Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Układ - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Październik 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Układ - ebook

Na jednym z rzeszowskich osiedli znaleziono zwłoki młodego chłopaka, który wyskoczył z szóstego piętra wieżowca. Wkrótce potem dochodzi do kolejnych samobójstw, które łączy ze sobą zagadkowy napis pełniący rolę swoistego listu pożegnalnego. Policja staje przed nie lada wyzwaniem. Prowadzący śledztwo komisarz Paweł Wolański musi znaleźć odpowiedź na pytania, co jest przyczyną tragicznych wypadków i jak zapobiec kolejnym samobójstwom. Podążając tropem tajemniczego napisu, dokonuje niezwykłego odkrycia, które wystawia na próbę jego zdrowy rozsądek i sceptycyzm wobec działania sił nadprzyrodzonych.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-451-2
Rozmiar pliku: 402 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

~ mefi100: Cześć.

~ rob: Cześć. My się znamy?

~ mefi100: W pewnym sensie.

~ rob: To znaczy?

~ mefi100: Wiem, jaki masz problem.

~ rob: Człowieku, kto nie ma problemów…

~ mefi100: Wiem, co cię gryzie od kilku tygodni.

~ rob: Co ty powiesz.

~ mefi100: No.

~ rob: He he. Niby skąd miałbyś to wiedzieć?

~ mefi100: To długa historia. I tak mi nie uwierzysz.

~ rob: Zalewasz, cwaniaczku.

~ mefi100: Ani mi to w głowie.

~ rob: Dobra, dobra…

~ mefi100: Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.

~ rob: Naprawdę?

~ mefi100: Naprawdę.

~ rob: Nie mam ochoty na żarty.

~ mefi100: To nie żarty. Mówię całkiem poważnie.

~ rob: I tak ci nie wierzę.

~ mefi100: Wobec tego co ci szkodzi sprawdzić. Odpowiem na każde twoje pytanie.

~ rob: Na każde?

~ mefi100: Tak.

~ rob: Bawisz się w jasnowidza?

~ mefi100: Już ci mówiłem, że to nie zabawa.

~ rob: A mnie się zdaje, że ściemniasz. Tylko nie wiem, po jaką cholerę…

~ mefi100: Przekonaj się.

~ rob: No dobra, a o co mam pytać?

~ mefi100: O co tylko chcesz.

~ rob: Ile lat ma mój brat?

~ mefi100: Nie masz brata. Jesteś jedynakiem.

~ rob: Jak ma na imię mój ojciec?

~ mefi100: Władysław.

~ rob: A matka?

~ mefi100: Helena.

~ rob: Skąd ty to wiesz?

~ mefi100: Wiem. Wymyśl coś trudniejszego.

~ rob: Na jakim filmie byłem wczoraj w kinie?

~ mefi100: Igrzyska śmierci.

~ rob: W którym rzędzie siedziałem?

~ mefi100: Dwunastym.

~ rob: Co jadłem dzisiaj na obiad?

~ mefi100: Zupę ogórkową i pierogi z mięsem.

~ rob: Co wisi nad moim łóżkiem?

~ mefi100: Reprodukcja obrazu Salvadora Dali Płonąca żyrafa.

~ rob: !!!

~ mefi100: Wystarczy?

~ rob: Jestem pod wrażeniem.

~ mefi100: Nie dziwię się.

~ rob: Skąd masz te informacje?

~ mefi100: Nieważne.

~ rob: Jak to nieważne? Śledzisz mnie?!

~ mefi100: No co ty…

~ rob: Więc o co tu chodzi?

~ mefi100: Zaraz ci wszystko wyjaśnię.

~ rob: Zadziwiasz mnie!

~ mefi100: Na to właśnie liczyłem, więc może przejdźmy do rzeczy.

~ rob: Co masz na myśli?

~ mefi100: Chcę ci pomóc, ale nie bezinteresownie.

~ rob: Pomóc? W czym?

~ mefi100: W tym, co ci właśnie chodzi po głowie. Mam propozycję.

~ rob: Jaką?

~ mefi100: Zawrzyjmy układ.

~ rob: Układ?

~ mefi100: Tak, ale na moich warunkach.

1.

– Dżeki! – krzyknęła dziewczyna w fioletowej bluzce i krótkiej dżinsowej spódnicy, trzymając oburącz naprężoną smycz. – Co ty wyprawiasz?!

Duży brązowy labrador szczeknął ostrzegawczo i ruszył pędem w stronę pobliskich zarośli. Co jest? Na litość boską! Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał.

– Przestań, wariacie!

Głos dziewczyny nie robił na Dżekim żadnego wrażenia. Pies gnał przed siebie z takim animuszem, jakby wyczuł w zaroślach bezpańskiego kota.

Cała ta scena wyglądała dosyć groteskowo. Kobieta biegnąca za potężnym psem dokonywała prawdziwych cudów, żeby się nie przewrócić. Zwierzę nie miało dla niej litości, podążając chyżo przed siebie z tylko sobie wiadomych powodów. Jeszcze chwila, a jego pani wywinie klasycznego orła.

– Dżeki, do diabła! Co ci się stało?!

Pierwsze, jeszcze nieśmiałe promienie słońca oświetlały plac zabaw: dwie mocno zużyte huśtawki, zjeżdżalnię i metalową konstrukcję przypominającą kształtem kosmiczny pojazd. W piaskownicy tworzącej regularny czworokąt leżały żółte plastikowe grabki zostawione tutaj zapewne przez jakiegoś malucha.

Pies przemknął między huśtawkami i nie zważając na krzyki swojej właścicielki, popędził przez piaskownicę. Dziewczyna ściskająca z całej siły smycz była zmuszona podążać za nim.

– Litości – sapnęła tym razem błagalnie, ale i to nie zdołało powstrzymać zwierzaka.

Ciepły majowy poranek był zapowiedzią pięknego dnia. Dochodziła szósta. Rzeszowskie osiedle Krakowska Południe budziło się dosyć leniwie. Tu i ówdzie zaszczebiotał ptak, kaszlnął silnik auta, właściciele psów wychodzili na spacer ze swymi pupilami. Niebo jaśniało z każdą chwilą mocniej, jakby ktoś podnosił ogromną roletę. Kilka wieżowców ciągle jeszcze spało, przypominając swoim surowym wyglądem gigantyczne kostki domina. Z dala dobiegał przytłumiony łoskot pociągu jadącego w stronę Krakowa.

Labrador dobiegł wreszcie do celu, który go tak nęcił. To nie kot był przyczyną jego wariackiej gonitwy, ale mężczyzna leżący na trawie przed jednym z bloków. Był bardzo młody. Na pierwszy rzut oka mógł mieć około dwudziestu lat, na pewno nie więcej. Leżał na plecach ze wzrokiem skierowanym w niebo, jakby oglądał obłoki. Pies obwąchiwał jego bose stopy, żałośnie popiskując.

Sekundę później dotarła na miejsce zdyszana kobieta. Na widok mężczyzny zastygła w bezruchu z dłonią przyłożoną do ust. Tyleż zdziwiona, co i przerażona, próbowała znaleźć wyjaśnienie tego, co właśnie ujrzała. Było to tak niecodzienne i zaskakujące, że nie wiedziała, co robić.

W pewnym momencie doznała jakby olśnienia. Przez głowę przebiegła jej błyskawiczna myśl: „Przecież ja go już kiedyś widziałam”. Tak, była tego najzupełniej pewna. Twarz chłopaka sprawiała wrażenie znajomej. Gdzie mogła ją widzieć? Kiedy? W jakiej sytuacji? Dawno czy niedawno? Raz czy więcej razy? Każde kolejne pytanie rodziło kilka nowych.

Wreszcie zdołała sobie przypomnieć. Młodzieńca widywała od czasu do czasu, gdy robił zakupy w osiedlowej „Biedronce”. Prawdopodobnie właśnie tutaj mieszkał, lecz co robi na trawie przed blokiem o tak wczesnej porze? I do tego boso?!

Labrador trącił nosem nieruchomą głowę chłopaka.

– Dżeki! – Dziewczyna szarpnęła za smycz. – Nie wolno!

Pies odstąpił posłusznie do tyłu. Zaspokoiwszy zwierzęcą ciekawość, usiadł z boku, patrząc chełpliwie w oczy swojej pani, jakby chciał jej zakomunikować: „To ja go znalazłem, liczę na nagrodę”.

Tymczasem dziewczyna utkwiła wzrok w nienaturalnie wygiętej prawej nodze chłopaka. Czyżby była złamana?

– Ej, ty – powiedziała trzęsącym się głosem, szturchając czubkiem buta ramię chłopaka. – Słyszysz?

Nie reagował. Zasłabł? Stracił przytomność? A może po prostu odsypia mocno zakrapianą imprezę? Ale dlaczego pod gołym niebem? Coś tu było nie tak.

Pies szczeknął, dając do zrozumienia, że wyczerpał limit swojej cierpliwości. Leżący na trawie mężczyzna przestał być obiektem zainteresowania. Ile można się gapić w nieruchomą postać? Hau! Hau!

Dziewczyna przykucnęła przy twarzy chłopaka. Dopiero teraz zauważyła sporą plamę krwi w okolicach głowy.

– Boże! – jęknęła w przestrachu, uświadomiwszy sobie, co to może znaczyć.

Ostrożnie dotknęła czoła młodzieńca. Było zimne jak bryła lodu. Labrador zaskomlał żałośnie. Trzeba coś zrobić. Trzeba natychmiast zadzwonić na pogotowie.

Jak na złość dziewczyna nie miała przy sobie komórki. Wyprowadzając co rano Dżekiego, nigdy jej nie brała. Cholera jasna.

Rozejrzała się wokół. Osiedlową alejką szedł starszy pan, prowadząc na smyczy jamnika. Pies niczym gruba kudłata parówka stawiał zabawnie swoje krótkie nóżki, merdając przy tym rytmicznie spiczastym ogonem.

– Hej, proszę pana! – krzyknęła dziewczyna, biegnąc w stronę mężczyzny.

Właściciel jamnika przystanął.

– O co chodzi? – spytał zdumiony, widząc śpieszącą w jego kierunku kobietę z brązowym labradorem.

– Ma pan telefon?!

Najwyraźniej była czymś mocno podenerwowana.

– Mam – odparł mężczyzna, wciąż nie rozumiejąc, o co dziewczynie chodzi.

Labrador, korzystając z chwili zamieszania, podszedł do jamnika. Tamten spojrzał na niego lękliwie, bo był przynajmniej kilka razy mniejszy. Dżeki trącił nosem swego pobratymca, jakby chciał się przekonać, co to za jeden.

– Trzeba zadzwonić na pogotowie! – oznajmiła stanowczo dziewczyna, patrząc błagalnie na właściciela jamnika.

– Źle się pani czuje? – zapytał tamten, zerkając czujnie na labradora, czy aby nie ma zamiaru skrzywdzić jego pięknej suczki.

– Ja nie – zaprzeczyła kobieta – ale tam na trawie leży jakiś chłopak.

Wskazała ręką na pobliskie krzaki.

Mężczyzna wyjął z kieszeni telefon i podał dziewczynie, która bez chwili namysłu trzykrotnie nacisnęła 9.

Mijały sekundy oczekiwania na połączenie. Labrador nadal flirtował z kudłatą parówką, a jego pani z komórką przy uchu nerwowo dreptała w miejscu. Wreszcie odezwał się głos dyżurnego:

– Pogotowie ratunkowe, słucham.

– Przed jednym z bloków przy ulicy Lewakowskiego leży młody chłopak. Ma rozbitą głowę i jest nieprzytomny. Proszę przysłać karetkę!

Dziewczyna oddała komórkę mężczyźnie i razem z nim podążyła w kierunku leżącego na trawie młodzieńca. Nic się nie zmieniło. Pozostawał bez ruchu niczym gumowy manekin. Coraz śmielsze promienie słońca oświetlały jego bladą jak kreda twarz.

Labrador i jamnik bawiły się z sobą w najlepsze. Tymczasem dziewczyna skupiła wzrok na klatce piersiowej chłopaka w nadziei, że uda jej się dostrzec choćby słaby ruch.

Mijały sekundy.

Nic z tego. Tors jakby skamieniał, jakby należał nie do żywego człowieka, ale do rzeźby. Dziewczynę przeszedł lodowaty dreszcz. W tej samej chwili uświadomiła sobie coś jeszcze, coś, na co nie zwróciła wcześniej uwagi.

Chłopak miał na sobie piżamę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: