Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Warszawo naprzód - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 czerwca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Warszawo naprzód - ebook

Jak może wyglądać Warszawa wkrótce po wojnie nuklearnej? Co dzieje się w II linii Metra, na Stadionie Narodowym i w innych miejscach dawnej stolicy? Czy największym problemem były i są potwory? Z jakimi problemami borykają się mieszkańcy? Czy wojna nauczyła czegoś ludzi? Była ona tą najważniejszą w historii?

Czy można wymyślić coś jeszcze po serii Metro 2033 i Kompleksie 7215? Czy może stać się to inspiracją dla innych, podobnie jak było nią kiedyś Metro 2033?

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-941996-1-6
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZESŁUCHANIE

Co z tą pomrocznością jasną? Czemu nie pamiętałem, co się ostatnio działo? Podpadłem komuś? Długu nie zwróciłem? Schlałem się? Wziąłem jakieś piguły? Może to kwarantanna? Podchody niewyżytej trzydziestki, która przesadziła z zapędami? Znowu wojna?

— Obudź się słodziutki — jak przez mgłę usłyszałem melodyjny i zmysłowo przejmujący głos, od którego aż zadrżałem.

Ciekawe, bo taki głos słyszałem w swoim życiu wcześniej tylko raz. Dziewczyna miała wprawdzie trochę zbyt obfite kształty, ale jej gadanego nie zapomnę nigdy. Czyżby moja podświadomość chciała, bym wrócił do tamtego i poczuł się lepiej? Może wyobraźnia znowu działała i miałem jakiś odlot?

Różne już piekła w swoim umyśle przeżywałem, do tego wiedziałem, że rzeczywistość była ostatnio brutalna. W głowie miałem wciąż mnóstwo oleju, ale teraz nikt nie krył się ze zwierzęcymi odruchami, natura działała zdecydowanie i kobiety interesowały się mniej takimi jak ja, a mówiąc dosadniej, młodszy i silniejszy samiec, choćby gołodupiec, zawsze i bezwarunkowo bywał lepszy...

No dobra, może nie miałem na sobie garnituru od Armaniego, może na włosach było trochę siwizny, może tu i tam przydałoby się te włoski przystrzyć, ale czy to od razu powód, żeby ignorować takich jak ja i nie prawić im miłych słówek?

— Słońce, pobudka... — towarzyszył temu delikatny dotyk doprawiony siarczystym policzkiem.

Nie, to jednak musi być rzeczywistość, ja takich snów nie miewałem, a przynajmniej nie ostatnimi czasy. Jak człowiek często śpi na ziemi, inne rzeczy mu się śnią. Jak jest głodny albo majaczy, tak samo. Jak się boi, tym bardziej.

Dlatego też odrzuciłem to, że mam majaki i myślałem gorączkowo, co jest grane, próbując na szybko pozbierać fakty. Na pewno leżałem na czymś zimnym i jakoś się tym nie przejąłem, ale ni ręką, ni nogą ruszyć nie mogłem i to już mi się mniej podobało. Ciekawe było, że ubrania również nie czułem, zostały tylko gatki.

Dobra, moment jak każdy inny, pękała mi coś głowa, ale w końcu udało się jakoś dojść do ładu i otworzyć oczy. O cholercia! Jasno! Patrzałki zrobiły się małe jak szparki, zacząłem nimi szybko przewracać, chcąc się zorientować w sytuacji.

Pomieszczenie było małe, betonowe, bez niczego na podłodze i bez drzwi, oświetlone lampą, stał tam jakby kominek z rurą wychodzącą na zewnątrz, naprzeciw na ścianie wisiały jakieś narzędzia, a przede mną widziałem bez wątpienia kobietę.

Nie byłem sam, to dobrze czy źle? Zobaczymy. Babeczka miała masę tatuaży i mięśni, proporcje wręcz idealne, bogate i słodko symetryczne wyposażenie przednie do oddychania... Poezja, no i jeszcze te zielone oczy, które wręcz hipnotyzowały. Może to wina ich koloru?

Ciekawe, ale coś takiego widziałem na okładce jakiegoś czasopisma, tam też tak wyzywająco patrzyła się jakaś młoda dziewczyna...

Ale nie tylko ta dziewoja tu była, coś mi parskało z boku... Jakieś zwierzątko domowe? Sądząc po babce pewnie nie jamnik, ale tym będę martwił się później, na razie zacząłem się wyrywać.

— Napatrzyłeś się słodziutki? — syknęła, patrząc na te próby. — Zasada jest prosta. Ja pytam, ty mówisz. A jak nie mówisz to mam sposoby na takich jak ty. I nie myśl, że nie zrobię ci krzywdy. Zresztą w sumie wtedy może być ciekawiej... No więc, czym zajmowałeś się przed wojną? Lekarz? Inżynier? Technik? Urzędas? Robol?

Milczałem i w końcu dałem sobie spokój z szarpaniem, ona tymczasem powtórzyła pytanie i po dłuższej chwili westchnęła:

— Dlaczego, wy, mężczyźni, jesteście tacy sami?

Podeszła do ściany, przeciągnęła powoli ręką po wiszących narzędziach, ale nic stamtąd nie wzięła, wróciła, wyciągnęła rękę i... ooo mamo, ból był niemiłosierny, do tego ona chyba zaczynała się nakręcać, bo zbliżyła swoją twarz do mojej, tajemniczo się uśmiechając.

— I co? Lubisz to?

Nie, kurna, nie lubię, boli! Bez zastanowienia znów zacząłem się szarpać, wyginać, a do tego krzyczeć. Zemdlałem.

***

Obudził mnie zimny prysznic, tym razem nie mogłem nawet mówić, a w pomieszczeniu było cieplej, gdyż rozpalono kominek. Ale co to? Nad nim widziałem jakiś dziwny ruszt i dwa pręty. Spróbowałem jeszcze raz... niedobrze, ta cholera lub jej koleżanki musiały być harcerkami i naprawdę znały się na węzłach.

Chciało mi się wyć, ale słychać było tylko jakieś jęki przez ten mój knebel, a ona drwiąco patrzyła na moje nieporadne próby i na mnie niczym na muchę schwytaną w sieć pająka, wręcz się uśmiechnęła, w końcu odstawiła wiadro i stwierdziła tylko:

— Nieładnie tak ignorować i uciekać od damy, złociutki...

I wtedy weszła druga kobieta, coś jej szepnęła do ucha, na co ona się tylko lekko skrzywiła.

— A mogło być tak pięknie, ordery mogły być — szepnęła z nutką melancholii i obie szybko wyszły.

Zostałem sam. O co tu chodzi? Dręczenie wizjami męk piekielnych? Poszły po pomoc? Ktoś ich atakuje? Tylko dlaczego tutaj jest tak cicho? Metro to czy nie Metro? Może jeden z opuszczonych domów, a ja wpadłem na jakąś wariatkę?

Czekałem pewnie kilka minut, w końcu wróciła w towarzystwie dwóch kobiet w typowo wojskowych mundurach uzbrojonych w jakieś stare karabiny.

— Może następnym razem, złotko ty moje, rozszerzymy technikę przesłuchania. Teraz weźmiemy kajdanki, a jak będziesz podskakiwał, to one się tobą zajmą — i pokazała wymownie na obstawę. — Rozumiemy się? Raz oczami na tak.

W sumie sensowne, zamknąłem na dłuższą chwilę oczy i po chwili mogłem chodzić i mówić, jednak dalej nie mogłem zbyt dużo z rękami skutymi z tyłu. Ciekawe, że podłoga była betonowa, ale nie czułem zimna, widocznie adrenalina dalej działała.

Teraz widziałem, że obok związano jakiegoś innego nieszczęśnika, który wyglądem nie przypominał już zbyt mocno człowieka. Miał na ciele jakieś bąble i skórę niby to poparzoną, ale nie całkiem. Jego oczy pokrywało bielmo, straszył też brak włosów i masa blizn. Stwór na dodatek dziwnie sapał.

Nie dało się patrzeć na to badziewie, które coś tam płuło, więc na wszelki wypadek dałem dyla w bok i mimowolnie zapytałem:

— Co to za badziewie?

— Nie twój zasrany interes — parsknęła.

— A buty?

— Nie za dużo chcesz? Nie zasłużyłeś, to nie będzie — ponownie parsknęła.

— Won do przodu! — usłyszałem od drugiej.

Wyszliśmy na długi i dosyć ciemny korytarz, w którym widać było dużo drzwi, całość oświetlały jedynie kaganki.

— Szybciej — poczułem niezbyt delikatne uderzenie w plecy. — No, ruszaj się, nie mamy całego dnia.

Korytarz się skończył i znaleźliśmy się na stacji. Tej od razu nie skojarzyłem. Może dlatego, że raczej mało jeździłem Metrem? Nie było mi do niego po drodze, wolałem tramwaje, a jeszcze bardziej kochane autko.

Kurcze, jak często myślałem o przeszłości, nie mogąc się od niej odciąć, głupie, co było kiedyś, nie miało przecież teraz żadnego sensu...

To gdzie byłem? Czyżby na Powiślu? Rozkradzione tablice, więc trudno powiedzieć, ale są resztki liter na ścianie, więc to na pewno druga linia, do tego te niebieskie ściany, w sumie też by się zgadzało. Śmieszna z tą stacją sprawa jak z Mostem Północnym zresztą, bo w papierach stała jedna nazwa, ale ludziska i tak jej nigdy nie używali. Mówiono Powiśle, Śmierdziel, Zemsta Bufetowej, Syrenka, Skarpeta, ale raczej sporadycznie słyszało się Centrum Nauki Kopernik.

Na początku to tu nawet ładnie było, ale później wyszło to, co mówili nieliczni. Choć stacja miała piękne schody i świetlik, to ważniejsze było to, że czasem zalatywało tu lekkim posmakiem stęchlizny. Niemożliwe, a jednak. Może była za blisko Wisły, może oszczędzono na materiałach czy wentylacji, może jedno i drugie, nieważne, fakt był faktem.

Teraz uderzyło mnie to podwójnie, nie wpadli na to, że powietrze mogły filtrować rośliny, stacja była ogólnie dosyć ciemna i zniszczona, po jednej stronie stał nawet pociąg, a raczej coś, co kiedyś było pociągiem, starym Inspiro czy jakoś tak. Na nim i obok niego widać było rusztowania, przejścia i okienka, zrobione totalnie bez ładu i składu i we wszystkich możliwych kolorach i odcieniach rdzy.

To nie to, co u nas, tylko zapewne zbieranina z tego, co było w okolicy, mogłem się założyć, że to pewnie wiele razy się zawalało i wiele razy było odbudowywane.

I teraz najciekawsze — to było wszystko, co się tu znajdowało, a po pozostałej części peronu chodziły głównie kobiety, większość zaś patrzyła się tak nieprzyjaźnie, jak tylko można było. W sumie mało z nich było ciekawych, no może te kilka, które niczym w powieściach o Amazonkach więcej pokazywały, niż zakrywały.

Tu nie było bulu, ten był, jak się patrzyło na nielicznych facetów, bo ci wyglądali niczym rzymscy niewolnicy i mieli kajdany lub obroże na szyjach. Do tego byli praktycznie nadzy, bardzo brudni i z wieloma bliznami. Ale najgorsze było to, że oni WSZYSCY mieli spuszczony wzrok i chodzili przygarbieni, ledwo powłócząc nogami. Jacyś tacy zgaszeni...

Wszędzie tam, gdzie przechodziłem, zapadała cisza, gorsze jednak były te szepty za plecami. Nie wróżyły nic dobrego. Teraz było zimno w nóżki, ale nie, nie zobaczą mojego protestu, nie dam im tej satysfakcji. Zresztą, jeśli miałem być szczery, to dla mnie zdecydowanie gorszy był brak ubrania.

Doszliśmy do końca peronu. Kiedyś znajdowały się tam chyba pomieszczenia monitoringu i umieszczono tam godło naszego pięknego kraju, obecnie jednak nad wejściem widać było namalowanego dziwnego ptaka w koronie, który ze szlachetnym orłem miał już niewiele wspólnego.

Drzwi otworzyły się same, a właściwie zostały otwarte przez ubraną w mundur kobietę, ta z kolei miała nawet ślady jakiegoś makijażu, a i mundur eksponował sylwetkę. Wpuściła nas do małego pokoju i później warknęła: „wejść i usiąść”, pokazując proste krzesło pod ścianą i sama siadając za wielkim biurkiem.

Dobra, na tyle to się mogłem zgodzić i w sumie Helga, jak ją w myślach nazwałem, pewnie tylko robiła swoją robotę, więc grzecznie usiadłem, gapiąc się na eskortę, a dokładniej mówiąc, to ona gapiła się badawczo na mnie. Czas upływał, najgorsza była ta bezczynność. Siedziałem, siedziałem, siedziałem i dalej siedziałem, a po chwili dalej siedziałem, więc zacząłem podziwiać tę kanciapę.

Pomieszczenie było małe i miało dwoje drzwi, policzyłem chyba wszystkie szpary na przeciwnej ścianie w lewo i prawo, później przyjrzałem się brudnej podłodze. Helga zajmowała się jakąś swoją papierkową robotą, więc najciekawsza okazała się tu żarówka zwisająca smętnie na pojedynczym gołym kablu na środku sufitu.

Najciekawsza, bo przecież zakazano ich tyle lat temu, a i tak można było je zobaczyć tu i tam. Dostępne w różnych sklepach dla niektórych stały się jawnym przykładem urzędniczej niemocy. Czasem miałem nawet wrażenie, że część sprzedawała je na znak oporu przeciw bezdusznej maszynie biurokracji. Zakaz gonił zakaz, ale one trwały i trwały jako kule grzewcze, punkty świetlne i pod innymi nazwami będąc trochę takim samym symbolem jak oporniki, które kiedyś wpinali w ubrania nasi dziadkowie.

Żarówka się świeciła, dając przyjemne dla oka światło, co też było ciekawe, bo przecież po wojnie szlag trafił praktycznie całą elektryczność. Zostały jakieś generatory i pojedyncze sieci, ale to, co było połączone w wielu miejscach zwyczajnie się spaliło, a najbardziej przyczyniły się do tego... inteligentne liczniki, które zakładano wszędzie na potęgę.

Jak prąd był, to nikt go nie zauważał. Ot, wkładało się wtyczkę w gniazdko i już. Nikt się nie zastanawiał, że lodówka jest cudem, że woda sama się nie pompuje, że dzięki prądowi nastawała światłość i było tysiąc innych rzeczy. Zabrakło tego, to dopiero wtedy człowiek docenił, oj docenił.

Siedziałem i siedziałem. Ile to trwało? Nie wiedziałem, ale pewnie z godzinę, bo aż nogi mi zaczęły drętwieć, nie narzekałem jednak. Kiedyś powiedziałbym, że jestem w zwykłej klatce, ale teraz nawet kilka metrów kwadratowych bez zgiełku i smrodu to było coś i każdy cieszył się jak tyle miał.

Zaczynałem przysypiać.

— Nie spać — przemówiła z jędzowatą słodyczą jedna ze strażniczek i uderzyła mnie niezbyt delikatnie kolbą w twarz. Chciałem złapać się za bolący policzek, ale było to oczywiście niemożliwe.

Cholera, jeszcze mi jakiegoś zęba wybije — pomyślałem.

I wtedy zaproszono nas dalej. W kolejnym pokoiku za jakimś tanim biurkiem siedziała kobieta... w sukni. Ta panienka była wręcz przepiękna, ruda, bez piegów, idealny obraz psuły jedynie zmęczone oczy. O takich wielu mówiło wprost: „im bardziej rdzawy dach, tym wilgotniejsza piwnica” i nie było w tym żadnej przesady.

Zjawiskowe to stworzenie było wyraźnie zadowolone, widząc mój niemy zachwyt, natomiast ledwo tylko obdarzyło mnie swoim spojrzeniem i przemówiło powoli, spokojnie:

— Mam rozkaz przekazać ciebie do Centrum, do rana, i w trakcie drogi musisz być jednak traktowany jak inni, do tego wszelkie próby ucieczki skończą się rozstrzelaniem. Rozumiesz?

Chociaż nie było to całkiem jasne, kiwnąłem głową.

— Jedyne, co ci mogę zapewnić, to lepszy posiłek, rozumiesz?

Ostatnie słowa wypowiedziała niemal z widocznym obrzydzeniem lub wahaniem. O co tu chodzi? Dlaczego zabierają mnie dalej i chcą traktować lepiej?

— Pytania?

Zauważyłem, że nie krzyżowała już rąk, tylko powoli i jakby wyczekująco położyła je na stole. Zapadła również cisza.

— No, nie krępuj się, tym razem nie ugryzę i nie wystawię cię na górę — i uśmiechnęła się szeroko, patrząc mi badawczo w oczy.

— O co tu chodzi?...

Poruszyła się nerwowo i sięgnęła nerwowo do swych włosów, jakby stwierdzając, że coś po nich chodzi, miałem wrażenie, że również jej oczy zrobiły się jakieś takie inne.

— Nie wiem — rozłożyła ręce i kontynuowała: — Musisz być ważną szychą i stąd nie możemy sobie pozwolić, żebyś się wyróżniał z tego motłochu, nie wyobrażaj sobie jednak za dużo.

Nie wyobrażałem, gdyż na rękach dalej miałem te cholerne kajdanki. Gdzie miałbym uciec, gdy wokół były te wszystkie baby? Po dłuższej chwili niezręcznego milczenia usłyszałem tylko wypowiedziane ze zrezygnowaniem cichutkie:

— Powodzenia.

Wracaliśmy tą samą drogą, tym razem jednak obstawa była większa. Były ku temu powody — na stacji znajdowało się więcej kobiet i widać było, że miały ochotę nie tylko na rozmowy. Jedna strażniczka przepychała się przez ten tłum, a druga była cały czas za moimi plecami. Napracowały się bidulki, napracowały, ale w końcu wróciliśmy prawie tam, gdzie byłem wcześniej i tym razem mnie rozkuto, a następnie wepchnięto do pokoju, który był kiedyś chyba magazynem.

Nie było w nim nic oprócz jakiegoś kartonu, leżących butów i ubrania. Po zamknięciu drzwi zrobiło się tam ciemno jak...

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: