Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wieczerza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 marca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wieczerza - ebook

To niezwykle śmiały thriller psychologiczny, w którym chorobliwa namiętność i niezdrowa seksualna fascynacja mieszają się z religijnym fanatyzmem.

Joanna przeprowadza się z Krakowa do Warszawy. W nowym miejscu nie czuje się szczęśliwa, tym bardziej, że jej mąż często wyjeżdża. Samotność popycha ją w ramiona Dawida, młodego przystojnego  ginekologa. Burzliwy romans staje się początkiem tragedii. Kiedy Joanna zachodzi w ciążę lekarz porywa ją i więzi w ukryciu. Uważa, że to jedyny sposób, aby ją chronić. Wkrótce do ich świata wkracza Yasmine, tancerka w nocnym klubie oraz Tomasz, ksiądz, który nie ukrywa zauroczenia kobietą. Między bohaterami zaczyna się intrygująca psychologiczna gra. Nie wiadomo kto jest katem a kto ofiarą?

Tatiana Jachyra kreuje wyraziste postacie, zanurzone w obłędnej namiętności,  których usilne dążenie do szczęścia z góry skazane są na tragiczny koniec. Autorka umiejętnie krzyżuje drogi bohaterów powieści w dusznym, nieprzyjaznym mieście, które potęguje ich poczucie samotności i wyobcowania. Jachyra z wyjątkową wprawą buduje kryminalną zagadkę i tworzy gęstą atmosferę zbrodni, pożądania i skandalu.

Książka jest skierowana do szerokiego kręgu odbiorców; zainteresują się nią zarówno czytelnicy szeroko rozumianej literatury współczesnej, jak i miłośnicy kryminałów, powieści obyczajowych, a nawet literatury erotycznej. "Wieczerza" jest powieścią niezwykle odważną, podejmującą tematy tabu, która może stać literackim skandalem wiosny. Problemy tylko naskórkowo poruszane w polskiej publicystyce, w książce Jachyry podjęte są w sposób zdecydowany i brawurowy. Autorka nie boi się śmiałych pytań i nie szuka prostych odpowiedzi.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7758-668-6
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Szminka. Karmazynowa słodycz na twoich ustach. Chciałbym zlizać z nich całą namiętność i pasję. Ale jeszcze nie teraz. Stoję w oknie i patrzę, jak szykujesz się do wyjścia. Katuję się wyobrażeniami, co mógłbym z tobą robić dziś w nocy.

Tusz. Nakładasz na rzęsy zasłonę czerni. Cień do powiek podkreśla kolor twoich oczu, ich głębię i siłę rażenia. Wiesz, że wyglądasz obłędnie. Patrzysz na swoje odbicie w lustrze.

Bielizna. Koronkowa, czarno-czerwona dodaje ci seksapilu. Stanik delikatnie unosi piersi, które z każdym oddechem zachęcają do zagubienia się w ich dolinie. Majteczki tylko pozornie bronią dostępu do źródła słodyczy. Uśmiechasz się. Bawisz się włosami. Długie, rozpuszczone, spływają od niechcenia na szyję i głaszczą obojczyki. Kosmyki ślizgają się po policzkach.

Sukienka. Wkładasz ją z wdziękiem. Materiał czule otula twoje ciało. Krój podkreśla idealną figurę.

Chętnie zdarłbym te szmatki i zanurzył się w tobie. Ale jeszcze poczekam… Jestem wyjątkowo cierpliwy.

Za chwilę się zobaczymy. Dopijam whisky i wkładam marynarkę. Nasze pierwsze spotkanie. Już nie mogę się doczekać. Dawno nie byłem tak podniecony.

Widzę cię po drugiej stronie ulicy. Idziesz szybko, rozmawiając przez komórkę. Nie przestajesz się uśmiechać. Boże, jaki to cudowny uśmiech. Kawiarnia jest zaraz za rogiem, ale ty skręcasz w drugą stronę. Nie powinienem chyba poczuć się zaniepokojony, prawda? Pewnie masz coś jeszcze do załatwienia.

Twoje biodra kołyszą się w rytmie kroków. Jestem zazdrosny o wszystkich innych mężczyzn, którzy patrzą na ciebie.

Biorę głęboki oddech i zaczesuję włosy ręką.

Nie dostrzegasz mnie… jeszcze…

Dotarłem na miejsce przed czasem. Nie lubię się spóźniać. Bawię się serwetką. Kelnerka przyniosła menu, ale zamówię, dopiero gdy przyjdziesz. Czekam. Poprawiam marynarkę – trochę się pogniotła. I włosy. Chyba powinienem pójść do fryzjera. To takie małe natręctwa. Lubię, kiedy wszystko jest idealne… Jak ty.

Wchodzisz dziesięć minut po czasie. Nie szkodzi. Najważniejsze, że jesteś. Rozpromieniona, szczęśliwa. Twoje oczy błyszczą z radości. Ja też nie potrafię ukryć, że się cieszę. Idąc w moją stronę, pokonujesz labirynt stolików. Sukienka bawi się z twoim ciałem. Pojawia się i znika między udami. Chyba jest trochę za krótka. Zwracasz na siebie uwagę.

Unosisz rękę na powitanie…

…i mijasz mnie. To nie do mnie się uśmiechałaś. To nie do mnie machałaś.

Podchodzisz do niego. On wstaje, całuje cię w usta na przywitanie i obejmuje czule.

Kim on jest?

Zdradziłaś mnie.

Nie mogę patrzeć, w jaki sposób cię dotyka. Jest obleśny i wyuzdany. Typowy samiec. Szepcze świństwa prosto do twych uszu, a ty mrużysz oczy, zagryzasz wargi. Jak dziwka. Jestem rozczarowany, oburzony – nie znałem cię od tej strony.

Nie zwracasz na mnie uwagi.

Koniec. Nie mogę dłużej przyglądać się waszym igraszkom. To jest miejsce publiczne, a nie burdel.

Wstaję i wychodzę.

Na zewnątrz policzkuje mnie deszcz.

Włóczę się nocą po mieście. Szukam wytłumaczenia. Deszcz zmył ze mnie nadzieję na ciebie. Jest zimno… Nie, to mnie jest zimno od przeszywającego ciało gniewu.

To nie tak miało być.2

Zaciemnione okna. Już dawno zegar wybił północ. Jeszcze nie wróciłaś. Niepokoję się, nerwowo popijam whisky. Kolejna szklanka. Chcę się upić, choć, zamiast alkoholem, najchętniej upijałbym się twoim potem, zlizując go ze skóry.

Wymykasz mi się.

Waruję przy oknie jak pies czekający na powrót właściciela. Co chwilę zerkam na zegarek. Dlaczego wskazówki tak wolno się poruszają? Czas stanął w miejscu?

Firanki rozbłyskują ciepłą poświatą. A więc wreszcie jesteś! Rozpromieniona wchodzisz do salonu. Z nim. Śmiejesz się. Wieszasz mu się na szyi. Droczycie się. Przytula cię mocno. Obejmujesz udami jego biodra. Niesie cię, lekką jak piórko, w stronę sypialni. Jest spragniony twojego ciała. Po drodze zdejmujesz mu marynarkę i rozpinasz koszulę. Bawisz się krawatem. Kładzie cię na łóżko. Jego pocałunki są pełne wulgarnego pożądania. Zagryzam wargi. Ja całowałbym cię namiętnie, ale delikatnie. Niemal czuję smak twoich ust.

Rozpina zamek sukienki. Zsuwa ją z ciebie. Zostajesz w bieliźnie – tej kuszącej czarno-czerwonej. To ostatnia brama do pokonania strzegąca dostępu do źródła. Mrużysz oczy. Koszula i spodnie mężczyzny lądują na podłodze. Delektujecie się sobą. Jesteś deserem. Ukoronowaniem wieczoru. Rozchylasz uda i zapraszasz go do nocnej wizyty w pałacu rozkoszy. Uśmiecha się. Na to czekał. Powoli, bardzo wolno zanurza się w tobie. Jęczysz. Niemal słyszę krzyk ekstazy. Wijesz się na łóżku. Podniecona i oszołomiona. Poddajesz mu się bez sprzeciwu. Podoba ci się bycie jego niewolnicą.

Brzydzę się. Czuję wstręt.

Zaciskam dłonie na szklance. Szkło pęka. Alkohol rozbryzguje się na mojej skórze niemal w tej samej chwili, kiedy on wypełnia cię sobą. Naznacza cię.3

Sen nie może nadejść. Kolejna godzina wsłuchana w tykanie zegara. Oczy tępo wpatrzone w cienie poruszające się na suficie. Dwie sylwetki w tańcu życia i śmierci. Orgazm to taka mała śmierć, kiedy wszystko wokół przestaje istnieć, a dusza i ciało zatracają się w obezwładniającym wybuchu narastającego napięcia seksualnego i fali rozkoszy. To rodzaj transu. Dotyk. Pieszczota. Odurzenie. Namiętność chwili, która zaraz umrze. Kiedy noc minie, nie zostanie po nich żaden ślad. Wciąż myślę o was. O waszych igraszkach w pościeli przesiąkniętej potem i spermą. O nędznych kilku chwilach krzyków, jęków. Czy nie widzisz, że on traktuje cię jak rzecz? Jak pojemnik na nasienie. Jak lalkę, która bez sprzeciwu spełnia perwersyjne zachcianki i jest posłuszna kaprysom. Kiedy bierze cię od tyłu, nawet nie widzi twojej twarzy. Mogłabyś być którąkolwiek kobietą z ulicy. Liczą się tylko zaspokojenie i przyjemność. Niektóre teorie mówią, że orgazm to „nagroda” dla kobiety za seks z partnerem, która sprawi, iż będzie ona miała ochotę na powtórkę niezależnie od cyklu płodności. Czy dzisiejszej nocy czułaś się dostatecznie wynagrodzona za swój zapał, z jakim starałaś się spełnić jego oczekiwania, by jeszcze bardziej przywiązać go do siebie w nadziei, że przestanie oglądać się za innymi spódniczkami?

Gdybym to ja kochał się z tobą, z rozkoszą napawałbym się widokiem przymkniętych oczu i leciutkiego uśmiechu, które pojawiają się w momencie, kiedy doprowadzam cię do ekstazy oraz sprawiam, że przestajesz nad sobą panować. Każdą komórką czułabyś mnie, moje ruchy wewnątrz twojego ciała.

Jestem nagi. Moje ciało drży pod prześcieradłem jak w gorączce. Chcę je rozdrapać, by poczuć, że żyje we mnie mężczyzna.

Żałosny! Idiota! Szydzę sam z siebie.

Chwila słabości. Chwila ulgi.

Wszystko przez nią. Odebrała mi siłę.1

To był jej pierwszy raz. Joanna starała się sobie wytłumaczyć, że to całkiem normalny stan, a nie żadna choroba. Przecież większość kobiet na Ziemi zachodzi w ciążę, rodzi dzieci i żyje dalej. Mimo to czuła się skrępowana. Tak jakoś dziwnie rozkładać nogi przed nieznajomym.

Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z mężczyzną. To znaczy z mężczyzną ginekologiem. Była pewna, że z każdą chwilą robi się coraz bardziej czerwona. Ta świadomość pogłębiała poczucie dyskomfortu. Co za żenada! A na dodatek on był tak cholernie przystojny. W jej typie. Wysoki brunet, twarz jak wyrzeźbiona w kamieniu, regularne rysy, obłędne ciemnobrązowe, prawie czarne oczy. Półdługie włosy zaczesane do tyłu delikatnie opadały na ramiona. I to imię: Dawid. Lekarz przyglądał się jej spod okularów, unosząc przy tym nieznacznie prawą brew. Boże! Gorzej trafić nie mogła. Gdyby Mateusz się dowiedział, że ma takiego lekarza prowadzącego, w życiu by nie pozwolił jej przyjść samej do kliniki. Jak nic siedziałby teraz obok niej i bronił terytorium.

Zabawne. Jak bardzo jesteś zawstydzona. Kobiety pojawiające się w gabinecie często mnie kokietują i prowokują. Dekolt odsłaniający piersi i krótka spódniczka mają kusić i podgrzewać atmosferę. Myślą, że przychodząc do ginekologa, który jest mężczyzną, mogą sobie bezkarnie pozwolić na spoufalanie i flirt. Gra? Test atrakcyjności? Możliwe, że na Poznańskiej jakiś niezaspokojony frajer da się na to nabrać. Ale nie ja. I nie tu. Nie wiem, czy zdają sobie sprawę, jak są żałosne. A ty siedzisz przede mną, czerwienisz się i nie bardzo wiesz, jak się zachować. Mówisz, że będziesz mamą. Że chyba będziesz, bo testy ciążowe czasem oszukują – to twoje słowa. I że to chyba drugi miesiąc. Kiedy z moich ust pada zdanie: „Sprawdzimy, zaraz sprawdzimy”, robisz się jeszcze bardziej zakłopotana. Wzrusza mnie to. Żadna kobieta nie okazywała zawstydzenia z taką nieświadomą szczerością.

Kiedy weszłaś, poczułem się tak, jakby trafił we mnie piorun. Po okresie trzymającej w napięciu, podejrzanej ciszy w mojej głowie rozpętał się huragan. Twój uśmiech, twoje spojrzenie były tak znajome. Zabrakło mi tchu. Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie. A jednak. Zaskoczenie próbuję ukryć pod maską profesjonalizmu.

– Pani test ciążowy „nie odstawił żadnego numeru” i potwierdzam jego wynik. Jest pani w drugim miesiącu ciąży.

Lekarz przerywa ciszę, która stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. Odwraca w stronę Joanny monitor ultrasonografu i pokazuje palcem coś małego, co zadomowiło się w ściance macicy. To „coś” ma być z nią przez najbliższych siedem miesięcy. Kobieta próbuje ukryć przerażenie, obserwując ruchy istoty na zamazanym czarno-białym ekranie. Chyba jednak nie była do końca przygotowana na tę wiadomość.

– Założymy pani kartę i zaczniemy monitorować rozwój płodu. Wydrukuję zdjęcie maleństwa… Pierwsza fotografia do rodzinnego albumu.

– Nie spodziewałam się tego. Nie planowaliśmy dziecka, ale często rozmawialiśmy z narzeczonym o tym, jak to będzie, kiedy zostaniemy rodzicami… – Joanna ma łzy w oczach. Nie wie sama, czy to łzy radości. – Ale czad! – Śmieje się, próbując zapanować nad drżeniem głosu.

– To dobrze, że się pani cieszy. – Zawodowe opanowanie mężczyzny uspokaja ją trochę. – Proszę się ubrać.

W pośpiechu wkładała ubranie. Lekarz zaczął wypisywać receptę. Był zamyślony.

– Jest pani zameldowana w Krakowie – zauważył. – Piękne miasto, mieszkałem tam kiedyś.

– Tak, jesteśmy w Warszawie od trzech miesięcy. Mój narzeczony… To znaczy w zasadzie jeszcze nie jest moim narzeczonym, ale lubię tak o nim mówić… No więc dostał wymarzoną pracę i musieliśmy się przeprowadzić.

Zerknął na nią badawczo.

– A pani?

– Ja? Przyjechałam z nim. Oboje jesteśmy fotografami. Chciałabym znaleźć pracę w zawodzie: w gazecie albo w agencji fotograficznej. W Krakowie byłam fotoreporterem. Wie pan… praca w terenie, dla regionalnego dziennika. Dużo się działo… Zdarzały się naprawdę interesujące materiały reporterskie. Nie jakieś tam paparazzi. Ale skoro jestem w ciąży, to nie wiem, czy nadal powinnam czegoś szukać.

– Zrobimy badania i wtedy zdecydujemy. Wydaje się pani zdrowa i pełna sił, więc myślę, że nie musimy się obawiać żadnych komplikacji. – Uśmiechnął się. Chyba pierwszy raz. – Lubi pani swoją pracę, prawda?

– Jest całym moim życiem… To znaczy do tej pory tak było.

– Hm… Jeszcze nic straconego. Tu są recepty. Wyniki badań powinny być w ciągu dwóch tygodni, ale już teraz proszę zapisać się na wizytę.

– Super. Dziękuję. Czy mogę o coś zapytać?

Dawid spojrzał na nią zaciekawiony.

– Słucham.

– Narzeczony wraca w przyszłym tygodniu. Chciałabym zrobić mu niespodziankę: zabrać go w jakieś fajne miejsce i poinformować, że zostanie tatą. Nie znam tutaj zbyt wielu ludzi, więc nie bardzo mam kogo poprosić o radę. Czy zna pan jakąś ciekawą i kameralną knajpkę? Taką w krakowskim stylu.

– Tak, jest jedno takie miejsce. Moje ulubione. Zapytam o rezerwację i dam pani znać. Proszę mi podać numer telefonu. Zadzwonię.

– Nie chcę panu sprawiać kłopotu…

– Żaden kłopot. Jest pani moją pacjentką i muszę o panią dbać. Rozumiem, że chodzi o piątkowy wieczór?

– Tak, tak. Byłoby super!

– Dobrze. Jesteśmy umówieni.

Joanna się zaczerwieniła. Znowu. To niedorzeczne.

Pożegnali się.

Wzięła recepty i wyszła z gabinetu.

– Tak, Mateo byłby zazdrosny… – szepnęła do siebie, lekko się uśmiechając.

Został sam.

Odeszła.

Zostawiła go.

Tak po prostu. Jakby nigdy nic.

Przecież jej nie zna.

Joanna… Tak, ma na imię Joanna.

Wziął głęboki oddech.

Siedział na krześle w całkowitym bezruchu. Jeśli choć jeden mięsień drgnie, legnie w gruzach jego tu i teraz. Świat się zmieni.

Wpatrywał się tępo w drzwi.

Wyszła.

Jeszcze czuł jej zapach, brzmienie głosu.

Ulotność chwili była nie do zniesienia. Zaraz to wszystko się skończy. Zmysły stracą punkt zaczepienia.

Czy tego właśnie chcę?

Muszę się skupić. Pozbierać myśli pędzące teraz z zawrotną prędkością. Jest mi słabo. Pocą mi się ręce. Serce wali w piersi jak oszalałe. Krew zaraz rozsadzi żyły. Uspokajam oddech. To jakiś obłęd. Zaraz oszaleję. Kręci mi się w głowie. Powietrza. Potrzebuję powietrza! Jeśli kolejna pacjentka zacznie raczyć mnie historiami o porannych nudnościach, sam zwymiotuję!

Wyszedł z gabinetu blady jak ściana, o którą się opierał, aby nie upaść. Kazał odwołać wszystkie wizyty, po czym w pośpiechu opuścił klinikę. Wydawał się rozkojarzony. Zdawkowo machnął ręką na do widzenia zdezorientowanej rejestratorce i drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem. Zbiegł po schodach. Na ulicy uderzyła go fala gorąca i miejskiego gwaru. Za dużo, za dużo ludzi…

Za dużo, za dużo ludzi… Są jak robaki drążące ciało miasta. Rozprzestrzeniają się. Wszędzie ich pełno. Zostawiają po sobie ślady w postaci lepkiego śluzu.

Czuję się oblepiony cudzym potem. Duszę się skażonym powietrzem, które wydychają ci ludzie. Toksyny z ich płuc osiadają wszędzie. To przez nich jestem teraz brudny.

Przyglądają mi się. Oceniają. Wiedzą, że różnię się od nich. Wyczuwają obcego. Ale nie jestem jeszcze martwy. Nie pożywią się mną tak prędko. Tak, wiem, że czekają tylko, aby moje serce przestało bić. Nie dam im jeszcze tej satysfakcji.

A ona? Ona jest inna. Musi być inna. Jest moją szansą.

Miałem nadzieję, że uda mi się ją dogonić. Rozmyła się w szarym, brudnym tłumie, zostawiając za sobą powiew świeżości.

Brak mi tchu. Pulsowanie w głowie jest nieznośne. Spokojnie, tylko spokojnie. Masz adres. Znajdziesz ją. Będzie twoja, Dawidzie.

Jazgot klaksonów, rozmawiający ludzie, uliczni grajkowie, przejeżdżająca na sygnale karetka – kakofonia dźwięków miasta, niczym przyspieszone tętno krwi w żyłach, podnosiła mu ciśnienie i doprowadzała bębenki uszu do granicy wytrzymałości. Dźwięki ocierały się o niego, dotykały perwersyjnie, pragnąc go zniewolić i uczynić sobie poddanym. Były wszędzie! Osaczały go! Cisza! Potrzebował ciszy! Czterech ścian mieszkania, by skupić się i wyłączyć emocje.

Pozwolił sobie dziś na to, by coś poczuć i czegoś zapragnąć. Ta kobieta…

Mimo to zdecydował się wrócić do domu na piechotę. W godzinach szczytu stałby wieczność w korku. Nie wytrzymałby w klaustrofobicznej przestrzeni auta. Nie dziś.

Było mu niedobrze.

Założył okulary przeciwsłoneczne. Teraz przechodnie mogą przyglądać mu się do woli. Nic nie wyczytają z jego oczu. Nie poznają tajemnic i planów kłębiących mu się w głowie.

Wyprostował się. Schował ręce do kieszeni.

Przyspieszył kroku i ruszył ulicą. W tym momencie wydawał się jednym z wielu. Wessany w szary, nijaki miejski krajobraz. Wyssany z osobowości. Pozornie…

Jakoś przez to przebrnie.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: