Tajemnicze przygody Meli - ebook
Tajemnicze przygody Meli - ebook
Pięcioletnia Mela jest szczęśliwym dzieckiem- ma nie tylko troskliwych rodziców, ale i wspaniałego dziadka. Dziadka, który nie tylko opowiada małej wnuczce różne ciekawe historie, lecz potrafi sprawić, że bajki stają się rzeczywistością. Za sprawą ofiarowanego przez niego cudownego bursztynka, dziewczynka przenosi się w świat marzeń, gdzie można spotkać krasnoludka a wróżka wyczaruje najlepsze na świecie lody.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-422-8 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tego dnia, kiedy poszli na spacer, też było ciekawie, a nawet – wyjątkowo ciekawie, a dlaczego „wyjątkowo”, to za chwilę się przekonacie.
Otóż dziadek i Mela wybrali się do parku. Była piękna pogoda, słońce świeciło, chodzili sobie alejkami. Mela trzymała dziadka za rękę, nakarmili kaczki w stawie, a dziadek opowiadał, jak to było, kiedy on był mały. Co pewien czas o tym opowiada, a Mela słucha z zainteresowaniem. Po pierwsze dlatego, że dziadek umie ciekawie opowiadać, a po drugie dlatego, że opowiada o wojnie. Bo kiedy był mały, była wojna – druga wojna światowa. Dziadek mieszkał wtedy w Warszawie, była okupacja, było strasznie i niebezpiecznie.
Ale wróćmy do spaceru w parku. Usiedli na ławce i dziadek powiedział tak:
– Moja Meluniu kochana (zawsze mówi do niej Meluniu; Meli na początku nie bardzo się to podobało – już wolałaby na przykład Melciu – ale potem się przyzwyczaiła), mam coś dla ciebie…
Mela pomyślała, że pewnie coś słodkiego, jak zawsze, ale – nie. Dziadek sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął małą plastikową torebkę. Rozplątał gumkę, którą torebka była zawiązana, i wyjął coś, ale co – tego Mela nie zdążyła zobaczyć.
– Wyciągnij rękę – powiedział, a następnie na dłoni dziewczynki położył mały żółty kamyczek – trochę pomarszczony, ale bardzo ładny. – Wiesz, co to jest, Meluniu? – zapytał dziadek i uśmiechnął się.
Mela nie była pewna, ale po chwili, kiedy dziadek powiedział: To bursztyn, Meluniu – przypomniała sobie, że oczywiście wie, co to są bursztyny i nieraz je widziała, na przykład w sklepie z pamiątkami nad morzem, a poza tym mama ma przecież korale z bursztynów.
– To jest bursztyn, a właściwie bursztynek, który znalazłem na plaży w Krynicy Morskiej – powiedział dziadek. To było już po wojnie, byłem trochę starszy niż ty teraz. Bardzo o niego dbałem, żeby się gdzieś nie zgubił, i wiesz co, Meluniu, nie jestem pewien, ale moim zdaniem, ten bursztynek przynosił mi szczęście.
Dziadek zamilkł na chwilę, po czym dodał:
– No, a teraz przyszedł czas, żeby był twój. Jeśli będziesz o niego dbała, to tobie też przyniesie szczęście. Będziesz o niego dbała, obiecujesz?
– Tak, dziadku, oczywiście, że obiecuję – powiedziała cicho Mela i schowała bursztynek do kieszeni spodni. Siedzieli chwilę w milczeniu, a potem dziadek powiedział:
– Tak, tak, Meluniu, to jest bursztynek na szczęście, miej go zawsze przy sobie, tak będzie najlepiej…
Mela kiwnęła głową, a wtedy dziadek powiedział coś zupełnie niezwykłego:
– Poza tym, wydaje mi się, że on jest trochę magiczny… Zresztą sama się przekonasz…
Dziadek zamyślił się, a Mela siedziała i zastanawiała się, dlaczego bursztynek jest magiczny.
– No, wracamy do domu – powiedział nagle dziadek i wstał z ławki.
Ruszyli w drogę powrotną. Kiedy już byli blisko domu, na osiedlu, Mela puściła rękę dziadka i pobiegła do przodu, wcale nie czekając na zgodę. Dziadek zatrzymał się.
– Meluniu, zaczekaj! – krzyknął, ale Mela nie zwróciła na to uwagi, tylko biegła i biegła. Niestety, powiedzmy to sobie jasno: Mela nie zawsze była grzeczna. Zdarzało jej się w ogóle nie słuchać dorosłych.
I kiedy tak biegła, nagle zobaczyła jakieś zupełnie nietypowe zjawisko – na trawniku, między drzewami, dziwnie wirowało powietrze. Mela zatrzymała się. Co to może być? – pomyślała i obejrzała się za siebie, żeby sprawdzić, czy dziadek jest już w pobliżu. Odczekała chwilę, a kiedy dziadek podszedł już naprawdę blisko, nabrała odwagi i zrobiła kilka kroków w stronę tego dziwnego zjawiska, bo po prostu była ciekawa.
– Zobacz, Meluniu, ciekawa sprawa, co?… – powiedział dziadek.
Mela stała z otwartą buzią, a po chwili – zupełnie nagle i niespodziewanie – powietrze przestało wirować. Mela obejrzała się w stronę dziadka, który uśmiechnął się i powiedział:
– Patrz uważnie, to chyba jeszcze nie koniec. – Mela znowu zwróciła się w stronę, gdzie przed chwilą wirowało powietrze, a tam – stała wróżka! Od razu wiedziała, że to wróżka, nie było co do tego żadnych wątpliwości! Była to bowiem piękna młoda pani z długimi jasnymi włosami opadającymi na ramiona, na głowie miała coś w rodzaju korony, ubrana była w długą błękitną suknię do samej ziemi, w ręku trzymała różową różdżkę, a poza tym – i to się Meli najbardziej podobało – miło i przyjaźnie się uśmiechała.
– Witaj, Melanio – odezwała się. – Słyszałam, że jesteś grzeczną dziewczynką i zawsze słuchasz dorosłych, to prawda?
Mela przez chwilę milczała, bo była niezwykle zaskoczona, że Wróżka mówi do niej, że zna jej imię, a w dodatku powiedziała „Melanio”. No, tak to jeszcze nikt do niej nie mówił, mimo że faktycznie jej imię brzmi „Melania”. Po chwili nabrała odwagi i powiedziała:
– Tak, proszę pani, jestem grzeczna…
– Czy aby na pewno? – zapytała wróżka.