Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Upadek Gigantów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Listopad 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Upadek Gigantów - ebook

Powieść otwierająca monumentalną epicką trylogię, rozgrywająca się na tle burzliwych, kształtujących XX wiek wydarzeń, pełna napięcia opowieść o losach pięciu rodzin - amerykańskiej, niemieckiej, rosyjskiej, angielskiej i walijskiej. Wydarzenia opisane w 'Upadku gigantów' przybliżają okres pierwszej wojny światowej, rewolucji październikowej i obrazują powstanie ruchu sufrażystek.

Wybuch pierwszego ogólnoświatowego konfliktu zbrojnego na zawsze zmienia życie bohaterów. Gdy trzynastoletni Billy Williams uczy się, jak być mężczyzną, w brutalnym świecie wojennych okopów, jego siostra trafia do domu arystokratki, Maud Fitzherbert, kobiety uwikłanej w niebezpieczny romans z niemieckim szpiegiem. Nieszczęśliwie zakochany Gus Devar, młody student prawa, otrzymuje szansę na wspaniałą karierę w Białym Domu. Inaczej potoczą się losy Grigorija i Lva Peshkovów, osieroconych bliźniaków, których planu emigracji do mitycznej Ameryki przekreśla wojna.

Upadek gigantów to historia o miłości, nienawiści, poczuciu obowiązku i zdradzie. Pełna napięcia i zwrotów akcja przenosi się z Waszyngtonu do Petersburga, z korytarzy najważniejszych światowych instytucji, do zacienionych buduarów, gdzie możni świata knują kolejne intrygi. Napisana w oparciu o rzetelne badania, pełna zapadających w pamięć bohaterów, najnowsza powieść Folletta to nie tylko znakomita książka obyczajowo-przygodowa, ale również swoisty przewodnik po historii XX wieku.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7885-053-3
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KEN FOL­LETT

Świa­to­wej sła­wy pi­sarz bry­tyj­ski. Po ukoń­cze­niu stu­diów fi­lo­zo­ficz­nych na Uni­ver­si­ty Col­le­ge w Lon­dy­nie pra­co­wał jako re­por­ter i bez więk­sze­go suk­ce­su pu­bli­ko­wał po­wie­ści sen­sa­cyj­ne pod kil­ko­ma pseu­do­ni­ma­mi. Je­de­na­sta z ko­lei – thril­ler wo­jen­ny za­ty­tu­ło­wa­ny Igła – przy­nio­sła mu za­słu­żo­ną sła­wę, zo­sta­ła też na­tych­miast sfil­mo­wa­na z Do­nal­dem Su­ther­lan­dem w ty­tu­ło­wej roli nie­miec­kie­go szpie­ga. Fol­lett wy­spe­cja­li­zo­wał się w thril­le­rach, naj­czę­ściej (choć nie tyl­ko) osa­dzo­nych w re­aliach II woj­ny świa­to­wej (m.in. Klucz do Re­be­ki, Noc nad oce­anem, Lot Ćmy, Trze­ci bliź­niak, Za­bój­cza pa­mięć, Za­mieć) oraz po­wie­ściach hi­sto­rycz­no-przy­go­do­wych (Nie­bez­piecz­na for­tu­na, Fi­la­ry Zie­mi, Świat bez koń­ca, Upa­dek gi­gan­tów, Zima świa­ta). Jego do­ro­bek li­te­rac­ki spo­tkał się z za­in­te­re­so­wa­niem twór­ców fil­mo­wych. Na kan­wie kil­ku ksią­żek po­wsta­ły fil­my ki­no­we bądź se­ria­le te­le­wi­zyj­ne (Klucz do Re­be­ki, Trze­ci bliź­niak, Za­mieć, Na skrzy­dłach or­łów, Fi­la­ry Zie­mi, a ostat­nio Świat bez koń­ca).Tego au­to­ra

Po­wie­ści hi­sto­rycz­ne

NIE­BEZ­PIECZ­NA FOR­TU­NA

UCIE­KI­NIER

CZŁO­WIEK Z SANKT PE­TERS­BUR­GA

Fi­la­ry Zie­mi

FI­LA­RY ZIE­MI

ŚWIAT BEZ KOŃ­CA

Stu­le­cie

UPA­DEK GI­GAN­TÓW

ZIMA ŚWIA­TA

KRA­WĘDŹ WIECZ­NO­ŚCI

Thril­le­ry wo­jen­ne

IGŁA

KRYP­TO­NIM KAW­KI

LOT ĆMY

KLUCZ DO RE­BE­KI

NOC NAD OCE­ANEM

Thril­le­ry

MŁOT EDE­NU

ZA­BÓJ­CZA PA­MIĘĆ

TRÓJ­KA

ZA­MIEĆ

SKAN­DAL Z MO­DI­GLIA­NIM

TRZE­CI BLIŹ­NIAK

LWY PAN­SZI­RU

PA­PIE­RO­WE PIE­NIĄ­DZE

Li­te­ra­tu­ra fak­tu

NA SKRZY­DŁACH OR­ŁÓW

www.ken-fol­lett.comGŁÓWNI BOHATEROWIE

Ame­ry­ka­nie

Ro­dzi­na De­wa­rów

se­na­tor Ca­me­ron De­war

Ur­su­la De­war, jego żona

Gus De­war, ich syn

Ro­dzi­na Vy­alo­vów

Jo­sef Vy­alov, biz­nes­men

Lena Vy­alov, jego żona

Olga Vy­alov, ich cór­ka

Inni

Rosa Hel­l­man, dzien­ni­kar­ka

Chuck Di­xon, szkol­ny ko­le­ga Gusa

Mar­ga, pio­sen­kar­ka z noc­ne­go klu­bu

Nick For­man, zło­dziej

Ilya, ban­dzior

Theo, ban­dzior

Nor­man Niall, księ­go­wy mal­wer­sant

Brian Hall, przy­wód­ca związ­ko­wy

Po­sta­cie hi­sto­rycz­ne

Wo­odrow Wil­son, 28. pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych

Wil­liam Jen­nings Bry­an, se­kre­tarz sta­nu

Jo­seph Da­niels, se­kre­tarz ma­ry­nar­ki wo­jen­nej

An­gli­cy i Szko­ci

Ro­dzi­na Fit­zher­ber­tów

hra­bia Fit­zher­bert, zwa­ny Fit­zem

księż­nicz­ka Eli­za­wie­ta, zwa­na Beą, jego żona

lady Maud Fit­zher­bert, jego sio­stra

lady Her­mia, zwa­na ciot­ką Herm, ich ubo­ga ciot­ka

księż­na Sus­sex, ich bo­ga­ta ciot­ka

Gro­ut, ka­mer­dy­ner Fit­za

San­der­son, po­ko­jów­ka Maud

Ge­lert, owcza­rek pi­re­nej­ski

Inni

Mil­dred Per­kins, lo­ka­tor­ka Ethel

Ber­nie Lec­kwith, se­kre­tarz Nie­za­leż­nej Par­tii Pra­cy w Ald­ga­te

Bing We­sthamp­ton, przy­ja­ciel Fit­za

mar­kiz Low­ther, „Low­thie”, od­rzu­co­ny pre­ten­dent do ręki Maud

Al­bert Sol­man, czło­wiek Fit­za

dok­tor Gre­en­ward, wo­lon­ta­riusz w kli­ni­ce pe­dia­trycz­nej

lord „John­ny” Re­marc, wi­cem­ni­ster w Mi­ni­ster­stwie Woj­ny

puł­kow­nik He­rvey, ad­iu­tant sir Joh­na Fren­cha

po­rucz­nik Mur­ray, ad­iu­tant Fit­za

Man­nie Li­tov, wła­ści­ciel fa­bry­ki

Jock Reid, skarb­nik Nie­za­leż­nej Par­tii Pra­cy w Ald­ga­te

Jay­ne McCul­ley, żona żoł­nie­rza

Po­sta­cie hi­sto­rycz­ne

król Je­rzy V

kró­lo­wa Ma­ria

Mans­field Smith-Cum­ming, na­zy­wa­ny „C”, dy­rek­tor Wy­dzia­łu Za­gra­nicz­ne­go Biu­ra Taj­nej Służ­by (póź­niej MI6)

sir Edward Grey, czło­nek Izby Gmin, se­kre­tarz Mi­ni­ster­stwa Spraw Za­gra­nicz­nych

sir Wil­liam Ty­rell, se­kre­tarz Greya

Fran­ces Ste­ven­son, ko­chan­ka Lloy­da Geo­r­ge’a

Win­ston Chur­chill, czło­nek Izby Gmin

H.H. Asqu­ith, czło­nek Izby Gmin, pre­mier

sir John French, do­wód­ca Bry­tyj­skie­go Kor­pu­su Eks­pe­dy­cyj­ne­go

Fran­cu­zi

Gini, dziew­czy­na z baru

puł­kow­nik Du­puys, ad­iu­tant ge­ne­ra­ła Gal­li­énie­go

ge­ne­rał Lo­ur­ce­au, ad­iu­tant ge­ne­ra­ła Jof­fre’a

Po­sta­cie hi­sto­rycz­ne

ge­ne­rał Jof­fre, głów­no­do­wo­dzą­cy fran­cu­skich sił zbroj­nych

ge­ne­rał Gal­li­éni, do­wód­ca gar­ni­zo­nu pa­ry­skie­go

Niem­cy i Au­stria­cy

Ro­dzi­na von Ulri­chów

Otto von Ulrich, dy­plo­ma­ta

Su­san­ne von Ulrich, jego żona

Wal­ter von Ulrich, ich syn, at­ta­che woj­sko­wy przy am­ba­sa­dzie nie­miec­kiej w Lon­dy­nie

Gre­ta von Ulrich, ich cór­ka

hra­bia Ro­bert von Ulrich, ku­zyn Wal­te­ra, at­ta­che woj­sko­wy przy am­ba­sa­dzie au­striac­kiej w Lon­dy­nie

Inni

Got­t­fried von Kes­sel, at­ta­che kul­tu­ral­ny przy am­ba­sa­dzie nie­miec­kiej w Lon­dy­nie

Mo­ni­ka von der Hel­bard, naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka Gre­ty

Po­sta­cie hi­sto­rycz­ne

ksią­żę Karl Lich­now­sky, am­ba­sa­dor nie­miec­ki w Lon­dy­nie

mar­sza­łek po­lny Paul von Hin­den­burg

ge­ne­rał pie­cho­ty Erich Lu­den­dorff

The­obald von Be­th­mann-Hol­l­weg, kanc­lerz

Ar­thur Zim­mer­mann, mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych

Ro­sja­nie

Ro­dzi­na Pesz­ko­wów

Gri­go­rij Pesz­kow, pra­cow­nik Za­kła­dów Pu­ti­łow­skich

Lew Pesz­kow (po­tem Lev Pe­sh­kov), sta­jen­ny

Za­kła­dy Pu­ti­łow­skie

Kon­stan­tin, to­karz, prze­wod­ni­czą­cy gru­py dys­ku­syj­nej

Iza­ak, ka­pi­tan dru­ży­ny pił­kar­skiej

Wa­ria, ro­bot­ni­ca, mat­ka Kon­stan­ti­na

Ser­giusz Ka­nin, nad­zor­ca od­lew­ni

hra­bia Ma­kla­kow, dy­rek­tor

Inni

Mi­cha­ił Piń­ski, ofi­cer po­li­cji

Ilja Ko­złow, jego po­moc­nik

Nina, po­ko­jów­ka księż­nicz­ki Bei

ksią­żę An­driej, brat Bei

Ka­te­ri­na, dziew­czy­na ze wsi, nowa w mie­ście

Misz­ka, wła­ści­ciel baru

Tro­fim, gang­ster

Fio­dor, sko­rum­po­wa­ny po­li­cjant

Spi­ria, pa­sa­żer „Anio­ła Ga­brie­la”

Ja­kow, pa­sa­żer „Anio­ła Ga­brie­la”

An­ton, urzęd­nik w am­ba­sa­dzie ro­syj­skiej w Lon­dy­nie i nie­miec­ki szpieg

Da­wid, Żyd, żoł­nierz sier­żant Gaw­rik

po­rucz­nik Tom­czak

Po­sta­cie hi­sto­rycz­ne

Wło­dzi­mierz Il­jicz Le­nin, przy­wód­ca par­tii bol­sze­wi­ków

Lew Troc­ki

Wa­lij­czy­cy

Ro­dzi­na Wil­liam­sów

Da­vid Wil­liams, dzia­łacz związ­ko­wy

Cara Wil­liams, jego żona

Ethel Wil­liams, ich cór­ka

Bil­ly Wil­liams, ich syn

Gram­per, dzia­dek, oj­ciec mat­ki

Ro­dzi­na Grif­fi­th­sów

Len Grif­fi­ths, ate­ista i mark­si­sta

pani Grif­fi­ths

Tom­my Grif­fi­ths, syn Lena i naj­lep­szy przy­ja­ciel Bil­ly’ego Wil­liam­sa

Ro­dzi­na Pon­tich

Min­nie Pon­ti

Giu­sep­pe „Joey” Pon­ti

Gio­van­ni „John­ny” Pon­ti, jego młod­szy brat

Gór­ni­cy

Da­vid Cramp­ton, „Dai Bek­sa”

Har­ry „Łój” He­witt

John „Sklep” Jo­nes

Dai Ry­jek, syn rzeź­ni­ka

Pat Pa­pież, sy­gna­li­sta na pod­szy­biu

Mic­ky Pa­pież, syn Pata

Dai Ku­cyk, sta­jen­ny

Bert Mor­gan

Ad­mi­ni­stra­cja ko­pal­ni

Per­ce­val Jo­nes, pre­zes Cel­tic Mi­ne­rals

Mal­dwyn Mor­gan, za­rząd­ca ko­pal­ni wę­gla

Rhys Pri­ce, nad­zor­ca w ko­pal­ni wę­gla

Ar­thur „Prysz­cza­ty” Lle­wel­lyn, urzęd­nik w ko­pal­ni

Per­so­nel Ty Gwyn

Peel, słu­żą­cy

pani Je­vons, go­spo­dy­ni

Mor­ri­son, lo­kaj

Inni

Dai Brud­ny, czy­ści­ciel

pani Ro­ley Hu­ghes

pani Hy­wel Jo­nes

sze­re­go­wiec Geo­r­ge Bar­row, kom­pa­nia B

sze­re­go­wiec Ro­bin Mor­ti­mer, zwol­nio­ny ze służ­by żoł­nierz kom­pa­nii B

sze­re­go­wiec Owen Be­vin, kom­pa­nia B

sier­żant Eli­jah „Pro­rok” Jo­nes, kom­pa­nia B

po­rucz­nik Ja­mes Carl­ton-Smith, kom­pa­nia B

ka­pi­tan Gwyn Evans, kom­pa­nia A po­rucz­nik Ro­land Mor­gan, kom­pa­nia A

Po­sta­cie hi­sto­rycz­ne

Da­vid Lloyd Geo­r­ge, czło­nek Izby Gmin, de­pu­to­wa­ny z ra­mie­nia Par­tii Li­be­ral­nejROZDZIAŁ 3 Luty 1914 roku

I

O wpół do je­de­na­stej lu­stro w holu re­zy­den­cji May­fa­ir hra­bie­go Fit­zher­ber­ta uka­za­ło wy­so­kie­go męż­czy­znę w dzien­nym stro­ju An­gli­ka z wyż­szych sfer. No­sił koł­nierz ze stój­ką, bo nie lu­bił mięk­kich koł­nie­rzy­ków, a sre­brzy­sty kra­wat miał przy­pię­ty spin­ką z per­ło­wą głów­ką. Nie­któ­rzy z jego zna­jo­mych uwa­ża­li taką dba­łość o strój za nie­przy­zwo­itą. „Mó­wię ci, Fitz, wy­glą­dasz jak ja­kiś prze­klę­ty kra­wiec otwie­ra­ją­cy rano swój za­kład” – po­wie­dział mu kie­dyś mar­kiz Low­ther. Jed­nak Low­thie był nie­chlu­jem z okru­cha­mi na ka­mi­zel­ce i po­pio­łem z cy­ga­ra na man­kie­tach ko­szu­li, więc chciał, żeby wszy­scy wy­glą­da­li rów­nie nie­po­rząd­nie. Fitz nie­na­wi­dził nie­chluj­stwa – lu­bił schlud­nie wy­glą­dać.

Wło­żył sza­ry cy­lin­der. Z la­secz­ką w pra­wej ręce i no­wy­mi za­mszo­wy­mi rę­ka­wicz­ka­mi w le­wej, wy­szedł z domu i skrę­cił na po­łu­dnie. Na Ber­ke­ley Squ­are ja­sno­wło­sa dziew­czy­na w wie­ku oko­ło czter­na­stu lat mru­gnę­ła do nie­go i spy­ta­ła: „Po­ssać ci za szy­lin­ga?”.

Prze­szedł przez Pic­ca­dil­ly i wszedł do par­ku Gre­en. Pod drze­wa­mi ro­sło mnó­stwo prze­bi­śnie­gów. Mi­nął pa­łac Buc­kin­gham i wkro­czył do nie­zbyt atrak­cyj­nej dziel­ni­cy wo­kół Vic­to­ria Sta­tion. Mu­siał za­py­tać po­li­cjan­ta o dro­gę do Ash­ley Gar­dens. Oka­za­ło się, że to uli­ca za ka­te­drą rzym­sko­ka­to­lic­ką. Na­praw­dę, po­my­ślał Fitz, je­śli za­pra­sza się szla­chet­nie uro­dzo­nych na spo­tka­nie, to po­win­no się mieć biu­ro w lep­szej dziel­ni­cy.

We­zwał go sta­ry przy­ja­ciel jego ojca, nie­ja­ki Mans­field Smith-Cum­ming. Ten eme­ry­to­wa­ny ofi­cer ma­ry­nar­ki zaj­mo­wał się te­raz ja­ki­miś nie­ja­sny­mi spra­wa­mi w Mi­ni­ster­stwie Woj­ny. Przy­słał Fit­zo­wi dość krót­ki li­ścik:

Był­bym wdzięcz­ny za roz­mo­wę o spra­wach wagi pań­stwo­wej.

Mo­żesz wpaść do mnie ju­tro rano, po­wiedz­my o je­de­na­stej.

Li­ścik był na­pi­sa­ny na ma­szy­nie i pod­pi­sa­ny ini­cja­łem „C”, na­kre­ślo­nym zie­lo­nym atra­men­tem.

Praw­dę mó­wiąc, Fitz był za­do­wo­lo­ny, że ktoś z rzą­du chce z nim po­roz­ma­wiać. Oba­wiał się, iż trak­tu­ją go jak ozdo­bę, bo­ga­te­go ary­sto­kra­tę na­da­ją­ce­go się tyl­ko do uświet­nia­nia spo­tkań to­wa­rzy­skich. Miał na­dzie­ję, że chcą za­się­gnąć jego rady, może w kwe­stii jego daw­ne­go re­gi­men­tu Fi­zy­lie­rów Wa­lij­skich. A może cho­dzi o ja­kieś za­da­nie na te­ry­to­rium Po­łu­dnio­wej Wa­lii, któ­re­go był ho­no­ro­wym puł­kow­ni­kiem. Tak czy in­a­czej, samo we­zwa­nie do Mi­ni­ster­stwa Woj­ny spra­wi­ło, że nie czuł się tak cał­kiem zby­tecz­ny.

Je­śli to na­praw­dę było Mi­ni­ster­stwo Woj­ny. Pod po­da­nym ad­re­sem zna­lazł no­wo­cze­sny bu­dy­nek miesz­kal­ny. Por­tier wska­zał mu dro­gę do win­dy. Apar­ta­ment Smi­tha-Cum­min­ga wy­glą­dał jak skrzy­żo­wa­nie miesz­ka­nia z biu­rem, lecz ener­gicz­ny mło­dzie­niec o ma­nie­rach woj­sko­we­go oznaj­mił Fit­zo­wi, że C za­raz go przyj­mie.

C nie wy­glą­dał na woj­sko­we­go. Pulch­ny i ły­sa­wy, miał bul­wia­sty nos i no­sił mo­nokl. Jego ga­bi­net był za­gra­co­ny ta­ki­mi przed­mio­ta­mi, jak mo­del sa­mo­lo­tu, te­le­skop, kom­pas i ob­raz przed­sta­wia­ją­cy wie­śnia­ków sto­ją­cych przed plu­to­nem eg­ze­ku­cyj­nym. Oj­ciec Fit­za za­wsze mó­wił o nim jako o „ka­pi­ta­nie cier­pią­cym na cho­ro­bę mor­ską”, któ­ry nie zro­bił olśnie­wa­ją­cej ka­rie­ry w ma­ry­nar­ce. Co więc robi tu­taj?

– A wła­ści­wie co to za de­par­ta­ment? – za­py­tał Fitz, kie­dy usiadł.

– To Wy­dział Za­gra­nicz­ny Biu­ra Taj­nej Służ­by – od­parł C.

– Nie wie­dzia­łem, że mamy ja­kąś taj­ną służ­bę.

– Gdy­by lu­dzie o niej wie­dzie­li, nie by­ła­by taj­na.

– Ro­zu­miem.

Fitz po­czuł przy­pływ pod­nie­ce­nia. Mile po­łech­ta­ło jego próż­ność to, że po­wie­rzo­no mu po­uf­ną in­for­ma­cję.

– Może był­byś tak miły i nie wspo­mi­nał o tym ni­ko­mu.

Fitz zro­zu­miał, że wy­da­no mu roz­kaz, acz­kol­wiek uprzej­mie sfor­mu­ło­wa­ny.

– Oczy­wi­ście.

Przy­jem­nie było po­czuć się człon­kiem wą­skie­go krę­gu wta­jem­ni­czo­nych. Czy to ozna­cza, że C za­mie­rza po­pro­sić go, żeby pra­co­wał dla Mi­ni­ster­stwa Woj­ny?

– Gra­tu­lu­ję suk­ce­su, ja­kim było przy­ję­cie dla pary kró­lew­skiej. Zda­je się, że zor­ga­ni­zo­wa­łeś Jego Wy­so­ko­ści spo­tka­nie z in­te­re­su­ją­cą gru­pą mło­dych lu­dzi o do­brych po­wią­za­niach.

– Dzię­ku­ję. To było dys­kret­ne i ści­śle to­wa­rzy­skie spo­tka­nie, ale oba­wiam się, że już się o nim mówi.

– A te­raz za­bie­rasz żonę do Ro­sji.

– Księż­nicz­ka jest Ro­sjan­ką. Chce od­wie­dzić bra­ta. To dłu­go od­kła­da­na po­dróż.

– I Gus De­war je­dzie z wami?

Wy­da­wa­ło się, że C wie wszyst­ko.

– Po­dró­żu­je po świe­cie. Na­sze pla­ny się zbie­gły.

C wy­god­niej roz­siadł się w fo­te­lu.

– Czy wiesz, dla­cze­go ad­mi­rał Alek­sie­jew zo­stał głów­no­do­wo­dzą­cym ro­syj­skiej ar­mii pod­czas woj­ny z Ja­po­nią, cho­ciaż nic nie wie­dział o wal­ce na lą­dzie? – za­py­tał to­nem to­wa­rzy­skiej po­ga­węd­ki.

Spę­dziw­szy jako chło­piec spo­ro cza­su w Ro­sji, Fitz śle­dził prze­bieg woj­ny ro­syj­sko-ja­poń­skiej w la­tach 1904–1905, ale nie znał tej hi­sto­rii.

– Ty mi to po­wiedz.

– No cóż, wy­glą­da na to, że ar­cy­ksią­żę Alek­sy był za­mie­sza­ny w bi­ja­ty­kę w mar­syl­skim bur­de­lu i zo­stał aresz­to­wa­ny przez fran­cu­ską po­li­cję. Alek­sie­jew przy­szedł mu z po­mo­cą i po­wie­dział żan­dar­mom, że to on, a nie ar­cy­ksią­żę nie­wła­ści­wie się za­cho­wał. Po­do­bień­stwo na­zwisk uwia­ry­god­ni­ło tę ba­jecz­kę i ar­cy­księ­cia wy­pusz­czo­no z aresz­tu. Na­gro­dą dla Alek­sie­je­wa było sta­no­wi­sko głów­no­do­wo­dzą­ce­go.

– Nic dziw­ne­go, że prze­gra­li woj­nę.

– Po­mi­mo to Ro­sja­nie mogą wy­sta­wić naj­więk­szą ar­mię na świe­cie, we­dług nie­któ­rych ob­li­czeń sze­ścio­mi­lio­no­wą, za­kła­da­jąc, że zmo­bi­li­zu­ją re­zer­wi­stów. Obo­jęt­ne, jak nie­kom­pe­tent­ni będą ich do­wód­cy, to duża siła. Tyl­ko jak sku­tecz­na by­ła­by, po­wiedz­my, pod­czas woj­ny w Eu­ro­pie?

– Nie by­łem tam od ślu­bu. Nie je­stem pew­ny.

– My też nie. I te­raz wkra­czasz ty. Chciał­bym, że­byś to spraw­dził, gdy tam bę­dziesz.

Fitz nie krył zdzi­wie­nia.

– Prze­cież z pew­no­ścią może to zro­bić na­sza am­ba­sa­da.

– Oczy­wi­ście. – C wzru­szył ra­mio­na­mi. – Tyl­ko że dy­plo­ma­ci za­wsze są bar­dziej za­in­te­re­so­wa­ni po­li­ty­ką niż spra­wa­mi woj­sko­wy­mi.

– Mimo to mają at­ta­che woj­sko­we­go.

– Czło­wiek z ze­wnątrz, taki jak ty, może spoj­rzeć na to z in­nej per­spek­ty­wy, w taki sam spo­sób, w jaki wa­sza grup­ka w Ty Gwyn dała kró­lo­wi coś, cze­go nie mógł uzy­skać od Mi­ni­ster­stwa Spraw Za­gra­nicz­nych. Je­śli jed­nak uwa­żasz, że nie po­do­łasz…

– Nie od­ma­wiam – po­spiesz­nie za­pew­nił Fitz. Wprost prze­ciw­nie, był rad, że pro­szo­no go, by zro­bił coś dla oj­czy­zny. – Tyl­ko dzi­wię się, że robi się to w taki spo­sób.

– Je­ste­śmy nowo stwo­rzo­nym de­par­ta­men­tem o skrom­nych środ­kach. Mo­imi naj­lep­szy­mi in­for­ma­to­ra­mi są in­te­li­gent­ni po­dróż­ni­cy, ma­ją­cy na­le­ży­te woj­sko­we przy­go­to­wa­nie i ro­zu­mie­ją­cy to, co wi­dzą.

– Bar­dzo do­brze.

– Chęt­nie do­wie­dział­bym się, czy two­im zda­niem ro­syj­ska ka­dra ofi­cer­ska po­czy­ni­ła ja­kieś po­stę­py od ty­siąc dzie­więć­set pią­te­go roku. Czy zmo­der­ni­zo­wa­li ar­mię, czy też wciąż są przy­wią­za­ni do sta­rych po­glą­dów. Spo­tkasz się ze wszyst­ki­mi waż­ny­mi oso­bi­sto­ścia­mi w Sankt Pe­ters­bur­gu. Two­ja żona jest spo­krew­nio­na z po­ło­wą z nich.

Fitz my­ślał o ostat­niej woj­nie, w któ­rej wzię­ła udział Ro­sja.

– Głów­nym po­wo­dem ich klę­ski w woj­nie z Ja­po­nią były nie­do­sta­tecz­nie roz­bu­do­wa­ne li­nie ko­le­jo­we, nie­za­pew­nia­ją­ce wy­star­cza­ją­ce­go za­opa­trze­nia dla ar­mii.

– Jed­nak od tam­te­go cza­su sta­ra­li się roz­bu­do­wać sieć ko­le­jo­wą dzię­ki pie­nią­dzom po­ży­czo­nym od Fran­cji, ich so­jusz­ni­ka.

– Cie­ka­we, czy po­czy­ni­li ja­kieś po­stę­py?

– To klu­czo­we py­ta­nie. Bę­dziesz po­dró­żo­wał ko­le­ją. Czy po­cią­gi jeż­dżą punk­tu­al­nie? Miej oczy otwar­te. Li­nie są prze­waż­nie jed­no­to­ro­we czy dwu­to­ro­we? Nie­miec­kie do­wódz­two ma plan obro­ny opar­ty na szyb­ko­ści ewen­tu­al­nej mo­bi­li­za­cji ro­syj­skiej ar­mii. W ra­zie woj­ny dużo bę­dzie za­le­ża­ło od do­kład­no­ści tych wy­li­czeń.

Fitz był pod­nie­co­ny jak uczniak, ale sta­rał się tego nie oka­zy­wać.

– Do­wiem się, cze­go będę mógł.

– Dzię­ku­ję.

C spoj­rzał na ze­ga­rek.

Fitz wstał i uści­snę­li so­bie dło­nie.

– Kie­dy do­kład­nie je­dzie­cie? – za­py­tał C.

– Wy­jeż­dża­my ju­tro – od­parł Fitz. – Do wi­dze­nia.

II

Gri­go­rij Pesz­kow pa­trzył, jak jego młod­szy brat Lew bie­rze pie­nią­dze od wy­so­kie­go Ame­ry­ka­ni­na. Na uro­dzi­wej twa­rzy Lwa ma­lo­wa­ło się chło­pię­ce unie­sie­nie, jak­by jego głów­nym ce­lem było po­pi­sa­nie się zręcz­no­ścią. Gri­go­rij po­czuł na­gły przy­pływ nie­po­ko­ju. Oba­wiał się, że pew­ne­go dnia urok może nie wy­star­czyć, żeby wy­cią­gnąć Lwa z kło­po­tów.

– To pró­ba pa­mię­ci – po­wie­dział po an­giel­sku Lew. Na­uczył się tych słów na pa­mięć. – Weź do­wol­ną kar­tę.

Mu­siał pod­nieść głos, żeby było go sły­chać przez szczęk fa­brycz­nych urzą­dzeń, syk pary oraz lu­dzi wy­krzy­ku­ją­cych po­le­ce­nia i py­ta­nia.

Gość na­zy­wał się Gus De­war. Miał na so­bie ma­ry­nar­kę, ka­mi­zel­kę i spodnie z do­brej sza­rej weł­ny. Gri­go­rij za­in­te­re­so­wał się nim, po­nie­waż po­cho­dził z Buf­fa­lo.

De­war był przy­ja­ciel­skim mło­dzień­cem. Wzru­sza­jąc ra­mio­na­mi, wziął kar­tę z ta­lii Lwa i po­pa­trzył na nią.

– Po­łóż ją na sto­le ko­lo­rem na dół – po­le­cił Lew.

De­war po­ło­żył kar­tę na drew­nia­nym sto­le warsz­ta­to­wym.

Lew wy­jął z kie­sze­ni bank­not jed­no­ru­blo­wy i umie­ścił na kar­cie.

– Te­raz ty po­łóż na niej do­la­ra.

Tak moż­na było ro­bić tyl­ko z bo­ga­ty­mi go­ść­mi.

Gri­go­rij wie­dział, że Lew już za­mie­nił kar­tę. W ręku miał inną, ukry­tą pod bank­no­tem jed­no­ru­blo­wym. Ta sztucz­ka – któ­rą Lew ćwi­czył go­dzi­na­mi – po­le­ga­ła na za­bra­niu pierw­szej kar­ty i ukry­ciu jej w dło­ni na­tych­miast po po­ło­że­niu bank­no­tu i no­wej kar­ty.

– Jest pan pew­ny, że stać pana na utra­tę do­la­ra, pa­nie De­war? – spy­tał Lew.

De­war uśmiech­nął się, jak każ­dy je­leń w tym mo­men­cie.

– Tak są­dzę – po­wie­dział.

– Pa­mię­ta pan swo­ją kar­tę?

Lew nie znał an­giel­skie­go, ale te zda­nia po­tra­fił wy­po­wie­dzieć rów­nież po nie­miec­ku, fran­cu­sku i wło­sku.

– Piąt­ka pik – po­wie­dział De­war.

– Nie.

– Je­stem tego pew­ny.

– Niech pan ją od­wró­ci.

De­war od­wró­cił kar­tę. Była nią dama trefl.

Lew wziął bank­not do­la­ro­wy i swo­je­go ru­bla.

Gri­go­rij wstrzy­mał od­dech. To był nie­bez­piecz­ny mo­ment. Czy Ame­ry­ka­nin uzna, że zo­stał okra­dzio­ny, i oskar­ży Lwa?

De­war uśmiech­nął się smut­no.

– Za­ła­twił mnie pan – wes­tchnął.

Dość tego, Lew za­mie­rzał nad­użyć swo­je­go szczę­ścia. Cho­ciaż miał już dwa­dzie­ścia lat, Gri­go­rij wciąż mu­siał się nim opie­ko­wać.

– Niech pan nie gra z moim bra­tem – po­wie­dział Gri­go­rij do De­wa­ra po ro­syj­sku. – On za­wsze wy­gry­wa.

De­war uśmiech­nął się i od­rzekł po­wo­li w tym sa­mym ję­zy­ku:

– To do­bra rada.

De­war był pierw­szym z ma­łej grup­ki go­ści od­wie­dza­ją­cych Za­kła­dy Pu­ti­łow­skie. Była to naj­więk­sza fa­bry­ka w Sankt Pe­ters­bur­gu, za­trud­nia­ją­ca trzy­dzie­ści ty­się­cy męż­czyzn, ko­biet i dzie­ci. Gri­go­rij miał po­ka­zać go­ściom swój mały, lecz waż­ny dział. Fa­bry­ka pro­du­ko­wa­ła lo­ko­mo­ty­wy i inne duże wy­ro­by ze sta­li. Gri­go­rij był bry­ga­dzi­stą warsz­ta­tu, któ­ry wy­twa­rzał koła do lo­ko­mo­tyw i wa­go­nów.

Kor­ci­ło go, żeby po­roz­ma­wiać z De­wa­rem o Buf­fa­lo. Za­nim jed­nak zdą­żył za­dać py­ta­nie, po­ja­wił się nad­zor­ca od­lew­ni, Ka­nin. Był wy­kwa­li­fi­ko­wa­nym in­ży­nie­rem, wy­so­kim i ły­sie­ją­cym.

To­wa­rzy­szył mu dru­gi od­wie­dza­ją­cy. Był ubra­ny jak ro­syj­ski ary­sto­kra­ta, we frak i cy­lin­der. Może taki strój nosi kla­sa rzą­dzą­ca na ca­łym świe­cie? Gri­go­rij do­my­ślił się, że to an­giel­ski lord.

Po­wie­dzia­no mu, że ten lord to hra­bia Fit­zher­bert. Był naj­przy­stoj­niej­szym męż­czy­zną, ja­kie­go Gri­go­rij kie­dy­kol­wiek wi­dział, o czar­nych wło­sach i sku­pio­nych zie­lo­nych oczach. Ko­bie­ty w warsz­ta­cie wpa­try­wa­ły się w nie­go jak w ob­raz.

Ka­nin ode­zwał się do Fit­zher­ber­ta po ro­syj­sku:

– Pro­du­ku­je­my te­raz dwie nowe lo­ko­mo­ty­wy na ty­dzień.

– Zdu­mie­wa­ją­ce – mruk­nął An­glik.

Gri­go­rij ro­zu­miał, dla­cze­go ci cu­dzo­ziem­cy tak się tym in­te­re­su­ją. Czy­tał ga­ze­ty i cho­dził na wy­kła­dy oraz dys­ku­sje or­ga­ni­zo­wa­ne przez Pe­ters­bur­ski Ko­mi­tet Bol­sze­wi­ków. Lo­ko­mo­ty­wy są pod­sta­wą zdol­no­ści obron­nej Ro­sji. Ci zwie­dza­ją­cy mogą uda­wać zwy­kłą cie­ka­wość, ale tak na­praw­dę zbie­ra­ją dane wy­wia­dow­cze.

Ka­nin przed­sta­wił Gri­go­ri­ja:

– Pesz­kow jest mi­strzem sza­cho­wym fa­bry­ki.

Ka­nin pra­co­wał w ad­mi­ni­stra­cji, ale był w po­rząd­ku.

Fit­zher­bert był cza­ru­ją­cy. Prze­mó­wił do Wa­rii, oko­ło pięć­dzie­się­cio­let­niej ko­bie­ty w chu­st­ce na si­wych wło­sach.

– To bar­dzo miło, że po­ka­za­li­ście nam wa­sze miej­sce pra­cy – po­wie­dział po ro­syj­sku z uro­czym an­giel­skim ak­cen­tem.

Wa­ria, mu­sku­lar­na i pier­sia­sta, za­chi­cho­ta­ła jak uczen­ni­ca.

Po­kaz był przy­go­to­wa­ny. Gri­go­rij umie­ścił blo­ki że­la­za w ku­ble den­no-spu­sto­wym i roz­pa­lił ogień w pie­cu, więc me­tal już się sto­pił. Cze­ka­li jed­nak na jesz­cze jed­ną oso­bę: żonę hra­bie­go, któ­ra po­dob­no jest Ro­sjan­ką – stąd jego zna­jo­mość ro­syj­skie­go, tak rzad­ka u cu­dzo­ziem­ców.

Gri­go­rij chciał za­py­tać De­wa­ra o Buf­fa­lo, ale za­nim zdą­żył, do warsz­ta­tu we­szła żona hra­bie­go. Jej się­ga­ją­ca zie­mi suk­nia ni­czym szczot­ka zmia­ta­ła z pod­ło­gi kurz i śmie­ci. Na suk­nię wło­ży­ła krót­ki płasz­czyk, a za nią po­dą­żał lo­kaj nio­są­cy fu­tro, słu­żą­ca z tor­bą i je­den z dy­rek­to­rów fa­bry­ki, hra­bia Ma­kla­kow, mło­dy czło­wiek ubra­ny tak jak Fit­zher­bert. Ma­kla­kow naj­wy­raź­niej był pod uro­kiem pięk­ne­go go­ścia, gdyż uśmie­chał się, mó­wił coś ci­cho i nie­po­trzeb­nie trzy­mał ją pod rękę. Ko­bie­ta była bar­dzo ład­na, mia­ła blond loki i ko­kie­te­ryj­nie po­chy­la­ła gło­wę.

Gri­go­rij na­tych­miast ją po­znał. To księż­nicz­ka Bea.

Ser­ce za­mar­ło mu w pier­si i zro­bi­ło mu się nie­do­brze. Gwał­tow­nie po­wstrzy­mał na­pływ wspo­mnień z od­le­głej prze­szło­ści. Po­tem, jak za­wsze w trud­nych chwi­lach, spraw­dził co z bra­tem. Czy Lew pa­mię­ta? Miał wte­dy za­le­d­wie sześć lat. Lew z za­cie­ka­wie­niem spo­glą­dał na księż­nicz­kę, jak­by pró­bo­wał umiej­sco­wić ją w kon­kret­nej rze­czy­wi­sto­ści. Na­gle Gri­go­rij zo­ba­czył, że wy­raz jego twa­rzy się zmie­nił, gdy Lew roz­po­znał tę ko­bie­tę. Zbladł i skrzy­wił się, po czym na­gle po­czer­wie­niał z gnie­wu.

Gri­go­rij już był przy nim.

– Za­cho­waj spo­kój – szep­nął. – Nic nie mów. Pa­mię­taj, wy­bie­ra­my się do Ame­ry­ki i nic nie może nam w tym prze­szko­dzić!

Lew prych­nął z obrzy­dze­niem.

– Wra­caj do staj­ni – po­le­cił Gri­go­rij.

Lew był sta­jen­nym opie­ku­ją­cym się ku­cy­ka­mi, któ­re wy­ko­rzy­sty­wa­no w fa­bry­ce.

Lew jesz­cze przez mo­ment prze­szy­wał gniew­nym wzro­kiem nie­świa­do­mą ni­cze­go księż­nicz­kę. Wresz­cie od­wró­cił się i od­szedł. Nie­bez­pie­czeń­stwo mi­nę­ło.

Gri­go­rij roz­po­czął de­mon­stra­cję. Ski­nął na Iza­aka, męż­czy­znę w jego wie­ku, któ­ry był ka­pi­ta­nem fa­brycz­nej dru­ży­ny pił­kar­skiej. Iza­ak otwo­rzył for­mę. Po­tem ra­zem z Wa­rią pod­nie­śli szli­fo­wa­ny drew­nia­ny wzor­nik koła z wień­cem. Sam w so­bie był ar­cy­dzie­łem, ze szpry­cha­mi o elip­tycz­nym prze­kro­ju, zwę­ża­ją­cy­mi się o jed­ną dwu­dzie­stą od środ­ka do obrze­ża. Koło było prze­zna­czo­ne dla du­żej lo­ko­mo­ty­wy i sza­blon był nie­mal tak wy­so­ki, jak pod­no­szą­cy go lu­dzie.

Wci­snę­li go w głę­bo­ką tacę wy­peł­nio­ną wil­got­ną mie­szan­ką for­mier­ską. Iza­ak umie­ścił na niej po­kry­wę, aby ufor­mo­wać koło i szpry­chy, a tak­że za­mknąć ko­ki­lę.

Otwo­rzy­li for­mę i Gri­go­rij spraw­dził wgłę­bie­nie po­zo­sta­wio­ne przez wzor­nik. Nie do­strzegł żad­nych nie­re­gu­lar­no­ści. Spry­skał for­mę czar­nym ole­istym pły­nem, po czym znów za­mknę­li ko­ki­lę.

– Te­raz pro­szę się cof­nąć – po­wie­dział do go­ści.

Iza­ak umie­ścił wy­lew ku­bła nad lej­kiem na szczy­cie for­my. Wte­dy Gri­go­rij po­wo­li po­cią­gnął za dźwi­gnię prze­chy­la­ją­cą ku­beł.

Sto­pio­na stal wla­ła się do for­my. Para z mo­kre­go pia­sku, sy­cząc, ucho­dzi­ła przez otwo­ry wen­ty­la­cyj­ne. Gri­go­rij wie­dział z do­świad­cze­nia, kie­dy po­ru­szyć dźwi­gnią, za­trzy­mu­jąc stru­mień.

– Na­stęp­nym kro­kiem jest osta­tecz­ne ufor­mo­wa­nie koła – wy­ja­śnił. – Po­nie­waż sto­pio­ny me­tal dłu­go sty­gnie, mam tu koło od­la­ne wcze­śniej.

Było już osa­dzo­ne na to­kar­ce i Gri­go­rij ski­nął na Kon­stan­ti­na, to­ka­rza, syna Wa­rii. Chu­dy i nie­zgrab­ny, ciem­no­wło­sy in­te­lek­tu­ali­sta Kon­stan­tin był prze­wod­ni­czą­cym bol­sze­wic­kiej gru­py dys­ku­syj­nej i naj­lep­szym przy­ja­cie­lem Gri­go­ri­ja. Włą­czył sil­nik elek­trycz­ny, któ­ry szyb­ko ob­ra­cał ko­łem, po czym za­czął ob­ra­biać je pil­ni­kiem.

– Pro­szę trzy­mać się z da­le­ka od to­kar­ki – ostrzegł go­ści Gri­go­rij, pod­no­sząc głos, żeby prze­krzy­czeć wy­cie ma­szy­ny. – Je­śli ktoś jej do­tknie, może stra­cić pa­lec. – Pod­niósł lewą rękę. – Tak jak ja, kie­dy mia­łem dwa­na­ście lat.

Ze środ­ko­we­go pal­ca jego dło­ni po­zo­stał brzyd­ki ki­kut. Do­strzegł zi­ry­to­wa­ną minę hra­bie­go Ma­kla­ko­wa, któ­ry nie lu­bił, gdy przy­po­mi­na­no mu o ludz­kich kosz­tach jego zy­sków. W spoj­rze­niu księż­nicz­ki Bei od­ra­za mie­sza­ła się z fa­scy­na­cją i Gri­go­rij za­czął się za­sta­na­wiać, czy nie jest to upior­ne za­cie­ka­wie­nie nie­szczę­ściem i cier­pie­niem. To nie­zwy­kłe, żeby dama zwie­dza­ła fa­bry­kę.

Dał znak Kon­stan­ti­no­wi, a ten za­trzy­mał to­kar­kę.

– Na­stęp­nie wy­mia­ry koła są spraw­dza­ne mier­ni­kiem szczę­ko­wym. – Po­ka­zał na­rzę­dzie. – Koła lo­ko­mo­ty­wy mu­szą mieć okre­ślo­ne wy­mia­ry. Je­śli śred­ni­ca jest więk­sza lub mniej­sza o jed­ną szes­na­stą cala, czy­li tyle, ile ma gra­fit w ołów­ku, koło trze­ba prze­to­pić i od­lać jesz­cze raz.

– Ile kół dzien­nie mo­że­cie zro­bić? – za­py­tał ła­ma­nym ro­syj­skim Fit­zher­bert.

– Prze­cięt­nie sześć lub sie­dem, uwzględ­nia­jąc od­rzu­ty.

– Ja­kie są go­dzi­ny pra­cy? – za­in­te­re­so­wał się Ame­ry­ka­nin De­war.

– Od szó­stej rano do dzie­więt­na­stej, od po­nie­dział­ku do so­bo­ty. W nie­dzie­lę mo­że­my iść do cer­kwi.

Do warsz­ta­tu wpadł mniej wię­cej ośmio­let­ni chło­piec ści­ga­ny przez krzy­czą­cą ko­bie­tę – za­pew­ne jego mat­kę. Gri­go­rij pró­bo­wał go zła­pać, żeby nie pod­biegł do pie­ca. Chłop­czyk omi­nął go i wpadł na księż­nicz­kę Beę, krót­ko ostrzy­żo­ną gło­wą z ło­sko­tem ude­rza­jąc ją w że­bra. Jęk­nę­ła z bólu. Chłop­czyk sta­nął jak wry­ty. Wście­kła księż­nicz­ka za­mach­nę­ła się i tak moc­no ude­rzy­ła go w twarz, że się za­chwiał, i Gri­go­rij po­my­ślał, że ma­lec upad­nie. Ame­ry­ka­nin po­wie­dział coś po an­giel­sku, zdzi­wio­ny i obu­rzo­ny.

W na­stęp­nej chwi­li mat­ka po­rwa­ła dziec­ko w ra­mio­na i ode­szła.

Nad­zor­ca Ka­nin był prze­stra­szo­ny, wie­dząc, że mogą go ob­wi­nić.

– Czy Wa­sza Wy­so­kość jest ran­na? – za­py­tał.

Księż­nicz­ka Bea była wście­kła, ale na­bra­ła po­wie­trza i po­wie­dzia­ła, że nic się nie sta­ło.

Jej mąż i hra­bia Ma­kla­kow po­de­szli do niej z za­tro­ska­ny­mi mi­na­mi. Tyl­ko De­war nie ru­szył się z miej­sca, pa­trząc z dez­apro­ba­tą i od­ra­zą. Wi­docz­nie za­szo­ko­wa­ło go to, że ude­rzy­ła dziec­ko, po­my­ślał Gri­go­rij. Cie­ka­we, czy wszy­scy Ame­ry­ka­nie mają ta­kie mięk­kie ser­ca. Po­li­czek to nic. Gri­go­rij i jego brat jako dzie­ci byli w tej fa­bry­ce bici ki­jem.

Go­ście ru­szy­li do wyj­ścia. Gri­go­rij prze­stra­szył się, że stra­ci oka­zję wy­py­ta­nia go­ścia z Buf­fa­lo. Zu­chwa­le do­tknął ra­mie­nia De­wa­ra. Ro­syj­ski szlach­cic po­czuł­by się ob­ra­żo­ny i ode­pchnął­by go lub ude­rzył, lecz Ame­ry­ka­nin tyl­ko od­wró­cił się do nie­go z uprzej­mym uśmie­chem.

– Jest pan z Buf­fa­lo w Ame­ry­ce? – za­py­tał Gri­go­rij.

– Zga­dza się.

– Mój brat i ja oszczę­dza­my na wy­jazd do Ame­ry­ki. Bę­dzie­my miesz­ka­li w Buf­fa­lo.

– Dla­cze­go aku­rat w tym mie­ście?

– Tu­taj, w Sankt Pe­ters­bur­gu, jest ro­dzi­na, któ­ra wy­sta­wia od­po­wied­nie pa­pie­ry, za opła­tą, oczy­wi­ście, i obie­cu­je nam pra­cę u swo­ich krew­nych w Buf­fa­lo.

– Co to za lu­dzie?

– To ro­dzi­na Wia­ło­wów. – Wia­ło­wo­wie byli kry­mi­na­li­sta­mi, ale pro­wa­dzi­li tak­że le­gal­ne in­te­re­sy. Nie bu­dzi­li za­ufa­nia, więc Gri­go­rij chciał spraw­dzić, czy mó­wią w tej spra­wie praw­dę. – Pa­nie, czy ro­dzi­na Vy­alo­vów w Buf­fa­lo na­praw­dę jest wpły­wo­wa i bo­ga­ta?

– Tak – od­parł De­war. – Jo­sef Vy­alov za­trud­nia kil­ka­set osób w swo­ich ho­te­lach i ba­rach.

– Dzię­ku­ję – rzekł Gri­go­rij i ode­tchnął z ulgą. – Do­brze wie­dzieć.

III

Gdy do Bu­łow­ni­ru przy­je­chał car, Gri­go­rij miał sześć lat i do­sko­na­le pa­mię­tał tam­ten dzień.

Lu­dzie w wio­sce przez wie­le dni nie roz­ma­wia­li o ni­czym in­nym. Wszy­scy wsta­li o świ­cie, cho­ciaż było oczy­wi­ste, że car przed wy­jaz­dem zje śnia­da­nie, tak więc nie może przy­je­chać wcze­śniej niż przed po­łu­dniem. Oj­ciec Gri­go­ri­ja wy­niósł z ich jed­no­izbo­wej cha­ty stół i usta­wił go przy dro­dze. Umie­ścił na nim bo­chen chle­ba, wią­zan­kę kwia­tów i sol­nicz­kę, wy­ja­śnia­jąc swe­mu star­sze­mu sy­no­wi, że to tra­dy­cyj­ne sym­bo­le ro­syj­skiej go­ścin­no­ści. Więk­szość wie­śnia­ków zro­bi­ła to samo. Bab­ka Gri­go­ri­ja za­wią­za­ła na gło­wie nową żół­tą chust­kę.

Był po­god­ny je­sien­ny dzień, przed na­dej­ściem zi­mo­wych chło­dów. Wie­śnia­cy cze­ka­li, sie­dząc w kuc­ki. Star­szy­zna wio­ski prze­cha­dza­ła się w swo­ich naj­lep­szych ubra­niach, z waż­ny­mi mi­na­mi, ale cze­ka­ła tak jak wszy­scy inni. Gri­go­rij szyb­ko się znu­dził i za­czął ba­wić się w pia­sku obok cha­ty. Jego brat Lew miał do­pie­ro ro­czek i mat­ka jesz­cze no­si­ła go na rę­kach.

Mi­nę­ło po­łu­dnie, ale nikt nie wcho­dził do domu, by ugo­to­wać obiad, bo­jąc się prze­ga­pić prze­jazd cara. Gri­go­rij pró­bo­wał ugryźć ka­wa­łek le­żą­ce­go na sto­le chle­ba i obe­rwał po uszach, ale mat­ka przy­nio­sła mu mi­skę zim­nej owsian­ki.

Gri­go­rij nie wie­dział, kim ten car jest. Czę­sto mó­wio­no o nim w cer­kwi jako o ko­cha­ją­cym wszyst­kich wie­śnia­ków i czu­wa­ją­cym nad ich snem, tak więc naj­wy­raź­niej był kimś w ro­dza­ju świę­te­go Pio­tra, Je­zu­sa i ar­cha­nio­ła Ga­brie­la. Gri­go­rij za­sta­na­wiał się, czy ma skrzy­dła albo ko­ro­nę cier­nio­wą, czy tyl­ko ha­fto­wa­ną sza­tę, jak star­szy­zna wio­ski. W każ­dym ra­zie było oczy­wi­ste, że sam jego wi­dok jest bło­go­sła­wień­stwem dla lu­dzi, tak jak dla tłu­mów po­dą­ża­ją­cych za Je­zu­sem.

Było póź­ne po­po­łu­dnie, gdy w od­da­li po­ja­wi­ła się chmu­ra ku­rzu. Gri­go­rij po­czuł, jak za­drża­ła zie­mia pod jego wa­lon­ka­mi, i nie­ba­wem usły­szał tę­tent pod­ku­tych ko­pyt. Wie­śnia­cy uklę­kli. Gri­go­rij ukląkł obok bab­ki. Star­si le­gli na dro­dze twa­rza­mi do zie­mi, tak jak ro­bi­li to, kie­dy przy­jeż­dża­li księż­nicz­ka Bea i ksią­żę An­driej.

Po­ja­wi­li się pierw­si jeźdź­cy, a za nimi za­mknię­ty po­wóz za­przę­żo­ny w czte­ry ko­nie. Były to naj­więk­sze ko­nie, ja­kie Gri­go­rij kie­dy­kol­wiek wi­dział, i pę­dzi­ły ga­lo­pem z bo­ka­mi lśnią­cy­mi od potu, to­cząc pia­nę z py­sków. Star­si zro­zu­mie­li, że po­wóz się nie za­trzy­ma, i pierz­chli z dro­gi, uni­ka­jąc stra­to­wa­nia. Gri­go­rij krzy­czał ze stra­chu, lecz nikt go nie sły­szał. Kie­dy po­wóz prze­jeż­dżał obok, jego oj­ciec za­wo­łał: „Niech żyje car, oj­ciec ludu!”.

Za­nim skoń­czył, po­wóz mi­nął wio­skę. Gri­go­rij nie zdo­łał doj­rzeć pa­sa­że­rów przez tu­man ku­rzu. Zro­zu­miał, że nie zo­ba­czy cara, a więc nie otrzy­ma bło­go­sła­wień­stwa, i wy­buch­nął pła­czem.

Mat­ka wzię­ła ze sto­łu chleb, odła­ma­ła ka­wa­łek i dała mu do zje­dze­nia. Od razu po­czuł się le­piej.

IV

Kie­dy o dzie­więt­na­stej koń­czy­ła się zmia­na w Za­kła­dach Pu­ti­łow­skich, Lew zwy­kle szedł grać w kar­ty z ko­le­ga­mi albo na­pić się z ła­twy­mi dziew­czy­na­mi. Gri­go­rij czę­sto uda­wał się na ja­kieś ze­bra­nie: wy­kład o ate­izmie, spo­tka­nie so­cja­li­stycz­nej gru­py dys­ku­syj­nej, po­kaz prze­zro­czy z ja­kie­goś ob­ce­go kra­ju, czy­ta­nie po­ezji. Jed­nak tego wie­czo­ru nie miał nic do ro­bo­ty. Pój­dzie do domu, ugo­tu­je so­bie po­lew­kę na ko­la­cję, zo­sta­wi tro­chę w garn­ku dla Lwa i wcze­śnie po­ło­ży się spać.

Fa­bry­ka znaj­do­wa­ła się na po­łu­dnio­wym krań­cu Sankt Pe­ters­bur­ga, la­sem ko­mi­nów i hal po­kry­wa­jąc ogrom­ny ka­wał wy­brze­ża Bał­ty­ku. Wie­lu ro­bot­ni­ków miesz­ka­ło w fa­bry­ce, jed­ni w ba­ra­kach, inni śpiąc przy ma­szy­nach. Dla­te­go było tu tyle bie­ga­ją­cych wszę­dzie dzie­ci.

Gri­go­rij na­le­żał do tych, któ­rzy miesz­ka­li poza fa­bry­ką. Wie­dział, że w so­cja­li­stycz­nym spo­łe­czeń­stwie domy dla ro­bot­ni­ków będą bu­do­wa­ne rów­no­cze­śnie z fa­bry­ka­mi, lecz dra­pież­ny ro­syj­ski ka­pi­ta­lizm po­zo­sta­wił ty­sią­ce lu­dzi bez da­chu nad gło­wą. Gri­go­rij do­brze za­ra­biał, ale miesz­kał w jed­no­po­ko­jo­wym miesz­kan­ku pół go­dzi­ny mar­szu od fa­bry­ki. Wie­dział, że w Buf­fa­lo pra­cu­ją­cy w fa­bry­kach mają w do­mach elek­trycz­ność i bie­żą­cą wodę. Mó­wio­no mu, że nie­któ­rym za­ło­żo­no też te­le­fo­ny, ale to wy­da­wa­ło się rów­nie śmiesz­ne, jak twier­dze­nie, że uli­ce są wy­bru­ko­wa­ne zło­tem.

Wi­dok Bei przy­wo­łał wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa. Idąc lo­do­wa­to zim­ny­mi uli­ca­mi, sta­rał się od­pę­dzić nie­przy­jem­ne my­śli. Mimo to znów wi­dział drew­nia­ną cha­tę, w któ­rej miesz­ka­li, i świę­ty kąt, gdzie wi­sia­ły iko­ny, oraz kąt do spa­nia, w któ­rym le­żał w nocy, za­zwy­czaj obok kozy lub cie­la­ka. To, co pa­mię­tał naj­le­piej, to coś, cze­go wów­czas nie­mal nie za­uwa­żał: za­pach. Woń pie­ca, zwie­rząt, czar­ne­go dymu lamp­ki naf­to­wej i do­mo­wej ro­bo­ty ma­chor­ki, któ­rą oj­ciec pa­lił za­wi­nię­tą w skraw­ki ga­zet. Okna były po­za­my­ka­ne, a szpa­ry wo­kół fra­mug uszczel­nio­ne szma­ta­mi, więc po­wie­trze w cha­cie było cięż­kie. Wy­obraź­nia przy­wo­ły­wa­ła te­raz tę woń, po­wo­du­jąc, że za­tę­sk­nił za cza­sa­mi sprzed kosz­ma­ru, ostat­ni­mi dnia­mi w jego ży­ciu, kie­dy czuł się bez­piecz­ny.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: