Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wspomnienia Andrzeja Edwarda Koźmiana. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wspomnienia Andrzeja Edwarda Koźmiana. Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 524 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS ROZ­DZIA­ŁÓW TOMU II.

Roz­dział X.

Od zgo­nu ce­sa­rza Alek­san­dra do koń­ca sądu sej­mo­we­go. Rok 1826, 1827, 1828… 1

Roz­dział XI.

Od koń­ca sądu sej­mo­we­go do ko­ro­na­cyi włącz­nie. Rok 1828 i 1829… 76

Roz­dział XII. i XIII.

Pa­ryż. Ko­niec roku 1829 i po­czą­tek roku 1830. Od kwiet­nia 1830 do 29 li­sto­pa­da. Po­wrót do kra­ju. Sejm. Dni aż do wy­bu­chu 29 li­sto­pa­da… 157

Roz­dział XIV.

Re­wo­lu­cya od 29 li­sto­pa­da roku 1830 do 8 wrze­śnia 1831… 318

Roz­dział XV.

Stan Eu­ro­py. Wy­sła­nie pierw­szych ajen­tów. Ma­ni­fest ce­sar­ski. Wy­dział dy­plo­ma­tycz­ny. Oba­wa kontr­re­wo­lu­cyi… 419

Roz­dział XVI.

Uciecz­ka Lu­bo­widz­kie­go. Ma­ni­fest. Zwo­ła­nie sej­mu. Dzien­ni­ki. Wy­dział dy­plo­ma­tycz­ny. Ul­tra­re­wo­lu­cya. Po­wrót Je­zier­skie­go. Zło­że­nie dyk­ta­tu­ry… 433

* * *ROZ­DZIAŁ X.

Ce­sarz Alek­san­der, któ­re­go umysł od lat kil­ku za­ciem­nił się ja­kimś nie­zwy­kłym smut­kiem i na­był skłon­no­ści do wy­obra­żeń mi­stycz­nych, od­mie­nił się tak­że w obo­jęt­no­ści, jaką zwykł był oka­zy­wać mał­żon­ce swo­jej, ce­sa­rzo­wej Elż­bie­cie. Stan jej zdro­wia wy­ma­gał, aby zimę pod cie­plej­szem prze­pę­dzi­ła nie­bem; uda­ła się więc do Ta­gan­ro­gu, gdzie ją ce­sarz od­wie­dzić po­spie­szył. Mó­wio­no, że, chcąc ją uprze­dzić o go­dzi­nie, o chwi­li swe­go przy­by­cia, wy­słał przed sobą ku­ry­era, któ­re­mu kar­tecz­kę z temi tyl­ko sło­wa­mi po­wie­rzył: "Je le su­ivrai de près". Ku­ry­er, pę­dząc bez wy­tchnie­nia, w dro­dze tknię­ty apo­plek­syą, umarł; gdy przy­był do Ta­gan­ro­gu, znaj­du­ją w pocz­to­wej ki­bit­ce tru­pa a na nim ce­sar­ską kar­tecz­kę, miesz­czą­cą tyl­ko te wy­ra­zy: "Je le su­ivrai de près", któ­re na umy­śle ce­sa­rzo­wej naj­sil­niej­sze i naj­bo­le­śniej­sze uczy­ni­ły wra­że­nie. Je­że­li to zda­rze­nie w isto­cie na­stą­pi­ło a ce­sarz o niem był za­wia­do­mio­ny, nie wąt­pić, że jego wraż­li­wa du­sza po­wzię­ła nowe i co­raz smut­niej­sze prze – czu­cia. Wkrót­ce po przy­by­ciu do Ta­gan­ro­gu zwie­dza­jąc po­dob­no ja­kiś po­bli­ski mo­na­ster, za­zię­bił się mo­nar­cha, w skut­ku cze­go róża, na któ­rą cier­piał w no­dze, skry­ła się, przy­szła go­rącz­ka, źle, jak mó­wio­no, le­czo­na i po kil­ku dniach cho­ro­by po­tęż­ny wład­ca Ro­syi, nie do­szedł­szy 25 lat pa­no­wa­nia a 50 ży­cia, skoń­czył je, ma­jąc przy Bo­bie z ca­łej ro­dzi­ny jed­nę tyl­ko żonę, z któ­rą po­ży­cie cią­głem za­nie­dba­niem i nie­jed­ną nie­wier­no­ścią za­truł i któ­rej cnót i przy­mio­tów do­tąd do­sta­tecz­nie nie oce­niał.

Tak na­gle, nie­spo­dzie­wa­nie i smut­nie na od­le­głych brze­gach pań­stwa snem wiecz­nym za­snął mo­nar­cha, któ­ry w pierw­szej mło­do­ści uj­mu­ją­cą po­sta­cią, chę­cią i da­rem po­do­ba­nia się, naj­szla­chet­niej­sze­mi uczu­cia­mi znie­wa­lał umy­sły i pod­bi­jał ser­ca; któ­ry, rów­nie szla­chet­ne­go mło­de­go Po­la­ka ob­raw­szy za przy­ja­cie­la, uzna­wał krzyw­dy Pol­ski i wy­na­gro­dzić je ślu­bo­wał; któ­ry, raz prze­ciw­nik dru­gi raz przy­ja­ciel i wiel­bi­ciel naj­więk­sze­go z Ce­za­rów, wy­zwa­ny przez nie­go do boju, w gra­ni­cach swe­go pań­stwa nie ugiął się, lecz po­mo­cy nie­ba we­zwaw­szy, wy­czer­pał wszyst­kie środ­ki obro­ny i zna­lazł naj­sku­tecz­niej­sze w po­słu­szeń­stwie i w nie­co dzi­kiej mi­ło­ści kra­ju ludu swe­go i w ży­wio­łach; któ­ry, zwy­cię­żyw­szy zwy­cięz­cę wszyst­kich, spo­iw­szy się sil­nym związ­kiem z całą Eu­ro­pą, umiał użyć zwy­cięz­twa z umiar­ko­wa­niem i z wspa­nia­ło­ścią i wten­czas na­peł­nił chwa­łą imie­nia swe­go świat cały, a chci­wy okla­sków cy­wi­li­zo­wa­nych na­ro­dów, za­dzi­wił i pod­bił umy­sły wśród sto­li­cy cy­wi­li­za­cyi; wten­czas to ży­cie jego naj­świet­niej­szym za­ja­śnia­ło bla­skiem, wkrót­ce po­tem blask ten przy­ciem­niać się za­czął. Na­stą­pi­ła i co – raz wię­cej roz­wi­ja­ła się zmia­na jego uspo­so­bie­nia i wy­obra­żeń. Te, któ­re był upodo­bał so­bie, któ­re ośmie­lał i wspie­rał, za­czął znie­chę­cać, po­tę­piać, prze­śla­do­wać; za­wód obu­dzo­nych na­dziei ostu­dzał za­pał i uf­ność za­wie­dzio­nych: epo­ka dru­ga ży­wo­ta ce­sa­rza Alek­san­dra oka­za­ła się w zu­peł­nej sprzecz­no­ści z pierw­szą,. Pierw­sza była epo­ką naj­świet­niej­szych na­dziei, dru­ga bo­le­snych za­wo­dów. Czę­sto u ko­biet żywa chęć po­do­ba­nia się może samą pięk­ność za­stą­pić; tak są tak­że i w dru­giej po­ło­wie rodu ludz­kie­go lu­dzie, u któ­rych żą­dza sła­wy, za­mi­ło­wa­nie okla­sków na­da­je po­zo­ry wiel­ko­ści du­szy i wspa­nia­ło­ści umy­słu. W ce­sa­rzu Alek­san­drze obok za­mi­ło­wa­nia gło­śnej chwa­ły da­wa­ła się upa­try­wać żą­dza pra­wie ko­bie­ca po­do­ba­nia się i znie­wa­la­nia serc i umy­słów. Temu to uspo­so­bie­niu jego przy­pi­sać na­le­ży wie­le i słów wy­rze­czo­nych i czy­nów do­ko­na­nych, któ­re chęt­nie szla­chet­no­ści i wspa­nia­ło­ści umy­słu przy­zna­wa­no. Praw­dzi­wej jed­nak wiel­ko­ści du­szy, spo­koj­nej, pew­nej sie­bie, jed­no­staj­nej mo­nar­cha ten nie po­sia­dał. Był on, że po­wtó­rzę po­wyż­sze po­rów­na­nie, jak te wab­ne za­lot­ni­ce, któ­re, umie­jąc ocza­ro­wać i pod­bić ser­ca, nie zdol­ne są przy­wią­zać ich na za­wsze. Na­po­le­on, wiel­ki znaw­ca lu­dzi, na­zwał go był naj­zręcz­niej­szym z Gre­ków; było w nim w isto­cie wie­le z grec­kiej a nie z rzym­skiej na­tu­ry. Jak­kol­wiek­bądź, śmierć tego wład­cy była wiel­kiem dla Pol­skie­go Kró­le­stwa nie­szczę­ściem. Naj­przód po zgo­nie jego przy­szłość przed­sta­wia­ła się ciem­nym mro­kiem po­kry­ta. Póki on żył, póty moż­na się było spo­dzie­wać, że acz­kol­wiek zo­bo­jęt­niał dla bytu Pol­ski, prze­cież tego, jaki utwo­rzył, znisz­czyć nie ze­chce. Któż mógł być pew­nym, ie na­stęp­ca jego bę­dzie się mnie­mał zwią­za­nym przy­rze­cze­nia­mi po­przed­ni­ka? Ła­two więc po­jąć, że gdy wieść o zgo­nie jego ude­rzy­ła w War­sza­wę i roz­bie­gła się po kra­ju, oba­wa i nie­pew­ność sta­ły się pierw­szem wra­że­niem ogól­nem.

Gmin nie ła­two wie­rzy w zwy­czaj­ną śmierć tych, któ­rych wy­wyż­sze­nie nie­zwy­czaj­nem było. W tym wy­pad­ku, nie­od­łącz­nym od ludz­kiej na­tu­ry, chce on za­wsze upa­try­wać karę, ze­mstę lub nie­cier­pli­wość dzie­dzi­ców wła­dzy zmar­łe­go. Mó­wio­no więc i wie­rzo­no, że ręka nie­na­wist­na lub przedaj­na skró­ci­ła ży­cie ce­sar­skie; z lu­dzi, zdol­nych roz­wa­gi, nikt tej wie­ści wia­ry nie da­wał.

Wia­do­mość o zgo­nie mo­nar­chy nad­bie­gła do War­sza­wy dnia 25 li­sto­pa­da (7 grud­nia). Prze­słał ją, wiel­kie­mu księ­ciu z Ta­gan­ro­ga je­ne­rał Dy­bicz, szef szta­bu ce­sar­skie­go, i je­ne­rał-ad­ju­tant ksią­żę Woł­koń­ski. Wia­do­mość ta we dwa dni póź­niej to jest 27 li­sto­pa­da (9 grud­nia) sta­nę­ła w Pe­ters­bur­gu i za­raz po jej ode­bra­niu wiel­ki ksią­żę Mi­ko­łaj, acz za­pew­ne nie taj­ne mu były po­sta­no­wie­nia, za­szłe w ro­dzi­nie jego na jego ko­rzyść, zło­żył przy­się­gę wier­no­ści i po­słu­szeń­stwa ce­sa­rzo­wi Kon­stan­te­mu I. W chwi­li po­tem rada ce­sar­stwa za­wia­do­mi­ła go, że w dniu 15 (28) paź­dzier­ni­ka 1823 po­wie­rzo­ne jej zo­sta­ły pa­pie­ry, opa­trzo­ne pie­czę­cią zmar­łe­go ce­sa­rza, z wła­sno­ręcz­nym jego pod­pi­sem: "Za­cho­wać w ra­dzie ce­sar­stwa, aż do­pó­ki in­a­czej nie roz­ka­żę, lecz w przy­pad­ku mej śmier­ci otwo­rzyć na se­syi nad­zwy­czaj­nej przed przy­stą­pie­niem do ja­kiej­kol­wiek­bądź czyn­no­ści;" że do­peł­nio­no tego roz­ka­zu i że te pa­pie­ry obej­mo­wa­ły list wiel­kie­go księ­cia Kon­stan­te­go z 14 (26) stycz­nia 1822 do ce­sa­rza Alek­san­dra, w któ­rym zrze­kał się na­stęp­stwa tro­nu, ma­ni­fest ce­sar­ski z 16 sierp­nia 1823, mocą któ­re­go na zrze­cze­nie się wiel­kie­go księ­cia ce­sarz ze­zwo­le­nie udzie­lał i na­stęp­cą swo­im w. ks. Mi­ko­ła­ja sta­no­wił, i że na­ko­niec do­ku­men­ta ta­ko­we w czte­rech eg­zem­pla­rzach zło­żo­ne były w ra­dzie pań­stwa, w sy­no­dzie, w se­na­cie i w ko­ście­le ka­te­dral­nym w Mo­skwie.

Do­nie­sie­nie o zło­że­niu przy­się­gi przez w. księ­cia Mi­ko­ła­ja i ra­zem o roz­pie­czę­to­wa­niu do­ku­men­tów, zo­sta­wio­nych przez zmar­łe­go ce­sa­rza, wy­pra­wio­ne zo­sta­ło na­tych­miast do War­sza­wy; tym­cza­sem w. ksią­żę Kon­stan­ty po ode­bra­niu wia­do­mo­ści o zgo­nie bra­ta na dru­gi dzień przez bra­ta swe­go w. księ­cia Mi­cha­ła, któ­ry znaj­do­wał się w War­sza­wie, prze­słał do Pe­ters­bur­ga dwa li­sty, je­den do mat­ki, dru­gi do bra­ta, w któ­rych stwier­dził zrze­cze­nie się swo­je do tro­nu na rzecz w. księ­cia Mi­ko­ła­ja, i w li­ście do te­goż upra­szał go o przy­ję­cie od nie­go pierw­sze­go przy­się­gi pod­dań­stwa i po­słu­szeń­stwa.

Wia­do­mość o zgo­nie ce­sa­rza Alek­san­dra, acz urzę­dow­nie nie­ogło­szo­na, wia­do­ma była w ca­łem pań­stwie; lecz przez dni pięt­na­ście świat pół­noc­ny w nie­spo­koj­nem i trwoż­li­wem zo­sta­wał ocze­ki­wa­niu, kto nad nim pa­no­wać bę­dzie – i po­no­wił się wi­dok, jaki nie raz pań­stwo rzym­skie za ce­sa­rzów przed­sta­wia­ło – gdy wśród spo­ru mię­dzy dwo­ma współ­za­wod­ni­ka­mi nie­wie­dział nie­szczę­śli­wa ludz­kość, komu na pa­stwę od­da­ną zo­sta­nie. Tu­taj spór nie był nie­przy­ja­zny, owszem po­zo­ra­mi szla­chet­no­ści po – kry­ty. W. ksią­żę Kon­stan­ty, któ­ry, ma­jąc przy­kład ojca przed oczy­ma, lę­kał się tro­nu, trwał w swo­jem zrze­cze­niu się praw do nie­go. Wiel­ki ksią­żę Mi­ko­łaj, któ­ry wie­dział o niem, lecz znał ru­chli­wy, zmien­ny, ka­pry­śny umysł bra­ta a ra­zem przy­wią­za­nie ludu ro­syj­skie­go do pier­wo­rodz­twa, z prze­zor­no­ścią żą­dał no­we­go uro­czy­ste­go po­twier­dze­nia woli bra­ter­skiej i dla tego pierw­szy zło­żył mu przy­się­gę; na ode­bra­nym li­ście wiel­kie­go księ­cia, któ­rym go ce­sa­rzem uzna­wał, nie­po­prze­stał, przez co­dzien­nych wy­słań­ców zręcz­nie na­le­gał, aby zmie­nił po­sta­no­wie­nie i przy­jął ko­ro­nę, wie­dząc, że się jej lę­kał i że się nig­dy­by nie od­wa­żył na to, cze­go się bał. Aż gdy na­ko­niec wiel­ki ksią­żę Kon­stan­ty wszyst­kim na­le­ga­niom wię­cej zręcz­nym jak szcze­rym oparł się, gdy w od­po­wie­dzi na za­wia­do­mie­nie o zło­żo­nej mu przy­się­dze przez wiel­kie­go księ­cia Mi­ko­ła­ja oświad­czył nie­zmien­ność swe­go po­sta­no­wie­nia, wąt­pli­wość wszel­ka co do oso­by jego usta­ła i brat jego młod­szy nie wa­hał się wejść w od­stą­pio­ne mu pra­wa i ogło­sić się ce­sa­rzem.

Przez te dni pięt­na­ście ocze­ki­wa­nia ja­kie­go ro­dza­ju były przed­sta­wie­nia i na­le­ga­nia przy­szłe­go ce­sa­rza, do­kład­nie wia­do­mem pu­blicz­no­ści nie było. Co­dzień przy­by­wał z Pe­ters­bur­ga go­niec lub wy­sła­niec jaki, któ­ry miał po­le­co­ne dzia­łać na umysł wiel­kie­go księ­cia. Przy­by­li do nie­go sta­rzy je­ne­ra­ło­wie, osi­wia­li se­na­to­ro­wie, któ­rzy ojcu jego jesz­cze słu­ży­li: wszy­scy na­le­ga­li, bła­ga­li, wszyst­kim się oparł, rów­nie trwa­jąc w po­wzię­tem po­sta­no­wie­niu jak zna­jąc chy­trość na­mów. Ci, któ­rzy zwy­kle ota­cza­li w. księ­cia, opo­wia­da­li, iż przez te dni pięt­na­ście znaj­do­wał się on w nad­zwy­czaj­nym sta­nie roz­draż­nie­nia i gwał­tow­no­ści. Za­mknię­ty w swo­im Bel­we­de­rze, nie po­ka­zu­jąc się pu­blicz­nie, gnie­wał się cią­gle, mio­tał i wy­rze­kał. Naj­przód żal jego po zgo­nie bra­ta był głę­bo­ki i nie­obłud­ny, po­tem myśl sama, że mógł­by być zmu­szo­ny do przy­ję­cia ko­ro­ny, wpra­wia­ła go w prze­ra­że­nie. Mó­wio­no, że cią­gle po­ka­zy­wał na por­tret ojca swe­go i w unie­sie­niu wo­łał, że miał­by po­dob­ny los zgo­to­wa­ny. Gnie­wa­ło go więc na­le­ga­nie bra­ter­skie tem wię­cej, iż czuł, jak mało było szcze­re. Uno­sił się i wy­rze­kał, że raz od­stą­piw­szy praw swo­ich, jesz­cze się nie po­zbył kło­po­tu i oba­wy, ja­kie­mi go one na­ba­wia­ły. Ode­tchnął do­pie­ro i uspo­ko­ił się, gdy nad­szedł do War­sza­wy ma­ni­fest z dnia 12/24 grud­nia, ogła­sza­ją­cy siód­mej czę­ści kuli ziem­skiej, że nad nią ob­jął sa­mo­wład­ne pa­no­wa­nie ce­sarz Mi­ko­łaj I.

Kie­dym te ostat­nie wy­ra­zy na­kre­ślił i na chwi­lę zło­żył pió­ro, dziw­nem zda­rze­niem w dniu 5 mar­ca bie­żą­ce­go roku 1855 nad­bie­gła do nas na­gła, nie­spo­dzie­wa­na, prze­ra­ża­ją­ca jak grom nie­bios, jak wy­rok Opatrz­no­ści, wia­do­mość o zgo­nie ce­sa­rza Mi­ko­ła­ja, któ­ry dnia 2 mar­ca o pierw­szej z po­łu­dnia żyć w Pe­ters­bur­gu prze­stał. Jest to naj­ogrom­niej­szy wy­pa­dek, jaki zwłasz­cza w dzi­siej­szych oko­licz­no­ściach mógł się wśród bie­gu rze­czy ludz­kich wy­da­rzyć. Nie tu miej­sce opi­sy­wać wra­że­nie, ja­kie wy­wo­łał, po­rów­ny­wać je z tem, ja­kie po zgo­nie ce­sa­rza Alek­san­dra ob­ja­wia­ło się; tu tyl­ko chcia­łem o tem dziw­nem wy­da­rze­niu nad­mie­nić, iż w chwi­li, w któ­rej wstą­pie­nie na tron po­tęż­ne­go, groź­ne­go a po­źniej nie­ubła­ga­ne­go i na ród pol­ski za­wzię­te­go ce­sa­rza opi­sy­wa­łem, do­wie­dzia­łem się, że już nie żyje.

Wróć­my do po­przed­nie­go opo­wia­da­nia i przy­po­mnij­my, że do ma­ni­fe­stu ce­sar­skie­go przy­łą­czo­ne zo­sta­ły ale­ga­ta, któ­re świa­tu wy­tłó­ma­czy­ły całą ta­jem­ni­cę na­stęp­stwa tro­nu ro­syj­skie­go. Ale­ga­ta­mi temi były: naj­przód list w. księ­cia Kon­stan­te­go z 14 stycz­nia 1822 roku, miesz­czą­cy zrze­cze­nie się praw do tro­nu, na­stęp­nie od­po­wiedź ce­sa­rza Alek­san­dra z 2 lu­te­go 1822, przyj­mu­ją­ca to zrze­cze­nie się. Po­trze­cie, ma­ni­fest ce­sa­rza Alek­san­dra z 16 wrze­śnia 1823, sta­no­wią­cy na mocy po­przed­nie­go aktu na­stęp­cą tro­nu wiel­kie­go księ­cia Mi­ko­ła­ja. Po czwar­te, list w. księ­cia Kon­stan­te­go do ce­sa­rzo­wej mat­ki z dnia 26 li­sto­pa­da 1825, w któ­rym ten­że tłó­ma­czył się z po­sta­no­wie­nia po­wzię­te­go, któ­re zmar­ły ce­sarz ze­zwo­le­niem na pi­śmie a ce­sa­rzo­wa mat­ka ust­nie po­twier­dzi­ła i w któ­rem i te­raz trwa­jąc, upra­szał ją o za­wia­do­mie­nie o osno­wie tego li­stu, kogo do­ty­czyć bę­dzie. Pią­tym ale­ga­tem był z tej­że sa­mej daty list tak­że w. księ­cia Kon­stan­te­go do w. księ­cia Mi­ko­ła­ja, uzna­ją­cy go ce­sa­rzem i miesz­czą­cy przy­się­gę wier­no­ści i pod­dań­stwa. Do ma­ni­fe­stu ce­sar­skie­go z dnia 12 (24) grud­nia, do ca­łe­go pań­stwa iro­syj­skie­go wy­da­ne­go, przy­łą­czo­ny był z dnia na­stęp­ne­go ma­ni­fest osob­ny do na­ro­du pol­skie­go. W pierw­szym ma­ni­fe­ście nowy mo­nar­cha, wy­tłó­ma­czyw­szy cały bieg spraw o na­stęp­stwo tro­nu, na­ka­zy­wał zło­że­nie przy­się­gi jemu i jego pier­wo­rod­ne­mu sy­no­wi Alek­san­dro­wi, ozna­czał chwi­lę wstą­pie­nia na tron w dniu 19 li­sto­pa­da (1) grud­nia, wzy­wał wszyst­kich pod­da­nych do wzno­sze­nia mo­dłów, aby

Opatrz­ność wspie­ra­ła go w sta­łych chę­ciach po­świę­ce­nia dni ko­cha­nej oj­czyź­nie i wstę­po­wa­nia w śla­dy po­przed­ni­ka.

"Bog­daj­by, "do­da­wał nowy ce­sarz, "pa­no­wa­nie na­sze było prze­dłu­że­niem rzą­dów jego i bog­daj­by­śmy po­tra­fi­li zi­ścić wszel­kie dą­żą­ce do szczę­ścia Ro­syi za­mia­ry tego, któ­re­go pa­mięć świę­ta oży­wiać w nas bę­dzie chęć i na­dzie­ję za­słu­że­nia na bło­go­sła­wień­stwo nie­ba i mi­łość lu­dów na­szych".

Nie moż­na było wię­cej obie­cu­ją­ce­mi i god­niej­sze­mi prze­mó­wić wy­ra­za­mi. Po­dob­ne­mi sło­wy i w ma­ni­fe­ście do Po­la­ków ode­zwał się ce­sarz Mi­ko­łaj:

"Po­la­cy!" rzekł on, "wy­rze­kli­śmy już, iż na­szem nie­zmien­nem ży­cze­niem bę­dzie, aby pa­no­wa­nie na­sze było je­dy­nie prze­dłu­że­niem rzą­dów wie­ko­pom­nej pa­mię­ci ce­sa­rza i kró­la Alek­san­dra I, a tem sa­mem oświad­czy­li­śmy wam, że in­sty­tu­cye, któ­re wam nadał, za­cho­wa­ne zo­sta­ną. Ja­koż za­wcza­su przy­się­gam i przed Bo­giem przy­rze­kam, iż usta­wę kon­sty­tu­cyj­ną za­cho­wy­wać i za­cho­wa­nie jej wszel­kie­mi si­ła­mi prze­strze­gać będę".

"Bła­gaj­cie dla nas bło­go­sła­wieństw Naj­wyż­sze­go, do­po­ma­gaj­cie nam w speł­nia­niu trud­nych obo­wiąz­ków, któ­re na nas wkła­da, z tem po­świę­ce­niem, z tą uf­no­ścią, któ­rej do­ma­ga­my się od was jako dro­giej czę­ści spad­ku, odzie­dzi­czo­ne­go po pa­nu­ją­cym, któ­re­go stra­tę opła­ku­je­my, i bądź­cie za­pew­nie­ni, że my… uczu­cia­mi jego wzglę­dem was na­tchnię­ci, cią­gle i z rów­ną przy­jem­no­ścią da­wać wam bę­dzie­my naj­szczer­sze do­wo­dy na­szej życz­li­wo­ści kró­lew­skiej".

Z ogło­szo­nych ale­ga­tów dwa szcze­gól­niej god­ne są uwa­gi i wspo­mnie­nia; pierw­szy list w. księ­cia Kon­stan­te­go do ce­sa­rza Alek­san­dra, obej­mu­ją­cy zrze­cze­nie się jego praw do tro­nu, dru­gi od­po­wiedź ce­sa­rza. Ten pierw­szy rzu­ca świa­tło na jed­ną część tej dziw­nej i po­twor­nej mię­sza­ni­ny, któ­ra sta­no­wi­ła cha­rak­ter w. księ­cia i oka­zu­je zu­peł­ny brak god­no­ści. List ten tak się za­czy­na:

"Za­chę­co­ny wszel­kie­mi ozna­ka­mi nie­skoń­cze­nie przy­chyl­nych dla mnie uczuć WCMo­ści, ośmie­lam się jesz­cze raz od­wo­łać do nich i zło­żyć u stóp twych, NPa­nie, naj­po­kor­niej­szą proś­bę".

"Nie uzna­jąc w so­bie ani du­cha ani zdol­no­ści ani sił po­trzeb­nych, abym kie­dy­kol­wiek mógł być wy­nie­sio­nym na god­ność naj­wyż­szą, do któ­rej uro­dze­nie nada­wa­ło­by mi pra­wo, upra­szam WCMość o prze­la­nie rze­czo­ne­go pra­wa na tego, komu po mnie z ko­lei na­le­żeć ma, i za­pew­nie­nie w ten spo­sób na za­wsze sta­łe­go bytu ce­sar­stwa".

Czyż ta­kie wy­zna­nie w ustach tego, któ­ry się na stop­niach tro­nu uro­dził, że nie czu­je w so­bie ani du­cha ani zdol­no­ści ani sił do pa­no­wa­nia, nie jest zby­tecz­nem, nie jest po­ni­ża­ją­cem? Nie wi­dzę ja w niem po­ko­ry du­cha, któ­ra nie po­ni­ża lecz wy­wyż­sza, lecz brak uczu­cia wła­snej god­no­ści. Naj­sa­mo­wład­niej­szy z lu­dzi wy­zna­wał, że nie miał zdol­no­ści do wła­da­nia ludź­mi. Zgro­za sa­mo­władz­twa nie jest więc ma­je­sta­tem mo­nar­szym. Zby­tek wła­dzy nie na­da­je god­no­ści, lecz z niej wy­zu­wa. Ten, kto nie zdol­ny uzna­wać god­no­ści ludz­kiej, nie umie jej ta­kie w sa­mym so­bie sza­no­wać.

Od­po­wiedź ce­sa­rza Alek­san­dra uzna­je to dziw­ne wy­zna­nie za spra­wie­dli­we.

"Prze­czy­ta­łem, mówi on, list twój z wszel­ką uwa­gą, ja­kiej wy­ma­gał; umie­jąc za­wsze ce­nić wznio­słe uczu­cia twe­go ser­ca, nic nie zna­la­złem w tym li­ście, coby mnie za­dzi­wić mo­gło. Jest on dla mnie no­wym do­wo­dem szcze­re­go przy­wią­za­nia twe­go do kra­ju i tro­skli­wo­ści o nie­na­ru­szo­ną jego spo­koj­ność"; i da­lej do­da­je:

"Nie po­zo­sta­je nam te­raz, po roz­wa­że­niu po­wo­dów, któ­re przy­ta­czasz, jak udzie­lić ci zu­peł­ną wol­ność po­stę­po­wa­nia".

Nie moż­na było uro­czyst­sze­go pa­ten­tu ce­sar­skie­go otrzy­mać na brak sił, zdol­no­ści i du­cha do rzą­dze­nia, jak kie­dy się uzy­ska­ło ta­ko­wą od­po­wiedź. A prze­cież temu czło­wie­ko­wi bez du­cha, sił i zdol­no­ści do rzą­dze­nia rzą­dy nie­szczę­śli­wej Pol­ski od­da­ne zo­sta­ły!

Tu bę­dzie wła­ści­we miej­sce na przed­sta­wie­nie po­sta­ci tego księ­cia, któ­re­go prze­zna­cze­niem było pa­no­wać nad naj­ob­szer­niej­szem pań­stwem w świe­cie a któ­ry jako okup za to pa­no­wa­nie otrzy­mał wła­dzę nie­ogra­ni­czo­ną nad kon­sty­tu­cyj­ną Pol­ską. Po­stać ta jest może nie god­ną po­wa­gi hi­sto­ryi i ryl­ca Ta­cy­ta. Jako po­twor­na i wy­jąt­ko­wa zaj­mie kie­dyś za­pew­ne ja­kie­go po­wie­ścio­pi­sa­rza hi­sto­rycz­ne­go. Kre­śląc rysy tej po­sta­ci, nie zdo­ła­my od­ma­lo­wać cha­rak­te­ru. Ten bo­wiem zbiór dziw­ny i nie­sfor­ny nie­któ­rych przy­mio­tów a licz­niej­szych wad i wy­stęp­ków, któ­re się w nim ob­ja­wia­ły, nie sta­no­wił tej ca­ło­ści, któ­rą u lu­dzi cha­rak­te­rem na­zy­wa­my. Cha­rak­ter jest, że się tak wy­ra­żę, cia­ło sta­łe, któ­re­go i po­wierzch­nią i wszel­kie wła­sno­ści roz­po­znać i opi­sać moż­na. Ale jak­że zba­dać i okre­ślić to, co jest zmien­nem, ru­chli­wem, ka­pry­śnem, żad­nej ra­chu­bie ani żad­nym pra­wi­dłom lo­gi­ki nie pod­le­głem? Ten dziw­ny czło­wiek był pół czło­wie­kiem, pół zwie­rzem i fi­zycz­nie i mo­ral­nie. Rysy twa­rzy jego były bar­dziej zwie­rzę­ce jak ludz­kie; bu­do­wa cia­ła ludz­ka, kształt­na i sil­na. Za­miast nosa miał noz­drze, za­miast brwi szcze­ci­nę, a głos jego był ra­czej szcze­ka­niem lub ry­kiem jak dźwię­kiem czło­wie­czym. Du­sza jego ty­rań­ska i nie­wol­ni­cza; lu­bił i umiał tyl­ko wszech­wład­nie roz­ka­zy­wać lub śle­po ule­gać. Gwał­tow­ny, nie­po­ha­mo­wa­ny był ra­zem naj­bo­jaź­liw­szym z lu­dzi. Ta lę­kli­wość jego nie była ludz­ka lecz zwie­rzę­ca, in­stynk­to­wa, z żą­dzy za­cho­waw­czej po­cho­dzą­ca, ta, kto­rą w naj­dra­pież­niej­szych zwie­rzę­tach spo­strze­ga­my. W ży­ciu pu­blicz­nem de­spo­ta, cie­mięz­ca du­cha i cia­ła; wży­ciu do­mo­wem naj­przy­kład­niej­szy syn, ko­cha­ją­cy brat, przy­wią­za­ny i tro­skli­wy mał­żo­nek, do­bro­tli­wy i przy­chyl­ny pan do­mow­ni­kom i słu­gom. Ob­da­rzo­ny ob­szer­ną pa­mię­cią, ży­wym dow­ci­pem, prze­ni­kli­wem po­ję­ciem, nie był zdol­ny ce­nić i zro­zu­mieć god­no­ści ludz­kiej ani w so­bie ani w in­nych. Na każ­dy jej ob­jaw obu­rzał się i wście­kał. Gwał­tow­ny aż do dzi­ko­ści, aż do sza­leń­stwa, oka­zy­wał cza­sem szla­chet­niej­sze po­pę­dy, z któ­rych moż­na się było do­my­śleć, że miał ser­ce. Tak dzi­wacz­ne sprzecz­no­ści czyż mo­gły two­rzyć cha­rak­ter? Jako czło­wiek miał on tyl­ko hu­mor, jako zwierz miał in­stynk­ta dzi­kiej i nie­po­ha­mo­wa­nej na­tu­ry.

Ta na­tu­ra już się w naj­młod­szym wie­ku ob­ja­wia­ła i wy­cho­wa­niem uła­go­dzić się nie dała. Opo­wia­dał mi ksią­żę Czar­to­ry­ski, że gdy, bę­dąc jesz­cze bar­dzo mło­dym, zo­sta­wał na dwo­rze ce­sa­rzo­wej Ka­ta­rzy­ny razu jed­ne­go na balu dwor­skim, gdy cały dwór się już ze­brał i ce­sa­rzo­wa przy­by­ła, wiel­ki ksią­żę Kon­stan­ty sam się jesz­cze nie uka­zał. Ce­sa­rzo­wa, za­dzi­wio­na jego nie­byt­no­ścią, po­sy­ła po nie­go; mó­wią jej, że przy­być nie chce; pyta, czem za­ję­ty, i do­wia­du­je się z obu­rze­niem, że na­byw­szy ar­ma­ty po­ko­jo­wej i na­ła­paw­szy szczu­rów, ba­wił się na­bi­ja­niem jej nie­mi i z ukon­ten­to­wa­niem wi­dział, jak cia­ła tych spro­śnych zwie­rząt roz­szar­pa­ne wy­la­ty­wa­ły. Uwa­ża­li wszy­scy, że na to do­nie­sie­nie ce­sa­rzo­wa za­pło­ni­ła się z gnie­wu, roz­kaz ja­kiś wy­da­ła i do­wie­dzie­li się na­za­jutrz, że w. ksią­żę zo­stał aresz­to­wa­ny za tak nie­god­ną sie­bie roz­ryw­kę. Upodo­ba­nie, ja­kie znaj­do­wał w drę­cze­niu zwie­rząt, za­cho­wał on i w póź­niej­szym wie­ku. Mó­wio­ne, że w War­sza­wie za­ba­wiał się cza­sem wy­ry­wa­niem psom zę­bów lub da­wa­niem im le­wa­tyw, któ­re je roz­sa­dza­ły; że jed­ne­mu z swych koni, któ­ry się pod nim po­tknął, sto pa­łek wy­li­czyć ka­zał; że mał­pę, któ­ra się mu prze­drzyź­nia­ła i jego na­śla­do­wa­ła ru­chy, ob­wie­sił. Ta przy­jem­ność, któ­rą znaj­do­wał w fi­zycz­nej bo­le­ści zwie­rząt, zdra­dza­ła dzi­kość jego na­tu­ry i przy­po­mi­na­ła naj­sroż­szych ce­sa­rzów rzym­skich. Nie mniej jak zwie­rzę­ta drę­czył on i lu­dzi. W mło­dym wie­ku do­pu­ścił się nie jed­ne­go gwał­tu. Jed­ną z ofiar jego była sio­stra ba­ro­na Mo­ren­he­ima, jego ów­cze­sne­go se­kre­ta­rza. Pod­czas kon­gre­su wie­deń­skie­go tak obu­rzył wszyst­kich za­po­mnie­niem, ja­kie­go się do­pu­ścił na oso­bie księ­cia Win­di­sch­gra­etz, iż ce­sarz Alek­san­der wy­je­chać mu z Wied­nia roz­ka­zał.

Przy­byw­szy do War­sza­wy i ob­jąw­szy do­wódz­two nad woj­skiem pol­skiem, chcąc je na­giąć do dro­bia­zgo­we­go po­rząd­ku, do kar­no­ści, prze­ista­cza­ją­cej żoł­nie­rzy w ma­chi­ny bez czu­cia i my­śli, i do wszel­kich ka­pry­sów swo­ich, do­pusz­czał się obelg i gwał­tów, któ­re wie­lu i do­wódz­ców i niż­sze­go stop­nia ofi­ce­rów do opusz­cze­nia służ­by skło­ni­ły a mło­de­go Wilcz­ka, peł­ne­go na­dziei woj­sko­we­go, do sa­mo­bój­stwa po­pchnę­ły. Te czy­ny gwał­tow­no­ści i unie­sień w księ­cia roz­cią­gnę­ły się wkrót­ce i do cy­wil­nych. Uwię­zie­nia sta­wa­ły się co­raz częst­sze. Kto­kol­wiek choć­by przez nie­uwa­gę za­nie­dbał od­kry­ciem gło­wy usza­no­wać jego oso­bę, by­wał aresz­to­wa­ny. Szczę­ściem, wła­ści­wy jego tyl­ko po­jaz­do­wi tur­kot ostrze­gał prze­cho­dzą­cych o prze­jeź­dzie groź­ne­go pana i jed­ni kry­li się po sie­niach, dru­dzy zdej­mo­wa­li ka­pe­lu­sze i czap­ki, sko­ro się tyl­ko uka­zał. Lecz te drob­ne nad­uży­cia tak się po­wszech­ne­mi sta­ły, iż się z nie­mi oswo­jo­no i w isto­cie były one ła­twe do znie­sie­nia w po­rów­na­niu z temi gwał­ta­mi i okru­cień­stwem, któ­rych się na więź­niach sta­nu do­pusz­cza­no, a wspo­mniaw­szy męki Łu­ka­siń­skie­go, oby­wa­te­li mia­sta i mło­dzież szkol­ną i inną, przy­ku­tą do ta­czek i skrzy­bią­cą bło­to po uli­cach, i po­mnąc, że to się dzia­ło wśród kra­ju kon­sty­tu­cyj­ne­go, przy­znać na­le­ży, iż nig­dzie się wy­raź­niej nie ob­ja­wi­ła bez­wład­ność pra­wa, któ­re siłą fi­zycz­ną nie jest po­par­te.

Były więc gwał­ty, któ­re cały po­ni­ża­ły na­ród, były inne, któ­re tyl­ko sa­me­go ich spraw­cę upodla­ły. I tak razu jed­ne­go do­strze­gł­szy żoł­nie­rza pod­pi­te­go, któ­ry się skrył przed nim do skle­pi­ku prze­kup­ki, wy­siadł z po­jaz­du, wpadł do izbeb­ki, roz­po­czął bój­kę z prze­kup­ką, szu­ka­jąc ukry­te­go żoł­nie­rza, roz­rzu­cił jej po­dusz­ki i pier­na­ty, te się roz­prów­szy, ob­sy­pa­ły ca­łe­go księ­cia pie­rzem, a tak nie zna­la­zł­szy żoł­nie­rza, wy­ku­ła­ko­waw­szy prze­kup­kę, z pie­rzem w wło­sach i na mun­du­rze i z po­ni­że­niem wła­snej god­no­ści wró­cił do po­jaz­du. In­ne­go razu wi­dzia­ła War­sza­wa z obu­rze­niem ob­wo­żo­ne po jej uli­cach z ogo­lo­ne­mi gło­wa­mi ko­bie­ty pu­blicz­ne, któ­re mimo wy­da­ne­go za­ka­zu zna­le­zio­ne zo­sta­ły w obo­zie. Te nik­czem­ne i nie­szczę­śli­we isto­ty, bro­niąc się, gdy im z wło­sów gło­wy ob­na­ża­no, po­ka­le­czy­ły się ostrzem brzy­tew i tak po­krwa­wio­ne oka­za­ne były pu­blicz­nie. Te i tym po­dob­ne bez­pra­wia obu­rza­ły, za­smu­ca­ły i upo­ka­rza­ły na­ród, któ­ry się wi­dział pod­da­nym wła­dzy tak sza­lo­ne­go rządz­cy. Po­nie­waż hu­mor w. księ­cia był zmien­ny i dzi­wacz­ny, nie­raz drob­na oko­licz­ność, małe uchy­bie­nie wy­wo­ły­wa­ło jego gniew i gwał­ty, kie­dy inne znacz­niej­sze prze­pusz­czał bez unie­sie­nia i kary, jak gdy­by ła­ska­wość była mu nie obcą. Wia­do­mo, że re­kru­ta, w sze­re­gu sto­ją­ce­go i za­no­szą­ce­go się od śmie­chu za­py­tał: cze­mu się śmie­je? "Bom jesz­cze nig­dy ta­kie­go nosa nie wi­dział" od­po­wie­dział do­bro­dusz­nie przy­szły żoł­nierz. Otóż jego nie tyl­ko nie uka­rał, ale jesz­cze dat­kiem tę jego szcze­rą od­po­wiedź wy­na­gro­dził. Spo­koj­na od­wa­ga, god­ność, obo­jęt­ność sil­ne na nim czy­ni­ły wra­że­nie: kto­kol­wiek nie­mi był uzbro­jo­ny, zy­ski­wał nad nim prze­wa­gę. Pana mi­ni­stra Mo­stow­skie­go oszczę­dzał i nie­ja­ko lę­kał się; raz z ust jego dość śmia­łą a przy­najm­niej obo­jęt­ną otrzy­maw­szy od­po­wiedź, chcąc mu do­ku­czyć po sprze­da­ży domu, któ­ry p. Mo­stow­ski rzą­do­wi ustą­pił a ko­rzy­ścią, swo­ją, rzekł w. ksią­żę do nie­go: "On me dit, M. le Com­te, que vous avez bien ven­du vo­tre ma­ison". – "Aus­si bien, que je l'ai pu", ze zim­ną, obo­jęt­no­ścią od­po­wie­dział za­py­ta­ny i raz na za­wsze za­mknął usta do­kucz­li­we­mu Panu. Czę­sto jed­no sło­wo za­baw­ne lub dow­cip­ne ła­go­dzi­ło jego unie­sie­nie i do­bry hu­mor przy­wra­ca­ło. Ta­lent ten po­sia­dał szcze­gól­niej jego ad­ju­tant Mi­chał My­ciel­ski, któ­ry go nie­raz swo­im dow­ci­pem ba­wił.

Uwa­ża­no, że na lat parę przed wy­pad­ka­mi roku 1831. w ostat­nim szcze­gól­niej roku, w, ksią­żę się zmie­nił, nie tak czę­sto unie­sie­niom pod­le­gał i co­raz wię­cej przy­wię­zy­wał się do Pol­ski. Byli tacy, któ­rzy utrzy­my­wa­li, że on za­wsze Po­la­ków a szcze­gól­niej swo­je woj­sko pol­skie lu­bił; tak lu­bił je, jak dzie­ci ze­psu­te lu­bią za­baw­ki, któ­re ich zaj­mu­ją, a któ­re ła­mią, i tłu­ką, jak lu­bią psy, koty i pta­ki, któ­re­mi się ba­wią a któ­re nie­li­to­ści­wie drę­czą,. Woj­sko­wość była jego na­mięt­no­ścią, lecz nie woj­na ani chwa­ła wo­jen­na. Owszem zwykł był ma­wiać, że nie lubi woj­ny: "Car cela sâlet le sol­dat". A gdy pod­czas woj­ny tu­rec­kiej dzien­ni­ki fran­cu­skie ogła­sza­ły ar­ty­ku­ły, gło­szą­ce przy­szłą chwa­łę Ro­syi i twier­dzą­ce, że w. ksią­żę Kon­stan­ty, ten ksią­żę wo­jow­ni­czy, ze­chce za­pew­ne speł­nić za­mia­ry swej bab­ki Ka­ta­rzy­ny, on się na nie zży­mał i w unie­sie­niu wo­łał: "Qui leur a dit, que j'éta­is gu­er­rier, je n'ai ja­ma­is été gu­er­rier, je ne veux pas être gu­er­rier". To wy­zna­nie w ustach wo­dza, całe ży­cie woj­sko­wo­ścią za­ję­te­go, czyż nie było ko­men­ta­rzem do tego, któ­re przed świa­tem o swej nie­zdol­no­ści do pa­no­wa­nia uczy­nił?

Przy­to­czy­li­śmy nie­któ­re szcze­gó­ły z ży­cia w. księ­cia, do któ­rych wie­le in­nych mo­gli­by­śmy do­dać, aby nie­ja­kie świa­tło rzu­cić na te dziw­ną mie­sza­ni­nę i sprzecz­no­ści, któ­re sta­no­wi­ły tło jego du­szy i umy­słu a któ­re prze­cież nie two­rzy­ły, ja­ke­śmy to już uwa­ża­li, wy­raź­ne­go i od­zna­cza­ją­ce­go się cha­rak­te­ru. Za­koń­czy­my tę wzmian­kę o nim tą uwa­gą, że je­że­li bia­da lu­dom, któ­re pod­le­ga­ją władz­com z ska­żo­nym, su­ro­wym, okrut­nym cha­rak­te­rem, więk­sza ich jesz­cze nie­do­la, gdy ich los za­le­ży od rządz­ców, nie ma­ją­cych cha­rak­te­ru wy­bit­ne­go lecz po­wo­du­ją­cych się sa­mym ka­pry­sem i sza­leń­stwem dzi­kiej i gwał­tow­nej na­tu­ry; do­daj­my na­ko­niec, iż dzi­wić się by­najm­niej nie mo­że­my, że ce­sarz Alek­san­der, rów­nie o przy­szłość swych lu­dów jak swe­go bra­ta tro­skli­wy, wszel­kie­go sta­ra­nia do­ło­żył, aby go skło­nić do zrze­cze­nia się praw do tro­nu.

Tuż za ma­ni­fe­stem przy­by­ła wia­do­mość, któ­ra nie małe po­ru­sze­nie w umy­słach obu­dzi­ła, o pod­nie­sio­nym bun­cie w Pe­ters­bur­gu i o od­kry­tym sil­nym, roz­ga­łę­zio­nym spi­sku Przez chwi­lę tron Ro­ma­no­wów zo­sta­wał w nie­bez­pie­czeń­stwie – i nowy ce­sarz wprzód ży­cie swo­je na­sta­wił, nim bez­piecz­nie na nim za­siadł. Ta­kie pa­no­wa­nie bywa naj­sil­niej­sze, któ­re nie­tyl­ko pra­wem ale i oso­bi­stą zdo­by­wa się… od­wa­gą. Ta oko­licz­ność, że ce­sarz Mi­ko­łaj z na­ra­że­niem ży­cia wy­buch bun­tow­ni­czy po­ko­nał, nada­ła ca­łe­mu pa­no­wa­niu jego cha­rak­ter nie­po­ko­na­nej siły i sprę­ży­sto­ści; ko­niecz­ność zaś uka­ra­nia win­nych w pierw­szych za­raz dniach osią­gnię­tej wła­dzy na­ce­cho­wa­ła ją nie­ubła­ga­ną su­ro­wo­ścią, któ­rą za­cho­wa­ła i któ­rą się od­zna­cza­ła aż do ostat­niej chwi­li swe­go ist­nie­nia.

Już pod­czas ostat­niej swo­jej byt­no­ści w War­sza­wie ce­sarz Alek­san­der otrzy­mał wy­ja­wie­nie przez jed­ne­go ze spi­sko­wych ta­jem­ni­cy spi­sku, wie­dział o sprzy­się­że­niu się na jego ży­cie, o ta­jem­nych związ­kach, co­raz się wię­cej roz­sze­rza­ją­cych w woj­sku, o sto­sun­kach spi­sko­wych Ro­sy­an z Po­la­ka­mi. To od­kry­cie naj­sil­niej wstrzą­sło jego umy­słem, za­ciem­ni­ło smut­kiem jego du­szę, któ­ry to smu­tek zdra­dzał się na jego twa­rzy i tak dzi­wił i nie­po­ko­ił oso­by, któ­re go uwa­ża­ły. Czy­li ce­sarz wy­ja­wił bra­ciom i po­wier­ni­kom od­kry­tą ta­jem­ni­cę, czy ją w głę­bi du­szy ukrył, wia­do­mo mi nie jest, żad­ne jed­nak aresz­to­wa­nia, żad­ne środ­ki jaw­ne, zdol­ne prze­szko­dzić wy­bu­cho­wi, przed­się­wzię­te nie zo­sta­ły. Spi­sko­wi, któ­rzy dzi­wacz­ny plan urzą­dze­nia po­li­tycz­nie Ro­syi na wzór Sta­nów Zjed­no­czo­nych uło­ży­li w ra­zie, gdy­by się sa­mo­dzier­ca Ro­syi do ustą­pień, ja­kich­by żą­da­li, nie skło­nił, cze­ka­li na spo­sob­ną, oko­licz­ność do wy­bu­chu. Śmierć ce­sar­ska na­strę­czy­ła ją, nie­pew­ność co do na­stęp­stwa uła­twi­ła ta­ko­wą. Na­czel­ni­kiem spi­sku uzna­ny zo­stał ksią­żę Tru­bec­ki, lecz głów­ny­mi jego dzia­ła­cza­mi był puł­kow­nik Pe­stel i dwaj bra­cia Mu­ra­wie­wy w po­łu­dnio­wej czę­ści pań­stwa, w Pe­ters­bur­gu zaś dzien­ni­karz Ry­le­jeff, naj­sil­niej­sza gło­wa w tej spra­wie, Be­stu­żew, Ka­chow­ski, ksią­żę Obo­leń­ski i ks. Szcze­pin Ro­stow­ski. Samo wy­mie­nie­nie spi­sko­wych oka­zu­je, że myśl po­wsta­nia nie zo­sta­ła po­wzię­ta w niż­szych sfe­rach woj­ska i to­wa­rzy­stwa, lecz że ją po­wzię­li lub przy­ję­li w niej udział sy­no­wie naj­przed­niej­szych ro­dzin ro­syj­skich. Przez czas dwu­ty­go­dnio­wy, któ­ry upły­nął mię­dzy na­dej­ściem wia­do­mo­ści o śmier­ci ce­sar­skiej a ogło­sze­niem ma­ni­fe­stu, spi­sko­wi od­by­wa­li na­ra­dy i przy­go­to­wy­wa­li się do dzia­ła­nia. Lecz gdy ma­ni­fest ce­sa­rza Mi­ko­ła­ja ogło­sił Ro­syi wstą­pie­nie jego na tron i na­ka­zał zło­że­nie przy­się­gi, dzień wy­zna­czo­ny na przy­się­gę prze­zna­czo­no na wy­buch. Nie będę tu roz­sze­rzał się ob­szer­nie nad tem po­wsta­niem, któ­re­go szcze­gó­ły każ­de­mu są wia­do­me a któ­re już do dzie­jów Ro­syi na­le­żą. Trzy puł­ki, mo­skiew­ski, gre­na­dy­er­ski i ma­ry­nar­ka gwar­dyi do­star­czy­ły po­wstań­ców. Wy­pro­wa­dzo­ne z ko­szar przy okrzy­ku: niech żyje ce­sarz Kon­stan­ty, i uwie­dzio­ne, że ten nie zrzekł się tro­nu lecz że go w. ksią­żę Mi­ko­łaj przy­własz­cza so­bie, uszy­ko­wa­ły się na pla­cu ad­mi­ra­li­cyi. Ksią­żę, Szcze­pin Ro­stow­ski, Be­stu­żew, Pa­noff byli ich przy­wódz­ca­mi. Za­miast ude­rzyć na pa­ląc zi­mo­wy sta­ły one nie­ru­cho­me, ocze­ku­jąc na po­sił­ki. Nowy ce­sarz, oto­czyw­szy się woj­skiem, któ­re już zło­ży­ło przy­się­gę, po­sta­no­wił mimo próśb ota­cza­ją­cych go osób sam się bun­tow­ni­kom uka­zać. Ten czyn od­wa­gi nie wy­trą­cił im z rąk bro­ni, ale w wier­no­ści inne woj­sko utrzy­mał.. Strza­ły wy­mie­rzo­ne z sze­re­gu po­wstań­ców nie do­się­gły ce­sa­rza. Rów­nie bez­sku­tecz­ne były usi­ło­wa­nia w. księ­cia Mi­cha­ła i je­ne­ra­ła Mi­ło­ra­do­wi­cza, gu­ber­na­to­ra Pe­ters­bur­ga; ten ostat­ni ugo­dzo­ny strza­łem pi­sto­le­to­wym Ka­chow­skie­go, jed­ne­go z głów­nych spi­sko­wych, w parę go­dzin żyć prze­stał. Gdy żad­ne prze­ło­że­nia nie zdo­ła­ły na­wró­cić zbun­to­wa­nych, na roz­kaz w. księ­cia Mi­cha­ła kar­ta­cza­mi strze­lo­no do nich i za chwi­lę całe po­wstań­cze woj­sko, ści­ga­ne przez jaz­dę, roz­pro­szy­ło się, w uciecz­ce szu­ka­jąc zba­wie­nia. Ła­twość zwy­cięz­twa, małe siły bun­tow­ni­ków oka­za­ły, że je­że­li spi­sek ukno­wa­ny zo­stał przez mło­dych ofi­ce­rów, nie roz­ga­łę­ził on się w woj­sku mię­dzy żoł­nie­rza­mi. Brak udwa­gi w ude­rze­niu na pa­łac ce­sar­ski, do­pó­ki sil­niej­sze od­dzia­ły wier­ne­go woj­ska nie ze­bra­ły się, brak pla­nu i do­wódz­twa ob­ja­wi­ły nie­udol­ność spi­sko­wych. Ksią­żę Tru­bec­ki, na­czel­nik spi­sku, za­miast sta­nąć na cze­le wy­bu­chu i kie­ro­wać nim, skrył się tej nocy w pa­ła­cu szwa­gra swe­go hra­bie­go Leb­zel­tern, am­ba­sa­do­ra au­stry­ac­kie­go, i pod osło­ną jego po­sel­skie­go cha­rak­te­ru szu­kał bez­pie­czeń­stwa. Jak­kol­wiek zwy­cięz­two było ła­twem i zu­peł­nem, gdyż i puł­kow­nik le­stel bez opo­ru aresz­to­wa­ny zo­stał i oba­dwa Mu­ra­wie­wy, Ser­giusz i Apo­stoł, zbun­to­waw­szy od­dzia­ły puł­ku czer­ni­chow­skie­go, po krót­kiej wal­ce roz­bro­je­ni i do nie­wo­li wzię­ci byli, – prze­cież po­wsta­nie to było waż­nym wy­pad­kiem. Waż­nym tak licz­bą spi­sko­wych, z któ­rych pra­wie wszy­scy do zna­ko­mi­tych ro­dzin ro­syj­skich na­le­że­li, jak i tym ob­ja­wem, iż po raz pierw­szy w Ro­syi spi­sek w imie­niu wol­no­ści uknu­ty zo­stał i że do udzia­łu w nim bra­cia sło­wiań­scy, Po­la­cy, we­zwa­ni i przy­ję­ci byli.

Póź­niej zwró­ci­my jesz­cze na ten wy­pa­dek uwa­gę, tu wspo­mni­my sil­ne wra­że­nie, ja­kiem wia­do­mość o nim wstrzą­sa umy­sły w War­sza­wie i w kra­ju ca­łym. Spiesz­ne i zu­peł­ne po­ko­na­nie bun­tu nie do­pu­ści­ło żad­ne­go ob­ja­wu sprzy­się­że­nia w Pol­sce. Ma­ni­fest ce­sar­ski, do Po­la­ków wy­da­ny, uspo­ko­ił oba­wy, aza­li nowy wład­ca ze­chce do­cho­wać zo­bo­wią­zań swe­go po­przed­ni­ka. Obec­no­ści je­ne­ra­ła Ste­fa­na Gra­bow­skie­go, mi­ni­stra se­kre­ta­rza sta­nu, przy boku ce­sar­skim wi­nien był kraj, iż nowy ce­sarz w tak za­spo­ka­ja­ją­cych ode­zwał się do nie­go wy­ra­zach. Co zaś mó­wio­no i twier­dzo­no, że, idąc za jego radą, ce­sarz zdo­był się na od­wa­gę uka­za­nia się bun­tow­ni­kom i nad­sta­wie­nia pier­si – było błęd­nem i p. Ste­fan Gra­bow­ski, już opu­ściw­szy swo­ją po­sa­dę mi­ni­stra se­kre­ta­rza sta­nu, naj­sil­niej temu za­prze­czał, za­pew­nia­jąc, że ce­sarz Mi­ko­łaj z wła­sne­go na­tchnie­nia roz­po­czął swo­je pa­no­wa­nie od tego czy­nu zim­nej od­wa­gi. Wkrót­ce po ogło­sze­niu ma­ni­fe­stów ce­sarz wła­sno­ręcz­ny i po­chleb­ny list na­pi­sał do księ­cia Za­jącz­ka, któ­rym przy­zna­wał mu i nadal na­miest­ni­czą wła­dzę w Kró­le­stwie i któ­ry brzmiał, jak na­stę­pu­je:

"Si les bon­tés par­ti­cu­li­ères, dont feu Sa Ma­jésté l'Em­pe­reur et Roi, no­tre Au­gu­ste Ma­ître et bien­fa­iteur com­mun, Vous ho­no­ra­it, ne m'ava­ient été con­nu­es, mon Prin­ce, il me suf­fi­ra­it de l'ésti­me par­ti­cu­lie­re et je di­rai de l'af­fec­tiou, que Vous m'avez to­ujo­urs in­spi­rée, pour Vous ac­cor­der to­ute ma con­fian­ce. Je n'ai donc su­ivi que mon co­eur et ma con­fian­ce, en Vous con­fir­mant dana les fonc­tions du Lieu­te­nant du Roy­au­me de Po­lo­gne. Je me flat­te de tro­uver to­ujo­urs en Vous un con­se­il­ler zélé et éc­la­iré pour tout ce qui peut con­so­li­der et fa­ire du­rer Ie bon­heur, dont a joui le Roy­au­me sous l'égi­de bien­fa­isan­te de l'ange, que nous pleu­rons, et croy­ez, cher Prin­ce, que to­ute ma vie désor­ma­is sera con­sa­crée à ce but sa­cré. Je Vous réi­tère l'as­su­ran­ce de to­ute mon ésti­me et de to­ute mon af­fec­tion.

St. Pe­ters­bo­urg, 23 No­vbr. 1825.

Ni­co­las".

Pierw­szą wia­do­mość o zgo­nie ce­sa­rza Alek­san­dra, otrzy­ma­łem w li­ście mo­ich ro­dzi­ców z War­sza­wy pi­sa­nym. Po­spie­szy­łem więc za­raz do Lu­bli­na do je­ne­ra­ła Mo­raw­skie­go dla po­wzię­cia no­wych i bar­dziej szcze­gó­ło­wych do­nie­sień. Za­sta­łem wszyst­kich zna­jo­mych, odu­rzo­nych tak wiel­kim i nie­prze­wi­dy­wa­nym wy­pad­kiem; lecz że ży­cie ludz­kie jest mię­sza­ni­na po­ezyi i pro­zy, tra­ge­dyi i ko­me­dyi, rze­czy waż­nych i bła­hych, po­waż­nych i śmiesz­nych, – prze­to i wśród tak uro­czy­stej oko­licz­no­ści roz­śmie­sza­ły róż­ne za­baw­ne epi­zo­dy, zdra­dza­ją­ce śmiesz­no­ści ludz­kie. Był w Lu­bli­nie pe­wien wy­so­ki urzęd­nik, daw­ny woj­sko­wy pol­ski, czło­wiek do­bry, uprzej­my ale nad wszel­ką mia­rę próż­ny. Miał on roz­ma­ite­go ro­dza­ju próż­no­ści: próż­ność zna­cze­nia, za­ży­ło­ści z naj­wyż­szy­mi, wy­mo­wy, na­uki, wy­kształ­ce­nia, ugrzecz­nie­nia i na­ko­niec próż­ność ję­zy­ka fran­cu­skie­go, któ­re­go nie­do­sta­tecz­ną miał zna­jo­mość. Licz­ne jego śmiesz­no­ści, bo czyż jest ob­fit­sze źró­dło śmiesz­no­ści nad próż­ność, ścią­ga­ły na nie­go żar­ty i epi­gra­ma­ta Mo­raw­skie­go, ba­wił się nie­mi – i ów urzęd­nik był jed­ną z jego naj­więk­szych przy­jem­no­ści lu­bel­skich. Gdym przy­był do Lu­bli­na, po­sze­dłem tak­że od­wie­dzić go, do­my­śla­jąc się jego wsmu­ce­nia. Gdy słu­żą­cy za­py­tał, czy zo­sta­nę przy­ję­ty, przy­ję­ty by­łem, ale za­ra­zem usły­sza­łem w dru­gim po­ko­ju płacz, szlo­cha­nie, ryk roz­pa­czy. Wcho­dzę, za­sta­ję! go za­le­wa­ją­ce­go się łza­mi, czę­ścią szcze­re­mi, czę­ścią urzę­do­we­mi; obej­mu­je mnie w ra­mio­na i wśród gło­śne­go pła­czu rze­cze: "Ah j'ai per­du un ami do­me­sti­que". Na ten wy­krzyk­nik z trud­no­ścią wstrzy­ma­łem się od śmie­chu, rów­nie gło­śne­go jak płacz jego. Ce­sarz Alek­san­der znał go, ka­zał w swo­jem imie­niu trzy – mać do chrztu jego dziec­ko i ztąd nasz dy­gni­tarz uwa­żał go do­bro­dusz­nie za przy­ja­cie­la do­mo­we­go. On to tak­że za­py­tał raz Mo­raw­skie­go i mnie: czy Wła­dy­sław War­neń­czyk na­zwa­ny zo­stał War­neń­czy­kiem za ży­cia czy po śmier­ci, gdyż nie raz i w li­te­rac­kie i w hi­sto­rycz­ne spo­ry lu­bił się wda­wać. W swo­jej próż­no­ści li­te­rac­kiej wy­dru­ko­wał sta­ty­sty­kę wo­je­wódz­twa lu­bel­skie­go, któ­rą, pan Mo­stow­ski i mój oj­ciec, dy­rek­tor ad­mi­ni­stra­cyi kra­jo­wej, ka­za­li cof­nąć z obie­gu, aby jed­ne­go z wyż­szych re­pre­zen­tan­tów wła­dzy od śmiesz­no­ści ochro­nić. W tej sta­ty­sty­ce uwa­żał on, że w Lu­bel­skiem mło­dzień­cy są do­rod­ni i sil­ni a wszyst­kie ko­bie­ty czer­stwe i płod­ne; twier­dził, że naj­więk­sza góra w wo­je­wódz­twie jest pod Cheł­mem, lecz że jej wy­so­ko­ści po­dać nie może, gdy jesz­cze ba­ro­me­trem zmie­rzo­ną, nie zo­sta­ła. Oprócz tego uwa­żał, że moż­na mnie­mać, iż z oko­lic Lu­bli­na wy­szły na świat pra­wie wszyst­kie na­ro­dy i że tego do­wo­dzą na­zwy wio­sek w są­siedz­twie jego po­ło­żo­nych, jako to Niem­cy, Ta­ta­ry, Cze­chów­ka, Tur­ka itd. Raz wśród próż­no­ści wy­mo­wy na po­pi­sie szkół ugrzecz­nio­ny mów­ca i wie­le do grzecz­no­ści przy­wię­zu­ją­cy wagi w ten spo­sób roz­po­czął swo­ją mowę:

"Pa­no­wie i mło­dzie­ży szkól­na! Za­sa­dą to­wa­rzystw, rę­koj­mią bez­pie­czeń­stwa tro­nów i na­ro­dów, pod­sta­wą spo­koj­no­ści; rzą­dzą­cych i rzą­dzo­nych, głów­nym wa­run­kiem a za­ra­zem owo­cem oświa­ty, naj­waż­niej­szym ce­lem wy­cho­wa­nia jest grzecz­ność".

Gdy tak ten za­cny urzęd­nik z próż­no­ścią łą­czył nie­od­dziel­ne od niej śmiesz­no­ści, ła­two się do­my­ślić, ja­kie­mi za­ba­wiał i roz­śmie­szał zło­śli­wy dow­cip Mo­raw­skie­go i jak ob­fi­tą był ko­pal­nią, dla nie­go.

Jak on w Lu­bli­nie, tak mistrz ce­re­mo­nii Za­bo­klic­ki w War­sza­wie od­gry­wał rolę urzę­do­we­go płacz­ka. Po ode­bra­niu urzę­do­wej wia­do­mo­ści o zgo­nie ce­sa­rza ob­cho­dził on wszyst­kich zna­jo­mych i już w przed­po­ko­ju gło­śnem szlo­cha­niem ogła­szał swo­je przy­by­cie i swój żal i do­pie­ro wten­czas się uspo­ko­ił, gdy go na­stra­szo­no, że żal tak dłu­go trwa­ją­cy mógł­by ob­ra­zić no­we­go pa­nu­ją­ce­go i po­zba­wić go łask dwor­skich. Ale nie tyl­ko ta płacz­li­wa bo­leść mi­strza dwo­ru, zna­ne­go ze swych śmiesz­no­ści, ale róż­nych róż­ne na­mięt­no­ści, na­dzie­je, oba­wy, za­bie­gi i in­try­gi wy­stą­pi­ły na plac przy zmia­nie pa­no­wa­nia. Chci­wi zna­cze­nia, pod­li, nik­czem­ni w trud­nem znaj­do­wa­li się po­ło­że­niu i nie wie­dzie­li, jak się ukła­dać, i czy bez­piecz­niej było po­stu­ki­wać łask tego, któ­ry zrzekł się tro­nu, czy tego, któ­ry wstą­pił na nie­go. Lecz wkrót­ce do tych roz­ma­itych wra­żeń i uczuć na sce­nie uka­zu­ją­cych się przy­by­ły nowe, nie­spo­dzie­wa­ne. Prze­ra­że­nie i smu­tek ogar­nął umy­sły, gdy w skut­ku ze­znań spi­sko­wych pe­ters­burg­skich oka­za­ło się, że ci z Po­la­ka­mi w związ­ku zo­sta­wa­li, i gdy wieść się roz­nio­sła o licz­nych aresz­to­wa­niach. Naj­przód uwię­zio­ny zo­stał… na Wo­ły­niu ksią­żę An­to­ni. Ja­bło­now­ski i za­wie­zio­ny do Pe­ters­bur­ga. Wkrót­ce po­tem naj­zac­niej­si i naj­zna­ko­mit­si oby­wa­te­le wo­łyń­scy, puł­kow­nik Mar­cin Tar­now­ski, Mi­ko­łaj Wor­cel, Oli­zar i wie­lu in­nych zo­sta­li aresz­to­wa­ni; nie­za­dłu­go i War­sza­wę prze­ra­zi­ło uwię­zie­nie kasz­te­la­na Sta­ni­sła­wa Soł­ty­ka, star­ca siedm­dzie­się­cio­let­nie­go, puł­kow­ni­ka od gwar­dyi strzel­ców Se­we­ry­na Krzy­ża­now­skie­go, An­drze­ja Plich­ty, se­kre­ta­rza rady sta­nu, księ­dza Dęb­ka. Ma­jew­skie­go, ofi­ce­ra od uła­nów, Adol­fa Ckhoc­kie­go, Al­ber­ta Grzy­ma­ły, któ­ry jesz­cze w stycz­niu miał mowę, po­grze­bo­wą, na uczcze­nie Sta­szi­ca, o któ­rej wy­żej wspo­mnie­li­śmy, Mi­cha­ła My­ciel­skie­go, ad­ju­tan­ta w. księ­cia, i Ro­ma­na Za­łu­skie­go, re­fe­ren­da­rza w ra­dzie sta­nu. Uwię­zie­nia te od­by­wa­ły się w naj­więk­szem ta­jem­ni­cy; nikt nie wie­dział, co je po­wo­do­wa­ło. A po­nie­waż ci wszy­scy przy­trzy­ma­ni zna­ni byli w to­wa­rzy­stwie war­szaw­skiem i na­wet w kra­ju ca­łym, po­nie­waż ich po­ło­że­nie to­wa­rzy­skie nada­wa­ło więk­sze zna­cze­nie ca­łej tej spra­wie ta­jem­ni­cą po­kry­tej i róż­ne obu­dza­ło do­my­sły, oj­co­wie, mat­ki żony drża­ły o sy­nów i mę­żów, żal i po­strach stał się po­wszech­nym. Uwię­zie­nia się też wzmo­gły i wkrót­ce pa­łac Brüh­low­ski i klasz­tor Kar­me­li­tów za­peł­ni­ły się uwię­zio­ny­mi. To prze­ra­że­nie ogól­ne po­więk­szo­ne było nie­pew­no­ścią, jaką, dro­gę obie­rze wła­dza do do­cho­dze­nia winy; czy pod­da się for­mom kon­sty­tu­cyj­nym, czy rzą­dzić się bę­dzie do­god­niejsz­szą jej sa­mo­wol­no­ścią. Wpraw­dzie ce­sarz w ma­ni­fe­ście przy­rzekł za­cho­wy­wać usta­wę kon­sty­tu­cyj­ną i za­cho­wa­nia jej prze­strze­gać, lecz włac­ka nada­na w. księ­ciu wszyst­kie tego ro­dza­ju przy­rze­cze­nia czy­ni­ła zwod­ni­cze­mi. W Pe­ters­bur­gu ce­sarz usta­no­wił ko­mi­sya śled­czą, zło­żo­ną z w. księ­cia Mi­cha­ła, z Ta­tysz­cze­wa, z księ­cia Go­li­czi­na, je­ne­ra­ła Ko­tu­zo­wa, Czer­ni­sze­wa, Ben­ken­dorf­fa, Le­wa­sze­wa i Po­ta­po­wa. Przez nią ba­da­ni być mie­li ci pol­scy więź­nio­wie, któ­rzy byli oby­wa­te­la­mi gu­ber­nii pol­skich. Lecz ja­kie­mu śledz­twu, ja­kie­mu są­do­wi mie­li być pod­da­ni ci, któ­rzy byli kra­jow­ca­mi kon­sty­tu­cyj­ne­go kró­le­stwa? W. ksią­że, któ­ry się lę­kał od­kry­cia roz­ga­łę­zio­ne­go spi­sku w woj­sku i chciał woj­sko­wych oszczę­dzać, ży­czył so­bie ko­mi­syi za­leż­nej od sie­bie. Wy­zna­cze­nie śledz­twa woj­sko­we­go by­ło­by było zbyt wy­raź­nem zgwał­ce­niem form kon­sty­tu­cyj­nych. Uchwy­co­no więc po­zór, że po­nie­waż spi­sko­wi pol­scy zo­sta­wa­li w związ­ku z Ro­sy­anar­ni i z Po­la­ka­mi z gu­ber­nii pol­sko-ro­syj­skich i że gdy ba­da­nia tych ostat­nich wspól­nie od­by­wać się mu­szą, prze­to musi być wy­zna­czo­na ko­mi­sya śledz­cza mie­sza­na, z Po­la­ków i Ro­sy­an zło­żo­na. Za­miast więc zwo­ła­nia sądu sej­mo­we­go, któ­ry­by sam śledz­two roz­po­czął i od­kry­tą winę wy­ro­kiem swo­im uka­rał, z po­gar­dą usta­wy kon­sty­tu­cyj­nej wy­zna­czo­no ko­mi­sya ba­daw­czą, do któ­rej skła­du tak Ro­sy­an jak Po­la­ków po­wo­ła­no. Aże­by zaś jej nadać więk­szą po­wa­gę a za­ra­zem po­ni­żyć praw­ny try­bu­nał, to jest se­nat w oso­bie jego pre­ze­sa, w. ksią­że na­le­gał, aby pre­zy­du­ją­cym w tej­że ko­mi­syi był pan or­dy­nat Za­moy­ski, pre­zes se­na­tu. Z bo­le­ścią nie­ste­ty wspo­mnieć trze­ba, że ten, któ­ry po­wi­nien był być stró­żem usta­wy, bę­dąc pierw­szym se­na­to­rem, bądź przez błęd­ne zro­zu­mie­nie rze­czy, bądź przez brak od­wa­gi cy­wil­nej uległ woli w. księ­cia i prze­wod­nic­two nie­praw­nej ko­mi­syi przy­jął. Dłu­go on się wa­hał, lecz po­dob­no pan Mo­stow­ski skło­nił go do przy­ję­cia, przed­sta­wia­jąc mu, iż przez wzgląd tak dla spra­wy sa­mej jak dla bez­pie­czeń­stwa ob­wi­nio­nych uchy­lać się od prze­wod­ni­cze­nia śledz­twu nie po­wi­nien i że w ra­zie jego od­mo­wy obo­wią­zek ten po­wie­rzo­nym zo­sta­nie No­wo­sil­co­wi lub komu in – nemu, któ­ry się usłuż­nem na­rzę­dziem wła­dzy sta­nie. Uwa­gi te mia­ły po­nie­kąd słusz­ność za sobą… lecz smut­ny jest stan po­li­tycz­ny, w któ­rym, nie mo­gąc ochro­nić za­sad, my­śli się tyl­ko o oca­le­niu osób. Jak­kol­wiek bądź, pan Za­moy­ski po­wi­nien był, nie zwa­ża­jąc na te wzglę­dy, sta­nąć przy obro­nie usta­wy i pra­wa, a ta ule­głość jego sta­ią się naj­więk­szym błę­dem i winą jego po­li­tycz­ne­go za­wo­du. Oprócz nie­go po­wo­ła­ny tak­że zo­stał z se­na­tu na człon­ka ko­mi­syi wo­je­wo­da Fran­ci­szek Gra­bow­ski, czło­wiek pra­wy, su­mien­ny, re­li­gij­ny, któ­re­go su­mien­ność uwieść zdo­ła­no i któ­ry, przy­kła­dem p Za­moy­skie­go po­cią­gnię­ty, na­le­żał do skła­du tej­że ko­mi­syi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: