Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tam Lin i Królowa Elfów. Prastare podania, legendy i opowieści z wysp brytyjskich - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2008
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tam Lin i Królowa Elfów. Prastare podania, legendy i opowieści z wysp brytyjskich - ebook

Książka zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Zawiera opracowane literacko przepiękne stare legendy i opowieści z Wysp Brytyjskich - angielskie, szkockie, walijskie i irlandzkie. Są to: "Przygoda króla", "Fiann i biała łania", "Opowieść o Zaklętej Krainie", "Tam Lin i Królowa Elfów", "Rycerz i Alison Gross".

Kategoria: Naukowe i akademickie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-060-4
Rozmiar pliku: 895 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przygoda króla na motywach starej angielskiej ballady

Działo się to dawno temu w zielonej, wesołej Anglii, w czasach, kiedy na świecie nietrudno było spotkać gnomy, czarnoksiężników, wiedźmy czy dobre wróżki. Zatem działo się to w czasach, kiedy życie, chociaż może bardziej proste i surowe, przecież było ciekawsze, a i nietrudno było przeżyć ciekawą przygodę.

Otóż właśnie wówczas, przed wielu, wielu laty, dobry król znudzony dworskim życiem postanowił przewietrzyć się nieco, dać głowie odpocząć od ustawicznego rozpamiętywania o tym, jakby tu najrozsądniej rządzić krajem, żeby rósł w potęgę, a sąsiedzi nie mieli odwagi go napaść.

Pomyślał monarcha, że najlepiej wypocznie w kniei, gdy zasadzi się na odyńca, albo pogoni za rosłym jeleniem.

Ponieważ ranek wstał rześki, słońce świeciło wesoło, skrząc się w kropelkach rosy osiadłych na źdźbłach traw w królewskim ogrodzie, ptaki śpiewały radośnie w koronach drzew, a leciuchny, ledwo wiaterek przeganiał precz spiekotę i upał, władca zwołał swoich dworzan i oznajmił, że nie zwlekając, zaraz po śniadaniu wyruszą na łowy.

Cieszyli się lordowie, bo i im dokuczała monotonia pałacowego życia, a że wielu z nich były to chłopy na schwał, a nie lalusie i paniczyki, radość ich nie miała granic, iż oto przyjdzie im zakosztować prawdziwie męskiej rozrywki.

I nim słoneczne promienie zdążyły osuszyć rosę błyszczącą na źdźbłach i kwiatach, drużyna w gotowości czekała na swego monarchę. Konie niecierpliwie grzebały kopytami, od czasu do czasu rżąc z cicha i potrząsając grzywami.

Król wyszedł z zamku, dosiadł mlecznobiałego ogiera – swego ulubieńca – i trąciwszy go z lekka ostrogami, pocwałował drogą wiodącą ku lasom rozciągającym się nieopodal stolicy.

Ach, jak było wspaniale! Pęd upajał władcę, przymusił zatem konia do szybkiego biegu, a ponieważ nikt więcej nie miał tak rączego wierzchowca, rychło król odsadził się od swojej drużyny, zostawiając ją za którymś tam zakrętem polnej drogi grubo okrytej kurzem.

Gdy wjechał pomiędzy pierwsze drzewa puszczy, zwolnił i poprowadził teraz konia stępa. Odwieczny las onieśmielał go nieco. Miał w sobie coś z majestatu gotyckiej katedry, która strzelistością swych murów i wież zdawała się nurzać w błękitach firmamentu.

Tutaj, w puszczy, prawiekowe olbrzymy o grubych, wysmukłych pniach wspinały się wysoko, wysoko... Wokół panowała cudowna, kojąca cisza, podkreślana tylko lekkuchnym szmerem gałęzi ocierających się o siebie i śpiewem ptaków, który niczym nie ustępował pięknu chorałów gregoriańskich, jakie mnisi śpiewali o jutrzni.

Naraz zaszeleściło coś śród krzewów i król wypatrzył dorodnego jelenia o potężnym wieńcu rogów na głowie. Czarodziejski nastrój prysł. Zagrała w monarszych żyłach krew myśliwego.

Zdjął z pleców łuk, wydobył z kołczanu smukłą, zakończoną ostrym żelaznym grotem, strzałę o bełcie z czaplich piór, wymierzył i strzelił. Zadzwoniła cięciwa radośnie, gdy wypuszczał ją z palców. Potężny jeleń ugodzony boleśnie nie upadł jednak, lecz uderzywszy racicami o ziemię, popędził przed siebie, znacząc ślad ucieczki posoką rozpryskującą się wokół.

Pogoń nie trwała długo. Ot, ze dwie godziny może. Wreszcie król dopadł zwierzę. Dobił je oszczepem i spętawszy rzemieniami nogi, przytroczył do końskiego grzbietu.

Sam nie wskoczył już na siodło i wiódł wierzchowca za uzdę, nie chcąc zmęczonemu stworzeniu przydawać jeszcze i swego ciężaru do wagi jelenia.

Miało się pod wieczór i władca rad byłby co rychlej wydostać się z lasu. Nie uśmiechało mu się bowiem noclegowisko w wykrocie, na posłaniu z mchu i paproci. Przyspieszył zatem kroku, licząc, że trakt wiodący ku stolicy winien osiągnąć, nim jeszcze słońce skryje się na dobre poza linią widnokręgu.

Aż oto naraz poza gęstwiną szeroko rozrośniętych krzaków zamajaczył mu kształt jakiś zwalisty przypominający bez ochyby chatę. Zaciekawiło go to, skręcił więc ze ścieżki, którą podążał ku gościńcowi i minąwszy zarośla, ujrzał coś, czego raczej w tej części lasu nie spodziewał się ujrzeć.

Oto stał przed domem. Bardzo starym domem. Modrzewiowe bale, z których ongiś zbudowali go cieśle, krzepkie jeszcze były z wyglądu, wszakże w istocie spróchniałe, na dodatek gęsto pokrywał je mech, a ze szpar pomiędzy bierwionami tu i ówdzie wyrastała kępa zielska. Krokwie powyginały się, brakowało wielu gontów, tak iż cały dach dziurawy był niczym rzeszoto.

Obrazu całości dopełniały maleńkie okienka i wykoślawione drzwi, które zgoła nie broniły dostępu do wnętrza. Podszedł ku nim król, pchnął ręką, a one, z przeraźliwym skrzypieniem przerdzewiałych zawias rozwarły się na całą szerokość.

Zawahał się władca, co dalej czynić: wracać do stolicy, czy raczej może zbadać ową chatę, która mocno go zaintrygowała.

– Ostatecznie – pomyślał – mogę w niej przenocować. Mam płaszcz, zatem będzie się czym przykryć. Zamiast poduszki posłuży mi siodło. Upiekę sobie kawał jeleniego mięsa nad ogniskiem, a zapiję to przednim winem, które wiozę w pękatym bukłaku. Zawszeć to ciekawa przygoda przenocować w samotnej, zrujnowanej chacie w środku lasu, nie wiedzieć przez kogo, ni kiedy wzniesionej. A może przyśni mi się tu coś niezwykłego?

Jak postanowił, tak też i uczynił. Wciągnął do sieni ubitego jelenia, rozsiodłał konia, spętał go i puścił na bujną, słodką trawę, jakiej nie brakowało wokół domostwa, żeby stworzenie po całym dniu wysiłku mogło odpocząć i do syta napełnić pusty brzuch.

Sam zaś gwizdnął na psy, które przez cały czas towarzyszyły mu w pogoni za jeleniem, posadził sobie sokoła na ręce, bukłak z winem wziął w drugą i wszedł do wnętrza największej izby tego obszernego domostwa.

Rozejrzał się bacznie dokoła. W powietrzu czuć było grzyb i stęchliznę. Zbutwiała, przegniła podłoga załamywała się pod jego stopami. W rogu izby dostrzegł kominek umurowany z polnych kamieni. Ucieszył się na jego widok, bo mógł zeń skorzystać i roznieciwszy ogień, tutaj przyrządzić pieczeń, na którą coraz bardziej ciekła mu ślina.

Pośrodku izby stał jeszcze wielki dębowy stół, brudny i zakurzony niemiłosiernie, a wokół niego proste zydle – tak samo jak i on brudne. Przy ścianie zaś, pod jednym z okienek, łoże obszerne, które mógł wymościć mchem i jedliną. Zatem właściwie niczego władcy nie brakowało.

Nałamał suchych gałęzi, nazbierał chrustu, zniósł wielki stos paliwa do wnętrza domostwa, wykroił spory kawał jeleniej szynki, nadział go na zaimprowizowany rożen, który wystrugał z gałęzi jałowca i już już miał się zabierać do przygotowywania wieczerzy, gdy oto naraz, nie wiedzieć skąd, czy ze zbutwiałych ścian, czy też spod spróchniałej podłogi, wypełzło ohydne monstrum o kobiecych kształtach.

Jego szpetota była przerażająca i wprost trudno ją opisać. Wielka, zwalista, potężna, wysoka baba o sinofioletowej gębie z rzadka porosłej krótką siwą szczecią: na brodzie, policzkach, a nawet na czole. Zęby miała niczym słupy, nos podobny do maczugi, zaś długie, skołtunione włosy niemiłosierne brudne i tłuste pozlepiane w strąki, opadały jej na plecy i ramiona.

Stanęła przed królem okryta jakimś starym łachmanem, postrzępionym i nie mniej brudnym niż jej ciało, które miejscami przeświecało przez niezałatane dziury.

Władca na ów widok zrazu się przestraszył, lecz później, pojąwszy, że z człowiekiem, tyle że paskudnym, sprawa, ze wstrętem odwrócił głowę, nie chcąc patrzyć na szkaradę i jednocześnie myśląc, że chociaż noc już się zbliża, lepiej będzie czym prędzej ruszać w drogę ku stolicy, nawet jeśliby przyszło mu jechać o głodzie i po ciemku, niżeli mieć noclegowisko pod wspólnym dachem z ową przerażającą maszkarą.

Tymczasem ona zaśmiała się chrapliwie. Jej śmiech przypominał nieco końskie rżenie, w niczym natomiast śmiechu zwyczajnej ludzkiej istoty. Potem rzekła:

– Ej, ty! Piękny panie! Widzę żeś rycerz, a brak ci dworności! Czyżbyś oślepł? Masz przed sobą damę! Nie byłbyś łaskaw się przedstawić?!

Owe słowa przypomniały monarsze, iż jako pasowany rycerz, winien jest damom zawsze cześć i uwielbienie. Wszak przysiągł kiedyś, że bronić je będzie i wspomagać w potrzebie. Przezwyciężając zatem wstręt w sobie, jak na prawego rycerza przystało, skłonił się dwornie, pozdrowił ją grzecznie i rzekł:

– Jestem królem, władcą tej krainy.

– Ho, ho – znów roześmiała się poczwara. – Ach! Cóż za zaszczyt gościć w moich skromnych progach samego monarchę! Jeszczem kogoś takiego nigdy tu nie miała!

Umilkła, wpatrując się w królewską twarz kaprawymi, przekrwionymi oczkami, a potem dodała:

– Przecież słyszałam i ja o tobie, choć mieszkam w tej głuszy. Podobno panie przed kilkoma laty ślub uczyniłeś, że żadnej niewieście nie odmówisz, że jeśli któraś z naszego rodzaju prosić cię będzie, zawsze wysłuchasz, chyba że spełnienie tej prośby nie będzie leżało w ludzkiej mocy? – zapytała wiedźma.

– Tak, to prawda. Lecz zanim, pani, mnie o coś poprosisz, przyjmij mój płaszcz w podarunku. Twoje odzienie nie wygląda pięknie i raczej nie przystoi damie.Fiann i biała łania podanie irlandzkie

Dziś już nikt nie wie, kiedy działo się to, o czym chcemy teraz opowiedzieć. Ileż od owej pory przeminęło lat. Jedno tylko jest pewne, że w owym czasie nikt na pięknej irlandzkiej ziemi zwanej wówczas Erynem nie słyszał imienia Jezusa, a ludzie oddawali cześć i składali ofiary prastarym celtyckim bogom, których kapłani – druidowie – nader biegli byli w czarach i obdarzeni niezwykłymi mocami. Te zaś nie tylko mogły wprawić w zdumienie, ale budziły też podziw ludzi i tamtej epoki, dla których magia nie była czymś niezwykłym.

Zatem w owych czasach, które już dawno skrył mrok niepamięci i oprószył pył minionych dni, żył w Irlandii pewien możny pan – bohater i wódz dzielnej rycerskiej drużyny. Pan dumny i wspaniały, potężny i mądry, szlachetny i prawy. Pan lubiący – gdy tylko czas na to mu pozwalał, zabawiać się rycerskimi grami bądź polować w okolicznych lasach i na wrzosowiskach.

Pewnego dnia, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, a zorze szkarłatem, fioletem, złotem, różem i purpurą krasiły widnokrąg, Fiann głodny i zmęczony, a na dobitkę zły, bo przez cały dzień niczego nie upolował, mimo że niejedno zwierzę widział i niejedno próbował ugodzić oszczepem lub strzałą wypuszczoną z cisowego łuku, wracał do swej warowni wznoszącej się na wyniosłym Wzgórzu Allena w hrabstwie Kildare.

Wraz ze swymi dwoma ulubionymi psami Branem i Sgeolaumem znacznie oddalił się od swej drużyny, chcąc jak najrychlej stanąć w progach domostwa, omyć się z kurzu, nasycić głód i zaspokoić pragnienie. Zresztą, gdy nie miał humoru, wolał z daleka trzymać się od innych ludzi. Drażniły go bowiem wtedy śmiechy, dowcipy, a nawet na zwyczajne tematy wiedzione rozmowy.

Widział już Fiann wieżyce swojego zamczyska. Jeszcze tylko niewiele chwil, a wyjechawszy na wzgórze, będzie mógł odpocząć. Lecz cóż to? Raptem spoza kępki karłowatych brzóz rosnących na rozległym wrzosowisku poderwała się łania o sierści białej niczym świeżo spadły śnieg.

Psy w mig zoczyły owo piękne zwierzę i rzuciły się w pościg za łanią. W żyłach Fianna żywiej jęła krążyć krew. Spiął konia ostrogami i ruszył galopem tuż za psami.Opowieść o Zaklętej Krainie legenda walijska

Starzy ludzie powiadają, że działo się to w zamierzchłej przeszłości, która ginie w mrokach niepamięci. Uczeni zaś, że nie więcej niż osiem wieków temu. Dla nas jednak – jak sądzę – nie jest to najważniejsze. Dość, że działo się to wówczas, zanim jeszcze pojawiliśmy się na świecie, zanim złapaliśmy pierwszy oddech i zanim pierwszy raz nasyciliśmy oczy słonecznym blaskiem.

W jednej z pięknych krain Wysp Brytyjskich, noszącej miano Walii, gdzie ludzie są zarazem surowi i dobrzy, w okolicy, przez którą przepływa rzeka Neath, mieszkał wraz z matką, która dosyć wcześnie owdowiała, pewien dwunastoletni chłopak o imieniu Elidyr.Tam Lin i Królowa Elfów na motywach starych ballad szkockich

W górach dalekiej szkockiej północy, gdzieś blisko źródeł rzeki Spey, w zamku wzniesionym na wysokiej skale mieszkał młody rycerz imieniem Tam Lin. Piękny był – jasnowłosy, szeroki w barach, wąski w biodrach. Jego błękitne oczy przypominały pogodne niebo w radosny majowy poranek.

Czy można go było nazwać szczęśliwym? Trudno powiedzieć. Choć bawił się z wiernymi przyjaciółmi, którzy go zawsze otaczali wiankiem, częściej, niż to przystoi młodzieńcowi, oddawał się marzeniom. Siadał nad brzegiem rzeki i patrzył, jak bystrym nurtem podąża ku morzu. Rozmyślał nad swym pustym życiem upływającym śród zgiełku polowań i hałaśliwych uczt.

Marzył o sławie, którą mógłby zdobyć na bitewnym polu, ale na jego nieszczęście król nie wszczynał wojny. Marzył o sławie, którą mógłby zyskać, zwyciężając smoki, ale nie było ich ani w najbliższej okolicy, ani nawet w głębi kraju.Geraint i Enida opowieść walijska

Dwór Artura przebywał w Caerlleonie nad rzeką Usk, gdzie jak to było we zwyczaju – spędzał pięć dni w okresie Świąt Wielkanocnych i pięć dni w okresie Bożego Narodzenia. Zbierał się on tam również w dzień Zielonych Świąt, ponieważ Caerlleon był w jego dobrach miejscem najbardziej dostępnym zarówno dla podróżujących lądem jak i morzem. Przyjeżdżało tam także zwykle dziewięciu królów ze swoimi ludźmi, hrabiami oraz baronami, i gościli oni u niego we wszystkie święta.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: