Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tak kochają lemury - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
16 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Tak kochają lemury - ebook

„Tak kochają lemury” to zbiór reportaży o ludziach przejętych losem zwierząt. Historie architektki działającej w ekostraży, księdza ze stadem baranów, czy prokuratora przygarniającego pupili osób przez siebie skazanych opowiedziane zostały z wrażliwością i humorem. Książka Violetty Nowakowskiej, teolog i dziennikarki, pokazuje skromnych i cichych ludzi spełnionych zawodowo i życiowo, którzy za swój obowiązek uważają troskę o każde stworzenie. Reportaże zostały umiejętnie i ciekawie uzupełnione fragmentami popularnonaukowymi. Prosty, naturalny język opowieści uwypukla ich prawdziwość i afirmatywność wypływającą z ducha franciszkanizmu. „Tak kochają lemury” uwrażliwia na cierpienia zwierząt, zachęca czytelników do reakcji, podaje informacje praktyczne.

Violetta Nowakowska - pisarka. Interesuje ją wszystko, co związane ze zwierzętami. Przez jej dom przewinęły się m.in. psy, koty owce, żółwie, kawki. Wspomaga różne stowarzyszenia prozwierzęce. Autorka książki dla dzieci i młodzieży Jestem Jonatan.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7881-373-6
Rozmiar pliku: 9,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZA­MIAST WSTĘPU

To nie był mój pies. Nie­wiel­ki krótkowłosy kun­de­lek z ogon­kiem jak ro­ga­lik. Obroża. Wesołe spoj­rze­nie. Błyszcząca sierść. Bie­gał naj­pierw wzdłuż płotu, zaglądał na podwórko, jak­by chciał się prze­ko­nać, czy gdzieś tu­taj na chwilę nie za­trzy­mał się jego właści­ciel, po czym pew­nym sie­bie truch­ci­kiem po­biegł da­lej wzdłuż dro­gi. Nie tyl­ko po spo­so­bie cho­dze­nia, lecz i po zakręco­nym ogon­ku widać było, że jest zupełnie, ale to zupełnie bez­tro­ski.

Następne­go dnia za­stałam go pod la­sem, na po­se­sji na­szych do­brych zna­jo­mych z tej sa­mej wsi. Bie­gał jak gdy­by nig­dy nic wśród ro­do­wo­do­wych sznau­cerów ol­brzymów i sznau­ceropodobnej, przy­gar­niętej ze schro­ni­ska, sucz­ki. Gdy­by wie­rzyć wiej­skim plot­kom, cała ta gro­ma­da „czar­nych, wcie­lo­nych diabłów” go­to­wa była roz­szar­pać na­wet ko­nia. Tym­cza­sem kun­de­lek (być może dla­te­go, że do ko­nia zupełnie nie­po­dob­ny) bie­gał pomiędzy nimi z bez­troską miną. Z ko­lei Małgo­sia – właści­ciel­ka sznau­cerek i sznau­ceropodobnej – wyglądała ra­czej na zmar­twioną.

– Przy­garnęliście go?

– Ależ skąd. On gdzieś tu­taj miesz­ka, ale nikt go nie ko­ja­rzy.

– On też nie ko­ja­rzy?

– Kom­plet­nie nic. Do każdej furt­ki bie­gnie w taki sposób, jak­by zna­lazł dom.

– Daj mi go – za­pro­po­no­wałam. – Jadę do sąsied­niej wsi, do stad­ni­ny, ode­brać mo­ich chłopaków. Wy­je­cha­li kon­no w te­ren. Zawożąc ich, wi­działam, że na bo­isku szkol­nym gmi­na urządziła fe­styn. Jest tłum lu­dzi z oko­licz­nych wsi, pokażę psa, po­wiem kil­ka słów do mi­kro­fo­nu, jest na­dzie­ja, że ktoś go roz­po­zna.

Małgo­sia przy­pięła kun­dlo­wi smycz, a ja otwo­rzyłam drzwi sa­mo­cho­du. Pies wsko­czył na­tych­miast i ułożył się wy­god­nie na wy­cie­racz­ce przed sie­dze­niem pasażera.

– Jeździł – za­wy­ro­ko­wałyśmy jed­no­cześnie.

W ogóle był „bywały”. Do sa­mo­cho­du wsia­dał ocho­czo, na cu­dzym podwórku czuł się jak u sie­bie, po es­tra­dzie cho­dził jak mo­del. Pre­zen­ta­cja? Proszę bar­dzo: przód, tył, pra­wy i lewy pro­fil, kurc­ga­lo­pek, siad, prze­chy­la­nie głowy na bok. Uro­czy. Wszyst­ko na nic. Nikt go nie roz­po­znał, a ja nie dałam się już na­brać na to, że on roz­po­znawał wszyst­kich. Zre­zy­gno­wa­na zeszłam z es­tra­dy, pies ze mną, we­so­lut­ki, pew­nym kro­kiem pociągnął mnie w kie­run­ku sa­mo­cho­du. Wsie­dliśmy. Ułożył się na­tych­miast, bar­dzo z sie­bie za­do­wo­lo­ny.

Pod­je­cha­liśmy kawałek. Drogą szedł mężczy­zna. Z psem. Za­trzy­małam się.

– Prze­pra­szam – uchy­liłam drzwi – czy nie zna pan przy­pad­kiem tego pie­ska? Może wie pan, do kogo należy? Błąka się od wczo­raj w na­szej wsi…

Mężczy­zna pod­szedł do sa­mo­cho­du, włożył głowę do środ­ka.

– Za­raz… – za­sta­no­wił się, przyglądając się uważnie kun­del­ko­wi. – Czy to cza­sem nie nasz…?

Spoj­rzałam na nie­go jak na kogoś nie­spełna ro­zu­mu. Chy­ba na­wet le­ciut­ko zaczęłam się go bać. Co to zna­czy: „Czy to cza­sem nie nasz”?! Własne­go psa roz­po­zna­je się prze­cież tak samo jak własne­go męża, własne dziec­ko i własną matkę… To nie są zma­sa­kro­wa­ne zwłoki, tyl­ko żywy, do­brze utrzy­ma­ny pies. Fa­cet wyglądał zwy­czaj­nie, mówił po pol­sku, a tekst brzmiał jak z Mon­ty Py­tho­na. Po­czułam nikły za­pach al­ko­ho­lu. Na­sze spoj­rze­nia spo­tkały się, pa­trzył naj­zu­pełniej przy­tom­nie. Za­sta­na­wiał się. Naj­po­ważniej na świe­cie się za­sta­na­wiał.

– Nasz był chy­ba ciu­tek większy… Ale mord­ka jak­by po­dob­na. I ucho tak samo trzy­mał. No… sam nie wiem… Mi­cha­el! – zawołał na­gle gdzieś za sie­bie. – Mi­cha­el, pozwól tu na chwilę…

Zro­bił krok do tyłu i w otwar­tych drzwiach sa­mo­cho­du po­ja­wił się pies. Wy­ra­zi­ste, unie­sio­ne w górę brwi, ciem­na opra­wa oczu. Słowo ho­no­ru, był na­prawdę po­dob­ny do Jack­so­na.

– Mi­cha­el, zo­bacz, czy to nasz…?

Mi­cha­el wsunął łeb do środ­ka. Kun­de­lek, leżący dotąd obojętnie, pod­niósł głowę i za­mer­dał ogon­kiem. Mi­cha­el zmarsz­czył nos, wol­no uniósł górną wargę, obnażył kły i za­war­czał. Ci­cho, lecz złowro­go.

– Nie, nie nasz – oznaj­mił sta­now­czo nie­zna­jo­my, zde­cy­do­wa­nym ru­chem ko­la­na wy­pchnął głowę Mi­cha­ela z sa­mo­cho­du i za­trzasnął drzwi. – Tak myślałem – mruknął uspra­wie­dli­wiająco w kie­run­ku swo­je­go psa – cho­ciaż, fak­tycz­nie, masz rację: nasz był ciu­tek większy.

Ko­niec hi­sto­rii jest ba­nal­ny. Od­wiozłam kun­dla do Małgosi, a ona jesz­cze tego sa­me­go dnia, chodząc po wsi od furt­ki do furt­ki, zna­lazła jego dom. Ale tam­to krótkie spo­tka­nie na dro­dze z nie­zna­jo­mym i jego psem Mi­cha­elem spo­wo­do­wało, że zaczęłam ko­lek­cjo­no­wać opo­wieści o zwierzętach i lu­dziach, którzy do­brze się ro­zu­mieją.

Ta książka to zbiór hi­sto­rii o miłości wza­jem­nej. O od­da­niu człowie­ka i psiej wier­ności. O bli­skości, ko­mu­ni­ka­cji, od­po­wie­dzial­ności i po­ro­zu­mie­niu. O jeżach, kaw­kach, wie­wiórkach, psach, cho­mi­kach, le­mu­rach, wielbłądach, żółwiach, łabędziach i ko­tach różnej maści. I o lu­dziach, którzy do nich należą. Nic wiel­kie­go. Ot, różne ob­li­cza miłości. „Bo wiel­ka jest w nas wszyst­kich po­trze­ba ko­cha­nia”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: