi góry Św. Go­tar­da, strze­gąc je pil­nie i re­gu­lu­jąc u sa­mych źró­deł.

Ci dwaj to­wa­rzy­sze po­dró­ży dziew­czę z Sion'u i męż­czy­zna z Bern'u, przed­sta­wia­ją nam dwa wy­bor­ne typy pół­no­cy i po­łu­dnia, Szwaj­ca­ryi Cel­tyc­kiej i Szwaj­ca­ryi Teu­toń­skiej. Dziew­czę jest na­tu­rą uczu­cio­wą, czy­sto nie­wie­ścią. Po­chy­li­ła czo­ło; jej na dół opusz­czo­ne oczy, zda­ją się wy­ra­żać ja­kieś świę­te bła­ga­nie o opie­kę. Dru­gi sil­ny i krzep­ki, ma wy­nio­słą gło­wę, oczy któ­re zda się, mogą gra­nit prze­wier­cić. Pe­łen uf­no­ści w siłę i za­so­by czło­wie­ka. Mło­de dziew­czę z ró­żań­cem wi­szą­cym u pasa, jest słu­żeb­ni­cą Pana; męż­czy­zna dzier­żą­cy młot swój krzep­ko a wy­nio­śle, to praw­dzi­wy syn Tho­ra.

Za­kon­ni­ca za­to­pio­na w my­ślach, nic mu nie od­po­wia­da, oczy zwró­ci­ła ku wscho­do­wi, spo­glą­da na pur­pu­ro­wo-błę­kit­ne nie­bo, prze­su­wa ziarn­ka na swym ró­żań­cu – sło­wa któ­rych czło­wiek sły­szeć nie może, ula­tu­ją z warg jej szme­rem mo­dli­twy.

– Za­uważ pan – po­wia­da zno­wu Szwaj­car, z od­cie­niem po­li­to­wa­nia w gło­sie, jaki z nas szcze­gól­ny na­ród. Tu nie ma ani kró­lów, ani pod­wład­nych

ani nę­dza­rzy, ani sta­łej ar­mii, ani ko­ścio­ła urzę­do­we­go. Nie­ma­my ję­zy­ka, któ­ry­by wy­łącz­nie do nas na­le­żał. Nie­ma­my wspól­ne­go ko­dek­su, ani dłu­gu pań­stwo­we­go. Nikt u nas nie po­sia­da na wła­sność więk­szej czę­ści kan­to­nu, tak jak n… p… ma­gna­ci ro­syj­scy po­sia­da­ją więk­szą po­ło­wę po­wia­tu, albo lor­do­wie an­giel­scy więk­szą po­ło­wę hrab­stwa. Na dzie­się­ciu oby­wa­te­li, dzie­wię­ciu z nas po­sia­da wła­sność grun­to­wą.

– Je­ste­ście rze­czy­wi­ście na­ro­dem ustron­nym!

– Zie­mia, któ­rą upra­wia­my, na któ­rej bu­du­je­my na­sze domy, nie roz­cią­ga się sze­ro­ko ła­na­mi zbo­ża, ogro­da­mi i win­ni­ca­mi, aż do sa­mych mor­skich brze­gów, tak, że lu­dzie nie tra­cą z niej ani pię­dzi. Ży­je­my wśród skał i ob­ło­ków. Na­sze rów­ni­ny są po więk­szej czę­ści ba­gna­mi, sto­ki na­szych gór są ska­li­ste. Wa­sze rów­ni­ny ką­pią się w słoń­cu, gdy u nas ura­ga­ny sza­le­ją po gó­rach. Ło­ży­skiem wa­szych rzek zie­mia, ło­ży­skiem na­szych – ska­ły. Wy, ma­rzy­cie­le mo­że­cie zo­sta­wić przy­ro­dę sa­mej so­bie, my zaś nie­stru­dze­ni pra­cow­ni­cy, mu­si­my czu­wać bez wy­tchnie­nia i wy­dzie­rać jej, że tak po­wiem, wszyst­kie dary!

– Czyż we­dle praw przy­ro­dzo­nych, góry nie wy­twa­rza­ją gó­ra­li?

– Nie może być in­a­czej. Na­tu­ra dzia­ła na czło­wie­ka na swój spo­sób, czło­wiek ze swej stro­ny tak­że na nią od­dzia­ły­wa. Wresz­cie te dwie siły przy­ro­dy upo­dab­nia­ją się wza­jem­nie, jak mąż i żona, któ­rym każ­dy nowy rok po­ży­cia przy­no­si co­raz więk­szy po­kój i zgo­dę. Wśród win­nic, ogro­dów i ga­jów oliw­nych zie­mi ital­skiej, spo­ty­kasz pan ple­mię słod­kie, po­etycz­ne, bły­sko­tli­we, że tak po­wiem ogni­ste i zmien­ne. Wśród so­sen i lo­dow­ców kan­to­nu Wal­lis, lu­dzie są krzep­cy, wy­trwa­li, mil­czą­cy; nie ła­two się uno­szą lub za­pa­la­ją, ale nie ła­two tak­że ugną się, lub upo­ko­rzą.

– O tak – nie­ła­two się ugną lub upo­ko­rzą! szep­nę­ła z wes­tchnie­niem sio­stra Agniesz­ka, któ­ra skoń­czyw­szy ró­ża­niec, błą­dzi­ła wzro­kiem po prze­strze­ni.

– Po­dob­nie jak lu­dzie rów­nin stwa­rza­ją so­bie cele ży­cia i gor­li­wie dla nich pra­cu­ją; tak samo i my, miesz­kań­cy gór­scy, dzia­ła­my dla urze­czy­wist­nie­nia swych ce­lów. Mu­si­my być czuj­ni, go­to­wi, mil­czą­cy. Gdy spać idzie­my, u drzwi na­szych czy­ha nie­bez­pie­czeń­stwo. Trze­ba więc cią­gle za­cho­wać bacz­ność, aby moż­na za­wsze być czuj­nym, aby każ­dej chwi­li ze­rwać się na nogi i wal­czyć z niem, sko­ro się tyl­ko uka­że. Wi­dzisz wie­czo­rem cha­tę na zrę­bie ska­ły, le­pian­kę, w któ­rej pa­sterz robi ma­sło, szma­tek zie­mi, któ­ry upra­wia, ma­leń­ki traw­nik, gdzie pa­sie swe krów­ki, krzyż wio­sko­wy, pod któ­rym mo­dli się dzia­twa jego. Tym­cza­sem nocą wy­cie wia­tru wstrzą­sa gó­ra­mi, zrąb ska­ły ob­ry­wa się, jęk prze­raź­li­wy, któ­re­go nikt nie sły­szy, wzno­si się ku nie­bu. Nad ra­nem ster­czy tyl­ko, u góry naga ska­ła, a u dołu smut­ne ru­iny wszyst­kich ludz­kich na­dziei.

– Za­nad­to po­żą­da­my rze­czy ziem­skich, zaj – ra­mu­je­my się tyl­ko nie­mi na nie­szczę­ście, za­iast pa­mię­tać tyl­ko o tem, co nas do nie­ba Pro­wa­dzi – rze­kła z wes­tchnie­niem sio­stra Agniesz­ka, któ­rą zaj­mo­wa­ła ta roz­mo­wa. Co czy­ni­my w tym roku Piel­grzym­stwa? Przy­go­to­wu­je­my się do prze­wier­ce­nia ska­ły, aby moż­na było ko­le­ją pro­sto je­chać do Rzy­mu, gdzie tym­cza­sem oj­ciec ca­łe­go chrze­ści­jań­stwa, żyje za­mknię­ty jak nie­wol­nik we wła­snem sie­dli­sku przez nie­po­słusz­ną dzia­twę!

– Wy, miesz­kań­cy rów­nin i do­lin – od­rzekł czło­wiek na­uki, na któ­re­go ustach sło­wa za­kon­ni­cy dziw­ny uśmiech wy­wo­ła­ły – bu­du­je­cie mia­sta, mo­że­cie w nich roz­ko­szo­wać się po­wa­ba­mi sztu­ki, gdy tym­cza­sem my, jak musz­le do skał przy­cze­pie­ni, tu i owdzie wzno­si­my li­che chat­ki, dla ochro­ny trzód na­szych i za­sło­ny przed bu­rzą. Ma­cie drze­wa fi­go­we, cy­try­no­we, szcze­py win­ne – u nas pu­sty­nia bez­le­śna, mech i dłu­ga, szorst­ka tra­wa, któ­rej na­wet nie­chcą sku­bać dzi­kie kozy. Mat­ka na­tu­ra kie­ru­je nami w róż­nych ce­lach. Dla was ge­niusz wzno­szą­cy mar­mu­ro­we świą­ty­nie, kró­lew­skie pa­ła­ce, gwar­ne mia­sta, dla nas mała drew­nia­na ka­plicz­ka, cha­ta ro­bot­ni­ka i skrom­na wio­secz­ka.

– Tro­chę wię­cej po­ko­ry w ser­cu! – za­wo­ła­ła za­kon­ni­ca, któ­rej ob­li­cze zło­ci­ły pro­mie­nie za­cho­dzą­ce­go słoń­ca – ona po­zwo­li nam le­piej oce­nić na­sze po­ło­że­nie, na­uczy nie­bu od­dać to, co się nie­bu na­le­ży!

Uśmiech chwi­lo­wy za­igrał na wy­twor­nych ustach in­że­nie­ra i za­pa­lił jego nie­bie­skie oczy. Je­że­li uśmiech może co wy­ra­żać, ten z pew­no­ścią mó­wił: Chęt­nie­bym to głup­stew­ko uca­ło­wał na twych ślicz­nych war­gach. Po­czem syn Tho­ra do­dał:

– We wszyst­kich kra­jach, o ile mogę są­dzić, gó­ra­le są lu­dem wol­nym, pa­ster­skim, wy­trwa­łym. Miesz­cza­nie uwa­ża­ją nas za nie­okrze­sa­nych, po­sęp­nych. Wszy­scy gó­ra­le ko­cha­ją bar­dzo prze­szłość, nie­do­wie­rza­ją każ­dej no­wo­ści, czy to w sło­wach, czy w rze­czach, tward­nie­ją jak wzgó­rza, na któ­rych scho­dzi im ży­cie. Ich szczu­płe pra­wa za­sad­ni­cze są wy­ni­kiem dłu­gie­go wy­ra­bia­nia się. Tem sil­niej je sza­nu­ją, im wol­niej i dłu­żej się wy­twa­rza­ły. Gó­ra­le za­cho­wu­ją pil­nie sta­ro­daw­ne zwy­cza­je.

– Bóg i anio­ło­wie Jego nie zmie­nia­ją się nig­dy – rze­kła za­kon­ni­ca.

– Zwróć pan uwa­gę na któ­re­kol­wiek góry lub wy­nio­sło­ści, od sto­ków Snow­don'u i Ben-Ne­vis'u, przejdź do Pi­re­ne­jów, Czar­no­gó­rza i Alp Ju­lij­skich, wszę­dzie do­strze­żesz wła­dzę tego pra­wa, wszę­dzie gó­ra­le od­trą­ca­ją każ­dą no­wość i ob­czy­znę, gdy tym­cza­sem miesz­kań­cy rów­nin i brze­gów mor­skich, go­to­wi są rok za ro­kiem zmie­niać wia­rę i pra­wa. Gó­ra­le Ju­dei strze­gli swej wia­ry wten­czas, gdy gmi­ny nad Jor­da­nem ją po­rzu­ci­ły. Me­do­wie, co nig­dy nie zmie­nia­li pra­wo­daw­stwa, zstą­pi­li z gór kau­kaz­kich, któ­re są Al­pa­mi Nad­ka­spij­skie­go kra­ju. Gre­cy, któ­rzy co­dzien­nie bie­gli do ja­kiejś świe­żej no­wo­ści, żyli nad brze­ga­mi mo­rza Egej­skie­go.

– Więc pan żą­dzę zmien­no­ści w lu­dziach przy­pi­su­jesz są­siedz­twu mo­rza?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: