Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Top Gear od środka - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
3 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Top Gear od środka - ebook

Przez 13 lat, 22 sezony i 175 odcinków Richard Porter pracował jako scenarzysta Top Gear; to on współtworzył scenariusz tego najlepszego programu motoryzacyjnego na świecie, od niewyemitowanego nigdy odcinka pilotowego po ostatni topgearowy występ Jeremy’ego Clarksona, Richarda Hammonda i Jamesa Maya w maju 2015 roku.

W tym czasie – niszcząc samochody, wywołując incydenty dyplomatyczne, podpalając przyczepy kempingowe i mało nie pozbawiając życia jednego z prezenterów – ekipa Top Gear z rosnącym niedowierzaniem obserwowała, jak jej program z niepozornego, niszowego show BBC2 dla maniaków motoryzacji staje się globalnym, znanym w każdym zakątku świata telewizyjnym fenomenem.

W swojej książce Richard Porter z humorem i swadą dzieli się wieloma zakulisowymi, nigdy nie dotąd nie opowiedzianymi historiami związanymi ze swoją pracą w Top Gear; pisze – między innymi – o epizodzie z małpami za kierownicą, o połamanych kościach, latających samochodach, rozzłoszczonych południowcach i pewnym biurku w kwaterze głównej programu. Zdradza, kto wymyślił Stiga, jak pojawił się pomysł psa Top Gear oraz dlaczego Dacia Sandero – choć powinna – nigdy nie została samochodem za rozsądną cenę. Ujawnia również tajny pseudonim Clarksona oraz wszelkie zakulisowe katastrofy, nierzadko śmieszniejsze niż to, co oglądaliśmy na ekranie.

Porter daje nam niepowtarzalną okazję, by przyjrzeć się z bliska arkanom Top Gear – zjawiskowego, dwukrotnie uhonorowanego nagrodą Emmy programu, który ustanowił trudne do pobicia rekordy oglądalności, stając się kultową marką i to nie tylko wśród zagorzałych miłośników samochodów.

Rekomendacje prezenterów Top Gear:

„Richard Porter to autor gagów, które tak naprawdę jako jedyne sprawdzały się w Top Gear” – Jeremy Clarkson

„Jeden z członków ekipy tworzącej nasz program telewizyjny – nie powinienem wymieniać go z imienia i nazwiska (choć wiadomo, że to Richard Porter) – wie absolutnie wszystko o samochodach. To tyle w temacie” – Richard Hammond

„Richard Porter poprosił mnie, bym »napisał cytat« na okładkę jego świeżej książki o pradawnej historii Top Gear. Ale to przecież jakiś absurd! No bo jak można »napisać cytat«? Przecież zgodnie z definicją cytat to fragment jakiegoś dłuższego tekstu przytoczony (dosłownie) w innym utworze w celu zilustrowania bądź poparcia danej tezy. Nie mogę zatem »napisać cytatu«, podobnie zresztą jak nie mógłbym »nakręcić odrzutu z filmu«. Richard przy pisaniu książki musiał chyba postradać rozum” – James May

Kategoria: Motoryzacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65315-29-8
Rozmiar pliku: 15 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Cześć. Mam na imię Richard i przez 13 lat, 22 sezony i 175 odcinków byłem scenarzystą programu, który zrządzeniem losu stał się najlepszym motoryzacyjnym show na świecie.

Kiedy przystępowaliśmy do prac nad nową odsłoną Top Gear, zaczynając od dwóch koszmarnych odcinków pilotowych wyemitowanych w 2002 roku, nie mieliśmy pojęcia, że nasze szczere, ale często nieporadne wysiłki zyskają tak wielką popularność we wszystkich zakątkach świata. Chcieliśmy stworzyć program o samochodach, który nie przypominałby niczego, co powstało do tej pory.

Ludzie z BBC2 uznali nasz plan za całkiem ambitny i oświadczyli, że będą bardzo zadowoleni, jeśli zdołamy przyciągnąć przed telewizory trzy miliony widzów. W roku 2015 w samej tylko Wielkiej Brytanii liczba oglądających Top Gear w telewizji oraz w internetowym serwisie iPlayer wyniosła prawie 10 milionów, a na całym świecie przekroczyła 350 milionów.

Na początku cieszyliśmy się, mogąc przetestować na angielskiej prowincji średniej wielkości Mazdę. Z biegiem czasu zaczęliśmy kręcić krótkie filmy z supersamochodami wartymi miliony dolarów. Początkowo byliśmy gotowi zaprosić do naszego programu każdego drugorzędnego celebrytę, który choćby trochę interesował się motoryzacją. Później w jednym z odcinków 15. sezonu gościliśmy w Top Gear samego Toma Cruise’a. Przez kilka pierwszych sezonów mogliśmy kręcić zdjęcia w plenerze, nie wzbudzając sensacji i nie wywołując zbiegowiska. Dziesięć lat później musieliśmy zatrudniać ochronę, by zapanować nad podekscytowanymi gapiami, którzy towarzyszyli nam niezależnie od tego, czy filmowaliśmy w Monte Carlo, czy w Macclesfield.

Naszej ekipie zdarzało się uciekać przed rozwścieczonym tłumem, bywaliśmy bohaterami histerycznych nagłówków w gazetach i omal nie zabiliśmy jednego z naszych prezenterów. Poza tym kłóciliśmy się, sprzeczaliśmy, popełnialiśmy błędy i świetnie się bawiliśmy.

Moja książka stanowi próbę opisania szalonej przejażdżki kolejką górską, jaką był dla nas Top Gear – motoryzacyjny show od siedmiu boleści, który według Księgi rekordów Guinnessa stał się najpopularniejszym na świecie programem telewizyjnym opartym na faktach. To całkiem niezłe osiągnięcie, zważywszy, że nie było w nim żadnych faktów.

Nie próbowałem napisać książki, która stanowiłaby wyczerpującą historię Top Gear, ponieważ kompletnie nie znam się na obiektywach kamer, nie pamiętam tytułu piosenki będącej podkładem lubianej przez wszystkich czołówki programu i nie mam pojęcia, dlaczego w Top Gear nigdy nie pojawiło się Ferrari 458 Speciale.

Pamiętam za to, kto zaproponował, by naszemu nadwornemu kierowcy wyścigowemu nadać imię Stig; pamiętam też moją gwałtowną kłótnię z Jeremym, po której utknąłem za olbrzymim chlebkiem naan. Wiem również, który członek ekipy Top Gear wpadł na natchniony, choć idiotyczny pomysł, żebyśmy sprawili sobie psa.

Jeśli interesują was tego rodzaju historie, możecie śmiało zabierać się za lekturę.

Jeśli nie, to spokojna głowa – prawdopodobnie w telewizji puszczają właśnie kolejną powtórkę Top Gear.Dawny Top Gear

Jeśli jesteście bardzo młodzi albo nie interesujecie się samochodami, albo jeśli w 1974 roku zostaliście skazani na 24 lata odsiadki w holenderskim więzieniu, to możecie nie zdawać sobie sprawy, że Top Gear nie zawsze był programem o trzech niemądrych facetach, którzy kłócą się ze sobą i przewracają się na ziemię.

Dawno, dawno temu Top Gear był całkiem sensownym programem przypominającym typowe produkcje telewizyjne; sprawdzano w nim poziom zużycia paliwa, jeżdżono klasycznymi pojazdami silnikowymi i bardzo rzadko zdarzało się, by coś stawało w ogniu. Program wszedł na antenę pod koniec lat siedemdziesiątych, a prowadziła go wówczas dystyngowana nestorka telewizyjnych prezenterów wiadomości Angela Rippon, do której wkrótce dołączył Noel Edmonds – brodaty specjalista od otwierania pudełek*. Te informacje mogą okazać się przydatne, jeśli zdarzy się wam kiedyś wziąć udział w pubowym quizie, w którym padnie pytanie: „Kto był pierwszym prezenterem Top Gear?”. Nie ulegajcie wtedy pokusie, by wykrzyknąć: „Richard Hammond!”. To nie jest prawidłowa odpowiedź. Poza tym krzyki podczas pubowych quizów uchodzą za nieeleganckie.

Początkowo Top Gear emitowany był jedynie w paśmie lokalnym w regionie Birmingham. Potem awansował do telewizji ogólnokrajowej jako stały punkt ramówki BBC2. Z czasem Rippon wróciła do prowadzenia wiadomości, a Edmonds zajął się przygotowywaniem późnego śniadania**, ale Top Gear zachował swój niezachwianie rozsądny charakter – czuwali nad tym rzetelni, kompetentni prezenterzy, w szczególności William Woollard i Chris Goffey. Woollard to ten z nonszalancką fryzurą, który miał zwyczaj przekazywać widzom informacje, opierając się nogą o zderzak – wyglądał wówczas jak dobrze przyuczony do swojej roli fotomodel. Goffey z kolei był paradującym w grubych swetrach brodaczem, typem dobrego kumpla, który zawsze chętnie pożyczy wam kosiarkę – biada jednak temu, kto nie zwróci jej w idealnym stanie. W programie pojawiali się również inni prezenterzy – wśród nich Frank Page ze swoim orlim nosem oraz ulubienica męskiej części widowni Sue Baker – ale to Woollard i Goffey grali pierwsze skrzypce. To oni pewnym chwytem ściskali kierownicę i starannie sprawdzali lusterka, po czym wygłaszali do kamery kolejną długą i bardzo pouczającą kwestię.

W latach osiemdziesiątych, jeszcze jako chłopiec, uwielbiałem Top Gear. Program był różnorodny, a przy tym ostentacyjnie „nerdowaty”. W świecie bez internetu Top Gear stanowił dla mnie źródło informacji, których na próżno było szukać gdzie indziej. No i dotyczył samochodów, a ja bardzo lubiłem samochody. Dlatego nawet dziś, kiedy słyszę głos Williama Woollarda, który poważnym tonem życzy widzom „szerokiej drogi i dobrej nocy”, odzywa się we mnie podekscytowany siedmiolatek: „Jak fajnie, ten głos to znak, że właśnie leci Top Gear!”. A potem ten mój wewnętrzny siedmiolatek myśli sobie: „Kurczę, na kolejny odcinek Top Gear trzeba czekać cały tydzień” – i robi mi się trochę smutno. Taki właśnie był Top Gear w latach osiemdziesiątych. Poważny, rozsądny i stanowiący obowiązkową pozycję w telewizyjnej ramówce dla każdego dzieciaka ogarniętego obsesją na punkcie samochodów.

W latach dziewięćdziesiątych w Top Gear zaszły duże zmiany. Woollard i Goffey zostali po cichu odsunięci od prowadzenia programu, a ich miejsce zajął nowy zespół intrygujących prezenterów. Jednym z nich był kierowca wyścigowy Tiff Needell. Dał się poznać jako prawdziwy wirtuoz jazdy w kontrolowanym poślizgu, ale kiedy tylko zaczynał coś mówić, miało się wrażenie, że do jego spodni wpełzło coś zębatego. Kolejnym z nowych prezenterów był Quentin Willson, szarmancki handlarz samochodami, który w zanadrzu zawsze miał garść zgrabnych metafor, a na twarzy ironiczny uśmieszek, zdający się sugerować: wpadnijcie do mnie po programie, a sprzedam wam ten wóz w bardzo atrakcyjnej cenie. Do ekipy Top Gear dołączyła także Vicki Butler-Henderson, kokieteryjna rusałka o zachrypniętym głosie, świetnie radząca sobie za kierownicą, a także pewien wygadany facet z ekstrawaganckim afro na głowie. Nazywał się Kingsley Flistwipe, a jego poczucie humoru i wrodzona błyskotliwość mogły zupełnie odmienić oblicze telewizyjnych programów motoryzacyjnych. Niestety, tuż przed swoim pierwszym występem w Top Gear Kingsley Flistwipe zginął w katastrofie sterowca i trzeba było w ostatniej chwili znaleźć kogoś, kto mógłby go zastąpić. To właśnie wtedy zatrudniono niejakiego Jeremy’ego Clarksona. Ale końcówkę tej historii mogłem po prostu sobie zmyślić.

Tak czy inaczej, w latach dziewięćdziesiątych Top Gear przeżywał rozkwit – stał się zjadliwszy, zabawniejszy i bardziej wyrazisty. Co prawda, jeśli obejrzycie dziś jeden z ówczesnych odcinków, możecie tego nie dostrzec: akcja wyda się wam bardzo niemrawa i niemal na pewno natraficie na scenę, w której jeden z prezenterów odwiedza zlot pojazdów z napędem parowym. Ale trzeba pamiętać, że były to znacznie spokojniejsze czasy, w których ludzie wciąż jeszcze otwierali oczy ze zdumienia na widok T-shirtów zmieniających kolor, gdy robi się wam gorąco. To Jeremy wprowadził do programu więcej luzu – zdarzało mu się na przykład przejechać samochodem cztery metry, a następnie oświadczyć, że układ kierowniczy pracuje zbyt ciężko. Innym razem odmawiał zajęcia miejsca za kierownicą, bo uznał samochód za zbyt nudny. Jeremy był bezczelny i hałaśliwy, ale przede wszystkim zabawny. Czasami występował w jednej scenie razem z Needellem i Willsonem, na przykład na targach motoryzacyjnych lub podczas wspólnej przejażdżki wybranym przez Top Gear samochodem roku, w czasie której Tiff usilnie starał się obrócić pojazd tyłem do kierunku jazdy. Prezenterzy wygłaszali dowcipne uwagi, robili śmieszne miny i zachowywali się jak zgrana paczka kumpli, do której chciałby należeć każdy z nas. Był to pierwowzór tego, czym Top Gear miał stać się w przyszłości. Jeśli byliście dzieckiem albo przynajmniej mieliście w sobie choć trochę z dziecka, to taki program musiał wam się wydać wspaniały. Uwielbiałem oglądać Top Gear w latach osiemdziesiątych, ale w latach dziewięćdziesiątych polubiłem go jeszcze bardziej.

Moim zdaniem prezenterzy Top Gear przypominają pod pewnym względem aktorów grających Jamesa Bonda czy Doktora Who. W głębi duszy zawsze będziemy czuli się przywiązani do ludzi, którzy wcielali się w te role w czasach naszego dzieciństwa. To dlatego wciąż z rozrzewnieniem wspominam Woollarda, opierającego stopę o przednie koło Rovera 800 i spoglądającego poważnym wzrokiem w obiektyw kamery, a także Goffey’ego, ubranego w wydziergany ściegiem warkoczowym sweter i narzekającego na umiejscowienie przełącznika świateł w nowym Datsunie. Dawni prezenterzy nie byli ani dowcipni, ani niepoważni czy wesołkowaci, ale też wcale nie starali się tacy być. Po prostu rzetelnie prowadzili swój program i dostarczali nam informacji.

Mogłoby się wydawać, że nowy Top Gear nie miał zbyt wiele wspólnego z przeszłością – a jednak ekipa tworząca ten program w XXI wieku nigdy nie zapomniała o Woollardzie i Goffeym. Całkiem możliwe, że zaskoczyłem was tym stwierdzeniem, bo przecież nigdy nie poświęcaliśmy uwagi osiągnięciom Laboratorium Badań nad Transportem ani nie testowaliśmy nowego typu zaczepów do holowania przyczep kempingowych… A jednak cień dawnego Top Gear w pewien szczególny sposób kładł się na naszej pracy. Od czasu do czasu oglądaliśmy w montażowni jakiś szczególnie idiotyczny materiał, jaki udało się nam nakręcić, albo stojąc na planie zdjęciowym w plenerze, czekaliśmy, aż wyleci w powietrze przyczepa kempingowa, którą wypełniliśmy galaretą; to właśnie w takich chwilach jeden z nas – zwykle był to Jeremy – mówił coś w rodzaju: „O-o, kiedy William Woollard to zobaczy, będzie WŚCIEKŁY”, czy: „O rety, Chrisowi Goffey’emu na pewno się to NIE SPODOBA”.

Następnie wyobrażaliśmy sobie obu byłych prezenterów siedzących w swoich domach – oczyma wyobraźni widziałem gustowne, wyłożone dębową boazerią wnętrza, a w nich głębokie fotele – z poczuciem rezygnacji włączających telewizory, żeby obejrzeć Top Gear, chociaż wcześniej powtarzali sobie, że nie powinni tego robić. Łudzili się jednak, że tym razem usłyszą wreszcie coś o pojemności bagażników lub o dostępnych za dopłatą rozsuwanych i podnoszonych szyberdachach. Zamiast tego na ekranie pojawiało się trzech błaznów, ubranych dla zgrywy w stroje pszczelarzy albo upychających sobie nawzajem ciasto do samochodowych schowków. Wyobrażaliśmy sobie, jak byli prezenterzy zgrzytają zębami i zaciskają pięści na widok tego, czym stał się program, który kiedyś był ICH, i jak na koniec w porywie rozpaczy ciskają pilotem od telewizora o podłogę, napędzając stracha cierpiącemu na wzdęcia labradorowi, który wylegiwał się przed kominkiem.

Oczywiście nie mogę ręczyć, że faktycznie tak to wyglądało. Wręcz przeciwnie, jestem prawie pewien, że William Woollard i Chris Goffey, którzy po odejściu z programu odnieśli wiele sukcesów w biznesie, mieli w niedzielne wieczory lepsze rzeczy do roboty niż oglądanie Top Gear. A jeśli nawet oglądali nasz program, to mam nadzieję, że im się podobał albo że przynajmniej choć trochę doceniali nasze podejście. Bo w pewnym sensie bez dawnego Top Gear nie byłoby tego, co powstało później.

------------------------------------------------------------------------

* Nawiązanie do prowadzonego przez Noela Edmondsa teleturnieju Deal Or No Deal, w którym uczestnicy otwierają kolejno pudełka z ukrytymi w nich kwotami pieniędzy (ten i wszystkie kolejne przypisy pochodzą od tłumacza).

** W roku 1982 Noel Edmonds został gospodarzem programu rozrywkowego Late, Late Breakfast Show („Bardzo, bardzo późne śniadanie”).Dopasowany krawat

Być może pamiętacie z dawnego Top Gear niejakiego Jona Bentleya. Ten nadzwyczaj elokwentny prezenter miał w sobie tyle energii i entuzjazmu, co wasz najfajniejszy wujek albo ulubiony profesor z college’u. Bentley, który żywił uwielbienie dla wszystkiego, co związane z techniką, przeniósł się potem do programu The Gadget Show. Pewnego razu, z powodów zbyt zawikłanych, by je tu wyjaśniać, wybrał się ze mną na Oxford Street w Londynie i bacznie obserwował, jak próbuję kupić tani telefon komórkowy.

Praca w charakterze prezentera Top Gear była dla Bentleya jedynie zajęciem dodatkowym – przede wszystkim był wydawcą programu. Nic nie stało więc na przeszkodzie, by pod koniec 1997 roku pojawił się w jednym z emitowanych w czwartkowe wieczory odcinków i oznajmił widzom, że Top Gear poszukuje osób, które zajmą się gromadzeniem materiałów. Kandydaci mieli przysłać do redakcji swoje CV oraz trzy pomysły, które nadawałyby się do wykorzystania w programie.

W tamtym czasie pracowałem w sklepie odzieżowym sieci Next w Wilmslow. Nie zamierzałem jednak spędzić reszty życia na składaniu swetrów. Chciałem pracować w Top Gear. Kiedy usłyszałem niekonwencjonalny komunikat Jona Bentleya, z wrażenia zaparło mi dech. Okazało się jednak, że ogłaszając nabór na wizji, Bentley naruszył kilka wewnętrznych przepisów BBC dotyczących procesu rekrutacji. Dostał za to po łapach i musiał opublikować w prasie ogłoszenie rekrutacyjne z prawdziwego zdarzenia. Wtedy nie miałem o tym wszystkim pojęcia. Wiedziałem tylko, jak składa się swetry.

Ekipa Top Gear raczej nie miała w planach założenia sieci sklepów z ubraniami ze średniej półki cenowej, co oznaczało, że nie posiadałem żadnych kwalifikacji do pracy w tym programie. Mimo to postanowiłem spróbować. Po wielu godzinach zdołałem wreszcie wypocić trzy pomysły, które wydały mi się wystarczająco dobre, by można je było wysłać do redakcji. Pierwszy polegał na porównywaniu nowych modeli samochodów z ich poprzednikami sprzed trzydziestu lat i sprawdzaniu, jak duże postępy udało się przez ten czas osiągnąć. Drugą propozycją było wskazywanie przez Quentina samochodów, które w przyszłości miały szansę stać się przebojami na rynku pojazdów używanych. Ostatni pomysł dotyczył Jeremy’ego: zaproponowałem, żeby zaczaił się w krzakach i zabawił w jednego z fotografów, którzy z ukrycia robią zdjęcia nowych samochodów, zanim te zostaną oficjalnie zaprezentowane przez producenta. To był rok 1997. Poprzeczka zawieszona była znacznie niżej niż obecnie.

Spisałem swoje propozycje i wsadziłem je do koperty razem z CV, które schowałem pod pozostałymi kartkami – miałem nadzieję, że czytająca je osoba będzie na tyle zachwycona moimi pomysłami, że nie zwróci uwagi na moje doświadczenie zawodowe, sprowadzające się głównie do przekładania towaru na półkach ze skarpetami. Postanowiłem przemilczeć moje mocne strony, na przykład umiejętne sprawianie wrażenia, że jestem bardzo zapracowany (w tym celu energicznie krzątałem się po sklepie, dbając o to, by zawsze trzymać w ręku jakiś fatałaszek), a także umiejętność dekowania się w magazynie, dzięki czemu nie musiałem zajmować się klientami. Kiedy klient mierzył ubrania, chętnie proponowałem, że sprawdzę, czy dostępne są inne rozmiary – miałem wtedy pretekst, by wymknąć się na zaplecze i przez chwilę posiedzieć tam w spokoju.

Mijały kolejne miesiące. Wyemitowane na antenie ogłoszenie o pracy w Top Gear spotkało się z nadspodziewanie dużym zainteresowaniem: do redakcji napłynęły tysiące zgłoszeń. Wprawdzie już na wstępie odrzucono tych kandydatów, którzy nie zechcieli podzielić się swoimi pomysłami, nie umieli liczyć do trzech albo nie mieli pojęcia, czym jest CV, ale i tak do przeczytania pozostało całe mnóstwo zgłoszeń. Wobec braku jakiegokolwiek odzewu uznałem, że moja kandydatura została odrzucona, i zająłem się robieniem porządków w wielkiej sklepowej szafie, w której przechowywaliśmy buty.

Zdziwiłem się więc, gdy po pewnym czasie do domu moich rodziców zadzwonił ktoś z BBC i zaprosił mnie na rozmowę. Jeśli macie dziesięć lat, zastanawiacie się pewnie, po co telefonować do czyjegoś mieszkania, skoro można zadzwonić bezpośrednio do danej osoby. Pamiętajcie jednak, że to był rok 1997, a ja nie miałem wtedy jeszcze komórki. Nie miałem też samochodu, dlatego na spotkanie w sprawie pracy wybrałem się do Birmingham pociągiem. Miałem na sobie mój najlepszy garnitur z Nextu, koszulę z Nextu – wyprasowaną tak starannie, że stała się półprzezroczysta – oraz buty z Nextu, które wyglansowałem na lustro. Dopełnienie stroju stanowił krawat. Z mojej powiększającej się kolekcji krawatów Nextu wybrałem ten, który wydał mi się najbardziej odpowiedni. Jaskrawożółty. Zdecydowałem się na niego z dwóch powodów. Po pierwsze, jaskrawe krawaty były wtedy modne. Po drugie, doszedłem do wniosku, że w takim krawacie będę się wyróżniał na tle innych kandydatów – co podobno stanowi zaletę. To właśnie dlatego wszystkie moje CV drukowałem na jaskrawym papierze. Pewnego razu wpadłem na błyskotliwy pomysł, by wysłać podanie o pracę do agencji reklamowej; z trudnych do zrozumienia powodów dołączyłem do niego swoje zdjęcie z asymetryczną fryzurą w stylu wokalisty Human League, Phila Oakeya. Podejrzewam, że wówczas zaczynałem już gonić w piętkę. Oczywiście nikt z agencji się do mnie nie odezwał. Jadąc na rozmowę kwalifikacyjną w Top Gear, miałem jednak poczucie, że mój jaskrawy krawat pomoże mi wywrzeć niezatarte wrażenie. Że ktoś kiedyś powie: „Mój Boże, a pamiętacie tego dziwnego kolesia w koszmarnym krawacie? Tego, który przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną i pytał, czy nie chcemy zaprenumerować katalogu Nextu?”.

Moja taktyka zupełnie przypadkowo okazała się skuteczna. Po przyjeździe do Pebble Mill, czyli siedziby BBC w Birmingham, wszedłem do pomieszczenia, w którym miała odbyć się rozmowa kwalifikacyjna, i zobaczyłem znaną z telewizji twarz. Był to Jon Bentley we własnej osobie, a pod szyją miał ten sam krawat co ja.

– O, ładny ma pan krawat – zauważył Bentley.

– Pański też mi się podoba – odrzekłem.

– No właśnie! Ha, ha!

Początek spotkania był zatem całkiem obiecujący.

Poza Bentleyem w rozmowie brał udział producent Top Gear John Wilcox (bez jaskrawożółtego krawata) oraz pewna sympatyczna kobieta z działu kadr (również bez jaskrawożółtego krawata). Pytania, jakie mi zadawali, były trudne, ale uczciwe. Jedno z nich brzmiało: co byś zrobił, gdybyśmy poprosili cię o załatwienie Lamborghini do kręconego przez nas filmu?

– Zadzwoniłbym do Lamborghini – odparłem, ale zaraz zacząłem tego żałować.

Wydawało mi się, że moja odpowiedź zabrzmiała głupio, a nawet trochę sarkastycznie. Dopiero z biegiem czasu dowiedziałem się, że właśnie tak załatwiało się w Top Gear samochody. Kiedy chcieliśmy wypożyczyć Lamborghini, dzwoniliśmy do Lamborghini. Dopiero kiedy spotykaliśmy się z odmową, zwracaliśmy się do klubu posiadaczy samochodów danej marki albo szukaliśmy innych możliwości. Bezwiednie udzieliłem więc właściwej odpowiedzi.

Miałem wrażenie, że w czasie rozmowy wypadłem całkiem dobrze. Nie aż tak dobrze, jak wchodząc do pokoju pod takim samym krawatem, jaki nosiła najważniejsza z siedzących tam osób, ale koniec końców poszło mi wcale nieźle. Podbudowany odniesionym sukcesem (zwłaszcza w kwestii wyboru krawata), postanowiłem wybrać się na drinka z mieszkającym w Birmingham kolegą. Z jednego drinka zrobiło się kilka i w rezultacie całkiem zapomnieliśmy o zjedzeniu kolacji. Uznaliśmy, że w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie zamówienie jeszcze jednej kolejki. Wspominam o tym wyłącznie dlatego, żeby wyjaśnić, co wydarzyło się później. Kiedy wsiadłem do pociągu, który miał zawieźć mnie z powrotem do północno-wschodniej Anglii, zacząłem odczuwać lekkie mdłości i w końcu nie miałem innego wyjścia, jak tylko podbiec do okna, otworzyć je pospiesznie i zwymiotować przez nie w bardzo głośny i gwałtowny sposób. Nie byłoby to jeszcze takie straszne, gdyby nie fakt, że pociąg wjeżdżał akurat na stację w Stafford.

Jeśli byliście jedną z osób stojących wówczas na tamtym peronie, to pragnę was bardzo przeprosić. Być może myśleliście sobie wtedy: „Patrzcie no, ten młody człowiek w eleganckim garniturze i ekstrawaganckim krawacie wraca pewnie z jakiegoś ważnego spotkania biznesowego w Birmingham albo w Londynie i… O BOŻE, PRZECIEŻ ON ZARZYGUJE CAŁY PERON!”.

Jakiś czas później otrzymałem propozycję pracy w Top Gear na stanowisku młodszego researchera. Pensja nie była zbyt wysoka, musiałem przeprowadzić się do Birmingham, a do tego straciłem atrakcyjną zniżkę pracowniczą na zakupy w sklepach sieci Next, ale to wszystko nie miało dla mnie znaczenia. Liczyło się to, że dostałem pracę w moim ulubionym programie. Wprawdzie nigdy nie zapytałem o to Jona Bentleya, ale jestem prawie pewien, że swoją posadę zawdzięczałem krawatowi.Podziękowania

Dziękuję zespołowi, który stał na pokładzie nawet wówczas, gdy statek już tonął. Byli to: Al, Alice, Becks, Brian, Chenoa, Claire, Emma L, Emma T, Greg, Hannah, JT, Jay, Katie, Kit, Krupes, Lauren, Liz, Nick, Osh, Phil, Polly oraz Wilman.

Andrew, Ben, Casper, Dan, Iain, Jay, Jon, Kiff, Ren, Rob, Russ, Toby oraz pozostali członkowie ekip filmowych w studiu i w plenerze – dzięki!

Dan, Jim, Joe i wszyscy ze studia montażowego – dziękuję!

Na słowa podziękowań zasłużyli także: Andy B-F, Brycey, Kapitan Pat, Chris H, Chris R, Elena, Gary B, Gary H, Gavin, Grant, Jason D, Jim, John W, Jon B, Kate S, Katy H, Lakey, Nigel, Potter, Quentin, Rileino, Rowly, Sara, Stig Ben, Stig Perry, Stig 3, Su, Tara, Tiff, Vicki, Woodroffe.

A także: Mikey, Charlie, Adam, Duncan i wszyscy „po drugiej stronie biura”.

Alan i Lucinda z wydawnictwa Orion oraz Luigi z agencji literackiej LBA.

Dziękuję Jeremy’emu, Richardowi i Jamesowi.

Pragnę również podziękować mojej żonie – za to, że wytrzymała z mężczyzną, który był również poślubiony programowi telewizyjnemu.

Oraz każdemu, kto czytając te podziękowania, pomyślał: „Pominąłeś moje imię, parszywy draniu!”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: