Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wielcy polscy podróżnicy, którzy odkrywali świat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wielcy polscy podróżnicy, którzy odkrywali świat - ebook

Publikacja przybliża sylwetki ponad 30 polskich podróżników, począwszy od żyjącego w XIII wieku Benedykta Polaka uznawanego za pierwszego polskiego podróżnika i prekursora polskiej geografii do profesora Ryszarda Wiktora Schramma - wybitnego biochemika, polarnika i alpinisty. Co ciekawe z przytoczonych w książce biografii wyłania się obraz podróżnika w nieco innym, niewspółczesnym znaczeniu. Jest to obraz człowieka odkrywcy, badacza, naukowca, który wewnętrzną pasję poznawania nowych miejsc często podporządkowuje wyznaczaniu nowych kierunków, odkrywaniu nieznanych lądów, pracy badawczej z dziedziny biologii, geologii, topografii, antropologii i etnografii. Wymienieni podróżnicy byli niekiedy pierwszymi ludźmi, którzy w ogóle pojawili się w danym miejscu lub którzy dotarli do jeszcze niepoznanych plemion, czasem by wbrew grożącemu im niebezpieczeństwu poznać ich kulturę, sposób życia i otaczające ich bogactwo przyrody. Często, jak na przykład w przypadku badaczy Syberii lub polarników pasja podróżowania była okupiona nadludzkim wysiłkiem i pracą w ekstremalnych warunkach. Co zaskakujące, niektórzy z nich, mimo ich wybitnej, cenionej również na świecie działalności, są w Polsce zapomniani. Warto wymienić choć kilku.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0304-9
Rozmiar pliku: 19 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autorów

Książka jest kolejną publikacją w serii o wybitnych Polakach. W latach 2015 i 2016 ukazały się w niej dwie książki Marka Boruckiego przybliżające sylwetki wielkich Polaków, reprezentujących różne dziedziny nauki czy kultury, niegdyś sławnych i podziwianych, obecnie zapomnianych.

Staraliśmy się zatem utrzymać układ treści jak w innych książkach w tej serii oraz pominęliśmy trzech znanych i wybitnych podróżników, którzy zostali już w nich opisani, a mianowicie Henryka Arctowskiego, Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego i Bronisława Piłsudskiego.

Dużym problemem był dobór nazwisk. Jeden ze słowników biograficznych polskich podróżników opisuje ponad 600 osób. Każdy wybór niewielkiej grupy spośród takiej rzeszy będzie dyskusyjny.

Po długich naradach z Redakcją Sportu i Turystyki wybraliśmy 33 podróżników, zarówno powszechnie znanych, jak Czesław Centkiewicz i Mariusz Zaruski, czy też obecnie zupełnie zapomnianych, jak Konstanty Jelski lub Hieronim Stebnicki. Wszyscy oni są jednak godni upamiętnienia ze względu na zasługi dla poznania świata i rozwoju światowej nauki.

Warto zaznaczyć, że znakomita większość opisywanych przez nas podróżników, podobnie jak wielu innych przedstawicieli polskiej kultury i nauki (między innymi Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Eliza Orzeszkowa, Czesław Miłosz), urodziła się na Kresach Wschodnich.

Analizując kierunki podróży bohaterów tej książki, można zauważyć, że znaczna ich część wędrowała na Syberię lub w okolice Kaukazu. Byli to głównie zesłańcy, w tym polscy żołnierze wcieleni do wojska rosyjskiego. Jest to zjawisko oczywiste. Pierwsi Polacy zostali bowiem zesłani przez Rosjan na Syberię już w XVII wieku, a później napływali tam falami po konfederacji barskiej, powstaniach w XIX wieku, aż do lat po II wojnie światowej. Była to przeważnie inteligencja – drobna szlachta, mieszczanie, ludzie wykształceni. Ich zasługi dla poznania Syberii i Kaukazu są olbrzymie. Potęga obecnej Rosji wynika z eksploatacji bogactw naturalnych, w tym ropy naftowej i gazu ziemnego. Rozpoznanie tych bogactw jest w dużej mierze zasługą polskich geologów – zesłańców.

Jako autorzy mieliśmy te same problemy, co inne osoby zajmujące się literaturą faktu. Były przypadki, gdy trzy poważne źródła podawały trzy różne daty dotyczące tego samego wydarzenia. Trzeba wówczas robić „śledztwo”, które źródło jest najbardziej wiarygodne oraz szukać kolejnych, bardziej szczegółowych opracowań.

Książka ta jest nie tylko dziełem autorów, ale również trzech Pań Redaktorek. Przede wszystkim była to pani Krystyna Malik – pierwsza czytelniczka naszych tekstów, zgłaszająca wiele uwag. Druga to pani Barbara Czechowska, która włożyła bardzo wiele trudu w „zorganizowanie” czy wręcz „zdobycie” i dobór ilustracji oraz nadała ostateczną formę książce. Trzecia to pani Urszula Lewandowska, która przez wiele miesięcy czuwała nad całością. Bardzo im dziękujemy.

Dziękujemy też serdecznie osobom, które przekazały informacje i dostarczyły materiały dotyczące podróżników oraz krytycznie oceniały niektóre już gotowe nasze teksty. Byli to: Paweł Anders, Juliusz Jakimowicz, Jarosław Jaskólski, Maciej Klósak, Romuald Koperski, Szymon Piotr Kubiak, Zdzisław Leliwa, Jerzy Pereyma, Tomasz Schramm, Igor Strojecki i Andrzej Kajetan Wróblewski. W imieniu własnym oraz Redakcji Sportu i Turystyki składamy również ogromne podziękowania za udostępnienie zdjęć i archiwalnych materiałów ilustracyjnych: Lucjanowi Kasprzakowi, Pawłowi Kuśmierskiemu, Romualdowi Koperskiemu, Janowi Mazance, Zbigniewowi Majkrzakowi, Markowi Moczulskiemu, Annie Puchalskiej-Żelewskiej, Tomaszowi Schrammowi, Łukaszowi Skubiszowi, Igorowi Strojeckiemu, Robertowi Szyjanowskiemu, Zdzisławowi Leliwie, Fundacji im. Kazimierza Nowaka, Bibliotece Cyfrowej Uniwersytetu Łódzkiego, Bibliotece Uniwersyteckiej w Toruniu, Bibliotece Naukowej PAU i PAN w Krakowie, Bibliotece Narodowej, Muzeum i Instytutowi Zoologii PAN w Warszawie, Muzeum-Zamkowi w Łańcucie, Muzeum Niepołomickiemu w Niepołomicach, Polskiej Akademii Nauk Archiwum w Warszawie, Muzeum Ziemi PAN w Warszawie i Muzeum Okręgowemu Ziemi Kaliskiej w Kaliszu.

Mamy nadzieję, że ten zbiorowy wysiłek przypadnie do gustu Czytelnikom naszej książki.

Maria i Przemysław Pilichowie

Autorzy na jednym ze spotkań z czytelnikamiByli niczym wicher nadciągający z gór.

Przybyli tu w poszukiwaniu złota, bydła

i zboża, rabując wszystko, co napotykali na

swej drodze.

Kronikarz rzymski o najazdach ludów stepowych

Wysłannik papieski do Wielkiego Chana Benedykt Polak, pierwszy polski podróżnik, którego można uznać za prekursora polskiej geografii

Jest postacią dość tajemniczą. Wiadomo, że był zakonnikiem, ale właściwie nic ponadto, choć na jego temat stworzono oczywiście wiele teorii. Nie wiadomo dokładnie, gdzie i kiedy się urodził ani też gdzie i kiedy zmarł.

Był rzeczywiście pierwszym polskim podróżnikiem, i to nie byle jakim. Przewędrował bowiem lądem konno z Polski do dalekiej Mongolii i z powrotem. Ponad ćwierć wieku przed Marco Polo dotarł w głąb Azji. Jechał „w ciemno”, gdyż o krajach położonych na wschód od Rusi Kijowskiej nie wiedziano wówczas w Europie praktycznie nic. Zwano je Tartarią, a jej mieszkańców posądzono o zjadanie ciał swoich ofiar.Benedykt Polak urodził się około 1200 roku może w Wielkopolsce, a może na słowiańskim jeszcze wówczas Dolnym Śląsku.

Opowieść o podróży Benedykta należy zacząć od informacji, że tereny położone na wschód od Rusi Kijowskiej były w XIII wieku w Europie zupełnie nieznane. Krążyły o nich fantastyczne, na ogół przerażające wieści. Choć cywilizacje ludów stepowych były zupełnie inne niż rolnicze cywilizacje Europy, to pod wieloma względami przewyższały naszą część świata. Dotyczy to zwłaszcza taktyki i techniki wojennej.

Wojownicy ze wschodnich stepów wielokrotnie najeżdżali Europę. W starciu koczowniczych ludów stepowych z rolniczymi narodami naszej części świata zawsze wojny wygrywali ci pierwsi. Tylko w naszej erze Europę atakowali między innymi Hunowie (w IV wieku), Scytowie (w V wieku), Awarowie (w VI wieku), a później Bułgarzy, zwani dziś Protobułgarami. W IX wieku byli to Węgrzy, a w XIII wieku – Mongołowie. Celem ataków był najczęściej „mały step”, czyli rzymska Pannonia (wschodnia część obecnych Węgier). Koczownicy, na nasze szczęście, niechętnie zapuszczali się w lesiste tereny na północ od Karpat.

Mongołowie w 1240 roku zdobyli Kijów, w następnym roku pod wodzą Batu-chana uderzyli na Węgry, natomiast Polskę zaatakowały siły osłaniające, liczące około 10 tysięcy jeźdźców. Dziewiątego kwietnia 1241 roku Polacy ponieśli klęskę w bitwie pod Legnicą; w walce zginął książę Henryk Pobożny. Na wiadomość o śmierci w dalekim Karakorum wielkiego chana Ugedeja wojska mongolskie wróciły do ojczyzny, zostawiając za sobą spustoszoną południową Polskę, teren obecnych Węgier i częściowo dzisiejszej Chorwacji. W literaturze można napotkać informacje, że były to najazdy tatarskie. Są to przekazy błędne – Tatarzy jako naród w XIII wieku jeszcze nie istnieli.

Papież Innocenty IV zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niosą najazdy mongolskie. Był Genueńczykiem, a już w 1223 roku faktorie genueńskie na Krymie zostały najechane przez Mongołów. Postanowił wysłać poselstwa o charakterze dyplomatyczno-szpiegowskim, aby przekonać Mongołów do zaniechania najazdów na Europę i skierować ich na terytoria zajmowane przez wyznawców islamu, którzy w tym czasie zajęli Ziemię Świętą. Z czterech poselstw do Mongolii dotarło tylko jedno – właśnie to z udziałem Benedykta Polaka.

Głównym inicjatorem wyprawy nie był jednak sam papież, ale włoski franciszkanin Jan z Pian del Carpine (Giovanni da Pian del Carpine). Był on prowincjałem zakonu franciszkanów na Polskę. Widział skutki straszliwego najazdu Mongołów w 1241 roku na nasz kraj i kraje sąsiednie, i dlatego już w 1244 roku udał się do Lyonu, który był wówczas siedzibą papieża Innocentego IV. Obaj początkowo myśleli o zorganizowaniu wyprawy krzyżowej, ale gdy to okazało się niemożliwe, postanowiono wysłać poselstwa.

Poselstwo wyruszyło z Lyonu 16 kwietnia 1245 roku. Janowi, będącemu już wówczas w sędziwym wieku, towarzyszył Czech – brat Czesław, który jednak do Mongolii nie dotarł. Przez Pragę zakonnicy przybyli do Wrocławia, gdzie dołączył do nich Benedykt Polak. Tutaj też poselstwo spotkało się z księciem śląskim Bolesławem Rogatką, synem zabitego pod Legnicą Henryka II Pobożnego. Posłowie zostali powitani z radością. Budzili nadzieję, że dzięki nim nie będzie następnych najazdów mongolskich. Jak wiemy z dziejów Polski, była to niestety nadzieja złudna.

Z Wrocławia posłowie, już z Benedyktem Polakiem, ruszyli konno do Łęczycy, gdzie na dworze Konrada Mazowieckiego spotkali księcia ruskiego Wasylka. Od niego uzyskali wiele informacji o państwie Mongołów i z nim powędrowali dalej do Włodzimierza Wołyńskiego. Kolejnym etapem podróży był zniszczony wojną Kijów.

Tu zdobyli kolejne, bardzo cenne dla nich informacje na temat celu podróży oraz zamienili konie na małe stepowe koniki, które miały niewielkie wymagania i w zimie potrafiły wygrzebać trawę spod śniegu. A była to już zima, opuścili bowiem Kijów 4 lutego 1246 roku. Jechali wzdłuż Dniepru, w dół rzeki, na południowy wschód.

Jechali lasami, a później zaczęły się stepy, na których mieli spędzić wiele miesięcy. Była zima, więc były one pokryte śniegiem. W lecie zaś są to rozległe równiny porośnięte w niektórych miejscach wysoką trawą, która cały czas faluje, nawet gdy pozornie nie ma wiatru. Stepy to gigantyczne, niemal płaskie przestrzenie pozbawione drzew, czasem gdzieś na horyzoncie widać góry. Taki krajobraz działa przygnębiająco na mieszkańca naszej części Europy.

Minęli Kaniów nad Dnieprem. Był to pograniczny gród Rusi Kijowskiej. Dalej rozciągało się gigantyczne wówczas imperium mongolskie. Patrol graniczny tego imperium zatrzymał posłów, przesłuchał, dał nowe konie i pod eskortą odesłał do Batu-chana, który władał tą częścią państwa mongolskiego. Przekroczyli Don i skierowali się do ujścia Wołgi, nad Morze Kaspijskie, gdzie niedaleko dzisiejszego Astrachania miał swoją zimową rezydencję władca. Przyjął ich w namiocie króla węgierskiego, zdobytym w 1241 roku. Przeczytał list od papieża, przetłumaczony na języki: ruski, arabski i mongolski, i wysłał poselstwo dalej, do Wielkiego Chana.

Wyruszyli 8 kwietnia 1246 roku w dalszą morderczą podróż. Była już wiosna, ale w siodłach spędzali dziennie wiele godzin, zmieniając jedynie konie. Prowadzili ich mongolscy przewodnicy. Wędrowali przez stepy dzisiejszego Kazachstanu, minęli Morze Kaspijskie i Jezioro Aralskie.

Minęli następnie jezioro Bałchasz i wjechali do Kotliny Dżungarskiej, która stanowi obniżenie pomiędzy górami Ałtaj, gdzie wysokości przekraczają 4500 metrów nad poziomem morza, i górami Tien-Szan, gdzie wysokości przekraczają 7000 metrów nad poziomem morza. Trasa wędrówki stanie się zrozumiała, gdy spojrzymy na mapę – po prostu omijali wysokie góry tej części Azji.

U stóp Ałtaju podróżników złapała śnieżyca, a było to 29 czerwca 1246 roku. Wędrując dalej, już w obecnej Mongolii, przekroczyli Góry Changajskie i wkroczyli do doliny rzeki Orchon. Tu zobaczyli wielką przestrzeń pokrytą jurtami i namiotami. Trwały bowiem przygotowania do elekcji nowego Wielkiego Chana. Przybyli na nią możnowładcy z całego imperium, a także posłowie między innymi z Korei, Chin, Mezopotamii, Persji i Gruzji. Posłów od papieża traktowano z wielkim szacunkiem. Nowym władcą został Gujuk (imię to różnie jest zapisywane), wnuk Czyngis-chana. Osadzono go na tronie 24 sierpnia 1246 roku, ale papiescy posłowie długo czekali na audiencję. Nie przyniosła ona jednak żadnych wyników – na wszystkie propozycje papieża odpowiedzi były negatywne. Z tej strony zatem poselstwo zakończyło się fiaskiem. Z drugiej zaś, dzięki Janowi z Pian del Carpine i Benedyktowi Polakowi, Europa mogła dowiedzieć się czegoś o ludach Wielkiego Stepu. Niestety, nie zobaczyli oni ówczesnej stolicy Mongolii, czyli miasta Karakorum.

W obozie nad rzeką Orchon „nasi” podróżnicy spędzili prawie cztery miesiące, w drogę powrotną wyruszyli 13 listopada 1246 roku. Znów czekała ich zima w stepach, na mrozie i często w śnieżycy. Opis drogi powrotnej jest bardzo skąpy, można jednak przypuszczać, że wracali tą samą trasą, którą przybyli. Do Kijowa dotarli 9 czerwca 1247 roku, droga powrotna zajęła im więc prawie pół roku. Powitani zostali tak, jakby wrócili z zaświatów. Czekała ich jednak dalsza droga. Do Lyonu przybyli 18 listopada 1247 roku, cała wyprawa trwała zatem dwa lata i siedem miesięcy. Nadszedł teraz czas na złożenie ustnych sprawozdań i przelanie ich na papier.

Benedykt Polak powrócił do ojczyzny w 1248 roku i przypuszczalnie zamieszkał w Krakowie, gdyż wiadomo, że w 1252 roku był gwardianem miejscowego klasztoru Franciszkanów. Joachim Lelewel twierdził, że Benedykt dożył sędziwego wieku i umarł około 1280 roku. W Krakowie stoi do dziś wspaniały kościół Franciszkanów ze słynnymi witrażami Stanisława Wyspiańskiego. Być może w podziemiach tego kościoła spoczywają doczesne szczątki naszego pierwszego podróżnika.

W 1253 roku, a więc sześć lat po powrocie Jana z Pian del Carpine i Benedykta Polaka do Europy, ruszyło do Mongolii następne poselstwo. Kierował nim również franciszkanin, rodem z Flandrii, Willem Rubruk. Podróżowali początkowo inną trasą – przez Konstantynopol, Krym, stepy dzisiejszej południowej Rosji do obozu Batu-chana nad dolną Wołgą. Dalej wędrowali już trasą zbliżoną do trasy Jana i Benedykta.

Jeszcze później, przypuszczalnie w 1275 roku, do Mongolii zawitali: Niccolo Polo, jego brat Maffeo Polo i syn Niccola, znany powszechnie jako Marco Polo. Rodzina ta pochodziła z Dalmacji i pierwotnie nosiła popularne w dzisiejszej Chorwacji nazwisko Pilich.

Po drugiej wojnie światowej Mongolię odwiedziło wiele polskich wypraw: trampingowych, alpinistycznych i geologicznych. W muzeach w Polsce stoją szkielety dinozaurów z pustyni Gobi. Wszystkie te wyprawy docierały do celu albo samolotami, albo linią transsyberyjską. Należy więc zwrócić uwagę na inną, zorganizowaną w 2004 roku, wyprawę samochodową „Śladami Benedykta Polaka”. Z Polski wyruszyły trzy samochody terenowe, dwa z nich dotarły do celu. Wyprawa ta została opisana w książce Bolesława A. Uryna Mongolia: wyprawy w tajgę i step (Pelplin 2005).

Analogię do gigantycznej, liczącej tysiące kilometrów konnej wędrówki Benedykta Polaka i jego towarzyszy można znaleźć w fascynującej książce Na szlaku Czyngis-Chana (Kraków 2014) australijskiego podróżnika Tima Cope’a. W czerwcu 2004 roku wyruszył on konno z Mongolii na Węgry. Pokonał stepami około 10 tysięcy kilometrów i jesienią 2007 roku dotarł nad Dunaj. Wędrował szlakiem najazdów mongolskich na Europę, którego duża część pokrywała się z trasą pokonaną przez Benedykta Polaka.

Na wrocławskim placu biskupa Nankiera w 2004 roku umieszczono tablicę w językach polskim i angielskim, informującą, że Benedykt Polak wyruszył z tego miejsca z misją papieską do chana Mongołów. We Wrocławiu i w warszawskiej dzielnicy Ursynów znajdują się ulice Benedykta Polaka. Na pamiątkę wyprawy organizowane są w Łęczycy coroczne imprezy pod nazwą Jarmark Benedykta Polaka. W 2010 roku w bramie łęczyckiego zamku odsłonięto tablicę upamiętniającą podróżnika.

Benedykt Polak stał się również bohaterem książki dla dzieci Wyprawa niesłychana Benedykta i Jana Łukasza Wierzbickiego (Konstancin 2011).

W 2008 roku z inicjatywy Ambasady Republiki Kazachstanu w Rzeczypospolitej Polskiej ukazała się w Warszawie książka: Benedykt Polak. Z Europy do Azji przez Kazachstan (1245–1247). Obszerny wstęp napisał Jerzy Strzelczyk. W książce zamieszczono faksymile tekstu Benedykta (oryginału znajdującego się w Austriackiej Bibliotece Narodowej) oraz jego relację w wersji łacińskiej, polskiej, kazachskiej i rosyjskiej, opatrzone komentarzami. Zaskakuje niewielka objętość relacji Benedykta Polaka – są to zaledwie trzy strony. Należy ją zatem rozpatrywać łącznie z zapisami Jana z Pian del Carpine. Ponadto w książce tej można znaleźć list papieża Innocentego IV i pismo Wielkiego Chana Gujuka do tegoż papieża.Czyngis-chan – twórca i wieloletni władca imperium mongolskiego, obraz z XIV wieku. Fot. Wikimedia Commons (National Palace Museum in Taipei)

Mongołowie zjadają ciała swoich ofiar. Strach przed nimi był w XIII-wiecznej Europie tak wielki, że obawiali się ich nawet wyspiarze. Ilustracja z kroniki angielskiej z XIII wieku. Fot. ze zbiorów Roberta Szyjanowskiego

Bitwa pod Legnicą, ilustracja z 1451 roku. Fot. Wikimedia Commons (Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego)

Bolesław Rogatka przyjął we Wrocławiu poselstwo Jana z Pian del Carpine i Benedykta Polaka w drodze do Wielkiego Chana, rysunek Jana Matejki z 1879 roku. Fot. ze zbiorów Biblioteki Narodowej

Benedykt Polak nad jeziorem Bałchasz (rekonstrukcja, na zdjęciu Robert Szyjanowski). Fot. Paweł Kuśmierski, I Wyprawa Śladami Benedykta Polaka, Kazachstan 2004

Benedykt Polak w letniej siedzibie chanów – Syra Orda (rekonstrukcja, na zdjęciu Robert Szyjanowski). Fot. Paweł Kuśmierski, I Wyprawa Śladami Benedykta Polaka, Mongolia 2004

Wielki Chan Gujuk, ilustracja z 1438 roku. Fot. Wikimedia Commons (Bibliothèque nationale de France)

Niccolo Polo z bratem Maffeo Polo doręczają papieżowi Grzegorzowi X list
od Kubilaj-chana, ilustracja z XV wieku. Fot. Wikimedia Commons

Fotokopia tekstu Benedykta Polaka zawierającego relację z podróży do Mongolii. Fot. ze zbiorów Biblioteki NarodowejWiek piętnasty nad światem przetaczał się z wolna,

był rok tysiąc czterysta siedemdziesiąty szósty,

Gdy słynny polski żeglarz, niejaki Jan z Kolna

Prowadził swe okręty pośród morskich pustyń.

Andrzej Waligórski

Pierwszy Polak w Ameryce Jan z Kolna, polski wiking

O Janie z Kolna nie wiadomo praktycznie nic konkretnego. Ta na pół legendarna postać weszła jednak do polskiej literatury, do polskiej sztuki i do polskich legend.

Namalował go Jan Matejko, pisał o nim Stefan Żeromski, powstał dramat, książka dla dzieci, została nawet skomponowana opera Jan z Kolna. Interesowali się nim uczeni nie tylko polscy, ale też duńscy, francuscy, a nawet peruwiańscy. Te wszystkie opisy, wizerunki, teorie to jednak tylko fantazja.Opowieść o Janie z Kolna należy zacząć od informacji o genialnych żeglarzach, jakimi byli Normanowie. Miano to oznacza „ludzi przybyłych z północy”, ale zwano ich później wikingami od staroskandynawskiego słowa „viking”, oznaczającego zbrojną wyprawę. Pominiemy tu ich „działalność” w Europie, gdzie na przykład potrafili zdobyć Sycylię będącą w rękach Arabów i docierali aż do Konstantynopola.

Fiordy Norwegii są do dziś doskonałymi naturalnymi portami. Stąd wikingowie wyruszali na swoje wyprawy. Ruszyli też na północ. W 874 roku założyli pierwsze osiedle na wyspie Islandii, tam gdzie dziś jest stolica tego kraju, Reykjavík. W roku 983 Eryk Rudy, awanturnik i morderca, popłynął dalej i dotarł do niegościnnego lądu pokrytego lodowcami. Wzdłuż wybrzeża ruszył na południe, przybył do bardziej gościnnych terenów porośniętych świeżą, zieloną trawą i dlatego nadał tej wyspie nazwę Grenlandia, czyli Zielony Kraj.

Normanowie osiedlili się na południowo-zachodnim wybrzeżu tej wyspy, czyli od strony obecnej Kanady. Już kilka lat później jeden z ich statków zabłądził i dotarł do wybrzeży Ameryki. Zorganizował tę wyprawę około 1000 roku syn Eryka Rudego, Leif zwany Szczęśliwym. Żeglarze dotarli do skalistego, bezludnego wybrzeża, które nazwali Hellulandem – Krajem Skalistym. Popłynęli dalej na południe aż do Marklandu, czyli Kraju Lesistego. Żeglowali dalej i dotarli do brzegu, gdzie rosło dzikie wino – stąd nazwa Winland – kraj Winnej Latorośli.

Tak więc Normanowie kilkaset lat przed Kolumbem przybyli do Ameryki. Potwierdzają to nie tylko sagi skandynawskie, ale także archeolodzy, którzy odkryli pozostałości obozowisk Normanów w Kanadzie.

Wikingowie pływali po morzach Północy przez setki lat. W 1476 roku (a więc 16 lat przed wyprawą Kolumba) pojawia się w służbie duńskiej Jan, w dokumentach z XVI i XVII wieku określany często jako Polonus. Znamy więc jego imię. Jego nazwisko, czy może raczej przydomek, pojawia się natomiast w około 20 wersjach: Scolvus, Scoluus, Scoluo, Scolus, Scolnus, Scolno itd. Zebrał je sumiennie historyk geografii Bolesław Olszewicz.

O samym Janie nie wiemy praktycznie nic! Nie ma go w dokumentach z XV wieku, piszą o nim dopiero autorzy XVI-wieczni. W 1455 roku w spisie studentów Akademii Krakowskiej występuje jako Johannes Nicolai de Colno, ale również jako Johannes Johannis de Colno. Czy był on jednak „naszym” Janem – nie wiadomo.

Archeolog Zdzisław Skrok w swojej doskonałej, dobrze udokumentowanej książce Kto odkrył Amerykę? (Warszawa 1987) przytacza słowa Francuza François de Belleforesta z 1570 roku: Aby się nie zdawało, że zbyt pochlebiam swoim rodakom należy pokrótce ukazać, komu należy się sława odkrycia tego kraju borealnego (Labradoru); nie przysługuje ona Hiszpanowi, Portugalczykowi ani Francuzowi, gdyż to Polak Jan Scolnus dotarł tam już w Roku Pańskim 1476, o wiele wcześniej niż królowie katoliccy czy portugalscy wysłali Kolumba bądź Vespucciego w podróż do obcych krajów, ów polski pan, przepłynąwszy Morze Norweskie oraz Wyspy Grenlandzkie, Thule i inne nieznane, dotarł do cieśniny, która zwie się Cieśniną Arktyczną. Francuski autor nie ma wątpliwości, że Jan był Polakiem, myli się natomiast, że odkrył on Labrador. Byli tam bowiem już około 1000 roku wikingowie.

O polskim pochodzeniu Jana pisał, również w XVI wieku, Niderlandczyk Korneliusz Wytfliet. W 1671 roku kolejny autor, Johannes Horn, napisał: Jan Scolnus Polak z rozkazu Christiana I, króla Danii, odkrył w roku 1476 Morze Anian i Labrador.

No cóż – nie wszyscy zgadzają się z tym, że Jan był Polakiem. Miał być też Duńczykiem, Norwegiem, Portugalczykiem oraz Katalończykiem. Trudno dziś dociec, kim był naprawdę. Może jednak rzeczywiście pochodził z mazowieckiego, położonego blisko Prus Kolna? Argumenty niektórych zachodnich autorów są bowiem po prostu śmieszne. Duńczyk Sofus Larsen twierdzi na przykład, że słowo Polonus powstało z mylnego odczytania słowa „piloto” (po hiszpańsku: nawigator).

Sprawę pochodzenia Jana jako pierwszy z polskich autorów poruszył Joachim Lelewel. W 1814 roku w książce Historia geografii i odkryć napisał:

Jan Szkolny (Scolnus) Polak pod Krystianem królem duńskim roku 1476 cieśninę Anjan i ziemie Laboratoris (Labrador) odkrył. Tenże Lelewel ponad 30 lat później zmienił Scolnusa na Jana z Kolna. Pod tym imieniem nasz bohater przeszedł do polskiej literatury i polskiej sztuki.

Namalował go Jan Matejko na obrazie Wpływ Uniwersytetu na kraj w wieku XV. Jan z Kolna trzyma w ręku bryłę złota symbolizującą skarby Nowego Świata, a także bytność żeglarza za Atlantykiem. Obraz wisi obecnie na Zamku Królewskim w Warszawie, a jest jednym z dwunastu szkiców z cyklu Dzieje cywilizacji w Polsce.

Należy jednak dodać, że nie wiemy, jak naprawdę wyglądał Jan z Kolna, i jego wizerunek stworzony przez Matejkę jest zupełną fantazją.

Jeszcze dalej poszedł Stefan Żeromski w powieści Wiatr od morza. Napisał, że nasz żeglarz był to: człowiek wzrostu wielkiego, w barach szeroki, twardy w karku, o grubym brzuchu, a kolanach i stopach potężnych. Latem i zimą w koszuli na piersiach rozpiętej, z gołą głową, którą włos długi, gesty i bujny porastał, w skórzniach po same pachwiny i lekkim na ramionach kaftanie, lubował się w deszczach i mrozie, a oddychał wielkimi płucami naprawdę szeroko dopiero wśród wichrów Północy. Ten opis to całkowita fikcja literacka.

O Janie z Kolna pisali ponadto: kaszubski pisarz Hieronim Derdowski, Deotyma (Jadwiga Łuszczewska), Franciszek Fenikowski i Wanda Wasilewska (Legenda o Janie z Kolna po raz pierwszy wydana w 1936 roku). W 2012 roku ukazała się powieść historyczna (z wątkiem współczesnym) Andrzeja Dudzińskiego Manuskrypt Jana Żeglarza.

Warto jeszcze wspomnieć o pewnym ciekawym epizodzie związanym ze wspominanym tu kilkakrotnie Kolumbem. Zanim odkrył Amerykę, wiele podróżował. Według wielu uczonych nie popłynął na zachód „w ciemno”, ale dysponował jakimiś informacjami i mapami. Na Azorach zaopiekował się umierającym staruszkiem, który z kilkoma ludźmi miał przypłynąć z Nowego Świata. To właśnie ten staruszek miał mu przekazać mapy środkowego Atlantyku i Karaibów. Kolumb zachował to dla siebie – chciał być pierwszym odkrywcą Indii Zachodnich. Według nieżyjącego już profesora Tadeusza Kowaleczki, Polaka z uniwersytetu w Santiago de Chile, tym staruszkiem miał być Jan z Kolna. Teoria fascynująca, ale mało prawdopodobna.

Peruwiański autor L. Ulloa natomiast wręcz utożsamia Kolumba z Janem z Kolna, używając argumentu, że w życiorysie Kolumba jest wiele niejasności. Niejasności faktycznie są, ale ukrycie faktu wielomiesięcznej wyprawy Kolumba do krajów polarnych jest niemożliwe. Poza tym na północ pływali wówczas tylko Normanowie i Anglicy. Ani Hiszpanie, ani Portugalczycy, ani też inne potęgi morskie, takie jak Genua i Wenecja, nie byli zainteresowani tamtymi okolicami. Wyjątek stanowią wielorybnicy z Portugalii, którzy zapuszczali się dość daleko na północny Atlantyk. Byli oni jednak zainteresowani wielorybami, a nie odkrywaniem nowych lądów. Tak więc teorię peruwiańskiego uczonego należy włożyć między bajki. Niemniej jednak inni poważni autorzy wspominają o „tajemniczym sterniku”, którego Kolumb miał spotkać na Azorach.

Zastanawia trasa podróży Kolumba do Ameryki. Wybrał drogę optymalną, jaką do dziś wędrują żeglarze. Najpierw popłynął na Wyspy Kanaryjskie i dopiero stąd 9 września 1492 roku ruszył na zachód, wykorzystując dobre wiatry i prądy morskie. Wracał inną, położoną bardziej na północ trasą, znów korzystając ze sprzyjających wiatrów i prądów. Dopłynął najpierw na znane mu wcześniej Azory i 3 marca 1493 roku zawinął do Lizbony. Skąd jednak znał wiatry i prądy? Może jednak miał jakieś nieznane dziś mapy? Teoria o tym staruszku spotkanym na Azorach staje się prawdopodobna.

W Kolnie na Kurpiach upamiętniono odkrycie Ameryki przez Jana z Kolna płaskorzeźbą na tak zwanym Pomniku Niepodległości. Jest tu też ulica Jana z Kolna i rondo Jana z Kolna. Myśli się nawet o pomniku. Coroczny czerwcowy festyn, największy w mieście, nosi nazwę Imieniny Jana z Kolna. Od 2006 roku działa Towarzystwo „Jan z Kolna”.

W wielu innych miastach, na przykład Gdyni, Gdańsku, Sopocie, Koszalinie, Szczecinie, też są ulice Jana z Kolna. W Szczecinie, we wnęce okazałej fontanny na Wałach Chrobrego, stoi posąg Jana z Kolna. Żeglarz z długą brodą wspiera jedną rękę na kotwicy, w drugiej trzyma model żaglowca. Jacht Jan z Kolna w 1973 roku odbył 65-dniowy rejs, nagrodzony jako Rejs Roku, najdłuższy (6467 mil morskich) w historii Yacht Klubu Polski Gdynia.

W 2011 roku ukazała się poetycka baśń dla dzieci O Janku z Kolna, który odkrył Amerykę autorstwa kurpianki Janiny Anny Krzyżewskiej. W 1973 roku powstała również opera Jan z Kolna skomponowana przez Jana Michała Wieczorka do dramatu Leona Roppla Żeglarz Złocistego Słońca: (odejście Jana z Kolna) z 1949 roku.

To wszystko utrwala piękną legendę.

Opowieść o Janie z Kolna kończymy elementem humorystycznym.

W okresie międzywojennym opublikowano w nakładzie 262 egzemplarzy Epistołę Krzysztofa Kolumba o odkryciu Ameryki. Jej autorem był Kazimierz Piekarski, kustosz Biblioteki Narodowej w Warszawie. Oto fragment:

Nieprzyjemna to rzecz Polakowi za morze się wyprawić, jak tego dowiódł Jan z Kolna, który – choć Amerykę odkrył – piętą chytremu Genueńczykowi Kolumbowi dowcipem nie sprostał. A wśród różnych przyczyn ta najpierwej do postradania chwały i szkody dla naszego narodu przywiodła, iż tylko nawigacją się parał, miasto księgi i epistoły imprymować, któremi by wieści o owych dalekich krajach szyrzył .

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersjiLeif zwany Szczęśliwym, syn Eryka Rudego, w drodze do Winlandii, obraz Christiana Krohga z 1893 roku. Fot. Wikimedia Commons (Nasjonalgalleriet Oslo)

Collegium Maius, najstarsza część Akademii Krakowskiej, tu prawdopodobnie pobierał nauki Jan z Kolna, grafika Michała Stachowicza z 1821 roku. Fot. ze zbiorów Biblioteki Narodowej

Joachim Lelewel – historyk, działacz polityczny – jako pierwszy zebrał zapiski dotyczące żeglarza, uznał go za Polaka i nadał mu polską wersję imienia – Jan z Kolna. Fot. ze zbiorów Biblioteki Narodowej

Bolesław Olszewicz – historyk geografii i kartografii – w 1933 roku poddał
krytyce tezę Lelewela dotyczą polskiego pochodzenia Jana z Kolna. Fot. Wikimedia Commons
(„Czasopismo Geograficzne” 1963)

Wejście Krzysztofa Kolumba na pokład statku w porcie Palos 3 sierpnia 1492 roku, obraz Ricarda Balaco z muzeum w La Plata (Argentyna). Fot. NAC

Posąg Jana z Kolna wkomponowany we wnękę fontanny na Wałach Chrobrego w Szczecinie. Fot. Łukasz Skubisz

Posąg (projekt konkursowy) żeglarza Jana z Kolna, autorstwa artysty rzeźbiarza Aleksandra Żurakowskiego. Praca otrzymała II nagrodę w konkursie rzeźbiarskim na wizerunki wybitnych Polaków, 1928 rok. Fot. NAC
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: