Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wakacje - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
5 lutego 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wakacje - ebook

Powieściowy debiut  twórcy Nowych wierszy sławnych poetów. Brawurowa, przenikliwa, ironiczna książka.

Marta – matka i Justyna – córka spędzają razem tydzień w gospodarstwie agroturystycznym na Kujawach. Celem ich podróży jest odwiedzenie miejsc związanych z ukrytą historią rodzinną: powracająca we wspomnieniach bohaterek babka była Niemką, ewangeliczką, która po wojnie poddała się całkowitej asymilacji i nigdy nie wspominała o swoim pochodzeniu lub ocalałych członkach rodu. Ta podróż ma także drugi nurt: matka i dorosła córka próbują spędzić razem czas wyłączony z codzienności, odkładając na bok nieporozumienia i konflikty, których istnienia są boleśnie świadome, i zbudować platformę porozumienia i bliskości, a przynajmniej zapewnić sobie przyjemne wspomnienia ze wspólnej wyprawy.  Plany ambitne, a rzeczywistość sobie: z wielkiej wyprawy do korzeni robią się… zwyczajne wakacje.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3208-8
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pociąg

Można było jechać autobusem, dlaczego się uparłam z pociągiem jak jakaś głupia, no to mam za swoje, to są skutki picia wódki, ten dworzec ohyda, po tym naprzeciwko widać, że alkoholik, nos pijaka, musiał być kiedyś ładny, alkohol zrobił swoje, koszmar, co jej jest, żeby widziała swój wzrok, tyle było w nim jakiejś furii, wściekłości, skąd tyle agresji do mnie, u własnej córki, u dziecka, i jeszcze ten terror psychiczny, już nie tylko nie mogę jej nic powiedzieć, do tego się przyzwyczaiłam, nie, teraz nowość, nie mogę nawet popatrzeć, kiedy jej buty wyglądają, jakby je wyciągnęła ze śmietnika, przepraszam, na śmietniku są lepsze, ludzie wyrzucają teraz nowiutkie rzeczy, i ja muszę oglądać, jak własne dziecko w czymś takim i oczywiście być cicho i jeszcze do tego nie patrzeć, mam obciąć sobie język i wykłuć sobie oczy, a najlepiej nie żyć, żeby się zobaczyła, dobrze, że już siedzimy, musiałam tym pociągiem, po co, można było pojechać autobusem, te schody, oczywiście, po co je remontować, przecież to tylko Dworzec Centralny, stolica Polski, niech ludzie wnoszą walizy, nic się nie zmieni w tym kraju, nigdy, dlaczego nie mogłam pojechać autobusem, choroba lokomocyjna, wzięłabym aviomarin i byłoby dobrze, uparłam się na ten pociąg, idiotka, i wyszłoby dużo taniej, uparłam się, PKP, powinny być dwie godziny, a są trzy, oczywiście najlepiej remontować tory w wakacje, świetny pomysł, i jaki ohydny ten dworzec, wszystko zaszczane i do kompletu zepsute, powinna stąd szybko wyjechać, tam mają lepsze uczelnie i nie ma tej całej ciemnoty, powinna wyjechać, zawsze wiem, jaki ma nastrój, zawsze to widzę, ostatnio zawsze ma zły, to straszne, i nic nie mogę powiedzieć, nawet popatrzeć, przesunął się czarny tunel, chciałabym zasnąć na siedząco, nie umiem niewygodnie, uparłam się, o, alkoholik się zbudził, sięga do torby, pewnie zaraz wyciągnie piwko, a nie, wyjął kanapkę, niespodzianka, ja jeszcze chyba nie jestem głodna. Może Justyna.

Nie minęła godzina, a już. Mama i jej rajzefiber. Histeria. Rajzefiber, stopień w Wehrmachcie. Oberszturmbanfirer. A histeria od macicy, wiedeńscy, kurwa, szowiniści. Pół godziny wcześniej wyjście, żeby się nie spóźnić. Potem na peronie to pół godziny. Ona z tą obrażoną miną, od której można zwariować. A wcale nie powiedziałam. Powstrzymałam się, ani słowa. Ale spojrzenia nie powstrzymałam, widziała to. I teraz zraniona. Przepraszam. Ale nie życzę sobie uwag na temat butów. Mam prawie trzydzieści lat i noszę takie, jakie chcę. Dwadzieścia sześć to prawie? Bliżej niż dalej. Zraniona teraz niech spierdala przepraszam przepraszam nie mogę tylko spojrzałam było powstrzymać oczywiście zraniona, a potem minutę przed, że pociąg jednak wjedzie na peron drugi, a nie trzeci. I po ruchomych schodach, nieruchomych, bo zepsute. Teraz już może lepiej. Co tak cicho wszyscy, pełny przedział, a cicho. Klasyczna rodzina dwa z jednym, na oko prawicowcy, zaraz wyciągną „Nasz Dziennik”, dzieciak z nosem w komórce. Do tego ten wielki z czarnym paznokciem, a ta pod oknem w bluzeczce typu prowincja. Bez wyższościowości. Przepraszam.

– Nie chcesz kanapki?

– Nie, na razie nie. Zresztą mam swoją.

– Po co robiłaś?

– No, żeby mieć na drogę.

– A ode mnie zjeść nie możesz?

– Mogę, ale swoją też muszę. Ale to i tak później. Jeszcze nie jestem głodna.

– Uhm. Zrobiłam za dużo dla siebie jednej. Będę musiała wyrzucić.

– Przykro mi.

– Ale nie obraziłaś się, że zrobiłam też dla ciebie?

– Nie.

Ale ta jego kanapka pachnie dość intensywnie, niedobrze mi się robi, można było poszukać innego przedziału, spokojnie

O, wyjął „Nasz Dziennik”, zgadłam. Tylko bez wyższościowości. Staram się. Virginia. Inteligencka feministka kontratakuje. Bez wyższościowości. Jej pierwsza, pisali, że różne późniejsze w zarodku. Bez wyższościowości. Zobaczymy. Ulice wiodące ze Strandu na bulwar Victoria Embankment są bardzo wąskie, kto przetłumaczył. Michał Juśkiewicz. Nie znam. Mama też czyta swoje. Wygląda jak kot. Szerokie kości policzkowe, skośne oczy, mały nos. Po pięćdziesiątce grubsza, ale tylko trochę. Ulice wiodące ze Strandu na bulwar Victoria Embankment są bardzo wąskie, zobaczyć kiedyś ten Strand, wszyscy o nim piszą. Biegła ze Strandu na Victoria Street. Muzyka biegła do mnie sponad wód. Czy jakoś tak. Ulice wiodące ze Strandu na bulwar Victoria Embankment są bardzo wąskie, stąd lepiej nie spacerować nimi pod rękę. Ci, którzy koniecznie chcą zażywać, lepsza od Faulknera. Wcale nie, on lepszy. Wcale nie, ona. Tak samo dobrzy. Skąd wiesz. On. Ona. Bardziej nowatorska od niego. A „Wściekłość i wrzask”, no dobrze, a „Fale”, są bardzo wąskie, stąd lepiej nie spacerować nimi pod rękę. Ci, którzy nie, nie mogę. Poczytam cię później. Lepiej przez okno. Widoki. Pola, to żółte to chyba łubin. Takie jaskrawe, że nawet nie wiem, czy ładne. SMS. Nie. A poczułam, w kieszeni. Wibracje od pociągu. Tak samo są wielcy. Skąd wiesz. Wszechstronniejszy. Jasne, ciągle o tym Chipakiczatwa czy jak się to. Ona wszechstronniejsza. On. Ona. Tak samo. Długie brunatne łąki, nie, to pola, ziemia w czarne pasy, daleko za nim słońce, kładzie się od horyzontu aż do okna, przez całą długość. I potem drzewa, zielone i szybko przelatują blisko, widać tylko mieszające się liście, błyskawicznie przelatujący gąszcz. I znowu pola, teraz żółte i zielony pagórek dalej. Pagórek Roke. I zboże, czy tam mieszkają myszy, mówi się mysz polna, siedzieć cicho jak mysz polna, nie, pod miotłą, jeszcze jest kościelna, ale w polu chyba też, albo nornice, wyjadają plony. Dalej zielone to chyba koniczyna, nie wiem, i brunatna ziemia, a teraz na tym słońce, o nie. Dlaczego u nas zawsze jak jest piękny widok, to ktoś musi w samym środku jebnąć sobie dom na pistacjowo. Powinni tego zakazać. Dawać grzywny. Zabronić odnawiania. Bo stare ładne. Omszałe dachówki, szare ściany to ładnie. Gorzej, jak stawiają nowe. Zakaz. I co, chciałabyś, żeby się gnieździli w rozlatujących się chałupach? Czujesz się od nich lepsza? Nie. Nie. Ale gust mam lepszy. Bez wyższościowości. Ulice wiodące ze Strandu wystawione na słońce, cześć, skąd się tu wziąłeś, pociąg, wszedłem korytarzem tu są podwójne zobacz ale gorąco takie na chwilę naprawdę totalnie sen przez ułamek sekundy nie mogę czytać.

Cały czas siedzi z tym telefonem albo ajpodem jakimś, te wszystkie nazwy, nie znam się, tylko na tę kanapkę zrobił przerwę, kiedyś dzieci czytały w pociągu, teraz już pewnie nikt, tak samo na pewno ten cały Jurek, tak samo czyta jak ten tutaj, jedna lektura przez wakacje, już widzę, jak ją przeczyta, tak jak ten też przecież ciągle tego ajpoda czy coś wyciąga, ile razy mu zabierałam, są teraz uzależnione jak ten tutaj od wódy, takiego nosa się od mleka nie dostanie, że też mu tego nie zabiorą, cały czas w to gra, za okno nie wyjrzał ani razu, wychowamy pokolenie inwalidów, alkoholik się obudził, musiał być ładny naprawdę, ja tak nie umiem, dobrze tak spać, na siedząco nie umiem, pewnie sobie pomógł, przecież czuć od niego, straszne, znowu śpi, no pięknie, a ten wyciągnął „Nasz Dziennik”, jeszcze tego brakowało, Justyna też to widzi, nie rób min, bo zobaczą, Boże, mam nadzieję, że nie zauważyli, zawsze musi się ze wszystkim afiszować, jak się jej nie podoba, wiem, co myśli, myślimy tak samo, tak, też to widziałam, jestem głodna, za wcześnie, może jedną, gdzie one są. Tu. Nie.

– Nie wzięłam kanapek.

– Nie ma ich.

– Poszukaj.

– Nie ma. Zostawiłam na stole. Idiotka.

Przestań.

– Naprawdę nie ma?

– Nie, na niby. No, zobacz. Chcesz, to zobacz, pomóż mi.

– No, faktycznie nie ma. Może w walizce.

– Gdzie w walizce. Do plecaka je miałam włożyć.

– No to nie wiem.

– Czekaj, pomożesz mi?

– I co?

– Nie ma.

– Zostawiłam na stole. Zepsują się.

– Możemy się podzielić moją.

– Nie będziemy się dzielić jedną kanapką.

– Zostawiłam je. Idiotka.

Przestań.

– To może pójdziemy do Warsu?

– Wiesz, jak to będzie śmierdziało, jak wrócę?

– Może nie tak strasznie.

Idiotka, jak ja mogłam.

– Chyba jednak dość strasznie, jak będą leżały przez tydzień.

– A są z jakąś szynką? Albo rybą?

– Nie, o Boże, jeszcze by brakowało z rybą.

– Moja koleżanka kiedyś wiozła w bagażniku zakupy i jej wypadł morszczuk, i wpadł za coś w tym bagażniku, za jakieś koce czy coś. Znalazła go po dwóch tygodniach.

– Boże.

– Albo może to był mintaj.

– Daj spokój, straszne.

– To przejdziemy się do tego Warsu?

– Może jeszcze nie teraz.

Jak ja mogłam je zostawić, idiotka, ale będzie tam smród, jak wrócę, jedna była z szynką, już to widzę, raczej czuję, idiotka, jeszcze za wcześnie, żeby tam iść, najpierw może poczytam, może o tych Kujawach tego Jaguckiego, nie, tylko nie to, może potem, lepiej zasnąć, jak ja mogłam, spokojnie, tylko spokój może, nie zasnę tu, nie w tej pozycji, może później przeczytam, bez sensu zabrałam te książki, może wieczorem poczytam albo jak się obudzę, ona śpi dużo dłużej, wtedy mogę, teraz lepiej zasnąć, jak ja mogłam, kanapki z serem i szynką, najlepsze na podróż, jak do tej Gdyni, idioci w tym PKP, w ostatniej chwili zmiana, ledwo zdążyłam na peron, dobrze, że był ten facet, sama bym nie zdążyła, zrobiłam się już stara, i jeszcze alzheimer, jak ja mogłam, ta konferencja też, dużo gadania o niczym, przynajmniej miałam wakacje, całe dwa dni bez lekcji, ciekawe, czy robi tę pracę, przeczytać jedną lekturę, dla niego to chyba pierwsza w życiu, przepraszam, proszę pani, nie „przepraszam”, tylko trzeba było się uczyć, później do tego Warsu, prawie zasnęłam, nie mogę na siedząco i z tymi nerwami jak ja mogłam zostawić idiotka może już do tego Warsu lepiej.

– Spałaś chwilę?

– Nie, cały czas myślę o tych kanapkach, jak ja je, no i nie spałam, oczy zamknęłam tylko.

– Ty rzadko chyba śpisz w pociągach?

– Rzadko, bo nie mogę na siedząco.

– Ja też nie.

– To może byśmy tam do tego Warsu poszły? Masz ochotę?

– Tak.

– Nie zostawiłaś portfela w kurtce?

– Nie. Mam ze sobą.

– Nie chodzi mi o to, żebyś płaciła. Tylko że trzeba uważać, ty jesteś taka roztrzepana czasami, a jednak ludzie kradną.

– Ale zapłacę, za siebie, w sensie.

– Jak chcesz.

– A nie mogłabym cię zaprosić?

– Wolałabym sama.

– Uhm.

– To tylko Wars. Nie ma co robić zaproszeń z tego.

– Dobrze, rozumiem.

Nie denerwuj się. Nie teraz nie teraz.

– Co to są te piady?

– No, takie kanapki, niby że włoskie.

– Co bierzesz?

– Piadę.

– A którą?

– Z fetą.

– Też chciałam z fetą. Ale mogę wziąć coś innego.

– To bierz z fetą.

– Nie, lepiej, żeby było coś innego. Dla rozmaitości. Wezmę z mozzarellą.

– Ale jak chcesz z fetą, to ja też mogę wziąć z mozzarellą.

– Nie chcę z fetą.

– Mówiłaś, że chcesz.

– Ile razy o to spytasz? Mówię wyraźnie, że chcę z mozzarellą.

– Dobra.

– Dzień dobry, byśmy chciały te piady, ja pierwszy raz słyszę tę nazwę, ale córka mówi, że to takie, takie, że to takie włoskie kanapki?

– Tak, na ciepło.

– To poproszę jedną z fetą i jedną z mozzarellą.

– Przepraszam, jest piwo?

– Bezalkoholowe.

– A spod lady?

– Co spod lady?

– Się nie znajdzie?

– Nie.

– Skąd miałaś ten pomysł, żeby spytać?

– W niektórych Warsach prowadzą. Kiedyś tak dostałam.

– Uhm. A nie za wcześnie na piwo?

– Nie no, ochotę miałam, tak w pociągu.

– Rozumiem.

– Ciekawa ta piada nawet. Taka trochę bez smaku. Tam dalej już zimna.

– Mi też słabo podgrzali.

– Ta mozzarella trochę bezpłciowa.

– Na pewno nie chcesz kawałka mojej?

– Przecież mówiłam, że nie. Dziękuję.

– Okej.

– A tobie smakuje?

– Tak.

– Cieszę się.

– Widziałaś tego faceta od nas z „Naszym Dziennikiem”?

– Aha.

– Od razu wiedziałam, że to ten typ. Ja mam przeczucie do takich ludzi. Zawsze wiem.

– Byłaś wczoraj w tej lecznicy?

– Tak.

– I jak było?

– Nijak, tak jak zwykle, tłok i bałagan, ty nie wiesz, bo nigdy, tam zawsze tak jest, siedziałam w tej poczekalni, a Wójcicka oczywiście jak zwykle przyjmowała każdego pacjenta po godzinę, trzeba przecież pogadać o wszystkim, a jeszcze w przerwach z pielęgniarkami, wiesz, jaka ona, i jeszcze ten doktor przyszedł i bez kolejki, on pracował tam trzydzieści lat, to fakt, ale wszedł i z nią też gadał, więc się tam wszystko opóźniło o godzinę, nie do wytrzymania ona z tym jest, ale i tak najlepsza w tej lecznicy. No i siedziałam tam w tej poczekalni i próbowałam, i duszno było do tego, i próbowałam się nie denerwować, a tu jeszcze taka baba też wchodzi bez kolejki, wyobraź sobie, bez niczego, ani przepraszam, kto jest ostatni, ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę, tylko wchodzi jak do swojego, ale to się na nią od razu wszyscy wydarli, no i, a najlepsza była taka, co koło mnie siedziała i wyglądała jak jakieś dziewięćdziesiąt, nie wiem, może nie dziewięćdziesiąt, ale jakby miała zaraz umierać, taka blada siedziała, jakby zaraz, a jak ta weszła, to jak nie skoczy, myślę sobie, nie jest z nią tak źle, no i wszyscy do niej też, a ta mówi, ja mogę wejść, bo mi tu syn kolejkę trzymał, ja sobie myślę, jaki syn, ja sobie myślę, chyba nie ten starzec, co tam siedzi, bo to to najwyżej mąż, a żadnego młodego nie było, i nie wymyślam sobie, odkąd siedziałam, więc to zupełna jakaś bzdura, a mówię jej poza tym, że zapisy są na godzinę, pytam, a ona na jaką, ty rozumiesz, no i okazało się, że w ogóle nie była zapisana, tylko tak po prostu na chama chciała wejść, ludzie są niesamowici w tym kraju.

– A u Wójcickiej w porządku?

– No tak, dała mi skierowanie i w porządku.

– Czyli to będzie wiadomo po tym badaniach dopiero.

– Tak. Ale to wszystko w porządku mniej więcej. Możemy już wracać? Czy jeszcze chcesz coś zamówić?

– Nie.

– Taka sobie ta piada. Dużo szumu robią, jakieś włoskie nazwy i w ogóle nie wiadomo co, a smaku mało.

– Mozzarella ma taki bezpłciowy trochę. Albo delikatny, jak ktoś lubi.

– Dla mnie bezpłciowy. I bez soli to było, jakoś wszystko jak z plastiku.

– Przykro mi.

– Ale nie ma co ci być przykro, przecież nie było takie najgorsze, najważniejsze, że się człowiek najadł i nawet w miarę w końcu, i się nie zatruje. Chyba że od tej sałaty.

– Dlaczego od sałaty?

– Jakby nie wymyli. Ale nie, na pewno nie. Też już przesadzam, nie słuchaj mnie. W ogóle nie było źle. Mnie to nawet w miarę smakowało.

Fajnie by było zasnąć. Ja też nie umiem. Rodzinne. Na siedząco. Głowę do tyłu czy w bok. Mają takie zagłówki z boku. Jak do tyłu, to będzie mnie boleć szyja. Lepiej w bok. Ale wolę do tyłu. Może nie będzie. Tracę widoki. Może teraz coś pięknego. Nie chciałam źle. Najładniejsze takie stare szare. Gorzej, jak odmalują, wszędzie odmalowują na jakieś chujowe. Łosoś i pistacja. Ale tu chyba nie. Gdzie, pewnie do domu. Jak tu mieszka. Albo rodzina. Niezłe torby. Nie widać nazwy nawet, jakieś małe miasto. Już do widzenia. Może teraz ładne. Ale zamknę, spać. Jeszcze raz, może teraz. Dalej ładne, nieważne, nie mogę otwartych. To spojrzenie, nie chciałam. Jakoś to będzie. Liczyć do dziesięciu. Głęboki wdech i wydech. Zanim coś zrobię. Nie zawsze pomaga. Wdech i wydech. Ślina. Zrobiło jej się dużo i ścieka. Znowu. Nie zasnę tak. Nie chciałam. SMS. Znowu nie. Wibracje pociągu. Tyle osób już nie, ma rację, że się znajomości rozpadają. Nie wszystkie. Dopiero się zaczynały Pawilony. Dawno już, pierwszy raz prosto z zimy, a w środku ten czerwony plusz jak w wielkim walentynkowym sercu, pełny camp, nie mogę z tą śliną. Przez trzy minuty nie. Niech ścieka. Nie myśleć o tym. Przestanę myśleć, nie będzie problemu. Może coś ładnego. Las, to zawsze ładny, niee, znowu. Nawet minuty nie było, zero siły woli. Nie zasnę tak. Ale nie mogę. Za mało spałam. Potem popatrzę. Znowu. Nie mogę, ile to lat, już chyba dziesięć albo coś w tym rodzaju, teraz już tam nie chodzę. Nad tym stolikiem, wszyscy najebani, ale pocałunek dobry, jak go następnym razem widziałam, było dziwnie, naprawdę ten plusz słodki, ciekawe czy ładnie nie otwieram całujemy się nad tym stołem nad dzbankiem dawali na dzbanki tak wychodzimy nie wiedziałam że tu będziesz w pociągu nic się nie bój wychodzimy daleko jeszcze kto to to ta rodzina nie znasz oni też wychodzą nie dlaczego musimy zobacz przez okno budynek się pali jak smutno to nie zachód słońca w oknach to ogień przecież on zaraz się wywróci dlatego pociąg stanął nie to stacja co to za stacja jakieś małe stoimy i patrzymy trzeba wyjść zawalił się w ciszy ogień w oknach jak smutno co możemy pomóc nie psa nie mogę zabrać kolega ma uczulenie wysypka czekaj gdzie idziesz wiesz to był mój dom nie idź tam ja pójdę tu niebezpiecznie stał na polu wysoki budynek dwanaście pięter i to zboże ze wszystkich stron jak smutno nie to oni ta rodzina nie wysiadają nie pokazuj im dziecko nie powinno tego oglądać zawalił się cały palił się cicho

Zasnęła chyba, niech się prześpi, dobrze w podróży, ja nie mogę, nie na siedząco, wtedy na chwilę, ale w ogóle nie, że też potrafi, ładnie wygląda, żeby nie ta fryzura, jakiś idiotyzm, ale poza tym ładnie, po co się oszpeca, nic na to nie poradzę, oczywiście, może by się jeszcze na łyso ogoliła, jakbym jej to powiedziała, mogłaby to zrobić, okres buntu, trochę spóźniony, ale poza tym ładnie, taka delikatna, zawsze tak było, tylko po co się tak oszpeca i te jej komiksy jaka normalna dziewczyna się tym interesuje czy ty jesteś trzynastoletni chłopak pytam to znaczy nie pytam bo jakbym spytała to wiadomo agresja nic nie można pomóc i odbiera sobie całą kobiecość jak się tak ubiera niechlujnie ale teraz ładna mam nadzieję że nie będzie tam jakichś zapachów w tym hotelu dopiero po dwóch praniach wyszła ta stęchlizna najgorszy zapach od razu nią wszystko przechodzi potem ludzie gadają za plecami że śmierdzisz żeby nic takiego, w tym Internecie zdjęcie wyglądało ładnie, ale w Internecie zapachów nie ma, poza tym może dali jakieś skłamane, oby nie, która, dziewiąta, jeszcze dwie godziny, trzeba zrobić plan, pierwszy dzień, ciągle śpi, coś tam się wierci, może też nie umie tak na siedząco, ja zupełnie, najpierw się położę, jak dojedziemy, w środku dnia nigdy, ale może dzisiaj tak, pierwszy dzień to dzisiaj, to się nie liczy, obiad, rozpakowanie i tyle, może jakiś spacer, zakupy zrobić, jeszcze w tym mieście może, lista, zaraz, niewygodnie, o tak, trochę w bok, niechcący, musiałam w bok, żeby jej nie obudzić, jeśli śpi, tak wygodniej, drugi dzień od razu pojechać tam na tę wieś i ten cmentarz, może nie od razu, to może być trzeci, ale co drugiego, może do tego Piotrkowa, obejrzeć, pochodzić, jeździli tam bryczką na targ, chyba, nic mi nigdy, mogła opowiedzieć, spokojnie, blisko, można by od razu, a tę wieś potem, z cmentarzem, nie, lepiej przedtem, nie, następnego dnia, nie wiem, może tę listę, stronę dalej, zakupy trzeba zrobić na pewno

ser

może też jakiś brie, president albo turek, może turek, jak będzie, albo president. Wszystko jedno, chleb krojony czy nie, może krojony, ale mniej świeży będzie, ale nie wiadomo, jak tam z rzeczami w tej kuchni, krojony wygodniej

chleb krojony

a jeszcze ten brie

brie

masło

pomidory

ogórki

cebula, ale tylko jedna, też nie ma co przesadzać

tuńczyk, ona lubi, to przynajmniej jakieś pożywne dla niej jak już nie je

właśnie, jakaś szynka, jak będą mieli dobrą, może w małych miastach będzie, tam też z tych wielkich hurtowni, ale jak będzie dobra, to trochę tak, to idiotyczne z tym mięsem, coraz chudsza, niedługo będzie miała anemię, oczywiście najlepiej się zagłodzić dla jakichś pomysłów, badań nie chce zrobić, niedługo będzie miała anemię, a jak jej przypomnę

majonez, nie no, nie przesadzajmy, za krótko tu jesteśmy, a w domu jest to oczywiście agresja

sok pomarańczowy, taki chyba lubi, zawsze go piła u mnie

ja się tylko martwię, naprawdę jest coraz chudsza, ludzie dostają anemii

woda

przy złej diecie, ona i tak zawsze była słaba, późne dziecko

jakieś piwo na wieczór, może się trochę rozluźnimy, przyda się, żywiec albo tyskie, albo wszystko jedno, albo ten carlsberg, zobaczymy już na miejscu, wszystko jedno

dwa?

dwa

czy cztery?

może dwa, też nie ma co przesadzać, w razie czego dokupimy

masło, nie, masło już zapisałam

wszystko, o czymś nie pamiętam. Herbatę mamy, o, kawa przecież

neska

i do kawy mleko, już zapisałam, teraz to już chyba naprawdę

Papier toaletowy chyba będą tam mieli, może na wszelki wypadek, nie no, bez przesady, ładna by była agroturystyka, jakby nie mieli, wszystko jest możliwe, bez przesady, a jak nie będzie, bez przesady, to też mogą być złe elektrolity, jakieś zaburzenia, od tego też można chudnąć, albo choroba, w tym wieku ludzie też chorują, ten syn tego aktora, jak on się, nie pamiętam, trzydzieści lat, makabra, nie myśl o tym nawet, ale oczywiście nie chce się badać, na złość mamie odmrożę sobie uszy, co ja zrobię, jak, przestań, nic się nie stanie, skąd mam wiedzieć, rzodkiewka, nie, już zapisałam

nie, nie zapisałam

rzodkiewka

śniadanie, twaróg z rzodkiewką, cienko pokrojona, najbardziej lubię tak, a potem do szkoły z workiem, widziałam przez okno, rano, żeby tak było, ale nie będzie, za dużo nerwów teraz, nie wiem, po co pojechałam, może być miło, jakoś się uda, ciągle śpi wtedy jak się budziła potem płacz bo nie chciała jeszcze spać zawsze ta pobudka za wcześnie ale za to ten uśmiech kiedy mnie widziała co się z nią zrobiło może będzie lepiej i gdyby o siebie zadbała tak przecież może być ładna jak ona może na siedząco już chyba wszystko.

– Obudź się, niedługo będziemy dojeżdżały.

– Która godzina?

– Wpół do czwartej, jeszcze piętnaście minut, jeśli się nie spóźnia.

– Musiałam naprawdę zasnąć. Rzadko kiedy tak zasypiam.

– Pójdę jeszcze do toalety.

– Idź raczej na lewo, ta po prawej jest straszna.

– Patrz.

– Co?

– Nie widziałaś?

– Nie.

– Sarenki były. Dwie.

– O, to słodkie.

– Stały na polu.

– Szkoda.

– To do zobaczenia za chwilę.

– Pamiętaj, żeby do tej po lewej.

Może to przez to World Trade Center. Albo nie wiem przez co. Ale nigdy, że przy pociągu. Miesza się, też te głosy. Półsen, a uszy pracują. Ogień w oknach, jak pomarańczowe od słońca przed zachodem, tylko dużo mocniej. Zawsze się cicho zawala, nigdy nie ma huku. Ale obleśnie tu. PKP. Zabrania się przebywania w wc podczas postoju na stacji. Nie szczać na szyny na dworcu. „Wakacje Mikołajka”, krzyczał, że jest w wc, a tu napisane, że na stacji nie wolno. Naciśnij, żeby spuścić. Mechanika. Nazywam się Pierre Jakiśtam, a wy? A my nie. No już. Może jest. Trzeba dłużej. Jak za trzy sekundy nie, przestaję. Raz, dwa, trzy. Nie to nie. W kranie też na pewno nie ma. Kurwa. Czasem jest. Do trzech i daję spokój. Raz, dwa. Dobrze. Proszek mydlany. Oldskul. PKP, kurwa. Ale super ten widok tu. Na takim polu właśnie stał. Palił się, przejeżdżaliśmy obok, w zwolnionym tempie. Pierwszy raz, że w pociągu.

Co ona tam robi nie wiadomo ile, a na korytarzu w sumie dobrze popatrzeć na widoki, rozprostować nogi, niezdrowo tyle, nie wiem, po co ten wyjazd, nigdy mnie tam nie wzięła, a teraz ja Justynę, trzeba było za granicę spokojnie, w ogóle o tym nie mówiła, dlaczego nigdy o tym w ogóle nie mówiła, mogła pomyśleć o mnie, o tym, że mnie to może ciekawić, każdy by chciał coś wiedzieć o swojej rodzinie, nigdy nic, żadnych historii z dzieciństwa, przecież to było na wsi, musiało się tyle rzeczy dziać, ale nic, wszystko, co wiem, to od Zygmunta, trzeba było aż do Ameryki, żeby się czegoś dowiedzieć, bo własna matka nie mogła, nic, jak pytałam, to od razu inny temat, tyle musiało być opowieści, bo że o tym obozie nie chciała, to nic dziwnego, makabra, że ich tam zamknęli, przecież nic nie zrobili, Gustaw wielki hitlerowiec, pięć lat, faktycznie zbrodniarz, może nic dziwnego, ale nie tylko o tym nie chciała, o tym, co wcześniej, też nie, a przecież musiało być miło, wieś, nie wiem, jak wygląda, chyba że z Orzeszkowej czy Tołstoja, ten cały Lewin kosił łąkę, ale u nich w końcu pan nauczyciel, rodzinna tradycja, ale jak to wyglądało wtedy, Syzyfowe prace i Ania z Zielonego Wzgórza, spokojnie, musieli być tam szczęśliwi, mówił, te święta, O Tannenbaum, ale ona nic, nigdy, mogła o mnie pomyśleć, każdy chce coś wiedzieć o swojej rodzinie, wiedziała, że chcę, najbardziej uparta kobieta na świecie, jak się zacięła, to nie było siły, mogła o mnie pomyśleć, a teraz nie spytam, jak jedno w grobie, a drugie z demencją, było wcześniej, ale jak, pocztą, to ona powinna, te drogi, biegała po tych drogach, dużo się nie zmieniło, brudne domy tak jak i pewnie wtedy, i pola też są i łąki, po takich na pewno biegali, nawet bym nie wiedziała, że to tam się urodziła, gdyby nie Zygmunt wtedy, nic nie chciała, może z nimi o tym gadała, ale co z tego, jak po niemiecku, żeby w domu ktoś przy dziecku, też ten Rosiewicz, najgorsze stereotypy, ale śmieszne, no tak, śmieszne w tym wypadku, mnie oczywiście nie nauczyła, po co miałam rozumieć, poza tym z nimi chyba też nie, w ogóle jakby tego nie było, tyle że do tego kościoła chodziła, Woltmann, gruby, dlatego ten zawał, ludzie nie dbają o siebie, straszna tragedia dla żony, przyjemny człowiek, dla rodziny to zawsze najgorzej, dla niego szybko, ale dla rodziny najgorzej, podawał rękę przy wyjściu, przyjemny człowiek, ale tu gorąco, też można dostać zawału, jeszcze alkoholik, z myciem chyba nie przesadził, w upale to zawsze najgorzej, i tak lepiej niż czasami, może lepiej, ale i tak nieszczególnie, jeszcze tylko kilka minut, jak on może cały czas spać, na pewno sobie pomógł, ten nos, ładny ten mały, dziecko zawsze ładne, dopiero potem wyrastają koczkodany, to ten jakiś ajpad czy jak, chyba te wszystkie nazwy to już nie na moją głowę, strasznie gorąco jest, może ja teraz jeszcze, czy na tym korytarzu chłodniej, nie ma sensu, to już niedługo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: