Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wybór dzieł - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wybór dzieł - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 334 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JAKO FI­LO­ZO­FO­WAĆ ZNA­CZY PRZY­GO­TO­WY­WAĆ SIĘ NA ŚMIERĆ.

(Ks. I. Rozdz. XIX.)

Cy­ce­ron po­wia­da, jako fi­lo­zo­fo­wać zna­czy nie co in­ne­go, jeno przy­go­to­wy­wać się na śmierć. A to dla­te­go, że roz­wa­ża­nie i roz­pa­mię­ty­wa­nie wy­no­szą nie­ja­ko du­szę poza zwy­kły krąg, wska­zu­jąc jej pra­cę poza cia­łem, a to jest po­nie­kąd ter­mi­no­wa­nie w warsz­ta­tach śmier­ci; lub też, że wszel­ka mą­drość i wszel­kie roz­my­śla­nie do tego je­dy­nie zdą­ża, żeby nas na­uczyć, jako nie mamy się bać umie­ra­nia. Praw­dę mó­wiąc, to ro­zum albo so­bie kpi z nas, albo też po­wi­nien wieść nas do za­do­wo­le­nia, więc wszyst­ka jego pra­ca po­win­na w koń­cu zdą­żać do tego, by nas na­uczyć do­bre­go ży­wo­ta i to we­dle na­szej wy­go­dy, jak po­wia­da pi­smo świę­te. Wszyst­kie mnie­ma­nia świa­ta scho­dzą się w tem jed­nem, że roz­kosz jest na­szym ce­lem, jak­kol­wiek lu­dzie do­cho­dzą do tego mnie­ma­nia róż­ne­mi dro­ga­mi. In­a­czej za­rzu­co­no­by je od­ra­zu; bo któż­by słu­chał ta­kie­go, któ­ry­by jako cel swej na­uki usta­no­wił dla nas cier­pie­nie i nie­wy­go­dy? Je­że­li roz­ma­ite szko­ły fi­lo­zo­ficz­ne róż­ne­go są zda­nia pod tym wzglę­dem, to wie­my, że ta­kie róż­ni­ce są je­dy­nie słow­ne, więc też nad ta­kie­mi drob­nost­ka­mi za­sta­na­wiać się nie bę­dzie­my; w tych spo­rach jest wię­cej upo­ru i zło­śli­wo­ści, niż­by przy­sta­ło na tak świę­tą pro­fe­syę: lecz ja­ką­kol­wiek kto ma­skę weź­mie na sie­bie, za­wsze w trak­cie gry uka­że i twarz swo­ją wła­sną.

Mimo wszel­kie za­pew­nie­nia nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że na­wet w ży­wo­cie cno­tli­wym osta­tecz­nym ce­lem na­szych dą­żeń jest roz­kosz. Umyśl­nie im draż­nię uszy tem sło­wem, któ­re­go tak bar­dzo nie cier­pią: i po­wia­dam, że je­że­li ta roz­kosz ozna­cza ja­kąś ucie­chę naj­wyż­szą i ja­kieś za­do­wo­le­nie nad­mier­ne, to tę ucie­chę i to za­do­wo­le­nie za­wdzię­cza­my wła­śnie obec­no­ści cno­ty, nie zaś cze­mu in­ne­mu. A je­śli ta roz­kosz jest bar­dziej po­god­na, gib­ka, tęga i mę­ska, to prze­to jesz­cze nie musi być mniej po­waż­nie roz­kosz­na: a wła­ści­wie le­piej by jej było z mia­nem przy­jem­no­ści, jako że to mia­no jest wdzięcz­niej­sze, ła­god­niej­sze i prost­sze. Owa zaś inna roz­kosz, po­śled­niej­sza, może się tak na­zy­wać je­dy­nie dla prze­ciw­sta­wie­nia, nie zaś dla przy­wi­le­ju, o ile wo­gó­le na tak pięk­ne mia­no za­słu­gu­je. Uwa­żam, że wię­cej jest w niej tru­du i prze­ciw­no­ści, niż w cno­cie; nie mó­wiąc już, że jest chwi­lo­wa, prze­lot­na i zni­ko­ma, to peł­no w niej czu­wa­nia, po­stów i zno­ju, potu i krwi, a nad­to wie­lo­ra­kich gwał­tow­nych na­mięt­no­ści, a wresz­cie, zwa­żyw­szy jesz­cze wszę­dzie za­cza­jo­ną ocię­ża­łą sy­tość, je­st­to ra­czej po­ku­ta, niż roz­kosz. Nie­słusz­nie są­dzi­my, że te trud­no­ści są dla niej bodź­cem i za­pra­wą jej sło­dy­czy (jako że w na­tu­rze sprzecz­no­ści wza­jem po­bu­dza­ją się); i nie­słusz­nie na­to­miast, prze­cho­dząc do cno­ty, my­śli­my, że ta­ko­we przej­ścia i trud­no­ści czy­nią ją su­ro­wą i nie­przy­stęp­ną, gdy tym­cza­sem wła­śnie one uszla­chet­nia­ją tu i pod­no­szą bo­ską i do­sko­na­łą ra­dość, któ­rej nam cno­ta uży­cza. Za­iste nie jest go­dzien ob­co­wa­nia z nią ten, któ­ry prze­ciw­sta­wia wy­si­łek zdo­by­wa­nia jej po­żyt­kom, ja­kie z niej wy­cią­gnąć się da­dzą, i ten też nie zna jej wdzię­ków, ani po­żyt­ków. Ci, któ­rzy nam cią­gle po­wta­rza­ją, że dą­że­nie do niej jest żmud­ne i uciąż­li­we, uży­wa­nie zaś przy­jem­ne, cóż nam mó­wią in­ne­go, jak to, że jest za­wsze nie­przy­jem­na? Bo ja­kimż to ludz­kim spo­so­bem do­trzeć kie­dy­kol­wiek do jej uży­wa­nia? Naj­do­sko­nal­si po­prze­sta­wa­li z ko­niecz­no­ści na dą­że­niu do niej, na zbli­ża­niu się do niej, ale jej nig­dy nie po­sie­dli. Otóż mylą się: boć ze wszyst­kich uciech, ja­kie zna­my, samo szu­ka­nie jest przy­jem­ne; wszel­kie przed­się­wzię­cie bie­rze swo­ją bar­wę od rze­czy, któ­rej do­ty­czy; jest to bo­wiem spo­ra i nie­od­łącz­na cząst­ka re­zul­ta­tu. Szczę­ście i bło­gość, któ­re ja­śnie­ją w cno­cie, wy­peł­nia­ją wszyst­kie jej ścież­ki i ale­je, od pierw­szych wrót, aż do ostat­niej gra­ni­cy.

Otóż naj­głów­niej­szem do­bro­dziej­stwem cno­ty jest po­gar­da śmier­ci: tym to środ­kiem zy­sku­je­my bło­gą spo­koj­ność, że sma­ko­wa­nie ży­cia sta­je się dla nas czy­ste i miłe; bez nie­go gi­nie wszel­ka inna roz­kosz. Oto, dla­cze­go się wszyst­kie szko­ły fi­lo­zo­ficz­ne zgod­nie co do tego oświad­cza­ją. A jak­kol­wiek wszyst­kie rów­nie zgod­nie uczą nas po­gar­dy bólu, nę­dzy i in­nych prze­ciw­no­ści ży­cia ludz­kie­go, to czy­nią to jed­nak w spo­sób roz­ma­ity i od­mien­ny: bądź dla­te­go, że te przy­pa­dło­ści nie są tak nie­unik­nio­ne (prze­waż­nie lu­dzie prze­cho­dzą przez ży­cie, nie za­znaw­szy nę­dzy, a inni, nie za­znaw­szy cho­ro­by ani bo­le­ści, przy­kła­dem ów mu­zyk Kse­no­fi­los, któ­ry żył lat sto i sześć, a nig­dy nie cho­ro­wał); bądź też dla­te­go, że osta­tecz­nie wszyst­kim tym nie­szczę­ściom mo­że­my kres po­ło­żyć śmier­cią. Ale śmierć sama jest nie­unik­nio­na:

Omnes eodem co­gi­mur; omnium

Ver­sa­tur urna, se­rius ocius

Sors exi­tu­ra et nos in aeter­num

Exsi­lium im­po­si­tu­ra cym­bae.

(Wszy­scy do jed­ne­go celu zmie­rza­my; wszyst­kich losy to­czą się w urnie i pad­ną wcze­śniej lub póź­niej i usa­do­wią nas w lo­dzi, któ­ra nas po­wie­zie na wiecz­ne wy­gna­nie. Hor. Od. II. 3, 25).

a gdy nas prze­ra­ża, to za­wsze, a gdy nas mę­czy, to za­wsze. Nie masz miej­sca, skąd­by ku nam wyjść nie mo­gła; do­kąd­kol­wiek skie­ru­jesz gło­wę, jak­by w miej­scu po­dej­rza­nem, ona za­wsze wszę­dzie uka­że ci groź­ne ob­li­cze swo­je. Na­sze sądy bar­dzo czę­sto każą wy­ko­ny­wać wy­ro­ki na zbrod­nia­rzach w tem miej­scu, w któ­rem zbrod­nię po­peł­nio­no: otóż opro­wa­dzaj­cie ska­zań­ców po dro­dze po pięk­nych kom­na­tach, daj­cie im, ile chce­cie, smacz­nych ką­sków,

Non Si­cu­lae da­pes

Dul­cem ela­bo­ra­bunt sa­po­rem:

Non avium ci­tha­ra­egue can­tus

Som­num re­du­cent.

(Naj­wy­kwint­niej­sze po­tra­wy nie po­bu­dzą im sma­ku, śpiew pta­sząt, brzęk liry nie przy­wró­ci im snu. Hor. Od. III. 1, 18.)

Czyż my­śli­cie, że się tem na­cie­szyć zdo­ła­ją; i że cią­gła myśl o osta­tecz­nym celu wę­drów­ki nie przy­tę­pi im i nie za­bi­je sma­ku?

Au­dit iter, nu­me­ra­tque dies spa­tio­que via­rum

Me­ti­tur vi­tam; to­rqu­etur pe­ste fu­tu­ra.

(Nie­po­koi go dro­ga, li­czy dni, a ży­cie swo­je mie­rzy dro­gi dłu­go­ścią; a drę­czy go kaźń, któ­ra nań cze­ka. Clau­dian, in Ruf. 11. 137 138.)

Ce­lem na­szej wę­drów­ki, – jest wła­śnie śmierć; to jest wła­śnie przed­miot nie­odzow­ny na­sze­go dą­że­nia; a je­śli nas prze­ra­ża wo­gó­le, to jak­że wa­żyć się na krok pierw­szy lep­szy i nie drżeć na każ­dym kro­ku? Po­spól­stwo tak so­bie ra­dzi, że o niej wca­le nie my­śli, lecz ja­kież to dzi­kie ogłu­pie­nie zdol­ne spra­wić taką śle­po­tę? Trze­ba­by tych lu­dzi na­kło­nić, żeby osłu za­kła­da­li wę­dzi­dło na ogon.

Qui ca­pi­te ipse suo in­sti­tu­it ve­sti­gia re­tro.

(Sko­ro głu­pi, chce ty­łem iść na­przód. Lucr. IV. 474.)

Cóż dziw­ne­go, że tak czę­sto wpa­da w pu­łap­kę. Wy­star­czy o śmier­ci wspo­mnieć, żeby już lu­dzi prze­ra­zić; a prze­waż­nie że­gna­ją się, jak kie­dy kto wy­mie­ni imię dy­abła. A po­nie­waż się o śmier­ci wspo­mi­na w te­sta­men­cie, więc nikt się nie za­bie­ra do spi­sa­nia ostat­niej woli, aż póki mu le­karz nie wy­gło­si wy­ro­ku śmier­ci; a wów­czas wśród bólu i stra­chu wy­pi­su­ją Bóg wie ja­kie głup­stwa.

Po­nie­waż ta zgło­ska zbyt­nio ra­zi­ła ucho Rzy­mia­nom, i po­nie­waż ten wy­raz wy­da­wał się im zło­wiesz­czym, więc go zwy­kli byli ła­go­dzić lub opi­sy­wać; mia­sto rzec: umarł, mó­wią: "Prze­stał żyć, żył", już się tem po­cie­sza­jąc, że w tem jest ży­cie, nie­chby tam i było ży­cie mi­nio­ne.

Uro­dzi­łem się mię­dzy go­dzi­ną je­de­na­stą i pół a dwu­na­stą w po­łu­dnie, ostat­nie­go dnia lu­te­go, roku ty­siąc pięć­set trzy­dzie­ste­go trze­cie­go, we­dle obec­nej ra­chu­by, li­cząc rok od pierw­sze­go stycz­nia*. Wła­śnie dwa ty­go­dnie temu, skoń­czy­łem lat trzy­dzie­ści dzie­więć: po­zo­sta­je mi więc co naj­mniej dru­gie tyle, lecz dla­te­go już nie my­śleć wca­le o rze­czy tak da­kiej, by­ło­by sza­leń­stwem. Bo cóż? Mło­dzi i sta­rzy

___________________

* Daw­niej li­czo­no od Wiel­ka­no­cy.

z ży­ciem roz­sta­ją się jed­na­ko: nikt nie roz­sta­je się z niem in­a­czej, jeno tak, jak gdy­by był co do­pie­ro w ży­cie wszedł; do­dać do tego, że nie masz czło­wie­ka, choć­by naj­bar­dziej zgrzy­bia­łe­go, któ­ry­by nie ży­wił tego prze­ko­na­nia, że ma jesz­cze co naj­mniej dwa­dzie­ścia lat ży­cia w ciel­sku, choć prze­cież każ­dy zna przy­kład Ma­tu­za­la. Za­sta­nów się, nie­szczę­sny obłą­kań­cze, któż ci to usta­no­wił kre­sy ży­cia? Opie­rasz się na baj­kach le­ka­rzy, patrz ra­czej na rze­czy­wi­stość i na do­świad­cze­nie. Zwy­kłym try­bem rze­czy ży­jesz tak dłu­go, jeno przez nad­zwy­czaj­ną ła­skę losu: ju­żeś bo­wiem prze­kro­czył zwy­kłe gra­ni­ce ży­cia. A że tak jest, mo­żesz spraw­dzić: po­licz, ilu to two­ich zna­jo­mych umar­ło, za­nim do­ży­li two­je­go wie­ku, a ilu przy­najm­niej w two­im wie­ku umar­ło: i spisz so­bie rów­nież tych, któ­rzy ży­cie swo­je uświet­ni­li po­śmiert­ną sła­wą; a ja z tobą o za­kład pój­dę, że znaj­dę wię­cej ta­kich, któ­rzy umar­li przed trzy­dzie­stym pią­tym ro­kiem ży­cia, ani­że­li ta­kich, któ­rzy zmar­li póź­niej. Ro­zum i pie­tyzm wska­zu­ją nam jako przy­kład Chry­stu­sa, któ­ry wła­śnie ży­wot ukoń­czył w trzy­dzie­stym trze­cim roku. Naj­więk­szy czło­wiek, po­pro­stu czło­wiek, Alek­san­der, rów­nież w tym wie­ku umarł. Ileż to spo­so­bów ma śmierć, żeby zajść nas znie­nac­ka!

Quid qu­isque vi­tet, nu­nqu­am fro­mi­ni sa­tis

Cau­tum est in ho­ras.

(Nie moż­na się ustrzedz nie­bez­pie­czeństw, któ­re nam gro­żą każ­dej chwi­li. Hor. Od. II. 13.)

Po­mi­jam go­rącz­kę i cho­ro­by płuc­ne: któż­by kie­dy­kol­wiek po­my­ślał, że taki ksią­żę Bre­ta­nii (Jan II., umarł 1305) mógł­by zgi­nąć udu­szo­ny w ści­sku, jak się to sta­ło pod­czas wjaz­du pa­pie­ża Kle­men­sa V. do Lug­du­nu? A nie wi­dzia­no to, jak zgi­nął je­den z na­szych kró­lów pod­czas za­ba­wy? (Hen­ryk II. zgi­nął w tur­nie­ju 1559), a czyż je­den z jego przod­ków nie zgi­nął pod kła­mi dzi­ka? Eschy­los, za­gro­żo­ny przez wa­lą­cy się dom, roz­glą­da się na­okół i czu­wa; ale trud to da­rem­ny: gi­nie od żół­wiej sko­ru­py, któ­ra wy­le­cia­ła or­ło­wi ze szpo­nów; Ana­kre­on zaś umarł od win­ne­go gro­na; ja­kiś ce­sarz za­dra­snął się grze­bie­niem i zgi­nął; Aemi­lius Le­pi­dus po­tknął się o próg swej kom­na­ty i umarł; a Au­fi­dius, wcho­dząc do sali se­nac­kiej, ude­rzył gło­wą o odrzwia; a w ob­ję­ciach ko­biet umar­li: Cor­ne­lius Gal­lus, pre­tor, na­czel­nik stra­ży rzym­skiej Ti­gel­li­nus, Lu­dwik, syn mar­gra­bie­go man­tu­ań­skie­go Gon­za­gi; jesz­cze zaś okrop­niej fi­lo­zof pla­to­nik Speu­sip­pus i je­den z na­szych pa­pie­ży. Bied­ny sę­dzia Be­bius, któ­ry od­ro­czył wy­ko­na­nie wy­ro­ku na ja­kimś zbrod­nia­rzu o ośm dni, sam mu­siał iść na śmierć, gdyż zwło­ka jemu sa­me­mu udzie­lo­na skoń­czy­ła się przed­tem. A le­karz Ca­ius Ju­lius za­mknął oczy na za­wsze w chwi­li, w któ­rej opa­try­wał oczy cho­re­mu. A je­śli się go­dzi w to wmie­szać wła­sną oso­bę, to je­den z mo­ich bra­ci, któ­ry miał lat dwa­dzie­ścia trzy, a któ­ry już nie­je­den dał do­wód wa­lecz­no­ści, do­stał pod­czas gry w pił­kę tęgi raz ki­jem nie­co po­wy­żej pra­we­go ucha, a cho­ciaż nie było zna­ku po­tłu­cze­nia ani rany, i cho­ciaż na­wet nie usiadł, żeby spo­cząć po do­zna­nem wzru­sze­niu, to w pięć czy sześć go­dzin wy­zio­nął du­cha, tknię­ty pa­ra­li­żem, wy­wo­ła­nym przez to wstrzą­śnie­nie.

Gdy zaś te przy­kła­dy tak czę­ste i tak po­spo­li­te prze­cią­ga­ją nam cią­gle przed oczy­ma, jak­żeż jest rze­czą moż­li­wą wy­zbyć się my­śle­nia o śmier­ci i jak­żeż jest rze­czą moż­li­wą nie czuć każ­dej chwi­li szpo­nów śmier­ci na gar­dzie­li? Po­wie­cie mi, cóż was ob­cho­dzi, jak śmierć przyj­dzie, byle nie spra­wia­ła cier­pie­nia? My­ślę tak samo: i go­dzę się na wszyst­kie spo­so­by ochro­ny, na­wet pod skó­rą cie­lę­cia; al­bo­wiem mnie wy­star­cza przejść przez ży­cie wy­god­nie; a je­śli mogę się za­ba­wić, to się ba­wię; i wy­naj­du­ję so­bie za­ba­wę na­wet naj­mniej świet­ną i naj­mniej przy­kład­ną.

Pra­etu­le­rim. de­li­rus in­er­sque vi­de­ri,

Dum mea de­lec­tent mala me, vel de­ni­que fal­lant,

Quam sa­pe­re et rin­gi.

(Cóż mi tam, że się wy­dam sza­leń­cem i głup­cem, wolę, żeby mnie moje błę­dy czy­ni­ły szczę­śli­wym. Po­cóż mi być mę­dr­cem i za­gry­zać się wła­snem cier­pie­niem. Hor. Ep. II. 2, 126.)

Ale jest sza­leń­stwem chcieć tą dro­gą zajść do celu. Od­cho­dzą, wra­ca­ją, drep­cą, tań­czą; o śmier­ci po­ję­cia nie mają; wszyst­ko to bar­dzo pięk­ne; lecz gdy śmierć przyj­dzie do nich sa­mych lub do ich żon, dzie­ci, przy­ja­ciół, na­gle i znie­nac­ka, ja­kież to wów­czas bia­da­nie, ja­kie krzy­ki, jaka wście­kłość i jaka roz­pacz! Wi­dział­że kto kie­dy isto­tę bar­dziej po­ni­żo­ną, ze­szpe­co­ną, ogłu­pio­ną? Trze­ba się otóż nie­co wcze­śniej opa­trzeć: al­bo­wiem ta zwie­rzę­ca bez­tro­ska, o ile wo­gó­le może za­go­ścić w umy­śle czło­wie­ka ro­zum­ne­go, zbyt nas dro­go kosz­tu­je. Gdy­byż to był wróg, któ­re­go omi­nąć moż­na, dał­bym radę, aby­ście chwy­ci­li za broń tchó­rzo­stwa; lecz gdy to nie­mo­żeb­ną, gdy cię schwy­ci ucie­ka­ją­ce­go, czyś tchórz jest, czy też czło­wiek wa­lecz­ny,

Mors et fu­ga­cem per­se­qu­itur vi­rum,

Nec par­cit im­bel­lis iu­ven­tae

Po­pli­ti­bus ti­mi­do­que ter­go.

(Ści­ga ucie­ka­ją­ce­go i nie oszczę­dza tchó­rza, po­da­ją­ce­go tyły. Hor. Od. III. 2, 14.)

gdy wresz­cie ża­den pan­cerz cię nie uchro­ni, choć­by naj­moc­niej­szy,

Ille li­cet fer­ro cau­tus se con­dat et aere,

Mors ta­men in­c­lu­sum pro­tra­het inde ca­put,

(Czło­wiek okry­wa się że­la­zem i spi­żem, ale i stam­tąd śmierć go za łeb wy­cią­gnie. Pro­per­cy­usz, III. 18, 27.)

to na­ucz­myż się sta­wić jej czo­ło i zwal­czać ją. Chcąc jej zaś na po­czą­tek wy­drzeć naj­więk­szą, jaką ma nad nami wyż­szość, wejdź­my na dro­gę zgo­ła do­tych­czas nie ubi­tą; ze­drzyj­my z niej sza­tę nie­zwy­kło­ści, zżyj­my się z nią i przy­wy­kaj­my do niej, o ni­czem tak czę­sto nie myśl­my jak o śmier­ci;

o każ­dej po­rze, pod wsze­la­ką po­sta­cią, po­ka­zuj­my ją wy­obraź­ni; gdy koń się po­tknie, gdy nie­spo­dzia­nie ce­gła zle­ci z da­chu, gdy się ukłu­je­my szpil­ką, po­wiedz­my so­bie od­ra­zu: "A gdy­by to była i śmierć sama!" i w ten spo­sób har­tuj­my się i wy­sił­kiem stań­my się moc­ni. Wśród za­baw i śmie­chu miej­my za­wsze w pa­mię­ci ten re­fren o na­szej wą­tłej na- ] tu­rze; i nie daj­my się uno­sić ucie­chom do tego stop­nia, żeby nie po­my­śleć, na ile to spo­so­bów ucie­cha na­sza może się skoń­czyć śmier­cią, oraz ilu tu środ­ka­mi roz­po­rzą­dza śmierć, aże­by nas po­ko­nać. Tak po­stę­po­wa­li Egip­cy­anie, któ­rzy pod­czas naj­licz­niej­szych uczt i bie­siad, sta­wia­li so­bie przed oczy su­chy szkie­let ludz­ki, iżby w ten spo­sób ura­czyć prze­stro­gą bie­siad­ni­ków.

Omnem cre­de diem tibi di­lu­xis­se su­pre­mum:

Gra­ta su­pe­we­niet, quae non spe­ra­bi­tur, hora.

(Wy­obraź so­bie, że każ­dy dzień jest two­im dniem ostat­nim, a wów­czas miłą ci bę­dzie każ­da go­dzi­na, na któ­rą nie li­czy­łeś. Hor. Epist. I. 4, 13.)

Nie­wia­do­mo, gdzie śmierć na nas cze­ka; cze­kaj­my więc na nią wszę­dzie. Roz­my­śla­nie o śmier­ci i prze­ży­wa­nie śmier­ci jest zdo­by­wa­niem wol­no­ści: kto się na­uczył umie­rać, nie po­tra­fi już słu­żyć; nie­ma nic złe­go w ży­ciu dla tego, któ­ry raz po­jął, że utra­ta ży­cia nie jest złem; umieć umie­rać ozna­cza wy­swo­bo­dze­nie się z pod wszel­kie­go pod­dań­stwa i z pod wszal­kich wię­zów. Pau­lus Emi­lius od­po­wie­dział po­słań­co­wi owe­go nie­szczę­sne­go kró­la ma­ce­doń­skie­go, któ­ry się do­stał do nie­wo­li, a któ­ry te­raz przez po­sła pro­sił, aby go nie umiesz­cza­no w po­cho­dzie try­um­fal­nym: "Nie­chaj­że o to po­pro­si sie­bie sa­me­go". Co praw­da, to we wszyst­kiem, w czem nam przy­ro­da nie do­po­mo­że, trud­no iść na­przód wła­snym prze­my­słem i wła­sną sztu­ką. Co do mnie, je­stem z uspo­so­bie­nia nie­ty­le me­lan­cho­lik, ile ma­rzy­ciel; ni­czem się tak bar­dzo od naj­daw­niej­szych cza­sów nie zaj­mo­wa­łem, jak wy­obra­że­niem śmier­ci; na­wet w cza­sach naj­bar­dziej roz­wią­złej mło­do­ści,

lu­cun­dum quum aetas flo­ri­da ver age­ret.

(Gdy ży­cie roz­kwi­tłe w peł­nej było wio­śnie. Ca­tul­lus, LXVIII.)

Gdy­śmy by­wa­li w to­wa­rzy­stwie pań, i gdy wszy­scy za­ję­ci byli za­ba­wą, ten i ów my­ślał, iż za­pew­ne silę się w du­chu, żeby zdła­wić ja­kąś za­zdrość, lub, że się bo­ry­kam z ja­kąś nie­pew­ną na­dzie­ją; a ja tym­cza­sem za­ję­ty by­łem już nie wiem kim, któ­re­go kil­ka dni temu po­rwa­ła na za­wsze go­rącz­ka, wła­śnie po ta­kiej za­ba­wie, gdy gło­wę miał peł­ną lek­ko­myśl­nych ob­ra­zów mi­ło­ści i dni szczę­śli­wych, i my­śla­łem, że to samo i mnie cze­ka,

Iam fu­erit, nec post unqu­am re­vo­ca­re li­ce­bit.

(Już chwi­la mi­nę­ła i nic jej już nie od­wo­ła. Lucr. III. 928.)

I nie mar­twi­ła mnie ta myśl bar­dziej, niż każ­da inna, czo­ła z po­wo­du niej nie marsz­czy­łem. Jest rze­czą na­tu­ral­ną, że nam ta­kie wy­obra­że­nia spra­wia­ją z po­cząt­ku przy­krość; lecz z cza­sem moż­na je cią­głem prze­my­śla­niem i prze­żu­wa­niem ujarz­mić i po­skro­mić; in­a­czej bo­wiem, ja przy­najm­niej, był­bym w cią­głym stra­chu i w cią­głej go­rącz­ce; al­bo­wiem nie­ma czło­wie­ka, któ­ry­by tak nie ufał swe­mu ży­ciu, jak ja; nie­ma czło­wie­ka, któ­ry­by mniej wie­rzył w trwa­nie swe­go ży­cia, niż ja. I nie wzmac­nia mi na­dziei zdro­wie; zdro­wiem zaś aż do dziś dnia cie­szę się bar­dzo tę­giem, cho­ro­by zaś żad­ne nie umniej­sza­ją mi zgo­ła na­dziei; każ­dej chwi­li zda­je mi się, że się so­bie wy­my­kam, więc też po­wta­rzam so­bie bez ustan­ku: "Wszyst­ko, co moż­na zro­bić in­ne­go dnia, moż­na zro­bić i dzi­siaj". Co praw­da, przy­pad­ki i nie­bez­pie­czeń­stwa mało nas zbli­ża­ją lub wca­le nas nie po­su­wa­ją ku na­szym kre­som; a je­że­li po­my­śli­my, ile ich jesz­cze jest, prócz tego przy­pad­ku, któ­ry zda­wał się… nam groź­bą naj­więk­szą, ile mi­lio­nów przy­pad­ków wisi nam co­dzien­nie nad gło­wą, to poj­mie­my, że w zdro­wiu i w cho­ro­bie, na mo­rzu i na lą­dzie, na polu wal­ki i w domu, wszę­dzie śmierć jest bli­ska jed­na­ko­wo;

Nemo al­te­ro fra­gi­lior est; nemo in cra­sti­num sui cer­tior.

(Nikt nie jest wą­tlej­szy od bliź­nie­go swe­go; nikt nie jest pew­niej­szy ju­tra, niż jego bliź­ni. Se­ne­ca, Ep., 91.)

Gdy mam coś zro­bić, to wo­bec my­śli o śmier­ci każ­da chwi­la wy­da­je mi się zbyt krót­ka, choć­by to była ro­bo­ta na go­dzi­nę.

Któ­re­goś dnia ktoś, prze­wra­ca­jąc mi w pa­pie­rach, zna­lazł ro­dzaj me­mo­ry­ału, w któ­rym po­le­ca­no swo­im, aby usku­tecz­ni­li pew­ną rzecz po mo­jej śmier­ci; na za­py­ta­nie, co to zna­czy, od­po­wie­dzia­łem, jak się rzecz istot­nie mia­ła, że bę­dąc nie­wię­cej jak o milę od domu, na­pi­sa­łem co­prę­dzej tę no­tat­kę cho­ciaż by­łem zdrów i rześ­ki, a to dla­te­go, bom nie był zbyt pew­ny po­wro­tu do domu. – Jako ten, któ­ry we mnie cią­gle wy­kłu­wa my­śli i osa­dza je we mnie, je­stem o każ­dej po­rze przy­go­to­wa­ny, o ile oczy­wi­ście przy­go­to­wa­nym być mogę i nic no­we­go nie przy­nie­sie mi przyj­ście śmier­ci. Trze­ba być za­wsze w peł­nym rynsz­tun­ku i w po­go­to­wiu do dro­gi, o ile to jest w na­szej mocy, i trze­ba na­de­wszyst­ko dbać o to, iżby już wów­czas nie mieć do czy­nie­nia z ni­kim jeno z sobą;

Quid bre­vi for­tes ia­cu­la­mur aevo

Mul­ta?

(Po­cóż na czas tak krót­ki tych za­mie­rzeń. Hor., Od., II. 16, 17.)

bo dość bę­dzie­my mie­li ro­bo­ty bez zby­tecz­nych przy­czyn­ków. Je­den żali się nie tyle na samą śmierć, ile na to, że mu śmierć prze­ry­wa bieg za­mie­rze­nia, któ­re ma być uwień­czo­ne pięk­nem zwy­cię­stwem; inny, że musi się wy­nieść, za­nim jesz­cze cór­kę wy­dał za mąż i za­nim okre­ślił do­kład­nie kie­ru­nek wy­cho­wa­nia dzie­ci: inny opła­ku­je stra­ty to­wa­rzy­stwa żony, inny utra­ty to­wa­rzy­stwa syna, bo to były wy­go­dy naj­nie­zbęd­niej­sze dla jego ży­cia. Bogu dzię­ki, je­stem w obec­nej chwi­li w ta­kim sta­nie, że mogę się wy­nieść, kie­dy się jemu spodo­ba, bez żalu za ni­czem. Roz­luź­niam się wszę­dzie, po­że­gna­łem się już ze wszyst­ki­mi, tyl­ko nie ze sobą. Nig­dy jesz­cze czło­wiek nie go­to­wał się na opusz­cze­nie świa­ta w spo­sób czyst­szy i do­sko­nal­szy ode­mnie, i nig­dy jesz­cze czło­wiek nie wy­zwo­lił się tak cał­ko­wi­cie, jak my­ślę wy­zwo­lić się ja. Naj­grun­tow­niej­sza śmierć jest naj­zdrow­sza.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: