Zachcianek - ebook
Zachcianek - ebook
Pełna zaskakujących zwrotów akcji, a zarazem ciepła i pełna humoru kontynuacja powieści Poczekajka Katarzyny Michalak.
Patrycja, rudowłosa pani weterynarz, opuszcza Poczekajkę, by zacząć nowy etap w życiu u boku ukochanego Gabriela. Wystarczył jednak tylko rok, by marzenia i oczekiwania dziewczyny brutalnie zderzyły się z rzeczywistością. Patrycja tęskni za swoim życiem w Poczekajce, za pracą w ZOO, a i Czarny Książę z bliska nie wydaje się już taki pociągający. Czy to właśnie na niego czekała całe życie?
Zanim odpowie sobie na to pytanie, czeka ją jeszcze wiele przeciwności losu dramatycznych zawirowań.
Zachcianek to historia o spełnionych marzeniach i odrobinie magii. O prawdziwej Miłości, która jest tuż obok, choć wcale nie tam, gdzie jej szukamy. O odnalezieniu własnego miejsca na Ziemi i szczęścia, które jest w zwyczajnej codzienności. I o tym, że w każdy, nawet najgorszy człowiek, może zmienić się na lepsze i zasługuje na drugą szansę.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05769-8 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Który niewinnie się zaczyna, lecz tak sobie kończy…
Stary dom przysiadł wygodnie pośród stuletnich sosen, pozwalając tulić się do snu ich łagodnym kołysaniem. Zapadła przedwieczorna cisza, którą tak lubiła Patrycja. Siadała zwykle na schodkach Chatki, patrzyła niewidzącym spojrzeniem na ścianę lasu i odchodziła do świata marzeń.
Gdzieś w jaśminach zakwilił ptak i zaraz umilkł, jakby zawstydzony, że burzy spokój gasnącego dnia. Bura kotka leniwie uderzała ogonem o boki. Dwa psy — kosmaty owczarek i czarny terier — siedziały na schodach, patrząc z niedowierzaniem na tę, która właśnie zamykała im drzwi przed nosem. Przyłożyła palec do ust, nakazując zwierzętom, by były cicho, pokręciła głową i odeszła, uśmiechając się.
Psy i kotka patrzyły za nią, ale po chwili ich uwagę przykuły zamknięte drzwi domu. Bo gdy stara willa kładła się spokojnie do snu, w piwnicy rozpętało się piekło.
Światło zgasło w momencie, gdy lewitując pod sufitem, ustawiała słoiki z korniszonami.
— Ożeż w mordę! Zabiję ją… — wywarczała Patrycja, chwytając się regału i upuszczając słoik.
Mniejsza o przetwory, bo też nudząc się straszliwie jako pani Gabrielowa prawie Romocka, przygotowała ich taką ilość, jakby zapowiadano trzecią wojnę światową.
W całkowitej ciemności — piwnica nie miała okien — próbowała trafić nogą na niższy stopień drabiny, czując, jak drewniana konstrukcja niebezpiecznie się pod nią chwieje.
— Celowo to zrobiła. Może po ciemku spieprzę się z tej cholernej drabinki i skręcę sobie kark. Celowo. Zabiję ją…
Czując, że się ześlizguje, rękami chwyciła się regału, ten runął na bok z potwornym hukiem, za nim posypały się słoiki z korniszonami, a za regałem, słoikami i korniszonami… Patrycja.
Zaskowyczała, upadając na rozbite szkło.
— Za… zabiję ją! — chlipnęła, gdy już mogła wydobyć z siebie głos. — Kurde, jak to boli! — Chwyciła za odłamek szkła wystający z jej ramienia i znów padła twarzą w korniszony, płacząc z bólu. — Ożeż! Weź… weź się, idiotko-o, w garść, mu-musisz stąd wyjść…
Pełznąc w egipskich ciemnościach do drzwi, wpadała na widły, grabie, cepy, a nawet wazy dynastii Ming, których na pewno nigdy nie trzymała w tej piwnicy. Nieskończenie długie minuty, pół litra krwi serdecznej i dwie szklanki łez później dotarła w końcu do schodków prowadzących na zewnątrz, do których drogę wskazywała nie rozjarzona na zielono tabliczka EXIT, lecz wąski pasek światła pod drzwiami. Wspięła się, płacząc i klnąc, na pierwszy schodek, na drugi…
Gdzieś na zewnątrz zaskowyczała Neska. Potem dołączyła do niej Panda-pies. Przeciągłe wycie przetoczyło się przez cały Zaborów.
Patrycja, szczęśliwie dotarłszy do szczytu schodów, pchnęła drzwi i… to jej zachciało się wyć.
W pierwszej chwili nie pojęła grozy sytuacji, usiadła i ręce jej po prostu opadły. W następnej pojęła, że drzwi są zamknięte od zewnątrz, piwnica nie ma okien, panują w niej nieprzeniknione ciemności, a Gabriel wraca za tydzień.
— Wypuść mnie!!!