Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyspa z mgły i kamienia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 lipca 2013
Ebook
21,25 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wyspa z mgły i kamienia - ebook

Wyspa z mgły i kamienia to przepiękna opowieść o tym, że w każdym momencie życia można uwierzyć w siebie i odmienić los, przeżywając w dodatku niezwykłą przygodę. Julia dzięki swej determinacji trafi na Kretę, gdzie rozpocznie zupełnie inne życie.

Przez całe lata bała się, że nie da rady wykonać zadań, które sama na siebie nałożyła. Starała się być dla swoich córek jednocześnie matką i ojcem. Każdego ranka myślała jedynie o tym, żeby nikt nie umarł na jej dyżurze. I jeszcze, żeby dziewczynki były szczęśliwe. To wypełniało po brzegi dni i noce.

Kiedy dzieci dorosły, uświadomiła sobie, że w powtarzalnej, banalnej codzienności zgubiła coś bardzo ważnego – samą siebie. Że zapomniała o marzeniach. I postanawiła o nie walczyć. Przeniosła się na cichą kreteńską wieś, aby żyć, robiąc to wszystko, na co nigdy nie miała czasu. Nie podejrzewała, że cisza może oznaczać nadejście burzy i że zaczyna się dla niej życie pełne emocji i niebezpieczeństw. Prawdziwe życie, które ani przez chwilę nie wywoła u niej lęku.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7779-098-4
Rozmiar pliku: 493 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

1

Kwadrat znajomych ulic, tych samych od wielu lat i kolory zmieniające się w zależności od pory roku. Soczysta zieleń, szarobure brązy, a potem przez pół roku brudna biel. Te same sklepy, latarnie, dziurawy asfalt. Bułki, ziemniaki, śmietana, mielony pieprz i pół kilo twarogu. Matka Boska Gotująca, Matka Boska Podwożąca, Matka Boska Niespełnionych Marzeń…

– Mamo, to jeszcze nie koniec świata. Od dawna żyliście osobno… – rzuciła z roztargnieniem młoda kobieta w błękitnym szlafroku. – A w ogóle, to nie był facet dla ciebie, on był jakiś taki… – Skrzywiła się. – I pomyśl, że odpadnie ci cały ten bałagan; pranie, gotowanie i zastanawianie się, czy jaśnie panu smakuje. Tak na to popatrz. Poza tym nawet ślubu nie mieliście.

Matka Boska Porzucona…

Widać było, że młoda kobieta z całych sił starała się okazać zainteresowanie tematem, ale najwyraźniej nie najlepiej jej to wychodziło. Jedną ręką przyciskała do piersi małą, różową buźkę dziecka, a drugą usiłowała powstrzymać czteroletnią dziewczynkę, która za wszelką cenę próbowała wsadzić niemowlakowi palec do oka.

– Stefka! – huknęła w końcu. Dziecko przy piersi drgnęło nerwowo, a po chwili zaniosło się głośnym płaczem. – Widzisz, co zrobiłaś! – krzyknęła na dziewczynkę. – Gdzie, do cholery, jest ten pieprzony tatuś?

– Nie przy dzieciach – powiedziała odruchowo Julia. I dodała: – Chodź, Stefciu, pójdziemy sobie zobaczyć, czy woda w stawku zamarzła.

– Dobrze, babciu – zgodziła się dziewczynka. – I kupimy łyżwy i ja cię nauczę kręcić – dodała ochoczo. Zerwała się z miejsca, złapała babcię za rękę i obydwie wyszły z pokoju. Z tyłu doleciał Julię głos córki:

– Mamo, nie gniewaj się, sama widzisz…

Babcia z wnuczką wyszły do ogrodu. Lutowy dzień był bezbarwny i ponury. Wszystkie kolory zgasły i zostały sprowadzone do wspólnego szarego mianownika. O ile szarość jako barwa stylowej sukienki albo miękkiego swetra była jak najbardziej pożądana, o tyle krajobraz w tej tonacji sprawiał, że człowiek mimowolnie zaczynał się rozglądać za jakimś mocnym sznurem i solidną gałęzią.

Ołowiane chmury zasnuły niebo i tylko patrzeć, jak zwalą się w końcu człowiekowi na kark, przytłoczą i wgniotą w błotnistą, rozmiękłą ziemię. Nie zanosiło się na jakąkolwiek zmianę pogody w najbliższym czasie. Śnieg w tym roku stopił się pod koniec stycznia, jakby natura doszła do wniosku, że spełniła swój obowiązek, zapewniając ludziom białe święta. Były więc śnieżne gwiazdki sfruwające z nieba, były bałwany lepione przez zachwycone dzieci, były sanki i przemarznięte ręce, kiedy rękawiczki znowu gdzieś się zapodziały.

Julia spędziła ze Stefką cały styczeń. Ewa z Michałem przywieźli ją tuż po Nowym Roku, prosząc o pomoc w opiece. Miała zostać kilka dni, a została prawie miesiąc. Na szczęście od Julii było bardzo blisko do przedszkola, więc codzienne spacery tam i z powrotem nie stanowiły problemu.

Zresztą nawet gdyby stanowiły, Julia i tak by się do tego nie przyznała. Odkąd urodził się Maurycy, Ewa sprawiała wrażenie zagubionej. Wszystko ją drażniło, żaliła się, że nie śpi po nocach, a Michał niezbyt chętnie angażuje się w opiekę nad niemowlakiem, więc Julia, chcąc nie chcąc, włączyła się w opiekę nad wnuczką. Akurat wtedy, przed samym Bożym Narodzeniem Paweł poinformował ją łamiącym się z bólu głosem, że ich dalsze życie razem nie ma sensu. Taki prezent pod choinkę, z którym nie wiadomo co zrobić… Wziął dwie walizki i skórzaną torbę, którą podarowała mu na urodziny, i zamknął za sobą ostatni rozdział wspólnego życia.

Może i formalnie nie był mężem, ale jakie to ma znaczenie, skoro spędzili ze sobą kilka ładnych lat. Dziewczynki nie były do niego za bardzo przywiązane, bo kiedy Julia go poznała, były już właściwie dorosłe i miały swoje sprawy. Ani Ewa, ani tym bardziej Anka, prawie nie zauważały jego istnienia. Julia czasem myślała, że już wolałaby, żeby go nie lubiły, nawet nienawidziły, ale ta obojętność była nie do zniesienia. Kiedy czasem wpadały w odwiedziny, traktowały go jak inkasenta, który przyszedł spisać licznik.

– Babciu, a łyżwy to męże czy żony? – doleciał Julię głos Stefki. Gdy przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, Stefka pociągnęła ją za rękaw. – No, babciu, chłopcy czy dziewczynki? – zniecierpliwiła się.

– Nie wiem… chyba dziewczynki – zaryzykowała Julia.

– Obydwa? – zdziwiła się mała. – Żona i żona?

Stefka była właśnie na etapie przypisywania płci wszystkim przedmiotom dookoła. Ze zrozumiałych względów każda rzecz płci żeńskiej była żoną, a męskiej – mężem.

– Ja jestem żona, Sabcia jest żona i choinka jest żona – wyliczała. – A bałwan jest mąż! – krzyknęła i śmiejąc się, pobiegła w stronę smętnych resztek śnieżnej rzeźby z przekrzywionym wiadrem na głowie i marchewką udającą nos.

– Bałwan jest mąż… – powtórzyła Julia pod nosem i znowu zrobiło jej się smutno.

Paweł próbował się tłumaczyć, mówił, że już od dłuższego czasu starał się ją przygotować na taką ewentualność, że szkoda marnować życia na związek, który nie satysfakcjonuje żadnej ze stron. Wiedziała, że w taki oględny sposób właśnie informuje, że jej nie kocha.

Ona sama czuła się usatysfakcjonowana w stopniu zadowalającym. Miała dla kogo gotować, miała do kogo wieczorem się przytulić i nawet jeśli nie było to płomienne uczucie, to przecież, do cholery, kochała go na swój sposób. Może nie tak, jak potrafiła kochać, kiedy miała dwadzieścia lat, ale przecież ta miłość była bardziej wartościowa, dojrzała. Życie ją nauczyło, że kluczem do szczęśliwego spokoju było wyeliminowanie wszelkich głupich przejawów romantyzmu, które przynoszą jedynie frustracje i rozczarowania. Nie była podlotkiem, żeby z drżeniem serca czekać na przejaw zainteresowania albo zalewać się łzami, bo ukochany zapomniał o rocznicy pierwszej randki.

Paweł zazwyczaj pamiętał. Przynosił kwiaty, a w Walentynki zabrał Julię do najmodniejszego lokalu w mieście. Wieczorem się pokłócili, bo Julia nie dość entuzjastycznie okazała radość, że przyszło jej spędzać wieczór w zadymionej, hałaśliwej kawiarni pełnej podekscytowanych, kwiczących nastolatek. Na każdym stoliku stał obowiązkowy bukiet kwiatów, a z sufitu zwisało plastikowe czerwone serce. Im większy był bukiet, tym bardziej dumna była jego posiadaczka.

Między Julią a Pawłem stał bukiet z gatunku tych imponujących: wysokie, czerwone róże, otulone zieloną mgiełką i przewiązane ogromną srebrną kokardą. W pierwszej chwili skojarzyły jej się z wiązanką pogrzebową, ale zachowała tę uwagę dla siebie.

Paweł promieniał; był z siebie tak dumny, że o mało nie pękł i zupełnie mu nie przeszkadzało, że zza wysokich kwiatów nie było widać Julii.

2

Maurycy wreszcie zasnął. Najedzony i wykąpany przytulił policzek do poduszki i odpłynął w senną krainę, litościwie oszczędzając rodzicielce codziennej porcji płaczu. W mądrych książkach napisali, że kolki mijają, gdy dziecko skończy trzy miesiące i Ewa nie mogła się już tego doczekać. Stefka nigdy nie miała żadnych kolek i dopiero przy Maurycym okazało się, że bycie matką może być czasami ponad jej siły. Stefka również zasnęła, zmęczona długim spacerem z babcią. Nawet kolacji nie zdążyła zjeść, bo kiedy głowa niebezpiecznie zaczęła jej się kiwać nad parówką, Ewa wzięła ją na ręce i rozgrzeszając się w duchu, że dziecko idzie spać brudne – zaniosła na górę.

Michał znowu siedział w pracy do późna i nie mogła się go spodziewać wcześniej niż przed północą. Za to Anka przypomniała sobie o siostrzenicy i wpadła wieczorem. Ewa na końcu języka miała uwagę, że odwiedzanie czterolatki o dwudziestej drugiej jest pozbawione sensu, ale się powstrzymała. Tym bardziej że Anka wyglądała na wzburzoną.

– Słyszałaś?! – krzyknęła od progu. – To się w głowie nie mieści.

– Co takiego? – spytała Ewa bez większego zainteresowania. Anka była bardzo żywiołową osobą i kiedy wkraczała z takim komunikatem, mogło chodzić o wszystko, nawet o to, że właśnie zaczął padać deszcz. Albo że na skrzyżowaniu zepsuły się światła.

– Mama chce sprzedać kamienice po babci!

– Jak to? – Ewa aż przystanęła. – Wszystkie? Przecież…

– Właśnie! – oświadczyła z triumfem Anka, zadowolona, że wiadomość przyniosła efekt, jakiego oczekiwała. – Mieliśmy wspólnie podjąć decyzję, przecież to nasze…

– No niezupełnie – zreflektowała się Ewa. – To ona dostała w spadku i jest jedyną właścicielką.

– I co z tego? – Anka wydęła wargi. – To najgorszy z możliwych momentów. Na rynku jest zastój, a ceny takie, że szkoda gadać. Trzeba poczekać jeszcze kilka lat, chyba wiem, co mówię.

W istocie, wiedziała. W rynku nieruchomości orientowała się jak nikt inny, nawet w czasach posuchy jej firma deweloperska cieszyła się dużym uznaniem wśród klientów. Anka oprócz wiedzy miała też nosa do interesów i ogromną umiejętność zjednywania sobie ludzi. Często zdarzało się, że jeśli ktoś raz skorzystał z usług jej firmy, wracał do niej jak po sznurku.

– Teraz powinno się inwestować w nieruchomości za granicą, a nie tu. O, na przykład taka Grecja; kryzys aż hula, podatki dowalili takie, że ceny spadły na łeb na szyję. To najgłupszy z możliwych pomysłów – wróciła do tematu. – Grosze dostaniemy. Trzeba koniecznie wybić jej to z głowy – oświadczyła z całą mocą. – Przecież stracimy kupę pieniędzy. Ty wiesz, ile mogą być warte trzy kamienice w najlepszym punkcie miasta?

Ewa zalała wrzątkiem herbatę w czajniczku i wyciągnęła z piekarnika blachę z resztką ciasta.

– O! – zainteresowała się nagle Anka, porzucając temat kamienic i z lubością pociągając nosem. – Piekłaś?

– Mama piekła. Naprawdę myślisz, że przy dwójce dzieci mam czas i ochotę na pieczenie? – zdziwiła się Ewa. – Nawet nie wiesz…

– Wiem, wiem – przerwała jej beztrosko siostra. – Wszyscy wiedzą, bo wszystkim zdążyłaś już o tym powiedzieć. Jesteś zarobiona, zmęczona i masz muchy w nosie. – Wzniosła oczy do nieba, nie zwracając uwagi na minę Ewy. – Sama chciałaś, więc przestań się nad sobą użalać. Nie ty jedna masz ciężkie życie…

– A co? – odparowała Ewa. – Paznokieć ci się złamał?

– Nie bądź złośliwa. – Na Ance nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. – Lepiej pomyślmy, jak ją odwieść od tego niedorzecznego pomysłu.

Ewa westchnęła z rezygnacją. Chętnie zafundowałaby sobie małą sprzeczkę z siostrą, bo to zawsze w jakiś sposób działało na nią oczyszczająco. Na dzieci nie chciała się wydzierać, na Michała nie mogła, bo całymi dniami go nie było, pies już od dawna umykał pod schody na jej widok, więc perspektywa wylania wszystkich pretensji do świata na siostrę była kusząca. Zrezygnowała z niej z żalem.

– Masz rację. Ja też tego nie rozumiem… Czemu tak nagle? Była u mnie dzisiaj i nic nie mówiła.

– A coś w ogóle mówiła?

– Oj, nie wiem, miałam urwanie głowy z dziećmi – powiedziała Ewa z pretensją. – Chciała pogadać. Chyba nie może się otrząsnąć…

– No to trzeba było ją czymś zająć. Niech wnuki bawi, w końcu wszystkie babcie to robią. Zobaczysz, od razu poczuje się lepiej.

– Nie sądzę. Stefka była u niej trzy tygodnie i jakoś nie pomogło. Mama ciągle jest jakby trochę nieprzytomna…

– No to nie wiem. – Anka wzruszyła ramionami. – Kobiety w jej wieku powinny mieć jakieś zajęcia poza pracą zawodową. Może działkę jej kupimy? – wpadła nagle na pomysł. – Pomyśl tylko, truskawki prosto z krzaka, świeży szczypiorek – rozmarzyła się. – Wiosną i latem miałaby zajęcie w ogródku, a jesienią robiła przetwory. Wszystkie babcie tak robią. Dżemy śliwkowe, soki malinowe… Tak, to rewelacyjny pomysł. – Pokiwała głową sama do siebie.

Ewa była bardziej sceptyczna.

– Naprawdę widzisz naszą matkę, jak kisi ogórki? Przecież ona zna pięć języków.

– A co to ma do rzeczy? – zdziwiła się Anka. – Ogórkom zaszkodzi? Może sobie przy robocie czytać Szekspira w oryginale… Przecież wszystkie babcie tak robią.

– Co ty z tymi babciami? – zdenerwowała się Ewa. – Czytają Szekspira podczas kiszenia ogórków?

Anka wykrzywiła się.

– Nie, zajmują wnukami i robią przetwory. Uważam, że to dobry pomysł. Popracuje sobie na działce i zaraz przestanie być taka… nadaktywna. Może wtedy głupoty przestaną przychodzić jej do głowy. Zaczynam żałować, że ten jej Paweł zwinął manatki…

– Mówiła, dlaczego chce je sprzedać akurat teraz? – zainteresowała się Ewa, wracając do tematu kamienic.

– Właśnie nie. W ogóle była jakaś tajemnicza. Zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym rozejrzała się za kupcem. Ja nie potrzebuję teraz takich pieniędzy – oświadczyła Anka, na pozór bez związku. – Myślałam, że jak kiedyś je sprzedamy, to zafunduję sobie podróż dookoła świata, ale akurat teraz nie mogę wyjechać. I co mam zrobić z tą kasą? Na procent się nie opłaca przy tych złodziejskich bankach… W skarpetę włożę? Nieruchomości to najlepsza inwestycja! No nic. – Westchnęła po namyśle. – Trudno, jak się nie uda jej przekonać, to najwyżej zainwestuję w firmę. Mogłabym kupić tę ziemię pod lasem… A ty co zamierzasz zrobić ze swoją częścią?

– Nie mam pojęcia. Może kupimy dzieciakom jakieś mieszkania? Ani się obejrzę, jak będą dorosłe.

– Mamuśka! – Anka roześmiała się. – Ale to niezły pomysł. Na wszelki wypadek trochę się porozglądam. Daj mi znać, jaka lokalizacja najbardziej was interesuje.

Obie siostry zatopiły się w rozważaniach na temat rynku nieruchomości. Prawie nie usłyszały, kiedy zadzwonił telefon. Ewa poszła odebrać, a po chwili wróciła z zaskoczoną miną.

– Mama – oświadczyła. – Powiedziała, że chciałaby się z nami spotkać jutro po dwudziestej. Była jakaś taka… oficjalna.

3

Julia sama przed sobą nie chciała przyznać, jak bardzo boi się spotkania z córkami. Wczoraj rozmawiała przez chwilę z Anką i nie była specjalnie zaskoczona jej reakcją. Sama nie była jeszcze gotowa na rozmowę, więc szybko się pożegnała, uprzedzając pytania, które niewątpliwie za chwilę by padły. Dzisiaj miało być trudniej. Wczoraj nie powiedziała wszystkiego.

Całą noc nie mogła zmrużyć oka. Rozważała wszystkie za i przeciw. Przewracając się z boku na bok, tysiąc razy zastanawiała się, czy ma prawo tak postąpić. To, co zamierzała zrobić, było trudne. Tak naprawdę to była rewolucja, ale Julia nie widziała innego wyjścia. Od kilku tygodni świat pomału, ale nieuchronnie usuwał jej się spod nóg. Czuła, że traci grunt, że jeśli czegoś nie wymyśli – utknie na zawsze w dziwnym stanie, zawieszona w próżni. Straciła napęd, jakąkolwiek motywację do życia. Początkowo myślała, że to wina Pawła, ale po głębszym zastanowieniu doszła do wniosku, że nie. Jego odejście pozwoliło po prostu zobaczyć rzeczy takimi, jakimi były.

Julia miała pięćdziesiąt cztery lata i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Siła napędowa jej życia, jaką była opieka nad dziećmi, a potem zajmowanie się Pawłem, przestała istnieć. Czuła się teraz jak statek na środku oceanu, który ma jeszcze do przepłynięcia kawał drogi, ale wszyscy pasażerowie w jakiś niepojęty sposób nagle zniknęli z jego pokładu.

Musiała coś przedsięwziąć. Jeśli nie spróbuje wreszcie pomyśleć o sobie, to równie dobrze może już kupić sobie trumnę, a na to jeszcze chyba trochę za wcześnie…

Spojrzała w lustro. Z drugiej strony patrzyły na nią niebieskie oczy w ciemnej oprawie rzęs. W kącikach rysowały się kurze łapki zmarszczek. Owal twarzy zaczynał trochę szwankować, ale natura obdarzyła Julię gęstymi, jasnymi włosami, które odpowiednio ostrzyżone skutecznie go ukrywały. Kiedy sczesywała jasne pasma na twarz, prawie nie było widać ciemnych bruzd biegnących od nosa w kierunku ust. Nawet nie wiedziała, czy już jest posiadaczką siwych włosów, ponieważ od wielu lat regularnie je farbowała, nie czekając chwili, gdy któregoś dnia z przerażeniem odkryje pierwszą srebrną nitkę. Figurę, dzięki Bogu, też miała nie najgorszą. Mogłoby oczywiście być w jednym miejscu nieco mniej, a w drugim trochę więcej, ale takimi drobiazgami już dawno przestała się przejmować.

Uśmiechnęła się z sympatią do kobiety w lustrze i dostrzegła znajomy, choć dawno zapomniany błysk w jej oku. Uznała, że to dobra wróżba i z determinacją sięgnęła do szuflady. Po chwili trzymała w ręku szminkę w ciepłym, czerwonym odcieniu, której od dawna nie ośmieliła się użyć.

Anka i Ewa siedziały przy stole. Michał krzątał się przy barku. Skoro teściowa postanowiła zebrać całą rodzinę w jednym miejscu i zrobiła to w sposób dość kategoryczny, musiało wydarzyć się coś ważnego. Rano Ewa powiedziała mu o zamiarze sprzedaży kamienic, ale Michał podświadomie wyczuwał, że chodzi o coś więcej. Julia była nienaturalnie uroczysta, choć miał wrażenie, że jest również nieco zdenerwowana. Siedziała wyprostowana naprzeciwko córek i od kilku minut pastwiła się nad torebką herbaty, wyciskając ją do ostatniego listka.

Wyglądała jakoś inaczej niż zwykle. Miała na sobie jasne, wąskie spodnie z zaszewkami i miękki sweter w kolorze lazuru, odważnie wycięty na plecach. Było jej w nim wyjątkowo do twarzy. Ze zdziwieniem dostrzegł, że pomalowała usta. Patrząc na nią, pomyślał, że jego teściowa jest wyjątkowo atrakcyjną kobietą i wcale nie wygląda na swoje lata. Drobna, szczupła, miała w sobie mnóstwo dziewczęcego uroku. Była jedną z tych kobiet, które nawet parciany worek potrafią nosić z gracją godną królowej. Szkoda, że żadna z córek nie odziedziczyła po niej urody ani klasy…

Zaproponował drinka. Ewa i Anka odmówiły, natomiast Julia z ulgą odłożyła wymiętoszoną torebkę, odsunęła kubek i podniosła rękę.

– Poproszę whisky. Bez lodu i bez wody, jeśli można…

– Mamo! – zaprotestowała Ewa. – Twoje wrzody.

– Nic mi nie będzie – zbyła ją Julia. – I zapaliłabym…

– Jak to?! – Tym razem to Anka nie mogła się opanować. – Przecież rzuciłaś.

– Nie rzuciłam, tylko przestałam palić. Najpierw ze względu na was, potem na Pawła. Wy jesteście dorosłe, a Paweł… W każdym razie wszystko się zmieniło.

Michał podał teściowej papierosa, udając, że nie widzi pełnego potępienia wzroku żony. Julia przymknęła oczy i z lubością zaciągnęła się aromatycznym dymem.

– Nie macie pojęcia, jak mi tego brakowało…

Anka znowu nie wytrzymała.

– Mamo, przerażasz mnie – wybąkała. – Papierosy to najczęstsza przyczyna…

– Och, daj spokój! – zniecierpliwiła się Julia. – Nie zapominaj, że rozmawiasz z lekarzem.

– Tym bardziej powinnaś być mądrzejsza. Poza tym nie masz już dwudziestu lat…

– Stu też nie mam. I w związku z tym chciałam wam o czymś powiedzieć.

– Nareszcie – mruknęła Ewa z ulgą.

Julia zgasiła papierosa. Upiła łyk whisky i lekko się skrzywiła. Nabrała powietrza i na chwilę przymknęła oczy. Kiedy je ponownie otworzyła, malowała się w nich determinacja.

– Postanowiłam sprzedać kamienice po babci – zaczęła.

– To najgłupszy pomysł, jaki mógł ci przyjść do głowy – przerwała Anka, jakby tylko na to czekała. Ewa się nie odezwała. Michał spojrzeniem zgromił szwagierkę, ta jednak zupełnie się tym nie przejęła.

– Tak, głupi! – kontynuowała, coraz bardziej zła. – Wszyscy o tym wiemy. Nie gniewaj się, ale kto ma ci to powiedzieć? Sprzedawać kamienice, kiedy na rynku jest kicha, to szaleństwo! Jeśli w ogóle uda się znaleźć kupca, to dostaniemy przynajmniej trzydzieści procent mniej, niż są warte…

– Tyle mi wystarczy.

– To nie ma za grosz sensu, trzeba poczekać… Jak to: tyle ci wystarczy? – Anka nagle zamilkła. Zmarszczyła brwi i w skupieniu wpatrywała się w matkę. Ewa nadal siedziała nieruchomo, z miną bez wyrazu, a w kącikach ust Michała błąkał się uśmieszek, jakby mężczyzna przeczuwał, co za chwilę się stanie.

– Zamierzam je sprzedać – powtórzyła Julia spokojnie – a pieniądze wpłacę na swoje konto. Oczywiście – dodała szybko – jeśli tylko będziecie w potrzebie, zawsze możecie się do mnie zwrócić. Ale nie zamierzam, Aniu, finansować twojej podróży dookoła świata, ani nie kupię mieszkań waszym dzieciom – zwróciła się do drugiej córki. – Wczoraj byłam u notariusza i przepisałam na Stefkę moje mieszkanie. Bardzo mi przykro, jeśli was rozczarowałam, ale postanowiłam pomyśleć o sobie.

– Ale mamo… – zdołała wydusić z siebie Anka.

Julia uśmiechnęła się ciepło.

– Kochanie, nie wytrzeszczaj tak oczu, bo wyglądasz jak lemur. Te pieniądze nie są wam niezbędne, macie dość swoich. Ty zarabiasz tyle, że pewnie nawet sama nie wiesz, ile co miesiąc wydajesz. Obie macie piękne domy, samochody, jeździcie na wakacje kilka razy w roku, ubieracie się w najlepszych sklepach za granicą…

– Mamo – odezwała się wreszcie Ewa z pretensją – jeśli brakowało ci pieniędzy, to trzeba było powiedzieć…

Julia potrząsnęła głową.

– Nie o to chodzi. Chciałabym wreszcie zrealizować swoje marzenia…

– Jakie marzenia?!

– Mamo – zaczęła Ewa łagodnie, jakby miała przed sobą osobę niespełna rozumu – wszyscy wiemy, że przechodzisz trudny okres. Nie powinnaś teraz być sama, może przeniesiesz się na trochę do Anki. Albo do nas… Zobaczysz, dobrze ci to zrobi. Pomożesz mi przy dzieciach i przestaniesz wreszcie o nim myśleć. A o kamienicach porozmawiamy, jak będziesz w lepszej formie. Co ty na to? – Sięgnęła przez stół i wzięła matkę za rękę, udając, że nie widzi sygnałów, które posyłała Anka. Julia również je dostrzegła. Delikatnie wyswobodziła dłoń i uśmiechnęła się przepraszająco.

– Przykro mi, już postanowiłam.

Wszyscy milczeli. Powietrze zrobiło się tak gęste, że można by w nim było zawiesić siekierę.

– Ale co to za marzenia, na których realizację potrzeba tyle forsy?! – Ewa zaczęła tracić cierpliwość. – Nie uważasz, że my też mamy coś do powiedzenia? Tak po prostu postanowiłaś pozbawić nas majątku po babci i nawet nie chcesz wyjaśnić dlaczego? To nie fair! Myślałam, że to bez znaczenia, że nie ma o nas mowy w testamencie, bo… bo…

– Przecież dostawałyście pieniądze z wynajmu – zauważyła Julia spokojnie.

– No tak, ale… – Ewie nagle zabrakło argumentów. Rzuciła proszące spojrzenie w kierunku męża. Ten jednak z nieodgadnioną miną wpatrywał się w sufit.

Od zawsze było wiadomo, że po sprzedaży kamienic pieniądze zostaną podzielone między córki. Przez kilka ostatnich lat na specjalnie w tym celu założone konta ich obydwu co miesiąc wpływały pokaźne kwoty z czynszów płaconych przez lokatorów. Ewa uświadomiła sobie raptem, że ani ona, ani tym bardziej Anka nigdy nie widziały na oczy żadnego mieszkańca. To mama wszystkim się zajmowała, dbając tylko o to, żeby regularnie dostawały pieniądze. Ewa nawet dokładnie nie wiedziała, gdzie znajdują się owe mityczne kamienice poza tym, że stoją w Łodzi. Babci nie zdążyła poznać, umarła, kiedy żadnej z nich nie było jeszcze na świecie. Dziadek po jej śmierci sprzedał mieszkanie i przeniósł się do Poznania, a po kilku latach do niej dołączył. W Łodzi nie została już żadna rodzina, a tym samym nie było powodu, żeby tam jeździć. Jeździła więc tylko mama, załatwiając tysiące spraw związanych najpierw z odzyskaniem majątku po babci, a potem jego zarządzaniem.

– Jestem już zmęczona tym wszystkim – powiedziała Julia, jakby posiadła umiejętność czytania w myślach starszej córki. – Chcę wyjechać…

– Dokąd!?

– Jeszcze nie wiem… Może do Afryki…

Atmosfera stawała się coraz gęstsza. Wyglądało na to, że żaden z uczestników rozmowy nie wie, jak się zachować ani co powiedzieć. Na dłuższą chwilę zapadła nieprzyjemna cisza przerywana jedynie pochrapywaniem Saby, która zasnęła pod schodami. Pies szybko zorientował się, że mimo napływu gości nie ma dziś szans na zabawę i pomrukując z niezadowolenia, opuścił towarzystwo.

Anka również milczała. Nagle poczuła, że musi przerwać tę farsę.

– Mamo, nie gniewaj się – zaczęła cicho, tonem, który nie wróżył nic dobrego – ale czyś ty kompletnie oszalała?! Naczytałaś się durnych książek dla bab? Precz stare życie, oto nowa ja? Chcesz powiedzieć, że sprzedajesz kamienice, zabierasz pieniądze i tak po prostu wyjeżdżasz, chociaż nawet nie wiesz dokąd? Do Afryki! – parsknęła po chwili. – A może na Księżyc?! Nie rozśmieszaj mnie!

– Anka!

Michał stanął za teściową, położył jej dłoń na ramieniu i posłał szwagierce wymowne spojrzenie. Od początku postanowił nie wtrącać się do rozmowy. To była sprawa rodzinna, a choć i on był jej częścią, nie zamierzał zabierać głosu w kwestii pieniędzy, których, w przeciwieństwie do swojej żony i szwagierki, nie uważał za własne.

– Obydwie jesteście skończonymi egoistkami – wycedził. – I to by było na tyle. Mamo, jeśli będziesz chciała, żebym cię odwiózł, daj znać. Idę na górę. Maurycy się obudził.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: