Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wyzwolenie - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyzwolenie - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 225 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

AKT PIERW­SZY.

Gdzieś przed siód­mą wie­czo­rem,

Ko­ściół koń­czył nie­szpo­rom, bram te­atru le­d­wo uchy­lo­no:

DE­KO­RA­CJA:

Wiel­ka sce­na otwo­rem, prze­strzeń wo­kół ogrom­na, jesz­cze gazu i ramp nie świe­co­no.

Kto ci lu­dzie pod ścia­ną?

Cóż tu czy­nić im dano?

Czy to rze­sza bie­da­ków bez­dom­na?

Gło­wy wspar­li stru­dzo­ne, cóż ich twa­rze zmarsz­czo­ne?

Prze­cież pra­cę ich dzien­ną pła­co­no.

Sce­na wiel­ka otwar­ta:

Ko­ściół Boga czy Czar­ta, czym się sta­nie ta sztu­ki gon­ty­na?

Choć kur­ty­ny za­klę­te, wi­do­wi­sko za­czę­te:

oto wszedł ktoś – pu­ści­ła go war­ta.

(wszedł Kon­rad)

We­szedł – uszedł bacz­no­ści. -

Czy raz pierw­szy tu go­ści, bo się dziw­no roz­glą­da i bada.

Ci, co sie­dzą pod ścia­ną, gdzie ku­li­sy skła­da­no, na­słu­chu­ją, jak on roz­po­wia­da.

Słów słu­cha­ją zdzi­wie­ni, czy­li du­chem po­je­ni, skąd to idą te my­śli Kon­ra­da?

Czar­ny płaszcz go okry­wa, ręce wią­żą ogni­wa, na rę­kach ma kaj­da­ny.

To po­wol­ny, to rzut­ny, to za­pal­ny, to smut­ny, w mowę wła­sną dziw­nie za­słu­cha­ny:

KON­RAD

Idę z da­le­ka, nie wiem, z raju czy­li z pie­kła.

Bły­ska­wic gra­dem drży zie­mia, z któ­rej po­cho­dzę, we krwi bro­dzę, na­zy­wam się Kon­ra­dem.

Roz­pacz za mną się wle­kła gło­wą wę­żów, okrop­nym wi­dzia­dłem, wy­jąc: ZE­MSTA.

By­łem gwiaz­dą, gwiaz­dą sta­łą, nie­bios nie­wol­ni­cą.

Tam hen, uję­ty łań­cu­chem, z wy­prę­żo­ny­mi ra­mio­ny, uwię­zgłem du­chem, gdzie gwiazd iskrzą­ce skor­pio­ny świe­cą w prze­strze­ni wie­czy­stych głusz, gdzie gniaz­da bo­gów i dusz – – i spa­dłem.

Tę zie­mię uko­cha­łem sza­łem i w żą­dzy pa­lą­cej po­sia­dłem cia­łem! -

Je­stem w każ­dym czło­wie­ku, żyję w każ­dym ser­cu

Po kwiet­nym łąk ko­bier­cu, po skal­nych pa­ściach, krze­sa­ni­cach je­stem nie­sion skrzy­dła­mi z pło­mie­niem w li­cach.

Ogień, pło­mie­nie w pier­si! -

Przy­sze­dłem – wy naj­pier­si – (wy­cią­ga ręce ku tym, co sie­dzą w ubo­czach i mrocz­nych za­kąt­kach sce­ny)

Przy­sze­dłem – – – cyt – – przy­cho­dzę.

My­śli zmą­ci­łem w dro­dze…

CHÓR

Cze­go żą­dasz?

KON­RAD

Służ­by je­dy­nej go­dzi­ny.

CHÓR

Cze­go żą­dasz?

KON­RAD

Przy­cho­dzę wprząc was do dzie­ła.

CHÓR

Cze­go żą­dasz -?

KON­RAD

Na was myśl moja spo­czę­ła.

(jak­by przy­po­mnieć chciał rzecz, z daw­na już jemu zna­ną)

Tam, kę­dyś trze­ba dojść i wniść, a mocą roz­przeć wro­ta – – nie pa­trzeć po­zad…

Nim zwięd­nie kwia­tu świe­ży liść, za­nim pta­cy za­świer­go­cą swój świt nad śmier­tel­ną mo­gi­łą, nim poj­mie ich mar­two­ta, i wznieść po­chod­nię po­nad! -

Tam kę­dyś trze­ba dojść i wniść siłą!!

(pa­trzy się po ota­cza­ją­cych go ro­bot­ni­kach)

Siła to wy.

CHÓR

Cze­go żą­dasz?

KON­RAD

Po­zna­łem w was siłę.

CHÓR

Cze­go żą­dasz -?

KON­RAD

Wiem: ko­ściół, za­mek, mo­gi­łę.

Te po­sta­wię i zbu­rzę.

(zry­wa­jąc ręce w sil­nym ru­chu, po­szarp­nął kaj­dan)

Zej­mij­cie mi kaj­da­ny.

CHÓR

U rąk je dźwi­gasz, u nóg;

dro­gą ty spra­co­wa­ny.

KON­RAD

Prze­sze­dłem ciem­nie dróg. -

Zej­mij­cie z pra­wej ręki.

CHÓR

Zna­ki wię­zień i męki.

KON­RAD

Zej­mij­cie z rąk i stop.

CHÓR

Krwią ubro­czo­ne sto­py.

KON­RAD

Prze­sze­dłem ognie prób;

czo­ło po­orał cierń.

CHÓR

Je­steś wol­ny.

KON­RAD

Kto wy je­ste­ście -?

CHÓR

Chło­py.

KON­RAD

Kto wy je­ste­ście -?

CHÓR

Czerń.

RO­BOT­NIK

Śród par­cia ludu one­go na ostrza ba­gne­tów, pa­dła mi u stóp sio­stra moja, a krew chlu­snę­ła na moją pierś – chlu­snę­ła ku oczom. Nic już nie wi­dzia­łem da­lej, jeno krew i krew sio­strza­ną.

KON­RAD

Synu ze­msty – dzie­ła do­ko­nam z wami i na czyn twój pa­trzeć będę.

Tu będą się ba­wić, a wy bę­dzie­cie pa­trzeć, aż przyj­dzie go­dzi­na ze­msty.

RO­BOT­NIK

Cze­ka­my ta­kiej go­dzi­ny.

KON­RAD

Oto usiądź­cie tam w ką­tach i ubo­czach, aż za­we­zwę was, aby­ście wy­stą­pi­li z czy­nem.

RO­BOT­NIK

Co roz­ka­żesz -?

KON­RAD

Bę­dzie­cie czy­nić, co czy­ni­cie co wie­czór w tym oto gma­chu.

RO­BOT­NIK

I zwy­kłą do­sta­nie­my za­pła­tę.

KON­RAD

I zwy­kłą do­sta­nie­cie za­pła­tę.

RO­BOT­NIK

Da­lej nic nie my­ślę.

KON­RAD

Bę­dzie­cie bu­do­wać i bu­rzyć.

RO­BOT­NIK

Tak upły­wa nam ży­cie na­sze. Sy­no­wie nasi zbu­rzą, co my bu­du­je­my. Bu­rzy­my, co zbu­do­wa­li oj­co­wie nasi.

KON­RAD

Bę­dzie­cie bu­do­wać i bu­rzyć w mil­cze­niu i co­kol­wiek by­ście oba­czy­li, kto­by­kol­wiek był na wa­szej dro­dze, przy­stąp­cie nie­ubła­gal­ni i pod­po­rę wy­rwie­cie, o któ­rą wspar­ty, i bel weź­mie­cie, któ­rym się ogro­dzą i oto­czą – i rzuć­cie precz, jako od­rzu­ca się i od­ci­ska ru­mo­wi­sko, śmieć i ła­chy a ru­pie­cie star­ga­ne. I ani poj­rzy­cie, co czy­nić wam przyj­dzie.

RO­BOT­NIK

Tacy je­ste­śmy.

KON­RAD

Ta­kich was wi­dzę i tacy bę­dzie­cie.

RO­BOT­NIK

Uj­rzysz nas.

KON­RAD

A te­raz idź­cie wy­po­czy­wać i cze­kaj­cie zna­ku:

RO­BOT­NIK

Kto nam da znak?

KON­RAD

– – Za­pad­nie ja­ko­by smu­ga mro­ku i cie­niem prze­sło­ni wszyst­ko, co przed wa­szy­mi ocza­mi.

RO­BOT­NIK

Oczy na­sze na­wy­kły do mro­ku.

INNY RO­BOT­NIK

Mrok mnie miły i ła­god­ny.

RO­BOT­NIK

Noc upra­gnio­na i je­dy­na.

KON­RAD

Po czy­nach wa­szych przyj­dzie NOC.

CHÓR

Noc upra­gnio­na i je­dy­na.

KON­RAD

Odejdź­cie.

(Od­da­la­ją się. Wcho­dzi Re­ży­ser).

RE­ŻY­SER

A! wi­tam pana, wi­tam, wi­tam!

Ho, cza­sów tyle, kopę lat!

Mamy tu sce­nę – wła­śnie czy­tam o Ro­man­ty­zmie – prze­rósł świat.

Ro­man­tyzm so­bie buja, wo­dzi, co­raz to wy­żej, nie dba nic, a świa­tek co­raz ni­żej scho­dzi.

Cóż tam? Jest jaka sztu­ka?

KON­RAD

Nic.

RE­ŻY­SER

Nic!? A my mamy wiel­ką sce­nę:

dwa­dzie­ścia kro­ków wszerz i wzdłuż.

Prze­cież to miej­sce dość ob­szer­ne, by w nim myśl pol­ską za­mknąć już, by się te iskry du­cho-żer­ne, co u roz­staj­nych sie­dzą dróg, ze­szły tu wszyst­kie za nasz próg w świa­tło kin­kie­tów – za­cząć ruch.

Ta­len­ta bo­wiem są nie­zmier­ne, lecz trze­ba, by w nie wstą­pił duch.

To są syn­te­zy pierw­sze rzu­ty, lecz wy­ma­ga­ją dys­pu­ty.

(Usu­wa się z pierw­sze­go pla­nu. Wcho­dzi Muza).

KON­RAD

O ta­jem­ni­cza, pięk­na, któ­rą uwiel­biam, po­zwól, że na­zwę cię "Li­te­ra­tu­rą".

Kim­kol­wiek je­steś. Muzo bo­ska, cóż chmu­rzy czo­ło two­je?

MUZA

Tro­ska.

KON­RAD

Grasz -?

MUZA

Będę dzi­siaj w grze cu­dow­ną, bo będę w grze ka­pry­śną.

KON­RAD

Na­wet ka­pry­sy są ru­ty­ną u cie­bie – bo­ska. – Wie­dziesz chór wy­bra­nek?

MUZA

Wie­niec cór.

We zło­tej kon­sze tu nad­pły­ną.

Są ete­rycz­ne.

KON­RAD

Po­lki?!

MUZA

Sły­ną!

KON­RAD

Ta pierw­sza?

MUZA

To har­fiar­ka Lila, z rodu We­ne­dów.

KON­RAD

Zmar­twych­wsta­ła.

MUZA

W tym desz­czu wło­sów, w rąk rzu­ce­niu, w prze­gię­ciu, smęt­ku, za­nie­dba­niu, w arfy mi­ło­snym ko­ły­sa­niu:

Lila że­bracz­ka

KON­RAD

A ta dru­ga?

MUZA

To naj­młod­sza córa Po­pie­la:

Zo­sia, co wszę­dy ko­goś ści­ga i goni za­my­ślo­na.

KON­RAD

To fry­ga na­ro­do­wa. – A tam­te?

MUZA

Dziew­ki od płu­ga.

(Po­sta­cie, o któ­rych mowa, wła­śnie pły­ną w głę­bi we zło­tej kon­sze na kół­kach i wy­sia­da­ją na sce­nę).

Ja w te­atrzy­kach ama­tor­skich gry­wam mar­ki­zy i hra­bian­ki;

za gu­wer­nant­kę mnie pół­pan­ki bio­rą do swo­ich dwo­rów;

je­stem gwiaz­dą dok­to­rów prze­wod­nią – tyś bo­ha­ter, słu­chaj, tyś po­wi­nien był tu przyjść z po­chod­nią – jak ja z ga­łąz­ką waw­rzy­nu.

A ja­kież so­bie mia­no przy­bra­łeś?

KON­RAD

Wzią­łem to Imię – zgad­niesz z czy­nu:

czym będę, zgad­niesz, czym je­stem;

chcę dzia­łać.

MUZA

Wiem, ro­zu­miem: ge­stem.

KON­RAD

Czy­nem!

MUZA

Ge­stem!

Cze­góż to chcesz?

KON­RAD

Wy­zwo­lin.

MUZA

Z cze­go? – Czy chcesz du­cha wy­zwo­lić – al­boż duch ma pęta;

czy myśl – myśl tak da­le­ko bie­ga wol­na: – czy ser­cu co do­le­ga -?

Wy­znaj – uło­żę rzecz na sce­ny

I ME­LAN­KO­LIĘ za­gram sama:

ja jako rola, wiel­ka dama…

a cały te­atr mnie po­słu­cha.

KON­RAD

Ko­chan­ka moja zwie się: wola!

MUZA

Wola?! Być może. – Ja­kież dane?

By za­cząć sztu­kę, stwo­rzyć dzie­ło, po­trze­ba męki, tru­du, pa­sji, bólu, skarg, żalu, smęt­ku, lęku, gro­zy, li­to­ści.

KON­RAD

Te­atr sta­ry.

MUZA

Sil­ne ma pod­sta­wy bu­do­wy.

Chcesz two­rzyć…?

KON­RAD

Two­rzę.

MUZA

Te­atr?!

KON­RAD

Nowy.

MUZA

Inny?

KON­RAD

Zo­ba­czysz. – Patrz i uważ.

MUZA

Wiem, za­miast peł­nym la­tać lo­tem nie­le­d­wie jako dziec­ko fru­wasz;

do­pie­ro ja dać wła­dzę mogę, do­pie­ro ja cię wy­pro­wa­dzę w świat…

KON­RAD

Idę, by wa­lić mło­tem!

MUZA

Czy tu po­trzeb­na nowa for­ma, czy ko­niecz­na?

Pew­no jaka spra­wa od­wiecz­na; – by ze­szła tyl­ko Duze czy Sor­ma, i kur­ty­nę wznieść moż­na.

Sa­rah czy Mo­drze­jew­ska…

Oto jak my­ślę, sztu­kę, tra­ge­dię wpro­wa­dza ar­tyst­ka.

W grze jej i w każ­dym ge­ście tu bę­dzie cza­ru lu­byst­ka, że wszy­scy, jak tu je­ste­ście, pod jej uro­kiem w błę­dzie, w złu­dze­niu…

KON­RAD

Że wszyst­ko więc po­le­ga na…

MUZA

Wy­po­wie­dze­niu.

KON­RAD

MUZO, chcę na­ród przed­sta­wić.

MUZA

A, to musi od­by­wać się tak, by na­ród mógł się ba­wić:

Trze­ba de­ko­ra­cje usta­wić, pa­mię­tać o każ­dym sprzę­cie, umie­ścić w bud­ce su­fle­ra, je­śli kto tek­stu nie spa­mię­ta – za ku­li­sa­mi re­ży­se­ra i in­spi­cjen­ta i dać im skró­co­ny sze­mat.

A gdy już wszyst­ko go­to­we, roz­ka­zać grać na roz­po­czę­cie po­lo­ne­za, je­śli pol­ski te­mat, i rzu­cić, jako pierw­szą kar­tę, wiel­kie Sło­wo.

KON­RAD

Chcesz, by wszyst­ko było za umo­wą.

MUZA

Tekst do­wol­ny, ko­me­dia del'arte.

KON­RAD

Strój­cie mi, strój­cie na­ro­do­wą sce­nę, nie­chaj­że uj­rzę, jak du­sza wam pło­nie;

nie­chaj zo­ba­czę dziś bo­gac­two całe i ogień rzu­cę ten, co pali w ło­nie, i wa­szą zwo­łam Sła­wę!

Te­atr, świą­ty­nia sztu­ki – o du­szo, przy­by­waj!

Hej! Tu staw­cie ko­lum­ny te, tu­taj po­są­gi.

Da­lej, przy­nie­ście ścia­nę – ty mi śpie­waj hym­nus try­um­fu, a ty pieśń ża­ło­by.

Da­lej! Usta­wić bo­ha­te­rów gro­by, po­mni­ki: Bo­ra­tyń­ski-ry­cerz, ry­cerz-Kmi­ta!

Umo­cuj­cie je sil­nie, po­przy­sta­wiać drą­gi, przy­śru­bo­wać – ha, Soł­tyk – a tu­taj część sali, jak­by sala sej­mo­wa – stół do kart, gra w ko­ści.

Stro­ić, prę­dzej się stro­ić; dom sta­wiam pięk­no­ści

Le­d­wo po­wie­dział co, a już się sta­ło:

Już de­ko­ra­cję zno­szą całą;

już usta­wia­ją, pię­trzą, ła­dzą.

Ak­to­rzy rze­szą się gro­ma­dzą, ko­stiu­my na się na­wdzie­wa­ją te, w któ­rych po­tem role gra­ją.

Te­atr na­ro­du, sztu­ka, pol­ska sztu­ka!

Chce­my go stro­ić, chce­my go ma­lo­wać, chce­my w te­atrze tym Pol­skę bu­do­wać!

Żu­pa­ny bierz­cie, de­li­je, kon­tu­sze;

zno­ście mi lite pasy, krzyw­ce, ka­ra­be­le, chłop­skie gu­nie, suk­ma­ny, trzo­sy. Tłum w ko­ście­le!

Niech w oczy biją ko­lo­ry ja­skra­we, nie­chaj rażą jak słoń­ce. – Wstąg, wstą­żek, okra­sy!

Nie­chaj ich uj­rzę ra­zem, jak­by w zło­te cza­sy.

Ra­zem, ra­zem wy wszy­scy, ma­gnat, chłop i mia­sto.

Sier­mięż­ni wy, przy­stań­cie oko­ło Pa­syj­ki.

Da­lej wy, wy hu­sa­ria – wy z hra­bią Hen­ry­kiem na cze­le, nie­do­bit­ki – Sztan­dar ten z Ma­ryj­ką.

Sza­racz­ki, wy ar­ty­ści, fan­ta­zju­sze, mni­chy.

Wy wszy­scy! – Strój­cie, strój­cie się w or­na­ty, w or­na­men­ta, zło­to­głów, we świą­tecz­ne sza­ty i za­cznij­cie bój my­śli i szer­mier­kę sło­wa – a ty im. Muzo, po­daj ton.

MUZA

Ja już go­to­wa.

KON­RAD

Oto ich wi­dzę! Sto­ją oko­ło mnie żywi:

ci, kunsz­tem sztu­ki po­zwa­ni do ży­cia.

Graj­cie – a z peł­nej du­szy. Do­bądź­cie z ukry­cia, co w was taj­ne, nie kryj­cie. – A ty bądź prze­wod­nia.

RE­ŻY­SER

Hej, świa­tła!!

MUZA

A w czy­im ręku po­chod­nia?!

KON­RAD

Pol­ska współ­cze­sna!

MUZA

Tłu­ma­czysz się ja­sno.

RE­ŻY­SER

Świa­tła niech bły­sną sze­rzej!

KON­RAD

Tu mnie cia­sno.

RE­ŻY­SER

Sze­rzej, wy ra­zem – roz­stą­pić się! Pozy!

Przy­bierz­cie pozy:

li­tość, zmę­cze­nie, go­rycz, mo­ment gro­zy.

MUZA

Pol­skę współ­cze­sną twórz­cie.

RE­ŻY­SER

Ser­cem szcze­rem.

Tak, jak ją wi­dzim współ­cze­śnie do­ko­ła.

KON­RAD

Za­rwij­cie wa­szych serc – -

MUZA

Bę­dzie bo­ha­te­rem:

kto wej­dzie z wień­cem u czo­ła!

"Tam-tam" na­zy­wa się na­rzę­dzie w or­kie­strze, któ­re dzwon uda­je.

Jak mó­wią te­atral­ne zwy­cza­je, uży­wa się mniej wię­cej wszę­dzie, gdzie się do sztu­ki dzwon do­da­je.

A więc w "Ko­ściusz­ce" do przy­się­gi, z dna wód w "Za­cza­ro­wa­nym kole";

raz się z nim w gór­ne idzie sprzę­gi, raz się znów sta­je z nim na dole.

Jest "tam-tam" rze­czą wła­śnie taką, ze za­wsze się w nią tłu­cze jed­na­ko.

Wra­że­nie, ja­kie wy­wo­łu­je, jest tym, co w so­bie kto po­czu­je.

" Tam-tam" jest w sta­nie dzwon Zyg­mun­tów z prze­dziw­ną od­dać do­kład­no­ścią, waży zaś le­d­wo kil­ka fun­tów i każ­dy dźwi­gnie go z ła­two­ścią, co uprzy­stęp­nia szer­szej ma­sie w te­atrze drżeć przy tym ha­ła­sie, imi­tu­ją­cym na­strój dzwo­nu z prze­dziw­ną sub­tel­no­ścią tonu.

O Zyg­mun­cie! sły­sza­łem cie­bie i na­tych­miast po­znam, gdy usły­szę.

Niech ino się twój głos za­ko­le­bie i prze­ni­kli­wy wżre się w ci­szę, w ci­szę pół­gwar­ną, pół­szem­rzą­cą, niech ino wpad­ną pierw­sze tony, tą me­lo­dy­ją dźwię­ku rwą­cą, już wiem: żeś Ty jest w ruch pusz­czo­ny, że wo­łasz, wo­łasz: PÓJDŹ­CIE ZE MNĄ, i wo­łasz wiek już nada­rem­no.

Oni się, co naj­wy­żej, za­słu­cha­ją i oczy mgłą im łez na­pły­ną.

A gdy ty wo­łasz: WZNIJDŹ, PO­TĘ­GO, wra­że­nia u nich pierw­sze miną.

A gdy ty wo­łasz: DZIE­JÓW KSIĘ­GO,

RO­ZE­WRZEJ KAR­TY NAD NA­RO­DEM.

NA­RO­DZIE, WRÓ­ŻĘ, ZMAR­TWYCH­WSTA­NIESZ, choć sto­ją jesz­cze, choć cze­ka­ją, cze­ka­ją: kie­dy brzmieć prze­sta­niesz i ton ostat­ni twój za­war­czy…

Gdy więc za tobą pójść nie god­ni, a czę­stych wra­żeń tę­sk­nią głod­ni:

na ten uży­tek "tam-tam" star­czy.

Wie o tym do­brze i pa­mię­ta

RE­ŻY­SER (sztu­kę dziś pro­wa­dzi), więc Kon­ra­do­wi "tam-tam" ra­dzi:

RE­ŻY­SER

A gdy się ozwie "tam-tam": dzwon, ty wejdź.

MUZA

I bierz naj­wyż­szy ton!

KON­RAD

I na­wet się nie spy­tasz, jaka słów bę­dzie treść?

MUZA

Chcę ak­cji, dzia­łaj, da­jęć pole.

Za­graj, jak ze­chcesz, two­ją rolę, a mo­żesz ich, gdzie ze­chcesz, wieść!

KON­RAD

A tam­ci?

MUZA

Tam­ci będą grać za sie­bie też – jak kogo stać.

(Kon­rad scho­dzi ze sce­ny, któ­ra za­peł­nia się tłu­mem ak­to­rów i sta­ty­stów).

RE­ŻY­SER

Role roz­da­ne! – kto za­czy­na?

Na miej­sca! – Wzno­si się kur­ty­na! -

To rzekł i kla­snął tu trzy razy.

Ram­pa się na­gle roz­świe­tli­ła;

pod­no­si się za­sło­na z gazy, któ­ra do­tych­czas wszyst­ko kry­ta.

Gdy się już upo­ra­no z gazą,

Muza, któ­rej grę roz­po­cząć wy­pa­da, suk­nię po­pra­wia i ukła­da, wresz­cie roz­po­czy­na z em­fa­zą:

MUZA

Nie­bian­ką zstą­pi­łam do tych bram i Sztu­kę, któ­rej taj­nie znam, przed wami gło­szę!

Ser­ca w górę! Do góry gło­wy! Dum­ne czo­ła!

RE­ŻY­SER

Cze­go pani tak wola?

MUZA

W pur­pu­rę i zło­to­głów przy­odzia­ni:

oto moi męże wy­bra­ni, a tam­ci w zgrzeb­nej ko­szu­li, a tam­ci w wiecz­nej ża­ło­bie…

RE­ŻY­SER

Daj spo­kój gar­de­ro­bie.

MUZA

Pieśń moja wy­bie­ży przede mną na wa­sze spo­tka­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: